poniedziałek, 27 czerwca 2016

95.



"Kiedy trzymamy się drugiego człowieka, jesteśmy silni. Kiedy Jesteśmy z ludźmi, nie można nas złamać".

*****

- A mówiłem, panie, mówiłem, że tak to się skończy, tylko kto by starych słuchał! - grzmiał zaczerwieniony z wściekłości emeryt, który podobnie jak Piotr stał się świadkiem koszmarnego w skutkach wypadku. - Pisałem do tych urzędasów pisma, że trzeba tu koniecznie sygnalizację zrobić i co? - teatralnie zawiesił głos, szczerze przejęty i oburzony zajściem.
Piotr nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ zobaczył biegnącą w ich stronę, zdenerwowaną Hanę.
- Najgorsze to, że dzieciątko nie przeżyło - kontynuował staruszek niezrażony, na co wzdrygnęli się rodzice Sary. - Ale jak niby miałoby coś takiego przeżyć. To się w głowie nie mieści, tak wypaść!
Hana nieco za długo i za mocno trzymała przy sobie córkę, drugim ramieniem obejmując męża.
- Tak dobrze, że nic wam nie jest - wyszeptała Gawryle do ucha, czując ogromną ulgę.
- Jak oni, panie, będą z tym teraz żyć! - mężczyzna nie dawał za wygraną.
Piotr odsunął się od żony, czując, że dłużej tej sytuacji nie jest w stanie znieść.
- Najlepiej zrobimy, jak wszyscy pójdziemy teraz do domów. A co do skrzyżowania i sygnalizacji - niedbale machnął ręką w stronę fotografujących miejsce zdarzenia dziennikarzy. - Ich urzędnicy posłuchają. Pewnie już jutro zacznie się tu remont.
- Obyś pan miał rację, zanim znowu zginą niewinni - dodał jeszcze na odchodne zmęczonym tonem.
Piotr odetchnął. Sara spokojnie zasnęła na rękach matki.
- Jesteś pewien, że to dziecko nie przeżyje? - spytała smutno ginekolog.
- Hana, ono wyleciało przez szybę, najprawdopodobniej w samochodzie w ogóle nie było fotelika.
- Drogi Boże... jedźmy już do domu - dotknęła ramienia męża.
- Jedźcie z małą, ona cię teraz potrzebuje. Ja pojadę na chwilę do szpitala, sprawdzę, co z tym człowiekiem, bo inaczej nie da mi to spokoju.

*

- Ludzie są po prostu koszmarnie nieodpowiedzialni! - zdenerwowany Radwan chodził po pokoju lekarskim. - Najpierw się człowiek dwoi i troi, żeby ciąże przebiegały bezpiecznie, potem, żeby te ich dzieci szczęśliwie witały świat, a nie daj Boże, że coś pójdzie nie tak, to bez pytania o przebieg zdarzenia zgnijesz w więzieniu. Mija trochę czasu i masz, co oni robią?
- Mówię wam, jak szmaciana lalka - Piotr duszkiem wypił kilka łyków gorącej herbaty. - Po prostu nie miał szans, chciałem tam za nim skoczyć, ale w ostatniej chwili rozsądek mi wrócił, bo to przecież nie ma żadnego sensu. Wiki, co z tym ojcem?
- Odzyskał przytomność, usunęliśmy śledzionę i jest mocno połamany, ale przy odrobinie szczęścia wróci do pełni sprawności.
- Już wie?
- A nie wie, bo Wiktoria jest taktowna, ale powinien się dowiedzieć i to szybko - wyraził swoje zdanie Krzysztof.
- Nie tak łatwo mu to powiedzieć - Consalida posmutniała.
- Ale któreś z was powinno to zrobić, najlepiej zaraz. Nie tylko dlatego, że pewnie pyta o syna i wyrzuty sumienia nie dadzą mu do końca życia już spokoju, ale dlatego, że matka ma prawo wiedzieć. I jej mi jest żal najbardziej, bo w tym nie uczestniczyła. Nie widziała, jak ty i lekarze z karetki zrobiliście wszystko, co się dało, żeby uratować jej dziecko. Ciągle będzie myślała, że można było zrobić więcej.
- Tej matce skończy się zaraz świat - Gawryło wstał, gotowy do wyjścia. - Jakoś musisz sobie poradzić, jesteś lekarzem prowadzącym, wybacz, Wiktoria, ale mnie wystarczy na dzisiaj sam widok, nie pomogę ci tym razem. Mam po kokardę. Idę przytulić swoje pisklę. Mam nadzieję, że ona dosyć szybko to zdarzenie zapomni.
Chirurg jakby go nie usłyszała. Kontynuowała, wpatrzona w akwarium z rybkami:
- A wiecie co dla mnie jest w tej sytuacji najtragiczniejsze? Że gość po przebudzeniu zaraz powiedział, że on z tym małym Filipkiem wyjechał tylko na dziesięć minut do sklepu, dlatego nie wzięli fotelika, spieszyli się.
- Idiotą jest! - zagrzmiał Radwan. - Wiktoria, on z powodu dziesięciu minut zabił syna! Czy było warto tak ryzykować? Powiedz mi, co trzeba tym ludziom zrobić, żeby do nich nareszcie dotarła powaga sytuacji.
- Ale przecież to nie on był sprawcą wypadku - oponowała Consalida.
- Ale to jego głupiej głowie nie chciało się przypiąć fotelika. Nieważne na ile. Nie jesteś w stanie przewidzieć, co zrobi inny kierowca i ze swojej strony masz obowiązek zrobić, co się da, żeby twoje dziecko było bezpieczne. Wierz mi na słowo, że kierowcy są bezwzględni. Każdemu się spieszy. A ja tę ich bezwzględność odczuwam do dzisiaj. Tylko że w moim przypadku nie pomógłby nawet cud.
- Wiesz, że bardzo mi przykro.
- Wiem i zupełnie nie do tego zmierzam. Widziałaś tragiczne filmiki propagujące foteliki albo ich testy w ekstremalnych sytuacjach? Ja nie mogę na to patrzeć, bo dobro dzieci jest u mnie priorytetem, wszystkich. A ludzie to widzą i mimo to masz teraz tego człowieka na oddziale.
- Mimo wszystko nie będę go upominać, zapłacił już najwyższą cenę swojej głupoty. Zaraz się dowie, jak wysoką.

*

- W porządku, chodźmy, skoro ta matka już przyjechała - Idalia wstała, poprawiając kitel.
- Ty powiesz czy ja? - spytała Wiktoria spłoszona.
- Ty w mojej obecności. Ja nie znam bezpośredniej przyczyny śmierci, ale póki co szczegóły podaruj. I weź ze trzy pielęgniarki.
-  Po co?
- Może być gorąco.
- Nie rozumiem?
Ida się zdenerwowała.
- Czy jeśli dowiedziałabyś się, że mąż zabił ci dziecko, stałabyś spokojnie, z uśmiechem dziękując za informację? Same ich nie utrzymamy - wskazała swój zaokrąglony brzuch.
- A czy ty jesteś pewna? - Wiki również popatrzyła na brzuch.
- To mój obowiązek, być przy takich sytuacjach. Inaczej powinnam rozpocząć urlop. Ale tak, tym razem jestem. Bo jedynym uczuciem, które we mnie dominuje jest wściekłość. Przez bezmyślnego człowieka zginął niewinny. Wiem, co zaraz poczuje ta matka, największemu wrogowi bym tego nie życzyła.

*

- Co z Filipkiem? Pani doktor, proszę mi powiedzieć. Wolę już najgorszą prawdę niż to ciągłe czekanie.
"Zaraz zmienisz zdanie" - pomyślała zrozpaczona Idalia. "Nawet nie wiesz, jak cię dobrze rozumiem. A może właśnie nie rozumiem? Ty nawet nie możesz się na to przygotować".
Jedno Idalia mogła stwierdzić na pewno, Wiktoria poradziła sobie wspaniale. Starała się być opanowana, wręcz ciepła, co na co dzień u koleżanki nieczęsto widywała. Ale w końcu słowa padły i żadna empatia nie była w stanie ich złagodzić. Wszyscy czekali w napięciu, wstrzymując oddech.
Weronika Siejak, matka bez dziecka, najpierw zaczęła płakać. Jeszcze w pełni nie przetworzyła otrzymanych informacji, jeszcze niezupełnie do niej dotarło. Wiktorii w oczach stanęły łzy, Idalia bezszelestnie stanęła za kobietą.
Nagle Weronice na moment zabrakło tchu. A potem z jej obolałej, roztrzaskanej duszy wydarł się świdrujący, rozpaczliwy, przerażający krzyk. Który kiedy już wybrzmiał, nie mógł się zakończyć. Kobieta rzuciła się w histerii na podłogę, szaleńczo uderzając głową o płytki, w tym momencie Idalia zrozumiała, że to najlepszy moment na wkroczenie, bo tej rozpaczy inaczej nie uda się aktualnie powstrzymać.
Ubiegła ją pielęgniarka. Błyskawicznie padła na kolana, przygważdżając pacjentkę do podłogi. Idalii nie pozostało już nic innego, tylko wbić jej igłę w ramię.

*

Cichocka czuła, że dawno powinna iść do domu. Była zmęczona, bolały ją plecy i brzuch przechowujący aktualnie synka, ale nie była w stanie tego zrobić. Obezwładniało ją współczucie dla cierpienia matki.
Kobieta rzucała się po łóżku w niespokojnym, chemicznym śnie. Lekarka z bólem serca patrzyła na jej zapuchnięte jeszcze od płaczu oczy, drżące panicznie powieki, nienaturalnie ułożone usta. Patrzyła na nią, a widziała siebie w pierwszych tygodniach rozpaczy. Kiedy była wściekła na słońce, że może świecić i ogrzewać, podczas kiedy ona zupełnie traci grunt, rozpada się i chwieje. Kiedy jej umysł odmawiał posłuszeństwa, bo słyszy płaczące dzieci w pustym mieszkaniu, chce odpychać kobiety, wyrywać z ich rąk małe rączki kilkulatków i biec, gnać, uciekać, choćby na koniec świata, byle przerwać to nieustające pasmo bólu.
Otrząsnęła się z zamyślenia, wiedziała, że musi. W ostatnim przebłysku zrozumienia dotknęła ręki Weroniki. I pochylając się, jakby mogła ją usłyszeć, wyszeptała:
- Z każdym dniem będzie bolało o cząstkę mniej, Krok po kroku, minuta po minucie, oddech po oddechu. Ale jest i zła wiadomość, nigdy, przenigdy nie przestanie.
A po tych słowach stanowczo wstała. Wychodząc, cicho zamknęła za sobą drzwi.

15 komentarzy:

  1. No właśnie, będzie bolało już zawsze… Ja nie wiem, czy umiałabym żyć z takim facetem, który zabił moje dziecko. No bo to on jest sprawcą, nigdy nie wiemy, jak się zachowa ten jadący tą samą drogą kierowca. A może jest pijany? Naćpany? Zmęczony? Może właśnie dostaje zawału? A może jest po prostu zwyczajnym debilem, który brawurę ma we krwi…
    Czułam, że maluch nie przeżyje… To było dla takiego malutkiego ciałka za wiele…
    Powiem ci, że ta część mnie właśnie przypomina nieco Fossum, a nieco Axelsson, takie rozmyślania na temat utraty dziecka… Zwłaszcza ta ostatnia scena.
    Dobrze, że Ida wie, kiedy odpuścić, kiedy urlop, kiedy musi odpocząć.
    A oburzenie Radwana słuszne!
    U mnie w domu był taki odruch, wsiadałyśmy i byłyśmy zapinane w fotelik, a potem to już same to robiłyśmy.
    Straszna ta część, straszna pod względem tego, co się w niej dzieje, bo nie wiem, jak oni teraz będą żyć…
    Buziaki :* - Ela_k

    OdpowiedzUsuń
  2. Nigdy nie zrozumiem tej ludzkiej głupoty kiedy ludzie giną w wypadkach z powodu niezapiętych pasów. I jak dorosły człowiek nie chce to niech nie zapina, ale przecież ojciec bierze odpowiedzialność za życie tego dziecka.

    OdpowiedzUsuń
  3. Różnie bywa z tymi wypadkami. Moja koleżanka przeżyła bo nie zapieła pasów, ale jej córeczka zmarłaby na miejscj gdyby nie fotelik. Mój siostrzeniec gdy nie chce nam się przekłdać całego fotelika, jeździ w takim styropianowym. To też nie jest dobra opcja. Jeździ tak tylko do pobliskiego sklepu lub do babci mieszkającej 2 km dalej.

    Na co umarła Agatka? Było kiedyś wyjaśnione czy ominęłam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agatka zmarła na białaczkę... Idalia kiedyś mówiła o tym Agacie.

      Usuń
  4. Mocny rozdział. To musi być straszne, co czuje matka, która straciła dziecko. Myślę, że nie mając swoich dzieci, jeszcze nie potrafię tego zrozumieć, ale kojarzy mi się to z jednym z najgorszych cierpień, jakie mogą przydarzyć się człowiekowi.
    Tylko nie za wcześnie ta Idalia z igłą? Zaplanowała taki sposób poradzenia sobie z sytuacją zanim w ogóle spotkała kobietę, dowiedziała się czegokolwiek o niej, o jej sposobie przeżywania rozpaczy? Jakoś nie wydaje mi się ani rutynowe, ani moralne tak od razu złapać pacjentkę i podać jej lek dożylnie bez jej zgody.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kiedy nastepny

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy bedzie nastepne opowiadanie

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej, hej. Kiedy nowa część. Dawno cię nie widziałam ani tutaj ani u siebie na blogu. Mam nadzieję, że wszystko jest w porządku :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Hej, zazwyczaj nie komentuje twoich opowiadań ale za to czytam każde i na każde czekam z niecierpliwością :) trochę już nie dodajesz kolejnej części...czy coś się stało ?

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochani, odpowiedź dlaczego części nie ma i na razie nie będzie przez długi czas macie w ramce pod postami. Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nad postami miało być. :) I nie, nic mi nie jest, wyłącznie to, co tam jest napisane. Dziękuję za troskę.

    OdpowiedzUsuń
  11. Strasznie dołujący rozdział... Dołujący w swoim realizmie. Niestety, jedna źle podjęta decyzja i całe życie legło w gruzach, a jedno małe się zakończyło. Nigdy nie przestanie boleć, dla matki utrata dziecka to tak, jakby umarla wraz z nim jakaś jej część. I to jest w tym wszystkim najgorsze.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  12. Ellana bo wrzesień wielkimi krokami się zbliża.
    Daj znać czy wszystko jest okej i czy wszystko idzie po Twojej myśli, pomyślnie oczywiście?
    Potrzebna mi oznaka życia i oznaka, że wszystko ok.

    OdpowiedzUsuń
  13. No więc dzisiaj będzie nowa część, cierpliwi zostaną wynagrodzeni. Wybaczcie, że nie odpowiem na wszystkie komentarze. Jestem w permanentnym niedoczasie. Wybaczcie zaległości na waszych blogach. Postaram się jak najszybciej poprawić. :)

    OdpowiedzUsuń