"...są dary, których nie wolno przyjąć, jeśli nie jest się w stanie odwzajemnić ich... czymś równie cennym. W przeciwnym razie taki dar przecieknie przez palce, stopi się niby okruch lodu, zaciśnięty w dłoni. Zostanie tylko żal, poczucie straty i krzywdy..."
*****
Hana, zrozpaczona, gwałtownie płakała. Sukcesywnie zalewała łzami i tak już mokrą koszulę Piotra. Mężczyzna trzymał żonę w ramionach, ale i jego usta trzęsły się niebezpiecznie. Wiktoria podała obojgu szklanki z wodą, a Hanie również chusteczki. Kobieta z rozmachem wysiąkała nos, a potem oboje wypili wodę niemal na wyścigi, Hana część rozlewając przez nieskoordynowane ruchy drżących dłoni.
- Już, spokojnie, moi kochani - łagodnie uspokajał ich Wójcik. - Wadliwe urządzenie, to wszystko. Błąd pielęgniarki. Prosiłem, żeby odesłała ten aparat do naprawy. Nie wiem jeszcze, czy nie zdążyła, czy zapomniała.
- Osobiście dopilnuję, żeby poniosła tego konsekwencje - warknął Piotr, już prawie uspokojony, z powrotem opanowany, logiczny.
- Przepraszam cię - Hana zwróciła się do stojącej z boku położnej. - Moje zachowanie nie należało do profesjonalnych. Nie powinnam na ciebie wrzeszczeć. Na co dzień nie jestem taka straszna.
- Nie jesteś w pracy, nie musisz reagować profesjonalnie - Piotr zaciekle bronił swojego stanowiska. A przy okazji żony.
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie, machając ręką na znak, że nie ma sprawy, po czym szybko wyszła.
Hana wstała z krzesła.
- Po wszystkim. Nie odstraszaj personelu - przesunęła dłonią delikatnie po policzku męża, czułym, łagodnym gestem, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Niech tylko jeszcze raz coś wam tu zagrozi, a ten szpital nie wyrobi na odszkodowanie - powiedział Piotr sztywno, ale pod dotknięciem żony nieco złagodniał.
- Moi państwo, dość gadania. Hana, poleżysz mi pod KTG przez godzinę, tak wyłącznie dla pewności. A potem zbadam cię i zrobię USG.
- Tak jest, generale - powiedziała ze śmiechem kobieta, dla pewności układając się tym razem wyłącznie na lewym boku.
Wspaniały stukot serca usłyszeli natychmiast po włączeniu urządzenia.
- Już, spokojnie, moi kochani - łagodnie uspokajał ich Wójcik. - Wadliwe urządzenie, to wszystko. Błąd pielęgniarki. Prosiłem, żeby odesłała ten aparat do naprawy. Nie wiem jeszcze, czy nie zdążyła, czy zapomniała.
- Osobiście dopilnuję, żeby poniosła tego konsekwencje - warknął Piotr, już prawie uspokojony, z powrotem opanowany, logiczny.
- Przepraszam cię - Hana zwróciła się do stojącej z boku położnej. - Moje zachowanie nie należało do profesjonalnych. Nie powinnam na ciebie wrzeszczeć. Na co dzień nie jestem taka straszna.
- Nie jesteś w pracy, nie musisz reagować profesjonalnie - Piotr zaciekle bronił swojego stanowiska. A przy okazji żony.
Kobieta uśmiechnęła się łagodnie, machając ręką na znak, że nie ma sprawy, po czym szybko wyszła.
Hana wstała z krzesła.
- Po wszystkim. Nie odstraszaj personelu - przesunęła dłonią delikatnie po policzku męża, czułym, łagodnym gestem, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Niech tylko jeszcze raz coś wam tu zagrozi, a ten szpital nie wyrobi na odszkodowanie - powiedział Piotr sztywno, ale pod dotknięciem żony nieco złagodniał.
- Moi państwo, dość gadania. Hana, poleżysz mi pod KTG przez godzinę, tak wyłącznie dla pewności. A potem zbadam cię i zrobię USG.
- Tak jest, generale - powiedziała ze śmiechem kobieta, dla pewności układając się tym razem wyłącznie na lewym boku.
Wspaniały stukot serca usłyszeli natychmiast po włączeniu urządzenia.
*
- Jak zapowiadałem panienka jest drobna, na teraz jakieś 2800 gram. No i już jest bardzo nisko, KTG zapisuje słabe skurcze, ale dość często. Co ty na to, mamusiu? - Wójcik uśmiechnął się do Hany promiennie.- Czuję, a jakże, brzuch mi twardnieje aż... niemiło.
Roześmiali się.
- Szyjka się powoli rozwiera. W zasadzie już zaniknęła. Słowem - równie dobrze może to być jutro jak za dwa tygodnie. Sama wiesz, jak bywa. Natury nie przeskoczymy, droga pani doktor.
- Darek?
- Aha?
- Boje się, jak cholera. Że nie dam rady wytrzymać bólu.
- To zupełnie normalne. Nie ma nic niezwykłego w fakcie, że boimy się nieznanego. A ty, moja droga, do tej pory poród znasz tylko w teorii. Nie zgrywaj twardzielki, stosuj się do rad, nie udawaj, że cię nie boli, próbuj wytrzymać, ale jeśli już nie będziesz mogła, bez oporu poproś o znieczulenie.
- Będziesz z nami?
- Jeśli tego chcesz...
- Bardzo.
- No to nie ma tematu. Często zmieniaj pozycję, korzystaj z pomocy Piotra, proś go o co zechcesz, o wszystko, o masaż pleców na złagodzenie bólu, o otarcie czoła, wodę do picia. I nie wstydź się swoich reakcji, również przed nami.
- Daruj sobie skarbie z łaski swojej wino i ostrygi - Piotr czułym gestem pogłaskał żonę po włosach.
Znów się uśmiechnęli.
- Będę przy tobie, razem damy radę. To w końcu nasza wspólna sprawa.
- O, no proszę, właśnie o to chodzi, to jak najbardziej prawidłowa postawa. I na Boga, słuchaj rad położnej, nie sprzeciwiaj im się i nie mędrkuj. Teraz wyda ci się to niemożliwe, ale w tym ogromnym bólu będziesz ty nam strasznie "doktorować". Więc uprzedzam, tam jesteś rodzącą pacjentką, nie ginekologiem, a my wiemy, co robić. Nawet, jeśli tobie wydaje się inaczej.
- Postaram się.
- A nade wszystko nie wpadaj w panikę i oddychaj, oddychaj i jeszcze raz oddychaj, dotlenisz siebie i malucha, z resztą damy sobie radę wspólnie.
- Dzięki, Darek, za wszystko - w oczach Hany, standardowo już w ciąży, zalśniły łzy.
- No, no, przecież wiesz, że to dla mnie przyjemność, mała. A teraz uciekać mi stąd, oboje, w podskokach. No, ty możesz mieć z tym pewien problem, piłeczko. Wyspać się porządnie i nie zadręczać, niedługo czeka was wielkie wyzwanie. Zapewniam was, takiego dnia jak ten jeszcze nigdy nie przeżyliście.
*
Agata była radosna. Jak skowronek. Złościła się za to na siebie, mitygowała, ale nijak nic nie mogła poradzić na tę wszechogarniającą ją radość. Wyskoczyła z łóżka z uśmiechem (pustego i przykro własnego łóżka), otrzymany sms o treści: "Kocham cię tak bardzo, że aż tęsknię i całuję" poszerzył jej uśmiech aż do bólu żuchwy. Pod prysznic weszła ze śpiewem na ustach. Fakt ten wywołał wściekle złośliwy chichot siedzącej w kuchni Wiki, a bujającego na kolanach marudzącą Franciszkę Przemka przyprawił o niemałe zdziwienie.Agata była dziś dobra dla wszystkich, bo dobry i piękny był świat. Cóż można poradzić na miłość.
Więc bez pytania, prośby czy oporu zrobiła Przemkowi kawę i śniadanie, patrząc ze współczuciem na podkrążone z niewyspania oczy przyjaciela.
- Ojojoj, kolejna zębata noc - uśmiechnęła się do dziewczynki, próbującej z uporem godnym lepszej sprawy, choćby zębatej, dosięgnąć kubka z kawą, stojącego jej zdaniem zdecydowanie zbyt daleko. - Efekty jakieś macie?
- Lewa dolna jedynka, tylko i wyłącznie. Zanim to się skończy, ja się pożegnam z życiem. Będziesz miała efekt.
- Bez przesady - wtrąciła się Wiki. - twardy jesteś zawodnik. A jeśli masz dość, niech młodą przejmie mama. Gdzie jest Ola?
- Ma dzisiaj dyżur.
- No właśnie, dzisiaj. więc mała z tobą powinna spędzić dzisiejszy dzień, a nie wczorajszy i noc.
- Tak, a potem Ola zrobi komuś krzywdę na izbie, kiepski pomysł, Wiki - skonstatowała Agata.
- Kiepskim pomysłem jest zwalać wszystko na Przemka, źle robisz stary, że jej na tyle pozwalasz.
- Ona ma pracę, ja nie - mężczyzna spojrzał na chirurg znacząco. - Więc chyba normalne, że to ja nie przesypiam nocy, czuwając przy małej. A nie Ola, skoro idzie leczyć ludzi, nieprawdaż? Poza tym o ile dobrze pamiętam, niewolnictwo to nie w tych czasach.
- Tylko mi się tu nie kłóćcie, szkoda energii - powiedziała Agata, stawiając na stole przed nimi talerz z kanapkami. Z górą kanapek.
- Też mogę? Kochana jesteś - uśmiechnęła się Wiktoria.
- Jasne, a ty choć do mnie, królewno, tatuś przygotował ci mleczko i chyba o nim zapomniał, bo butelka stoi i stoi. I to nie ten kubek z kawą tak cię interesuje jak mniemam. Na szczęście masz ciocię Agatkę, jedyną rozsądną osobę w tym gronie.
Wzięła małą na ręce i ostrożnie, bo bez wprawy, podała jej butelkę do otwartej w oczekiwaniu buzi.
- Ale tematu nie skończyliśmy, Przemo - Wiki popatrzyła na niego poważnie, smutno.
- Podnieś jej wyżej główkę - młody tato natychmiast zatroszczył się o pociechę.
- Da sobie radę, a ty nie zmieniaj tematu.
- O co ci chodzi, Wiktoria? - Przemek westchnął znacząco.
- Popełniacie błąd, cholerny, być może nie do naprawienia. To nie chodzi o to, że ja was oceniam, okej, że ja ją oceniam. Tutaj chodzi o więź.
- Nie rozumiem.
- Tak się składa, że też mam córkę. I tak się składa, że też nie zajmowałam się nią, kiedy była maleńka. Nie wytworzyłam z nią więzi. Mniejsza o powody.
Wiktoria się zamyśliła, posmutniała.
- Nie będę ci prawić kazań. Płaciłam za to wiele lat, cholernie drogo za to płaciłam. Bo moja córka na mój widok reagowała krótkim "cześć mamo", nawet nie odrywając się od wykonywanej czynności. To na widok mojej matki leciała do przedpokoju, piszcząc z radości, to do niej się tuliła i jej bajek chciała słuchać przed zaśnięciem. Przemek, ja nie jestem ślepa, widzę, do kogo Frania lgnie, że to do ciebie wyciąga rączki, przy tobie się uspokaja. Nie pojmuję, jak Ola przez drobne sprzeczki między wami mogła się wyprowadzić i tworzyć małej dwa domy - ten prawdziwy, z tobą, i ten chwilowy - z nią, taki, w którym tylko bywa. Ja byłam młoda i głupia, ona się tym Frani nie wytłumaczy. I wiem, naprawdę wiem, że to nie moja sprawa. Długo nad tym myślałam.
Niespodziewanie po policzku Wiktorii spłynęła niechciana łza. Starła ją wierzchem dłoni, szybko, gwałtownie, ze złością. Bo Wiktoria nigdy, przenigdy nie płacze.
- Ja o zaufanie i miłość Blanki walczyłam 10 lat, a mimo to czasem wydaje mi się, że moja matka nadal jest jej bliższa, bo ona była tą pierwszą. Zajęła w jej sercu moje miejsce. Nie chodzi o to, że tam nie ma być ciebie. Serce dziecka ma wiele miejsca na miłość. Ale nie może w nim zabraknąć matki. Bo to do matki dziewczynka powinna przychodzić ze swoimi problemami, o których nie opowiada się facetom. Tak jest naturalnie, prawidłowo, tak jest dobrze.
- Już rozumiem, Wiki, i dziękuję - Przemek niezdarnie objął przyjaciółkę.
- Pogadaj z nią, stary, na spokojnie, powiedz jej, że będzie tego kiedyś cholernie żałować. A twojego miejsca w sercu i życiu małej ona i tak nie zajmie, o to możesz być spokojny. Jesteś dla niej najwspanialszym na świecie tatą.
- Nie żeby coś - Agata znacząco pociągnęła nosem. - Ale chyba pieluszka wymaga interwencji.
- No, no, to droga wolna, pani doktor, czyżbyś tego już nie umiała się podjąć w swym rozsądku? - Wiki roześmiała się przesadnie, a głos dziwnie jej drgnął, czyżby wzruszeniem? - Szykować potrzebny asortyment i dawaj!
- Ha, ha, ciekawe, czy ty jeszcze coś pamiętasz.
- Ja, moja droga, pamiętam więcej niż myślisz, zaraz się przekonasz.
- Dobra, dobra, udowadniać będziesz kiedy indziej, dzisiaj ja to zrobię, więź ma i ten mniej przyjemny wymiar, prawda, córeczko? Wymiar iście pieluchowy.
Tym razem to Przemek ze śpiewem na ustach oddalił się, żeby spełnić dziejową powinność opiekuna wobec najmłodszych członków stada.
Po kanapkach na stole zostały zaledwie okruszki. Bardzo niewiele okruszków.
- Nie żeby coś - Agata wyjątkowo lubiła dzisiaj powtarzać tę frazę. - Ale strasznie mądra z ciebie mama, pani doktor. Nawet, jeśli niedoskonała. Bo tylko głupiec jest pewien, że nigdy nie popełnia błędów.
Widzę, że jednak zdecydowałaś się ostatecznie na inny cytat, niż ten rozważany wcześniej. Czyżby nowy również pochodził z tego samego źródła, co poprzedni? :)
OdpowiedzUsuńCo za ulga, że dziecku Hany jednak nic złego się nie stało! Nie podejrzewałam Cię o uśmiercenie go, jednak zakończenie poprzedniej części trzymało w napięciu. Nic dziwnego, że młoda matka straciła panowanie nad sobą, w takiej sytuacji trudno byłoby wymagać od kogokolwiek profesjonalizmu i racjonalnych reakcji. Najważniejsze jednak, że skończyło się na strachu.
Widzę, że i dla Agaty los wreszcie okazał się łaskawy. Szybka ta jej odmiana, w rzeczywistym życiu chyba jednak nawet miłość nie zdziałałaby cudów w takim tempie. Podoba mi się rozsądek Wiktorii, zobaczymy czy młody tata dostosuje się do rad bardziej doświadczonej koleżanki.
Ostatnie zdanie mistrzowskie.
K.
Cytat jest ten sam, rozważany i wiedźmiński, pierwszy i pewnie nie ostatni. :D
UsuńW takim razie dobrze mnie nie podejrzewałaś, a trochę napięcia się wam przyda. :>
A kto tu mówi o jakimś tempie, zakochanie może działa cuda, ale na razie do takowych to nam daleko. :D A wszechogarniające szczęście początków zna każdy, kto chociaż raz się zakochał.
Dzięki za komplement. :)
I fajnie, że znowu przybyłaś. :D I to o takiej wczesnej porze. ;)
O jak dobrze, że małej Sarze nic się nie stało!
OdpowiedzUsuńTo tylko (albo aż) popsuty aparat, a bałam się, że coś się stanie poważnego... Już niedługo się urodzi i nareszcie będą mogli ją przytulić :)
A Agata taka radosna bardzo mi się podoba :) Dobrze, że jest szczęsliwa, nie muszą się do niczego z Markiem spieszyć, ważne, że oboje wiedzą, że się kochają!
A porady Wiki i jej wzruszenie - wspaniałe i mnie też podoba się ostatnie zdanie :)
Buziaki!
ps: dzisiaj u mnie pojawi się nowa część, tak wyjątkowo. :)
Sara przybywa, strzeżcie się. :)
UsuńAch, coś tu jest na rzeczy w tym ostatnim zdaniu chyba, czyżby wena jednak istniała? :)
Buziaki!