poniedziałek, 22 lutego 2016

77.



"Można odejść od swoich bliskich, zaakceptować koniec istnienia, można pożegnać się z życiem, ale najciężej jest pożegnać się z muzyką".

*****

Hana z westchnieniem zniechęcenia powiesiła płaszcz w przedpokoju. Była wykończona kilkoma trudnymi porodami i nagłymi cięciami w ciągu dyżuru. Zazdrościła Piotrowi, który odbywał z córkami popołudniowy spacer. Chętnie zajęłaby jego miejsce i wywietrzyła z głowy niechciane myśli. Powinna jak najszybciej przygotować kolację dla mającej wrócić lada chwila rodziny.
Dotychczas nie był to dla niej problem - tym razem jednak chodziło o przygnębiającą obecność Magdy. Smutek tej kobiety niepostrzeżenie otulał szczelnym kokonem mieszkańców domu Hany i ją samą. Gościnność była na stałe wpisana w jej naturę, ale granice zostały wielokrotnie przekroczone. Miała dość panującego w ich życiu chaosu.
Szybko przeszła przez mieszkanie, zostawiając zakupy w kuchni. Następnie mocno zapukała w drzwi pokoju, z którego niemal nie wychodziła Magda.
- Potrzebuję twojej pomocy przy kolacji. Nie daję już rady ciągnąć wszystkiego sama! Pamiętaj, że to jest twoje dziecko! Nigdy o tym nie zapominaj! - wyrzut, jaki usłyszała w swoim głosie, zdziwił nawet ją samą. Nie skarciła się za to jednak.
Odpowiedziała jej cisza, co tylko jeszcze bardziej ją rozzłościło.
Otworzyła drzwi, wkładając w ten ruch całą swoją dotąd tłumioną irytację i stanęła jak wmurowana. Pokój był pusty.
Hanie z wrażenia zrobiło się ciemno przed oczami. Usiadła na łóżku, próbując pozbierać rozszalałe myśli.
Na biurku dostrzegła samoprzylepną karteczkę.
"Przepraszam, jeśli naprawdę kochasz Piotra, zrozumiesz, że musiałam to zrobić".
Cały problem polegał na tym, że Goldberg rozumiała coraz mniej. A myślą, która przerażała ją najbardziej, było pytanie: co takiego musiała zrobić Magda?
Z kieszeni dżinsów wyszarpnęła telefon. W tej samej chwili jej wzrok padł na leżącą na podłodze pustą szkatułkę na biżuterię.
Ból zawiedzionego zaufania, żalu i rozczarowania uderzył jej do głowy. Nie wiedziała, jak przekaże Piotrowi, że poza Magdą zniknęły wszystkie ich kosztowności, często rodzinne pamiątki. Jeszcze mniejsze pojęcie miała o tym, jak w zaistniałej sytuacji powinni rozmawiać z Tosią, żeby zachować w jej świadomości i sercu dobre imię matki, o której miejscu pobytu miała odtąd szybko się nie dowiedzieć.

*

Radek odczekał cierpliwie, aż Agata pójdzie pod prysznic, po czym wszedł do sypialni ojca i cicho zamknął za sobą drzwi.
- Kolejną próbę podejmujemy sami - rzucił po prostu. - Tak będzie najprościej.
Marek wiedział, o czym chłopak wspomina. Wizyta w mieszkaniu Martyny zakończyła się wyłącznie upokorzeniem nastolatki. Mimo że nie zastali nikogo, z kim mogliby porozmawiać, czuła się okropnie, wprowadzając ich do kuchni pełnej pustych, częściowo rozbitych butelek, brudnych naczyń i wielu przedmiotów rozrzuconych bezładnie po wszystkich pomieszczeniach mieszkalnych. Marek zdziwił się, że w ogóle da się żyć w takich warunkach, a zwłaszcza wychowywać dziecko, Radek wściekł się bardziej niż zazwyczaj, a Agata swoją postawą po ludzku Martynie współczuła. Wizyta nie trwała dłużej niż dziesięć minut. Dziewczyna wrzuciła do walizki potrzebne rzeczy i z pośpiechem opuścili mieszkanie. Problem jednak nadal pozostał.
- W porządku, bywałeś tam wcześniej, może masz rację.
- Tato, Agaty to nie dotyczy, a Martynie już wystarczy. Na pewno tam nie wróci, nawet gdyby miała wynajmować gdzieś pokój.
- Zrozumiałe - Marek uważnie przyjrzał się synowi.
- Czemu tak na mnie patrzysz? Ubrudziłem się?
- Nie, dorosłeś i stałeś się odpowiedzialnym facetem. Jakoś tak nagle i niespodziewanie.
Nastolatek się zawstydził.
- Jestem z ciebie zwyczajnie dumny, chłopaku, chociaż jeszcze rok temu na pewno bym tego nie powiedział. Czuwasz nad nią, chronisz, dbasz. Nawet gdybyście mi teraz powiedzieli, że będzie dziecko, byłbym o was spokojny. Dawno nie widziałem u nikogo tak korzystnej zmiany. O zmianie twojego nastawienia do Agaty nawet nie wspomnę.
Młodszy Rogalski zastanawiał się dłuższą chwilę.
- Mam najlepszy przykład, jak należy postępować - wyrzucił z siebie. - Ty nawet patrząc na to, co wyprawia mama, byłeś prawdziwym facetem. Myślisz że dlaczego wolałem zamieszkać z tobą? Mama myśli przede wszystkim o sobie.
Marek nie skomentował ani słowem. Po prostu jak często ostatnio poczuł, że wysiłek wychowania niesfornego syna wart był włożonej energii. Chłopak ciągnął niezrażony, w pośpiechu, chcąc zdążyć przed powrotem Woźnickiej.
- Nigdy w życiu na nikim mi tak nie zależało. Nikim nie chciałem się opiekować, nikogo mi tak nie brakowało i nikt mnie tak nie pociągał. Tata, czy ty myślisz, że to może się udać? Że my już tak możemy na zawsze?
- Mniej więcej w twoim wieku poznałem mamę. I choćby ze względu na ciebie, ani trochę tego nie żałuję.
- A co ja powinienem robić, żeby się udało?
- Kochaj ją, bądź dla niej podporą i chciej jej dobra. To powinno wystarczyć.
- Wam wystarcza?
- Powiem ci to za dwadzieścia lat. Staramy się.
- Spoko z ciebie gość, chociaż trochę upierdliwy. I naprawdę nieźle wybrałeś.
- Nawzajem.
Ze śmiechem przybili sztamę, zbyt widowiskowo, jak to faceci. Ale tym razem jednogłośnie poczuli, że w ich życiu jest naprawdę, mocno i nieodwracalnie okej. Wspólnie zechcieli, żeby jak najdłużej tak pozostało.

*

Melania leżała na łóżku, nadal roztrzęsiona i chorobliwie blada. Idalia nerwowo gładziła raz po raz jej włosy i szukała pulsu na nadgarstku, przeglądając się w twarzy siostry jak w lustrze. Na wszystko, co się działo, czuła się kompletnie nieprzygotowana.
Wiktor i Ewa dyskretnie zostawili je same, to spotkanie nie potrzebowało publiczności.
- Na bieżąco szukałam wzmianek o twoich sukcesach. Jesteś naprawdę utalentowana. Dobrze, że to wszystko, co się stało, nie poszło na marne, miało sens.
Po policzkach Meli popłynęły łzy.
- Jeden mój koncert to twój uratowany pacjent. Tylko że w przeciwieństwie do mnie, ty o wszystko walczyłaś sama. Bez wsparcia.
Idalia zacisnęła usta, postanawiając nie płakać, chcąc dać siostrze oparcie, jak to zwykle bywało w dzieciństwie. Melania nie zauważyła jej walki ze łzami. Kontynuowała, nie chcąc się rozmyślić:
- Ciągle śniłaś mi się w nocy. Zwłaszcza przed konkursami. Spotykałam cię w tłumie. Byłam pewna, że zaraz mnie wypatrzysz i się do mnie odwrócisz. Biegłaś, a ja za tobą, nieprzytomnie wrzeszcząc twoje imię. A im głośniej krzyczałam, tym bardziej ty się ode mnie oddalałaś. Budziła mnie obezwładniająca rozpacz. Zbierałam wszystkie siły, żeby zagrać i się nie rozpaść. I wygrywałam. Tyle w tej muzyce było determinacji. Moja muzyka zawsze była tobą. Przyzywała cię.
Idalii brakło słów. Z trudem wzięła głęboki oddech, żeby zadać pytanie.
- Czemu mnie nie szukałaś?
- Bo gdybyś mnie odtrąciła, do czego masz święte prawo po moim zjednoczeniu z matką i odrzuceniu ciebie, nie mogłabym dalej żyć. Byłam przekonana, że nie chcesz mnie znać. Spakowałaś się i wyjechałaś bez słowa, podjęłaś decyzję, jasną tylko dla mnie.
- To właściwe przekonanie. Przez pierwszych kilka lat byłam wściekła i rozżalona - zniszczyłaś nasz sojusz. Zapomniałaś o wszystkim, co nas łączyło. Poświęciłaś moją miłość dla niepewnej kariery. Coraz bardziej się na ciebie złościłam, użalałam się nad sobą, nakręcałam się, żeby tylko nie tęsknić. Ale serca nie da się oszukać, ciągle o tobie myślałam, im bardziej starałam się zapomnieć, wyszukiwać sobie coraz to nowe zajęcia, poświęcać się specjalizacji, tym mocniejszą czułam pustkę. W końcu opuściła mnie złość. Ale wtedy poznałam Wiktora, urodziłam i pochowałam dziecko, życie zaczęło się o mnie upominać.
- Idalia, co my teraz zrobimy?
- Będziemy dalej żyć. Niedługo wracam do pracy - objęła się ramionami w obronnym geście. - Na każdą z nas czeka życie i obowiązki.
- Posłuchaj. Jestem zaproszona przez Instytut Fryderyka Chopina. Przez dwa tygodnie będę grać w Warszawie i nie tylko.
- Melka, co ja mam z tym wspólnego?
Pianistka się zawahała, po czym powiedziała cicho:
- Spróbujmy coś odbudować. Bardzo chciałabym cię poznać.
- Chcesz próbować nadrobić 15 lat?
- Zrobiłaś pierwszy krok. Teraz moja kolej na inicjatywę.
Idalia wstała.
- W porządku, Melania, nie musisz martwić się o hotel, ale chcę, żebyś wiedziała, że ja nie wierzę w bajki. I mam kota.
- A w szczęśliwe zakończenia?
- Już lepiej.
Melania wstała i serdecznie uścisnęła swoją niepewną kopię.
- Nie mogę uwierzyć w to, że tu jesteś. Boję się, że zaraz znikniesz i znowu pozostanie mi tylko wspominać.
Ida uśmiechnęła się mimo woli.
- Nadal dla odprężenia grasz po kolei Sceny dziecięce Schumanna? - spytała bez związku, biorąc w dłonie silne ręce siostry. - Zawsze zastanawiałam się, jak to się dzieje, że za pomocą takich jak moje, zwyczajnych rąk stajesz się czarodziejką, zmieniasz świat. Do dzisiaj nie mogę tego wyjaśnić.
Melania się zaczerwieniła. Zignorowała oczywiste komplementy.
- Odpowiedź brzmi: tak. Ale odkąd zniknęłaś mi z oczu, dokładam jeszcze sonatę g-moll - wybuchnęła śmiechem. - Bo uporządkowanie mojego świata bez ciebie zajmuje znacznie więcej czasu. Nawet Schumannowi. W mojej duszy jest chaos naszego życia. Dlatego kocham Schumanna.
- Odkąd się poznaliśmy, Wiktor próbował ze mnie wyciągnąć, skąd tak dobrze znam się na muzyce klasycznej i bez pomyłek rozpoznaję jego ukochane utwory. Nadszedł czas, żebyś odpowiedziała mu na to pytanie.
- Z wielką chęcią. Oddamy głos Schumannowi?
- Zasypiałam przy tym od dzieciństwa. Znam na pamięć.
Kiedy na Wezwanie Wiktor wszedł do salonu, zobaczył wpatrzone w siebie nawzajem promienne oczy sióstr. Ich spojrzenia przepełnione były ciekawością. Zachłannie szukały w sobie podobieństw i różnic, poczynionych w nich przez życie zmian. Chwila wydawała się tak intymna, że poczuł się nie na miejscu. Ale mimo to stał w bezruchu, zapatrzony w przepełnioną miłością twarz żony. Widok, który miał okazję obserwować dopiero drugi raz - pierwsze takie spojrzenie zarezerwowane było dla ich nowo narodzonej córeczki.

8 komentarzy:

  1. Piękności!!! I na tym pownienem zakończyć swój komentarz. Naprawde, nie ma wiele więcej do dodania. :) Początek może niezbyt zachęcający, Magda robi coś dalece głupiego, ale każda następna scena jest coraz piękniejsza. Relacje Radka z ojcem, Agaty z Markiem, Idalii i Melanii- tylko siąść i się uśmiechać.
    Sceny dziecięce Schumanna akurat są warte posłuchania, może kiedyś nawet w moim wykonaniu je usłyszysz- czas pokaże. Jakoś mnie do niego nic nie ciągnie, aczkolwiek kto wie, może jednak się pokusze. Sonaty g-moll prawdę mówiąc nie kojarze w tym momencie, czas nadrobić zaległości. Ciekaw jestem, jak ułożą się relacje Idalii z siostrą. Na razie wygląda to cokolwiek pozytywnie. Nadrobić piętnaście lat zaległości jest bardzo ciężko, ale... da się. Dadzą rade, silne są obie. :)
    Martyna ma zbawienny wpływ na Radka, z tego naprawde mogą zbudować piękny związek. Na pewno to nie jest zwyczajne i krótkie zauroczenie, widać to na pierwszy rzut oka. Życzę im szczęścia, oczywiście. :)
    Buziaki, ogromne w tym tygodniu. Ty już wiesz dlaczego. Odpoczywamy w weekend. :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Trzymaj kciuki za kolejną część, bo w tym szale zmian... ech, nawet nie wiem, o czym pisać. :/
      Tak akurat na dobry tydzień.
      Musisz posłuchać wykonań mistrzyni, ona cię pociągnie, ja też nie przepadałam, nie czułam i nie rozumiałam Schumanna, a tu wystarczy Argerich i masz. :) Cudna jest ever. :)
      Podobno dla chcącego nic trudnego, byle oczyścić atmosferę przed budowaniem nowego.
      Noo, ja też im życzę. :)
      Może i odpoczywamy, nie powinnam już przespać całego czasu. :)
      :*

      Usuń
  2. O Jezu, nie wiem, od czego zacząć, taki mam dzisiaj mętlik w głowie.
    Zacznę od początku (nienormalna jestem jednak, po co ja o tym piszę, że tak właśnie zacznę, to nie wiem, ale mnie dzisiaj palce swędzą, to przez wczorajsze serialowanie) ;D
    Magda mnie zaskoczyła. Nigdy nie przypuszczałabym, że tak się to potoczy. I najbardziej żal mi Tośki!
    Pomijam już rodzinne pamiątki, kosztowności, pomijam nawet zawiedzione zaufanie do Hany i Piotra! Ale do jasnej cholery! Jak można tak egoistycznie postąpić? Nie, według mnie miłość do tamtego faceta jej nie usprawiedliwia w żadnym wypadku!
    I jak oni mają się zachować? Tosia nie jest naiwnym dzieckiem, dużo widzi i dużo czuje i bardzo dobrze wie, że z jej mamą jest coś nie tak!
    Poza tym, no matkojedyna, znowu będzie się biedne małe obwiniać!
    Aż mi się gorąco zrobiło! Normalnie jak podczas odcinka z grabarzem!!!!
    Radek jest mega facetem! Każdy osobnik płci męskiej powinien brać z niego przykład! Naprawdę, nie mam słów, taki jest fajny i ma mądrego ojca (ten głos, och!!!! Też mi się robi gorąco, tym razem jak przy Karolu Bortelu, który chce zabić Zuzannę)
    No i ostatnia (najpiękniejsza scena).
    Zgadzam się z przedmówcą. To nie jest proste, nadrobić piętnaście lat. Bardzo mnie wzruszyło, jak Melania opowiada o tym, co czuła przed koncertami, o snach, o tym, że nadal ma siostrę w sercu. Zresztą, Idalia też ją tam ma… Wielka jest miłość siostrzana jednak!
    Myślę, że obie są tak dobrymi ludźmi i tak wrażliwymi istotami, że nadrobią, pomalutku, małymi kroczkami, ale się dogadają i będzie między nimi dobrze (tu się wzruszyłam, jak podczas mazurskiego odcinka…)…
    Buziaki i trzymam kciuki (wiesz za co), no i kolejnej takiej części, która mnie wprawia w pisarskie natchnienie!!!! – Ela_k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na twój komentarz mnie brakuje słów. Uwielbiam cię i twoje akcje. <3
      Dostarczanie serialowania zaczynam od poniedziałku ze zdwojoną siłą. :D
      Miłość niestety robi sieczkę z umysłu. Czasem tak właśnie, nie inaczej się to objawia.
      A na zauroczeniach cierpi jak zwykle dziecko.
      Nie mam pojęcia, jak ja zachowałabym się na ich miejscu.
      Głos Mareczka to jest coś, fakt. :D
      A Radek ma dobry przykład.
      Te twoje nawiązania do Kryminalnych mnie po prostu rozwalają. :D To naprawdę się leczy, moja droga. :D
      Więzy krwi to nie byle co, zwłaszcza u bliźniąt.
      Jeśli obu siostrom wystarczy zapału, jest opcja. ;)
      Lubię być twoim natchnieniem, jak za to dostaję od ciebie wiadro tej, która jak wiadomo nie istnieje. :)
      Kciuki pomogły. Najgorsze chyba za mną. :)
      :*

      Usuń
  3. Ojejku, ojejku, tylko po jednej scenie z każdego wątku to tak okropnie mało.
    Mam nadzieję, że na tym nie koniec historii Magdy. To okropne, co się stało, a właściwie okropne jest, co zrobiła. Choć na miejscu Hany byłabym przerażona nie tylko brakiem kosztownych pamiątek rodzinnych, ale też myślą, czym w taki dosyć oczywisty sposób mogłaby się skończyć historia kobiety z depresją nie pozwalającą jej wychodzić z łóżka.
    Na szczęście atmosferę oczyściły dwa piękne, niezwykle optymistyczne fragmenty. Podoba mi się, jak ukazałaś spotkanie sióstr po tak długim czasie. Często słyszy się o niezwykłym połączeniu, jakie istnieje między bliźniaczkami.
    Już nic mądrego chyba dzisiaj nie napiszę, ale dziękuję za rozdział. Kiedy sobie przypomniałam, że przecież dzisiaj się pojawi, od razu poczułam się lepiej w akurat dość pełnym smutnych przemyśleń momencie.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 5 minut i po czytaniu. Dla ciebie to nic, skoro przeszłaś przez całość. :)
      To na pewno nie koniec wątku.
      Dużo uśmiechu i optymizmu życzę. :) Bo kto jak nie my, byle do przodu, robić swoje i wtedy nic nas nie pokona. :)

      Usuń
  4. No to się dzieje dużo, oj dzieje.
    Magda... Nigdy za nią nie przepadałam, ale chyba nie wpadłabym na to, że może tak postąpić. Okraść ludzi, którzy ciągle jej pomagają, stwarzają wspaniały i ciepły dom dla Tosi (wiadomo, Piotr jest tatą, ale Hana teoretycznie wcale nie musiałaby tak się starać). Nie mieści mi się to w głowie, tak wiesz, prywatnie. Bo z psychologicznego punktu widzenia... Ach, ta miłość! Otumania kobiety okropnie. Mam nadzieję, że nigdy mi się takie otumanienie nie zdarzy :D
    Świetna męska rozmowa między ojcem a synem. Radek naprawdę bardzo się zmienił. I tu mamy przykład pięknej miłości, opiekuńczej, nastawionej na coś więcej niż fizyczne pożądanie.
    Ostatnią sceną wzruszyłaś mnie niesamowicie! Zwłaszcza końcowym zdaniem o wzroku Idalii pełnym miłości. Pięknie. Mam nadzieję, że siostry będą potrafiły znaleźć tę nić porozumienia sprzed lat.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, że nie musiałaby, to trudna sztuka - dobre relacje z dzieckiem męża.
      Miłość, moja droga, a przynajmniej przekonanie, że to miłość, ot i wszystko.
      Oj, oby żadnej z nas babek blogowych coś takiego nigdy się nie przytrafiło. Choć ja trochę mam wrażenie, że większa na to szansa przy tych pierwszych miłościach. Ale życie pisze różne scenariusze.
      Ja byłam taka jak on, zawsze w związkach bardzo serio, od małolaty. A to zawsze tak jest, że tworząc jakąś historię wkładasz dużo siebie.
      Znając ogromną, obezwładniającą moc miłości, wszystko jest możliwe. :*

      Usuń