"I nade wszystko się sobą ucieszyć, i nade wszystko być
blisko gdy sen".
*****
Zirytowany
Gawryło wszedł na oddział. Natychmiast natknął się na Wiktorię.
-
Tu jesteś, mężu przykładny, a ja cię, cholera, od pół godziny szukam! – rzuciła
wściekła.
-
Hanie zrobiło się słabo, ale o tym chyba wiesz, co jest?
-
I oczywiście ty musiałeś do niej lecieć, bo nie ma w tym szpitalu już żadnego
innego lekarza. No obrońca uciśnionych po prostu!
-
Wiki, chyba się trochę zagalopowałaś. Nawet jak na ordynatora.
-
Spieprzaj, człowieku. Weź się lepiej za wypełnianie zaległości w kartach
pacjentów, bo nie będę ciągle świecić za ciebie oczami przed Tretterem, za was
wszystkich!
-
Przemyślę, jeśli przestaniesz wreszcie wrzeszczeć.
-
Przepraszam, sorry, puszczają mi nerwy – Wiki potarła zmęczone oczy.
-
Wezmę te papiery dzisiaj do domu, słowo, a teraz chodź na kawę, obojgu nam się
przyda, czuję, że musimy pogadać.
Usiedli
przy stoliku w kącie bufetu. Pani Maria od razu ich zauważyła. Szybko rzucili
jej prośbę o to co zwykle.
-
Jak tam się czujesz na nowym stanowisku?
-
Nijak, nie nadążam, nie wyrabiam, nie ogarniam. I jeszcze wszyscy ciągle
utrudniają – Wiktoria westchnęła ciężko. - a i tak już jest nieźle
skomplikowane. Niełatwo zarządza się przyjaciółmi, Piotr. Ja się chyba nie
nadaję.
-
Cóż, jestem to w stanie zrozumieć – mężczyzna uśmiechnął się szeroko. – Wiki,
mniej spiny i więcej… jakby ci to powiedzieć… niewymuszonej stanowczości. A
nadajesz się najlepiej z nas wszystkich. Serio.
-
No, zabrzmiało… mądrze. Jak na ciebie.
-
Ale nic prostszego, traktuj ich jak zwykle, mnie też, nie wywyższaj się. I
zamiast rozkazywać, czasem poproś, co?
-
I już?
-
Już, zwykle przedstawienie komuś czegoś po prostu naprawdę daje efekty. Jak im
powiesz, że przez nich masz przerąbane, zadziała, słowo, ruda. No i trochę
powstrzymaj ten ognisty temperament.
-
Powiem ci coś w sekrecie, jak się nie wyśpię, on żyje własnym życiem.
-
Niech to zostanie między nami, ale … to widać.
Roześmiali
się z ulgą.
- Oki, to teraz ja piję kawę, a ty wal, co
jest?
-
Hana jest w ciąży.
-
O kurde, nie powiesz mi chyba, że się nie cieszycie!
-
Ja się cieszę. A z nią się kompletnie nie mogę dogadać.
-
Stary, słabo ją znam, ale jest ostatnią osobą, która nie cieszyłaby się z
dziecka. Zwłaszcza po czymś takim – Wiki zawiesiła głos.
-
Wiktoria, odpuściliśmy spinę i seks na żądanie, udało się, dzisiaj się dowiedzieliśmy
przy tym omdleniu. A ona zwiała z fotela ginekologicznego. Nie rozumiem was,
kobiet, najpierw obsesyjnie marzy o dziecku, a jak dostaje, co chciała,
świruje. Czy ty jako baba coś z tego rozumiesz? Mnie ona już naprawdę zaczyna
irytować. Znoszę nastroje, humory, uważam na wszystko, co mówię i robię, w
jednej chwili ma się nam odmienić, a ona po prostu ucieka. Ale ja też to
przeżywam, naprawdę, nie tylko ona ma pod górę.
-
Wiem, Piotr, ale tak to wszystko zostało urządzone, że to wy jesteście silniejsi.
-
To miało mnie podnieść na duchu? Trochę ci nie wyszło.
-
Wiesz, ja byłam nastolatką, jak urodziłam swoje dziecko. Minęło od tego czasu
wiele lat. A moim najgorszym sennym koszmarem ciągle jest scena, w której
Blanka umiera. Kiedy ona nie odzywa się choćby jeden dzień, gryzę pazury z
niepokoju. Rozumiem Hanę, ty masz już dziecko. Ona ciągle do tego dążyła, a
dzisiaj spadło to na nią z zaskoczenia. Uświadomiła sobie, że już ciągle będzie
się o nie bać. Że całe jej życie zacznie się kręcić wokół niego i to ona razem
z tobą musi zrobić z niego człowieka. Przeraziła się, że znowu coś pójdzie nie
tak. Doszła do wniosku, że już nie ma odwrotu, a ona jest po prostu
nieprzygotowana.
-
Wiki, strasznie mi głupio.
-
Nie ma powodu, jesteś tylko facetem.
-
Nie miałem pojęcia, że wy to aż tak poważnie traktujecie, dzięki, przyjaciółko
– uścisnął dłoń kobiety.
-
Jedź do niej – Wiki zmarszczyła groźnie brwi. – Polecenie służbowe.
-
Karty mam – Piotr położył prawą rękę na sercu. – Uroczyście przysięgam
wypełnić. I jeszcze coś - niech pani uwierzy w siebie, pani ordynator.
*
Piotr
zaparkował samochód pod blokiem i westchnął głęboko. Prawdę mówiąc nie po męsku
bał się wysiąść i zmierzyć z zaskakującą rzeczywistością. Przeciągał ten moment
jak najdłużej się dało. Z kieszeni spodni wyciągnął telefon i szybko napisał
smsa do Wiktorii.
„Nie
mów na razie nikomu, ona by tego jeszcze nie chciała”.
Na
odpowiedź nie musiał długo czekać.
„Oczywiste,
wierzę, że się dogadacie”.
Uśmiechnął
się do siebie na wspomnienie rudowłosej przyjaciółki. Na co dzień zgrywała
twardzielkę, a w środku była bardzo wrażliwa i delikatna. Zawsze czyjeś dobro
przedkładała ponad swoje. „Zupełnie jak Hana” – pomyślał i wezbrała w nim fala
czułości. Dłużej się nie zastanawiał.
Wysiadł
z samochodu i pośpiesznie zatrzasnął za sobą drzwiczki. Odruchowo spojrzał w
górę. W ich oknach nie paliło się światło.
Było
już po dwudziestej pierwszej, dlatego poczuł lekki niepokój. Jednym sprawnym
ruchem przekręcił klucz w zamku.
-
Hana, jesteś? – upewnił się.
Odpowiedziała
mu cisza, pomijając zwyczajowy szum lodówki.
Powiesił
smycz z kluczami na haczyku obok kurtek. Zawsze musiały tam wisieć przynajmniej
jedne, inaczej przed wyjściem z domu Hana miotała się w popłochu, nigdy nie
mogąc znaleźć swoich. To ostatecznie go upewniło, że w mieszkaniu nikogo nie
ma.
Szybkim
krokiem wszedł do salonu i omiótł wzrokiem otoczenie. Nigdzie nie dostrzegł
żadnej kartki. Za to na kanapie leżał spokojnie zostawiony telefon.
„Cholera,
Hana, gdzie ty jesteś” – pomyślał już nie na żarty przejęty.
Przeszedł
do kuchni i w tym momencie rozdzwonił się telefon żony. Piotr zawrócił,
odczytał szybko komunikat z wyświetlacza: „Agata Woźnicka”. Serce podeszło mu
do gardła.
-
Agata, co się stało?
-
No, no, niesamowite, że kontrola małżeńska postępuje tak szybko, wyobraź sobie,
że chciałam porozmawiać z twoją żoną. Gdybym chciała z tobą, wybrałabym inny
numer, możesz jej oddać telefon? – mówiła koleżanka ironicznym, odpychającym
nieco tonem, w jej głosie było jednak coś nieuchwytnego, co Piotr wyczuł bezbłędnie,
ale trudno było mu teraz rozpoznać co to takiego.
- Nie ma jej w szpitalu?
-
Nie dzwoniłabym, gdyby była, daj ją.
-
Nie ma jej teraz.
-
Ooo, proszę, już od ciebie uciekła? Nie do wiary, chociaż kto by tam znał te
żydowskie zwyczaje.
-
Kobieto, zamknij się, po prostu. Dla dobra wszystkich.
-
OK, już mnie nie ma, nie wpieprzam się w szczęśliwie zakochanych, przekaż jej,
że… a zresztą…
Połączenie
zostało przerwane.
Piotr
ze smutkiem pomyślał o młodszej koleżance, z pewnością działo się z nią coś niedobrego,
a wnioskując z rozmowy, było coraz gorzej.
Położył
telefon na stole w kuchni. Uśmiechnął się na widok stojących na kuchence
przykrytych garnków z obiadem. W ekspresie zaparzona była jeszcze letnia kawa.
Podgrzewając obiad nie dowierzał, że ciągle coś staje na drodze jego szczęściu,
a przecież za żonę ma idealną kobietę. Oboje tak bardzo się starają, dlaczego
ciągle coś jest nie tak. Czy miłość to za mało? Czego jeszcze im potrzeba? Żeby
ze sobą poczuć się bezpiecznie, swobodnie, żeby stać się jednością.
Jedząc
niedbale przerzucał telewizyjne kanały, trafił na ulubiony serial Hany i w
sercu poczuł silniejsze ukłucie niepokoju, które wymieszało się z narastającą
złością. „Gdybym ja zrobił ci coś takiego, wpadłabyś dawno w histerię i
obdzwaniała wszystkie szpitale” – myślał gorączkowo. „Wracaj do domu, na litość
boską”.
Wziął
szybki prysznic i usiadł na kanapie w salonie. Wyłączył telewizor, zgasił
światło i siedział tylko gapiąc się w ścianę przed sobą Nic niewidzącym
wzrokiem. Piętnaście minut po północy usłyszał chrobot klucza w zamku.
-
Jeszcze nie śpisz? – powiedziała Hana wchodząc do salonu i zapalając światło. W
jej oczach mężczyzna zobaczył autentyczne zdziwienie. To podziałało na niego
jak czerwona płachta na byka. Kątem oka zarejestrował tylko sine z zimna
policzki i ręce żony oraz że ma na sobie zdecydowanie za cienką bluzę. Wstał
bez słowa i zamknął się w łazience. Zlewając twarz zimną wodą tłumił
narastającą wściekłość.
-
Piotr – Hana zapukała cicho w drzwi łazienki. – Ja nie wiedziałam, że jest tak
późno, pewnie się niepokoiłeś, przepraszam. Za telefon też.
Nienawidził
tego tonu - obojętnego, wyniosłego i wystraszonego zarazem. Jakby chciała mu
dać do zrozumienia, że doskonale nad wszystkim panuje i jednocześnie boi się
go. Jego, który nie pomyślał nigdy nawet o tym, że mógłby ją uderzyć. Poczuł
się mocno dotknięty.
-
Idź spać, nie mam siły na głupie dyskusje – zabrzmiało to ostrzej, niż
zamierzał, natychmiast pożałował tonu, ale już było za późno.
Usłyszał
jak żona zamyka drzwi do salonu. Świadomość, że zamierza spać na kanapie
sprawiła mu wielką przykrość. Siedział tak dręczony myślami jeszcze pół
godziny, próbował ochłonąć.
W
końcu wyszedł z zamiarem położenia się do łóżka, jutro miał ciężki, całodzienny
dyżur i kilka wcześniej zaplanowanych operacji. Nie mógł się jednak powstrzymać
i ostrożnie, jak najciszej otworzył drzwi do salonu. Hana leżała na kanapie
zwinięta w kłębek. Na jej policzkach mężczyzna zobaczył świeże smugi łez. Jego
upór złagodniał, poczuł, że kocha ją jak nikogo na świecie, że jest dla niego
najważniejsza i nigdy jej nie zostawi. Zrobi wszystko, co będzie mógł, żeby
między nimi było jak najmniej nieporozumień. Uświadomił sobie, że mógłby
patrzeć na śpiącą żonę godzinami, na jej włosy rozrzucone na poduszce, bladą
twarz, dziewczęcą figurę, że kocha jej delikatną urodę, spokój, upór i odwagę.
Że wiele dla niej zniesie, bo już nie wyobraża sobie innego życia. Odgarnął jej
włosy z twarzy i delikatnie pocałował w czoło.
-
Śpij dobrze, wszystko się ułoży – wyszeptał. – Nie gniewam się. Ale nie wywijaj
mi więcej takich numerów, błagam.
Hana
jęknęła coś niewyraźnie przez sen. Piotr siedział jeszcze krótką chwilę
głaszcząc żonę po włosach, po czym wstał i ruszył do sypialni, jak najciszej
umiał, nie chcąc obudzić ukochanej kobiety.
*
Hana
obudziła się obolała. Kanapa to nie najwygodniejsze miejsce do odpoczynku. Ze
zdziwieniem skonstatowała, że noc minęła nadspodziewanie spokojnie. Przetarła
zaspane oczy i jej wzrok padł natychmiast na leżące na poduszce kartkę i
tabletki.
„Kwas
foliowy, nie zapomnij. Kocham - o tym też pamiętaj”.
Trudno mi przywyknąć do Wiktorii w roli ordynatora, ciągle ją widzę jako ambitną i pewną siebie rezydentkę.
OdpowiedzUsuńŁadnie Piotr się o Hanę troszczy, mają potencjał na szczęśliwe i udane wspólne życie. A Agata, swoim zwyczajem, słodka i uprzejma :) Twoja jest zdecydowanie lepsza od tej serialowej, ma charakter i da się ją lubić.
Wiki ze swoim charakterem poradzi sobie w każdej sytuacji. :) Ciężko byłoby mi wymyślić taką, w której nie, a nawet jeśli, to zawsze znajdzie się ktoś, kto stanie za nią murem, a to jej wystarczy.
Usuńcharakter Agaty zależy od tego, kto akurat pisze scenariusz. :D Czasem jest bardzo ciekawa, wrażliwa, silna raczej, choć trochę pogubiona, a czasem... szkoda gadać. Ja wolę raczej pierwszą odsłonę. :)
A od Hany i Piotra się nie mogę odczepić, najlepiej mi się o nich pisze, bo właśnie - mają potencjał. :D
Jakie to miłe ze strony piotra, że tak się troszczy o Hanę! Swoją drogą, miłe to nie jest dobre słowo, to takie normalne. Tak właśnie powinien wyglądać związek, on się martwi o nią, a ona o niego (chociaż w tej części to było jednostronne)
OdpowiedzUsuńWiktoria to prawdziwa przyjaciółka. No i miejmy nadzieję, że posłucha Piotra i zacznie się mniej spinać w pracy, to za jakiś czas będzie jej łatwiej w tak odpowiedzialnej roli.
Chociaż to prawda, zarządzanie przyjaciółmi nie jest ani przyjemne, ani na pewno nie jest łatwe, ale to mądra kobieta, nawet jej temperament czasem może pomóc. Da sobie radę na pewno!
Pozdrawiam: Ela
Wiki jest urodzonym przywódcą, a Piotr prawdziwym facetem, cóż ja mogę powiedzieć więcej. :D Znaczy i jednemu i drugiemu można dowolnie komplikować życie. :)
Usuń