poniedziałek, 6 lipca 2015

43.



"Wszyscy popełniamy błędy. Wielcy ludzie próbują naprawiać zło. Tylko to się liczy. Na tym polega wielka miłość".

*****

- Co ty ciekawego kombinujesz, maluchu? Przypominam ci, gdybyś przypadkiem zapomniała, że jeszcze nie umiesz chodzić - Piotr pocałował w główkę swoją dziewczynkę, która bynajmniej nie zamierzała z nauki nowej umiejętności rezygnować, ponieważ z uporem godnym lepszej sprawy wspinała się na tatusia. Tenże bardzo chciał usiąść na kuchennym krześle, jednak córka skutecznie mu to uniemożliwiała, stanowczo ciągnąc za nogawkę spodni i próbując w ten sposób utrzymać się na chwiejnych nóżkach. Stojąc więc bezradnie na środku kuchni patrzył, jak żona obiera ziemniaki i śmieje się z jego niezdarnych poczynań.
- Nie podtrzymuj jej, jak będzie dostatecznie silna, to sama wstanie na nogi.
- I ja mam tutaj tak stać do tego czasu?
- No wiesz, miłość rodzicielska różnie się objawia, ale zawsze wymaga poświęcenia - Hana starała się przybrać poważny ton, jednak w jej oczach widniało rozbawienie.
- Bardzo śmieszne, to samo ci powiem w nocy, kiedy zacznie płakać i trzeba będzie do niej wstać.
- A ja wtedy nie zaprzeczę, z prawdą nie wygram - stwierdziła po prostu.
W tym momencie zmęczona wyczynem Sara klapnęła na pupę. Na jej buzi odmalowało się szczere zdziwienie takim obrotem sprawy.
- Nie martw się, malutka, zdarza się najlepszym, od czegoś trzeba zacząć, chodź do tatusia - wziął córkę na ręce i podrzucił do góry. Dziewczynka zaśmiała się w głos z radości, a rodzice spontanicznie jej zawtórowali.
- Świetnie wam idzie, dacie sobie radę, to ja lecę - lekarka szybko wstała, podchodząc do zlewu, żeby opłukać dłonie.
- Zaraz, zaraz, a gdzie ty idziesz?
- Mówiłam ci co najmniej kilka razy: chcę pogadać z Tretterem, rozważyć moje nowe warunki pracy. Chyba nie myślisz, że dam radę ciągnąć dwunastki z roczniakiem w domu i tobą ciągle przy stole operacyjnym.
- No tak, ale czy to musi być dzisiaj, kiedy mam wolne? - brunet westchnął.
- Co za różnica kiedy, co się dzieje, Piotr?
- Co ma się dziać - posadził dziecko na podłodze, unikając wzroku żony. - Jest okej.
- Co ci nie odpowiada? Przecież widzę, że coś nie gra.
- Chcesz szczerości? Najchętniej siedziałbym tutaj z nią w domu, ale niestety jest to niemożliwe, bo cały urlop wykorzystałem po jej urodzeniu. I uważam, że nie powinnaś wracać do pracy, skoro nie najgorzej nam się żyje z jednej pensji.
- I co ty mi chcesz w związku z tym powiedzieć?
- Że nie wyobrażam sobie obcej kobiety w moim domu z moim dzieckiem tam, gdzie od zawsze powinna być jej mama.
Hana usiadła bez słowa, uśmiech dawno zniknął z jej twarzy.
- Naprawdę chcesz mi zasugerować, że nie powinnam wracać do pracy?
- To jest twoja decyzja.
- Której nie akceptujesz.
- Bo ja widzę, jaka ona jest jeszcze malutka, jak cię potrzebuje, nie możesz posiedzieć w domu jeszcze chociaż jakiś czas? To nasze jedyne dziecko! Potem pójdzie do żłobka, złapie kontakt z rówieśnikami i zajmie się nią wykwalifikowana kadra, a nie obca baba, która nie wiadomo co będzie robiła z Sarą przez cały długi dzień. Hana, proszę, przemyśl to.
- Nie obca baba, tylko opiekunka polecona mi przez Lenę. Chyba sobie nie wyobrażasz, że zostawię moje dziecko z byle kim? - nieświadomie podniosła głos. Sara spojrzała na nią wystraszona, Hana natychmiast wykrzywiła usta w uśmiechu, ale w oczach zalśniły jej łzy.
- Nie o to chodzi - mężczyzna objął kobietę i przytulił do siebie. - Nie kłóćmy się. To nic nie da. Posiedź w domu jeszcze przez pół roku, potem wrócisz do pracy i do ludzi, ja wiem, że ci tego brakuje, ale tyle przecież możesz zrobić, postaram ci się więcej pomagać. Tak będzie najlepiej, kochanie.
Hana odsunęła się urażona.
- Za pół roku nie będę tam miała czego szukać, Tretter potrzebuje dyspozycyjnego ginekologa, kończy mi się urlop, albo wracam do swoich obowiązków, albo wylatuję. Prosta sprawa! I nie wzbudzaj we mnie jeszcze większego niż mam poczucia winy. To nie ty gadasz od roku tylko z dzieckiem, zmieniasz pieluchy, gotujesz zupki i śpiewasz piosenki. Nie masz na sprawę pełnego poglądu, chociaż rozumiem, że się o Sarenkę troszczysz. To oczywiście jest wspaniałe, siedzieć w domu z własnym dzieckiem, ale bywa też cholernie monotonne. Ja kocham swoją pracę dokładnie tak samo jak ty swoją. A ty nie zostałeś odsunięty od niej na rok, niezależnie z jak ważnego powodu.
- Wiem. Przepraszam cię, tak by po prostu było nam najprościej.
- Dla kogo najprościej? Mówisz, jakby dla mnie to było łatwe, zostawić ją, nie wiedzieć, czy wszystko zjadła, czy nie płacze i w co się bawi. Ale ja nie jestem tylko matką!
Piotr wstał, uznając rozmowę za zakończoną.
Hana szybko do niego podeszła, kładąc mu ręce na ramionach i zadzierając głowę, żeby spojrzeć w jego oczy.
- Masz rację, nie kłóćmy się. Jesteś wspaniałym ojcem. Obiecuję, że na próbę opiekunka przyjdzie wtedy, kiedy będziesz w domu. Sprawdzimy ją jak tylko się da. Może być?
- Jest to jakiś argument, ale obiecaj mi, że jeszcze raz spokojnie się nad wszystkim zastanowisz.
Hana stała przez chwilę w milczeniu.
- Pół etatu?
- Byłoby wspaniale! - Piotr się rozpromienił.
- Postaram się wynegocjować.
Pocałowali się czule, uspokojeni opcją, która była do przyjęcia dla obu stron. Spojrzeli na Sarę, próbującą w skupieniu odgryźć ucho gumowego dinozaura.
- Masz rację, córeczko, dinozaury wyginęły - roześmiał się chirurg.
Popatrzył na szykującą się do wyjścia Hanę.
- Gniewasz się na mnie? - spytał ponuro.
- Nie da się na ciebie gniewać. Jesteś wspaniałym i troskliwym mężem i tatusiem.
- Bardzo trudno jest mieć taką mądrą i niezależną żonę.
- Dobra, dobra, bo jeszcze zacznę żałować, zjedzcie obiadek i idźcie na spacer. Niedługo jestem z powrotem.
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi. Zdumiona Hana pospiesznie otworzyła.
- Przemek! - natychmiast wyciągnęła ramiona do brata. Zawahała się nagle, widząc walizkę. - Co się stało?
- Wiem, siostrzyczko, że to duży kłopot, ale czy moglibyśmy tutaj na jakiś czas zostać?
Zaskoczona kobieta nie umiała wykrztusić ani słowa. Stała tylko bez ruchu, wpatrzona w płaczącą histerycznie córkę brata.

*

Idalia wlokła się z największym trudem, noga za nogą, mocno utykając. Źle oceniła swoje siły postanawiając, że spacer będzie dobrym pomysłem. Owszem - był, ale nie tak długi. Widząc własny blok poczuła, że to najwyższy czas, bo jeszcze kilka metrów, a przewróci się i już nie podniesie.
W tej właśnie chwili spostrzegła siedzącego na ławeczce Wiktora, który najwyraźniej na nią czekał. Wkładając w to resztę sił, starała się iść pewnie i przybrać obojętny wyraz twarzy. Nie dał się jednak nabrać.
- Idalia, ty ledwie idziesz, miałaś oszczędzać nogę. Jesteś totalnie nieodpowiedzialna! Nie można cię nawet na chwilę spuścić z oka. Bardzo boli?
Zupełnie wyczerpana kobieta ostatecznie straciła równowagę. Starając się usiąść na ławce, wpadła wprost w oczekujące na nią ramiona Wiktora.
- Nie zadało sobie trudu zapytać mnie o zdanie i boli niestety. Wybacz, to nie było zamierzone - zaczerwieniła się po uszy.
- Co ty możesz wiedzieć o moich zamiarach - mrugnął do niej zawadiacko. - Powariowałaś?
- Nie bardziej niż zwykle. Wracam do formy, tylko trochę za szybko. Duszę się bezruchem i pomieszczeniami.
Spróbowała odzyskać równowagę, koniecznie chciała przestać wspierać się na ramieniu byłego męża. Nie udało się.
Spojrzała przepraszająco.
- Wybacz, że do ciebie przywieram, możesz wierzyć na słowo - wolałabym móc utrzymać się na własnych nogach.
- A ja wolałbym, żebyś przywarła do mnie na całą resztę życia.
Idalia próbowała zagadać zażenowanie.
- Czy byłbyś uprzejmy posadzić mnie na ławce? Zaraz mi przejdzie, trochę przegięłam, Rafał miał rację, powinnam brać ze sobą kule.
- Powinnaś poszukać kluczy - oznajmił ubawiony sytuacją Wiktor.
Po tych słowach wziął Idalię na ręce i skierował się w stronę właściwej klatki. Kilkoro siedzących na trzepaku nastolatków zagwizdało znacząco.
- Drugi raz w tym miesiącu robimy widowisko. To jest jakaś porażka.
- Porażką jest to, że nie mogę cię teraz pocałować, bo najprawdopodobniej otrzymam w dziób. Masz, bądź co bądź, koszmarny charakter.
- Opanuj się! Będą gadać! - pisnęła Ida.
Wiktor z gracją obrócił się kilka razy z kobietą w ramionach. Otworzył usta, chcąc coś wykrzyknąć, ale Ida natychmiast zasłoniła je obiema dłońmi. Dzieciaki zaczęły chichotać i klaskać. Rozpromieniony brunet dziarskim krokiem ruszył do mieszkania.
Delikatnie położył byłą żonę na kanapie, skrzywiła twarz z bólu.
- Założę się, że jesteś okropnie głodna, ale spokojnie, ja jak zwykle myślę...
- Czekaj, czekaj! - powstrzymała gestem wychodzącego bruneta.
Usiadł obok niej. Dotknęła jego dłoni, nie uśmiechała się, w oczach miała lodowiec.
- Ty się dobrze bawisz, a ja mam zamęt w głowie. Nie ułatwiasz mi, Wiktor. Ja nie umiem ci tak po prostu zaufać. Zawiodłeś mnie w najtrudniejszym czasie. Takich rzeczy się nie zapomina.
Wytrzymał jej wzrok, również przestał się uśmiechać.
- A może po prostu spróbuj? Pozwól mi być, daj sobie trochę czasu. Czy masz obecnie coś do stracenia?
Nabrała powietrza, żeby wysypać z siebie całą moc argumentów, ale w tym momencie zadzwoniła jej komórka. Podskoczyła przerażona, zesztywniała. Zacisnęła oczy.
- Już jest po wszystkim, jest w porządku - powiedział Wiktor łagodnie, dotykając jej ramienia.
Idalia powoli się otrząsnęła, wzięła głęboki oddech, biorąc telefon z jego rąk, uśmiechnęła się z wdzięcznością. I pierwszy raz od dawna podziękowała niebiosom, że znowu przy niej jest. Nie ktokolwiek, ale właśnie on, który znał ją jak nikt inny na całym świecie. I chociaż zgubili coś istotnego, nadal wywoływał uśmiech, rozczulał i koił jej skołatane nerwy.

6 komentarzy:

  1. I znów to jest jeden z tych momentów, kiedy to chciałoby się czytać więcej i więcej, jak dobrą książkę. Jesteś pewna, że strony zostały dobrze obliczone? Jakoś tak szybko się skończyło. :p
    Piękna scena między Haną a Piotrem. Ciągle ukazujesz, jak bardzo słuszną była decyzja o ich małżeństwie. Bardzo mi się podoba postawa obojga- dążą do kompromisów, a nie każde stawia na swoim i nic więcej z tego nie wynika. Ja Hane też jestem w stanie zrozumieć, siedzieć całymi dniami w domu z dzieckiem, w końcu ma tego serdecznie dość. Wydaje mi się, że Piotr też mógłby coś wynegocjować, żeby więcej czasu móc spędzać z dzieckiem. Sara ma akurat takich rodziców i nic się na to nie poradzi, są zabiegani. Ale czyż wszyscy w obecnych czasach nie są tacy? Jeśli tylko przełożony Hany zrozumie sytuacje, jakaś ugoda będzie możliwa.
    A Wiktor, do którego właściwie my wszyscy, czytelnicy, mięliśmy zastrzeżenia, okazuje się być nie takim znowu złym facetem. Rozumie zdaje się popełnione błędy, a teraz usilnie stara się je naprawić. Co mu z tego wyjdzie, to pokaże jedynie czas. Choć instynkt mi podpowiada, że jednak będą ze sobą szczęśliwi. Idalia potrzebuje kogoś takiego jak Wiktor, nie ma tylko żadnego jeszcze pewnego oparcia w nim. Może z czasem się to zmieni.
    A jeśli już przy czasie jesteśmy, niestety na następną trzeba będzie czekać aż do poniedziałku. NIedobrze, bo ja niecierpliwy człowiek. :D
    Miłego, dziś już mniej upalnego, dzionka. :*
    P.S. Móglbym napisać, że wstałem specjalnie po to, żeby poczytać. Ale nie. Specjalnie po to włączyłem pudło. Mój organizm zdaje się, ustawiony przez rutynowe wstawanie, nie daje pospać. A jestem święcie przekonany, że w sierpniu znów się to zmieni. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak mi mów, zwłaszcza teraz, kiedy gonię z tym pisaniem, jak się da, żeby były fajne wakacje. :) Mój drogi, statystyka jest nieubłagana, zwykle między 1300 a 1500 słów, nigdy mniej ani więcej. :)
      Szkoda, że nie odzywają się wszyscy okazujący zapotrzebowanie na HaPi, kiedy wreszcie są. :D
      Tak już będzie do znudzenia, z małymi przerwami na nieporozumionka, zgodne zwykłe małżeństwo, propaganda taka. :) Niełatwo być pełnoetatową mamą, zwłaszcza w dzisiejszych czasach, kiedy mamy być idealnymi matkami/żonami/gospodyniami i pracownikami oczywiście, szkoda tylko, że nikt nie mówi, jak to zrobić. :P Wy zresztą macie to samo, nie wiadomo czy macie znosić szafę, czy usypiać dziecko. I co jest bardziej męskie. :)
      Przełożony przełożonym, a chorzy nadal chorują, zawód wyjątkowo niewdzięczny dla rodzicielstwa.
      Nikt nie chce być samotny, Idusia też nie. :) A kto nie popełnia błędów, nie żyje naprawdę. Ciągle tylko kalkuluje, taka jest prawda.
      Ach, jak ja się cieszę, że ten następny poniedziałek jest już napisany, nie masz pojęcia!
      Cieszy mnie, że pudło w tej kwestii chciało współpracować, a organizm wie, co dla ciebie najlepsze na dobry początek dnia i chce szybko załatwić sprawę. :*

      Usuń
  2. I znów, ten wredny poniedziałek... I znów Twoje, umilające go opowiadanie...
    Scena, rozpoczynająca, z Sarenką w roli głównej, przesłodka, że aż kłóciłam się z umysłem, aby aż tak nie wczuwać się w historię... Niestety przegrałam i musiałam przeczytać raz jeszcze...
    Obawy Piotra są zrozumiałe. Sam nie miał możliwości pozostanie w domu przez dłuższy czas od narodzin córki, więc chce pozwolić na to Hanie. Jednak mimo mojej wielkiej empatii, którą wyrażam bohaterom Twojego opowiadania, jestem zdecydowanie po stronie lekarki. Myślę, że rok, to idealny czas na powrót do pracy, szczególnie, że kobieta bardzo kocha swoją pracę, co było w tekście zaznaczone...
    Co do Przemka, miałam nadzieje, że ostatecznie nie opuści hotelu, choć podejrzewałam, że jeśli tak się stanie, zwróci się o pomoc właśnie do siostry...
    Spacerek dobry na wszystko. A jeszcze lepsze poranne bieganie i szybciutki, zimny prysznic po powrocie do domu. Tylko od prysznica istnieje mały wyjątek, bo kiedy jest zima, zdecydowanie lepszy jest ten cieplutki...
    Wiktor oczywiście ma rację. Idalia powinna się oszczędzać, ale niestety zbyt dobrze ją rozumiem. Czasem zwyczajnie trzeba pokonywać własne słabości. Ja muszę dosłownie umierać, ze złego samopoczucia, aby nie wstać rano i nie obiec całego miasta wzdłuż, wszerz i po skosie. Co prawda jeśli męczy mnie niemal 40 stopniowa gorączka, moje siły są bardzo osłabiona, ale jeśli nie dostarczę organizmowi należnej dawki sportu, w postaci tych, przebiegniętych kilometrów, cały dzień jestem nieprzytomna, co działa na mnie gorzej, niż dodatkowy dzień choroby...
    Ach, a jeszcze jakiś czas temu, nie posądziłabym siebie o tak regularne wstawanie o piątej rano, a wręcz wybuchłabym nieopanowanym śmiechem...
    Wybacz, że dziś tak króciutko, ale ostatnio mam jakąś pustkę w głowie podczas pisania komentarzy...
    Mimo wszytsko, postanawiam jednak coś wyskrobać, bo wiem jakiego powera to dodaje...
    Pozdrawiam!
    CzerwonaPomadkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas pędzi, ani się nie obejrzę, a blogowi stuknie rok!
      Niezwykle miło, że ci się podoba. Dzieci są cudowne. Choć podobno uważają tak najczęściej ci, którzy ich nie mają.
      Nawet gdyby chciała zostać z dzieckiem, rynek pracy jej na to nie pozwoli, smutna prawda, już ten rok to bardzo długo. Dlatego z przedłużonego urlopu macierzyńskiego cieszą się tylko te matki, które mają w miarę stabilne stanowiska, reszta ma mieszane uczucia lub jest przerażona.
      Przemuś wpada z deszczu pod rynnę.
      Podziwiam za bieganie, kiedy tak duszno i bieganie w ogóle, zawsze mam ogromny szacunek dla ludzi wytrwałych w sporcie, nawet rekreacyjnym, to wymaga mnóstwa silnej woli, której mnie nie brakuje w zajęciach umysłowych, za to w fizycznych mam jej totalny niedobór!
      A jeśli w grę wchodzą kilometry, to już tym większy podziw. Z Idalii też coś jednak mam, ciągle muszę pokonywać te słabości. :)
      Bardzo się cieszę, że z tygodnia na tydzień chce ci się napisać chociaż kilka słów, świadomość obecności ludzi, którzy nie tylko czytają jest motywująca jak nic!
      Buziaki!
      PS. Ja do wstawania byłabym ostatnią osobą na tym blogu. ;)

      Usuń
  3. Ja oszaleję!
    Dlaczego ja mam wciąż wrażenie, że jest za krótkie? No dlaczego?
    Hanę jak najbardziej rozumiem, staram się także zrozumieć Piotra, ale jakoś ciągnie mnie do niej. To znaczy oczywiście świetnie, że doszli do kompromisu, co świadczy o ich dojrzałości i umiejętności rozmowy i słuchania siebie nawzajem, ale jednak rozumiem, że siedzenie z najukochańszą córcią w domu może przytłaczać i być frustrujące.
    Piotr miał kontakt z ludźmi, mógł sobie z nimi pogadać, widzieć coś innego niż tylko zupki, słoiczki, pieluszki i misie. A ona nie. Tak, owszem, jest matką, ale nie tylko. Jest przede wszystkim kobietą, która ma prawo i może pracować i bardzo, bardzo mnie cieszy, że nie wyniknęła z tego kłótnia ;)
    Przemek… Kurcze, nie podoba mi się, że wpada do siostry, na krótki pobyt to się nie zanosi… Tym bardziej mam ochotę potrząsnąć tą idiotką, Olą!!!!
    Boję się, że przez to dojdzie do kolejnego nieporozumienia między Haną a Piotrem!
    Cieszę się, że była Ida (co prawda nie było Szczepana, ale wybaczam ci to) ;)
    Wiktor musi jej dać trochę czasu, zranił ją, a zaufanie komuś po zdradzie z pewnością nie jest łatwe. Widać, że obojgu im ciężko, że wygłupami maskują niezręczność, ale ja im mooocno kibicuję!!!!
    Och, a strach przed telefonami doskonale rozumiem, ale nim to się zmieni, to naprawdę wiele czasu minie.
    Buziaki :* - Ela_k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, ale dopóki będziesz chciała więcej, znaczy jest równy poziom i ja chcę w takim razie dla ciebie takiego wrażenia! Bo mnie się ostatnio wydaje baaardzo nierówny.
      W dzisiejszych czasach już się nie umiemy i nie chcemy tak poświęcać, lubimy się realizować, ludzkie, osobiście nie widzę w tym niczego złego, a już w ogóle niesamowicie cieszy mnie większy udział tatusiów w opiece nad dziećmi, tylko przebywanie w końcu stwarza więź.
      No wiesz, ona rozumie, że Piotr się czasem chce sponiewierać z kumplami lub zrobić coś sam, a on jej pracę, no i oboje chcą dla dziecka najlepiej, stąd drobne nieporozumienie, bo słusznie Piotr twierdzi, że dla małego dziecka najlepsza jest matka, problem polega tylko na tym, że życie jest życiem i nie można mieć wszystkiego.
      No, nie jestem pewna, czy ci się spodoba to, co planuję dla Przemka. :)
      Ida musi przywyknąć do nowej sytuacji, Wiktorowej też. :) Zobaczymy, czy szczęście po zdradzie będzie możliwe.
      Z niecierpliwością czekam jutra!
      :*

      Usuń