"Wypocząć trzeba
niech światło układa dni
w duchu miłości".
niech światło układa dni
w duchu miłości".
*****
- Ida! - Agata chwyciła przyjaciółkę za ramię. - I co tam?
- Ku dobremu. Niestety znaleziona na razie tylko praca salowego dla pana Pawła, ale nie narzeka. Na tych ulotkach i zasiłku nie mają z czego żyć.
- Wykształcony człowiek... - internistka w zamyśleniu potarła twarz.
- Bywa, życie. I instynkt. Dla samego siebie mógłby jeszcze się wahać. Ale dla niej?
- No tak. A gdzie ona jest?
- Tatuś na rentgenie, a Lenka z Melanią.
- Wow, niańka-pianistka. Odpowiada jej to?
- Dobrze jej zrobi. Zwłaszcza teraz. Znikam, Agu, zobaczymy się później.
Woźnicka zatrzymała ją gestem.
- Co z tapetą do pokoju małego?
- Jeśli pójdziesz ze mną, może być jutro.
- No, i to jest rozmowa - Agata posłała idzie całusa. - Trzymam za słowo!
*
- A co trzeba robić, żeby zostać pianistką jak pani? - spytała Lena, przygryzając kredkę.
- Mieć dużo cierpliwości i tyle samo ćwiczyć. No i podobno trzeba mieć talent.
- A co to jest talent?
- Na przykład ty masz talent do rysowania. Przepięknie wyszły ci te księżniczki - powiedziała kobieta szczerze.
- To taki talent jest fajniejszy. Bo do tego nie trzeba mieć dużo cierpliwości. I narysować można wszystko.
Mela się uśmiechnęła.
- Zagrać też. Gdybym miała instrument, pokazałabym ci.
- Naprawdę?
- Tak.
- A jak można zagrać deszcz?
Melania zaczęła delikatnie bębnić palcami po stole, naśladując drobne kropelki deszczu. Dziewczynka ze śmiechem dołączyła się do zabawy.
- Ja tak szybko nie umiem. Mam inny talent.
- To dokończ rysunek, bo już nie mogę się doczekać.
Lena w skupieniu pochyliła się nad kartką.
Melania westchnęła ze smutkiem. Nagle zrobiło jej się niesamowicie przykro. Najprawdopodobniej w jej życiu nigdy nie pojawi się dziewczynka oczekująca od niej odpowiedzi na tysiąc pytań równocześnie. Ale czy coś lub ktoś zajmie jej miejsce, czy może w sercu pewnego dnia pojawi się pustka? Czy muzyka, przyjaciele lub synek siostry są w stanie zagłuszyć w niej instynkt macierzyński? I czy jest sens w ogóle się nad tym zastanawiać? Życie Melanii potoczyło się określonym torem. Czy to sprawił jej świadomy wybór, czy przypadek, nie ma znowu aż tak wielkiego znaczenia. Jest sama i najprawdopodobniej już sama zostanie. A nawet jeśli pojawi się człowiek, którego zechce pokochać, na dzieci będzie już zdecydowanie za późno. Ale jaki sens wtedy nada życiu, co po niej pozostanie, czy dotknie ją świadomość, że nie przekaże nikomu tego, co sama osiągnęła?
Z rozmyślań wyrwał ją podstawiony przed oczy rysunek.
- No pięknie, jaka szczęśliwa rodzina. Ale zaraz, czemu ta pani ma taki sam warkocz i uśmiech jak ja?
- No bo to jest przecież pani! Mama, tata i dziecko. Prawdziwa rodzina. Tata pracuje, mama gotuje obiad dla wszystkich, a dziecko się bawi. Nie chciałaby pani mieć córeczki? Ja nie mam mamy, pani nie ma dziecka, mogłoby być nam razem miło.
Melania kompletnie nie wiedziała, co mogłaby odpowiedzieć. Do głowy przychodziły jej wyłącznie banały o miłości i związku. Same dorosłe teorie, kompletnie niejasne dla siedzącej obok niej i wpatrzonej w nią jak w obrazek ufnej sześciolatki.
Z opresji wybawili ją wchodzący do pomieszczenia Agata i Paweł.
- I po wszystkim - szczebiotała radośnie nieświadoma niczego lekarka. - Tatuś niedługo będzie cały i zdrowy. Cieszysz się?
- Tak! - Wykrzyknęła Lena, odkładając rysunek i rzucając się ojcu na szyję.
- Dziękujemy za wszystko, oboje jesteśmy wam bardzo wdzięczni.
Melania się uśmiechnęła. Agata tylko machnęła ręką.
- To moja praca, nie ma o czym mówić.
- No to jedziemy do domu, córciu. Najwyższy czas.
- A zrobimy kotleciki?
Melania wstała, zbierając się na odwagę. Wzięła Lenę na ręce.
- A zaprosisz mnie kiedyś na te kotleciki?
- Może być teraz.
- Dzisiaj nie dam rady, ale niedługo na pewno - pochyliła się nad dzieckiem. - Pilnuj, żeby tatuś o siebie dbał. I zobaczysz, za jakiś czas z pewnością zjawi się mama - wyszeptała do ucha dziewczynki.
Lena mocno wtuliła się w pianistkę.
- Ale rysunek dla pani zostawię.
- Cudownie - postawiła małą na podłodze.
- Trzymaj się dzielnie i zdrowo, nasza mała bohaterko - internistka pogłaskała Lenę po głowie. - I kiedy tylko będziesz mieć jakiś problem, biegnij do cioci Idalii. Kazała mi to przekazać.
- No pewnie. Wszystkich zaprosimy na kotleciki.
Kobiety z ulgą patrzyły na odchodzących, uśmiechniętych i szczęśliwych ojca i córkę. Uśmiech Melanii był jednak lekko łzawy.
- Co tam? Wszystko okej? - zaniepokoiła się lekarka.
- Jasne. Już uciekam - zaczęła zbierać ze stołu kartki i kredki.
- Ja skończyłam, przebiorę się i mogę cię podwieźć, jeśli chcesz.
- Jeżeli to nie problem.
- Kochana, klony naszych przyjaciół są naszymi przyjaciółmi - poklepała Melanię pocieszająco po plecach. - Nie martw się. Ja też czasem tęsknię za taką własną dziewczynką. To naturalne.
*
- Adam, na blok, myj się, mamy pacjenta na stole - Wiktoria ze zniecierpliwieniem upominała chirurga.
- Już idę, pani ordynator, to był naprawdę ważny telefon.
- Przestań się bawić w jakieś oficjalne formułki. Poza tym co jest ważniejszego teraz od pacjenta?
- Dzwonił dyrektor kliniki w Bydgoszczy, w której w przyszłym miesiącu zaczynam pracę.
- Co robisz...? - rudowłosa przystanęła.
- Pacjent czeka, nie ma nic ważniejszego od pacjenta - rzucił Adam kpiąco, ruszając na blok. - Dlatego jeszcze pani o tym nie poinformowałem.
Wstrząśnięta Wiktoria powlokła się za nim, zdecydowanie siłą woli.
*
- Marek?
Agata weszła do domu, który wyglądał na kompletnie opustoszały. Zdziwiło ją to. Mimo że w pierwszej kolejności marzyła o prysznicu i kolacji, brak domowników o tej porze był co najmniej niepokojący.
W drodze do łazienki zauważyła zamknięte drzwi do salonu. To było już naprawdę dziwne. Szybko zmieniła zamiar. Otworzyła drzwi i kompletnie oniemiała.
Odświętnie ubrani domownicy stali rządkiem prawie na baczność. Paliły się jedynie świece na stole, na którym była uroczysta kolacja. A jej ukochany mężczyzna padł na kolana (prawie by się o niego potknęła, ku tłumionej radości Radka) i trzęsącymi się z przejęcia dłońmi mocował się z ozdobnym pudełeczkiem.
- Sama widzisz, że nie jestem w tym zbyt dobry - powiedział wzruszony. - Ale nie zmienia to faktów. Kocham cię jak wariat. Od zawszę, na zawsze i chcę, żeby dowiedział się o tym świat. Myślałem o drogich restauracjach, ale to robienie szopki. Przecież wydarzenie jest ważne dla mnie i naszych dzieciaków. To my cię kochamy.
- Tato, do rzeczy, stygnie - Radek również podekscytowany wskazał stół. Martyna położyła mu palec na ustach.
- No to co, mimo moich licznych wad i niewielu zalet, wyjdziesz za mnie?
- Przecież ja jestem w dżinsach i po dyżurze - Agata się rozkleiła, odsuwając z twarzy kosmyki, które wysunęły jej się z kucyka. Rzuciła się na ziemię, wtulając w Marka. - Mój ty najdroższy wariacie i oryginale. Oczywiście że tak, na całe życie tak! Bo po co by mi było dalej żyć bez ciebie!
Martyna otarła łzy, Radek odchrząknął. Stali patrząc na oryginalną parę, wzruszeni i rozbawieni.
- Mało to filmowe - powiedziała w końcu dziewczyna. - Ale to znak, że on naprawdę cię kocha. Na dobre i na złe. Ja się na tym znam.
- Nie żebym jakoś strasznie się upierał, ale jednak nadal stygnie - cicho dodał Radek.
Roześmiali się wszyscy czworo. Marek podniósł Agatę i delikatnie włożył jej na palec pierścionek.
- Przepiękny, naprawdę nie wiem, co powiedzieć.
- To co najważniejsze już usłyszałem.
- Wspólnie wybieraliśmy - zaśmiał się młody Rogalski.
- Chodź tu do mnie, chłopaku - Woźnicka wyciągnęła ramiona do Radka.
Podszedł nieco onieśmielony. Zajrzała mu w oczy.
- Co ty na to wszystko? Niby jesteś już dorosły i wychowany, ale jednak problemy lubią ludzi w każdym wieku.
- Ty już nie jesteś dla mnie problemem. No i nikt nie robi takiej dobrej pizzy - Uśmiechnął się do lekarki.
- Gadanie - wtrąciła Martyna. - To są faceci, oni nie lubią zwierzeń. Za to on bardzo cię lubi i ceni. Często podaje mi ciebie jako przykład.
- Nie gadaj już tyle - Zawstydził się Radek.
- Bo stygnie! - wykrzyknęli jednocześnie świeżo zaręczeni. Po czym wszyscy dziwnie szczęśliwi usiedli do uroczystej kolacji.
Taka lektura podczas krótkiej przerwy w pracy to sama przyjemność. Tymwiększa, że dzisiaj coś nie idzie mi to ćwiczenie, jak sobie pomyślę o egzaminie za dwa tygodnie, żałość bierze. Na szczęście jest ktoś, kto humor podnieść potrafi. :)
OdpowiedzUsuńWszystko powolutku ku dobremu. Tatuś prace będzie miał jakąś bardziej sensowną. To pewnie nie jest szczyt jego marzeń, no ale zawsze to coś. Lena jest słodziakiem, po prostu. Co tu dużo mówić. Ciekawe, czy Melania w końcu kogoś znajdzie dla siebie... :) Kto tam wie, artyści są różni.
Adam ucieka? Jakoś szczególnie mnie to nie dziwi. Kolejny wątek zamykasz. ;)
Oświadczyny bardzo oryginalne, ale... chyba najbardziej humor mi poprawiły. Piękna scena, naprawde. MOżna się rozczulić. :) Oby tylko byli szczęśliwi, a będą raczej na pewno.
Buziaki! :***
Już zaczynam trzymać kciuki za wszystkie egzaminy świata!
UsuńHumor moja specjalność.
:)
Życie bywa zaskakujące.
A to jeszcze nie wiadomo z tym Adamem. ;)
Sam widzisz, jestem w ogóle nie romantyczna. :P Buziaki. :*
Aaa, powtórzę za tobą (tylko ty to powiedziałaś w kwestii Krzysia, a ja powiem w kwestii Leny) „Jakie to jest słodziarskie dziecko!!!!” – Serio, no uwielbiam je!
OdpowiedzUsuńI wiesz, że nawet pomyślałam o Melanii jako potencjalnej mamie dla małej? A tu proszę, dziecku też by się podobało! Lecz w tym cały jest ambaras, żeby dwoje chciało na raz! Mnie nie dziwi ani tęsknota Lenki, ani tęsknota Melanii!
Ooooo, Adamem mnie zaskoczyłaś! Pewnie wielu się ze mną nie zgodzi! Ale niech spada! Nigdy jakoś mocno za nim nie przepadałam, jest po prostu dużym dzieckiem, które chyba bardziej potrzebuje panienki do celów rozrywkowych i gotowania, a nie dlatego, że kogoś kocha! Może to brutalny obraz jego osoby, ale niestety ja tak czuję!
A ostatnia scena? Matko, wiesz, że mnie też mdli, gdy jest za słodko (no dobra, u Zuzi i Szczepana często jest), dlatego uff, jak dobrze, że te zaręczyny takie normalne, bez szału, bez restauracji, łóżka zasypanego płatkami róż, bez noszeniem narzeczonej po rynkach i wydzierania się „koochaaam cię!”!
Wspaniale (rozbawiły mnie najpierw, zwłaszcza to potknięcie…), a potem się wzruszyłam!!!!
Fajna ta część! Uwielbiam czytać rano, odpręża mnie to przed nauką Angielskiego!
Buziaki – Ela_k :**
Krzyś też taki jest.
UsuńTo by było za proste i zbyt niewiarygodne, ale miło, że podzielasz zdanie Leny.
Tęsknota obu smutna.
No z tym Adamem to jeszcze chyba nie koniec. ;)
Zrzygałabym się od takiej sceny, ja chyba za mocno realnie żyję i ogarniam rzeczywistość, obciach pisać takie rzeczy i tak - nie wierzę, że z pokazówki może kiedyś w dalszym życiu pary coś sensownego wyniknąć.
Angielskiego kolejny raz gratuluję.
Buziaki. :*
Żadna praca nie hańbi, zwłaszcza jak ma się na utrzymaniu dziecko, dlatego praca w szpitalu na pewno sąsiadowi Idalii pomoże.
OdpowiedzUsuńTak smutno mi się zrobiło podczas czytania myśli Melanii. Kto wie, co tam planujesz, ale samotny ojciec, samotna pianistka i urocze dziecię? Brzmi miło :)
Ha, no wreszcie się oświadczył :) Czas najwyższy. Mnie w tej scenie najbardziej kupił Radek, jak zawsze :)
Buziaki :*
Z czasem coś pójdzie do przodu.
UsuńBrzmi świetnie, a życie życiem. :)
Taaaak, Radka wrodzona szczerość i przekora jest mi poniekąd bliska. ;D
Buziaki!