poniedziałek, 27 października 2014

7.


"Świat jest piękny. Trochę postrzępiony na brzegach od wszystkich smutków i strat, ale i tak niezwykle piękny."
*****

Państwo Gawryło szalenie przejęci stali przed gabinetem Wójcika. Mocno trzymali się za ręce, dodając sobie w ten sposób otuchy i odwagi.
- Cześć, Darek, możemy? – spytała Hana uchylając drzwi.
- Jasne, zapraszam was. Pewnie już nie możecie się doczekać.
Lekarce lekko drżały ręce, kiedy przygotowywała się do badania.
- Proszę cię, zrób to najdokładniej, jak umiesz – popatrzyła lekarzowi głęboko w oczy.
- Hana, spokojnie.
- To dla mnie bardzo ważne.
- Jeśli mi nie ufasz, to wybierz innego lekarza. Najlepiej już teraz.
- Darek, nie to miałam na myśli. Po prostu po tym poronieniu strasznie się boję.
- Obiecuję, pani doktor, że będę je badał, jakby było moje własne.
- Dzięki – Hana odetchnęła z ulgą.
- Ty tylko leż spokojnie, a ty – zwrócił się do niemniej przejętego Piotra – Patrz i podziwiaj, za kogo jesteś odpowiedzialny.
Na monitorze harcował miniaturowy człowiek. Otwierał usta, machał rączkami i nóżkami, fikał całym ciałem. Swoją osobą oznajmiał światu, że żyje i mu z tym całkiem dobrze. A już na pewno nie zamierza tego stanu rzeczy zmieniać.
- Struktury mózgowe ukształtowane prawidłowo, serce jak dzwon, przepływy prawidłowe, przezierność w normie – Wójcik z każdym słowem coraz bardziej promieniał.
Piotr patrzył w monitor jak urzeczony, Hana płakała.
- Żołądek, pęcherz i inne narządy również ukształtowane prawidłowo. Słowem – nie ma żadnych powodów do obaw, macie według USG genetycznego zdrowe dziecko. Sama wszystko obejrzyj, możesz się stukrotnie upewniać, niczego to nie zmieni. Ale płakać przestań, bo popatrz, jest od tego niespokojne, jeszcze bardziej ruchliwe.
- Niesamowite. A płeć? – wykrztusił Piotr przez zaciśnięte wzruszeniem gardło.
- Za wcześnie – powiedzieli jednocześnie ginekolodzy.
- Mój Boże, jakie ono jest wspaniałe – Hanie brakło tchu. – Mogłabym na nie patrzeć godzinami. Dlaczego ciąża musi tyle trwać.
- Prawo natury, moja droga, stare jak świat, uniwersalne i zawsze właściwe.
*
- Rybkę zjedz – Piotr i Hana siedzieli przy śniadaniu.
- Zwariowałeś? Nienawidzę ryb. A ty o tym wiesz od zawsze.
- Wiem, ale w ciąży są bardzo ważnym elementem diety.
- Wszystko, tylko nie to. Pozwól, że pozostanę przy owsiance.
- Tylko baba może wybrać zamiast czegoś pysznego paskudną breję.
Przez chwilę jedli pogrążeni każde w swoich myślach.
- Zdajesz sobie sprawę, że nasze dziecko nie ma imienia?
- Będzie miało, jak poznamy płeć.
- Nie powiesz mi, że się nie domyślasz, przyznaj, coś podejrzewasz.
- Nic.
- Wiesz, za co cię między innymi kocham? Kompletnie nie umiesz kłamać, a im bardziej próbujesz, tym gorzej ci wychodzi, natychmiast zdradzają cię oczy.
- Podejrzewam, ale chcę to zachować dla siebie. Na tym etapie łatwo o pomyłkę, nie warto, żebyś się nastawił i rozczarował.
- No niech już będzie, gdybym nie musiał lecieć, to znalazłbym sposób, żeby cię przekonać do wyjawienia tajemnicy – zmierzył żonę przeciągłym spojrzeniem od stóp do głów.
- Przestań, lepiej trzymaj kciuki za wieczór. Powiedziałeś im w ogóle?
- Nie martw się, ty przygotuj, co uważasz, a mnie zostaw resztę. Poza tym to tylko spotkanie, panikujesz.
- Dla ciebie tylko, a dla mnie aż!
- No dobrze już, dobrze, będzie lepiej niż sobie wymarzyłaś. Już ja tego dopilnuję.
*
W pokoju lekarskim panował wesoły gwar. Wszyscy, którzy nie musieli w tej chwili ratować pilnie ludzkiego życia siedzieli gdzie się dało i rozmawiali z ożywieniem. Nagle Piotr i Hana wstali i wyszli na środek, żeby mieć w zasięgu wzroku obecnych.
- Zebraliśmy się tutaj – zaczął Piotr dostojnie, czym od razu wywołał chichot kolegów. Żona natychmiast dała mu łokciem kuksańca w bok, również się śmiejąc. – Żeby zjeść pyszny sernik mojej żony.
Śmiali się już wszyscy, Piotr jednak ciągnął niezrażony.
- Tym razem jednak nie jest upieczony bez okazji.
- Piotr chce wam po prostu powiedzieć, niezwykle jasno i jakże lakonicznie, że jesteśmy w ciąży.
Lekarze natychmiast zaczęli klaskać i wiwatować. Piotr z kieszeni marynarki wyjął zdjęcie z USG i puścił wszystkim do wglądu. Przyjaciele podziwiali obraz uprzejmie, dając się ponieść zbiorowej radości. Gratulacjom nie było końca.
- No, stary – Wiktoria trzasnęła chirurga otwartą dłonią w plecy. – To teraz już wszystko jedno: dziewczynka czy chłopak, i tak pokochasz jak swoje.
Nina sztywno cmoknęła Hanę w policzek.
- Najgorsze jest nocne wstawanie przy chorobie, a potem poranny dyżur, ale umieją wynagrodzić.
Ginekolog mocno ją przytuliła.
- Szpital mi przestanie funkcjonować, jak wam rodzić przyjdzie – Tretter objął jednocześnie ramionami szczęśliwych przyszłych rodziców. – Ale ja lubię wyzwania. Rośnijcie mi duzi i zdrowi medycynie na pociechę.
Hana była mocno wzruszona postawą kolegów. Piotr znał ich wszystkich od wielu lat, ona przez swoje przejścia czuła się wciąż trochę obco. Od dzisiaj chciała to zmienić. Zerkała ukradkiem w stronę drzwi oczekując wejścia Agaty, nie pojawiła się jednak. Przelotnie spojrzała na rozmawiających cicho Piotra i Marka.
- Dbaj o nią. Pomagaj jej, wtedy nie zaliczysz małżeńskiej klapy na całej linii jak ja.
- Dobrych rad nigdy za wiele. Dzięki, postaram się.
Lena wpadła do pomieszczenia jak burza.
- Jestem już, jestem, kochana moja – rzuciła się przyjaciółce na szyję. -  Będziesz uważała, że jesteś gruba, nieatrakcyjna i w ogóle wyglądasz okropnie, chociaż gdybyś zobaczyła na ulicy kobietę identycznie wyglądającą jak ty, powiedziałabyś, że pięknieje w ciąży. Będą ci szaleć hormony i czasami twoje dziecko doprowadzi cię do szału, ale wierz mi, nigdy w dotychczasowym życiu nie spotkało cię nic równie wspaniałego.
- Lenka…
- O przepraszam, przepraszam, teraz ja – Przemek wepchnął się między przytulone kobiety. – Siostrzyczko moja kochana, to skończyły się dobre, beztroskie czasy.
- Zaczęły lepsze, braciszku.
- Żadnej pracy ponad siły, bo się policzymy.
Stali przytuleni dłuższą chwilę.
- Przemek, miej oko na Agatę, proszę.
- Ale co się stało?
- Zaufaj niezawodnej intuicji starszej siostry i po prostu mnie posłuchaj.
- No dobra. Ale po co te tajemnice.
- Muszę przyjść do was na szkolenie z obsługi małego krzykacza – kobieta zręcznie odbiegła od tematu.
- Zapraszamy, Franusia zawsze dyspozycyjna.
W ciepłej atmosferze lekarze powoli rozchodzili się do swoich spraw lub obowiązków. Wiktoria biegła do hotelu rezydentów.
- Agata, Hana upiekła genialny sernik. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego nie przyszłaś, naprawdę było fajnie. Ale spokojnie, przyjaciółka przewidująco o tobie pomyślała i coś udało mi się dla ciebie zachować. Znaj siłę przyjaźni. Jesteś tam?
Otworzyła drzwi pokoju przyjaciółki, w środku nie było nikogo.
- Nie, to nie – mruknęła pod nosem. Wyciągnęła jednak telefon i wybrała numer lekarki.
„Abonent jest czasowo niedostępny, proszę zadzwonić później” – to wszystko, co usłyszała.

poniedziałek, 20 października 2014

6.



"Życzę ci odwagi, jaką ma słońce, które codziennie od nowa wschodzi nad wszelką nędzą świata."
*****

Młoda ginekolog skończyła już pracę i powoli zbierała się do wyjścia. Dyżur okazał się przyjemny, nie odczuwała większego zmęczenia. Myśli zaprzątała jej tylko nagła wizyta Agaty. Nieświadomie przedłużała wykonywanie zwykłych czynności, czekała niecierpliwie. Z koleżanką nigdy nie były w szczególnie zażyłych stosunkach, skąd nagle takie jej zainteresowanie? Spóźniała się. A pewnie nie zamierzała w ogóle przybyć. Frustrowało to Hanę. Po co tak zwracać na siebie uwagę bez powodu – nie mogła pojąć. Chciała już iść do domu i nareszcie przestać żyć sprawami szpitala. Silne ciążowe dolegliwości póki co raczej ją omijały, jedynie wieczorami ogarniała senność nie do przezwyciężenia. Mąż drwił z niej, że odkąd w telewizji nie puszczają Dobranocki, nawet dwudziestej nie może doczekać. Ale w gruncie rzeczy z troską przyjmował do wiadomości fakt, że to zachowanie jest w ciąży zupełnie normalne, a mdłości nie zdarzają się każdej przyszłej mamie.
O szesnastej trzydzieści z westchnieniem podniosła się z krzesła, wzięła torebkę i podążyła ku drzwiom. Otworzyły się tak nagle, że w ostatniej chwili zdążyła odskoczyć, unikając uderzenia.
- Cześć, przepraszam za najście – Agata usiadła szybko na brzegu krzesła najbardziej oddalonego od Hany. – No i spóźnienie. I w ogóle.
Jej ton był monotonny, pozbawiony zwykłej ostatnio ironii i agresji. Twarz miała bladą, zapadnięte policzki i oczy, jakby długo nie spała. Na ubraniu ślady tuszu do rzęs, makijaż rozmazany. Włosy byle jak spięte w koński ogon. Hana się lekko zdziwiła.
- Jakoś ci to muszę wybaczyć, słucham, o co chodzi?
- Możesz mi wypisać receptę?
- Jeśli chodzi o środki antykoncepcyjne – Hana wzięła do ręki bloczek z receptami – to zrobimy badania hormonalne, jakie będą najlepsze konkretnie dla ciebie, skierowanie…
- Nie – Agata ukryła twarz w dłoniach. – Na jakieś tabletki, na krwotok. Długotrwały.
- Jasne, zbadam cię, może to miesiączka się przedłuża, coś poradzimy.
- Wypisz mi po prostu tabletki, Hana, możesz to zrobić?
- Nie tak szybko, moja droga. Połóż się, zrobimy USG, zobaczymy, co jest nie tak.
Agata wstała i powoli skierowała się do wyjścia.
- Zaczekaj, Aga, co się dzieje? Przecież ja musze się dowiedzieć, co ci jest, chociaż cię obejrzeć, to może być coś poważnego, sama wiesz – podeszła do internistki. Ta odsunęła się gwałtownie.
W oczach Hany pojawił się strach.
- Stało się coś złego, tak? Ktoś ci zrobił krzywdę?
- Wypisz mi do cholery jakieś piguły! Czy ty myślisz, że jest łatwo po czymś takim… - oczy Agaty wypełniły się łzami.
- Po czym? Agata, jeśli ktoś cię skrzywdził i od tego krwawisz, trzeba znaleźć przyczynę. Poza tym musisz zrobić badania. Ryzyko zachorowania na choroby weneryczne jest…
Hana nie mogła dokończyć, bo Agata rozpłakała się żałośnie.
- Tak, ja ci się dam tknąć i jutro wszyscy będą o tym wiedzieć. Opowiesz swojemu jako urozmaicenie wieczornego seksu, co? – z furią rozrzucała wokół siebie swoje rzeczy: torbę, bluzę. – Cały szpital będzie o mnie jutro gadał. Że jakby suka nie dała, to pies by nie wziął. Gówno wiecie, gówno wszyscy wiecie!
Hana była przerażona. Czekała, aż wybuch minie, stojąc spokojnie przy fotelu ginekologicznym i patrząc na kobietę.
Nagle Agata przestała płakać, wytarła oczy nadgarstkiem i bezwolnie, mechanicznie jak lalka podeszła do Hany.
- Daj mi rękę – powiedziała Hana spokojnym, pewnym tonem, pomagając jej się ułożyć do badania. Mówiła cały czas, żeby złagodzić obawy lekarki. – Powinnam wezwać policję, ale wnioskuję, że to nie zdarzyło się dzisiaj, więc pominiemy procedury. Mam nadzieję, że kiedyś sama zgłosisz ten fakt. To jest przestępstwo, ktoś powinien za nie odpowiedzieć. Te zaczerwienienia, opuchlizna i otarcia nie świadczą o twojej dobrej woli. Mnie obowiązuje tajemnica lekarska. Wiesz o tej sprawie tylko ty i ja. Pamiętaj.
- Przepraszam.
- Dziękuję, że przyszłaś. Najgorzej zostać samej.
- A co ty o tym wiesz, pani doktor laleczko bez skazy?!
- Osobiście nic, ale w Izraelu na wojnie poznałam wiele ofiar gwałtu. Nie umiem przejść obojętnie. Znam skutki.
- Hana, czy ja jestem na coś chora, będę mogła mieć dzieci? Kiedy to krwawienie się skończy!
- Zrobimy teraz cytologię i posiew, no i pobierzemy krew. Krwawisz, bo wszystko jest mocno naruszone, musi cię bardzo boleć.
- Wytrzymam.
- Pojedziemy zrealizować receptę.
- Czy ja prosiłam o niańkę?
- Na pewno dasz sobie radę? Mogę cię odprowadzić chociaż? Przy okazji zajrzę do Przemka, dawno go już nie widziałam. Zatęsknił za siostrzanym nadzorem – Hana uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Poza tym chyba musze się mu czymś pochwalić.
Agata spojrzała pytająco.
- Jestem w ciąży.
Uśmiechnęła się po raz pierwszy.
- No to gratuluję! Gawryło się wreszcie postarał.
- Chodźmy – Hana delikatnie dotknęła ramienia Agaty. – Przyjdź do mnie za tydzień. To koniecznie trzeba kontrolować. I nie chcę się wtrącać w twoje sprawy, ale proszę cię, powiedz o tym komuś bliskiemu, znoszone w samotności rujnuje.

poniedziałek, 13 października 2014

5.


" (...) życie to nie ciągły bilans zysków i strat. Jeżeli mnie potrzebujesz, pozwól sobie pomóc."

*****


- Mówię ci – Hana i Lena podążały do swoich obowiązków pogrążone w rozmowie. – naprawdę jest lepiej. Witek się stara, coś drgnęło we mnie, coś się zaczyna dziać.
- Bardzo się cieszę.
- Wczoraj byliśmy w kinie, jutro proponuje spacer po dyżurze. Ale jednocześnie się nie narzuca, nie odbiera odmowy jako ataku, po prostu przy mnie jest. Pozwala mi decydować, co będzie dalej.
- Wydoroślał.
- Jak się bawi z Felkiem, gdybyś to widziała – Lena uśmiechnęła się leciutko. – A ty co tak mało mówisz? Ja tylko gadam? Opowiadaj!
- Nie, coś ty, lubię jak gadasz.
- Jak u was?
Hana otworzyła drzwi gabinetu.
- W porządku.
- Ja w pierwszym roku małżeństwa miałam w sobie więcej entuzjazmu.
- Zrobimy sobie w sobotę babski wieczór, to ci wszystko opowiem.
- Trzymam za słowo.
- Ech, muszę uciekać do roboty – Lena przeciągnęła się, aż zatrzeszczało jej w stawach. – Ale jeśli myślisz, że jest coś nie tak, to pamiętaj, wszystko można zmienić. I naprawdę wiele zapomnieć.
Otworzyła drzwi, żeby wyjść.
- Lena.
Zamknęła je z powrotem. Ginekolog podeszła do przyjaciółki.
- Jestem w ciąży.
*
- Na dzień dzisiejszy wszystko jest w porządku. Ciąża rozwija się prawidłowo.
- Ja tak się boję pani doktor, w moim wieku już wszystko może się zdarzyć.
- Pani Małgorzato, proszę się nie denerwować. Coraz więcej jest teraz kobiet rodzących po czterdziestce swoje pierwsze dziecko, a my na razie nie mamy żadnych powodów do zmartwień. Widzimy się za dwa tygodnie. Trzeba być uważnym, ale bez paniki.
- A czy dałoby się już…
- Nie, nie, płeć podejrzymy na następnej wizycie, wtedy, jeśli maluch dobrze się ułoży, będę prawie pewna.
- Jakoś muszę wytrzymać, chociaż niełatwo zapanować nad ciekawością. Dziękuję.
W tym momencie drzwi gabinetu otworzyły się gwałtownie.
- Zadzwonić nawet nie możesz, tak trudno?!
- Agata, mam pacjentkę, coś się stało?
- Nie sądziłam, że ty też! – krzyknęła histerycznie, zatrzaskując za sobą drzwi z całej siły.
Hana zbladła.
- Proszę… - odchrząknęła z zażenowaniem – tu na mnie chwileczkę poczekać. Zaraz dokończymy formalności. To pewnie coś poważnego, bardzo przepraszam – wyszła niezdarnie się tłumacząc.
Z trudem dogoniła biegnącą koleżankę.
- Czekaj – rzuciła chłodno, chwytając ją za ramię. – Co ty wyprawiasz? Wchodzisz mi do gabinetu bez pukania i oskarżasz o nie wiadomo co. Rozwalasz moją pracę, należą się jakieś wyjaśnienia.
Przez chwilę lekarki mierzyły się wzrokiem. Agata mrugnęła pierwsza.
- Zapytaj męża.
- Ciebie pytam.
Internistka z pogardą odwróciła się na pięcie z zamiarem odejścia.
- Kończę o szesnastej. Przyjdź, jeśli chcesz, ale lepiej, żebyś miała poważną sprawę.
*
- Hana – Piotr wszedł do gabinetu żony z plikiem kartek w ręce. – Potrzebuję twojej konsultacji. Pacjentka przyszła co prawda z tarczycą, ale skarży się na obfite krwawienia miesiączkowe. Zerkniesz na to i na nią?
Położył badania na biurku.
- Jasne, już idę. A ty pamiętasz o jutrze, prawda?
- Jeszcze nie wiem o czym, ale pamiętam – objął żonę ramieniem.
- Bez żartów, badania prenatalne.
- Badania?
Hana poczerwieniała ze złości.
- Pamiętam – Piotr pocałował ją namiętnie w usta. – Jak mógłbym zapomnieć.
- Chodź lepiej do tej pacjentki – kobieta sprawnie wysunęła się z objęć.
Spokojnie skierowali się na SOR.
- A, właśnie, Agata wpadła dzisiaj do mojego gabinetu jak kompletna histeryczka. I kazała mi zapytać ciebie dlaczego – Hana nie mogła ukryć ironii.
- Ach, te zazdrosne żony.
- Mało śmieszne, narobiła mi tylko wstydu.
- Dzwoniła do ciebie, ja odebrałem, nie powiedziała o co chodzi. Wystarczy, pani prokurator?
- A tobie nie przyszło do głowy, żeby mi o tym powiedzieć.
- Nie nadinterpretujesz? Jeśli to byłoby ważne, dałaby znać.
- No, to dała. I to jeszcze jak.
- Trzy razy p: piękna, perfekcyjna, paranoiczna.
- Mówisz o Agacie?
- Jej dotyczy tylko ostatnie p.

poniedziałek, 6 października 2014

4.



"I nade wszystko się sobą ucieszyć, i nade wszystko być blisko gdy sen".
*****

Zirytowany Gawryło wszedł na oddział. Natychmiast natknął się na Wiktorię.
- Tu jesteś, mężu przykładny, a ja cię, cholera, od pół godziny szukam! – rzuciła wściekła.
- Hanie zrobiło się słabo, ale o tym chyba wiesz, co jest?
- I oczywiście ty musiałeś do niej lecieć, bo nie ma w tym szpitalu już żadnego innego lekarza. No obrońca uciśnionych po prostu!
- Wiki, chyba się trochę zagalopowałaś. Nawet jak na ordynatora.
- Spieprzaj, człowieku. Weź się lepiej za wypełnianie zaległości w kartach pacjentów, bo nie będę ciągle świecić za ciebie oczami przed Tretterem, za was wszystkich!
- Przemyślę, jeśli przestaniesz wreszcie wrzeszczeć.
- Przepraszam, sorry, puszczają mi nerwy – Wiki potarła zmęczone oczy.
- Wezmę te papiery dzisiaj do domu, słowo, a teraz chodź na kawę, obojgu nam się przyda, czuję, że musimy pogadać.
Usiedli przy stoliku w kącie bufetu. Pani Maria od razu ich zauważyła. Szybko rzucili jej prośbę o to co zwykle.
- Jak tam się czujesz na nowym stanowisku?
- Nijak, nie nadążam, nie wyrabiam, nie ogarniam. I jeszcze wszyscy ciągle utrudniają – Wiktoria westchnęła ciężko. - a i tak już jest nieźle skomplikowane. Niełatwo zarządza się przyjaciółmi, Piotr. Ja się chyba nie nadaję.
- Cóż, jestem to w stanie zrozumieć – mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Wiki, mniej spiny i więcej… jakby ci to powiedzieć… niewymuszonej stanowczości. A nadajesz się najlepiej z nas wszystkich. Serio.
- No, zabrzmiało… mądrze. Jak na ciebie.
- Ale nic prostszego, traktuj ich jak zwykle, mnie też, nie wywyższaj się. I zamiast rozkazywać, czasem poproś, co?
- I już?
- Już, zwykle przedstawienie komuś czegoś po prostu naprawdę daje efekty. Jak im powiesz, że przez nich masz przerąbane, zadziała, słowo, ruda. No i trochę powstrzymaj ten ognisty temperament.
- Powiem ci coś w sekrecie, jak się nie wyśpię, on żyje własnym życiem.
- Niech to zostanie między nami, ale … to widać.
Roześmiali się z ulgą.
 - Oki, to teraz ja piję kawę, a ty wal, co jest?
- Hana jest w ciąży.
- O kurde, nie powiesz mi chyba, że się nie cieszycie!
- Ja się cieszę. A z nią się kompletnie nie mogę dogadać.
- Stary, słabo ją znam, ale jest ostatnią osobą, która nie cieszyłaby się z dziecka. Zwłaszcza po czymś takim – Wiki zawiesiła głos.
- Wiktoria, odpuściliśmy spinę i seks na żądanie, udało się, dzisiaj się dowiedzieliśmy przy tym omdleniu. A ona zwiała z fotela ginekologicznego. Nie rozumiem was, kobiet, najpierw obsesyjnie marzy o dziecku, a jak dostaje, co chciała, świruje. Czy ty jako baba coś z tego rozumiesz? Mnie ona już naprawdę zaczyna irytować. Znoszę nastroje, humory, uważam na wszystko, co mówię i robię, w jednej chwili ma się nam odmienić, a ona po prostu ucieka. Ale ja też to przeżywam, naprawdę, nie tylko ona ma pod górę.
- Wiem, Piotr, ale tak to wszystko zostało urządzone, że to wy jesteście silniejsi.
- To miało mnie podnieść na duchu? Trochę ci nie wyszło.
- Wiesz, ja byłam nastolatką, jak urodziłam swoje dziecko. Minęło od tego czasu wiele lat. A moim najgorszym sennym koszmarem ciągle jest scena, w której Blanka umiera. Kiedy ona nie odzywa się choćby jeden dzień, gryzę pazury z niepokoju. Rozumiem Hanę, ty masz już dziecko. Ona ciągle do tego dążyła, a dzisiaj spadło to na nią z zaskoczenia. Uświadomiła sobie, że już ciągle będzie się o nie bać. Że całe jej życie zacznie się kręcić wokół niego i to ona razem z tobą musi zrobić z niego człowieka. Przeraziła się, że znowu coś pójdzie nie tak. Doszła do wniosku, że już nie ma odwrotu, a ona jest po prostu nieprzygotowana.
- Wiki, strasznie mi głupio.
- Nie ma powodu, jesteś tylko facetem.
- Nie miałem pojęcia, że wy to aż tak poważnie traktujecie, dzięki, przyjaciółko – uścisnął dłoń kobiety.
- Jedź do niej – Wiki zmarszczyła groźnie brwi. – Polecenie służbowe.
- Karty mam – Piotr położył prawą rękę na sercu. – Uroczyście przysięgam wypełnić. I jeszcze coś - niech pani uwierzy w siebie, pani ordynator.
*
Piotr zaparkował samochód pod blokiem i westchnął głęboko. Prawdę mówiąc nie po męsku bał się wysiąść i zmierzyć z zaskakującą rzeczywistością. Przeciągał ten moment jak najdłużej się dało. Z kieszeni spodni wyciągnął telefon i szybko napisał smsa do Wiktorii.
„Nie mów na razie nikomu, ona by tego jeszcze nie chciała”.
Na odpowiedź nie musiał długo czekać.
„Oczywiste, wierzę, że się dogadacie”.
Uśmiechnął się do siebie na wspomnienie rudowłosej przyjaciółki. Na co dzień zgrywała twardzielkę, a w środku była bardzo wrażliwa i delikatna. Zawsze czyjeś dobro przedkładała ponad swoje. „Zupełnie jak Hana” – pomyślał i wezbrała w nim fala czułości. Dłużej się nie zastanawiał.
Wysiadł z samochodu i pośpiesznie zatrzasnął za sobą drzwiczki. Odruchowo spojrzał w górę. W ich oknach nie paliło się światło.
Było już po dwudziestej pierwszej, dlatego poczuł lekki niepokój. Jednym sprawnym ruchem przekręcił klucz w zamku.
- Hana, jesteś? – upewnił się.
Odpowiedziała mu cisza, pomijając zwyczajowy szum lodówki.
Powiesił smycz z kluczami na haczyku obok kurtek. Zawsze musiały tam wisieć przynajmniej jedne, inaczej przed wyjściem z domu Hana miotała się w popłochu, nigdy nie mogąc znaleźć swoich. To ostatecznie go upewniło, że w mieszkaniu nikogo nie ma.
Szybkim krokiem wszedł do salonu i omiótł wzrokiem otoczenie. Nigdzie nie dostrzegł żadnej kartki. Za to na kanapie leżał spokojnie zostawiony telefon.
„Cholera, Hana, gdzie ty jesteś” – pomyślał już nie na żarty przejęty.
Przeszedł do kuchni i w tym momencie rozdzwonił się telefon żony. Piotr zawrócił, odczytał szybko komunikat z wyświetlacza: „Agata Woźnicka”. Serce podeszło mu do gardła.
- Agata, co się stało?
- No, no, niesamowite, że kontrola małżeńska postępuje tak szybko, wyobraź sobie, że chciałam porozmawiać z twoją żoną. Gdybym chciała z tobą, wybrałabym inny numer, możesz jej oddać telefon? – mówiła koleżanka ironicznym, odpychającym nieco tonem, w jej głosie było jednak coś nieuchwytnego, co Piotr wyczuł bezbłędnie, ale trudno było mu teraz rozpoznać co to takiego.
 - Nie ma jej w szpitalu?
- Nie dzwoniłabym, gdyby była, daj ją.
- Nie ma jej teraz.
- Ooo, proszę, już od ciebie uciekła? Nie do wiary, chociaż kto by tam znał te żydowskie zwyczaje.
- Kobieto, zamknij się, po prostu. Dla dobra wszystkich.
- OK, już mnie nie ma, nie wpieprzam się w szczęśliwie zakochanych, przekaż jej, że… a zresztą…
Połączenie zostało przerwane.
Piotr ze smutkiem pomyślał o młodszej koleżance, z pewnością działo się z nią coś niedobrego, a wnioskując z rozmowy, było coraz gorzej.
Położył telefon na stole w kuchni. Uśmiechnął się na widok stojących na kuchence przykrytych garnków z obiadem. W ekspresie zaparzona była jeszcze letnia kawa. Podgrzewając obiad nie dowierzał, że ciągle coś staje na drodze jego szczęściu, a przecież za żonę ma idealną kobietę. Oboje tak bardzo się starają, dlaczego ciągle coś jest nie tak. Czy miłość to za mało? Czego jeszcze im potrzeba? Żeby ze sobą poczuć się bezpiecznie, swobodnie, żeby stać się jednością.
Jedząc niedbale przerzucał telewizyjne kanały, trafił na ulubiony serial Hany i w sercu poczuł silniejsze ukłucie niepokoju, które wymieszało się z narastającą złością. „Gdybym ja zrobił ci coś takiego, wpadłabyś dawno w histerię i obdzwaniała wszystkie szpitale” – myślał gorączkowo. „Wracaj do domu, na litość boską”.
Wziął szybki prysznic i usiadł na kanapie w salonie. Wyłączył telewizor, zgasił światło i siedział tylko gapiąc się w ścianę przed sobą Nic niewidzącym wzrokiem. Piętnaście minut po północy usłyszał chrobot klucza w zamku.
- Jeszcze nie śpisz? – powiedziała Hana wchodząc do salonu i zapalając światło. W jej oczach mężczyzna zobaczył autentyczne zdziwienie. To podziałało na niego jak czerwona płachta na byka. Kątem oka zarejestrował tylko sine z zimna policzki i ręce żony oraz że ma na sobie zdecydowanie za cienką bluzę. Wstał bez słowa i zamknął się w łazience. Zlewając twarz zimną wodą tłumił narastającą wściekłość.
- Piotr – Hana zapukała cicho w drzwi łazienki. – Ja nie wiedziałam, że jest tak późno, pewnie się niepokoiłeś, przepraszam. Za telefon też.
Nienawidził tego tonu - obojętnego, wyniosłego i wystraszonego zarazem. Jakby chciała mu dać do zrozumienia, że doskonale nad wszystkim panuje i jednocześnie boi się go. Jego, który nie pomyślał nigdy nawet o tym, że mógłby ją uderzyć. Poczuł się mocno dotknięty.
- Idź spać, nie mam siły na głupie dyskusje – zabrzmiało to ostrzej, niż zamierzał, natychmiast pożałował tonu, ale już było za późno.
Usłyszał jak żona zamyka drzwi do salonu. Świadomość, że zamierza spać na kanapie sprawiła mu wielką przykrość. Siedział tak dręczony myślami jeszcze pół godziny, próbował ochłonąć.
W końcu wyszedł z zamiarem położenia się do łóżka, jutro miał ciężki, całodzienny dyżur i kilka wcześniej zaplanowanych operacji. Nie mógł się jednak powstrzymać i ostrożnie, jak najciszej otworzył drzwi do salonu. Hana leżała na kanapie zwinięta w kłębek. Na jej policzkach mężczyzna zobaczył świeże smugi łez. Jego upór złagodniał, poczuł, że kocha ją jak nikogo na świecie, że jest dla niego najważniejsza i nigdy jej nie zostawi. Zrobi wszystko, co będzie mógł, żeby między nimi było jak najmniej nieporozumień. Uświadomił sobie, że mógłby patrzeć na śpiącą żonę godzinami, na jej włosy rozrzucone na poduszce, bladą twarz, dziewczęcą figurę, że kocha jej delikatną urodę, spokój, upór i odwagę. Że wiele dla niej zniesie, bo już nie wyobraża sobie innego życia. Odgarnął jej włosy z twarzy i delikatnie pocałował w czoło.
- Śpij dobrze, wszystko się ułoży – wyszeptał. – Nie gniewam się. Ale nie wywijaj mi więcej takich numerów, błagam.
Hana jęknęła coś niewyraźnie przez sen. Piotr siedział jeszcze krótką chwilę głaszcząc żonę po włosach, po czym wstał i ruszył do sypialni, jak najciszej umiał, nie chcąc obudzić ukochanej kobiety.
*
Hana obudziła się obolała. Kanapa to nie najwygodniejsze miejsce do odpoczynku. Ze zdziwieniem skonstatowała, że noc minęła nadspodziewanie spokojnie. Przetarła zaspane oczy i jej wzrok padł natychmiast na leżące na poduszce kartkę i tabletki.
„Kwas foliowy, nie zapomnij. Kocham - o tym też pamiętaj”.