„Nigdy nie prowokuj
Życia do gry, mawiała moja matka. Bo Życie gra nieczysto, odmienia role,
wyciąga ci karty z ręki, a czasem wymazuje z nich wszystkie obrazki..."
*****
- Ale czy pani nie rozumie, chcę się widzieć z moją żoną -
mężczyzna trząsł się z tłumionej z trudem wściekłości.
Wiktoria odetchnęła. Czasem kontakty z pacjentami stawały
się ponad siły.
- A ja panu kolejny raz powtarzam, że po pierwsze, jest to
niemożliwe, ponieważ pana żona, jak i pan, jest w kiepskiej formie, a po drugie
- ważniejsze, ona nie chce pana widzieć. I ma do tego prawo - ostatnie zdanie
wypowiedziała wbrew woli, twardo i stanowczo.
Pacjent zacisnął pięści.
- Pani nic nie rozumie... - wyszeptał zgnębiony.
- Więcej niż pan mógłby przypuszczać, też jestem matką.
Zarówno pan jak i ona potrzebujecie czasu, musicie otrząsnąć się z szoku -
dodała już cieplejszym tonem. - Wszyscy popełniamy błędy. Wierzę, że ona kiedyś
to zrozumie. Póki co opiekuje się nią szpitalny psychiatra. I niech tak na
razie pozostanie. Dajmy jej trochę czasu.
Siejak zignorował jej wywód.
- Czy byłaby pani w stanie wybaczyć, gdyby podobno
najbliższa pani osoba zabiła dziecko, o które staraliście się 14 lat?
- Przykro mi - odpowiedziała tylko. - Nie mam pojęcia, jaka
byłaby moja reakcja. Jedno, o co bym się starała, to nie podejmować żadnych
decyzji na gorąco, w tak silnych emocjach.
Wstała, pospiesznie ruszając do drzwi. Miała dosyć tej
rozmowy. Przed nią był jeszcze długi, pracowity dzień, a rozpacz obojga
rodziców zupełnie odbierała jej motywację, najlepszym wyjściem było sobie tego
oszczędzić, choć, musiała przyznać sama przed sobą, nieco tchórzliwym.
- Pozwólcie działać czasowi - powiedziała, kładąc rękę na
klamce. - Czasem nie można zrobić niczego lepszego.
- A nasza miłość, gdzie pani zdaniem w tym wszystkim jest
jeszcze na nią miejsce?
Wiktoria zmusiła się, żeby udać, że nie usłyszała ostatniego
pytania. Nigdy nie była specjalistką od miłości.
*
- Obróć się jeszcze z profilu - Martyna promieniała,
dokonując ostatnich poprawek w wyglądzie tak niedługo już Woźnickiej. - Wierz
mi, klasa, szyk i styl. Nie będą mogli oderwać od ciebie oczu.
- Ściśle mówiąc, zależy mi tylko na jednej ich parze -
uśmiechnęła się lekko. - Strasznie się denerwuję. Żeby to jakoś szybko
przeszło, żebyśmy nie zrobili niczego głupiego...
- Hej, to ma być najpiękniejszy dzień twojego życia, tak czy
nie - czułym, kobiecym gestem poprawiła jej sukienkę.
- Bajki, mała, bajki, piękne to będzie wszystko później.
- Chyba jednak trochę przesadzasz. Ja tam myślę, że tak samo
się stresujesz jak cieszysz. Ściągaj to, jest naprawdę cudnie.
- Pewnie, że się cieszę, chociaż dla nas to raczej
formalność. Długie przygotowania, jeden dzień zamieszania i po krzyku.
- Ech, ty i to twoje praktyczne podejście - dziewczyna
wzruszyła buntowniczo ramionami. - Żyj chwilą, łap magię tego dnia!
- Wiem, beznadziejnie się upieram, ale naprawdę bym chciała
dać mu prawdziwą magię dopiero później. Całą swoją cierpliwość i wyrozumiałość.
Mimo że często będzie mi ich obu brakowało - westchnęła.
- Może po prostu go kochaj, co? A on niech kocha ciebie.
Wszystko inne jakoś dogracie. I nie myśl, że tylko tak gadam, bo z Radkiem
czasem jest naprawdę cholernie trudno wytrzymać.
Ciepło się do siebie uśmiechnęły.
- To skoro uważasz, że wstydu nie ma. Czas stawić czoła temu
dniu.
*
- Ida, jeśli się nie pospieszysz, przysięgam, nie zdążymy! -
Wiktor bezradnie rozłożył ręce.
- Spieszę to ja do ciebie z wiadomością - przebiorę się w
szpitalu, bo muszę tam jeszcze do kogoś zajrzeć.
- Idalia, twoja najlepsza przyjaciółka wychodzi dzisiaj za
mąż. Tak nieśmiało tylko przypominam.
- I właśnie dlatego muszę tam iść, bo inaczej nie będę w
stanie się w pełni tym dniem ucieszyć.
Wiktor pokręcił głową, podnosząc się z miejsca.
- No to jedźmy, skoro musisz.
Brunetka wspięła się na palce i mocno go pocałowała.
*
Nawet luźny fartuch nie był już w stanie zatuszować
ciężarnego brzucha Idalii. Bardzo obawiała się, żeby ten fakt nie stanął
pomiędzy nią a Weroniką. Ale czy było jakieś lepsze wyjście? Stając przed
drzwiami mocno postanowiła, że to jej ostatnia pacjentka przed porodem. Poczuła
potrzebę nacieszenia się ciążą, siostrą, mężem i spokojem. Wiedziała, że nie
zmieni już zdania.
Kobieta wyglądała jak marionetka. Siedziała na łóżku blada,
z ciemnymi kręgami pod oczami, rozczochrana, kompletnie niezainteresowana otoczeniem.
"Jak się czujesz? - Najgłupsze pytanie świata" -
pomyślała lekarka. "Jak można się czuć, kiedy funkcje życiowe podtrzymuje
wyłącznie naturalna zdolność organizmu?"
Dlatego się nie odezwała, ani jednym słowem. Usiadła obok
Weroniki i po prostu czekała, milczeniem i obecnością dodając otuchy.
Przełączanie się między rozpaczą tej sytuacji, a radością z powodu Agaty miała
opanowane do perfekcji, bo poparte doświadczeniem własnym.
- Nadal nie mogę w to uwierzyć - padły ciche, beznamiętne
słowa. - Mam wrażenie, że Filip zaraz tu wbiegnie, rzuci się w moje ramiona,
przytuli całą powierzchnią ciała. Poprawię mu ciągle podwijającą się bluzeczkę.
Utulę i okryję kołdrą na dobranoc.
Ida ostrożnie nabrała tchu. Nie pomogło. Nadal nie miała
pojęcia, co powiedzieć. Dlatego wyciągnęła tylko rękę, głaszcząc chłodną dłoń
pacjentki. Własne dziecko zaniepokojone tłukło ją po żebrach.
- A powinnam jakoś żyć, z dnia na dzień, powoli, z godziny
na godzinę szukać motywacji. Moja matka powiedziała, że przecież mam męża.
Jeśli tylko zechcemy, nawet zaraz możemy mieć kolejne dziecko. Czy jesteś w
stanie sobie to wyobrazić? Potraktowała Filipa, swojego wnuka, jak zniszczony
ciuch, który wystarczy wymienić. I to jeszcze w dobrej wierze!
Rozpaczliwie, zbyt mocno, ścisnęła dłoń Idalii.
- Tylko czas - powiedziała psychiatra cicho. - Ja za takie
złote rady po śmierci córki wyrzucałam za drzwi. A dzisiaj, sama widzisz -
pogładziła brzuch. - Naprawdę bym się nie spodziewała, że jeszcze kiedyś znajdę
odwagę, miłość, czasami nawet szczęście.
- To dlatego nie mówisz mi, że będzie dobrze... - wargi
Weroniki drgnęły.
- Bo jeszcze długo nie będzie, ale jesteś silna, to widać.
Wytrwasz.
- Życie nigdy mnie nie oszczędzało. Najgorzej to uwierzyć,
pogodzić się... - ukryła twarz w dłoniach. - I spojrzeć mu w oczy. Nie karać go
każdym gestem. Przecież to nie on jest sprawcą wypadku... A fotelik... to
okropne, ale ja też tak czasem robiłam.
- Fatalny, typowy dla życia splot wydarzeń.
- O jeden raz za dużo. Konsekwencje, atrybut dorosłości. Nie
mam pojęcia, nie wiem, skąd wziąć siłę.
Spojrzała na brzuch lekarki.
- Mogę dotknąć?
- Oczywiście.
Pogłaskała delikatnie podskakującą wypukłość.
- Może stąd? - zamyśliła się. - Z nowego życia, cudu
narodzin, absolutnie niewinnego początku. Pozwól mi się nad tym zastanowić. Daj
mi trochę czasu.
Ida włożyła w jej dłoń wizytówkę.
- Daj mi znać, jak wymyślisz. Lub jeśli cokolwiek innego
będę mogła zrobić.
*
- Idalia, jeszcze tu jesteś? - Wiktoria wbiegła do
lekarskiego na niebotycznie wysokich obcasach.
- Właśnie wychodzę - rzuciła szybkie spojrzenie w lustro.
Nie było innej rady, musiała zaakceptować nową figurę.
- Bo taka sprawa jest... czy mogłabym się z tobą zabrać?
Ostatnio trochę o niej zapominałam. Nie mogła szczególnie na mnie liczyć...
- Nie tłumacz mi się, po prostu chodź. Jesteśmy jej teraz
tak samo potrzebne.
- A czy i ja mógłbym się do pięknych pań przyłączyć? -
Radwan uśmiechnął się figlarnie.
- Do pięknych pań i mojego męża - Cichocka mocno ścisnęła mu
dłoń.
- Wyglądacie zjawiskowo, zwłaszcza mamusia.
- Już mnie nie czaruj, ciąża ma swoje prawa.
- Naprawdę świetnie wyglądasz - poparła go Consalida, którą
Radwan szarmancko ujął pod rękę. Pospiesznie, odświętnie ubrani i tak samo
przejęci, ruszyli do samochodu.
*
Idalia, Wiktor, Hana i Piotr, stojąc w tłumie oczekujących
młodej pary przed kościołem gości, wymienili uprzejmości.
- Czy wy też w takich sytuacjach przypominacie sobie, jak to
u was było? - spytała zaciekawiona Hana.
- O taaak, Wiktor zwłaszcza - brunetka zachichotała.
- Dlaczego? - dopytywał Piotr.
- Nawet mi nie przypominaj, mało brakło, a bym się spóźnił.
- Korki? - podsunął Piotr usłużnie.
- Gdzie tam - prychnęła Ida. - Pomyliły mu się godziny.
Dopiero najlepszy przyjaciel go uświadomił.
- Otóż to - podchwyciła Hana. - Czym bylibyśmy bez
przyjaciół... No i wygląda na to, że jadą.
W istocie, oczy wszystkich zwróciły się na parkujący przed
kościołem samochód. Tylko Idalia zauważyła powracające do siebie i zaraz potem
szybko uciekające spojrzenia Wiktorii i Adama. Uśmiechnęła się pobłażliwie, bo
czy oni naprawdę wierzyli, że zdołają oszukać swoje przeznaczenie?
matko, doczekałam się, huuurrrra!
OdpowiedzUsuńBardzo podoba mi się ta szczerość idalki względem pacjentki, to najgłupsze, gdy się powie człowiekowi wszystko będzie dobrze, zwłaszcza gdy on wie, że nie będzie.
a my często tak mówimy, często nie ze złej woli, nie z utartego schematu, my chcemy, żeby tak było, a że nie jest... takie to życie pokomplikowane.
jeeju, a martyna i agata to jak rodzina, dosłownie!
takie ich kobiece porozumienie jest urocze i wzruszające!
ja chcę, żeby radwan był z wikiiii! nie adam, nie lubię go!
no i wreszcie nadszedł ten dzień, niech będą szczęśliwi, jestem stuprocentowo pewna, że rutyna i nuda im nie grozi!
poza tym, mają takich przyjaciół, że zawsze im pomogą, wysłuchają, doradzą!
martwi mnie tylko ida, bo obiecała sobie, że to ostatnia pacjentka, a jednocześnie dała wizytówkę pacjentce, oj, niech tylko nie urodzi w terenie gdzieś, niech to małe szczęście przyjdzie na świat całe i zdrowe.
buuuziaki i wspaniale, że część jest!!!! :*
Ach te pretensje i obwinianie się. Trudne życie przed pacjentką Idalii, świetlana przyszłość raczej jej nie czeka. Nie wiadomo też, czy z mężem dojdzie do porozumienia... choć może jej się uda, z pomocą Idy.
OdpowiedzUsuńOstatni pacjent ostatnim pacjentem, ale o dziecku trzeba też myśleć. Wydaje mi się, że Idalkę na tyle już życie doświadczyło, że jednak skupi się na tym, co dla niej najważniejsze w tej chwili i małe urodzi się zdrowe.
Martyna to już prawie rodzina, tak się zdaje. Dzieciaki jeszcze troche dorosną i kto wie... wygląda to na bardzo poważny związek. Czytając takie historie zaczynam na powrót wierzyć w ludzkość, która ostatnimi czasy nie daje powodów do takiej wiary. Oby im się poukładało i jakąś beznadziejną kłótnią nie zniszczyli wszystkiego.
Ślub wspaniały się zapowiada. :))
Buziaki! Bardzo się cieszę, że pojawiają się nowe wpisy. Oby więcej, oby częściej, choć rozumiem zapracowanie.
Weszłam dzisiaj na Twojego bloga tak na wszelki wypadek, pewna że nic nowego nie znajdę. Powinnaś widzieć moją minę, kiedy zobaczyłam, że już od trzech dni coś tu jednak jest! :) Miło Cię znowu czytać, mam nadzieję, że nie każesz nam już więcej tak długo czekać.
OdpowiedzUsuńCo do samej treści - całkowicie zgadzam się z Agatą. Wyszłam za mąż w lipcu i też zupełnie nie podzielałam zdania osób, które mówiły, że ślub będzie najpiękniejszym dniem w moim życiu, bo przecież liczą się dopiero te dni, do których on prowadzi. I przekonuję się, że miałam rację ;) Kurcze, wydawało mi się, że będziesz swatać Wiktorię z Radwanem. Oni bardzo do siebie pasują, widziałabym z nim Consalidę nawet chętniej niż z Adamem, ale widocznie przeznaczenia nie da się oszukać :D
Patrzę, patrzę i po prostu nie dowierzam własnym oczom - nowa część ! Już zaczynałam się martwić ;) opowiadanie jak zwykle świetne :) rozmowa Idali z tą kobietą, ma rację nigdy nie przestanie boleć i nigdy nie będzie całkiem dobrze, ale później można dalej żyć... Agata w końcu szczęśliwa, wychodzi za mąż po tych wszystkich złych rzeczeach które ją spotkały. Więc ... No... Miło mi cię znowu tutaj widzieć i mam nadzieję, że już nie znikniesz na tak długi czas :p w chwili wolnego czasu zajrzyj też do mnie na bloga, przez wakacje przybyło kilka nowych części i nawet dwa kolejne opowiadania :) wiki-agata.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKiedy next?
OdpowiedzUsuńNiezwykle trudne są takie rozmowy... Z osobami, które straciły kogoś bliskiego. Sama obecnie na co dzień mam do czynienia z ludźmi, którym umierają bliscy i wiem, że czasem naprawdę nie ma się pojęcia, co powiedzieć. Ale coś trzeba, bo ci ludzie tego od nas oczekują, tego potrzebują.
OdpowiedzUsuńFajnie, że Agata tak dobry wspólny język znalazła z Martyną :)
A Idalia naprawdę pięknie musi prezentować się z brzuszkiem :)
Buziaki :*
Hejka, żyjesz tam ? Bo powoli zaczynam się martwić ;)
OdpowiedzUsuńZapomnimy całe opowiadanie zanim uda nam się poznać zakończenie :(
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś będzie chciał sobie przypomnieć, to zajrzy do archiwum.
OdpowiedzUsuńTen blog od zawsze miał jakość i zamierzam, żeby tak pozostało. A jeśli nie mam czasu, a raczej już mieć nie będę, odpowiadać nawet na wasze komentarze, które bardzo mnie cieszą, a co dopiero pisać i czytać wasze blogi, to znaczy tyle, że zmieniły mi się życiowe role i priorytety i gonię resztkami. Prawda jest taka, że piszę już coś zupełnie innego, co kłóci się zupełnie z tymi opowiadaniami i pochłania mnóstwo czasu, wymaga też zupełnie innego myślenia. A do naszych bohaterów chcę wracać ze spokojną głową i przyjemnością. A jeśli obiecałam, że skończę, to skończę. Wytrwali doczekają. :) Pozdrawiam! I dziękuję za wszystkie komentarze! <3