"Cudownie jest
tak długo, długo patrzeć sobie w oczy, gdy ma się prawo patrzeć i nie trzeba
odwracać wzroku".
*****
- Cześć, mała, co słychać?
Idalia przykucnęła przy grobie córeczki. W dłoni trzymała mały bukiecik stokrotek. Niewielki nagrobek zdobiły kwiaty i rozświetlały zapalone znicze. Wiedziała, że jak zwykle przychodzą tu z Wiktorem naprzemiennie. Zgodnie z potrzebą, z przekonaniem o słuszności i choć osobno, to razem. Czuwają, bardziej nad sobą niż Agatką, dbają i chronią tamten piękny i trudny czas, czerpią garściami spokój tego miejsca, wypatrują motywacji i celu dla jakiegoś jutra. Wszystko to dobrze wiedziała, jednak dzisiaj szczególnie ją ujmowało.
Trudno się żyje wspomnieniami, usiłując dogonić ciągle wymykający nam się z rąk czas, mając jednocześnie pełną świadomość, że nie zbliżamy się do niego ani o krok. Poczuła się opuszczona i oszukana. Czas nie dawał się cofnąć, życie trwało, a ból nie znikał. Ciągle ich określał i więził, każde inaczej. Czasem tylko przycichał nieco, przyczajał się gdzieś na krótką chwilę, żeby niedługo potem, kiedy złapali głębszy oddech, wybuchnąć ze zdwojoną siłą, zaatakować z całą mocą, bez ostrzeżenia.
Dlatego teraz przygnieciona bólem Idalia zgięła się wpół i ukryła twarz w dłoniach. Łzy ciekły jej między palcami, a oddech sprawiał ogromny problem.
- Dzisiaj mama się nie spisała, wybaczysz? - po dziecięcemu rozcierała łzy po twarzy.
Który to już raz od śmierci dziecka otarła zapuchnięte oczy, oddychała głęboko, usiłując nie dać się zwyciężyć obezwładniającej rozpaczy.
- Wiesz, chciałabym dożyć dnia, w którym przyjdę do ciebie tak po prostu uśmiechnięta i szczęśliwa. Pewna siebie, radosna i przekonana, że jesteś ze mnie dumna. Podekscytowana opowiem ci co u mnie, wiedząc, że ty i tak przecież już wszystko wiesz.
W roztargnieniu przesunęła dłonią po twarzy.
- Poczułabym się spokojniejsza, gdybyś mogła mnie zapewnić, że tam ci jest lepiej. Że ktoś czule otula cię do snu, nie fałszuje kołysanek tak jak ja, że nigdy nie przypala dla ciebie mleka na kakao i nie zasypia ze zmęczenia podczas czytania bajki, przy której to ty miałaś zasnąć.
Uśmiechnęła się z trudem, patrząc na promieniejącą twarz Agatki.
- Dzisiaj nie przyszłam tak po prostu - zapatrzyła się na fotografię córki, kolejny raz uderzyło ją podobieństwo małej do Wiktora. - Mam do ciebie sprawę.
Wstała, zawstydzona pochyliła głowę, spojrzała na zdjęcie z powagą.
- Nie wiem, skarbie, co mam robić. Twój tato bardzo mnie zranił, a ja nadal go kocham. Nie mogę o nim zapomnieć i strasznie mi go brakuje. Ciągle o nim myślę. Ciągle się łapię na zastanawianiu, co on by zrobił, co by powiedział, czy zaakceptowałby lub skrytykował jakąś moją decyzję.
Zamyśliła się na chwilę.
- Z jednej strony tęsknię za nim każdej nocy i wiem, że skoro nie mamy już ciebie, musimy nawzajem oswoić nasz ból, pozwolić się drugiemu na sobie wesprzeć. Wiem, że bez niego jestem sama, prędzej czy później się poddam, praca i pośpiech mnie zabiją, nie przeżyję dobrze czasu, który mi pozostał. Z drugiej strony przez niego przeżyłam najgorsze chwile życia, zaraz po tych, kiedy ciebie mi zabrakło.
Westchnęła zgnębiona.
- Twoja dorosła i odpowiedzialna mama nie umie podjąć tej decyzji, Agatko, i nie chodzi tu o czas. Za rok tak samo przyszłabym do ciebie z pytaniem. Tak samo będę się bać, że mnie znowu zrani tak, że już nie zdołam się pozbierać, a jednocześnie tak samo będę go potrzebować. Czy ja umiem mu wybaczyć? Czy tak dobrze znając ludzką naturę, powinnam uwierzyć, że ludzie się zmieniają? Że mu na mnie naprawdę zależy, a nie chodzi tylko o to, żeby nie wracać do pustego domu albo naprawić życiowy błąd?
Wbiła stanowczy wzrok w twarz dziecka.
- Tak, wiem, to głupie i niestosowne, ale mimo to proszę cię, daj mi jakiś znak. Tylko ty znasz go lepiej ode mnie. Tylko z twoją akceptacją dam mu szansę.
Podniosła z ziemi torbę.
- Spokojnie, mnie się nie spieszy, będę czekać - dodała szeptem.
Wyjęła z torby własny znicz. Kiedy grzebała w jej czeluściach w poszukiwaniu zapałek, zadzwonił telefon.
Na Widok numeru Wiktora znicz wypadł jej z ręki i roztrzaskał się na drobne kawałki. Nie odebrała połączenia.
Drżącymi wargami, z czułością ucałowała zdjęcie Agatki. Pośpiesznie zaczęła sprzątać zrobiony przez siebie bałagan.
- Dziękuję, mała. Skoro tak mówisz, tobie wierzę. A świeczka będzie jutro, nasza wspólna, bo nadal masz mamę niezdarę. W tej kwestii akurat nic się nie zmieniło.
Powoli idąc do samochodu, oddzwoniła do męża.
- Idalka, gdzie jesteś, nie odbierasz domowego, martwię się.
- Wszystko w porządku.
- Płakałaś.
- Pozory mylą - uśmiechnęła się delikatnie. - Na twoim miejscu pomartwiłabym się o coś innego.
- Co się stało?
- Sporo. Ja niedługo zaczynam szykować pyszną kolację, a w domu nie ma ani kropli wina.
- Da się zrobić - w jego głosie wyczuła z trudem tłumioną radość.
- Jeszcze coś. Obawiam się, że mamy poważny problem.
- Jaki?
- Nadal cię kocham. Co gorzej - jak jasna cholera.
*
- No, to skoro już jest mama i tatuś, możemy dokonać
prezentacji - rozpromienieni Hana i Krzysztof stali nad Kamilą i Pawłem -
rodzicami bliźniaczek. Oni z kolei siedzieli na bujanych fotelach z położonymi
na sobie skóra do skóry dziećmi, które z dumą kangurowali. Dziewczynki mimo
wspomagania oddechu CPAP równo oddychały, śpiąc zupełnie spokojnie.
- Przyszliśmy przedstawić wam stan dzieci - odezwał się Radwan.
- Ale najpierw chciałabym o coś zapytać - przerwała mu Kamila.
Spojrzał pytająco.
- Czy to, że nie rozpoznaję własnych dzieci podchodzi już pod patologię? - wszyscy wybuchnęli z trudem powstrzymywanym śmiechem.
- To proste. Wszystko jest kwestią śpioszków - powiedział pewnie ojciec. - Liliana ma z misiem, Matylda bez.
- Odwrotnie! - wykrzyknęła Kamila.
Paweł spojrzał po obecnych zdezorientowany.
- Żartowałam.
- A załóżmy, że zdejmujemy śpioszki? Co wtedy? - śmiała się Hana.
- Jeśli zdejmiemy, to ja też się poddaję - westchnął Paweł. - Jedna ma pieprzyk na lewej stopie, chyba Matysia, ale nie mam pewności. Zapisałem w telefonie - wyjął urządzenie z kieszeni. Goldberg i Radwan mrugnęli do siebie znacząco - mocno rozbawieni.
- Problem jest nie lada - Radwan starał się zachować powagę. - Proponuję nie zdejmować dzieciom szpitalnych bransoletek, dopóki czegoś nie wymyślicie.
- Spokojnie - wtrąciła sceptycznie Kamila. - Nie grozi nam to przed pierwszymi urodzinami na pewno.
- To ty czy ja? - spytała Hana kolegę.
- Kobiety mają pierwszeństwo.
- Matylda Jagodzka, 1700 gram, od porodu przytyła 300 gram, wspaniale jej idzie, kangurowanie działa cuda. Inkubator zamieniliśmy z zamkniętego na otwarty, tzw. podgrzewane łóżeczko. Jest tam razem z siostrą. Możecie wykonywać przy niej wszystkie czynności pielęgnacyjne, ale pod kontrolą naszych pielęgniarek. Jeśli na coś nie pozwolą, słuchajcie ich. Naprawdę wiedzą, co mówią. Wspaniale, że ruszyła u pani na całego laktacja, bo Matylka ma apetyt jak małe smoczątko.
- Lilianka Jagodzka - zaczął Krzysztof. - Niestety ma mniejsze szczęście, ale wszystko przed nami. Przebyła ciężkie zapalenie płuc. Na razie nie ma mowy o próbach odłączania jej od CPAP, ale urządzenie tylko pomaga jej oddychać, najtrudniejszą robotę wykonuje sama. Słabo przybiera, jednak po przebytej infekcji to zupełnie normalne. Odkąd kangurujecie, jest z małą dużo lepiej. O to, co możecie przy niej zrobić, również pytajcie pielęgniarek. Dajcie jej jeszcze kilka dni, a wszystko wróci do normy, może nawet już dogoni siostrę.
- To wszystko nie ma żadnego znaczenia - Kamila znowu przerwała lekarzowi. - Ważne, że żyją i będą zdrowe, tylko to się liczy.
Nastała cisza, Hana szybko ją przerwała.
- Jedno jest pewne. Wyjdziecie ze szpitala najwyżej sześć tygodni po narodzinach dzieci. Nie przewidujemy już żadnych poważniejszych komplikacji, wszystko idzie ku dobremu, najgorsze za wami i waszymi ślicznymi kruszynkami.
Rodzice z wdzięcznością spojrzeli na lekarzy.
- Nie mamy pojęcia, jak wam podziękować, gdyby nie wy, nawet nie chcę myśleć, jak by się to skończyło - Paweł patrzył poważnie.
Zawstydzeni ginekolodzy wbili wzrok w podłogę.
- Przyjdźcie do nas za jakiś czas - powiedział ginekolog. - Pokażcie nam, jak rosną.
- To bardzo motywuje nas do pracy - dodała Hana. - Mamy żywe i zdrowe dowody na to, że warto się tutaj dla nich poświęcać.
- Potrzebne nam to zwłaszcza wtedy, kiedy niestety nie kończy się szczęśliwie - wyjaśnił Radwan.
- Ach, rodzina padnie z zachwytu - cieszyła się Kamila.
- Ale nas będą robić w konia - Paweł zmarszczył brwi.
- To co, na koniec mogę pogadać? - zapytał Krzysztof.
Wszyscy kiwnęli głowami.
- Wyobraźcie sobie, że jesteście wiecznym tandemem. Nikt was nie odróżnia. Dostajecie na śniadanie płatki, które lubi siostra, bo się rodzicom znowu pomyliło. I do tego nikt nie ma pojęcia, czemu się wkurzacie.
- Chyba rozumiemy - rzekli zgodnie.
- Zdrowy rozsądek, tylko to was może uratować. Ubierajcie je różnie. Ja wiem, że to słodko wygląda, kiedy bliźnięta mają takie same ubranka, ale wierzcie mi na słowo, na pewno niełatwo mieć własnego klona, to pozwoli podkreślić ich odrębność. Trzymajcie ich rzeczy w oddzielnych szafkach, niech każda ma swoje ubrania, zabawki i rzeczy osobiste, jak normalne rodzeństwo. Zwracajcie się do nich oddzielnie, do każdej jej własnym imieniem, a nie per "dziewczynki". Wtedy na pewno dacie sobie radę!
- Okej, zaczynamy od teraz trenować konkretne zwracanie się do siebie - Kamili zawadiacko błyszczały oczy. - To co, Pawełku, przyniesiesz Kamilce obiadek? Ale musi być własnej roboty i żeby ci się nie pomyliło - koniecznie taki jak lubię.
- Przyszliśmy przedstawić wam stan dzieci - odezwał się Radwan.
- Ale najpierw chciałabym o coś zapytać - przerwała mu Kamila.
Spojrzał pytająco.
- Czy to, że nie rozpoznaję własnych dzieci podchodzi już pod patologię? - wszyscy wybuchnęli z trudem powstrzymywanym śmiechem.
- To proste. Wszystko jest kwestią śpioszków - powiedział pewnie ojciec. - Liliana ma z misiem, Matylda bez.
- Odwrotnie! - wykrzyknęła Kamila.
Paweł spojrzał po obecnych zdezorientowany.
- Żartowałam.
- A załóżmy, że zdejmujemy śpioszki? Co wtedy? - śmiała się Hana.
- Jeśli zdejmiemy, to ja też się poddaję - westchnął Paweł. - Jedna ma pieprzyk na lewej stopie, chyba Matysia, ale nie mam pewności. Zapisałem w telefonie - wyjął urządzenie z kieszeni. Goldberg i Radwan mrugnęli do siebie znacząco - mocno rozbawieni.
- Problem jest nie lada - Radwan starał się zachować powagę. - Proponuję nie zdejmować dzieciom szpitalnych bransoletek, dopóki czegoś nie wymyślicie.
- Spokojnie - wtrąciła sceptycznie Kamila. - Nie grozi nam to przed pierwszymi urodzinami na pewno.
- To ty czy ja? - spytała Hana kolegę.
- Kobiety mają pierwszeństwo.
- Matylda Jagodzka, 1700 gram, od porodu przytyła 300 gram, wspaniale jej idzie, kangurowanie działa cuda. Inkubator zamieniliśmy z zamkniętego na otwarty, tzw. podgrzewane łóżeczko. Jest tam razem z siostrą. Możecie wykonywać przy niej wszystkie czynności pielęgnacyjne, ale pod kontrolą naszych pielęgniarek. Jeśli na coś nie pozwolą, słuchajcie ich. Naprawdę wiedzą, co mówią. Wspaniale, że ruszyła u pani na całego laktacja, bo Matylka ma apetyt jak małe smoczątko.
- Lilianka Jagodzka - zaczął Krzysztof. - Niestety ma mniejsze szczęście, ale wszystko przed nami. Przebyła ciężkie zapalenie płuc. Na razie nie ma mowy o próbach odłączania jej od CPAP, ale urządzenie tylko pomaga jej oddychać, najtrudniejszą robotę wykonuje sama. Słabo przybiera, jednak po przebytej infekcji to zupełnie normalne. Odkąd kangurujecie, jest z małą dużo lepiej. O to, co możecie przy niej zrobić, również pytajcie pielęgniarek. Dajcie jej jeszcze kilka dni, a wszystko wróci do normy, może nawet już dogoni siostrę.
- To wszystko nie ma żadnego znaczenia - Kamila znowu przerwała lekarzowi. - Ważne, że żyją i będą zdrowe, tylko to się liczy.
Nastała cisza, Hana szybko ją przerwała.
- Jedno jest pewne. Wyjdziecie ze szpitala najwyżej sześć tygodni po narodzinach dzieci. Nie przewidujemy już żadnych poważniejszych komplikacji, wszystko idzie ku dobremu, najgorsze za wami i waszymi ślicznymi kruszynkami.
Rodzice z wdzięcznością spojrzeli na lekarzy.
- Nie mamy pojęcia, jak wam podziękować, gdyby nie wy, nawet nie chcę myśleć, jak by się to skończyło - Paweł patrzył poważnie.
Zawstydzeni ginekolodzy wbili wzrok w podłogę.
- Przyjdźcie do nas za jakiś czas - powiedział ginekolog. - Pokażcie nam, jak rosną.
- To bardzo motywuje nas do pracy - dodała Hana. - Mamy żywe i zdrowe dowody na to, że warto się tutaj dla nich poświęcać.
- Potrzebne nam to zwłaszcza wtedy, kiedy niestety nie kończy się szczęśliwie - wyjaśnił Radwan.
- Ach, rodzina padnie z zachwytu - cieszyła się Kamila.
- Ale nas będą robić w konia - Paweł zmarszczył brwi.
- To co, na koniec mogę pogadać? - zapytał Krzysztof.
Wszyscy kiwnęli głowami.
- Wyobraźcie sobie, że jesteście wiecznym tandemem. Nikt was nie odróżnia. Dostajecie na śniadanie płatki, które lubi siostra, bo się rodzicom znowu pomyliło. I do tego nikt nie ma pojęcia, czemu się wkurzacie.
- Chyba rozumiemy - rzekli zgodnie.
- Zdrowy rozsądek, tylko to was może uratować. Ubierajcie je różnie. Ja wiem, że to słodko wygląda, kiedy bliźnięta mają takie same ubranka, ale wierzcie mi na słowo, na pewno niełatwo mieć własnego klona, to pozwoli podkreślić ich odrębność. Trzymajcie ich rzeczy w oddzielnych szafkach, niech każda ma swoje ubrania, zabawki i rzeczy osobiste, jak normalne rodzeństwo. Zwracajcie się do nich oddzielnie, do każdej jej własnym imieniem, a nie per "dziewczynki". Wtedy na pewno dacie sobie radę!
- Okej, zaczynamy od teraz trenować konkretne zwracanie się do siebie - Kamili zawadiacko błyszczały oczy. - To co, Pawełku, przyniesiesz Kamilce obiadek? Ale musi być własnej roboty i żeby ci się nie pomyliło - koniecznie taki jak lubię.
W całym nieszczęściu Idalii i Wiktora cudowna jest ich wspólnota przeżywania – pomimo, że oddzielnie odwiedzają grób córeczki, żadne z nich nie czuje się osamotnione w swoim bólu, ponieważ to ich wspólna strata. Szczególnie teraz, kiedy odbudowują wzajemną bliskość. Nie jest łatwo wyrwać się ze szponów przeszłości zwykle dlatego, że trudno się rozstać nie tylko z tym, co było, ale także z wcześniejszym wyobrażeniem na temat tego, jak będzie w przyszłości. A jednocześnie odsuwając swój ból, Ida miałaby poczucie braku lojalności względem zmarłego dziecka. Bywa, że w takich sytuacjach rozpacz słabnie tylko po to, by w chwilę później wybuchnąć ze zdwojoną siłą – bo zwielokrotniona przez poczucie winy wynikające z tego, że przez moment było lżej, choć przecież w sytuacji nic się nie zmieniło. Ida prosi Agatkę o radę, jednak tak naprawdę rozmawia z samą sobą, wypowiada na głos coś, co już postanowiła, tylko potrzebuje czyjegokolwiek poparcia dla swojej decyzji, bo choć już wie, jak zamierza postąpić, wciąż krążą po głowie wątpliwości. Najgorsze chwile zwykle przeżywamy z ludźmi, z którymi nas łączą te najlepsze – właśnie na tym polega miłość i przywiązanie. Oczywiście, że ludzie się zmieniają, szczególnie kiedy mają dla kogo. A jeśli poczują stratę, a później pojawia się szansa odzyskania tego, co ważne, tym bardziej będą się starać. Wspaniale, że wreszcie dała Wiktorowi jasny sygnał, nadzieję. Bo nawet przy największej miłości, w momencie kiedy wszelkie starania pozostają bez informacji zwrotnej, można popaść w stan beznadziei. A komunikat „jestem i czekam, wszystko możemy naprawić”, daje siłę, nawet jeżeli przed nimi jeszcze cała masa trudności i zwątpienia.
OdpowiedzUsuńZastanawiało mnie zawsze, czy w początkowej fazie życia bliźniąt jednojajowych zdarzają się trwałe zamiany imion. Co do Liliany i Matyldy, przepiękny zestaw. Fantastyczne przeżycie dla lekarzy – przedstawić rodzicom dwójkę odratowanych niemowląt. Z perspektywy dziecka wychowanego bez klona mam wrażenie, że nie przeszkadzałaby mi bliźniaczka ubrana identycznie jak ja, z którą miałabym wspólną szafkę i zabawki. Chociaż, jak podkreślam, to jest moja perspektywa, natomiast traktowanie bliźniąt jako zestawu z pewnością nie wpływa korzystnie na kształtowanie się indywidualnej tożsamości. Dlatego przed rodzicami cała masa wyzwań – wychować swoje dzieci tak, aby były ze sobą blisko, ale nie czuły się jedną osobą.
Wprost zdumiewające, że w tym odcinku pojawiło się wszystko to, co chciałam przeczytać, kończąc poprzedni :)
Życzę dalszego udanego wypoczynku i przesyłam tysiące buziaków mojej ulubionej fanfikowej pisarce ;***
Kaja
Prawda, fajnie, że umiesz przeanalizować i wyciągnąć właściwe wnioski, a wspólne przeżywanie rozpaczy to jest dobrodziejstwo.
UsuńA ja pozostanę przy swoim zdaniu, nie zniosłabyś traktowania jako zestaw, skoro nawet nie akceptujesz zwracania się do ciebie w liczbie mnogiej, co u bliźniąt nawet różnych jest na porządku dziennym.
Cieszę się, że imiona trafiły w twój gust. A uzależnienie bliźniąt od siebie nigdy nie kończy się dobrze choćby dla ich pewności siebie.
Ach, cóż za zaszczyt to dla mnie być ulubioną, haha. :*** Oraz zaszczyt twego pierwszeństwa. :)
Nie wiem, na ile trafne wyciągam wnioski, raczej zapisuję luźne myśli, niż analizuję. To jest właśnie ciekawe w czytaniu komentarzy, że ten sam tekst wywołuje u różnych ludzi rozmaite reakcje i ciągi skojarzeniowe, że każda wypowiedź jest inna i bywa, że biegnąca zupełnie innym torem niż pozostałe.
UsuńBardzo możliwe, że masz rację. A liczby mnogiej nie znoszę w momencie, gdy odnosi się do bliżej nieokreślonej zbiorowości, czegoś w stylu "wy wszyscy tak mówicie", albo "róbcie co chcecie". To mi się wydaje jakieś skrajnie lekceważące.
Uzależnienie bliźniąt może być o tyle fatalne, że w pewnym momencie jedno może zechcieć ułożyć swoje życie w zupełnie niezależny sposób i pójść swoją drogą, tudzież zwyczajnie może mu się coś stać, a wtedy drugie zupełnie traci swój najważniejszy punkt odniesienia, wszak nawet rodzice nie są ze swoimi dziećmi tak blisko, jak one wzajemnie ze sobą.
Wydaj coś wreszcie, to będziesz ulubioną nie tylko moją (choć i teraz sporo masz fanów :)). Postaram się, byś zaszczytów mego pierwszeństwa mogła doświadczać częściej :*
A ty myślisz, że dlaczego niby dalej to piszę, przede wszystkim dla czytelników i ich komentarzy, bo pisać dla siebie mogę cokolwiek do Worda.
UsuńIdentyczne bliźnięta są ciągle taką pewnego rodzaju nieokreśloną zbiorowością dla otoczenia. Masakrą jest fakt, że ludzie nawet nie wiedzą często, czy do właściwego dziecka się zwracają.
Książkę? Coś ty, do tego trzeba mieć dużo talentu, jeszcze więcej charyzmy i ogrom kasy, a ja nie mam ani jednego. :D Nie umiałabym chyba stworzyć dużej całości, w dodatku spójnej.
Pięćdziesiąt odcinków to jest spora całość, w dodatku spójna. Kasy nie trzeba, talent sam się wybroni, a tego Ci akurat nie brak :)
UsuńAch, wierzysz we mnie, to miłe, ale gdyby to było takie proste. :)
UsuńPewnie, że wierzę i dotychczas się nie zawiodłam :)
UsuńDawno jakoś Idalii w opowiadaniu nie było, zdążyłem zatęsknić za jedną z ulubionych moich bohaterek. Jej życiowe rozterki są takie naturalne i realne że aż trudno uwierzyć w to, że to tylko opowiadanie i czyjaś fantazja. Piękne jest to, że umiesz w opowiadaniu oddać bardzo dobrze czyjąś życiową sytuację.
OdpowiedzUsuńIdę z Wiktorem łączy silna więź, która została nadwyrężona przez jego zdradę. Teraz trudno im jest naprawić tę sytuacje, Ida boi się kolejnych trudności. Teraz najbardziej potrzebuje spokoju i stabilności w związku. Jej rozmowa na cmentarzu z samą sobą była tylko po to, żeby utwierdzić się we własnej decyzji. A telefon w odpowiednim momencie potwierdził tylko to, co ona wiedziała już zanim przyszła odwiedzić grób córeczki.
Ha! Tak długo czekałem na to, aby poznać zestaw imion dla bliźniaczek i wreszcie wiem. Piękne połączenie, bardzo przypadło mi do gustu. Kiedyś trzeba będzie gdzieś wykorzystać. :D
Sądząc po dialogach rodzina wydaje się być na dobrej drodze do stworzenia wspaniałego miejsca dla dzieciaków. Hana z Krzysztofem zadbali o nie na samym początku, teraz już ich rolę przejmować powoli będą rodzice. Wszystko wskazuje na to, że poradzą sobie znakomicie. :)
Wychowywanie bliźniąt wcale nie jest prostą sprawą, w pierwszej kolejności należy zadbać o odrębne osobowości. Jeśli to im się uda, wszystko jakoś powoli toczyć się będzie do przodu.
Jak zwykle, nie zawiodłaś. Tym razem troche ja, bo wstać mi się nie chciało o odpowiedniej porze. ;) Już ciekawość zżera, co w następnej części dla nas szykujesz. Pomyśleć, że ich już prawie pięćdziesiąt jest. Kto mógłby przypuszczać, że czas tak szybko pędzi?
Buziaki! :*
P.S. Nawiązując do odpowiedzi do poprzedniego posta. Czasem się zdarza? Chyba wcale często. :)
Staram się, tym bardziej cenię, kiedy to zauważasz.
UsuńCzasem wiele jesteśmy w stanie zrobić dla upewnienia.
Oj, Lilka i Matysia widać rządzą. :) Żadnych przeciwników. :D
Sama radość, kiedy dostajesz do kochania jeden skarb gratis. :)
Gdybym ja miała wstawać o tej "odpowiedniej" porze, też by mi się nie chciało. :) A i dzisiaj w skupieniu myśli prawie 36 godzin na nogach lub w puszkach mi nie pomaga. :)
A nawiązując, wszystko jest kwestią gustu. :)
:*
Wspaniale opowiadanie. Nie moge doczekac sie nexta
OdpowiedzUsuńDzięki! :* Doceniam, że zostawiasz ślad.
UsuńMiałaś rację, starzejemy się, a ja zaczynam odczuwać to z każdym kolejnym poniedziałkiem...
OdpowiedzUsuńDobrze, że są jeszcze osoby, które tak cudownie piszą i mogą cofnąć tygodniowe efekty starzenia...
Odwiedzin na grobie córeczki Idalii się nie spodziewałam, pozytywnie nie zaskoczyłaś. Tak wiem, epitet „pozytywnie” nie brzmi w tym kontekście najlepiej, ale taka prawda i innego nie mogłabym użyć...
Jak chyba zdążyłaś się już przekonać, nie jestem do końca, ani też od końca normalna...
Nawet nie potrafię sobie wyobrazić jaki ból, muszą odczuwać rodzice zmarłego dziecka, stojąc nad jego grobem. Nawet jeśli ich dziecko było już dorosłe, założyło własną rodzinę, to nadal ich maleńkie dzieciątko, a co dopiero jeśli zmarło w dziecięcych latach...
Idalia, mimo, że jako psychiatrą powinna potrafić wyłączać emocje, co w pracy przychodzi jej profesjonalnie i jest naprawdę świetną terapeutką, jest też bardzo wrażliwa emocjonalnie, ale kto by nie był w takich okolicznościach...
„Czuwają bardziej nad sobą, niż nad Agatką...” - Opis pobytu Idalii na cmentarzu wyszedł ci piorunująco. Wydaje się taki prosty, zwyczajny, a jednak przekazuje tyle emocji i uczuć, których na pierwszy rzut oka nie widać. Nad Agatką nie trzeba już czuwać, to ona czuwa nad rodzicami, oczywiście jeśli ktoś wierzy w życie pozagrobowe. Bo jeśli nie, człowiek po śmierci staje się tylko kawałkiem mięsa, które zostaje pożarte przez owady, bakterie czy inne królestwa zwierząt...
Smutne, ale takie jest życie, niestety...
Przychodzą na cmentarz na przemian, być może obecność obojga z nich w tym samym czasie, sprawiałaby dla nich wrażenie tłumu. Nie czuliby się swobodnie, wiedząc, że obok stoi ktoś, kto czuje to samo, a przynajmniej wydaje się, że czuje. Przychodząc samotnie każde z nich ma czas na chwilę refleksji, przemyśleń i chwilę na powiedzenie córeczce tego, czego w towarzystwie powiedzieć by się nie odważyli...
Nadnaturalna scena... Gdybym była normalna, pewnie zaczęłabym rozglądać się po mieszkaniu, ze strachem, upewniając się, czy aby nie obserwuje mnie jakaś zjawa. A ja co robię? Z podekscytowaniem spoglądam w okno, wypatrując ruchów firanki i z zawiedzeniem stwierdzam, że to tylko wiatr, udający, że pomaga w tych pierońskich upałach, których tak jak i słońca, ze szczerego serca nienawidzę...
Gdybym wiedziała, że ten fragment będzie tak pouczający i emocjonalny, zrobiłabym więcej herbatki. Na przyszłość mogłabyś uprzedzać, spragnionego człowieka...
Od początku czułam, że Idalia i Wiktor nie zapomnieli o łączącym ich niegdyś uczuciu i jak widać nie pomyliłam się...
*****
W drugiej części, już patrząc na tekst, czuję rozluźnienie, napiętej dotychczas atmosfery...
Informacje o stanie zdrowia dzieci - jedno ma się lepiej, drugie gorzej, ale tak to zasadowo jest przy bliźniętach. Jeden przodem, drugi dogania...
Wyobrażam sobie, jak bardzo motywuje, patrzeć na zdrowe dziecko, które sprowadziło się na świat i utrzymało przy życiu, mimo niemałych problemów...
Świetna rada, tak powinno być co do każdego rodzeństwa, niezależnie czy z jednego czy kilku miotów ( czuję się, jakbym pisała o kotach...). Oddzielne szafki, ubranka, zabawki, wszystko oddzielne, tylko rodzice wspólni...
Koniec, żartobliwy, całkowicie pozwala zapomnieć o przygnębiającym początku...
Ależ się rozpisałam... Dawno mi się to nie zdarzyło...
Buziaki :-*
CzerwonaPomadkaa
Czuję się mega skomplementowana. :)
UsuńUwielbiam zaskakiwać.
Do końca i od końca jest hitem, uwielbiam. :*
Ból straty dziecka jest niewyrażalny żadnymi słowami.
Tak to już jest, w pracy twardzi i profesjonalni, a w domu bezbronni wobec własnych życiowych zakrętów.
Dzięki, starałam się, żeby nie tylko wzruszyć jakąś sztampą, ale też przekazać "żywe" emocje ludzkiej straty, bardzo się cieszę, że trafiło i do ciebie. :)
Prawda, jak też i to, że ból wspólnego przebywania mógłby się zrobić za ciężki.
Cieszę się, że nie wystraszyłam, ja co prawda słoneczko kocham, ale dzisiaj jednak mocno i mnie doskwiera.
:) Słodziaku, po takich słowach aż by się chciało ten kubeł herbatki wychłeptać z tobą. :)
No tak, na koniec musiałam pojechać czymś oczywistym.
Rodzice trzymający wspólny front, zwłaszcza kiedy jedna pójdzie w prawo, a druga w lewo. :)
Uwielbiam, gdy się rozpisujesz. :*
Znowu jestem z opóźnieniem, wybacz, ale ogarnąć się nie mogę…
OdpowiedzUsuńScena z Idalią mnie powaliła, widać, że kobieta potrzebowała znaku, wskazówki, jak ma postąpić, to takie wzruszające, że przychodzi do dziecka i mu zawierza! Nawet nie wiem, co jeszcze mogłabym napisać o tej scenie!
Matylda i Liliana! Zestaw dobrany świetnie, chociaż mnie się bardziej Liliana podoba. Nie lubię, jak bliźniakom nadaje się imiona np. Sandra i Samanta, czy Kasia i Basia, nie dość, że imiona mają podobne, to jeszcze wygląd, to już przegięcie!
A rady ginekologów jak najbardziej słuszne! Przecież nawet w przyjaźni ludzie mają różne style choćby ubierania, a co dopiero, gdy się jest rodzeństwem i traktuje się bliźniaki, jak klony, to musi być bardzo frustrujące.
Buziaki i wracaj już znad morza :*
Kto jak kto, ale ty zawsze odbierasz tekst tak, jak ja mam akurat w zamiarze, trochę mnie jednak już znasz. :*
UsuńTeż nie lubię, albo z dwóch różnych stylowo bajek, na przykład Marysia i Nikola. :P
Specyfika sytuacji jest niesamowita, nie wyobrażam sobie wyglądać jak ktoś inny, to dla mnie taka abstrakcja żyć z tym na co dzień - nie do opisania.
Jestem już, jestem, nieco nieprzytomna ale tooo jaaa. <3 :*
<3 cudo
OdpowiedzUsuńJak miło, że jesteś i czytasz nadal! :*
UsuńJestem co poniedziałek. Wiernie. Coś dłuższego postaram się napisać, gdy będę miała dostęp do komputera. Pozdrawiam
UsuńWspaniale, również pozdrawiam. :)
UsuńPowaliłaś mnie sceną z Idalią... Nie mogę normalnie dojść do siebie... Genialne! Nie ma sensu więcej na ten temat pisać, bo i tak nie jestem w stanie wyrazić tego, co bym chciała.
OdpowiedzUsuńKrzysztof i jego złote rady - jak najbardziej trafne. Każdy jest inny i pewnie często u takich bliźniaków zdarza się tak, że z wyglądu jak dwie krople wody, ale z charakteru jak dwa przeciwne bieguny.
Pozdrawiam :**
Bardzo ci dziękuję. :) Buziaki! :*
UsuńNo co tu mowic Boskie!!!
OdpowiedzUsuńCzuję się fajna, haha. :)
Usuńkiedy bedzie piotr i hana ?
OdpowiedzUsuńJak mi coś fajnego przyjdzie o nich do głowy - słowem, nie mam pojęcia. :) Bądź czujna/y. :)
Usuń