poniedziałek, 29 grudnia 2014

16.

"Nadzieja pomaga iść naprzód; wytrwałość - stać, a odwaga - wracać".

*****

Natarczywe dzwonienie do drzwi wdarło się w świadomość Hany. Otwierając oczy poczuła gwałtowną złość. Nie mieściło jej się w głowie, że przez problemy i błędy dorosłych cierpiało niewinne dziecko. Przetarła zaspane oczy, przygładziła rozczochrane włosy i roześmiała się w głos na myśl, że w starciu z inną kobietą jej obecny wygląd fizyczny wypadnie raczej blado. Nie miało to jednak dla niej żadnego znaczenia. Niezdarnie wstała z kanapy i powlokła się do drzwi.
- Gdzie jest moje dziecko? - warknęła Magda od progu, próbując przygwoździć lekarkę spojrzeniem do podłogi.
- Hm, dzień dobry - ginekolog uśmiechnęła się przyjaźnie. - Dziecko napojone herbatą śpi w salonie. Dopóki się nie obudzi, proponuję kawę. Trochę ochłoniesz. Dobrze zrobi nam obu.
- Jakim prawem wtrącasz się w moje życie? - kobieta drążyła nadal.
Lekarka westchnęła z rezygnacją.
- Magda, uspokój się, chodź, usiądziemy i spokojnie porozmawiamy. Ja nie robię niczego na twoją niekorzyść, uwierz mi.
Usiadły w kuchni przy stole, Hana wstawiła wodę na kawę i uważnie przyjrzała się matce Tosi. Kobieta miała zaciętą, zmęczoną twarz, zapadnięte policzki i mocno podkrążone oczy. Z pewnością nie sypiała zbyt dobrze. Ginekolog miała też wrażenie, że sporo schudła od ich ostatniego spotkania. Siedziała w bezruchu z zamkniętymi oczami i podpartą na dłoniach głową. Jej twarz stawała się coraz bledsza. W pewnej chwili kobieta lekko się zachwiała.
- W porządku? - lekarka poczuła nagły niepokój.
- Nic takiego.
- Może chcesz coś zjeść?
- Teraz będziesz się nade mną litować? Nie masz mi nic do powiedzenia?
- To zwykła troska. Nie jestem twoim wrogiem.
- Ustalmy jedną rzecz - Piotra mi zabrałaś, córki ci nie oddam.
Goldberg wybuchnęła histerycznym śmiechem. Nie mogła uwierzyć w to, co słyszała.
- Boże drogi, kobieto, opamiętaj się - wstała i zaczęła nerwowy spacer po kuchni, z trudem nad sobą panowała, w oczach lśniły jej łzy. - Tyle złych cech mi przypisujesz, że jeśli chociaż połowa byłaby prawdą, powinnam się zacząć poważnie o siebie bać. Może wojnę też wywołam za chwilę? Kompletnie się na mnie nakręciłaś.
- Piotr wybrał ciebie, trudno mu się dziwić, ładna dupa, pokrewny zawód, jak już nie będziecie mieć o czym rozmawiać, zawsze pozostanie wam szpital. Poza tym jest honorowy. Złapałaś go na jedną noc i poronienie. Jak mógłby zostawić biedną kobietę po stracie? Prawie każdy porządny facet by się ulitował.
Hana usiadła ciężko.
- Ty specjalnie i z przekonaniem chcesz mnie zranić. Dotknąć do żywego, nie masz żadnych skrupułów, nad tobą należy się litować. Choć pewnie już za późno, bo jesteś po prostu zgorzkniała. Żal mi jest tylko małej. A Piotr mnie kocha, dobrze to wiesz - Mówiła spokojnie, lecz z dojmującym smutkiem w głosie.
- I jaka troskliwa - Magda nie zwracała już uwagi na obecność Hany, zapamiętale wyrzucała z siebie żal. - I dobra, opiekuje się dzieckiem ukochanego, o którym ten się dowiaduje przypadkiem i byle jak. Kochasz ją. Z pewnością. Była ci potrzebna, bo nie umiałaś zrobić sobie własnego bachora. Teraz masz brzuch, zaczniesz ją zapraszać coraz rzadziej, bo będzie ci przeszkadzać. W końcu będzie tu spędzać tylko weekendy z tatusiem, jak sobie o niej przypomni i znajdzie czas pomiędzy niemowlakiem a szpitalem, nie dopuszczę do tego! Nie zranisz mojego dziecka! Nie wyobrażam sobie sytuacji, że jej ciebie tłumaczę! Antosia rozchorowałaby się z żalu!
Od dłuższego czasu lekarka próbowała coś powiedzieć, ale nie mogła się wtrącić w potok słów. Otwierała tylko coraz szerzej oczy ze zdziwienia.
- Jesteś podła, bezduszna i nie znasz litości. Tosi mogę jedynie współczuć tak egoistycznej matki. Otwórz oczy, nieludzka kobieto, kto na tym cierpi - ja, która mam kochającego męża, spodziewam się dziecka i jestem szczęśliwa, czy twoje dziecko, które nie rozumie, dlaczego mnie tak nienawidzisz, że wolisz, żeby sama w domu przed komputerem siedziała po szkole, ogłupiając się byle czym, kiedy ty pracujesz, niż tu dostała moją troskę, miłość i zorganizowany mądrze czas. Kocham twoją córkę jak własne dziecko, wielokrotnie uratowała mi życie, czy do ciebie to dociera?
Ginekolog zgięła się wpół z bólu. Tym razem Magda próbowała jej przerwać, ale również nie zdołała.
- Nie rób jej tego, jesteś epicentrum jej świata, głupia babo, nie ma dla niej nikogo ważniejszego od matki. To dziecko się martwi, z jakiego powodu jesteś smutna, źle się czujesz, dlaczego mnie nienawidzisz. I doskonale rozumie zarówno moje intencje jak i to, że Piotr cię nie kocha. Na ramiona bierze swoje i twoje problemy, nie za wiele? Powinnaś czasem posłuchać swojego dziecka, jaka jest mądra i dojrzała. Czy twoja do mnie nienawiść i satysfakcja, że mi dowaliłaś jest tego warta? Niespokojnego snu, smutku, zmartwień małej, cudownej dziewczynki? Przemyśl to, zastanów się, a z kontaktu z Tosią nie zrezygnuję. Prędzej padnę trupem! Bo nie jestem w stanie przestać jej kochać!
W tym momencie do mieszkania wszedł Piotr. Zaniepokoił go podniesiony głos żony.
- Co tu się dzieje? Jak Tosia?
- I jeszcze jedno - Hana nie zwróciła uwagi na męża. - Jeśli wojna z tobą będzie kosztowała mnie wcześniaka, nigdy ci tego nie wybaczę. Zamiast rujnować sobie życie, po prostu pozwól nam się odciążyć i pomóc w opiece nad małą, przestań udawać, że świetnie sobie radzisz.
Odwróciła się na pięcie i poszła w stronę sypialni. Piotr natychmiast ruszył za nią. Po policzkach ciekły jej słone łzy.
- Hej, co jest?
- Mam regularne skurcze co 10 minut, Tosia śpi, albo już nie i słucha, jak wrzeszczymy na siebie, ale trzeba to było raz a dobrze wyjaśnić. Zajmij się dzieckiem, ja się muszę uspokoić i spróbować wyciszyć te skurcze.
- Nie denerwuj się, Hana. Napadła na ciebie o to, że ją odebrałaś? Dlaczego płaczesz?
- Nie jestem dzieckiem, umiem się obronić, nieważne, co zrobiła, boli mnie jak cholera.
- Jedziemy do szpitala.
- Nie ma mowy, kładę się i musi przejść. Podróż skurcze nasili, a na fenoterol jeszcze w razie czego mam czas.
Położyła się na lewym boku i próbowała regularnie oddychać. Piotr kojąco głaskał ją po włosach.
- Hej, to jeszcze nie czas, córa, mama ci zafundowała stresy, ale tata zabrania wychodzić, może poczekaj chociaż do wypłaty? Tatuś ma zawsze rację, posłuchaj mnie. Na tym świecie nie łatwo żyć bez pieluszek. A i bez wózka życie jest mało fajne.
Hana słabo się uśmiechnęła.
- Idź do niej. I zajmij się Tośką, na pewno już wstała. Ja dam sobie radę. Ucałuj małą ode mnie, ale tu nie wpuszczaj.
- Okej, ja jak najszybciej wracam, trzymajcie się, moje najdroższe dziewczyny.

*

Idalia spokojnym krokiem weszła do sali Joanny. Kobieta leżała bez ruchu z na wpół przymkniętymi oczami. Lekarka bez słowa przysunęła sobie do łóżka krzesło i usiadła, zachowując tylko niewielki, bezpieczny dystans.

Wiedziała, że Joanna nie śpi, zdradzał ją nierówny oddech i ukradkowo rzucane w stronę Cichockiej spojrzenia spod przymkniętych powiek. Mimo to zbyt wiele się nie działo. Idalia też postanowiła zamknąć oczy, zrelaksować się nieco. Ostatnio sypiała fatalnie, ponadto była pogodozależna, a trwający właśnie tydzień prawie w całości był deszczowy. Czy jest więc lepsza okazja do chwili odpoczynku i niemyślenia o niczym?
W końcu pacjentka nie mogła się już powstrzymać od jakiejś reakcji.
- I co, przyszła pani tu sobie posiedzieć? W gabinecie nie ma krzeseł?
- Są, nawet wygodna sofa, ale nie ma towarzystwa.
- Słucham?
- Rozmawiać i tak przecież nie zamierzamy, chyba że mam nieaktualne informacje?
Joanna się szczerze roześmiała.
- Okej, wygrała pani, wszystkich pani tak podchodzi?
- Idalia - lekarka wyciągnęła rękę, którą Joanna uścisnęła. - Tylko wyjątkowych.
- Aśka.
Patrzyły na siebie z zainteresowaniem.
- Piękne imię, niech zgadnę - rodzice wielbicielami literatury romantycznej?
- Zaledwie mama polonistka - lekarka uśmiechnęła się szeroko.
- Ciekawa sprawa, nieudziwnione, ale imienniczki raczej nie spotkasz nigdy.
- Jeszcze mi się nie zdarzyło. Za to problemu z nim nie mam żadnego, rodzice już małej Idalce wpajali dumę z posiadanego imienia. Kupiłam to. Czasem ludzie mylą z Idą, więc jako zdrobnienie funkcjonuje u mnie na równi.
- Ja miałam w klasie w szkole średniej poza sobą trzy Joanny, dałabym się pociąć wtedy za Idalię, kiedy ktoś ciągle się zwracał nie do mnie.
Cichocka zmarszczyła brwi, dopiero wtedy pacjentka uświadomiła sobie swoje ostatnie słowa.
- No proszę, ciągle o tym myślę, ach ta podświadomość, nawet język potoczny przeciwko mnie - roześmiała się skrępowana. - Z jednym mi nie wyszło, może drugie?
- Możesz mi pomóc coś zrozumieć?
- Kto wie.
- Jakim cudem młoda, piękna, inteligentna i wykształcona kobieta robi taką głupotę? Dlaczego próbowałaś się zabić? Zrobiłaś ruinę ze swojego organizmu.
- Czułaś kiedyś strach?
- Wiele razy.
- To ja cię zapewniam, że jeszcze naprawdę się nie bałaś, skoro nadal tu jesteś i czujesz się względnie szczęśliwa. Prawdziwy strach czuje się wtedy, kiedy nie ma się już siły żyć, łatwiej jest umrzeć, niż wziąć jeszcze choćby jeden oddech.
- Może to rozpacz?
- A czy to nie wszystko jedno? Ida, osiągasz w życiu wszystko, co sobie zaplanowałaś. Sporym nakładem pracy, ale ci się udaje, a nagle jakby ktoś z całej siły zdzielił cię w twarz - w jednej chwili uświadamiasz sobie, że to, co dostałaś od życia jest bezwartościowe. Nie osiągnęłaś niczego cennego.
- A od początku?
- Chcesz tego?
- Ty tego chcesz. Myślę, że jesteś gotowa, żeby o siebie powalczyć. To dobry pretekst, po prostu zatrzasnąć za sobą drzwi. Spróbować od nowa.
Joanna zadrżała, otuliła się kołdrą i zamknęła oczy.
- Dla własnej realizacji zostawiłam na Śląsku chorą matkę i skończyłam zarządzanie z wyróżnieniem. Potem menadżerskie kursy wszelkiego możliwego rodzaju, reklamy, marketingu. Byle wyżej, byle dalej, byle szybciej, pracowałam po 14 godzin na dobę, plus czas, kiedy nie mogłam zasnąć z własnego przemęczenia. Gdzieś między jednym zleceniem i szkoleniem kolejnych pracowników a drugim umarła mi matka. Pojechałam na pogrzeb, rzuciłam wiązankę na grób i wróciłam do biura. Kupiłam mieszkanie i samochód na kredyt, nie angażowałam się w poważne związki, bo poza spotkaniami biznesowymi nie wychodziłam prawie do ludzi. Niezła ze mnie suka i karierowiczka, tak pewnie myślisz - roześmiała się gorzko.
- Nie jestem tu od oceniania, nic nie myślę.
- Powiedzmy, że ci wierzę. I nagle skończyła się dobra passa. Coś mnie podkusiło, pewnie dobro jakieś, bo zła do szpiku kości byłam sama z siebie...
- Traktujesz się niesprawiedliwie.
- Masz mnie słuchać, a nie przerywać mi, za to ci płacą. Może ty jesteś taką samą karierowiczką i dlatego mnie rozgrzeszasz?
Idalia nie skomentowała przytyku.
- W każdym razie zakochałam się w swoim szefie. Już po trzech miesiącach widziałam go całującego się w samochodzie z inną kobietą, ale udawałam, że jestem ślepa i głupia. Taki typowy banał. Ktoś mnie wreszcie obdarzył względami, byłam w stanie dla niego sporo znieść. Kochałam go, minął mi egoizm.
Zamilkła nagle, jakby zbierając się na odwagę, żeby kontynuować.
- No i pewnego dnia zaprosił mnie do gabinetu i położył przede mną wypowiedzenie. Moim klientom, którzy nie chcieli rozmawiać z nikim innym powiedział, że mnie oddelegował do innych obowiązków, w ogóle że wyjechałam z miasta. Powiedział mi, że za to, co ja robię, może komuś dać połowę mniejszą pensję. Rozpłakałam się jak dziecko. Żądałam wyjaśnień. Przekonywałam go, że ja mogę za połowę mniej przecież pracować, że mam kredyt na trzydzieści lat, że z mniejszą pensją, zaczynając gdzie indziej od zera, nie dam rady go spłacić. Wyśmiał mnie tylko.
- Joanna, a prawa pracownika, kodeks pracy?
- Chyba kpisz, nie w tej branży. Gdybym zaczęła dyskutować, poszłaby o mnie fama, mogłabym nie znaleźć roboty w całej Warszawie, a i może też w Polsce, gdyby się ktoś w mojej olbrzymiej korporacji bardziej postarał. Daj spokój. Nie było o czym gadać.
- Wierzyć się nie chce.
- Życie, moja droga, życie. Sama sobie na to ciężko zapracowałam. Zamiast założyć swoją firmę albo zatrudnić się w jakiejś małej, chciałam więcej i więcej. Spotykaliśmy się dalej, ale wszystko powoli gasło.
Zacisnęła drżące niebezpiecznie usta.
- Wzięłam ostatecznie odprawę, umowę dostałam w charakterze zwolnienia za porozumieniem stron. Okres wypowiedzenia mój łaskawca podarował i sobie i mnie. I wiesz - łzy jednak popłynęły. - Wróciłam do domu, usiadłam przy stole i wtedy właśnie to poczułam. Bezsens ponad trzydziestu lat mojego życia. Jedna lekarka mówiła, że o mnie pytał, ale do mnie bezpośrednio się nie odezwał.
- To my nadajemy życiu sens. Nie inni.
- W dupę sobie wsadź takie komunały. Idalia, nie mam dzieci, których mogłabym nauczyć tego, co sama umiem, moje życie sprowadzało się do pogoni za kasą, obwiniałam się o śmierć matki. Przy zatrudnieniu się w jakimkolwiek banku jako doradca finansowy nie zarobiłabym nawet na kredyt. A nade wszystko jestem sama, jak ten pies!
- Ale odebranie życia to nie jest sposób.
- Jeśli próbujesz sobie przypomnieć chociaż trzy rzeczy, które ci się w życiu udały, które zrobiłaś od początku do końca dobrze i nie widzisz ani jednej, co innego możesz zrobić? Wyciągnęłam wszystkie tabletki, jakie były w domu, z żalu nie mogłam oddychać. Kiedy połknęłam, przynajmniej przestałam pamiętać.
Idalia nie odpowiedziała. Wstała i podeszła do łóżka.
- Uważasz, że zmarnowałaś swoje życie. Ale żyjesz, jesteś, dostałaś drugą szansę, pora odwrócić bieg wydarzeń. Dzisiaj zrobiłaś pierwszy krok, położyłaś pierwszą cegłę pod mur, pod fundament, a jak będą cztery ściany, to już prawie jest dom.
- A ty będziesz kierownikiem budowy? - Joanna śmiała się przez łzy.
- Z przyjemnością.
Pacjentka wyciągnęła ręce do lekarki. Bezgłośnie płakała w jej ramionach.
- Wielu ludzi nie uświadamia sobie swoich błędów przez całe życie. Obwiniają wszystkich, tylko nie samych siebie. A to nieuleczalny egoizm zabija naprawdę.
- Znaczy nie ma odwrotu, jakoś przeżyję - Asia otarła łzy.
- Wpadnij do mnie jutro z wypisem, umówimy się na następne spotkanie.
- Tylko z ilością cegieł nie przesadź, bo jak mnie ten wyładunek przywali, to już nie ma dla mnie nadziei, nie przetrwam.
- Przytrzymam.
- Chyba powinnam ci...
- Nie, podziękujesz mi dopiero wtedy, jak znajdzie się ta pierwsza udana rzecz. Będę z niej z tobą dumna. I z twojego nowego świata, od początku jego powstawania do samego końca.

2 komentarze:

  1. Dlaczego nie ma trzeciej scenki? I teraz w takie niepewności mam trwać, co z dzidziusiem Hany i Piotra?
    Swoją drogą Magda to faktycznie zgorzkniała kobieta, no i może powinno mi być jej żal, ale kurcze, nie potrafię jej współczuć. Zwyczajnie, nie...
    Rani wszystkich wokół, a tymczasem jest dla Tosi matką, calym światem, a przecież dziecko oprócz matki ma prawo kochać jeszcze inne osoby.
    Dobrze, że Asia zrzuciła z siebie wszystko, Idalia jej na pewno pomoże, może nawet, już po terapii, się zaprzyjaźnią...
    Czekam na poniedziałek - ela :-)

    OdpowiedzUsuń