poniedziałek, 5 stycznia 2015

17.

"Bo w życiu boimy się rzeczy małych i błahych... Dopiero w obliczu zagrożenia dostrzegamy prawdziwą istotę grozy". 

*****

Agata czuła się zmęczona, zwyczajnie po ludzku padnięta. Przyczyną był dwunastogodzinny, ciężki dyżur, który poprzedzała prawie bezsenna noc wypełniona koszmarami. Szła do domu z uczuciem ulgi, jakiego dawno nie doznała. Przemierzając szpitalne korytarze chciała jak najszybciej znaleźć się przy wyjściu. Od niechcenia odpowiadała na pozdrowienia nielicznych o tej porze pracowników i uprzejme skinienia rodzin pacjentów. Marzyła o gorącym prysznicu, porządnej kolacji i ciepłym łóżku. Więcej pragnień nie miała.
Wyszła z budynku i pełną piersią odetchnęła rześkim, mroźnym powietrzem. Chwilę stała, wzrok przyzwyczajał się do nieprzeniknionej ciemności panującej wokół. Nagle w oddali mignął jej jakiś cień, trochę się wystraszyła. Szczelniej otuliła się kurtką i szybkim krokiem ruszyła do domu.
Nie uszła daleko, znienacka ktoś zastąpił jej drogę i przysłonił oczy rękami. Bez namysłu, instynktownie zaczęła wrzeszczeć, jak najgłośniej umiała, z całej siły okładając napastnika pięściami.
- Hej, Aga, spokojnie, to tylko ja - Marek chwycił ją stanowczo za nadgarstki, żeby powstrzymać kolejny cios w brzuch. - Chciałem ci zrobić niespodziankę... tak dawno się nie widzieliśmy...
Słysząc znajomy głos, lekarka zupełnie opadła z sił i wybuchnęła niekontrolowanym płaczem. Gdyby mężczyzna jej nie podtrzymał, upadłaby na ziemię jak szmaciana lalka.
Marek patrzył na nią z zatroskaną miną, spokojnie czekał. Potem objął ją ostrożnie, a gdy nie napotkał oporu, trzymał ją w ramionach, w silnym, opiekuńczym uścisku, a ona trzęsąc się na całym ciele, zapominając, gdzie jest, nie zdając sobie sprawy, że z zimna prawie nie czuje już rąk, wypłakiwała cały żal i strach. Po kolei, z rozmysłem, opłakiwała każdą sekundę tamtej fatalnej nocy, która zmieniła ją na zawsze, każdy senny koszmar przypominający jej o tamtym zdarzeniu, każdy poranek, kiedy tylko wrodzony perfekcjonizm nakazywał podnieść jej się z łóżka, bo serce i umysł podpowiadały bezustannie, że dalsze życie nie ma już sensu.

*

Co było dalej - nie pamiętała zbyt dobrze. Jakoś dotarli do samochodu, dojechali do Marka i weszli do jego nowego mieszkania, którego wygląd ledwie zarejestrowała w pamięci.
Lekarz pomógł jej zdjąć kurtkę, posadził ją na kanapie i włożył w zmarznięte dłonie kubek gorącej herbaty. Grzała na nim palce i mówiła, mówiła, mówiła, a z każdym słowem w jej serce wstępowała ulga. Każdy łyk herbaty upewniał ją w przekonaniu, że tego potrzebowała i chciała od samego początku. Najpierw patrzyła w zawartość kubka, usiłując zdusić w sobie poczucie winy, nie czuć upokorzenia, które tak mocno chciało się w niej zakorzenić. Później, zbierając całą odwagę, spojrzała mężczyźnie w oczy. Łzy na jego policzkach upewniły Agatę, że podjęła właściwą decyzję. Wybrała odpowiedniego człowieka, który nigdy jej nie oskarży, będzie dla niej wsparciem, zniesie wszystkie nastroje i gorsze dni. Serce kobiety Zalała fala czystej, orzeźwiającej, tak długo skrywanej miłości. Pierwszy raz od bardzo dawna poczuła się naprawdę szczęśliwa.
Wyciągnęła rękę i przez stół położyła na dłoni Marka, spletli palce w czułym, kojącym uścisku.
- No, to wszystko już wiesz - uśmiechnęła się z trudem.
- Nic nie wiem poza tym, że jesteś najdzielniejszą kobietą, jaką znam. Nie wiem, jak to wytrzymałaś, co robisz, że udaje ci się funkcjonować, normalnie żyć. Tak samo wypełnia mnie teraz szacunek do ciebie, jak nienawiść do tego człowieka. Gdybyś wiedziała, kto to jest, zabiłbym go bez mrugnięcia. Obiecuję ci, Agata, niezależnie, czy mnie kiedyś będziesz kochać, czy nie, nigdy nie pozwolę, żeby ktokolwiek zrobił ci krzywdę. Nie mam pojęcia, ile odwagi musiało cię kosztować opowiedzenie mi tego wszystkiego...
- Marek, ja chyba na razie...
- Wiem, dam ci tyle czasu, ile będziesz chciała. Przecież już to wiesz, podtrzymuję - promiennie się do niej uśmiechnął.
- Jesteś cudowny - powiedziała ciepło.
- I nawzajem. - mężczyzna kucnął i wziął twarz kobiety w swoje dłonie. - Mogę ci jakoś pomóc? Zrobić coś, żeby było ci łatwiej?
- Bądź przy mnie. I się nie zniechęcaj, nie wiem, kiedy uda mi się traktować twoje gesty bez strachu... Potencjalnego zagrożenia... czy w ogóle się cieszyć naszą bliskością...
- Domyślam się, nie zrobię nic, czego byś nie chciała, a jeśli tak, musisz mi o tym powiedzieć, zgoda?
Przytaknęła.
- Mogę coś jeszcze dla ciebie zrobić?
- Tak.
Marek spojrzał pytająco.
- Kolację. Umieram z głodu.
I pierwszy raz ten nowy, prawie niezamieszkany jeszcze dom wypełnił śmiech dwojga ludzi, przed którymi stało otworem całe życie.

*

Hana i Piotr wyszli z kina zaśmiewając się jak nastolatki. Trzymali dłonie w kieszeni płaszcza mężczyzny, grzejąc się wzajemnie swoim ciepłem.
- Nie wiem jak ty, ale ja z tego filmu nic nie pamiętam - zaśmiał się Piotr. - Cały czas patrzyłem na ciebie. Czuję się jak w czasach, kiedy się poznaliśmy. Nie mogę oderwać od ciebie wzroku. Szkoda, że już nigdy nie chcesz być w ciąży. Promieniejesz optymizmem, moja pani.
- To moja osoba w takim razie była tematem przewodnim, bo ja starałam się z całej siły nie zamknąć oczu, a jak już oparłam głowę na twoim ramieniu, to nie zasnęłam chyba tylko siłą woli. Nie nadaję się już na takie eskapady, strasznie cię przepraszam. Obawiam się, że zepsułam nam randkę.
- To co, kolacyjka jakaś? Ja będę cię podziwiał, a ty w oczekiwaniu na jedzenie na przykład będziesz drzemać. Czy umiesz sobie wyobrazić coś bardziej romantycznego, madame? - Piotr mrugnął do żony.
- Kusząca propozycja - Hana pogładziła policzek męża. - Ale gdyby tak gorąca czekolada? Mam straszną ochotę, w nagrodę jak już wrócimy do domu, zrobię ci coś pysznego do jedzenia. Masz moje słowo.
- Według życzeń, pytanie, gdzie ja ci o tej porze znajdę czynną kawiarnię?
- A może po prostu chodźmy do domu, ja zrobię kolację, i będzie tak fajnie, i wypijemy kakao? Z naciskiem na kakao.
- No i randkę diabli wzięli - mężczyzna pocałował żonę w usta. - Ale cóż, przyzwyczajajmy się, niedługo już tak łatwo razem nie wyjdziemy. I szczerze mówiąc, ja też najchętniej wróciłbym do domu - Piotr otworzył Hanie drzwiczki samochodu.
- Tak źle nie będzie. Postaram się, żeby nasz związek nie ucierpiał z powodu małej - lekarka wgramoliła się z trudem na siedzenie pasażera. Mimo ciążowego brzucha zapięła pas bezpieczeństwa, starając się usytuować go jak najniżej, na kościach biodrowych. Ruszyli.
- Teoria teorią, praktyka pewnie nieraz nas przerośnie. A ty jesteś jakaś smutna albo zmęczona. Może to nie był dobry pomysł? Dobrze się czujesz?
- Pewnie to nic takiego. Nie chcę cię denerwować. Prowadź spokojnie.
- Już mnie zdenerwowałaś, co jest grane?
- Od samego rana sprzątałam, prasowałam, układałam ubranka, odkurzałam, byłam w ciągłym ruchu, więc kołysałam Sarę, to pewnie dlatego.
- Ale co dlatego?
- Kiepsko czuję ruchy, właściwie w ogóle. Nie mogę zarejestrować z dzisiejszego dnia w pamięci nawet kilku. Ale nie zwracałam na to uwagi. Trochę się martwię.
- W ostatnich tygodniach to normalne, sama tak mówiłaś.
- Normalne jest słabe odczuwanie, a ja nie mogę sobie przypomnieć, czy od rana do teraz czułam ją choćby kilka razy. Raz, może dwa, to za mało. Nie umiem naliczyć obowiązkowych dziesięciu, to jest już pewien problem.
- Jedziemy na izbę? Sprawdzimy i tyle. Po co masz panikować.
- Jedźmy do domu, spróbuję się położyć, wypiję zimne mleko albo słodkie kakao, żeby ją zmusić do odzewu, jeśli nic to nie da, pojedziemy... Ale na pewno robi nam na złość tylko.
Kobieta westchnęła ciężko, resztę drogi przebyli w milczeniu, pogrążeni w myślach, zaniepokojeni.

*

W domu Hana wypiła duszkiem szklankę mleka, zjadła kawałek czekolady i wykonała kilka tak zwanych "kocich grzbietów", żeby pobudzić dziecko do aktywności.
Potem położyła się na lewym boku i czekała, od czasu do czasu potrząsając brzuchem, usiłując zmusić dziecko do zmiany pozycji. Ze wszystkich sił starała się nie wpadać w panikę. było to jednak coraz trudniejsze do wykonania.
- A stetoskopem nie chcesz spróbować? Jesteś bardzo blada, nie denerwuj się, pojedziemy, sprawdzą, to na pewno nic takiego. Sama wiesz, każda ciąża jest inna. Nasza przebiega jak dotąd prawidłowo. Widzisz, jak trzęsą ci się ręce? Postaraj się nad sobą zapanować, tym stresem bardziej jej szkodzisz.
- To nie takie proste. Już wolę jechać na KTG, jak nie będę mogła choćby przez chwilę namierzyć jej serca stetoskopem, dopiero wpadnę w paranoję. Jedźmy. Niech to już będzie za nami.
- W takim razie nie ma na co czekać, gotowa?

*

Na izbie powitała ich zdziwiona Wiktoria.
- Ojej, hej, co wy tu robicie, czyżby to już? Macie jeszcze przecież trochę czasu!
- Chcemy zrobić KTG, możliwie szybko - Piotr odpowiedział za żonę, Hana nie mogła ze zdenerwowania wykrztusić słowa.
- A co się dzieje?
- Wiki, zawołaj nam położną, potem pogadamy. Słowo harcerza.
- Jasne. Nie ma sprawy.
Wiki szybko wyszła, żeby poinformować ginekologię i zorganizować sprzęt do badania.
- Dlaczego od razu nie idziemy do ciebie na oddział? - spytał Piotr. - Usiądź, zaraz będzie po wszystkim. Spróbuj się rozluźnić.
- Nie róbmy paniki - powiedziała Hana cicho, niepewnie.
- Spokojnie, nakręcamy się niepotrzebnie już oboje, zaraz wszystko się wyjaśni i będziemy się z tego śmiać... Tacy jesteśmy nadopiekuńczy teraz, co będzie później - Piotr nadrabiał miną, próbując przejąć kontrolę nad sytuacją.
Kiedy na izbę dotarła położna, szybko, bez zbędnych słów i ceregieli, Hana została podłączona Pod KTG. Kobieta zamontowała na jej brzuchu pasy z czujnikami i włączyła urządzenie. Wszyscy z niecierpliwością oczekiwali uczucia ulgi, które wywoła rytmiczny stukot - bicie serca małej Sary.
Żaden dźwięk nie wypełnił jednak ciszy. Powietrze aż wibrowało od emocji.
Hana nie mogła złapać tchu, trzęsła się na całym ciele.
- Hej, no dajcie spokój, na pewno pani to źle podłączyła, proszę spróbować jeszcze raz! - w głosie Hany narastała histeria. - Można zwariować! Podłączyć nawet nie umie jak należy! Profesjonalizm! I to na moim oddziale!
- Doktor, spoko, spoko, wezwałam ginekologa - Wiki stanęła u wezgłowia kozetki, położyła rękę na ramieniu koleżanki. - Tylko dokładnie teraz podłączcie - zerknęła stanowczo na położną ponad ramieniem ciężarnej w taki sposób, żeby Hana nie zauważyła jej spojrzenia. - Co zawsze powtarzasz pacjentkom, jak dziecko się nie znajduje od razu? Takie rzeczy się zdarzają, Hana, luz, luzik!
Piotr wziął w swoje ręce zimną dłoń żony.
Położna jeszcze raz, z pozoru spokojnie, choć lekko drżącymi rękami, przepięła urządzenie. Potrząsnęła brzuchem pacjentki i ponownie je włączyła. Czas mijał.
Jednak zamiast bicia serca powietrze wypełnił krzyk. Rozpaczliwy, przeraźliwy, świdrujący wrzask nieprzytomnej ze strachu matki.

2 komentarze:

  1. O takie proszę zawsze, taaakie długie :)
    Tak, Marek to cudowny facet, normalnie jest wielki i agata, że się przy nim otworzyła, on na pewno nie skrzywdzi pani doktor i zaczeka.
    Wiadomo, że dla niej teraz nie będą proste zwyczajne gesty, a co dopiero seks...
    Kino sama przyjemność, ale cholera! Co z Sarą? Jak możesz zostawiać mnie w takiej niepewności, na dodatek z ponowną ochotą na kakao, którego mi nie wolno!!!!
    Teraz to dopiero będę czekała, jak zwariowana... - ela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli tylko wena pozwoli - nie ma sprawy. :D
      Tydzień to nie tak znowu długo, a i twoje niepewności lepsze nie są. :D

      Usuń