poniedziałek, 29 września 2014

3.



"Niech nasza nadzieja będzie większa od wszystkiego, co się tej nadziei może sprzeciwiać".
*****

- Hana, obudź się – Piotr delikatnie gładził kobietę po policzku.
- Pięć minut. Proszę.
- Pięć minut było pięć minut temu.
Kobieta obróciła się z boku na plecy i przeciągnęła leniwie.
- W ogóle to czy my musimy dzisiaj gdziekolwiek iść? Nie mógłbyś się tak nagle rozchorować? – Pocałowała męża delikatnie.
- A ty co? – Piotr oddał pocałunek
- A ja… mogę na przykład się pierwszy raz w życiu spóźnić do pracy.
Przytulili się mocno do siebie i trwali tak w uścisku dłuższą chwilę.
- Niezwykle jesteś przebiegła moja żono, ale niestety oboje wiemy, że musimy iść.
- A zrobisz mi kawę?
- A mam inne wyjście? Jak zakotwiczysz w łazience, to już nie wystarczy ci czasu na przygotowanie ani kawy, ani śniadania.
*
- Piotr, ja mam dzisiaj tylko ósemkę, zdążę przygotować jakiś obiad dla Tosi, tylko ty zrób zakupy, bo w tym lekarskim domu jak zwykle nic nie ma, dziękuję za kawę, śniadanie będzie później, zjedz sam, bo ja naprawdę już muszę lecieć, a, i ja Tosię odbiorę. Nie musisz się spieszyć.
Po tych słowach Hana wybiegła z domu jak strzała. Piotr odprowadził żonę zdumionym spojrzeniem. Wzruszył tylko ramionami i też zaczął się zbierać.
*
- Ale pani doktor, czy pani tego nie rozumie? Ja mam w domu półtoraroczną córeczkę, która teraz jest z sąsiadką, ja tej kobiety nie znam, a moja Maja nie ma naprawdę z kim zostać. Ja muszę wracać do domu.
- Spokojnie, pani Magdo.
- Jak ja mam być spokojna! Niech mi pani da po prostu coś na te skurcze. Ja wracam do domu!
- Zrobimy USG, KTG i zobaczymy. No i jeszcze poproszę o zmierzenie ciśnienia. Musimy wszystko sprawdzić.
- Ale ja…
- Proszę tutaj chwile na mnie poczekać.
Hana wyszła szybko z gabinetu w poszukiwaniu pielęgniarki.
- Pani Izo – zatrzymała przechodzącą kobietę. – Proszę zmierzyć pani – w tym momencie niespodziewanie lekarka osunęła się na ziemię uderzając głową o podłogę.
- Rany boskie, pani doktor, niech mi ktoś pomoże!
Natychmiast druga pielęgniarka ułożyła Hanę na plecach i podniosła jej nogi w górę.
- Pani doktor? Hana, słyszysz mnie?
- Przynieś wózek, zabieramy ją na izbę, to już za długo trwa.
Dziewczyna posłusznie spełniła prośbę i obie kobiety podniosły powoli Hanę z ziemi.
- Ma pacjentkę w gabinecie – powiedziała Iza idąc w stronę wyjścia z oddziału – zajmij się nią.
Wchodząc szybkim krokiem na izbę przyjęć oddziału ratunkowego nerwowo wołała lekarza. Zza rogu wyszedł Przemek.
- Cholera jasna, Hana!
Sprawnie wziął siostrę na ręce i delikatnie ułożył na łóżku. Energicznie uderzał w jej policzki.
- Dość mocno uderzyła głową o ziemię, to trwa już jakieś trzy minuty, ja musze wracać na oddział.
- OK, dziękuję, damy radę.
Hana gwałtownie otworzyła oczy.
- Co się stało?
- Dzień dobry, siostrzyczko, zemdlałaś nam jak królewna z bajki.
- Przemek? Co tu robisz?
- Raczej ciebie powinienem o to zapytać.
- Gdzie jestem?
- Na izbie. I nigdzie – Powstrzymał gestem próbującą usiąść kobietę – się nie wybierasz. Nawet ze mną nie dyskutuj.
- Przemek, ja po prostu nie zjadłam śniadania.
- Tym gorzej to o tobie świadczy, uderzyłaś mocno głową w płyteczki podłogowe, trzeba sprawdzić łączność z bazą zawiadującą – uśmiechnął się do niej szelmowsko. – A poważnie – trzy minuty to za długo jak na zwykłe omdlenie. Tomografia i EKG na wszelki wielki.
- Ale moje pacjentki.
- Od teraz masz wolne.
- Jesteś okropny i traktujesz mnie jak małe dziecko. Tylko nie wspominaj Piotrowi, bo…
- O czym ma mi Przemek nie wspominać? Właśnie mnie tu przysłali z oddziału, bo cię szukałem.
Piotr podszedł do łóżka z zapakowaną w folię kanapką.
- To się trochę, stary, spóźniłeś – Przemek zerknął na jedzenie znacząco, Piotr usłyszał w jego głosie lekki wyrzut.
- Dzięki, stary, ja jestem po operacji i póki co bezrobocie, zajmę się nią.
Przemek wyszedł lekko urażony.
- Smacznego – podał żonie kanapkę – W tym czasie poszukamy sobie jakiejś izolatki. Hana, zróbmy te badania dla świętego spokoju.
- Żyć spokojnie byś mi nie dał, panie doktorze – Uśmiechnęła się do niego ciepło. – Ale za urażenie męskiej dumy mojego brata nie jestem ci specjalnie wdzięczna.
Spojrzeli na siebie figlarnie
*
- Rzeczywiście wygląda na to, że to zwykła hipoglikemia – powiedział Piotr zdejmując Hanie elektrody od EKG – Moje drugie serce jest w porządku.
- Od razu twoje – egoista – Hana ubierała się ze śmiechem.
- Egoista? Jestem ci wierny jak ten pies.
- Upierdliwy za to jak York.
- No nic, Wójcik i tak już przejął twoje pacjentki, idź do domu, ja tu muszę jeszcze trochę zostać. Tomografia też jest ok.
Hana wstała z kozetki i natychmiast się jej mocno chwyciła, bo zakręciło jej się w głowie.
- Co jest, do cholery? Hana!
- No przecież nie udaję, Piotr – powiedziała niepewnie.
- A może ty po prostu jesteś w ciąży?
- Nie, na pewno nie.
- Kiedy ostatnio miałaś okres?
- Nie pamiętam, Piotr, daj spokój.
- Mówiłaś mi, że jest pół na pół, może to tym razem nasze pół zwyciężyło?
- Wiedziałabym.
- To kiedy przychodzą trudne dni naszego małżeństwa?
- Miały już dawno temu być, ale po tym wszystkim – Hana westchnęła – Po poronieniu jestem mocno rozregulowana. A jak chcesz trudnych dni, to wystarczy jedno słowo.
- Chodź, sprawdzimy, zrobię ci USG ginekologiczne. To jest marzenie chirurga.
- Zwariowałeś.
- Wolisz Wójcika.
- Piotr – Hana natychmiast spoważniała. – Nikomu o tym nie mów. Ja nie jestem w ciąży, chociaż bardzo tego chcesz – głos lekko jej zadrżał.
Piotr wściekł się niekontrolowanie. Chwycił żonę za ramiona.
- Skończ z tymi histeriami. Mdlejesz bez przyczyny, jesteś blada, w badaniach nic ci nie wychodzi, anemii też nie masz, dziwi cię aż tak, że się martwię? Myślisz, że mówię o tym, żeby ci zrobić przykrość? Sama nie wiesz, dlaczego nie miesiączkujesz, o testach zapomnieliśmy, chodź to sprawdzić.
- Zróbmy betę – powiedziała zrezygnowana Hana.
- USG i to natychmiast. Jeśli jesteś w ciąży, chcę się upewnić, że nie jest pozamaciczna. Do kolejnej tragedii w naszym życiu nie dopuszczę, tego akurat możesz być pewna.
- Ile razy mam powtarzać, prawdopodobieństwo jest nikłe. Po prostu stres ostatnich miesięcy ze mnie wychodzi – perorowała kobieta w drodze do swojego gabinetu.
- Kobieto, puchu marny, zamilknij.
Hanie zrobiło się przykro, ale posłusznie przestała mówić, po wejściu od razu usiadła na fotelu ginekologicznym.
- Na pewno ja mam to zrobić, chcesz tego?
- Pod moją wyraźną kontrolą.
Lekarze przystąpili do badania. Po chwili na ekranie ukazał się obraz.
- No, widzę, że nie tylko na zewnątrz, ale i wewnątrz jesteś piękna, żono.
- Piotr, nie wkurzaj mnie. I tak już czuję się idiotycznie – nagle Hana się zawahała, wstrzymała oddech. – Zrób zbliżenie.
- Hana, czy to jest?...
- Zagnieżdżony prawidłowo w macicy zarodek… To jest niemożliwe, bije mu serce – mówiła Hana bez tchu. – Piotr, to się nie dzieje naprawdę, to jest po prostu niemożliwe!
- No to mi zrobiłaś niespodziankę, mówiłem, przestańmy się spinać i się uda.
- Nieprawda – Hana wstała gwałtownie i w pośpiechu zaczęła się ubierać.
- Hej, co jest? Hana, co z tobą? To jest przecież wspaniała wiadomość!
Kobieta pędem wybiegła z gabinetu.
- Jesteśmy zaskoczeni, ale, zaczekaj! – Piotr wybiegł na korytarz, zdał sobie sprawę, że nie zdoła już dogonić żony. – A niech cię cholera! Razem z tymi twoimi histeriami! – krzyczał za nią bez opanowania.

poniedziałek, 22 września 2014

2.



"Zaufanie jest najpiękniejszą spowiedzią zakończoną słowem: prowadź".

*****
Hana siedziała przy stoliku w bufecie i pogryzając kanapkę przeglądała karty pacjentów.
- Cześć, najpiękniejsza – Piotr dotknął delikatnie ramienia Hany. Mimo to lekarka drgnęła.
- Wystraszyłeś mnie, cześć.
 Uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Która to już twoja kawa dzisiaj, co?
- No coś ty, chyba nie będziesz mnie pilnował.
- Będę, w końcu jesteś moją przyszłą żoną, musisz być zdrowa i…
- Piotr, daj spokój!
- Szczęśliwa.
- No chyba że tak.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu. Piotr z uwielbieniem wpatrywał się w Hanę, kobieta siedziała zamyślona, wpatrzona w przestrzeń.
- Hana?
- Tak?
- Muszę cię o coś spytać i to dla mnie bardzo ważne, ale obiecaj, że mnie nie zbędziesz.
- Masz jedyną okazję.
- Wybaczyłaś mi? Wtedy, po poronieniu, że mnie przy tobie nie było? Wierzysz, że naprawdę o niczym nie wiedziałem i sam sobie tego nigdy nie zdołam wybaczyć?
- Trzy razy tak – odpowiedziała Hana uśmiechając się delikatnie, z czułością. Popatrzyła mężczyźnie prosto w oczy. – Kocham cię Piotr, miłość wszystko wybacza.
- Też cię kocham, nie wiem jak mogłem dotąd bez ciebie żyć.
- No, to patetycznie się nam zrobiło, a pacjenci czekają.
- Za to ja będę czekał na ciebie o ósmej przed szpitalem. I wtedy się już mi nie wymkniesz – powiedział Piotr i z czułością cmoknął lekarkę w czubek nosa.
- Nie zamierzam – w oczach Hany zalśniły łzy – zamierzam być twoja na zawsze i nigdy już sama.
*
Piotr gwałtownie otworzył oczy, leżał w łóżku sam, mimo że zasypiał z Haną. Byli małżeństwem już od pół roku. Niestety coraz trudniej szło im porozumiewanie się po poronieniu i usunięciu u Hany torbieli wraz z jajowodem. Nie umieli ze sobą rozmawiać, ona się zwierzać, on wyczuć momentu, w którym jej nie rozdrażni, kiedy będzie mógł podejść bezpiecznie, kiedy żona nie odskoczy pod wpływem dotyku, nie oskarży go oto, że nie ma potrzeby tulenia czy pocieszania jej, bo przecież wszystko jest świetnie.
Nagle usłyszał cichy, stłumiony szloch. Dobiegał z łazienki. Szybko wyskoczył z łóżka i pobiegł tam. W ostatniej chwili zawahał się pod drzwiami, uspokoił oddech. Pomyślał z wściekłością, że ma dość tego wiecznego „w porządku”, że już ani chwili dłużej tego nie wytrzyma.
Gwałtownie otworzył drzwi, wściekłość przeważyła nad rozsądkiem.
- Hana, co się dzieje?
Kobieta siedziała na podłodze z policzkiem wtulonym w wannę i trzęsła się od płaczu. Obok niej leżały testy ciążowe.
- Piotr, wyjdź stąd – powiedziała spokojnie, obojętnie.
- Dobrze wiesz, że tego nie zrobię, koniec z tym. Dość tych uników.
- Jakich uników? Nie rozumiem, wracam do łóżka, przepraszam – Hana podniosła się i skierowała do drzwi. Piotr zastąpił jej drogę własnym ciałem.
- Nigdzie nie idziesz – powiedział łagodnie. Wziął z półki chusteczki higieniczne i delikatnie wytarł oczy żony. A potem mocno ją przytulił. Stali tak spleceni w uścisku, Hana płakała cichutko, lekko drżała. Z wolna bliskość ukoiła ich ból, czuli się szczęśliwi, grzali się ciepłem swoich ciał, uspokajali się wzajemnie.
- No, piąta rano, odpowiedni czas na herbatę – Piotr rozładował panujące napięcie.
Hana się roześmiała, śmiała się coraz głośniej, łzy płynęły jej po policzkach. Piotr pocałował ją delikatnie w usta, przywarli do siebie na krótką chwilę. W końcu się odsunęli.
Piotr podniósł z ziemi testy ciążowe, wszystkie negatywne.
- Ile tego jeszcze jest w tym domu, albo lepiej, ile tego masz wszędzie pochowanego?
- Piotr…
- Hana, koniec z tym, z nakręcaniem się, to cię niszczy, rozbija na kawałki, a między nami tworzy mur, w tym domu ma więcej nie być żadnego testu ciążowego. Tak samo w twojej torebce i w twoim gabinecie w pracy, czy to jest dla ciebie jasne? – mówił stanowczo, lekko podniesionym tonem, patrząc jej prosto w oczy.
- Nie mów do mnie…
- Będę mówił, bo cię kocham! – wziął ją za rękę i poprowadził do kuchni, posadził przy stole i wstawił wodę na herbatę. – Nie ma w moim życiu nikogo ważniejszego od ciebie i Tosi. Nie możesz być matką, wiem to, zresztą nikt nie dał tego gwarancji, ale to nie zmienia między nami niczego. Jesteś najpiękniejszą, najmądrzejszą i najbardziej wartościową kobietą, jaką znam, jesteś świetnym lekarzem. Dla swoich pacjentek i ich dzieci zrobisz wiele i ciesz się tym. Pomagaj im z poświęceniem, bo tego potrzebują, a nie, że chodzą i mówią, że wiecznie współczująca, rozumiejąca doktor Goldberg się zmieniła. Nie poznajemy jej, wizyty trwają ot do, sprawdza parametry dziecka, wydaje zalecenia i to wszystko, już z nami nie jest „w ciąży”, nie rozmawia na neutralne tematy, nie pociesza. Hana, ja też cię nie poznaję.
Postawił na stole dwa parujące kubki i usiadł naprzeciwko żony.
Hana patrzyła na swoje splecione na stole dłonie, milczała.
- Kto mi zawsze powtarzał, że podstawą w związku jest rozmowa?
Cisza.
- No odpowiedz mi.
- Ja – powiedziała niemal szeptem.
- No to porozmawiaj ze mną, wyrzuć to na mnie, niech mnie przygniecie, niesione we dwoje zmniejszy ciężar.
- Ja już nie mogę dłużej, Piotr, nie umiem – padła mu w ramiona i rozszlochała się.
Delikatnie ją kołysał. Kobieta nie przestawała płakać.
- Czego już nie umiesz, powiedz mi? – Naciskał mężczyzna.
- Tak żyć – Hana gwałtownie wytarła oczy. – Ja o niczym innym nie umiem już myśleć, w nocy śnią mi się dzieci, w dzień widzę dzieci, moje myśli mnie przerażają. Mam ochotę wziąć noworodka pacjentki na ręce i uciekać, zabrać go jak najdalej, mieć go tylko dla siebie i nic się nie liczy dla mnie poza tym, Piotr, ja muszę zostać matką, matką, albo nikim. Zostaję po godzinach, biorę je na ręce, kołyszę, śpiewam im, wariuję!
- Nie wariujesz, po prostu bardzo mocno chcesz swojego dziecka. Tak się cieszę, że wreszcie mówisz mi o tym wprost, że mnie w końcu nie oddalasz od siebie.
- Przepraszam cię Piotr.
- Tylko co my z tym, Hana, zrobimy? Jak ci mogę pomóc, może wcześniej kończyć, mniej pracować?
- Nie. Nie wiem.
- A może chcesz więcej czasu spędzać z Tosią?
- To jest twoja córka. Ja nie mogę…
- A niby dlaczego nie możesz? Tosia jest moja i Magdy, ale czy dziecku przeszkodził w rozwoju kiedyś nadmiar miłości?
Popatrzyła na niego uważnie.
- No co, myślisz, że nie widzę, jak cię rozczula, jak na nią patrzysz? Jak nastrój ci się poprawia, kiedy ona tylko przekroczy próg naszego mieszkania?
- Nie wiedziałam, że wiesz.
- Musiałbym być głupi – poprawił ją sobie na kolanach. – Może być taki układ na razie?
- Na razie?
- Potem pomyślimy o adopcji. I przekonam o tym, że się nadajemy każdy sąd. Tylko musisz wytrzymać. A kto wie, może nam się uda własne?
- Piotr – w oczach Hany znowu zalśniły łzy – jesteś najlepszym, co w życiu dostałam.
- I nawzajem, księżniczko.
Hana oparła głowę na ramieniu Piotra i ufnie się w niego wtuliła.
- Czyli co? Od dzisiaj seks tylko i wyłącznie dla przyjemności, koniec z prokreacją?
- Dokładnie tak. Wyjęłaś mi to z ust, a co byś powiedziała na to, jakbyśmy zaczęli te przyjemności od teraz?

poniedziałek, 15 września 2014

1.

"...Zawsze gdzieś czeka jakaś mała radość. Istnieją kwiaty, które kwitną nawet w zimie".

*****

- Hana, zaczekaj – Lena biegła za przyjaciółką szpitalnym korytarzem.
- Mam dyżur, Lena…
- Nie masz, sprawdzałam, zaczekaj!
Stając naprzeciwko ginekolog spojrzała jej prosto w oczy.
- Porozmawiajmy, u ciebie?
- Lena, ja teraz…
- Ty teraz bardzo rozpaczasz, jesteś nieszczęśliwa, a ja chcę ci pokazać, że jeszcze będzie lepiej.
- Lena… Ale ja…
- Łatwiej, proszę.
Hana skierowała się w stronę swojego gabinetu, Lena z westchnieniem ulgi poszła za nią.
Wchodząc lekarka usiadła szybko za biurkiem, jakby chciała się nim odgrodzić od bólu. Lena nie zrezygnowała, przysunęła swoje krzesło, siadając naprzeciwko niej.
- I jak tam?
- Dobrze, wróciłam do pracy, mam dyżur…
- Nocny, a jest czternasta.
- Przyszłam wcześniej, po takiej przerwie…
- Hana, popatrz mi w oczy.
Lekarka spuściła wzrok.
- Hana…
Spojrzała po chwili.
- Bardzo boli, ty moja najdzielniejsza z dzielnych?
- Boli – łza spłynęła po policzku Hany – ale dam radę. Łez płynęło coraz więcej i więcej, nie powstrzymywała ich. – Ja tu sobie teraz tak będę płakać za moim dzieckiem, bo je poroniłam – oddychała płytko, łykając szloch – A ty sobie posiedź, albo idź, jak wolisz, bo o nim nie wiedziałam, bo je naraziłam.
Lena wstała i delikatnie położyła dłonie na ramionach przyjaciółki, lekko gładziła ją po plecach, Hana trzęsła się od histerycznego płaczu.
- Ja nie wiedziałam, że jestem w ciąży, gdybym wiedziała, gdybym coś zrobiła… Gdybym.
- Nic nie mogłaś zrobić, to nie twoja wina.
- Ja wiem, ale nie wierzę!
Hana nie mogła już wyksztusić ani słowa, wstrząsał nią szloch. Brakowało jej tchu. Z rozpaczą ścierała łzy wciąż płynące z oczu nieprzerwanym strumieniem.
Lena oderwała jej ręce od twarzy i mocno objęła bezsilną przyjaciółkę, chroniąc ją w silnym uścisku.
- No już, już, daj czasowi czas, tylko czas, Hana. A ja będę wysłuchiwać twoich żalów, wycierać ci łzy, a może kiedyś ktoś jeszcze oprócz mnie, kto rozbije tę twoją skorupę. To patetyczne, może cię teraz rozwścieczyć, ale uwierz mi, wszystko będzie dobrze, z czasem będzie bolało mniej, odsunie się na dalszy plan, pewnie nigdy nie zapomnisz, ale za jakiś czas będzie łatwiej. Już ćśśś.
Hana mocno wtuliła się w Lenę. Szloch powoli ustępował. Drżała tylko jeszcze z powodu natłoku emocji.
 - No, co tam? – spytała Lena z troską.
- Tam lepiej – Hana lekko uśmiechnęła się przez łzy – Lena, tak dobrze, że cię mam, nigdy na ciebie nie zasługiwałam, nigdy mnie nie zostawiaj – łzy znowu zaczęły płynąć.
- Jestem przy tobie. I będę. Poradzimy sobie.
- Tak.
Hana wstała i podeszła do umywalki, zlała twarz zimną wodą.
- Histeria, klasyczna histeria.
- Ano, ale jakby mnie ktoś tak codziennie tulił – powiedziała Lena przeciągając się rozkosznie.
Obie kobiety wybuchły radosnym śmiechem.
Hana usiadła obok Leny już spokojniejsza.
- Śpisz nocami? Marnie wyglądasz.
- Na tabletkach, ale powoli pewnie przejdzie.
- Nie chcesz porozmawiać ze specjalistą?
- Na razie nie.
- Bezpieczna odpowiedź – uśmiechnęła się Lena – Dobra, to ty ogarniaj swoje pacjentki, a ja wracam do mojego stęsknionego syna.
- Jak tam Feluś?
- Jak chcesz, sama się możesz przekonać, Latoszek dawno się o mnie nie starał.
- Naprawdę mogłabym z nim zostać?
- Jeśli tylko chcesz i to ci pomoże, to ja chętnie wybiorę się na randkę z mężem.
- Bardzo chcę spędzić noc z Feliksem – twarz Hany rozpromienił uśmiech.
- Załatwione. To ja lecę.
- Poczekaj – Hana ją zatrzymała – Ale nie myśl sobie, że ci się tak łatwo upiecze – kiedyś ty będziesz niańczyć moje.