"Miłość na
odległość, szczerość na odległość, o ileż są łatwiejsze".
*****
- Tak się cieszę, że przyjechałaś - drobna brunetka z szerokim uśmiechem na bladej twarzy powitała je w drzwiach.
- Rzeczywiście marnie wyglądasz. Co to się stało? I gdzie Minia? - Idalia z niezwykłą u niej czułością, co z miejsca zdziwiło Woźnicką, przytuliła dziewczynę.
- Jeszcze siedzi z nauczycielem, jesteście trochę za wcześnie. Grypa kompletnie położyła mnie na łopatki, a wiesz, jak ważne dla mnie są jej spotkania z tobą. Inaczej nigdy bym cię nie fatygowała. I to jeszcze w tym stanie, mam nadzieję, że twoje dzieciątko wybaczy mi ten nietakt.
- To moja cudowna przyjaciółka Agata, dzięki której dziecko wybaczy każdy nietakt - roześmiała się lekarka.
Kobiety wymieniły uprzejmości.
- Zapraszam na coś zimnego do picia, ten upał wykańcza.
- Czekając na Dominikę opowiemy ci wspólnie resztę historii - psychiatra zwróciła się do internistki.
Usiadły w kuchni przy stole, kobiety z miejsca wypiły po szklance wody, za to Ela paradoksalnie otuliła się kocem.
- Nie powinnaś iść do lekarza? - Ida wyraziła swój niepokój.
- Już byłam, zaopatrzył mnie w wagon leków, resztę zrobi czas, jak najszybciej muszę być w formie, wiesz jak jest.
- Sama opiekuje się pani siostrą? - spytała zaciekawiona Agata.
-Mówmy sobie po imieniu, jakoś tak nam się życie poukładało - odrzekła po prostu.
Psychiatra gwałtownie wzruszyła ramionami.
- Tak wyszło - prychnęła zirytowana. - To anioł a nie człowiek. Zrezygnowała dla Dominiki ze studiów i ją adoptowała. Pracuje w domu, robiąc byle co. Od sześciu lat poświęca jej całe swoje życie. Nie znam drugiej osoby, którą byłoby na to stać. Mnie by na pewno nie było. Ona jest kompletnie pozbawiona egoizmu.
- Przesadzasz - Elżbieta skromnie spuściła oczy. - To przecież moja siostra, ani nie jest winna swojej choroby, ani, że nasi rodzice...
- I tego najbardziej nie umiem zrozumieć - rozemocjonowała się Agata. - Ty jesteś tylko siostrą, bez instynktu macierzyńskiego i przejęłaś opiekę. A matka zostawiła swoje dziecko.
- Nie można nikogo zmusić do miłości - wyszeptała Ela. - Problem w tym, że za późno to zrozumiałam. Nie miałam pojęcia, że jest aż tak źle, była kłopotliwa dla rodziców, często irytująca, wszystkie marzenia i dumę zostawili dla mnie, ale nigdy w życiu nie przeczuwałam, że kiedy tylko wyfrunę z gniazda, ją z niego wyrzucą, jak niezdolne do życia pisklę. Tak naprawdę spełniałam ich oczekiwania dla niej. Chciałam swoim zachowaniem zmniejszyć ich frustrację na to, że jest jaka jest, a oni nie umieli się pogodzić, że nigdy nie będą z niej dumni. Szukali ideału, zamiast pozwolić jej być sobą i wspomagać rozwój.
Zapadła cisza. W końcu dziewczyna podjęła opowieść:
- Teraz żyjemy sobie w miarę spokojnie. Choć dla otoczenia to ciągle rollercoaster - roześmiała się. - Najtrudniej było przekonać sąd, że za kilka lat mi nie przejdzie miłość do Miki. Przecież uczuć nie można udowodnić. Ale się zaparłam, nie mogę pozwolić zmarnować człowieka i jego ogromnego potencjału.
Woźnicka patrzyła na nią zdziwiona.
- Tak - potencjału - kontynuowała. - Ona rozwiązuje zadania z matematyki w tempie, w jakim ja piszę "cześć, co słychać", wspaniale zna się na komputerach. Kocha zwierzęta.
- I jest zupełnie nieporadna w sferze społecznej, nie czuje potrzeby kontaktu z drugim człowiekiem, po to ja tu jestem - dodała Idalia.
W tym momencie do pokoju weszła nastolatka, ciemnowłosa i filigranowa.
- Pożegnałaś się z panią? - spytała Ela, patrząc siostrze w oczy.
- Nie.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę.
Agata mimo woli się uśmiechnęła. Ton Dominiki był cały czas taki sam, jednostajny i niewyrażający emocji, a twarz bez wyrazu, mimo to nie wzbudzała w niej strachu, raczej instynkt opiekuńczy.
- I właśnie tak to wygląda, nigdy nie robi tego, do czego nie jest w pełni przekonana - wyjaśniła Ela.
- Cześć, jestem Agata, przywiozłam do ciebie Idalię, żeby twoja siostra mogła spokojnie zdrowieć.
- Dlaczego nie może zdrowieć niespokojnie?
Idalia dostała ataku śmiechu, Agata się zaczerwieniła.
- Taka właśnie jest moja Minia, wszystkich łapie za słowa, zupełnie niezłośliwie - Ela objęła siostrę ramieniem. Nie doczekała się reakcji. Dominika nadal stała sztywno jak marionetka. - Ostatnio wychodzimy z domu, wzięła do ręki parasol, na co ja bez zastanowienia mówię, że jest nam już niepotrzebny, nie pada. I tutaj był mój błąd. Kolejnego dnia leje jak z cebra, miotam się, szukam po całym mieszkaniu tego cholernego parasola. W końcu już wychodząc z siebie pytam: Miśka, gdzie jest parasol. Na co słyszę jej zwykłym tonem: nie jest, wyrzuciłam. Mimo wszystko się dziwię - dlaczego wyrzuciłaś. Odpowiedź logiczna, jak cała moja siostra - przecież był nam niepotrzebny.
Woźnicka coraz szerzej otwierała oczy ze zdziwienia, a wzruszenie ściskało ją za gardło. Komentować nie było trzeba.
- Jesteś bardzo ciekawą osobowością - powiedziała mimo wszystko, wyciągając rękę do Dominiki.
- A ty jesteś ładna - odparowała natychmiast, po raz kolejny wprawiając internistkę w zażenowanie.
- To skoro już jesteśmy wszystkie razem, pokażemy Agacie, jak wygląda twój dzień, dobrze? Weź ją za rękę i zaprowadź do swojego pokoju. My pójdziemy za wami - powiedziała Ida ciepło, ale stanowczo.
Dziewczyna włożyła dłoń w dłoń Agaty, ale nie ścisnęła.
- Bez obaw, ściśnij jej rękę - instruowała Ida. - Bo ona tego nie zrobi. Taka specyfika.
- I to jedno z bardzo wielu dziwactw Mini, przysięgam - opowiadała Ela z dystansem. - Kiedyś przez tydzień nie piła herbaty, którą robiłam, nie miałam pojęcia dlaczego, a ona nie chciała mi powiedzieć. Doszłam do tego przypadkiem. Okazało się, że nie pije, bo zawsze bezwiednie stawiałam kubek po prawej stronie talerza, a przez ten tydzień po lewej, zupełnie nie zwracałam na to uwagi, przestawiłam i wszystko wróciło do normy.
- Nie do wiary - internistka nie mogła w to uwierzyć. - Nie umiałabym się tak wszystkiego domyślać.
- A jednak - odpowiedziała psychiatra. - I wierz mi, że to jest jeszcze nic. Szybko wyjaśniamy Agacie, o co chodzi i bierzemy się do pracy, a dziewczyny idą na kawę. To jest tablica z obrazkami. Każdy - w ściśle określonej kolejności - porządkuje Dominice dzień i przypomina, co po kolei ma robić. Kolejność nie może zostać zmieniona, bo zaczyna się gubić i niepokoić.
- A co oznacza ten kotek na obrazku? - zaciekawiła się Woźnicka. - I czy to ty go rysowałaś?
Nie odpowiedziała, patrzyła w podłogę.
- Dominika, popatrz na Agatę - poleciła Idalia, pokazując gestami znaczenie słów.
Dziewczyna posłusznie podniosła oczy.
- Pytaj jeszcze raz, tylko po kolei. Najlepiej pokazując.
- Co znaczy kotek na obrazku? - wskazała rysunek.
- Trzeba nakarmić kota. Przed szkołą - pokazała rysunek z budynkiem - I wieczorem, przed snem - wskazała łóżko.
- Ekstra, Minia - uśmiechnęła się Agata. - Ty rysowałaś ten obrazek?
- Tak. To mój kotek.
- Jak ma na imię?
- Kot. I tego się nie odmienia przez przypadki.
Wszystkie poza Dominiką wybuchnęły śmiechem. Jak na zawołanie kot zmaterializował się przy nich. Nastolatka chwyciła go na ręce i mocno do siebie przytuliła.
- Misia, nie tul jej tak mocno - ostrzegła szybko Ela.
Uścisk nie zelżał.
- Mocno kocham, to mocno tulę - padła odpowiedź.
- To jest kot terapeuta, da radę i żelaznej logice, trzeba mieć nadzieję, bierzemy się do pracy, moja droga. Puść kota.
Agata i Ela wyszły, zamykając za sobą drzwi.
- Masz mój ogromny szacunek - lekarka pomagając przygotować napoje, podjęła rozmowę. - Obawiam się, że mnie nie wystarczyłoby cierpliwości. Być może do własnego dziecka tak, ale nie do siostry. Chcę, żebyś wiedziała, że w każdej sytuacji możesz na mnie liczyć, właśnie dlatego, że to co robisz jest wyjątkowe i piękne.
- Dzięki, kto wie, kiedy to się może przydać - westchnęła. - Tego chyba boję się najbardziej.
- Czego?
- Że stracę kiedyś siły, podupadnę na zdrowiu i nie będę mogła na nikogo liczyć. Rodzice udają, że Dominika nie istnieje, rodzina przynosi jej na gwiazdkę lalki, kiedy ona rozwiązuje dla rozrywki skomplikowane równania matematyczne. Wszystkie ciotki tulą ją i całują, mimo że szczerze tego nienawidzi, a ja tłumaczę setki razy. A potem wszyscy uważają ją za wariatkę, bo krzyczy i zaciska oczy. A przysięgam ci, mało znam bardziej inteligentnych od niej osób. I ten strach, że kiedy ja zaniemogę, zostanie zupełnie sama, czasem nie daje mi żyć. Bo trafi do ośrodka i cała moja ciężka praca pójdzie na marne.
- A o czym ty marzysz? Masz jeszcze na to czas?
- Pomarzyć zawsze można. Żeby była samodzielna i szczęśliwa. Żeby pozbyła się lęku, z którym od dawna walczy u niej Idalia, paraliżującego strachu przed porzuceniem, który wywołali rodzice i który teraz nie pozwala mi zostawić jej z nikim i samej wyjść z domu, żeby złapać dystans. Albo znaleźć męża na przykład.
- A tak najbardziej na świecie, największe marzenie?
- To chyba oczywiste. W skrytości ducha marzę, że kiedyś ktoś oprócz mnie ją pokocha.
No i powiedz mi ktoś, co ja mam w ogóle napisać? Gdybym chciał prosto z serca to zaraz by mnie zakrzyczano mówiąc, jak to się próbuję podlizać. Część mnie rozpieprzyła na kawałeczki, jesteś po prostu genialna. Nasłuchałem się historii wszelakich o takich dzieciach i coś na ten temat wiem, rewelacyjnie oddałaś realizm sytuacji. Conajmniej jakbyś takie dziecko znała. ;P
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że to jeszcze nie koniec historii i coś się podzieje. Idalia, moja bohaterka ulubiona nie zostawi ich z niczym- to pewne. Może jakieś spełnienie marzeń, co by to było... Aż trudno mi spekulować.
Brutalny świat, mimo humorystycznego przesłania tej historii, wcale nie jest tak wesoło. Na temat rodziców wolałbym nie pisać, bo jeszcze zacznę bluźnić... czego bardzo nie lubię. Ograniczę się do stwierdzenia, że siostra w moich oczach jest bohaterką!
I ty także, pisząc o takich rzeczach (tak, znowu słodzę). Nie mogę się doczekać następnej części.
Buziaki! :***
P.S. Wraca rutyna. Znowu pierwszy! :)
Dzięki. Mam nadzieję, że pierwowzór przeczyta i zaakceptuje. ;) Ano znam, znam. I wierz mi, że najtrudniejsze w tej części było zmienianie imion, bo te prawdziwe wchodziły mi pod ręce z automatu. :) Teksty autentyczne, bo czegoś takiego nie da się wymyślić. Bardzo się cieszę, że ci się spodobało, a co, chciałbyś widzieć Elę i Radwana? xD Buziaki! :* Cieszę się z pierwszego. :) A że trochę słodzisz.... ;) Siostrę bohaterkę podziwiam z każdym naszym spotkaniem bardziej, bo to tylko w tekście wyszło tak kolorowo, nigdy na trzech stronach nie przedstawisz pełnego obrazu sytuacji, a kilku pacjentów jeszcze czeka. Jak ci wrzeszczy przez całą podróż komunikacją miejską, bo nie toleruje przesuwających się za oknami szybko obrazów, a siostra nie może zrobić prawa jazdy, nie mogąc za bardzo jej zostawić, ludzie zabijają cię wzrokiem i zaczynają "diagnozować", to dopiero jest prawdziwe bohaterstwo. Szacun, szacun i jeszcze raz!
UsuńPierwszy raz mnie zatkało, nie dlatego, że część mi się nie podobała, dlatego, że tyle w niej emocji, tyle… sama nie wiem, jak to nazwać, nie potrafię nawet tego napisać!
OdpowiedzUsuńEla jest aniołem! To prawda, życie z takim człowiekiem może być emocjonalną huśtawką. Sama nie wiem, jakbym się zachowała spotykając Dominikę. Ale chciałabym być jak najbardziej naturalna, bo sama wiem, jak to jest, gdy ktoś cię nie zauważa, albo traktuje inaczej tylko dlatego, że jesteś „inna”.
Przynoszenie lalek na święta, to straszliwie uwłaczające godności drugiego człowieka! A chyba najgorsze w tej całej sytuacji jest to, że rodzina, która przecież by mogła, wcale nie chce zrozumieć Dominiki. No i podejrzewam, że uważają Elę za wariatkę, bo kocha taką siostrę, która nie pasuje do ich schematu!
No i właśnie, ośrodek, coś najgorszego, co może spotkać dziewczynę… A z drugiej strony Ela i jej potrzeby!
Najlepsze byłoby to, gdyby znalazła sobie przyjaciela/przyjaciółkę, rozumiejącego potrzeby Dominiki, a jednocześnie kochającego Elę. Niestety żyjemy w takich podłych czasach, w których patrzymy tylko na siebie, nie zastanawiając się nad tym, czy ktoś obok nas potrzebuje pomocy i czy ktoś, kto zachowuje się inaczej jest inteligentny, czy nie.
Oceniamy po pozorach,a jednocześnie boimy się, że zostaniemy tak samo ocenieni…
Boże, znowu się spłakałam jak głupia! Ale straszliwie mnie wzruszyłaś!
Buziaki <3 – Ela_k
:)
UsuńRzecz w naturalności, a i tak nie wiesz, czy zasłużysz na aprobatę, mnie się udało. Ale moment zawahania i po wszystkim.
Rodzina w ogóle w każdej niepełnosprawności nie chce rozumieć. I to mnie zawsze jakoś dziwi, przecież powinni się zjednoczyć, jako bliscy sobie ludzie, pomóc rodzicom takiego dziecka, odciążyć, bo plaży to oni nie mają. I pomóc dziecku, jako słabszej istocie. Ale co poradzić, zwykle ci rodzice lub opiekunowie walczą własnymi siłami, a rodziny się wstydzą.
Potrzeby Eli ciągle na dalszym miejscu, prawdziwa miłość i mega nieczęste dzisiaj poświęcenie.
Wiesz, znaleźć pomocną osobę może nie tak trudno, faceta, który pokocha Elę i jednocześnie Dominikę to już inna bajka, kolejny anioł w ludzkiej postaci.
Dzięki, kochana. <3 :*
Piękna scena z siostrami. Genialnie oddałaś realizm sytuacji i zachowanie takiej osoby. Jakbym czytała swój podręcznik do psychopatologii, tylko o wiele przyjemniejszym przekazie :) Widać, że interesujesz się takimi sprawami, robisz porządny "risercz", a to się ceni i podziwia. Brawo!
OdpowiedzUsuńBuziaki :*
Z podręcznikiem dałaś rade, zrobiłaś mi dzień. :) Dziękuję! :) Tym razem nie było trzeba researchu, znam takiego cudnego słodziaka. :) Realizm oddać było stosunkowo łatwo, choć mimo to długo się zbierałam, bo takie tematy dla mnie zawsze są skomplikowane, żeby w odpowiednich proporcjach wyważyć. :***
UsuńBardzo piękne opowiadanie, cudownie opisane emocje. Czytając twoje opowiadanie postanowilam, że napiszę swoje : wiki-agata.blogspot.com/2016/06/miosc-ich-odnajdzie.html
OdpowiedzUsuńNiesamowicie mi miło, że byłam dla ciebie inspiracją. :) Pisz, pisz, to świetna przygoda. :) Buziaki i dziękuję za komplementy pod adresem tekstu. :*
Usuń