poniedziałek, 19 stycznia 2015

19.


"Dzień- nagle wytrącony ze zwykłej kolei, chociaż dla innych ludzi powszedni i zwykły. - ze wszystkich stopionych razem ostrych lśnień i błysków
rodzi się nowy słoneczny system:
dziecko i matka". 

*****

Hana prasowała ostatnią partię ubranek. Była szczęśliwa i podekscytowana, nie tylko dlatego, że to już koniec prasowania.
Lekarka już wiedziała. Czuła. Instynkt jej nie zawiódł. A kiedy wiedziała, była też zupełnie spokojna i gotowa do działania. Dlatego, gdy nagle odeszły jej wody, pomyślała o dywanie i tym, że koniecznie, kiedy już będzie po wszystkim, trzeba oddać go do czyszczenia, bo przecież lubią ten dywan. A potem się roześmiała.
Ścierając z grubsza kałużę, wyobrażała sobie minę Piotra, kiedy mu opowie o swojej pierwszej myśli.
- Tatuś na pewno mi nie uwierzy, córeczko. Ale to może i lepiej - podniosła się z trudem. - Trzeba by do niego zadzwonić, ale że twoja mama jeszcze nie wie, jak mu to powiedzieć, żeby z pośpiechu nie zostawił komuś przykrego prezentu w brzuszku, to może najpierw prysznic. Co ty na to?
Stojąc pod letnim strumieniem, teraz już z przewagą ciepłej wody, za którą tak bardzo tęskniła, próbowała sobie wyobrazić jutrzejszy dzień. Nie była w stanie, mimo najszczerszych chęci. Nie wiedziała, co ją czeka, nie wiedziała, jaka będzie Sara. Wiedziała tylko jedno - zrobi wszystko, co w jej mocy, od dzisiaj poczynając, żeby wychować mądrą, dobrą, świadomą swojej wartości, ale empatyczną kobietę. A przy okazji nie paść ze zmęczenia. Była niezwykle wdzięczna losowi za Piotra, jednocześnie ogromnie współczując samotnym matkom. Wychowanie dziecka to nieprosta sprawa. Urodzenie dziecka - też niełatwa, a przynajmniej na to się zapowiadało.
Obmyśliwszy plan działania ubrała się w wygodne ciuchy, dopakowała torbę i zadzwoniła do męża.
- Hej, przyjedź. Nie spiesz się.
- Źle się czujesz?
- Nie, czas kończyć tę ciążę, zaczynamy rodzić. Skurcze co 15 minut, wody odeszły, jadąc, daj znać Wójcikowi, ale przekaż, że przyjedziemy na skurczach powiedzmy co cztery minuty. Za kilka godzin.
- Boże drogi. To naprawdę już? Jak się czujesz? Połóż się. I pamiętaj o oddychaniu.
- Nie panikuj, wszystko pod kontrolą. Oddychać nie da się zapomnieć, chcesz - spróbuj - nie zdołała powstrzymać uśmiechu.
- Nie kpij. Rodzisz moją córkę. Może wezwiemy karetkę? Może cię tu przywiozą?
- Piotr, ty chyba zwariowałeś, to może i sześć godzin trwać bez większego postępu. Przyjedź po prostu. Zjesz obiad...
- Jaki obiad?
- Ten, który właśnie gotuję.
- Co robisz? Masz skurcze, leż!
- Owszem, mam, ale tylko przez pół minuty, a potem jakieś 15 minut spokoju. Może mam w tym czasie medytować? Przyjedź, dzięki tobie nie umrę z nudów. Jak się pospieszysz, zdążysz jeszcze na nasz ulubiony serial.
- Jadę, natychmiast, ty jesteś szalona.
- Też cię kocham - przy ostatnim słowie kobieta ze świstem wypuściła powietrze z płuc.
- Hana?
- No i po skurczu.
- Kocham cię, moja wariatko. Wytrzymaj.
*
- Co to jest? - spytał Piotr, wskazując pakunek leżący na stole.
- Kanapki.
- Co?
- Kromki chleba z zawartością, dla ciebie, do szpitala. Sara nie jest warta twojej głodowej śmierci. To będzie trwać dość długo.
Nagle Hana z całej siły wbiła paznokcie w kuchenny stół, oddychała powoli i głęboko, mimo to na jej czole pojawiły się kropelki potu.
- Jesteś niezwykła. Niesamowita.
- Wiem - odpowiedziała z trudem. - Jak miliony matek.
Piotr zerknął na zegarek.
- Skurcze co siedem minut, co powiesz na masaż plecków?
- Może to i dobry pomysł. To jednak nieźle boli. A co gorzej - nie zamierza przestać. Ale usiądę na piłeczce.
Usiadła i postarała się rozluźnić. Piotr delikatnie i powoli zaczął masować jej plecy, zwłaszcza odcinek lędźwiowy.
- Mmmm, i kto tu jest niezwykły? Od razu mi lepiej. Córuniu, pięknie dzięki tatusiowi wstawi ci się główka w kanał rodny mamusi.
-Tylko ja nic nie mogę zrobić. Tak mało. A wy tak sprawnie działacie.
- Robisz bardzo wiele. Jesteś. Ja... - w pół słowa przerwał jej kolejny, wyjątkowo silny skurcz. Skrzywiła usta w podkówkę.
- Jak ja mam patrzeć, kiedy ciebie tak boli?
- Nie patrz, przynieś wody kobiecie. A ja sobie pobujam na piłce. Może trochę to panienkę obniży. Przyspieszamy, córcia. To nie może przecież trwać wiecznie, prawda?
Wypiła pół szklanki wody jednym haustem.
- Coś jeszcze mogę zrobić, coś mi chcesz powiedzieć?
- Kilka rzeczy. Boli jak cholera, diabelna cholera! Jedziemy do szpitala. Kolejne dziecko będziemy adoptować. Drugi raz się na to nie piszę. 

*
- No, nareszcie jesteście - Małgosia, położna, powitała ich z uśmiechem. - Darek kończy ciąć i do nas idzie. Mama na piłeczkę i oddychaj, niech nam się główka dobrze wstawi, tata relacjonuj, co tam na polu walki.
- Skurcze co 3-4 minuty. Strasznie ją to boli.
- Ano boli, prawo naturalne, Hana, ręka na brzuch i piękny, przeponowy oddech, pełna kontrola, mamuniu, między skurczami odpoczynek i płytki oddech. Spokój. Nie panikuj, widzę to w twoich oczach. Świetnie sobie radzisz, to naprawdę minie, jest 7 centymetrów rozwarcia, już naprawdę bliżej niż dalej. Spaceruj lub zmieniaj pozycje. Tatuś niech ci mówi, kiedy skurcz się zaczyna i kończy. Będziesz lepiej nad tym panowała. Łatwo nie będzie, ale już niedługo przytulasy. Obiecuję ci, Haneczka.
- Jestem, kochanie, poradzimy sobie - Piotr przetarł żonie spoconą twarz, zwilżył usta.
Hanę wypełniał wyłącznie ból. I powietrze. Przestała myśleć, stała się czuciem i wysiłkiem. Nagroda już blisko. Warto wytrzymać, należy się uspokoić. Trzeba się skupić. Koniecznie. Ale, do wszystkich diabłów, jak to zrobić, kiedy jest się bólem?
- Tatuś masuje plecy i podtrzymuje mamusię - komenderowała położna z werwą, pomagając tym obojgu. - Wspaniale sobie radzicie, oddychajcie spokojnie, jesteście na najlepszej drodze do początku nowego początku.
- Małgosia, ja już naprawdę...
- Masz jeszcze mnóstwo siły, więcej niż potrzebujesz, jesteś wspaniała. A Sara jest tak cudowna, że warto ją cierpliwie i powoli stamtąd wreszcie wydostać. Masz na to moją gwarancję.
- Boże drogi, a zwrotów jak rozumiem nie przyjmujesz? Dziecko, kosmito, wyłaź! Kruszynko moja, streszczaj się!
- Serduszko dzidziuta powyżej sto, piękna robota, Hana, głęboko oddychaj, bo blada jesteś, ja wiem, że boli, ale trzeba wytrzymać, dotleniaj ją mama, dotleniaj. Fantastycznie współpracujesz.
- O, widzę, że my tu się zbliżamy już powoli do wielkiego finału. Hana, wspaniale ci idzie - Wójcik z sympatią pogłaskał kobietę po wilgotnych włosach. - Proszę, piękne, stabilne serduszko, mocne skurcze, już niedługo.
- Robisz coś wspaniałego, kocham cię - Piotr wspierał żonę nadal, z ogromnym przejęciem.
- Jeśli to się skończy, wszystko wytrzymam.
- Ciasto już czeka w lodówce - Darek mocno ścisnął dłoń koleżanki po fachu. - Własnoręcznie przeze mnie upieczone. Pyszne.
- Nie będzie miała trzech i pół kilo - powiedziała Hana między oddechami, z niemałym trudem.
- Ale tobie zdecydowanie należy się nagroda. Zasługujesz na nią właśnie.
- Może być nią znieczulenie?
- Już niepotrzebnie. Dziesięć skurczów, wytrzymasz?
- Wytrzymam.
- Małgosiu, wesprzyj nas. Teraz, pani doktor, robota wysiłkowa. Na tych skurczach przesz. Nabierasz powietrza i przesz. Pięknie. Wymieniaj oddech i przyj, byle z wyczuciem, powoli, moja pani, kilka skurczów i masz córkę. Opłacało się, prawda?
Darek wytarł spocone czoło. Przejmował się mimowolnie jak własnym dzieckiem, tak samo, jak wcześniej dbał o koleżankę i jej wyczekane maleństwo.
- Mamunia, prawie jest główka. Odpoczywasz. I przy następnym znowu przesz kilka razy.
- Dawaj, mamusiu, dawaj - Małgosia była równie przejęta jak młodzi rodzice.
Piotrowi trzęsły się ręce przy każdym spojrzeniu na skrzywioną bólem twarz żony.
- Trzymaj się Piotr, jeszcze trochę. Pomagaj jej.
- Ja już nie mam siły.
- Dlatego nie ma skurczu, odpoczynek. Główka jest, moi państwo. Z całej siły, jeszcze trochę, ostatni raz... Ostatni raz i tulisz Sarę... JEST!! Urodzona dziewczynka, moja dzielna pacjentko, nie płacz.
Piotr trzymał Hanę w ramionach.
- Dokonałaś cudu, zrobiłaś to, urodziłaś ją. Dokonałaś czegoś wielkiego, nigdy ci tego nie zapomnę. Dziękuję ci Hana - głaskał i tulił czerwoną z wysiłku i ekscytacji twarz żony.
- Na brzuszek do mamy, wytulić, tatuś tnie pępowinę. A potem ważymy i mierzymy wasze szczęście.
- Piotr, liczymy paluszki na obślizgłych łapkach, ale jest cudowna, cześć, kruszynko, mój wspaniały, mokry potworku!
- Co ta mama do ciebie mówi? Pięknotko tatusiowa.
Pępowina została przecięta, łożysko urodzone, a mała Sara upodobniona do człowieka, zmęczonego wielkim pierwszym życiowym trudem.
- 3100 g, 52 cm, 10 punktów, nie mogłaś zrobić tego lepiej.
- Boli? - zaniepokoił się Piotr. Po policzkach ginekolog płynęły strumieniem łzy.
- Co? Nie, już absolutnie nic nie pamiętam

6 komentarzy:

  1. No i co ja mogę napisać. Ty mnie nieustannie wzruszasz...
    Cociaż pierwsze scenki mnie rozbawiły (ta szalona hana i piotr taki spanikowany)...
    I jest! Ich największe Szczęście!!!!
    Opisane cudownie, no i to wsparcie wszystkich! Rozdział wspaniały :)
    Obiecuję, że kolejny rozdział u mnie dłuższy będzie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, wszak fanfiki są od wzruszania. :D
    A jeszcze bardziej dziękuję za komplementy.

    Przejęta byłam niemal tak, jakby to było moje dziecko. :D Tym bardziej miło, że efekt zadowolił najwierniejszą czytelniczkę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pierwszy rozdział, który skłonił mnie do skomentowania. :) Tym porodem mnie kusiłaś, miałem czytać już rano, a skończyło się to czytaniem po całym dniu. Genialna lektura, początkowe fragmenty zabawne a później świetny opis. Dumna powinnaś być ze swojego dzieła i oby tak dalej. Co będzie teraz? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz będzie proza życia, miło, że jesteś i ty. Bardzo miło. :)

      Usuń
  4. A więc co na początku rzuciło mi się w oczy, to przepiękny cytat o rodzeniu się nowego świata. Dla reszty niepostrzeżenie, niezauważalnie, zupełnie jak upadek Ikara - choć nacechowanie emocjonalne skrajnie różne, to reakcja otoczenia jednakowa.

    Każdy życzyłby sobie równie spokojnego początku porodu - bez paniki, strachu, a jedynie spokojną radością, że to już. I absurdalna myśl w takiej chwili - o dywanie, jakież to typowe! Nieraz jest tak, że w najbardziej kluczowych momentach naszego życia zwracamy uwagę na pozbawione znaczenia drobiazgi. Oczywiście tatuś, jak przystało na mężczyznę, okazał się mniej opanowany :)

    Przepiękny, wzruszający odcinek, jak zresztą wszystkie u Ciebie :) Pozdrawiam i z niecierpliwością oczekuję pierwszych nieprzespanych nocy młodych rodziców :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usatysfakcjonowany czytelnik to niewyczerpane źródło weny. :) Dzięki.

      Usuń