poniedziałek, 15 grudnia 2014

14.

"Przyjaźń nie potępia w chwilach trudnych, nie odpowiada zimnym rozumowaniem: gdybyś postąpił w ten czy tamten sposób... Otwiera szeroko ramiona i mówi: nie pragnę wiedzieć, nie oceniam, tutaj jest serce, gdzie możesz spocząć".

*****

Agata szła w stronę pokoju przyjaciółki niosąc w rękach dwa pełne po brzegi kubki. Uderzyła lekko butem w drzwi.
- Otwierać, służba medyczna!
Drzwi się otworzyły i wyjrzała z nich uśmiechnięta twarz Wiki.
- Ooo, kakałko! - ucieszyła się, zręcznie wskakując na łóżko i wpełzając z powrotem pod koc.
- To zależy - Agata postawiła kubki na biurku, przybrała poważny ton. - Czy zaistnieje między nami barter.
- Znaczy że co?
- Wymiana towar za towar. Dostaniesz jedno, w zamian za pół kocyka, w innym wypadku oba dla mnie.
- Żmija - Chirurg udała, że bierze zamach, żeby ją uderzyć. - No dobra, właź. Ale następnym razem przynieś sobie własny. Ostatecznie lepszy towar za towar niż za usługę - uśmiechnęła się drwiąco.
- Następnym razem znowu zapomnę. A ty zawsze się dasz czymś przekupić. A skoro nie widać różnicy, to po co przepłacać?
Internistka pociągnęła koc w swoją stronę.
- Nie pozwalaj sobie - Wiki mocno poczochrała jej włosy. - Co jest? Przekupstwo zawsze ma przyczynę.
- Wszystko do dupy.
- Czyli norma. Przebijamy się?
Wiktoria odrzuciła na bok włosy i oparła głowę na ramieniu Agaty, nie wiadomo, czy zależało jej na kojącej bliskości przyjaciółki, czy zajęciu większej części kocyka. Woźnicka tarła dłońmi zmęczone oczy.
- Pacjentka  samobójczyni ma dupka za chłopaka, jeszcze o tym nie wie, a sama raczej sobie nie poradzi. A ja nie dość, że musze jej prędzej czy później powiedzieć i nie wiem jak, to jeszcze dobrze by było ją przekonać, że to życie ma sens. A czasami sama w to nie wierzę. I mam straszny z nią problem. Prywatny, emocjonalny.
- Pacjent umarł mi na stole, tętniak, bez szans. A ja sobie nie daję usprawiedliwienia, dręczę się, że na pewno dało się coś zrobić, tylko ja na to nie wpadłam. Logika jedno, emocje drugie, tyle już wiem, Aga, i ciągle czuję się taka beznadziejna w tej robocie.
Dziewczyny duszkiem wypiły pół kubka gorącego, smacznego napoju.
- No to teraz ja ci powiem: Marek mi ostatnio powiedział, że będzie na mnie czekał dowolnie długo. Aż będę gotowa, rozumiesz to? Nawet w żart nie było jak obrócić, gdzie zwiać! Wika, ja na myśl o dotyku jakiegokolwiek mężczyzny mam odruch wymiotny! A jednocześnie oddychać nie mogę z tęsknoty za Markiem!
- Tomek traktuje mnie poważnie, a ja nie daję rady. Przychodzi, odwiedza, czeka, gotuje obiadki, wysłuchuje, mam stabilizację w związku i kompletnie żadnych emocji z mojej strony.
- Masakra - Agata skryła twarz w dłoniach.
- Ruina - Wiktoria wtuliła się w poduszkę.
Obie kobiety wybuchnęły gwałtownym, zaraźliwym śmiechem. Oczyszczał je i uspokajał.
- A żeby nie było tego, co sobie wmawiamy - Consalida otarła załzawione oczy. - To idź po pomoc do naszej pięknej nowej Idalii. Pacjentką zająć się musi, podzielcie między siebie jej wnętrze. I święto.
-Gdybyś mogła z tym pacjentem coś zrobić, na pewno byś zrobiła. Jeśliby moje życie albo kogoś mi bliskiego zależało od operacji chirurgicznej, to na kolanach bym cię błagała, żebyś była operatorem. Jesteś najlepsza! Ale nie musisz mi wierzyć. Nie usiądziesz na laurach i nie będziesz tak się wywyższać, że cię nie dosięgnę.
Wiktoria przytuliła przyjaciółkę.
- Dzięki.
- A to, że cię pacjent rusza, tylko dobrze o tobie świadczy, jak przestanie, staniesz się fabryką.
- Mareczek, no proszę, wreszcie po rozum do głowy się wybrał. Spokojnie sobie czekaj, zależy ci na nim, od zawsze to widać. Daj mu bez stresu pozbyć się żony. Nie unikaj go przypadkiem. A potem mu koniecznie przy jakiejś okazji wszystko opowiedz. Jeśli jest taki facet, który może umysłem ogarnąć, co się z tobą stało, to tylko on. Spróbuj, ale nie spiesz się, bo na pewno ci nie wyjdzie. I rób to dla siebie, nigdy nie dla niego, pamiętaj. Kocha, poczeka, zrozumie, a w życiu nie ma nic lepszego od seksu z miłości.
- Głupia jakaś jestem, jak sobie tak czasem myślę, że będę wreszcie szczęśliwa, to zaraz potem mam wrażenie, że to na pewno chodzi o kogoś innego.
- Nie ma opcji, jesteś na niego skazana. Czeka cię nudne, stabilne, szczęśliwe życie z gromadką dzieciaków. Zakład?
- Bardzo tego chcę. A ty? Zakop się w robocie, tylko go uprzeć, jak zatęsknisz, znaczy gra jest warta świeczki, jak nie, daj sobie spokój, bo to nie dla ciebie.
- Aż tak?
- A co ci w nim przeszkadza?
- Przewidywalność.
- No to jeśli mimo że jest taki przewidywalny, stabilny, poukładany i nudny nie będziesz mogła bez niego spokojnie zasnąć, to znaczy że trzeba ci tej stabilizacji i masz dość bycia wolnym ptakiem, pani doktor.
- Może coś w tym jest.
- Wróżka Agatha Rozwiążę wszystkie twoje problemy, do usług. No chyba, że wykończą ją własne.
- Chciałabyś - Wiki popatrzyła w prawie pusty kubek. - Gdybyśmy tylko częściej umiały ze sobą gadać.
- Skorupy mamy za twarde. I za ciężką robotę.
- To dziwić się, że nam z facetami nie wychodzi? Nie umiemy być biedne, kruche i potrzebujące. Ale tym razem nam wyjdzie, Agata, tak samo tobie, jak i mnie. Inaczej ta cała miłość to jest bajka dla grzecznych, naiwnych dziewczynek. Bo w czym my jesteśmy od nich gorsze?
- Jesteśmy lepsze nawet, ja na przykład nie jestem grzeczna.
- A ja naiwna - Wiktoria ze śmiechem dopijała czekoladę. - A masz takie jeszcze?
- Chodź, tym razem gratis.
*
- Dzień dobry, pani Joanno - Agata stanęła przy łóżku swojej pacjentki. - Jak tam dzisiaj? Oddech niewspomagany, wątroba podjęła funkcję - powoli wraca pani do nas. Bardzo się cieszę. Mogę coś zrobić? Coś przynieść? No i oczywiście chcę panią zbadać.
Kobieta już po pierwszych słowach lekarki ostentacyjnie odwróciła wzrok. Zacisnęła powieki i szczelnie otuliła się kołdrą.
- Cieszy się pani - ja wręcz przeciwnie, i proszę tylko nie mówić, że wszystko będzie dobrze, bo od razu panią stąd wyrzucę! Wyraźnie mówiłam - macie mnie nie ratować!
- Obowiązuje mnie przysięga, zawsze ratuję każdego. Radziłabym się cieszyć, że tak się to skończyło. Mogła pani być zależna od kogoś do końca życia. Tego nie chce żaden człowiek. gwarantuję.
- Może mam jeszcze dziękować? Paść na kolana?
- Obejdzie się - warknęła lekarka. - Proszę głęboko oddychać - dodała rutynowym tonem.
Była na siebie wściekła za brak profesjonalizmu. Po co wchodzi w jałowe dyskusje? Zamaszystymi ruchami dokonywała zapisów w karcie, niewiele delikatniej przeprowadzała badanie, unikając patrzenia na Joannę. Tak łatwo dawała się wyprowadzić z równowagi. Co się z nią działo?! Z wysiłkiem hamowała odruch potrząśnięcia kobietą. Gdyby była taka możliwość, przekazałaby ją innemu lekarzowi. Tamta zachowywała się zupełnie jak mała, obrażona na los dziewczynka, musiała być zmuszana do każdego ruchu. Ale Agacie nie było wolno jej oceniać i dobrze o tym wiedziała. Tym razem jednak panowanie nad sobą przychodziło jej z największym trudem.
"Za co ja cię tak nie znoszę?" - myślała w popłochu. "Za słabość? Aż tak się boję własnej?"
Nareszcie z pozoru spokojnym i pewnym krokiem lekarka szła w stronę drzwi.
- Pani doktor?
Znienawidzone słowa, wypowiadane zawsze w złym momencie. Odwróciła się jednak posłusznie.
- Mogłaby pani zadzwonić do mojego chłopaka? To dla mnie ważne.
- Jasne - Agata pogrążyła się ostatecznie.
"Przecież ci tego nie powiem, przysięga nie nakazuje kopać leżącego" - złość zastąpił smutek.
Wyszła bogatsza o karteczkę z numerem i worek czarnych myśli.
*
- Ale dobrze cię widzieć - Hana mocno przytuliła Lenę. - A ciebie jeszcze lepiej, słoneczko cioci najdroższe! - z trudem podniosła z ziemi Feliksa.
- Nie podnoś go, kopnie cię przypadkiem.
- Nikt nikogo tu nie zamierza kopać, uważamy na brzuch. Zapraszam was na serniczek, możesz już jeść sernik, królewiczu? Sama upiekłam.
- Co zrobiłaś? No nie wierzę, jaka z ciebie pani domu!
- Śmiej się ze mnie, śmiej, mam męża, dom i życie wewnętrzne! To zobowiązuje.
- A na dodatek pięknie wyglądasz, zadziwia mnie twoja beztroska i spokój. A Piotr?
Kobiety usiadły przy stole, Hana zaproponowała kawę i ciasto, dla Feliksa soczek. Ciasto zaciekawiło go najbardziej, nie dbając o konwenanse zabrał się za nie łapkami.
- Piotr się stara i bardzo mnie kocha, nie wiem, jak on wytrzymuje moje nastroje, lęki, radości i hormony. Voila, Felutku - Hana podała chłopczykowi kilka kartek, kredki i mnóstwo małych samochodzików.
- No, no, nie rozpędzaj się tak, bo będzie chciał to zabrać do domu, po co ci to wszystko?
- Nie ma sprawy, jest jego.
- Naprawdę to dla niego kupiłaś?
- A na co miałam dotąd wydawać pieniądze? Sara ma już wszystko, z czego połowa rzeczy zbędna, oprócz wózka, po to tu jesteś, bo ja już kompletnie nie mam do tego siły. Nie wiedziałam, że to takie skomplikowane. Na tyle rzeczy trzeba zwrócić uwagę.
- Przeginasz.
- Tak, i będę nadopiekuńczą matką, Piotr też tak uważa, ale ja naprawdę nie mogę nad tym zapanować. Liczę, że mną potrząśniecie i to mocno, jak się wymknie spod kontroli. Ale to nie znaczy, że nie podejmuję pewnych działań.
- Felek się chwilę pobawi i wyruszamy, kupimy taki wózek, że się zdziwisz.
- Kochana jesteś, kupmy już jakikolwiek, byle był.
- A jakie działania masz na myśli?
Hana w zamyśleniu stukała łyżeczką w talerzyk, zbierała się na odwagę
- Jutro zanoszę Tretterowi podanie o urlop.
- No, nareszcie! Myślałam, że do końca nie odpuścisz, jestem z ciebie dumna
- Nie mam już siły, Lenka, bolą mnie plecy, brzuch mi się spina, gadam z pacjentką i staram się to rozchodzić, ale zbliża się godzina zero i to wielkimi krokami. Jak mnie czasem Sara rąbnie nóżką pod żebra, nie mogę zapanować nad mimiką.
- Ale dobrze się czujesz? Nic się nie dzieje?
- Tak, wszystko fizjologicznie. Bardziej chodzi o Piotra.
- Nie rozumiem.
Ginekolog długo milczała, zapatrzyła się na jeżdżącego zabawkami po podłodze Felusia.
- On ma do mnie duży żal - westchnęła ze smutkiem. - Chciałby się mną zaopiekować, być za mnie odpowiedzialny, a ja mu ciągle uciekam, udaję, że jestem taka niezależna, silna, że sama ze wszystkim sobie poradzę i do porodu, bo przecież nie ma lepszego miejsca na to niż mój oddział, będę wszystko ciągnąć jak zwykle sama. Przez to, że nie umiem tego pokazać, myśli, że jest mi niepotrzebny, że jakby jego nie było tutaj, żyłabym tak samo, rozumiesz?
- Rozumiem, i trochę mnie dziwi, że ty to widzisz tak późno. Ale lepiej późno niż później, jak to mówią.
- Dlatego teraz przestaję udawać, że ciąża to nic takiego, każę mu masować plecy, będziemy razem chodzić na basen, będzie robił mi śniadanka, a ja wreszcie zamierzam uwierzyć, że nie jestem sama, już nigdy nie muszę nad wszystkim panować.
Hanie zadrżały usta, Lena wstała.
- Małżeństwo to sztuka kompromisu, ty się jej pilnie uczysz, ja Witkowi wybaczyłam, a kosztowało mnie to wiele, pierwszy poziom mamy zaliczony - położyła rękę na brzuchu przyjaciółki. - Odezwij się do mnie, życie wewnętrzne. Masz bardzo rozsądną i mądrą mamę.
Hana wstała i przechadzając się po pokoju lekko potrząsała brzuchem na boki.
- Proszę bardzo.
Lenie z radości łzy stanęły w oczach, kiedy została profesjonalnie "pokopana" przez świeżo rozbudzone życie.
- Magia - wzruszyła się Hana. - Nigdy tego nie zapomnę, bo pewnie nie będzie mi już dane, dla tego uczucia warto znieść niewygody.
- No coś ty, minie roczek i machniecie rodzeństwo. Potem będzie jeszcze fajniej.
- Nie, Lenucha, nie wytrzymam tego czekania jeszcze raz. Tak dobrze to nie ma.
W tym momencie rozdzwonił się telefon ciężarnej.
- Słucham, Hana Goldberg... Tosia? A mama?... Rozumiem, oczywiście, przyjadę, ale będziesz musiała poczekać, bo bez upoważnienia twojego taty mi nie wolno. Dzwoń cały czas do mamy i nie płacz, ja będę jak najszybciej.
Rozłączyła się, ale wciąż trzymała telefon w uniesionej dłoni.
- Hana?
- Nic z mojego wózka. Muszę jechać do szkoły po córkę Piotra, jej matka nie odbiera. Piotr jest na sali operacyjnej. Mała wymiotuje bardzo mocno.
- Przecież ci jej nie pozwolą zabrać, po co się wtrącasz?
- Lena, to jest mała chora dziewczynka, pojadę do szpitala po upoważnienie jakieś, zawieź mnie, proszę cię.
- Pakujesz się w kłopoty, wchodząc między nich, ale widzę, już postanowiłaś, zbieramy się, syneczku.

2 komentarze:

  1. Pierwsza scenka mnie rozczuliła. To takie ważne, mieć przyjaciółkę, kogoś kto cię wysłucha, zrozumie i kogo możesz wysłuchać i zrozumieć ty... Bardzo fajna rozmowa i kakao, którego mi nie wolno pić... Smaka mi narobiłaś! ;)
    Joanna jednak jest w kiepskim stanie psychicznym. Co z nią bedzie, jak dowie się, że chłopak to palant, chociaż to naprawdę delikatne określenie...
    A Agata niech się nie przejmuje tym, że taka jest, to chyba wynika z tego, że denerwuje ją fakt, że Joanna nie umie się cieszyć życiem. Ale każdy jest inny, każdy z emocjami radzi sobie inaczej, jeden gada z przyjaciółką, drugi się upija, a trzeci chce się zabić...
    Ojj, Tosia dzwoniąca do Hany, czuję kłopoty... Duże, zwłaszcza jak się dowie jej mama...
    Pozdrawiam! Ela :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja biedna, świat bez kakaa jest uboższy. ;)
      Agata zwykle jest empatyczna aż za bardzo, dlatego dziwi ją własny brak empatii.
      A Hana, jak zwykle nie mogłaby zrobić inaczej.

      Buziole!

      Usuń