poniedziałek, 3 sierpnia 2015

47.




"Urodziłeś się oryginałem, nie umieraj jako kopia".

*****

- I co, Hana? - Agata spojrzała wyczekująco. Była mocno przybita.
- Możesz jeszcze coś dla mnie zrobić?
- Jasne.
- Zawiadom ginekologię, niech szykują inkubatory, streść im sytuację, ja idę się myć, anestezjolog przygotowuje Kamilę. Zaczynamy ciąć za 15 minut.
- O Boże. Nie powstrzymasz już akcji? Nie może urodzić naturalnie?
- Nie może - po pierwsze dlatego, że ucieka mi co jakiś czas tętno jednej z dziewczynek. Trzeba się streszczać. A po drugie - ważniejsze - jedna ułożona jest główkowo, czyli prawidłowo, fizjologicznie, a druga miednicowo, w takiej sytuacji musimy ciąć bez dyskusji.
- I co będzie z dziećmi? Do terminu masz dwa miesiące, poza tym ich jest dwie, na pewno są mniejsze... Przeżyją?
Hana posmutniała.
- Wiesz przecież, że nie takie wcześniaki odratowaliśmy. Wszystko jest kwestią ich stanu po narodzinach. I woli walki. Wkurza mnie tylko postawa Radwana, którego oczywiście dzisiaj nie ma. Z karty nic nie wynika. Nie mam pojęcia, dlaczego w 28 tygodniu, kiedy przyjechała ze skurczami, nie podał sterydów przyspieszających rozwój płuc dzieci. Takie leki działają po czasie, ja już nie mogę ich podać, to nic nie da.
- Chcesz mi powiedzieć, że popełnił błąd? Powinien to zrobić? - przejęta Woźnicka w roztargnieniu potarła nos.
Ginekolog wzruszyła ramionami z westchnieniem.
- Tak. Ciąża bliźniacza z natury jest wysokiego ryzyka. Donoszoną zwykle rozwiązujemy w 36 tygodniu, rzadko która kobieta wytrzymuje dłużej. Większość jednak kończy się wcześniej, kiedy pojawiają się skurcze, sterydy podajemy, kiedy jest konieczność, a skurcze są taką koniecznością. Nie ma na co czekać, wtedy już wszystko może się zdarzyć. Gdyby doszło do porodu, dzięki lekom maluch ląduje na świecie w lepszym stanie ogólnym, no i oczywiście lepiej sobie radzi w walce o zdrowie, ma mniejsze lub nie ma problemów z oddychaniem.
- Zapytaj go. On podobno ma jakieś kłopoty. A jeśli nie podał, idź do dyrektora.
- Wszyscy mamy problemy, Agatka, problemy zostawia się w domu. Mam donosić na ordynatora? Nie zapominaj, że on przejął moje obowiązki. Wcale nie jest to takie proste. Każdy z nas kiedyś popełnił błąd.
- Dobra, ja ją przyjmowałam na izbie, to i ja do niego zadzwonię. Nie przepadasz za nim, co?
- Nie znam go, ale po opowieściach Piotra nie mogę powiedzieć, że czekam na spotkanie z nim z radością.
- A on za tobą?
- Jeszcze nie zdążyliśmy się ściąć, jeśli o to pytasz. Ja nic do niego nie mam osobiście. Uważam po prostu, że brakuje mu czynnika emocjonalnego, a bez tego nie można być dobrym lekarzem, bo pracujemy z ludźmi i ich dziećmi, a nie z przypadkami medycznymi. Taka specjalizacja, niektórzy na te dzieci czekają latami.
- My za to tego czynnika mamy za dużo - powiedziała stanowczo Agata.
- A potem odchorowujemy. Coś w tym jest.
Hana uścisnęła internistkę.
- To dzwoń do niego, ale już z domu, uciekaj spać.
- Napisz co tam, kruszyny nie dadzą mi spokoju, będę myśleć.
- Jasne.
Razem opuściły pokój lekarzy.

*

Godzinę później Hana z zamkniętymi oczami siedziała na kanapie w pokoju lekarskim. Po wyczerpującej emocjonalnie operacji musiała ochłonąć, pozbierać myśli. Potem z kolei iść do pacjentki i poinformować ją o stanie córeczek. Zastanawiając się, jak to zrobi, zatęskniła za własną zdrową córką. Za jej promiennym uśmiechem, cudownym zapachem i małym ciałkiem idealnie dopasowanym do jej ramion. Poczuła ulgę na myśl, że Sara jest teraz bezpieczna. Jednocześnie ze wstydem uświadomiła sobie, że w wirze pracy ani razu nie zadzwoniła do opiekunki. Ogarnęło ją poczucie winy. Domyślała się, że i mąż nie znalazł na to ani chwili. Chwyciła komórkę.
Nie zdążyła wybrać numeru. Drzwi gwałtownie się otworzyły, do pokoju jak wicher wpadł Krzysztof Radwan - ordynator ginekologii. Hana poderwała się natychmiast, otwierając na jego widok szeroko oczy ze zdumienia.
- Przepraszam, szukałem pani - speszył się nieco widząc, że ją przestraszył. Hana niewłaściwie zrozumiała jego spuszczony wzrok. Zirytował ją. Nie lubiła półśrodków.
Stanowczo wstała, niespodziewanie dla siebie nie zamierzając z nim dyskutować.
- Mamy problem, panie ordynatorze. A właściwie pan go ma.
- Doktor Woźnicka do mnie dzwoniła, to nie jest tak, jak pani myśli...
- Ja nic nie myślę. Chcę po prostu, żeby nasza współpraca ułożyła się co najmniej poprawnie. Nie ukrywałam nigdy, że doktor Gawryło jest moim mężem. A teraz nie zamierzam ukrywać, że wiem od niego, że od momentu zatrudnienia zdążył sobie pan narobić wielu wrogów w szpitalu. Ja nie jestem i nie będę kolejnym. Nie mam zamiaru się z panem kłócić. Pan i ja wykonujemy swoją pracę najlepiej jak umiemy, mimo różnego podejścia do pacjentek. I niech tak zostanie.
Radwan słuchał oszołomiony. Goldberg wyciągnęła rękę.
- Hana Goldberg lub Gawryło, w tym szpitalu można stosować wymiennie.
- Krzysztof Radwan, tylko i wyłącznie.
Uśmiechnęli się do siebie, po czym nastała cisza, Krzysztof uznał, że wypada ją przerwać.
- Widzi pani, te sterydy...
- Zostały dzieciom podane, wiem, jestem ginekologiem, panie doktorze, ośmielę się nieskromnie powiedzieć nawet, że całkiem nie najgorszym. Widzę to po stanie ogólnym noworodków. Na początku było ciężko - fakt. Ale w piątej minucie jedna dostała 7, a druga 9 punktów. Poza tym krzyczały na tyle głośno, żeby stwierdzić, że co jak co, ale płuca mają w porządku. Pytanie brzmi, dlaczego nie odnotowałeś tego w karcie, narażając mnie na stres, a dzieci na niebezpieczeństwo. Gdyby urodziły się w gorszym stanie, a matka dowiedziałaby się, a powiedziałabym jej bez wahania, że nie zrobiłeś wszystkiego, co można, sprawa skończyłaby się w sądzie. Nie udowodniłbyś, że leki jednak podałeś. Wnioski?
- Byłem przekonany, że wpisałem. Ktoś mnie oderwał od kart, a kiedy wróciłem do ich wypełniania, po prostu o tym zapomniałem. Wnioski: strasznie mi przykro i obiecuję, że od teraz sprawdzam drugi raz.
- Wnioski prawidłowe.
- Czyli co?
- Czyli idziemy wspólnie skontrolować stan dzieci, a potem miejmy nadzieję trochę uspokoić ich zrozpaczoną matkę.

*

Kiedy weszli do sali, pacjentka kurczowo przytrzymując się łóżka, za wszelką cenę usiłowała wstać.
- Co pani robi?! - Ginekolog podbiegł do niej i przytrzymał mocno w pozycji horyzontalnej. - Pani nie wolno się ruszyć, rozumie to pani? Niedawno stosowano znieczulenie zewnątrzoponowe!
- Chcę zobaczyć moje dzieci! Muszę je zobaczyć!
Hana spokojnie podeszła, żeby jak zwykle rozsądzić spór.
- Nie może pani wstać, to akurat jest fakt, ale skoro ma pani takie wyjątkowe dzieci, i my powinniśmy zrobić wyjątek.
Chwyciła łóżko, zwracając się do Krzysztofa.
- Jedziemy, pomóż mi, zapewniam cię, że dawno czegoś takiego nie widziałeś, nie pożałujesz.

*

We wspólnym inkubatorze leżały dwie niespełna półtorakilogramowe dziewczynki. Absolutnie identyczne.
- Mają taki sam wzrost, niemal identyczną wagę, jedna z dziewczynek musi minimalnie nadrobić, ale dogoni siostrę lada dzień. Kolor oczu i włosów, kształt nosa, słowem - wszystko. Przed panią niezwykłe zadanie wychowania ludzkich klonów na dwie odrębne, świadome siebie osoby. Ja w swojej karierze widziałam identyczne bliźnięta jednojajowe dwa razy.
- Ja trzy, ale za każdym razem mnie zachwycają - wtrącił Radwan.
Maluchy zetknęły się rączkami. Kamila patrzyła na nie zauroczona. Hana się uśmiechała, Krzysztof odetchnął z ulgą.
- Co z mężem, już wie? - spytała lekarka cicho.
- Tak, wraca pojutrze, nie udało się wcześniej przez samolot
- Wspaniale - ucieszyła się Hana. - Czeka go niezwykła niespodzianka.
- Ale pani doktor, co teraz, co z nimi?
- Stan jest stabilny, ale nie będę oszukiwać - to może się zmienić w każdej chwili. Gdyby stan którejkolwiek się pogorszył, będziemy też musieli rozdzielić je do różnych inkubatorów, mimo że najlepiej byłoby im razem.
- Nie mam w co ich ubrać, wszystko jest takie ogromne, a one takie maleńkie. No i strasznie chciałabym karmić piersią, przecież to im tak bardzo potrzebne, a nie mam ani kropli mleka!
- Przyślemy do pani pielęgniarkę laktacyjną, jeśli tylko pani zależy, zrobimy wszystko, żeby pobudzić laktację. Na początek nie będą potrzebowały wiele mleka - odezwał się Radwan.
- Najważniejsze - nastawić się pozytywnie, to potrafi zdziałać cuda - dodała Hana. - A co do ubranek - w Internecie można kupić takie przeznaczone dla wcześniaków, nie ma strachu.
- Nie ma się nad czym zastanawiać. Trzeba spokojnie czekać. Dajmy im podrosnąć - pocieszał Krzysztof. - Będziemy kangurować oczywiście, ale to dopiero za jakiś czas, na razie są za słabe.
- Kiedy zejdzie pani znieczulenie, proszę przy nich siedzieć mimo bólu, dużo do nich mówić, o czymkolwiek, choćby o pogodzie. Jeśli w najbliższych dniach nie dopadnie ich żadna infekcja, również wkładać rękę do inkubatora i ich dotykać. To bardzo ważne.
- Dziękuję - kobieta spojrzała na nich z wdzięcznością, choć przez łzy.
- Jeszcze nie ma za co - rzekł ginekolog.
- Wszystko przed nami, to dopiero początek drogi - powiedziała Hana. - Ale musimy wierzyć, że wszystko skończy się dobrze.

*

Kiedy odwieźli Jagodzką do sali, odpowiedzieli na niekończącą się listę jej pytań i wątpliwości, zapewnili, że w każdej chwili może się do nich zwracać z najmniejszymi nawet problemami, usiedli nareszcie w pokoju lekarskim.
Radwan włączył ekspres. Hana patrzyła na niego spod zmrużonych powiek.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - Zapytał speszony.
- Bo się cieszę.
- Nie rozumiem?
- Że nie taki diabeł straszny, jak głoszą legendy. Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że cieszę się, że będziemy razem pracować, szefie.

16 komentarzy:

  1. Jedno muszę Ci przyznać- przy tej całej swojej wrodzonej złośliwości wiesz kiedy i o czym pisać. :)
    Takie już życie jest wredne, często opinia o kimś robi się bardzo przesadzona i później trudno uwierzyć w to, że ktoś może być zupełnie innym człowiekiem. Krzysztof z pewnością ma liczne wady jak i każdy człowiek, ale przy tym jest profesjonalistą i kimś, z kim można śmiało pracować bez większych sporów. Hana oczywiście nie miała większych problemów ze współpracą z nim, bardzo mi się podoba w niej ta pewność siebie i skonkretyzowane cele. Ona doskonale wiedziała czego chce- mało tego- wiedziała co zrobić, aby osiągnąć jak najlepiej swoje cele. Myślę, że teraz już ich współpraca będzie przebiegać bez przeszkód. Może nawet polubimy się z doktorem, który bądź co bądź powinien mi być bardzo bliski. :D
    Piękne kluchacze na świat wyszły. Koniecznie muszą zostać odratowane, bo jak nie, to chyba będę puakau. Ciekaw jestem czy Kamila stanie na wysokości zadania i wymyśli im odpowiednie i pasujące imiona. To wcale nie jest takie łatwe jakby się mogło wydawać. Ale ja tam w nią wierzę, jak i w Ciebie, dacie rade! :)
    Widzę, że odpoczynek wspaniale Ci służy. W ogóle nie spadasz z formy, części wspaniałe jak zawsze były. W końcu nie bez przyczyny wstaję pół godziny przed czasem żeby tylko przeczytać. ;)
    Buziaki. :*
    P.S. Wracając do wczorajszej rozmowy- masz tu namacalny dowód na to, do czego chciałem Cię usilnie przekonać. ;) Z takim argumentem już chyba nie powalczysz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zawsze wiem, o czym pisać, drogi kolego. :) Inaczej byś tu nie wchodził. :)
      No, ciekawe, czy polubisz doktorka, bardzo ciekawe. :) Pokrewieństwa rządzą się swoimi prawami. :) Hana porządnie wykonuje swoją robotę, poza tym stara się nie osądzać, zawsze wysłuchuje każdej strony, co pozwala jej się nie uprzedzać, w serialu też taka była.
      Sam w przyszłym tygodniu ocenisz, czy imiona pasują i czy lubisz kluchacze. :) Bo pojawią się po raz ostatni.
      Gdybyś tylko czytał, z kolei ja bym puakaua. :* Bardzo się cieszę, że mam napisane naprzód, dzięki czemu mogę w spokoju odpoczywać i jak wiesz, robić wiele innych rzeczy. Oby nam służyło aż do przyszłego tygodnia. :)
      Co do argumentu - ustępstwo brzmi, czasem mi się zdarza. :)

      Usuń
  2. Już...? No zlituj się z tymi poniedziałkami, przed chwilą przecież była niedziela...
    A co jeśli, ktoś urodził się jako kopia? Tak, tak, wiem. Retorycznie pytam...
    Hana, jak przystało na jej emocjonalne podejście, zmartwiona, ale nie traci zdrowych zmysłów. I to się jej chwali. Normalnie lekarz idealny... Gdyby wszyscy tacy byli, mielibyśmy kolejną iskierkę lepszego świata... Ach, ile się ich już w Twoim opowiadaniu nazbierało, to szkoda liczyć, bo chyba nie znam aż tak wysokiej matematyki...
    Zastanawiam się czy błąd Radwana był błędem, czy dopiero teraz okazuje się, że mógł zrobić więcej. Może podczas wcześniejszego badania pacjentki nie widział potrzeby podawania sterydów, a może faktycznie zbagatelizował stan dziewczyny... Zapewne już niedługo się tego dowiemy...
    Cóż, lekarze, mimo swojej ogromne wiedzy i doświadczenia, nie są cudotwórcami, ani innymi podobnymi tworami i choć to na nich leży cała odpowiedzialność i ludzie pokładają w nich całą swoją nadzieję, trzeba liczyć się z tym, że są tylko ludźmi. Mądrymi, wykształconymi, doświadczonymi (są wyjątki!), ale tylko ludźmi...
    Ginekolog od razu wdraża się w rytm pracy, widać przerwa nie odbiła się na jej wydajności, a może nawet dobrze zrobiła. Hana mimo, niewesołych okoliczności, związanych z ciążą pacjentki, jest widocznie radosna, że może znów pomagać ludziom...
    W chwili spokoju zatęskniła za córką, to zrozumiałe. Niestety, taka już praca lekarza, nie wszystko co sobie zaplanujemy wychodzi, a nawet lepsza jest spontaniczność. No właśnie, Radwan przeszkodził w telefonie do opiekunki. A szkoda, może Hana trochę by się odstresowała, słysząc, że wszystko w porządku, że zjadły obiadek, i że właśnie bawią się klockami...
    Czyli tak jak sadziłam błąd nie był błędem. To dobrze, nikt nie ucierpiał...
    Pierwsze spojrzenie w oczy wydawało się nieprzyjazne i jeszcze te słowa Hany, które wydały mi się być ostrzegawcze, ale widać, że mimo wszystko oboje mają profesjonalne podejście i ich współpraca będzie układała się zgodnie. No może z małymi sprzeczkami, bo byłoby nudno...
    Dobre rozwiązania nie są nigdy złe... Jak ja lubię to podejście Hany i jej entuzjazm...
    Ryzyko, że stan bliźniąt się pogorszy jest, ale ryzyko zawsze jest. A poza tym bez ryzyka nie ma zabawy...
    Matko, ale ja jestem wredna...
    Mam nadzieję, że nie wszystko skończy się dobrze, bo dziś znów mam morderczy nastrój...
    No i dobrnęłam do końca opowiadania... I co ja teraz będę czytała?
    Buziaki :-*
    CzerwonaPomadkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starzejemy się, moja droga. :)
      Każdy jest w jakiś sposób oryginałem, tylko często społeczeństwo sprawia, że próbujemy się tak silnie dopasowywać do otoczenia, że stajemy się kopią innych ludzi. Często nieudolną, zacieramy naszą odmienność, bo ktoś wmawia nam, że dopasowani i bez wyrazu lepiej odnajdziemy się w grupie.
      Potrzeba nam lepszego świata, a że to nie takie proste, musimy ulepszać ten, który mamy. :)
      Błąd Radwana na szczęście okazał się niedopatrzeniem. A leki Kamili zostały podane.
      To prawda, ktoś, kto na co dzień żyje aktywnie, z trudem przywyka do wolniejszego tempa. Dlatego na pewno powrót do codzienności i tego znanego rytmu pracy może ucieszyć.
      W obliczu choroby dziecka często z czułością myśli się o własnym zdrowym.
      A relacje Hany i Radwana może kiedyś staną się wątkiem, kto wie. :)
      Prawda to, jak i fakt, że szczęśliwa matka to szczęśliwe dzieci.
      Poczytaj dobrą książkę, a potem coś fajnego mi poleć. :) Poza tym niezły serial też nigdy nie jest zły. :D Buziaki. :*

      Usuń
  3. Opowiadanie super <3 najbardziej lubie czytac o HaPi kocham Twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  4. ten cytat strasznie pasuje mi do Hany. Nie wiem czy takie było zamierzenie, ale dla mnie idealne!
    Hana to taka strasznie mądra kobieta. Uwielbiam jej dialogi, ze wszystkimi. Nawet z Radwanem, o dziwo! Brakowalo mi tu tylko Piotra, no ale nie mozna miec wszystkiego ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W końcu znowu będzie i Piotr. :) Też bardzo lubię Hanę. :*

      Usuń
  5. Myślę, że współcześnie nie będzie dużego problemu z odratowaniem dziewczynek urodzonych dwa miesiące przed czasem. Wszak teraz przeżywają już dzieci z szóstego miesiąca. O podawaniu sterydów przyspieszających rozwój płuc nigdy nie słyszałam, a byłam przekonana, że sporo wiem. O lekarzu, który zastępował Hanę, chyba nie było zbyt wiele, bo jakoś nieszczególnie go kojarzę. Donoszenie rzeczywiście nie jest w jej stylu, tylko pytanie, czy w takich sytuacjach ważniejsza jest lojalność względem kolegów po fachu, czy nie dopuszczenie do tego, aby podobny błąd się powtórzył. Czynnik emocjonalny w pracy z ludźmi jest bardzo ważny. Pacjenci w jakiś sposób wyczuwają sposób, w jaki są postrzegani przez lekarza. A wiadomo, że aby komuś zaufać i oddać się w jego ręce dobrze jest mieć świadomość, że ów ktoś widzi w nas człowieka, a nie jedynie zestaw narządów, w których coś się zepsuło. To normalne, że w ferworze obowiązków, w obliczu ratowania ludzkiego życia, Hana nie pomyślała o kontrolowaniu opiekunki. Znaczy to też, że zaufała jej na tyle, że może spokojnie pozwolić myślom biec w innym kierunku, nie zastanawia się przez cały czas, czy z Sarą wszystko w porządku. Teraz już jestem niemal pewna, że doktor Gawryło opowiadał żonie o zatargach z ordynatorem poza opowiadaniem, wszak to coś, co bym zapamiętała. Hana natomiast potrafi być ostra, w takim wydaniu rzadko można ją zobaczyć. Nie wiedziałam też, że bliźnięta kładzie się we wspólnym inkubatorze. Aż łzy stają w oczach w momencie czytania o pierwszym spotkaniu matki z córeczkami. Niesamowity masz dar do pisania chwytających za serce, wzruszających scen. Wprost konam z ciekawości względem tego, jakie wybierzesz dla nich imiona. Nazwisko pewnie specjalnie dobrałaś takie, do którego będzie można coś ładnie dopasować. Mam nadzieję, że mnie w tej kwestii nie zawiedziesz (bo w żadnej innej na pewno nie :)). Zobaczymy, jak się poukłada współpraca dwojga ginekologów. Hana pewnie dołoży wszelkich starań, by wszystko przebiegało harmonijnie, ale czy mroczny doktor jej to ułatwi?

    Czekam niecierpliwie na kolejną część, w której już na pewno muszą się pojawić imiona dziewczynek. Chętnie też poczytałabym o Idalii i Wiktorze, dawno nie było tych dwojga. W przyszłym tygodniu, jako że już przywykłam do pracowego zmęczenia, obiecuję wstać wcześniej już w poniedziałek i skomentować. Pozdrawiam i życzę dalszego udanego wypoczynku. Trzymaj się ciepło i pisz wytrwale. Buziaki! ;***

    Kaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda to, jak i czasem z niewiadomych przyczyn umiera dziecko donoszone. A wcześniak z 25 tygodnia po licznych problemach rozwija się zdrowo, niestety, natura nadal jest i będzie zawsze nieogarniona.
      Cieszę się, że uzupełniam twoją wiedzę, choć to zawsze co kraj, to obyczaj, ty u siebie spotykałaś identyczne maluchy?
      Błąd nie był wielki, acz to taka zawsze zdradliwa moralność, choć nie ma lekarzy idealnych, każdemu czasem zdarza się błąd popełnić, a wtedy myślę powinien móc jednak liczyć na kolegów. Radwan jest lekarzem serialowym.
      Powiem więcej - bez czynnika ludzkiego nie jesteś w stanie wytworzyć żadnej relacji w jakimkolwiek zawodzie polegającym na ciągłym kontakcie z ludźmi, a zwłaszcza kiedy nimi zarządzasz w jakiś sposób, w tym wypadku ich zdrowiem i życiem.
      Nawiązanie też do wątków serialowych.
      Jasne, jeśli tylko żadne dziecko nie ma infekcji i stan maluchów na to pozwala, nie rozdziela się bliźniąt, wręcz z powodu niedostatku sprzętu słyszałam o wkładaniu do jednego niespokrewnionych ze sobą dzieci.
      A z nimi zawsze to trochę jak w brzuchu, mamy co prawda nie ma cały czas, ale spokojniej na świecie i łatwiej nabierać sił, kiedy jest chociaż siostra.
      Dzięki. :) Imiona poznasz w przyszłym tygodniu, raczej w moim niż ogólnym stylu. :)
      Wszystko a propos doktora pewnie za jakiś czas się wyjaśni.
      Trzymaj się dzielnie w pracy! Postaram się odpocząć i za ciebie. :)
      A oczekiwania zostaną spełnione. :)
      :***

      Usuń
  6. Wspaniale opowiadanie bardzo lubie je czytac i czeman na nexta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i zapraszam w przyszłym tygodniu, im nas więcej, tym weselej, a ja mam więcej pomysłów. :)

      Usuń
  7. Super wyszło z zawarciem sojuszu między Haną a Krzysztofem. Tak naturalnie, przez wzgląd na dobro pacjentki.
    Cieszę się, że po małej przerwie wróciłam do czytania opowiadań :) Czekam na Idalię i Wiktora :) Pozdrawiam i zapraszam do mnie, bo tam też już jakiś czas temu wróciłam :) :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo się cieszę, że wróciłaś. :) Oczywiście wpadnę do ciebie! :*

      Usuń
  8. No! Nie zostawiłaś mnie z niepewnością tak wielką, jak ostatnio, uff… jak dobrze, że z dziewczynkami w porządku, że przyszły na świat i nie jest tak źle, jak mogłoby być…
    Radwan… Oj, nie oglądałam serialu jak już w nim się pojawił, fakt, jest tylko człowiekiem i może popełniać błędy, ale różnie mogłobyć, a Hana jest matką, dlatego pewnie tak reaguje… nie dziwię się jej.
    Kamili też się nie dziwię (jezuu powtarzam się, ale to przez zmęczenie) dzieciaczki maluszki takie, sama bym się bała na ręce brać.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, jak ty późno piszesz, widać że od razu po podróży, niesamowita jesteś. :) Mam nadzieję, że dzisiejszą część przeczytasz już jak się wyśpisz. :*

      Usuń