"Jakże często
droga prosta wiedzie po podpalonych mostach".
*****
- Dzień dobry - Agata, ziewając i przecierając oczy,
uśmiechnęła się do narzeczonego. - Ooo, co ja widzę, czy ja już może jestem w
niebie?
- Śniadanko i pyszna kawa dla mojej ukochanej, prosto do łóżka. Tydzień przed ślubem to wręcz wypada. Nie uważasz?
- Wiesz, na czym polega twoja największa zaleta? - dotknęła czule jego policzka. - Że ty taki jesteś i miesiąc, i tydzień i będziesz rok po ślubie. Troskę masz wpisaną w naturę. Budzika to chyba też dotyczy.
- Zgadłaś, wyłączyłem.
Marek położył się obok ukochanej i objął ją ramieniem. Natychmiast ufnie się w niego wtuliła.
- Kawka stygnie, za to ty jesteś taki cieplutki, demotywujesz moje mocne postanowienie zostania lekarzem roku.
Rogalski wtulił twarz w jej włosy.
- Lekarzem roku zostaniesz za rok, teraz wystarczy, że będziesz żoną roku.
Los jednak bywa przewrotny; mimo że Agaty do tych aspiracji nie trzeba było długo przekonywać, a kawa przestała się liczyć mniej więcej pięć minut później, telefony okazały się nieustępliwe - zarówno Agaty, jak i Marka, w mniej więcej minutowym odstępie czasu.
- Ja się nie zgadzam - jęknął mężczyzna.
- Służba nie drużba, kochanie, robota nas wzywa i nie ma zmiłuj, a mogłam zostać nauczycielką, jak proponował tatuś.
- Pociesza mnie tylko fakt - Marek wstał, wzdychając ciężko - że jeszcze tydzień tej bieganiny i przygotowań, potem cudowny ponoć efekt, a potem wspaniały urlop tylko we dwoje.
- A póki co - szara rzeczywistość, napisz im, że zaraz będziesz... - nie dokończyła zdania.
Rozdzwonił się jej telefon.
- Co tam, Iduś?
Cisza w słuchawce zaniepokoiła lekarkę.
- Idalia!
- Jestem przed pierwszym skrzyżowaniem u siebie, możesz przyjechać?
- Co się stało?
- Tylko nie panikuj, właśnie dlatego dzwonię do ciebie, nie do Wiktora. Nie mogę prowadzić samochodu, stoję na parkingu, bo zwyczajnie zemdlałam, nie pamiętam nic. Z trudem udało mi się uniknąć wezwania karetki.
- Jadę. Nie ruszaj się stamtąd.
- Śniadanko i pyszna kawa dla mojej ukochanej, prosto do łóżka. Tydzień przed ślubem to wręcz wypada. Nie uważasz?
- Wiesz, na czym polega twoja największa zaleta? - dotknęła czule jego policzka. - Że ty taki jesteś i miesiąc, i tydzień i będziesz rok po ślubie. Troskę masz wpisaną w naturę. Budzika to chyba też dotyczy.
- Zgadłaś, wyłączyłem.
Marek położył się obok ukochanej i objął ją ramieniem. Natychmiast ufnie się w niego wtuliła.
- Kawka stygnie, za to ty jesteś taki cieplutki, demotywujesz moje mocne postanowienie zostania lekarzem roku.
Rogalski wtulił twarz w jej włosy.
- Lekarzem roku zostaniesz za rok, teraz wystarczy, że będziesz żoną roku.
Los jednak bywa przewrotny; mimo że Agaty do tych aspiracji nie trzeba było długo przekonywać, a kawa przestała się liczyć mniej więcej pięć minut później, telefony okazały się nieustępliwe - zarówno Agaty, jak i Marka, w mniej więcej minutowym odstępie czasu.
- Ja się nie zgadzam - jęknął mężczyzna.
- Służba nie drużba, kochanie, robota nas wzywa i nie ma zmiłuj, a mogłam zostać nauczycielką, jak proponował tatuś.
- Pociesza mnie tylko fakt - Marek wstał, wzdychając ciężko - że jeszcze tydzień tej bieganiny i przygotowań, potem cudowny ponoć efekt, a potem wspaniały urlop tylko we dwoje.
- A póki co - szara rzeczywistość, napisz im, że zaraz będziesz... - nie dokończyła zdania.
Rozdzwonił się jej telefon.
- Co tam, Iduś?
Cisza w słuchawce zaniepokoiła lekarkę.
- Idalia!
- Jestem przed pierwszym skrzyżowaniem u siebie, możesz przyjechać?
- Co się stało?
- Tylko nie panikuj, właśnie dlatego dzwonię do ciebie, nie do Wiktora. Nie mogę prowadzić samochodu, stoję na parkingu, bo zwyczajnie zemdlałam, nie pamiętam nic. Z trudem udało mi się uniknąć wezwania karetki.
- Jadę. Nie ruszaj się stamtąd.
*
Idalia, mimo usilnych starań i wbrew własnej naturze, była roztrzęsiona.
- Uspokój się, twój stres mu nie pomaga - perorowała Agata łagodnie, prowadząc przyjaciółkę na ginekologię. Z trudem panowała jednak nad własnym strachem.
- Ze mną znowu jest coś nie tak, rozumiesz? Jak mu się coś stanie... to wszystko moja wina...
- Hana! - internistka krzyknęła do pierwszego ginekologa, jakiego spotkały. - Pomóż nam, proszę.
- Co się dzieje? - kobieta spojrzała pytająco na ciężarną.
Agata uspokoiła ją uśmiechem.
- Ida straciła przytomność za kierownicą. I przy tej panice, którą teraz odczuwa, to naprawdę jest nic, stres szkodzi bardziej niż samo zdarzenie.
- USG, zapraszam.
*
- Obejrzę was dokładnie z każdej strony, ale wygląda na to, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a twojego chłopaka bynajmniej nie da się pomylić z dziewczynką - wskazała na monitorze odpowiedni organ, czym wywołała wybuch śmiechu Agaty i przyszłej mamy.
- Ale dlaczego tak się stało?
- Ucisk powiększającej się macicy na żyłę główną, dlatego zaleca się leżenie na lewym boku, żeby poprawić przepływy. Poza tym teraz w twoim organizmie krąży o 50% więcej krwi, to spore obciążenie. Nie zapominaj o zwyczajnie ściśniętych przez powiększającą się macicę i synka narządach wewnętrznych. No i się już nie denerwuj, bo patrz, jak szaleje. Po prostu zwolnij, mimo że ciąża to nie choroba.
- Bardzo ci dziękuję. Zwyczajnie spanikowałam. Tak okropnie go kocham i się o niego martwię.
- To dobrze, bo dzięki temu nic złego się nie stało. Naprawdę, zwolnij i raczej już nie prowadź samochodu, dla twojego i innych bezpieczeństwa. Okaz płodowego zdrowia, słowo ginekologa! I twój strach - zamyśliła się na chwilę. - Po wszystkim co przeszłaś, również jest naturalny. Wcale nie jestem od ciebie dzielniejsza, boję się starać o rodzeństwo dla Sary, mimo że oboje chcielibyśmy jeszcze dziecka. Może dlatego doskonale cię rozumiem. Dzwoń do mnie, gdybyś potrzebowała otuchy lub nawet dodatkowego badania, twój spokój jest najcenniejszy.
- Krzysztof powiedziałby ci to samo - wtrąciła Agata. - Przy swojej ciąży będę mieć ogromny dylemat, które z was wybrać. Oboje wspaniali i oddani tej pracy, Ida, jesteś bezpieczna.
- No i wyszłam na matkę-wariatkę. Nie pierwszy i nie ostatni raz.
- A im dalej, tym będzie gorzej, każde jęknięcie, ząbki, szczepienia, które i czemu tak wiele, a ja jestem już na etapie wyboru przedszkola. To jest dopiero mission impossible.
- Żałowałaś kiedykolwiek czasu tylko z mężem? - zapytała Agata nagle.
- Nigdy, nawet po trzech z rzędu nieprzespanych nocach przy ząbkowaniu. Frustrowała mnie bezsilność i własne zmęczenie, frustrowało mnie marudzenie Sary, ale miłość do niej zawsze była ponad takie przyziemne kwestie.
- Miłość macierzyńska to jest jakaś nieogarnięta magia - skonstatowała Agata.
- Ślub, urlop i kto wie, może zaraz i ty się o tym przekonasz - Ida z wdzięcznością uścisnęła Hanę, wychodząc z gabinetu już z uśmiechem na twarzy.
- Idalka? - zaniepokoił się Radwan, widząc swoją pacjentkę.
- Już po strachu, Hana rozwiała moje wątpliwości, mam wspaniałego, zdrowego, silnego syna i kocham cały świat.
- To już wiedziałem od dawna, a czymże objawia się ta miłość do świata, ciekawe?
- Właśnie idę zrobić ci kawę w lekarskim. A to, mój drogi, dopiero początek symptomów.
- Czemu takie wspaniałe kobiety są zajęte, powiedz mi - mrugnął do Agaty. - To ja idę konsultować na izbę, w tempie ekspresowym, a potem uraczę się, jeszcze parującą. To świetny zawód, w żadnym innym nie spotkałbym tak empatycznych koleżanek.
*
- Skonsultowałem, Wiki, ze strony ginekologicznej wszystko w porządku - rzekł Radwan, wchodząc do lekarskiego i wyciągając rękę po stojący na stole kubek parującej kawy.
Wiktoria go ubiegła, parząc sobie usta.
- Dzięki - rzuciła od niechcenia.
Nie zdołał ukryć zdumienia i zawodu, ale szybko się opanował, widząc zapłakaną twarz koleżanki.
- Yyy, przepraszam, czy to była twoja kawa? Myślałam, że Agata zrobiła dla mnie - zreflektowała się rudowłosa.
- Tym razem moja, od Idalii. Ale odstępuję, na te smutki, na te żale.
- Wybacz zmęczonemu ordynatorowi, zrobię dla ciebie - wstała z trudem. - Porządny z ciebie Radwan.
Uśmiechnął się, wyciągając z fartucha paczkę chusteczek.
- Zachowaj wszystkie, na wieczne nieoddanie. Wykorzystaj raz a porządnie, i nie wracaj do tematu. Czasami po prostu szkoda łez, mimo że na początku wydaje się inaczej. Chyba że wolisz wypłakać się na mym ramieniu, ale to już inna sprawa i zbyt śmiała propozycja.
Uśmiechnęła się ciepło.
- Wiesz co? Wcale nie taka śmiała, przynajmniej grasz w otwarte karty, szczery i bezpośredni z ciebie facet, zaczynam to ostatnio bardzo cenić.
- No przecież cię nie wykorzystam, z wyjątkiem kawy oczywiście.
I po tych jego słowach, odkładając uprzednio kubek, Wiktoria mocno się do niego przytuliła, niemal natychmiast czując wszechogarniającą ulgę.
*
- Gdzie obiadek, tatusiu?
- W domku, skarbie, właśnie tam idziemy. Mama już na pewno na nas czeka z pysznym obiadem. Ale ty najpierw musisz zaliczyć prysznic, mimo że dzieci podobno dzielą się na szczęśliwe i czyste.
- Nogi mnie już baldzo bolą.
- Od tego biegania, hop, wskakuj - Piotr nie bez radości wziął córkę na ręce. Dobrze wiedział, że niedługo skończy się czas, kiedy będzie dla niej najważniejszy, a ona bez oporów wybierze noszenie na rękach, zamiast towarzystwa koleżanek.
Dziewczynka mocno do niego przylgnęła i zmęczona zabawą zamknęła oczy. A on szedł przed siebie raźnym krokiem, czując, że jego życie mogłoby tak wyglądać zawsze, bo jest zwyczajnie po ludzku szczęśliwy i wszystko znajduje się na swoim miejscu.
- Gdzie Tosia, tatusiu?
- Ze swoją mamą, ale po wakacjach do nas wróci, kochanie. Musimy jeszcze trochę poczekać. Ona wróci do nas i do szkoły, a ty pójdziesz do przedszkola.
Oboje z Haną nie spodziewali się, że Sara będzie tęsknić i co dzień dopytywać o powrót siostry. byli przekonani, że zapomni w kilka dni. Cieszył ich bliski związek między dziewczynkami, mimo obecnego smutku córeczki.
Stanął przed ruchliwym skrzyżowaniem bez sygnalizacji świetlnej, wyciągając rękę, żeby dać znak jadącym samochodom, że zamierzają przejść.
Nie zdążył nawet ruszyć.
Jeden z kierowców, jadący zdecydowanie za szybko, stracił panowanie nad pojazdem i z całej siły uderzył w samochód przed sobą. Pisk i huk ogłuszyły mężczyznę. Kiedy zobaczył chłopca mniej więcej w wieku Sary wypadającego z całym impetem przez szybę, omal nie wypuścił córki z rąk. Zaklął szpetnie i dłonią zasłonił dziecku oczy, czym jeszcze bardziej ją wystraszył. Przyciskając ją do siebie, zaczął wydawać polecenia zszokowanym przechodniom. Sara wrzeszczała ze strachu. Piotr, niewiele myśląc, włożył ją w ręce dziewczyny, która chwilę wcześniej wezwała karetkę.
- Jestem lekarzem, to moja córka, sprawdzę, czy można kogoś uratować, ale jej nie może spaść włos z głowy.
Dziewczyna, nadal wstrząśnięta, kiwnęła głową na znak potwierdzenia i przytuliła twarz do ciepłych plecków dziecka.
Gawryło przez ułamek sekundy stał w bezruchu, nie umiejąc zdecydować, czy najpierw pomóc leżącemu na ulicy dziecku, czy uwięzionemu w samochodzie ojcu. Najbardziej jednak ze wszystkiego żałował, że niestety jest w stanie przewidzieć finał tego zdarzenia.
Jezusie! No prawie zawału przy własnym biurku dostałam!
OdpowiedzUsuńCzy Ty naprawdę tego chcesz? Chcesz, abym tu padła?
Ale, ale, od początku! Bo jakaś przez te wakacje niepoukładana jestem!
Pierwsza scena to piosenka „budzik, to jest taki mały ludzik”.
Oni oboje są słodcy, słodcy i są szczęściarzami, że mają siebie. Każda z nas i każdy z nas chciałby mieć takiego drugiego człowieka przy sobie.
Fajnie, że ślub blisko, że im się układa, mam nadzieję, że już tak pozostanie.
Idusia się wystraszyła i nic dziwnego. Po jej przejściach też bym miała dylematy i mnóstwo obaw!
Hana na szczęście jest lekarzem nie pozbawionym empatii, a to się ceni w dzisiejszej służbie zdrowia, bo rzadko się trafiają tacy lekarze.
Radwan jest słodziakiem! Czy ja przypadkiem nie nadużywam tego słowa? Hm? Być może… No ale co ja poradzę, kiedy tak jest!
A Wiki mi żal. Tak, tak, wiem, że ona trochę płacze na własną prośbę.
No, ale przecież każdy jest tylko człowiekiem, omylnym, normalnym, czującym… A takie przytulenie się do drugiego człowieka często pomaga i szczerze mówiąc to bym chciała, żeby z nich była para.
Facet jest naprawdę do rzeczy i wydaje mi się, że Wiki to płacze bardziej nad tym, że wszystko się sypie, że jest zmęczona, sfrustrowana, a nie nad tym utraconym Adamem, tylko nad tym, że nie umie sobie normalnie tego życia złożyć.
Ostatnią sceną mnie doprowadziłaś do zawału niemalże (i się znowu powtarzam).
Już się bałam, że coś się stanie piotrowi i Sarze, ale nie, ty przecież nie działasz z taką oczywistością! Czuję, że będzie mocno… Oj, aż się będę bała czytać (chociaż przeczytam – Chryste, jak ja dzisiaj bredzę)…
W każdym razie żal mi Piotra, ale najbardziej to chyba Sary, bo trauma jej zostanie. Biedne dziecko nie wie, o co chodzi i jeszcze to, że „krzyczała ze strachu” mnie tak jakoś wzięło…
Buziaki i po prostu czekam na tę kolejną część (choć z lękiem) :* - Ela_k
Spokojnie, ty silna babka jesteś. ;)
UsuńSary trochę żal, zwłaszcza kiedy Piotr w obronnym odruchu zasłania jej oczy. Zobaczysz, co będzie dalej.
U Agatki już wiele nie zdążę namieszać przez dwa miesiące.
A Radwan i Wiki, kto wie. ;) Buziaki. ;D
Stracha napędziłaś tym rozdziałem :D Najpierw Idalia. Dobrze, że tak to się skończyło. Jej reakcja jest natomiast bardzo zrozumiała. Całe szczęście, że ma wokół ludzi, którzy gotowi są w każdej chwili biec jej z pomocą.
OdpowiedzUsuńNo Wiki szuka oparcia, pocieszenia. Nic dziwnego. Życie się pogmatwało i widać, że jedyne co jej wychodzi to praca, a prywatne sprawy przecież są niezwykle istotne. Ciekawi mnie, czy rozwiniesz jakoś wątek jej i Radwana. A jak tak, czy jako przyjaciół, czy moze coś więcej :)
No i końcówka, uff, już się bałam, że to Piotr i Sara będą poszkodowani. Niestety, takich wydarzeń nie ubywa na drogach i to jest straszne.
Buziaki :*
Reakcja typowej matki. :) Ty pewnie wolałabyś Adama, ale nie wiem, co musiałoby się stać, żeby u mnie oni byli razem. ;) Mam troszkę inny cel, do którego nie pasuje mi Piotr, a nieodpowiedzialność jest częsta niestety. Buziaki. ;*
UsuńSuper !
OdpowiedzUsuńDziękuję. :)
UsuńA ja znowu z opóźnieniem. Tym razem z własnego niedopatrzenia. Ale jestem, jestem. Niezmiennie! :)
OdpowiedzUsuńJakże miło by było mieć komu to śniadanie do łóżka robić i jeszcze spotykać się z taką wdzięcznością, jak Agata. Zawsze mnie takie sceny rozczulają choć wydawać by się mogło, że przecież nie ma w tym nic dziwnego.
Idalka musi o siebie dbać, koniecznie. Dzieciakowi włos z głowy nie może spaść, w przeciwnym razie ona się zwyczajnie załamie. Opiekę ma najlepszą z możliwych, także jestem dobrej myśli.
Ty naprawde lubisz tego Radwana bardzo, bardzo. :P A "dobry z ciebie Radwan" zrobił mi dzień!
Choć z opóźnieniem piszesz, jak zawsze niezawodna. Mistrzostwo! :***
Wspaniale, że jesteś. :)
UsuńMoże i dziwnego jest, bo ludzie rzadko umieją o siebie nawzajem na co dzień dbać.
Nooo, już Idalia niedługo powita synka.
A lubię, lubię. ;D Mam tak jakoś. ;)
:*
Kiedy następna część bo już nie mogę się doczekać?????
OdpowiedzUsuńA tego nie wiem, na razie mam jedną scenę. ;)
UsuńObserwując odpowiedzi, które się pojawiły pomyślałam, że Nowa część będzie jeszcze dzisiaj. Przepraszam,że nie komentuję, ale najpierw sesja teraz praca. I najczęściej jestem tylko na telefonie. Wybacz.
UsuńPozdrawiam
Miło, że wpadasz. :) Ja też teraz będę miała mnóstwo wyjazdów i pracy, więc bardzo nieregularnie będzie istniał blog, kto wie, czy nam wrzesień nie zaistnieje w listopadzie. ;) Buziaki. :*
UsuńTo kiedy będzie
OdpowiedzUsuńNa pewno jeszcze w tym tygodniu.
UsuńTo kiedy
OdpowiedzUsuń