poniedziałek, 11 lipca 2016

97.



"Przemoc wobec ciała zabija też duszę".

*****

- Dzień dobry - Agata przeciągnęła się leniwie, trąc zaspane oczy.
- Witam najdroższą panią doktor w nowym życiu - Marek odgarnął jej z policzka niesforny kosmyk i złożył na ustach delikatny, czuły pocałunek. - Jak się miewa Agata Rogalska?
- Zmęczona, ale szczęśliwa. A poza tym bez zmian.
Usiadła na łóżku, szybko się rozbudzając. Mocno przytuliła się do męża.
- Powoli trzeba powrócić do rzeczywistości, kochanie, urlop dopiero za tydzień.
- Już prawie o tym zapomniałem, znowu zacznę żałować.
- A ja uważam, że zachowałeś się wspaniale. Twoi pacjenci nie mogą pozostać bez opieki. I jeśli godny ciebie specjalista może się nimi zająć dopiero w przyszłym tygodniu, to nasze szczęście spokojnie zaczeka.
- Wiesz ile będzie jeszcze takich wymówek? - Rogalski posmutniał.
- Tym bardziej trzeba się przyzwyczajać - cmoknęła go pospiesznie. - Wstajemy, dostaniesz pyszne śniadanko, od razu nastrój ci się poprawi. No i kawkę. Z rąk żony.
Zgodnie skierowali się do kuchni, gdzie już czekał na nich nakryty przez Radka i Martynę stół.
- Czy ja przypadkiem nie śnię? - Rogalska promieniała. - Moje kochane dzieciaki!
- No, no, moi drodzy, jestem pod wrażeniem - Marek był również szczerze poruszony.
- Jakie mieliśmy wyjście - zbył ich zachwyt młody Rogalski. - Na czyjąś prośbę przełożyliście urlop, miejcie coś z tego życia, w końcu to wasz czas.
- Poza tym zjedlibyście coś w pośpiechu i zaraz pognali do pracy, a tak przynajmniej nacieszycie się sobą chwilę dłużej - Martyna mrugnęła do nich rozbawiona i dumna z osiągniętego efektu.
- Dzięki, kiedyś wam się odwdzięczymy, macie moje słowo - zapewnił Marek.
- Naleśniczki - zachwyciła się internistka. - Smacznego, kochani, mam nadzieję, że czeka nas jeszcze wiele takich śniadań.
- Wnioskując z tego, jak bardzo ostatnio jesteście zajęci sobą, wątpię - skwitował trzeźwo Radek.
- Synu, życzę ci tak napiętego grafiku - roześmiał się kardiolog. - Wierz mi, to samo zdrowie.
- Zdrowie albo dzieciątko - dodała mrugając do Marka Martyna.
Wspólne pochłanianie naleśników zdecydowanie nie zabrało im dużo czasu.

*

- Powinienem ci powiedzieć, że mam nadzieję na twój szybki powrót. Ale mówię tylko: bądź szczęśliwa. Korzystaj z tego czasu z synkiem, jak tylko się da najbardziej - Tretter mocno, po ojcowsku, uścisnął Idalię.
- Dziękuję. Za wszystko. Zwłaszcza za szansę.
- O żadnej szansie już nie pamiętam. Szukałem dobrego specjalisty, a ty nim jesteś.
- Takim trochę po przejściach - zmieszała się lekko.
- Co zwykle niestety oznacza, że jeszcze lepszym. Czekam na ciebie. Koniecznie odzywaj się czasem.
W lekarskim zaroiło się od ludzi. Wszyscy ciepło żegnali ciężarną koleżankę, życząc jej szczęśliwego rozwiązania i spokojnego nowego życia po zmianach.
- Dziękuję wam - Idalia stanęła na środku jak uczniak, mocno poruszona. - Przeze mnie nasz początek nie należał do łatwych ani przyjemnych. Dziękuję, że przetrwaliście mój upór, pozwoliliście mi się ze sobą oswoić i przede wszystkim - zaakceptowaliście mnie, nie ukrywajmy, trochę aspołeczną. Mam nadzieję, że kiedy wrócę, nasze stosunki się nie zmienią.
- Lepsza aspołeczna niż nieszczera - skonstatowała Wiki rzeczowo, zerkając na Adama.
- Wracaj szybko, pusto tu będzie bez ciebie, jesteś świetna w tym, co robisz - powiedział Piotr, wymieniając z Idą ciepły, przyjacielski uścisk.
- A na mnie możesz zawsze liczyć w kwestii porad związanych z synkiem - Hana krzepiąco poklepała brunetkę po plecach.
- Dzięki, przyda się, mam wrażenie, że wszystko zapomniałam.
- To i ja powinienem się pożegnać - tym oznajmieniem Krajewski wywołał absolutną ciszę wśród zgromadzonych. - Co złego to nie ja. I pewnie kiedyś gdzieś się jeszcze przynajmniej z niektórymi spotkamy.
Piotr wstał, odkładając na stół pusty kubek po kawie.
- Stary, wg mnie robisz duży błąd. Jesteś doskonałym fachowcem, a teraz otwieramy nowy oddział, zrobiłbyś kolejną specjalizację, najlepsza droga rozwoju dla ciebie jest tutaj. Przemyśl to jeszcze, trzeba umieć oddzielać sprawy prywatne od zawodowych - Mocno klepnął lekarza w plecy, po męsku się z nim żegnając.
W jego ślady szybko poszli inni lekarze, przerwa w pracy dobiegała już końca. Wiktoria się nie pożegnała, ponieważ zadzwoniła jej komórka, szybko wyszła z pomieszczenia, żeby odebrać połączenie.

*

- Wezwałaś mnie w najlepszej chwili, Adam się żegna, urządza jakieś bezsensowne przemowy - Wiktoria prychnęła wzgardliwie, patrząc z wdzięcznością na Agatę.
- Wiki, ja już nie mam siły do tej waszej chorej sytuacji, wyjaśniajcie to sobie sami. Z żadnym z was w tej sprawie nie można się porozumieć. Za to Tomka dzisiaj nie ma, a ja mam poważny problem z dwunastolatką. Karetka mi ją przywiozła godzinę temu i od tego czasu miotam się jak dzika.
- W czym rzecz? Jestem do twojej dyspozycji.
- Super, rzecz w tym, że sama nie wiem, co w tej całej sytuacji właściwie jest grane. Chodź, pogadamy z ratownikami. Kazałam im na nas zaczekać. Mam oczywiście swój typ, jako nie najgorszy diagnostyk, ale jest to typ cholernie niewiarygodny.

*

- Tylko że ja właściwie nic nie wiem - speszył się młody ratownik. - Sytuacja jest dziwna. Chwilę po czwartej rano wpłynęło do dyspozytorni zgłoszenie: na przystanku autobusowym siedzi dziewczynka. Ubrana nieadekwatnie do pogody, na deszczu. Ewidentnie nigdzie się nie wybiera. Nie ma z nią w zasadzie kontaktu, wygląda na otumanioną jakimiś środkami, tyle.
- Co się działo w karetce? - spytała Agata.
- Serce się rozszalało, dziecko dostało tachykardii, ciśnienie zaczęło wariować, ledwie daliśmy radę w podstawowym zespole bez lekarza, mało brakowało, a by się zatrzymała. Na pewno jest pod wpływem leków lub nawet narkotyków. Taka mała dziewczynka...
- Dzięki, to mi wystarczy. Możesz jechać - Rogalska uścisnęła dłoń ratownika.
Obie lekarki wróciły na izbę.
- Nadal nie rozumiem, jaka jest moja rola? - nalegała Consalida.
- No to słuchaj dalej: w kieszeni spodni znalazłam legitymację szkolną. Oliwia Gajda, lat dwanaście. Adres zamieszkania w Szczecinie.
- Wow! Mała uciekinierka?
- Też tak myślałam. Poprosiłam pielęgniarkę, żeby zadzwoniła na policję, przeszukali rejestry. Młoda zaginęła dwa tygodnie temu. Nie wróciła ze szkoły. Natychmiast chcieli poinformować rodzinę, że zguba się znalazła i żyje, ale pod podanym kontaktem nikt się nie zgłasza.
- Coraz lepiej - Wiki westchnęła ciężko. - Nadal nie ma z nią kontaktu?
- Odsypia. Zleciłam krew do analizy. Czekam jeszcze, ale nie wygląda to dobrze. Osłuchowo i ze wstępnych badań wyszedł mi w sercu ubytek międzykomorowy. Wrodzona wada serca, częsta u dzieci, ale nie do zlekceważenia. Przy dziecku nie było żadnych leków. Niewielkie znaczenie ma, czy małolata eksperymentowała sama, czy ktoś jej coś podał - fakty są faktami, to że nie umarła jest wyłącznie kwestią fartu. A teraz to, po co cię tu zaprosiłam. Chodźmy do dziewczyny.
- Telefon do pani doktor, z policji - pielęgniarka zatrzymała wychodzące kobiety.
Internistka wyszła porozmawiać. Wróciła z mocno niepewną miną.
- Miałaś rację, coraz lepiej. Policjanci skontaktowali się z babcią Oliwii. Nie przyjedzie, ponieważ poza nią ma na głowie jeszcze trójkę młodszych dzieci. Jest dla nich rodziną zastępczą. Ojciec nie istnieje. Matka nieuchwytna, uzależniona od narkotyków. Więc póki co musimy radzić sobie sami.
- Kurde, biedna małolata. Pokaż, w czym masz wątpliwości. A może ona zabalowała z mamą?

*

Chuda, blada i drobna Oliwia Gajda bynajmniej nie wyglądała na swoje 12 lat, z trudem na dziesięć. Nie przypominała też wcale imprezowiczki. Spała mocno, okryta szpitalną kołdrą niemal po czubek głowy. Wystająca spod przykrycia dziecięca stopa wzruszyła Wiktorię. Mocno napięta internistka jednym ruchem odkryła dziewczynkę.
- Wyraźne, świeże ukłucia na rękach - natychmiast zauważyła Wiktoria. - Siniaki też nie świadczą o dobrowolnych eksperymentach młodej.
- Wcześniejszych, starych ukłuć nigdzie nie znalazłam. Wygląda na to, że coś jej podano bez zgody. W dodatku jest niedożywiona. Ubranie było brudne i podarte, dawno się też nie myła. Ale nie to jest najgorsze. Obróćmy ją na brzuch, nie powinna się obudzić. Jest jeszcze zbyt otumaniona.
Chirurg stanęła jak wmurowana. Nie wiedziała, co powiedzieć.
- Co to według ciebie, Wiki, jest? - internistka nalegała mimo wszystko.
- Kurwa, ja w to po prostu nie wierzę! Natychmiast trzeba zgłosić popełnienie przestępstwa. Dobudzić jakoś to dziecko, niech gada, co wie! Takie akcje to tylko w filmach i w plotkarskich gazetach, Agata!
- Czyli się nie pomyliłam... - blondynka ukryła twarz w dłoniach.
- Nie pomyliłaś się. To są świeże blizny po skalpelu. Cięcia wyglądają na profesjonalne. Jakiś skurwiel chciał to dziecko trwale okaleczyć.
- Co dokładnie chciał zrobić?
- Dobrze myślisz, usunąć nerkę. Do takiego zabiegu konieczny jest blok operacyjny i sterylne warunki.
- Robiłam USG. Dziewczynka ma obie nerki. Czy też dobrze myślę, dlaczego? I że to zupełny przypadek wyratował to dziecko?
- Tak, nie przewidział wrodzonej wady serca. Prawdopodobnie ją znieczulił, przystąpił do zabiegu i nagle wszystko zaczęło iść nie tak.
- Prawidłowy wniosek. Gdyby kontynuować zabieg, mała by tego nie przeżyła. Odpuścił jej wyłącznie dlatego, że spanikował, Wiktoria, dzwoń na policję, ja potrzebuję ochłonąć.

6 komentarzy:

  1. Znalazło się jak widać trochę czasu. Dziękuję za 45 tysięcy! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gratuluję tych 45 tysięcy :)

      Usuń
    2. Dziękuję. :) Ostatnio trochę niezasłużone, ale i w weekend zapowiada się trochę czasu, więc kto wie, czy nie zdążę z kolejną częścią. Coraz mniej do końca. :) Jakoś tak żal pisać, ale jednocześnie wiem, że czas kończyć, właśnie przez czas. :) Nie chcę was trzymać w nieskończoność.

      Usuń
  2. To kiedy bedzie nexy

    OdpowiedzUsuń
  3. Ida nareszcie idzie na zasłużony odpoczynek :) Będzie musiała psychicznie przygotować się do nowej/starej roli.
    Ale Adamem jestem zaskoczona. W sumie mu się nie dziwię. Łatwo się mówi: oddzielić życie prywatne od zawodowego, trudniej zastosować.
    Jezu, takie zbrodnie powinno karać się z największą surowością. Oskalpowałabym drania.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń