poniedziałek, 18 lipca 2016

98.

"Szczęścia nie da się zdefiniować. Opisać można jedynie nieszczęście".

- Spokojnie, Oliwia, jesteś w szpitalu, a my chcemy ci pomóc! - Wiktoria z trudem trzymała wyrywającą się dziewczynkę.
- Zostaw mnie, głupia dziwko! - pacjentka z całej siły kopnęła lekarkę.
- Mała, już po wszystkim, jesteś bezpieczna, to, co przeżyłaś, już się skończyło.
Dziewczynka wbiła rozbiegany wzrok w twarz Wiktorii.
- Możecie mnie nawet zabić, a ja i tak nic nie powiem! - krzyknęła, po czym bezwładnie opadła na szpitalne łóżko.

*

- Nie podoba mu się chyba siedzenie tutaj - Idalia ze śmiechem patrzyła na swój falujący brzuch.
- Mam wrażenie, że to aż boli - Wiktor z czułością pogładził najdroższą wypukłość.
- Jak dostaniesz po żebrach, tchu brakuje. Ale nagroda jest tego warta. Napędza mnie perspektywa, że już naprawdę niedługo go poznamy. Naszego wyśnionego synka - w jej oczach bez udziału woli zalśniły łzy.
W tej chwili z gabinetu Radwana wyszła młoda kobieta, zanosząc się od płaczu. Roztrzęsiony partner z trudem prowadził ją do najbliższego krzesła. Kobieta kurczowo trzymała się za brzuch, powtarzając nieskładnie: "to jest niemożliwe, to na pewno nie jest prawda".
Twarz Idy pobladła. Natychmiast domyśliła się, co tej parze się przydarzyło. Zalała ją niewyobrażalna fala smutku, tak dobrze jej znanego i nie do zapomnienia. Przecież to, na jakim etapie traciło się dziecko, nie miało żadnego znaczenia. "Tak bardzo za tobą tęsknię, córeczko, opiekuj się bratem" - pomyślała strapiona.
Wiktor stanowczo wziął żonę za rękę, zmuszając do wstania, i lekko popchnął w stronę gabinetu.
Radwan siedział przy biurku głęboko zasmucony.
- Który tydzień? - spytała lekarka głucho.
- Ida, nie trzeba ci tego wiedzieć - zaprotestował Wiktor.
- Dwunasty - jednocześnie odpowiedział Radwan. - Ale nie powinno się to zdarzać na żadnym etapie. Nienawidzę tych momentów. Chodź, Idusia, daj się napatrzeć zmaltretowanemu lekarzowi na twojego pięknego kawalera.
We troje z namaszczeniem patrzyli w monitor, słuchając równego rytmu serca synka psychiatry.
- Ideał! - nareszcie rozpromienił się Krzysztof. - I wyglądacie na zupełnie gotowych do podróży na ten świat.
Idalia leżała zamyślona, bez słowa.
- O czym myślisz, Idalko? - zaniepokoił się Radwan.
- Chłopaki, bardzo bym nie chciała, żebyście się na mnie obrazili, ale jednocześnie podjęłam już decyzję.
- Jaką? - zapytał zaskoczony Wiktor.
- Chcę być przy tym sama. Bez żadnego z was, wyłącznie z położną. Doświadczona położna ma instynkt, da wam znać, jeśli będzie to potrzebne.
- Ale dlaczego nie chcesz mojego wsparcia? - Cichocki był wyraźnie zawiedziony.
Idalia wstała z trudem, mocno poruszona.
- Bo muszę przejść przez to sama, rozumiesz? Inaczej nasze życie nigdy nie będzie wyglądało normalnie, a ja będę się trząść nad tym dzieckiem, kiedy tylko zakwili, wychowując życiowego nieudacznika. Dlatego muszę teraz pokonać własny strach, panikę. Uwierzyć, że jeśli własnymi siłami, bez niczyjej zbędnej pomocy, uda mi się go urodzić, to nic później nie pójdzie już źle, a historia jednak nie lubi się powtarzać. Potrzebuję tego i zrobię, czy to zrozumiesz, czy nie, mimo że kocham cię ponad wszystko.
Szybkim ruchem poprawiła ubranie i wyszła z gabinetu bez pożegnania, ponieważ rozdzwonił się jej telefon. A może nie tylko dlatego...
- Kobiety, nigdy ich nie zrozumiem - westchnął Wiktor.
- Jest w tym co mówi trudna do pojęcia logika. Nie pozostaje nam nic innego, jak się z nią zgodzić - odpowiedział poważnie Krzysztof.

*

- Karolina Rybicka - drobna, zielonooka szatynka stanowczo potrząsnęła dłonią Wiktorii.
- Wiktoria Consalida, miło mi.
- Jestem psychologiem, na co dzień współpracuję z policją. A prywatnie znam też Idalię. Prosiła mnie o dołożenie wszelkich starań, wnioskuję więc, że mamy poważny problem.
- Nie mylisz się. Na początek proponuję kawę w bufecie, wszystko ci opowiem.
- Chodźmy - Karolina z ciepłym uśmiechem na twarzy energicznie ruszyła do wyjścia.

*

- Wołajcie, gdybyście potrzebowały jakiejkolwiek pomocy, czeka was trudne zadanie. Ale rozumiem, im nas tam mniej, tym większa szansa, że dziewczyna zacznie mówić - Wiktoria odchodząc uniosła dłoń w geście zwycięstwa. - Ty już dobrze, Basiu, znasz nasze zwyczaje. Dacie sobie radę.
Basia storosz wyczekująco patrzyła na Karolinę, jednocześnie drżąc z niecierpliwości.
- Chcę się jak najszybciej wziąć do łapania tych skurwieli, więc zrób, co umiesz. Ja będę tylko zapisywać, ciężar rozmowy pozostawiam tobie.
- Tak jest, generale - Rybicka odetchnęła głęboko, podchodząc do drzwi sali dziewczyny.

*

Siedziały już pół godziny bez efektu. Basia z kartką i notesem w dłoniach, a także odznaką, bo dziewczynka po minutach uporczywego milczenia chciała ciągle upewniać się, że naprawdę jest policjantką; Karolina spokojnie, jakby miała morze cierpliwości, co jakiś czas tylko rzucając luźne uwagi lub upewniając małą pacjentkę, że może bezpiecznie opowiedzieć swoją smutną historię.
- Bo tak naprawdę to wszystko stało się z mojej winy. I dlatego, że wszyscy mają mnie w dupie - dziewczynka zacisnęła pięści na kołdrze, zadrżały jej usta. Bohatersko tłumiła łzy. - I siedzicie tutaj na darmo. Nie złapiecie ich. Bo ja naprawdę nic nie wiem. To co wiem, mogę wam powiedzieć od razu, to nic nie zmieni: było ich trzech, mówili po rosyjsku, ukraińsku, jakoś tak. I bardzo długo jechaliśmy samochodem. Więc pewnie wyjechaliśmy z Polski. Nic nie pamiętam, kłuli mnie w ramię, a potem tylko spałam. Kiedy widzieli, że się budzę, znowu kłuli. Nie umiem nic więcej powiedzieć. Możecie sobie iść.
- Jesteśmy tu dla ciebie, Oliwko, złapanie ich to sprawa oczywiście bardzo ważna, żeby już nikomu nie zrobili krzywdy, ale jednocześnie drugorzędna. Każdy szczegół, nawet ten pozornie bez znaczenia, może być ważny. Przekażemy go policjantom specjalizującym się w tego typu przestępstwach. Oni będą wiedzieli, co z nim zrobić. Ale dla mnie jako terapeuty liczysz się wyłącznie ty, niezasłużenie skrzywdzona mała dziewczynka.
- Nie wierzę pani, nawet moja babcia nie ma dla mnie czasu, dlaczego pani miałaby go mieć? Ale okej, rozumiem, takie są zasady. Ostatnio olałam zasady dorosłych i... skończyło się beznadziejnie. Chcecie wiedzieć, to wam opowiem.
Kobiety, zbyt wstrząśnięte, nie zdobyły się na żadną odpowiedź.
- Nikomu na mnie nie zależy i dlatego się to wszystko stało. Moja mama ćpa, mam młodsze rodzeństwo, więc babcia ma przy nich pełne ręce roboty. Ciągle powtarza, że ja jestem już duża i powinnam sobie radzić sama i jeszcze jej pomagać.
Ze złością otarła łzy wierzchem dłoni.
- Kiedy przeprowadziliśmy się do babci, myślałam, że będzie lepiej, zmieniłam szkołę, nikt mnie tam nie znał. Ale wszystko o naszej matce i tak szybko wyszło. Takie dwie bogate dziewczyny z klasy zaczęły się ze mnie nabijać, i z mojej siostry, nastawiły wszystkich przeciwko mnie. A na mnie nasłali kuratora, jak w obronie Julki słusznie jedną z nich uderzyłam.
Znowu zacisnęła drobne dłonie w pięści.
- Taka właśnie jest ta wasza dorosła sprawiedliwość! Mnie nawet nikt nie zapytał, dlaczego to zrobiłam, bo ja jestem ta gorsza patologia, a one są święte. Nikt nie zwraca uwagi, jak dwunastolatki palą w szkolnym kiblu, byle rodzice dawali kasę na rozwój szkoły.
Karolina otworzyła szeroko oczy ze zdumienia.
- Czemu pani tak na mnie patrzy? Takie jest życie! Pani ma wszystko, a ja nie mam nic! Moje zdanie się dla nikogo nie liczy. To skoro tak, wymyśliłam, że ja wszystkim jeszcze pokażę. Chodziłam na wagary, zakumplowałam się ze starszymi dziewczynami z osiedla, takimi z gimnazjum, Traktowały mnie jak lalkę. Przynosiły mi ciuchy, jedzenie, nie były takie złe. W zamian za to jak kradły w sklepach, miałam stać na czatach. I w ogóle w różnych rzeczach im pomagać. Bo takiej małej i drobnej nikt o nic nie będzie podejrzewał. Ale mnie wystawiły.
- Jak to się stało? - spytała cicho Karolina.
- Poszłyśmy pić wódkę do parku, zabrały rodzicom. Z tym że ja i pewnie nie tylko ja, piłam pierwszy raz. Szybko zrobiło się wesoło i głośno. Ktoś zadzwonił po policję. Zaczęły wiać, a ja nie mogłam utrzymać się na nogach, nigdy wcześniej przecież nie piłam, nie poczekały na mnie. Schowałam się w krzakach, jakimś cudem udało mi się przeczekać, nie zauważyli mnie, pewnie pomyśleli, że wszystkie uciekłyśmy. Zrobiło się ciemno i zimno, a mnie nadal strasznie kręciło się w głowie. Na chwilę położyłam się na ławce. Miałam nadzieję, że ktoś przechodząc z psem się mną zainteresuje, albo babcia zadzwoni na komórkę, jak ja dzwoniłam, nie odbierała. I resztę znacie, ocknęłam się tutaj.
- Oliwko...
- Niech się pani nade mną nie użala! Bo mi to po nic, jeśli chce pani coś dla mnie zrobić, mam tylko jedno marzenie. O niczym innym nie będę gadać.
- Jakie? - zapytały jednocześnie.
- Zabierzcie mnie od babci. Znajdźcie mi rodzinę w innym mieście. Prawdziwych rodziców, którzy pozwolą mi mieć własny pokój, zapraszać koleżanki i będą robić mi kanapki do szkoły. Tylko im pokażę, że tak naprawdę jestem spoko.
Karolina wzięła głęboki oddech.
- Jesteś pewna, że chcesz rozłączyć się z rodziną?
- Gdyby pani była w domu tylko kolejną gębą do nakarmienia, też by pani tego chciała.
- Jesteś niezwykłą dziewczyną, Oliwia - wtrąciła Basia.
- Nieprawda. Ja po prostu już jestem dorosła. I wiem, że to moja ostatnia szansa. A na kogo, waszym zdaniem, wyrastają takie jak ja? Na dziwki albo jeszcze gorzej. A ja wiele lat temu postanowiłam, że nie będę jak moja matka. Wolę umrzeć!
Kobiety w milczeniu uścisnęły Oliwię, postanawiając zrobić wszystko, żeby uszanować jej wolę.


5 komentarzy:

  1. To, co przeszła Oliwia, jest po prostu nie do pojęcia. Oczywiście, takie sytuacje niestety się zdarzają. Czasem to tylko kwestia chwili, a dziecko znika bez śladu... jedna wielka masakryczna rzeczywistość. Biedna mała, tak szybko weszła w dorosłość. Dwanaście lat ma, a teksty dorosłej kobiety. Świadoma jest swojej sytuacji i decyzji, oby tylko ci prawdziwi dorośli staneli na wysokości zadania.
    Za Idalkę trzymamy kciuki, będzie dobrze. :) Żeby tylko za bardzo się nie zestresowała.
    Pomyśleć, że tak niewiele już do końca zostało... Będę tęskknił! :(
    Oby ta, która nie istnieje, przyczyniła się To, co przeszła Oliwia, jest po prostu nie do pojęcia. Oczywiście, takie sytuacje niestety się zdarzają. Czasem to tylko kwestia chwili, a dziecko znika bez śladu... jedna wielka masakryczna rzeczywistość. Biedna mała, tak szybko weszła w dorosłość. Dwanaście lat ma, a teksty dorosłej kobiety. Świadoma jest swojej sytuacji i decyzji, oby tylko ci prawdziwi dorośli staneli na wysokości zadania.
    Za Idalkę trzymamy kciuki, będzie dobrze. :) Żeby tylko za bardzo się nie zestresowała.
    Pomyśleć, że tak niewiele już do końca zostało... Będę tęskknił! :(
    Oby ta, która nie istnieje, przyczyniła się do szybkiego powstania kolejnych części. :***do szybkiego powstania kolejnych części. :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psuje się coś to dodawanie komentarzy, więc chyba powoli czas faktycznie kończyć przygodę. :)
      Oj, wystarczyłoby, że ta która istnieje i to jeszcze jak! ogarnęłaby się z terminami, to nowe części by jak te bułeczki powstawały, a tak, nic nie wiem. Buziaki! :*

      Usuń
  2. A KIEDY BEDZIE COS O HANIE I PIOTRZE?

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytam pilnie i czekam z niepokojem ile jeszcze tego cudnego czytania ):

    OdpowiedzUsuń