"Kobieta jest
najsłabsza, gdy kocha, a najsilniejsza, gdy jest kochana".
*****
- O, hej, kończysz już na dzisiaj? - Wiktoria rozczesywała
włosy po dyżurze, próbując je ujarzmić, pozytywnych skutków póki co nie można
było zaobserwować.
- Nie, to dopiero początek przygody, nocka - Agata zarzucała na ramiona nieznacznie tylko wymięty fartuch. - Co bym nie robiła, to nigdy nie chce na mnie leżeć. Jakiś koszmar!
- Bo wiesz, poza tobą musi się zmieścić w tym fartuchu jeszcze twoje ego - ironizowała Consalida.
- Jasne - zaśmiała się Agata. - A kwestia rozmiaru to zawsze kwestia sporna. To zacznijmy pracę starym zwyczajem od przerwy, może kawki na koniec dnia?
- Nie, muszę jechać do domu - zgarbiła się, westchnęła. - I tak już robię nadgodziny.
- Domyślam się, tylko dziwić nie przestaję.
- A co cię tak dziwi?
- Że jakoś nie wybiegasz stąd w podskokach, wolność, swoboda, te sprawy. To ja tu mogę spędzać trzy czwarte życia, w moim pokoiku jeszcze nikt stęskniony nie czeka. No dobra, może książki.
- To może wreszcie powinnaś się bardziej postarać, żeby czekał, przyspieszyć bieg wydarzeń, przestać traktować Marka zachowawczo?
Woźnicka natychmiast spoważniała.
- Myślisz, że naprawdę warto się spieszyć, jest do czego? Przed nami całe życie, a ja już nie zamierzam kolejny raz układać go od nowa. Kiepsko, widzisz, znoszę ból, duszy zwłaszcza. I nie lubię rozczarowań. A ty w nagrodę za pośpiech siedzisz tutaj zgnębiona, i?
- I już się nie spieszę.
- Nie wiem, czy chcę pytać. Ale zapytam, bo cię kocham.
- Czasami lepiej nie mówić. Bo od mówienia głupie pomysły przychodzą do głowy.
- Wiesz, gdzie mnie szukać.
- Przede wszystkim powinnam poszukać siebie, i tego, czego naprawdę chcę. Reszta znajdzie się sama, twoje wsparcie też.
- Nie układa się wam? Czy tylko tobie?
- Układa.
- Ale?
- Mimo że go kocham, miewam dni, kiedy czuję, jakby był moim ojcem, najwyżej starszym bratem. I są takie dni, że wolałabym zostać tutaj. A kiedy Adam...
- Nie, nie, nie! - krzyknęła Agata rozpaczliwie, uciszając ją gestem. - Nie chcę wiedzieć, co Adam! Rozumiesz to?
- Przepraszam - Wiktoria wstała, podeszła do drzwi, Agata do niej podbiegła. Mocno chwyciła ją za rękę.
- Bo kiedy powiesz mi co Adam, ja będę musiała powiedzieć, że ostrzegałam. A nawet, że "a nie mówiłam". A tego ci nie powiem, nigdy! Bo żeby to powiedzieć, musiałabym stracić szacunek. A ja Nie pamiętam prawie życia, w którym cię nie znałam. Jesteś mi bliska i dałabym sobie dla ciebie wyrwać kawałek serca. Dlatego nie oczekuj ode mnie, że będziesz mi opowiadać o Adamie, a ja zechce tego słuchać. Patrzeć na to, jak najbliższa osoba się pogrąża i niszczy kolejnym błędem coś, do czego jeszcze nie dawno usilnie mnie przekonywała.
- Agata...
- Wiki, długo rozmawiałyśmy przed ślubem. Ostrzegałam, przekonywałam, tłumaczyłam i analizowałam za ciebie to, co sama w teorii wiesz lepiej. Ale dlatego, że mimo tylu wątpliwości zdecydowałaś się podjąć ryzyko, nigdy nie poprę, że nagle - hop - zwrot akcji - chcesz skrzywdzić niewinnego człowieka, a we mnie szukasz taniego rozgrzeszenia czy prawa do niego. Jeśli kolejny raz namieszasz sobie w głowie, ja nie będę umiała patrzeć na ciebie jak zwykle. A być może też nie będę chciała. Marsz do domu, natychmiast!
Wiktoria objęła Agatę. Mocniej niż by wypadało.
- Wiesz, że jesteś bardzo mądrym misiem?
- Wiesz, że czasem cie nie lubię? - Agata zacisnęła usta, nie odwzajemniła też uścisku.
- I wiesz, za co ja najbardziej cię kocham i szanuję? Za to, że nigdy nie oceniasz, nie paplasz komunałów na prawo i lewo. Patrzysz sobie na to, co cię otacza i siedzisz cichutko, czekasz na rozwój akcji z zawsze wyciągniętą pomocną dłonią. A kiedy już coś powiesz, to bez nagany i dezaprobaty, ale tak, że daje do myślenia aż boli.
- I co wymyśliłaś? - spytała internistka cierpko.
- Że skoro nie mogę ci powiedzieć, że go nie kocham i mi z nim źle, to znaczy że po prostu za mało się znamy.
- To biegnij kłusem go poznawać - lekarka nareszcie się uśmiechnęła. - I pozwól się wreszcie porozpieszczać, za mnie też.
- Przyjazd tu po mnie wpisuje się w konwencję rozpieszczania?
- Jak najbardziej.
- To dzwonię.
- Nie, to dopiero początek przygody, nocka - Agata zarzucała na ramiona nieznacznie tylko wymięty fartuch. - Co bym nie robiła, to nigdy nie chce na mnie leżeć. Jakiś koszmar!
- Bo wiesz, poza tobą musi się zmieścić w tym fartuchu jeszcze twoje ego - ironizowała Consalida.
- Jasne - zaśmiała się Agata. - A kwestia rozmiaru to zawsze kwestia sporna. To zacznijmy pracę starym zwyczajem od przerwy, może kawki na koniec dnia?
- Nie, muszę jechać do domu - zgarbiła się, westchnęła. - I tak już robię nadgodziny.
- Domyślam się, tylko dziwić nie przestaję.
- A co cię tak dziwi?
- Że jakoś nie wybiegasz stąd w podskokach, wolność, swoboda, te sprawy. To ja tu mogę spędzać trzy czwarte życia, w moim pokoiku jeszcze nikt stęskniony nie czeka. No dobra, może książki.
- To może wreszcie powinnaś się bardziej postarać, żeby czekał, przyspieszyć bieg wydarzeń, przestać traktować Marka zachowawczo?
Woźnicka natychmiast spoważniała.
- Myślisz, że naprawdę warto się spieszyć, jest do czego? Przed nami całe życie, a ja już nie zamierzam kolejny raz układać go od nowa. Kiepsko, widzisz, znoszę ból, duszy zwłaszcza. I nie lubię rozczarowań. A ty w nagrodę za pośpiech siedzisz tutaj zgnębiona, i?
- I już się nie spieszę.
- Nie wiem, czy chcę pytać. Ale zapytam, bo cię kocham.
- Czasami lepiej nie mówić. Bo od mówienia głupie pomysły przychodzą do głowy.
- Wiesz, gdzie mnie szukać.
- Przede wszystkim powinnam poszukać siebie, i tego, czego naprawdę chcę. Reszta znajdzie się sama, twoje wsparcie też.
- Nie układa się wam? Czy tylko tobie?
- Układa.
- Ale?
- Mimo że go kocham, miewam dni, kiedy czuję, jakby był moim ojcem, najwyżej starszym bratem. I są takie dni, że wolałabym zostać tutaj. A kiedy Adam...
- Nie, nie, nie! - krzyknęła Agata rozpaczliwie, uciszając ją gestem. - Nie chcę wiedzieć, co Adam! Rozumiesz to?
- Przepraszam - Wiktoria wstała, podeszła do drzwi, Agata do niej podbiegła. Mocno chwyciła ją za rękę.
- Bo kiedy powiesz mi co Adam, ja będę musiała powiedzieć, że ostrzegałam. A nawet, że "a nie mówiłam". A tego ci nie powiem, nigdy! Bo żeby to powiedzieć, musiałabym stracić szacunek. A ja Nie pamiętam prawie życia, w którym cię nie znałam. Jesteś mi bliska i dałabym sobie dla ciebie wyrwać kawałek serca. Dlatego nie oczekuj ode mnie, że będziesz mi opowiadać o Adamie, a ja zechce tego słuchać. Patrzeć na to, jak najbliższa osoba się pogrąża i niszczy kolejnym błędem coś, do czego jeszcze nie dawno usilnie mnie przekonywała.
- Agata...
- Wiki, długo rozmawiałyśmy przed ślubem. Ostrzegałam, przekonywałam, tłumaczyłam i analizowałam za ciebie to, co sama w teorii wiesz lepiej. Ale dlatego, że mimo tylu wątpliwości zdecydowałaś się podjąć ryzyko, nigdy nie poprę, że nagle - hop - zwrot akcji - chcesz skrzywdzić niewinnego człowieka, a we mnie szukasz taniego rozgrzeszenia czy prawa do niego. Jeśli kolejny raz namieszasz sobie w głowie, ja nie będę umiała patrzeć na ciebie jak zwykle. A być może też nie będę chciała. Marsz do domu, natychmiast!
Wiktoria objęła Agatę. Mocniej niż by wypadało.
- Wiesz, że jesteś bardzo mądrym misiem?
- Wiesz, że czasem cie nie lubię? - Agata zacisnęła usta, nie odwzajemniła też uścisku.
- I wiesz, za co ja najbardziej cię kocham i szanuję? Za to, że nigdy nie oceniasz, nie paplasz komunałów na prawo i lewo. Patrzysz sobie na to, co cię otacza i siedzisz cichutko, czekasz na rozwój akcji z zawsze wyciągniętą pomocną dłonią. A kiedy już coś powiesz, to bez nagany i dezaprobaty, ale tak, że daje do myślenia aż boli.
- I co wymyśliłaś? - spytała internistka cierpko.
- Że skoro nie mogę ci powiedzieć, że go nie kocham i mi z nim źle, to znaczy że po prostu za mało się znamy.
- To biegnij kłusem go poznawać - lekarka nareszcie się uśmiechnęła. - I pozwól się wreszcie porozpieszczać, za mnie też.
- Przyjazd tu po mnie wpisuje się w konwencję rozpieszczania?
- Jak najbardziej.
- To dzwonię.
*
- Ale gdyby się coś działo, cokolwiek, natychmiast do mnie
zadzwonisz? Albo najlepiej do Hany, bo ona rzadziej operuje, tak? - Piotr ze
zbolałą miną patrzył uważnie w oczy Kasi - opiekunki. Dziewczyna siedziała obok
Sary na podłodze. Obie w skupieniu układały piankowe klocki. Sara nieustannie
zamieniając pokój w plac budowy, Kasia nieprzerwanie do niej mówiąc. Ku radości
Hany - ciekawie i sensownie.
Rodzice dziewczynki natomiast stali nad ich głowami mocno zgnębieni. Zostać w domu nie mogli, wyjść za to nijak nie mieli odwagi.
- Tylko koniecznie pamiętaj o godzinach posiłków i snu - wtrąciła stanowczo Hana. - Ona jest do takiego rytmu dnia, jaki ci opisałam mocno przyzwyczajona. Nie powinniśmy zmieniać jej dobrych nawyków.
Kasia wstała, rozkładając ręce w geście bezradności. Sara natychmiast krzyknęła niezadowolona, bo nie godzi się przerywać zabawy w najlepszym momencie.
- Poczekaj, maluszku, koniecznie musimy uspokoić twoich rodziców. Zróbmy tak: - dziewczyna uśmiechnęła się z pobłażaniem do spanikowanych Gawryłów. - W każdej wolnej chwili dzwońcie do nas i pytajcie o wszystko. A my z Sarenką opowiemy wam szczerze jak na spowiedzi, co aktualnie robimy. No i w skrytości ducha będziemy liczyć na to, że kiedyś wam przejdzie ta panika.
- To jest bardzo dobra propozycja - odetchnął Piotr.
- Wspaniały pomysł - wykrzyknęła z ulgą Hana.
- A teraz nie chcę was poganiać, ale z tego co mi mówiliście, zaraz się spóźnicie do pracy.
Piotr spojrzał na zegarek.
- Cholera, Hana, mamy 15 minut!
Jak oparzeni wybiegli do przedpokoju, opiekunka zaś za nimi.
- Kluczyki - podała przedmiot Piotrowi, rozczulona stosunkami, jakie panują w rodzinie jej nowych pracodawców.
Rodzice dziewczynki natomiast stali nad ich głowami mocno zgnębieni. Zostać w domu nie mogli, wyjść za to nijak nie mieli odwagi.
- Tylko koniecznie pamiętaj o godzinach posiłków i snu - wtrąciła stanowczo Hana. - Ona jest do takiego rytmu dnia, jaki ci opisałam mocno przyzwyczajona. Nie powinniśmy zmieniać jej dobrych nawyków.
Kasia wstała, rozkładając ręce w geście bezradności. Sara natychmiast krzyknęła niezadowolona, bo nie godzi się przerywać zabawy w najlepszym momencie.
- Poczekaj, maluszku, koniecznie musimy uspokoić twoich rodziców. Zróbmy tak: - dziewczyna uśmiechnęła się z pobłażaniem do spanikowanych Gawryłów. - W każdej wolnej chwili dzwońcie do nas i pytajcie o wszystko. A my z Sarenką opowiemy wam szczerze jak na spowiedzi, co aktualnie robimy. No i w skrytości ducha będziemy liczyć na to, że kiedyś wam przejdzie ta panika.
- To jest bardzo dobra propozycja - odetchnął Piotr.
- Wspaniały pomysł - wykrzyknęła z ulgą Hana.
- A teraz nie chcę was poganiać, ale z tego co mi mówiliście, zaraz się spóźnicie do pracy.
Piotr spojrzał na zegarek.
- Cholera, Hana, mamy 15 minut!
Jak oparzeni wybiegli do przedpokoju, opiekunka zaś za nimi.
- Kluczyki - podała przedmiot Piotrowi, rozczulona stosunkami, jakie panują w rodzinie jej nowych pracodawców.
*
Hana pierwszy raz od wielu miesięcy weszła do pokoju lekarskiego. Sprawiło jej to niewysłowioną przyjemność. Pędem chciała biec na oddział, żeby zapoznać się z pacjentkami. Nastrój psuła jej tylko myśl o pozostawionej w domu Sarze. Piotr czuł się podobnie. Co jakiś czas rzucał niespokojne spojrzenia na wyświetlacz telefonu.
- To jak, które z nas pierwsze dzwoni? - roześmiała się.
- Jesteśmy nienormalni, musimy wyluzować, bo wychowamy to dziecko na wariata - odrzekł Piotr z westchnieniem.
- Okej, to ty zadzwoń, ale dopiero za godzinę. Już, do pracy, żeby nie myśleć. No i z każdym dniem będzie łatwiej.
W tej chwili w drzwiach stanął Tretter.
- Z ogromną przyjemnością witam panią doktor z powrotem!
Hana uścisnęła szefa serdecznie.
- Ja wracam do was z niemniejszą. Właśnie zamierzałam iść się przywitać.
- Nie chcę oczywiście zadzierać z panem doktorem, dlatego powiem ci tylko, że służy ci macierzyństwo, wyglądasz kwitnąco.
- Nie, szefie - wtrącił się Piotr. - Jej służy małżeństwo.
Roześmiali się wszyscy. W tym momencie do lekarskiego wbiegła Agata, niemal wpadając na Stefana.
- Przepraszam, potrzebuję ginekologa na izbie, a jak zwykle ich nie ma tam, gdzie powinni być, nie widzieliście?
- Do usług - zgłosiła gotowość Hana.
Na widok koleżanki internistka stanęła jak wryta.
- Boże, jak ten czas leci, Hana! - podeszła szybko, żeby uścisnąć lekarkę - Co tam u małej?
- Cześć - powiedziała ginekolog ciepło. - Wyglądasz na bardzo zmęczoną, widać, że mnie tu brakuje, nie ma kto was wyganiać do domu. Mała zdrowa i śliczna.
- Standard, ale niesamowicie się cieszę, że już jesteś, to co, od razu na głębinę, pomożesz mi?
Ginekolog stanowczo kiwnęła głową, odwracając się do wyjścia.
- Agata, a ty już przypadkiem nie skończyłaś dyżuru? - spytał podejrzliwie dyrektor.
- Jednorazowa akcja, szefie.
- Ech, co ja z wami mam, wszyscy się...
- Przepracowujemy, tak, chodźmy, Hana, im szybciej załatwimy sprawę, tym szybciej pójdę spać. Ale wygląda to nie najlepiej.
*
- Pani Kamilo, teraz jest z nami najlepszy ginekolog na
świecie, a to znak, że nie ma strachu, wszystko będzie dobrze - Agata
pocieszająco uśmiechnęła się do sztywno leżącej na kozetce kobiety. Hana
spojrzała prosto w jej przerażone oczy. Spokojnie usiadła na krześle. Woźnicka
przeszła do rzeczy.
- Pani Kamila Jagodzka, 27 lat, pierwsza ciąża, trzydziesty drugi tydzień ciąży bliźniaczej. Cztery tygodnie temu była już naszym gościem z silnymi skurczami, pomógł fenoterol.
- A w 24 tygodniu założono mi coś, co ma powstrzymać skurcze szyjki macicy, czy coś takiego - uzupełniła cicho Kamila. Cała drżała, zaciskała dłonie.
Hana usiadła na brzegu kozetki.
- Spokojnie, bardzo dobrze, że to zrobiono. Pessar, to taki krążek, który ma zapobiegać skracaniu się szyjki macicy, a więc zmniejszać prawdopodobieństwo przedwczesnego porodu, czy ciąża poza tym jednym epizodem była powikłana?
- Nie, miałam brać leki rozkurczowe. Było dobrze. A teraz mam skurcze, znowu, silniejsze, co pięć minut. Od rana. Moje córeczki są za małe, żeby przychodzić na świat, mąż jest za granicą... - w oczach Jagodzkiej zalśniły łzy.
Goldberg pospiesznie przeglądała kartę, niecierpliwie szukając jakiejś informacji.
- Pani Kamilo, proszę głęboko oddychać, ja wiem, łatwo się mówi, ale musi się pani uspokoić. Dla dobra dziewczynek, one wyczuwają pani stres. Przede wszystkim zrobimy USG, żeby zobaczyć, jak się mają.
Pielęgniarka ostrożnie pomogła Kamili wstać, w tym momencie, ku rozpaczy wszystkich, gwałtownie odeszły jej wody.
- Pani Kamila Jagodzka, 27 lat, pierwsza ciąża, trzydziesty drugi tydzień ciąży bliźniaczej. Cztery tygodnie temu była już naszym gościem z silnymi skurczami, pomógł fenoterol.
- A w 24 tygodniu założono mi coś, co ma powstrzymać skurcze szyjki macicy, czy coś takiego - uzupełniła cicho Kamila. Cała drżała, zaciskała dłonie.
Hana usiadła na brzegu kozetki.
- Spokojnie, bardzo dobrze, że to zrobiono. Pessar, to taki krążek, który ma zapobiegać skracaniu się szyjki macicy, a więc zmniejszać prawdopodobieństwo przedwczesnego porodu, czy ciąża poza tym jednym epizodem była powikłana?
- Nie, miałam brać leki rozkurczowe. Było dobrze. A teraz mam skurcze, znowu, silniejsze, co pięć minut. Od rana. Moje córeczki są za małe, żeby przychodzić na świat, mąż jest za granicą... - w oczach Jagodzkiej zalśniły łzy.
Goldberg pospiesznie przeglądała kartę, niecierpliwie szukając jakiejś informacji.
- Pani Kamilo, proszę głęboko oddychać, ja wiem, łatwo się mówi, ale musi się pani uspokoić. Dla dobra dziewczynek, one wyczuwają pani stres. Przede wszystkim zrobimy USG, żeby zobaczyć, jak się mają.
Pielęgniarka ostrożnie pomogła Kamili wstać, w tym momencie, ku rozpaczy wszystkich, gwałtownie odeszły jej wody.
Jak można, przerywać w takim momencie i zostawiać nas w niepewności na długi tydzień?
OdpowiedzUsuńNie żebym chciała pozostawić was w niepewności. :) Po prostu dalej się nie zmieściło. :)
UsuńFajnie, że jesteś. :*
Jakże krótki acz treściwy komentarz poprzedniczki. Wzmocnię wagę pytania zadając je jeszcze u siebie- jak można? Pytaj niestety troche bezsensownie, bo ja Cię jednak znam i wiem, że po prostu można i jest to u Ciebie jak najbardziej normalne. :D
OdpowiedzUsuńWiktoria zagubiona w wielkim świecie, sama nie jest w stanie dobrze pokierować swoim życiem. Na szczęście nie jest sama i w zasadzie nigdy nie była, tylko czy ciągłe opieranie się na kimś jest słuszne? Dobrze Agata postąpiła, troche sprowadzając ją na ziemie. Lecz czy dobrze się wszystko rozwiąże? To już jest zupełnie inną kwestią, która to zapewne w najbliższym czasie nie zostanie rozwiązana.
Ach, ci nadopiekuńczy rodzice... jeśli jeszcze znajdą się rozsądni, jak Hana i Piotr, to pół biedy. W końcu się jakoś tam uspokoją i jest dobrze. Ale niestety znam też takich, którzy nie chcą odstąpić na krok, nawet pomimo tego, że dziecko jest już dorosłe. Rodzice tacy nie zdają sobie w ogóle sprawy, jak wielką krzywde robią dziecku. Przekonają się o tym dopiero, jak będzie już za późno.
A na koniec bulwersik nas wszystkich, jak mniemam. W takim momencie zakończyć część to jest zbrodnia jakich mało! Skoro już wiem, że masz napisane do przodu, torturami zacznę z Ciebie wyduszać dalszy rozwój wydarzeń. :p
Hana rzucona na głębokie wody od razu, ale widać po niej, że w żadnym razie nie straciła opanowania i lekarskiej pewności w działaniu. Kamila będzie odratowana, z pewnością. Hana sobie jakoś poradzi. :)
Buziaki tym razem, za urwanie, Ci się nie należą. :p
Miłego dzionka. :)
Drogi kolego, nie od dziś cierpliwość jest cnotą, a serio - też bym się wkurzyła, ale 1300-1500 słów to wyznacznik, od którego nie odbiegnę. Jak ma być do przeczytania w kilka minut, to ma. A części jest taaak dużo, że prędzej wam się znudzi, niż ja skończę.
UsuńNie zostanie szybko rozwiązana, nie wiem nawet, czy w ogóle, bo czy takie wątpliwości, czy zrobiło się właściwie, kiedy już się zrobiło, mają sens?
Ale taką Agatkę też bym chciała przy sobie mieć, która by umiała mnie wstrząsnąć jak trzeba. :)
Oj tak, młodzi trochę świrują, ale trzeba im wybaczyć, jedyne małe pisklę, w dodatku ostatnie. Przywołują się nawzajem do porządku, może nie będzie z nimi tak źle. A co do kondycji współczesnych rodziców to ty mi nawet nie mów. Długi, ciężki temat, jeden wielki złoty klosz, a potem wyrasta pokolenie nieudolnych życiowo ludzi.
A ode mnie buziaki dostaniesz i tak, z życzeniem cierpliwości. :* Bo nawet jak mnie morską wodą już za dni kilka oblejesz, nie dostaniesz kolejnej części, będziesz grzecznie czekał jak inni. :)
I znów poniedziałek... Ach, jak ten czas szybko leci i nie łaska zatrzymać, się choć na sekundę...heh...
OdpowiedzUsuńAgata i Wiktoria to przyjaźń wręcz wzorowa i w dodatku jaka mądra... Gdyby każda taka była, świat byłby o kolejną cząstkę piękniejszy....
Bardzo mądre słowa Agaty, aż się zachwyciłam, że ktokolwiek jest w stanie stwierdzić tak ważne fakty...
Wiktoria ma wątpliwości, mimo, że już po ślubie i ja się jej nie dziwie, bo pewnie sama bym miała. Zna dwóch fajnych facetów i żaden nie jest tylko przyjacielem, a zarazem żaden nie jest tym odpowiednim...
Tomasz - Faktycznie nieco jak brat, zawsze pomocny, przyjazny i głęboko zakochany w rudowłosej.
Adam - Również opiekuńczy, kiedy trzeba, ale też imprezowicz i podrywacz, co może Wiktorii nie pocieszać.
Wybór jak między morderstwem a samobójstwem... Tak wiem świetne porównanie :-/
I nadszedł ważny moment zarówno w życiu Sary jak i rodziców. Pozostawianie dziecka pod opieką, jak by nie było obcych ludzi, zawsze jest pewnego rodzaju traumą dla rodziców, a szczególnie początki. Szczególnie po tym, o czym teraz słyszy się w mediach, które bardzo często nad wyraz koloryzują sprawy...
Opiekunka wydaje się odpowiednią osobą dla Sarenki, szczególnie, że mała już ją polubiła. Miejmy nadzieję, że nie wynikną jakieś nieprzewidziane okoliczności...
Hany widocznie brakowało w szpitalu. Ciepłe, przyjazne powitanie, o którym marzy każdy pracownik, wracający z dłuższego urlopu. mam nadzieję, że lekarka nie wyszła z wprawy, choć tego podobno jak jazdy na rowerze się nie zapomina...
I mamy kolejną wykreowaną przez ciebie bohaterkę. Jak zawszę, pewnie przedstawi fascynującą historię...
Moment napięcia na koniec musi być, bo jak nie na końcu to kiedy..?
Buziaki :-*
CzerwonaPomadkaa
Ano, jak sobie pomyślę, że za 6 części stuknie rok, to uwierzyć nie jestem w stanie. Swoją drogą, muszę wam przygotować z okazji roczku bloga jakąś niespodziankę!
UsuńPrawda - absolutnie każdy człowiek na świecie powinien mieć jednego mądrego, prawdziwie oddanego przyjaciela.
A ja trochę myślę, że nawet gdyby go miała tylko jednego i tak miałaby wątpliwości, nie mam pojęcia, w jaki sposób podejmuje się taką decyzję aktualną przez całe życie. Tutaj jest tylko fikcja, ale z moim podchodzeniem poważnie do wszystkiego, nie mam pojęcia, jak wyjdę za mąż. :)
Oj tam, oj tam, mnie się porównanie podoba. :)
Sara dorośleje, rok życia zobowiązuje. Czas nam tu szybciej na blogasku lecieć musi.
Zobaczymy, co mi wpadnie do głowy. :)
Jedyna mnie rozumie! :)
:*
z okazji roczku bloga to proponuje jakis hot z Haną i Piotrem w roli glownej xd ;D
UsuńNie będziemy tu nikogo demoralizować, dzieci czytają. :P
UsuńTo było do przewidzenia, że Wiktoria nie będzie się czuła dobrze w tym małżeństwie. Skoro już teraz ucieka w pracę, to aż przykro myśleć o tym, jak to będzie wyglądało za kilka miesięcy, lat. Może rzeczywiście w momencie, gdy lepiej się poznają, lekarka poczuje coś więcej, jednak jeśli ma względem męża odczucia przypominające te żywione do ojca lub brata, to już niewielkie szanse na wytworzenie małżeńskiej więzi, szczególnie w aspekcie fizycznym. Poza tym uparcie nasuwa się stwierdzenie, że na poznawanie się był czas wcześniej, a nie kiedy kluczowe życiowe decyzje zostały już podjęte. I kto by się tego spodziewał po rozsądnej, trzeźwo myślącej Wiktorii! Ujmujący jest fakt, że Agata, poza trudnościami swojej przyjaciółki, dostrzega również cierpienie niewinnego człowieka, który przecież nie jest dla niej nikim bliskim. I potrafi o tym powiedzieć, nie bojąc się posądzenia o brak zrozumienia, a to świadczy o naprawdę wielkim zaufaniu i przyjaźni. We wszelkich życiowych zawirowaniach dobrze jest mieć takie wsparcie.
OdpowiedzUsuńHana i Piotr, jak widzę, przeżywają typowe dla młodych rodziców rozterki związane z pozostawieniem dziecka z opiekunką – z jednej strony mają zdroworozsądkową świadomość, że wszystko jest w porządku i że ich pociecha ma właściwą opiekę, a z drugiej – irracjonalny lęk, że gdy tylko spuszczą małą z oka, wydarzy się coś nieprzewidzianego. Zawsze znajdzie się coś do powiedzenia, by tylko opóźnić moment wyjścia z domu. Zobaczmy, czy dziewczyna spełni ich jakże wysokie oczekiwania. Dziwne to musi być uczucie – wracać do pracy po kilku miesiącach nieobecności. Wszystko znajome, a jednocześnie już się na to patrzy z innej perspektywy. Jasne, że nasuwa się myśl, by dzwonić i sprawdzać, ale gdy już się wpadnie w wir obowiązków, sytuacja domowa stanie się czymś naturalnym i ta potrzeba zaniknie. Przyjemnie jest wrócić i od razu okazać się potrzebną, Hana weszła w dobrym momencie. Widzę, że znakomicie się przygotowałaś merytorycznie, naprawdę jestem pod wrażeniem. Trzydziesty drugi tydzień to nie jest tragedia, szczególnie jeśli chodzi o bliźnięta, bo one zwykle rodzą się wcześniej. Także myślę, że nie ma powodów do paniki. Chyba, że wymyśliłaś jakieś dodatkowe atrakcje (w co nie śmiem wątpić), o których dowiemy się dopiero w kolejnym odcinku.
Czekam niecierpliwie na kolejną część. Buziaki!
Kaja
Fajne są dziewczyny i uwielbiam o nich pisać. Wiktoria gubi się w tym swoim życiu, nie da się ukryć, ale człowiek to nie zabawka, a ona szansę na decydowanie już miała, Agatka ją ostrzegała, więc teraz musi dorosnąć, po prostu.
UsuńJa bym wyła za dzieckiem, a nie chętnie pracowała jak Hana. :D
Ginekologiem nie jestem, ale coś tam wiedzieć trzeba. Miło, że zwracasz na to uwagę.
Buziaki!
To skandal! Skandal i hańba!
OdpowiedzUsuńCzy ty chcesz, żebym padła? Dostała zawału? Spadła z krzesła pod biurko? Aby z dłoni wyleciał mi iphon?
Jak można kończyć w takim momencie? Odpowiem, nie można, bo spowodujesz zgon czytelników!
Do rzeczy zatem:
A mnie jest Wiktorii żal, bo może to nie jest tak, że ona go nie kocha, tylko po prostu się w tym wszystkim pogubiła? Może boi się spędzać z Tomaszem więcej czasu w obawie, że nie będą mieli tematów do rozmów, że będzie jakoś dziwnie?
Może powinna spróbować, pogadać z nim szczerze, jakoś wszystko poukładać, bo jemu też na pewno nie jest lekko, wierzę, że to mądry facet i widzi, że coś za często jej w domu nie ma.
Czy ja ci już mówiłam, że rozwalają mnie pogaduchy Agaty i Wiktorii? Agata jest tak mądrą i ciepłą osobą, że Wiki ma niezmierne szczęście, że to jej przyjaciółka!
I o ile w serialu za Agatą nie przepadałam, to tę u ciebie kocham (wiadomo, że nie tak, jak Idalię i Szczepana), ale kocham!
Ach ci spanikowani rodzice, jakoś ciężko się im dziwić.
Byli z małą córeczką ciągle, (przynajmniej Hana), a teraz bach, do pracy czas!
Wierzę jednak, że Kasia to odpowiedzialna dziewczyna!
No! Co do Kamili to niewiele mogę powiedzieć, bo naprawdę, zakończyłaś tak szybko… ale wierzę w profesjonalizm Hany!
Buziaki i do następnej części (nie zakończonej w takim momencie)
Ela_k
Od Iphona mi wara, bo wtedy mój i twój czas pójdzie na marne, a że o twoich pieniądzach nie wspomnę. A jak to wszystko pójdzie na marne, to ja cię wtedy osobiście, tymi rękami, wrzucę pod to biurko! Razem z krzesłem! I przez cały dzień będziesz karmiona marchewką świnki i sałatą żółwia, o!
UsuńRozumiem twój punkt widzenia, ale był czas na żal, nie tylko w filmie, ale i w ff moim zaakcentowany aż nadto. Życie to nie fikcja, niestety, i jak powiesz a, musisz i b, a potem cały alfabet. Dlatego decyzja o małżeństwie jest taka trudna.
A pewnie, że widzi, i na pewno go to boli, ale miłość jest ślepa, uczy wybaczać, wiele tłumaczy, słowem - biedny z niego misio. Omnomnom. A ty wiesz, że to jest chyba ten aktor, do którego ty masz stosunki szczególne? Rozmawiałyśmy o nim, że kojarzy ci się z jedną rolą. Chyba że to nie on, ale raczej tak!
Serialowa też jest fajna, mnie inspiruje, ciepła, oddana i ma sporo zdrowej ironii, mojej tego ostatniego trochę brakuje, ale staram się. :) I szkoda, że nie da się w tekście oddać tego jej tonu, jestem zafascynowana. Wolę ją nawet od Wiki, bo Wiki jest "wybij okno", a ja wolę tych nieco bardziej rozważnych. :D Poza tym Wiki mocno ewoluuje na przestrzeni lat, a Agata zostaje bardzo do siebie podobna. A co najważniejsze, ma zaaplikowaną sporą dawkę pokory, czego innym wciąż jakoś brak.
Tak, następna już nie będzie tak zakończona. :)
Buziaki!
PS. Kocham twoje święte oburzenie!
oo jak cudownie, że znowu jest o nich *.*
OdpowiedzUsuńTo ,że Hana panikuje to mnie nie dziwi, ale że przeszło to też na silnego i męskiego Piotra? Co to własne dziecko robi z człowieka ;d
Częśc jak zawsze wspaniala!
Dziękuję, Alex, wspaniale, że bywasz. :*
Usuńbywam, bywam ;) ostatnio nadrobiłam całe opowiadanie i nawet polubiłam Idalie i o dziwo Przemka. Bo wczesniej czytalam tylko o Hanie i Piotrze. I jak już wiesz, to ich uwielbiam najbardziej *.*
UsuńCieszę się, że Idalka przypadła ci do gustu.
UsuńSzkoda, że Hana i Piotr zniknęli z serialu, zawsze to była jakaś inspiracja, a teraz samemu się trzeba głowić. :)
Ja powoli nadrabiam u ciebie, jestem na drugim dłuższym opowiadaniu, może do końca wakacji uda mi się już być na bieżąco.
Hana i Piotr będą nadal, tak często jak teraz, wszyscy inni też, bo mnie nudzi ciągłe pisanie o jednych bohaterach, ja muszę mieć dużo wątków. :) Inaczej po miesiącu dałabym spokój, taka to już jest u mnie grafomania prześladowcza. :)