poniedziałek, 1 grudnia 2014

12.

"Nawet dzień smutku, to przecież dzień życia."

*****

- Aga, widziałaś Wikę? Konsultacji chirurgicznej potrzebuję, nie mogę jej nigdzie znaleźć.
Kobieta nie zareagowała, siedziała w pokoju lekarskim wpatrzona w ekran komputera.
- Co tam jest ciekawszego od mojej wybitnej osoby? - Marek dotknął jej ramienia.
- Cześć - odwróciła do niego twarz i uśmiechnęła się na powitanie. - Nikogo nie widziałam, nic nie wiem.
- Lgniesz po prostu do ludzi dzisiaj.
Agata wstała i przeciągnęła się, żeby rozruszać zastane stawy. Pospiesznie wyłączyła komputer i pstryknęła czajnik.
- Tu jej w każdym razie nie znajdziesz.
- Co u ciebie? Dawno nie gadaliśmy, lepiej wyglądasz.
- O nie, tylko nie komentuj mojego wyglądu. Ja mam słabe nerwy. Kawy?
Marek zacisnął usta i głęboko odetchnął.
- I czemu się bronisz przed troską? Jestem twoim przyjacielem, dlaczego udajesz, że nie jesteś dla mnie ważna, kiedy ja tak nie myślę? Wiecznie się będziesz zgrywać? Tak dobrze ci z tym? Unikasz mnie - słowa leciały z niego jak z karabinu, jednym tchem.
- Lepiej mi - spojrzała mu w oczy. - Napij się ze mną kawy.
Mężczyzna wziął z pułki dwa kubki.
- Widzę, lepiej śpisz, masz mniej podkrążone oczy, no i nawet przypominasz sobie czasem, gdzie zostawiłaś uśmiech. Dobrze cię znowu widzieć swoją.
- Ty naprawdę to wszystko widzisz? - na twarzy Agaty odmalowało się szczere zdziwienie.
- Od zawsze traktuję cię poważnie, to ty uciekasz.
Kobieta postawiła przed nimi kubki, na siłę próbowała zająć ręce, w popłochu uciekała wzrokiem przed stanowczym spojrzeniem Marka.
- To są wielkie słowa. Nie powinieneś tak paplać.
- Rozwodzimy się z Dorotą. Już była pierwsza rozprawa. Nic nie zmieni mojej decyzji. I nie robię tego dla ciebie, co mi zaraz zarzucisz.
- Po co to mówisz?
- Bo chcę, żebyś wiedziała, że dla mnie to zamykanie rozdziału.
- Dla twojego syna też? - spytała z ironią.
- On nie ma pięciu lat, zaraz dorośnie. Ojcem jestem niezależnie od wszystkiego. Nie jest dzieckiem, jak próbowaliśmy się zejść dla niego, kazał nam sam przestać odstawiać cyrk. Czasem jest mądrzejszy ode mnie.
Przez chwilę siedzieli w milczeniu, Marek uważnie obserwował Agatę, ona patrzyła w swój kubek. Mężczyzna dotknął jej dłoni. Nie cofnęła ręki.
- Co jest nie tak? Od wielu tygodni o to pytam, zapytam znowu.
Łzy zaszkliły oczy lekarki, stanowczo wyrwała rękę z uścisku. Wbiła wzrok w twarz kolegi.
- Proszę cię!
- Nie wiem o co.
- Podobno tyle o mnie wiesz.
- Sporo, nie wszystko. I tylko to, co sam zauważę.
- Potrzebuje czasu - powiedziała przez ściśnięte gardło. - Wszystko się zmieniło.
Spuściła wzrok. Kardiolog wstał i delikatnie uniósł jej twarz. Spojrzał jej głęboko w oczy z ogromną czułością. Taką, jakiej nie wyrazi żadne słowo.
- Poczekam na ciebie.
- Długo musiałbyś czekać.
- Ile będzie trzeba.
- Jasne - roześmiała się histerycznie. - Bo ty taki dobry i cierpliwy jesteś.
- Nie jestem ani dobry, ani cierpliwy, ale jeśli dzięki temu nam się uda, postaram się być. Nagroda jest tego warta.
- I ty tak naprawdę, poważnie?
Przytaknął.
- Nie mogłeś gorzej wybrać - powiedziała internistka cicho.
- Nie mogłem wybrać lepiej.
- Nie wytrzymasz czekania, odpuścisz góra za pół roku.
- Raz mi nie wyszło, na kolejny mogę czekać. Może zrozumiem w tym czasie, co zrobiłem źle?
- Nie, ty mówisz serio! Hej, no proszę cię!
- To ja cię proszę, Agata.
Spojrzała na niego pytająco.
- Daj nam szansę.
Po tych słowach duszkiem dopił kawę i skierował się do wyjścia. W drzwiach wpadł na Wiktorię.
- Au, no halo!
- Sorry, pani ordynator.
- Zbierać się, moi mili, mamy ostrą jazdę, samobójczynię niedoszłą nam karetka wiezie. Będzie się działo.
- Nienawidzę samobójców - jęknęła Agata.
- No pięknie - westchnął marek.
- Ciekawe, czy by się tak chętnie zabijali, gdyby wiedzieli, ile kosztuje ich odtruwanie - dodała Wiki chłodno.
- Podła jesteś, pani doktor - skwitował kardiolog.
- Tylko praktyczna.
*
Ratownicy energicznie weszli z pacjentką na izbę.
- Joanna Stawiarska, trzydzieści dwa lata. Nałykała się tabletek, mamy opakowanie. Oddamy do laboratorium. Życie jej uratował pies, szczekał i drapał w drzwi jak opętany, sąsiedzi wyważyli, gdyby nie oni, nie miałaby żadnych szans.
- Jaki stan? - spytała Woźnicka podchodząc do kobiety.
- Reanimowaliśmy w karetce, zatrzymała się. Zaintubowana, puls słabo wyczuwalny, bradykardia. Jedyne, co powiedziała, jeszcze w domu, to żeby jej nie ratować.
- Na pewno posłuchamy - skomentowała Wiki cierpko.
Agata zmierzyła ją groźnym spojrzeniem.
- Płukanie żołądka natychmiast, Marek - pomożesz mi z sercem? Poza tym krew na badania podstawowe,  próby wątrobowe, mocznik i kreatynina. Reszta potem. Interna jak nic, znaczy jest moja, ale bez was się za to nie biorę.
- Dobra, dziewczyno - Wiki i ratownicy sprawnie przełożyli poszkodowaną na szpitalne łóżko. - Sprawdzimy, do jakiego stopnia załatwiłaś sobie wątrobę i nerki.
*
- I jak tam? - Agata stanęła nad swoją pacjentką i wyczekująco patrzyła na Marka.
- Nieprzytomna nadal, a serce jej wariuje, trudno się zresztą dziwić po tym syfie. Nie ma jak nawet próbować jej rozintubować. Zwalnia mi granicznie i przyspiesza ciągle. Ja od tego zejdę po trzydziestu godzinach na nogach. A u ciebie?
- Z wątrobą i nerkami niestety byle jak. Hemodializa i detoksykacja wątroby jest konieczna, słowa Wiki się potwierdziły. Co ci strzeliło do głowy, dziewczyno! Całą resztę życia będziesz mieć problem.
- Hemodializa mówisz, znaczy będzie krwawa zabawa.
Agata głośno się roześmiała.
- Głupol - popukała palcem w czoło. - Ciebie to bawi?
- Nie, chciałem rozśmieszyć ciebie.
- Dobra, krew monitorujemy cały czas - spojrzała na pielęgniarkę. - Bierzemy się do roboty całościowo i trzymajcie za nią kciuki, żeby wątroba dała znać po albuminach.
- Młoda jest, wątroba w dobrym stanie, zregeneruje się - pocieszył wszystkich Marek.
- Oby, a ja i tak  po prostu nie ogarniam.
- Desperacji? Powodu?
- Głupoty. Szansa, że laikowi się uda zabić tabletkami jest marna, a spieprzyła na długi czas zdrowie. Co mi powiesz, jak wątroba nie ruszy albo będzie musiała być do końca życia dializowana?
- Że wybrała, sama.
- Pewnie. I teraz ja mam jej wybierać psychiatrę? Powód pewnie też miała nie warty funta kłaków, ludzie!
- Tego akurat nie możesz wiedzieć, taka decyzja wymaga sporego samozaparcia.
- Samozaparcia to wymaga zmierzenie się z problemem.
- Nie każdy ma twoją siłę - powiedział Marek ciepło.
- Ale każdy ma życie do przeżycia. Warto tak po prostu z niego rezygnować?
- Według ciebie nie ma problemu, z którym nie można sobie poradzić, tak?
- Nie ja tu leżę - ucięła Agata.
- Zaczęłaś, to skończ.
- Według mnie, tylko cholerny egoista nie umie poprosić o pomoc. Taki, co to jedynie na to go stać, żeby być dla kogoś ciężarem.
Po tych słowach odłożyła kartę pacjentki i szybko wyszła.
*
- Agata - Hana gestem zatrzymała koleżankę.
- Cześć.
- Miałaś do mnie przyjść. Bardzo już dawno temu.
- No tak. Nie złożyło się.
- Obiecałaś. Kontrolowanie to jest podstawa, tobie mam to mówić? No zlituj się nade mną!
- Przyjdę.
- Pacjentka mi wypadła, choć teraz.
- Wiesz co... - zawahała się. - Albo dobra, może być teraz.
Idąc zmierzyła Hanę przeciągłym spojrzeniem. Zatrzymała wzrok na jej mocno już zaokrąglonym brzuchu.
- I jak, pani doktor, łatwo było połknąć piłkę plażową?
Hana się uśmiechnęła. Puściła oczko do Agaty.
- Piłkę? No coś ty, z tej desperacji, że nie przyszłaś na umówioną kontrolę, zjadłam arbuza razem z pestkami, i masz teraz - udała, że chwieje się pod ciężarem.
- Wygrałaś - Agata zachichotała. - A serio, bardzo ci do twarzy.
- Powiedz mi to za dwa miesiące. Coraz ciężej jest, ale ma to i dobre strony.
- A z innej beczki, wiesz co z Szymonem? Dawno go nie widziałam, a potrzebuję psychiatry.
Hana spojrzała na nią uważnie.
- Dla pacjentki oczywiście - sprostowała Agata szybko.
- Nie, a dlaczego ja miałabym o nim coś wiedzieć?
- Bo działasz na niego.
Hana otworzyła usta w gwałtownym proteście.
- Kojąco. No weź, nie widziałaś, jak się wokół ciebie kręcił?
- Dziękuję, postoję - powiedziała stanowczo. - Urlopu nie ma, bo mieliśmy w podobnym czasie, raczej się wylał lub został wylany.
- Uuuu, nieźle.
- Nieźle to mam nadzieję ma się twoje wnętrze, choć tu, zaczynamy tortury.

4 komentarze:

  1. No ja mogę Agacie pozazdrościć takiego Marka. Widać, że to porządny facet, najporządniejszy - oprócz piotra - w tym szpitalu :)
    A Agata naprawdę też coś do niego czuje, tylko po gwałcie chowa się w skorupie i nie ma się co dziwić... Jeśli tylko oboje będą chcieli, Marek zaczeka, a Agata da mu szansę, będą fajną parą.
    Samobójczyni (niedoszła na szczęście) to trudny problem...
    Kiedyś usłyszałam zdanie, że tylko tchórze popełniają samobójstwo, nie do końca się z tym zgadzam, z tym, że to egoiści, też nie do końca. Nigdy nie wiadomo co nas pchnie do takiego desperackiego czynu...
    Hanie ciąża służy i oby tak dalej, a i agata przy Hanie taka się robi wesoła, to dobrze, że ma na nią taki wpływ.
    A tekst Wiki "na pewno posłuchamy" w kontekście całej rozmowy to mój dzisiejszy faworyt :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do Agaty - mam już niecne plany. :) Wystarczy jej na razie tych przykrości od życia.
      No i nic nie ukryję, widać, których serialowych facetów lubię, skoro chcę Marka rozwieść z tej przyczyny nawet. Ale jest taki cieplutki, odpowiedni dla niej.
      Dzidziuś Hany zbliża się wielkimi krokami. :)
      A cięty język u Wiki to jej najbardziej charakterystyczna cecha, tym bardziej się cieszę, że się podoba.
      Pacjentów zostawiam każdemu do własnej rozwagi, sama staram się ich robić nie czarno-białych. Bo wszystkie decyzje są poparte jakąś argumentacją.
      Buziaki!

      Usuń
  2. Marek, tradycyjnie, wzór skromności :) Szkoda trochę Markowego małżeństwa, na nieporozumieniach rodziców zawsze najbardziej cierpią dzieci, bez względu na wiek. Dobrze chociaż, że rodzice mają dość rozumu, by w porę się rozstać, nie zamieniając chłopaka w piekło. Wobec Agaty zachowuje się bardzo w porządku, acz syn może mieć pewien problem z zaakceptowaniem macochy niewiele starszej od siebie. Ale na rozważania tego typu z pewnością przyjdzie czas później. A Wiktoria, ze swoim doskonałym wyczuciem czasu i chwili, zepsuła im romantyczny nastrój.

    Nieudolność samobójczyni pewnie wynika z tego, że większość ludzi w takiej sytuacji sięgnęłaby po leki. Sposób, wydawało by się, szybki i bezbolesny. Poza tym, o mało co jej się to nie udało. A co do przyczyn, myślę, że nie powinno się dyskutować. To, co dla jednego jest błahostką, dla innego - ciężarem nie do uniesienia. Dorośli ludzie nie targają się na swoje życie ot, tak, dla kaprysu. Mam nadzieję, że uda się Joannę wyzbierać nie tylko pod względem fizycznym.

    Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy,
    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nad biednym małżeństwem Marka już się scenarzyści pastwią, to ja mu dam spokój. ;)
      Poza tym jego żona do niego nie pasuje.
      Samobójczyni wybrała drogę najgorszą z możliwych. To akurat nie ulega żadnej wątpliwości, bo życie samo w sobie jest wartością, nie mamy nic cenniejszego. Ale już my ją pozbieramy, bo czym by były seriale bez happy endów?
      :*

      Usuń