poniedziałek, 15 lutego 2016

76.



"Im większe w człowieku wewnętrzne rozbicie, poczucie własnej słabości, niepewności i lęk, tym większa tęsknota za czymś, co go z powrotem scali, da pewność i wiarę w siebie".

*****

Zaspany i zaniepokojony Wiktor przystanął w drzwiach sypialni, nierozumiejąco patrząc na działania żony.
- Idalia, co ty robisz? - zapytał nerwowo, choć dobrze wiedział. Kobieta klęczała nad walizką, wrzucając do niej bezładnie najpotrzebniejsze rzeczy.
- Wyjeżdżam - odrzekła, nawet na niego nie patrząc.
Wiktor spróbował powstrzymać napływającą do niego panikę, na widok bólu w oczach żony, która wstała, żeby zapiąć bagaż. Powstrzymał również odruch przytulenia jej do siebie z całej siły i nigdy już nie wypuszczenia z uścisku. Gesty znacznie lepiej sprawdzały się w ich związku niż słowa.
Decyzja zapadła w ułamku sekundy, Wiktor jednym szybkim ruchem otworzył szafę. Oczy Idalii zaokrągliło zdziwienie.
- Co to ma znaczyć?
- Jak to co, jadę z tobą - wyciągnął walizkę i równie gwałtownie jak przedtem żona zaczął ją pakować.

*

W pociągu jadącym do Krakowa Cichocki słodził kawę, której jakość bynajmniej nie współgrała z ceną. Podał kobiecie papierowy kubek, po czym drugim ramieniem delikatnie ją objął. I tak siedzieli dłuższy czas bez słowa, zatopieni każde w swoich myślach.
Na ten nieskrywany przejaw czułości ogłuszona muzyką z słuchawek nastolatka tylko wzruszyła ramionami, a siedząca obok Idy starsza kobieta zarazem ciepło i pobłażliwie posłała im uśmiech.
- Zacznij od początku - spróbował mężczyzna.
Pokręciła głową.
- Przepraszam - powiedział szczerze. - Naprawdę chcę wiedzieć.
W jej oczach nie dostrzegł gniewu ani obojętności.
- Nie o to chodzi. Wszystko opowiem ci tam, na miejscu, a może opowiedzą ci one...

*

Stanęli przed najzwyklejszym w świecie blokiem mieszkalnym. Jednak ginekolog był tak zdenerwowany, jakby za moment miało wydarzyć się coś, co zmieni całe ich życie. Psychiatra w zamyśleniu patrzyła w okna.
- To te - wskazała w końcu.
- Chodźmy więc.
- Skoro już tu jesteśmy.
W tym momencie do drzwi klatki podszedł kilkunastoletni chłopak, małżeństwo weszło za nim do środka.
Podążyli na trzecie piętro, po czym mężczyzna bez namysłu zapukał do drzwi, na które popatrzyła Idalia. Nikt nie odpowiedział. Mimo to Wiktor ponowił próbę. Po chwili zapukał jeszcze raz.
Otworzyły się sąsiednie drzwi i na klatkę wyszła kobieta w średnim wieku.
- Melusia, przecież mama...
Kiedy przyjrzała się lepiej, musiała chwycić się futryny.
- Drogi Boże, Idalka...
Idalia bez zastanowienia objęła kobietę i ze łzami w oczach mocno ją uścisnęła.
- To ciocia Ewa - zaprezentowała z uśmiechem. - Moja i Melki dobra wróżka, chociaż właściwie powinnam powiedzieć matka. Wychowywała nas wtedy, kiedy nasza zaharowywała się na śmierć, bo wydawało jej się, że tak jest dobrze. I że robi to dla nas.
Po policzkach pani Ewy płynęły łzy. Odsunęła Idę na odległość ramienia, próbując się jej dokładnie przyjrzeć.
- Boże, dziecko, jak ci się żyje? Tak mi nagle zniknęłaś, tak się o ciebie martwiłam, ciągle mówiłam tej twojej matce, że to się tak skończy...
Zasypywała ich potokiem słów, z którego Wiktor niczego nie rozumiał, a który Ida spokojnie przeczekiwała.
- Wejdziesz chociaż na herbatkę? - kobieta w końcu nieco ochłonęła.
- Chętnie - odpowiedziała lekarka, biorąc męża za rękę.

*

- Spróbuj - Ida wskazała oszołomionemu Wiktorowi talerz pełen ciasta. - Ciocia Ewa jest w tym niezrównana. Będziecie się śmiać, ale kiedy byłam w ciąży z Agatką, jej sernik śnił mi się nocami.
Roześmiali się.
- A więc masz córeczkę?
- Zawsze jest w moim sercu. Niestety zmarła na białaczkę. Może dlatego potrzebowałam aż tyle czasu, żeby uświadomić sobie swoje błędy.
- Ty, błędy? A jakie ty popełniłaś błędy, Idalia, to twoja matka wszystko...
Brunetka uniosła dłoń, żeby sąsiadka nie kontynuowała.
- Co najmniej dwa, ciociu. Pierwszy taki, że straciłam Melanię. I być może nigdy już nie uda mi się jej odzyskać. A drugi, że zawiodłam ciebie, nie dając znaku życia przez tyle lat.
- Ja rozumiem, kochanie - przez stół położyła uspokajająco rękę na dłoni Idalii. - Na twoim miejscu byłabym równie zrozpaczona.
- Wiktor o niczym nie wie. Dlatego tu przyjechałam. Chciałam prosić Melcię, żeby to ona wszystko mu opowiedziała. Ale pewnie to dla niej byłoby za dużo... Bardzo chcę, żeby ktoś zrobił to w miarę obiektywnie, żeby Wiktor miał pełny obraz sytuacji, skoro musiał na niego czekać aż tyle lat. Ja nie umiem. We mnie jest tylko żal...
- Przede wszystkim twój mąż musi wiedzieć, że ma wspaniałą i niezwykle dzielną żonę, którą codziennie powinien obsypywać kwiatami.
- To już wiem - rozjaśnił się Cichocki, gładząc czule plecy ukochanej.
- Czyli nic się nie zmieniłaś. Nie trzymaj mnie dłużej w niepewności, powiedz mi, co z twoim życiem. Jak ci się ułożyło?
- No dobrze, to umówmy się, że tylko fakty - z każdej strony.
- Umowa to umowa.
- Nie ma tego dużo. Ogólnie można powiedzieć, że mam za sobą trochę przejść. A poza tym mam Wiktora i dyplom z psychiatrii. Chyba się udało.
- Moja dziewczynka! Udało ci się z tą medycyną, wiedziałam, że dopniesz swego! I jeszcze taka trudna specjalizacja.
- Wydawało mi się, że może kiedy zajmę się ludzką głową, trochę więcej zrozumiem. A prawda okazała się zwyczajna - im więcej wiem, tym rozumiem mniej.
- Rzecz w tym, że ona naprawdę kocha to, co robi. Nade wszystko - rzekł stanowczo Wiktor.
Idalia trochę smutno przytaknęła.
- Co z Melanią? - zapytała zaciskając dłonie na kubku.
- Może od początku?
Skinęła głową.
Ewa uważnie popatrzyła na mężczyznę, a potem zastanowiła się, jakich użyć słów.
- Cały problem stanowiło od zawsze tylko to, że ich było dwie. A ona chciała mieć jedną.
- I wybrała Melanię - uzupełniła lekarka cicho.
Ewa skinęła głową.
- Kiedy miały rok, mąż zdradził ją i wyjechał na północ kraju. Tym samym zostawiając dzieci i nie uczestnicząc w ich wychowaniu. A ona zaczęła odreagowywać, pracując po 12 godzin. W szpitalu to nie problem. Jest pediatrą. Co bardziej podłe sąsiadki często mawiały, że ma tak dużo do czynienia z obcymi dziećmi, że na własne nie starcza jej energii. Resztę czasu poświęcała na zachwyty talentem Melanii. Na Idalię brakło jej doby.
Psychiatra się rozpłakała. Niechętnie, po dziecinnemu ścierała z policzków dowody słabości.
- Płacz, malutka. Kiedyś musisz to wypłakać - sąsiadka wyciągnęła w jej stronę paczkę chusteczek. A później kontynuowała neutralnym tonem:
- Obie kochałam jak swoje. Gotowałam im, pielęgnowałam razem ze swoim synem i córką. Moje dzieci bawiły się ich wspaniałymi wtedy zabawkami, których Ida i Mela często nawet nie otwierały. Podziwiałam talent i upór Melanii. Została naprawdę świetną pianistką, rzadko bywa w domu. Ciągle jeździ z recitalami po całym świecie. Koniecznie musisz posłuchać swojej siostry. Ale ona była od zawsze poważna, smutna i niedostępna. Im bardziej matka chwaliła się jej talentem przed ludźmi, tym ona mówiła mniej. Idalia była inna. Ona swój upór wykorzystywała na inne cele. Otwarta, radosna i uśmiechnięta. Wspaniale się uczyła, pomagała innym, robiła, co miało być zrobione. Przewidywała potrzeby wszystkich wokół. Obie były w swoich wysiłkach niezmordowane. Idalia, żeby się przypodobać matce, Alicja, żeby jej nie dostrzegać. A Melcia stała się kołem ratunkowym, łączącym niebo z ziemią, jakie istniały pod jednym dachem.
Ida nadal płakała.
- No i pewnie żyłyby tak do dzisiaj.
- Ale matka poznała pewnego człowieka i straciła dla niego resztki rozumu. Razem złamali Melanię. Zrobili z niej swoją maskotkę. Wpychali ją wszędzie, a ona się poddała, jak marionetka. Bo jeśli było coś, co kochała bardziej ode mnie, to była to muzyka. szukali dla niej najlepszych nauczycieli, grała z liczącymi się muzykami w najważniejszych salach koncertowych w kraju i za granicą. Nie widziałam Meli tygodniami. Wspólny front, który trzymałyśmy latami nie tyle przeciwko matce, ale żeby nie oszaleć, przestał istnieć. I wtedy przyszedł list od ojca. Matka rzuciła mi go pod nos, jakby to była moja wina.
- A Idalia zrobiła to, co robiła zwykle. Wybaczyła ojcu wszystko - zwłaszcza brak zainteresowania i miłości. Poczuła, że może się przydać, więc nie wzięła pod uwagę ani zysków, ani strat.
- Byłam po prostu sama. Ze wszystkim sama, więc postanowiłam się poświęcić, nie ma w tym niczego chwalebnego. Odebrałam wyniki matury i pojechałam do ojca. Zdałam na medycynę. A resztę w zasadzie już znasz. Pielęgnowałam go, jednocześnie próbując zachłannie nadrobić stracony czas, dopóki rak nie odebrał mu życia. Jego nowa rodzina nawet nie pofatygowała się na pogrzeb.
Wiktor kompletnie nie wiedział, co ma powiedzieć. Podziwiał hart ducha ukochanej, ale pierwszym uczuciem, jakie usilnie pchało się do jego serca, było współczucie. Doskonale wiedział, że ona tego uczucia nie znosi. Więc nie zrobił ani nie powiedział nic. Tymczasem usłyszeli chrobot klucza w zamku w mieszkaniu obok. Idalia omal nie wypuściła z rąk kubka.
- To Melania - Ewa rozwiała ich wątpliwości. Wstała i ruszyła do drzwi.
- Nie, nie teraz, jeszcze nie - zaprotestowała lekarka, w panice łapiąc płytki oddech.
Ewa nie usłyszała protestu. Wkrótce dobiegła ich cicha rozmowa. Wiktor objął trzęsącą się Idalię. Szepcząc jej do ucha uspokajające słowa.
Kiedy bliźniaczka weszła do pokoju, uderzyło go podobieństwo obu kobiet. Były niemal identyczne, co przy spotkaniu znacznie bardziej niż na zdjęciu rzucało się w oczy. Ich twarze z upływem czasu zmieniały się równomiernie. Z przerażeniem pomyślał, że mógłby je zwyczajnie pomylić.
Kiedy Melania zobaczyła siostrę, przerwała w pół słowa. Krew odpłynęła jej z twarzy. Panicznie wyciągnęła przed siebie ręce i zanim ktokolwiek zdążył zareagować, osunęła się na ziemię.

19 komentarzy:

  1. Ach, Idalka... kilka słów i cały świat staje na głowie. Wyjazd do krakowa okazał się być najlepszym pomysłem, po rozmowie z ciotką raczej wszystko wróci do względnej normalności. Może nawet kontakt Idy z siostrą się poprawi, któż tam wie. Ostatnimi czasy sporo takich silnych emocjonalnie scen u Ciebie się pojawia. Tosia przecież też nie ma łatwej sytuacji, to samo z Magdą. Jeszcze się sporo może wydarzyć, czekam z niecierpliwością.
    Krócej dzisiaj, czas jakoś tak goni nieubłaganie. A ruszyć nie mogę szybko do przodu jak w ubiegłym tygodniu niestety. Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko przed nimi. :)
      A ja mam dopiero teraz pole do popisu.
      Czas pędzi, a twoje zadanie już coraz bliżej wykonania.
      :*

      Usuń
  2. Czytałam na bezdechu, jeszcze parę linijek i..... Świetnie to wymyśliłaś. I teraz masz tyle możliwości żeby napisać ciąg dalszy, że aż Ci współczuję! Tygodniu mknij szybciej !!!!
    .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana moja, mam i nie omieszkam. :) Ale u mnie teraz tyle się dzieje, że ledwie wyrabiam z tym pisaniem. :) Dobrze, że wczoraj była niedziela, bo inaczej by nic nie było. :*

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Dziękuję! :) Ale się część pisana w kilka godzin przyjęła. :)

      Usuń
  4. Jezusie Chrystusie!
    Wiesz, co powinno się robić za to, że tak szybko kończysz?
    Ja ci już wymyślę karę, wymyślę ją i wcielę w życie!
    Uczynię to, zobaczysz!
    Zacznę od cioci Ewy (Ach, wiadomo, czemu ona taka dobra i wspaniała, imię do czegoś zobowiązuje hahaha).
    Dobrze mieć kogoś takiego w swoim życiu! Nawet, jeżeli nie ma się wsparcia ze strony rodziny, to ma się ciocię, która będzie jak rodzina!
    Widać na kilometr, że to uczuciowa kobieta, która (w przeciwieństwie do matki bliźniaczek), kochała je tak samo!
    Bo dzieci nie wolno wyróżniać!
    Czy ja ci już mówiłam, że w swych psychologicznych opisach jesteś podobna do Fossum? Mówiłam pewnie, ale powtórzę!
    To jest genialność! No i teraz co? Jak to wszystko będzie?
    Podejrzewam, że rozmowa sióstr do prostych należeć nie będzie!
    Poza tym, Boże, jak można tak traktować dzieci? Jedno, jakby go nie było, drugie, jak narzędzie, bo zdolne, to trzeba pchać za wszelką cenę!
    Oj znam ja takich rodziców, co nie dostrzegają tego, że to tylko mały człowiek, który także ma swoje życie.
    A potem rosną egoiści, albo zamknięci w sobie ludzie, którzy boją się zaufać, pokochać, bo jedyne co kochają to muzyka, a czasami nie kochają już nawet jej, bo koncerty mu ją zwyczajnie obrzydzają.
    A zachowanie Wiktora na medal! To, że z niąpojechał i po prostu przy niej był!
    PS: mam nadzieję, że Szczepan pozostał w dobrych rękach i ma mu kto nalać mleczka i zmienić kuwetę.
    Buziaki, kolejna mocna, dobra część – Ela_k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojojojoj, strach się bać. :>
      Wszystko jak zwykle, słów chyba 1493, jeśli dobrze pamiętam. :D
      Wiem, to już podchodzi pod autyzm. :P
      A co najmniej pod dziwadło. :P
      Nigdy nie twierdziłam inaczej.
      Hahaha, czasem mam wrażenie, że masz z imionami gorzej niż ja. :) Korba znaczy. :D
      Nie dała dziewczynom zginąć, te to dopiero mają piękne imiona, ale się może człowiek wyżyć. :D To mnie bardziej cieszy niż fabuła.
      Powinno się starać nie wyróżniać, choć pewnie to niełatwe, tym bardziej trudne przy dzieciach na tyle podobnych, że traktowanych jako całość.
      Ja tego u siebie w ogóle nie widzę. Ale jeśli jest w tym choćby część prawdy, to zaszczyt to dla mnie ogromny!
      Bardzo motywujący komentarz. :** Zwłaszcza że wiesz, jak ciężko mi było tym razem nawet zacząć. Wszystko szło nie tak, ale twoja motywacja - bezcenna!
      O zdolnościach Melanii na pewno jeszcze będzie, muzycy kochają pisać o muzykach! :D
      Moja droga, Agatka i Szczepan zawsze dream team!
      :*

      Usuń
    2. Muzycy o muzykach - zaintrygowałaś mnie???? Coś więcej?

      Usuń
    3. Muzyka zajmuje w moim życiu stałe ważne miejsce - zawodowo i prywatnie. :)

      Usuń
  5. I wszystko stało się jasne...
    Wiktor jest wspaniały. Widać, że zrozumiał i bardzo żałuje tego co zrobił niegdyś Idalii i teraz stara się być dla niej wielkim oparciem. I jest.
    Ta historia jest tak bardzo prawdziwa. To dobijające, że są na świecie rodzice, którzy tak traktują swoje dzieci. Przecież życie mamy tylko jedno. Nikt go za nas nie przeżyje. Po co więc je marnować? Nigdy tego nie zrozumiem.
    Jestem szalenie ciekawa rozmowy Melki i Idą. Znając Ciebie, będzie to doskonala uczta dla mej psychologicznej duszy :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stara się. :)
      Prawda. :)
      Oj, postaram się, aczkolwiek nie zawsze łatwo stanąć na wysokości zadania. :)
      :* I jeszcze raz gratuluję sesji!

      Usuń
  6. Czytam Twojego bloga już od kilku tygodni, od samego początku, rozdział po rozdziale i bardzo się zdziwiłam, kiedy nagle zabrakło następnego odcinka :D. Nie mniej jednak, opowiadania starczyło na bardzo długo, umilało mi one wiele poranków i wieczorów mojego nieraz bardzo pokręconego życia, między innymi z powodu walki o dostanie się na medycynę właśnie ;). Choć nie wiedziałaś dotąd o moim istnieniu, o tym że bywam i czytam, dziękuję Ci bardzo za historię, którą piszesz i za każdy dzień, które mi ona osłodziła. Nie znam zaś lepszego i bardziej z serca płynącego sposobu podziękowania niż szczery, długi komentarz. Pozwól, że on właśnie zwieńczy te kilka tygodni czytania.

    Masz bardzo dobry styl, mądry i piękny. Budujesz barwne postacie, których nie sposób nie lubić. Przypominasz mi trochę Musierowicz, ale Twoja fabuła, w przeciwieństwie do tej autorstwa wspomnianej pisarki, absolutnie nie wieje nudą, a wręcz przeciwnie. Podziwiam Cię także za konsekwencję, rozdziały wstawiane co tydzień o tej samej porze. Musisz mieć dużo determinacji i silnej woli, tak często wstawiane odcinki przy zwyczajnym, dosyć zabieganym życiu to nie lada wyczyn. W komentarzach pojawiały się głosy, że mogłabyś napisać książkę. Mimo że oponowałaś, dołączam się do nich całym sercem. Przemawia za tym nie tylko Twój niewątpliwy talent, ale też może nawet bardziej godna podziwu dyscyplina.

    Jedynym, co mi troszeczkę czasem zgrzyta w Twoich opowiadaniach, jest niesamowicie sprawiedliwy świat, jaki tworzysz. Większość pojawiających się w jakichkolwiek okolicznościach bohaterów to osoby mądre, dobre i ciepłe. Jeżeli ktoś robi coś źle, to najczęściej natychmiast dostarczasz nam całkowicie oczyszczających z winy argumentów (choć to akurat jest w sumie lekcją, najczęściej każdy ma powód, a my często idziemy na łatwiznę i oceniamy nie szukając go), a następnie taką postać spotyka albo słuszna kara, albo całkowite nawrócenie. Często to rzeczywiście bardzo uzasadnione i naturalne, ale niejednokrotnie brakuje między tą bielą i czernią odrobiny szarości, jakiejś postaci mniej zaangażowanej we własne życie zawodowe, starszej kobiety, która nie jest ani wyrodną matką, ani nieskończoną krynicą serdeczności... Aż czasami dziękuję wszelkim muzom i natchnieniom, że w wątku Hany i Piotra umieszczasz niestrudzenie Magdę, która jest właśnie bardzo czarno-biała.

    I jeszcze jedna wątpliwość, którą chciałabym wyjaśnić. Trochę nie rozumiem tego, co dzieje się teraz między Idalią a Wiktorem. Jeszcze przed chwilą on stracił do niej zaufanie, podobno bezpowrotnie - dlaczego? Przecież dobrze wiedział, że Ida przed nim ukrywa fakty ze swojej przeszłości i że obejmują one trudne dla niej wydarzenia, to nie była dla niego niespodzianka, było to sygnalizowane w opowiadaniu. Teraz nagle Wiktor za nią jedzie do rodziny, to chyba jednak nie taka bezpowrotna była ta utrata zaufania. No i ostatnie - Idalia mówi cioci, że przyjechała tutaj, żeby Melania opowiedziała Wiktorowi ich historię. Ale przecież nie wiedziała, że Wiktor pojedzie z nią?

    Nie mniej jednak bardzo lubię Twoją Idalię i cieszę się, że wprowadziłaś do opowiadania tę postać, która jest w całości stworzona przez Ciebie. Pozdrawiam i zapewniam, że masz we mnie fankę już na stałe :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezwykle miło było czytać twój komentarz. :) Zwłaszcza konstruktywną krytykę. Z ogromną przyjemnością witam świeżo ujawnioną czytelniczkę. :)
      Trudno uwierzyć, że komuś się chce brnąć przez tę grafomanię od samego początku (ja tego w ogóle nie mogę czytać). Ale podobno to jest norma u piszących.
      Nie wiem, jak długa droga jeszcze przed tobą do medycyny, ale szczerze trzymam kciuki.
      Ogromne przed tobą wyzwanie. A najtrudniejsza jego część nie dotyczy wiedzy, a pokory, dla mnie jako masażysty to była najtrudniejsza lekcja, nie równało się z nią żadne kolokwium. Wyjść z neurologii i się nie rozpaść, wrócić tam następnego dnia. A nade wszystko wytrzymać łzy rodzin i pytania - kiedy bliskim się chociaż trochę poprawi. Gdybym wcześniej wiedziała, jak to wygląda w rzeczywistości, trzy razy bym się zastanowiła, serio! Ale nie, nie żałuję. :) Przynajmniej do tej pory, kiedy nie jest to dla mnie jedyne zajęcie w życiu.
      Przygniata mnie ogrom komplementów, nie do końca zasłużonych. :*
      Do Musierowicz mam spory sentyment, kiedyś uwielbiałam, dzisiaj czytam raczej pobłażliwie patrząc przez palce na wciskany dydaktyzm nieco na siłę, a potem sama w swoich tekstach robię podobnie. To chyba jest kwestia pewnego rodzaju mojej naiwności albo chęci, żeby w każdym człowieku szukać dobra, a przynajmniej przyzwoitości. :) Nieuleczalna głupota? A może po prostu tak żyje się łatwiej... Tłumaczę się ze sprawiedliwego świata. :) Jednak nieuleczalna naiwność. :D Ale spokojnie, jeszcze sporo się wydarzy, wprowadzę trochę szarości, chociaż nie mam żadnej pewności, co mi z tego wyjdzie i czy to ostatecznie na bloga puszczę. Jestem dosyć krytyczna względem tych tekstów, dlatego nic nie wiadomo. Ale masz oczywiście stuprocentową rację. Wierzę w nas, w tych głupich ludzi jako społeczność. :) Młoda i głupia. :)
      Blog uczy dyscypliny, czasem bardzo o nią trudno, ale wtedy myśli się o ludziach, którzy czekają na kolejną część i leci dalej. :) Jeszcze siedem miesięcy.
      Dlaczego nie książka - już tłumaczyłam, taka pisanina, komu by się chciało czytać to, wydawać i wyłapywać moje niekonsekwencje. :) Ale niesamowite jest to, że tylu was twierdzi, że dałabym radę. Nigdy nikt mnie pisać nie uczył, więc takie komplementy onieśmielają. Lubię to robić, to pewne, świetnie się przy takiej konstrukcji czyjegoś życia odpoczywa. :)
      I teraz część twojego komentarza dla mnie najistotniejsza. Uświadomiłaś mi, że być może przez ograniczenia co do ilości, być może przez własne roztrzepanie i brak czasu na dogłębną analizę życia postaci, piszę trochę chaotycznie. To znaczy nigdy w życiu nie pomyślałam nawet o tym, że to co mnie się wydaje oczywiste (w końcu ja to wymyśliłam), dla kogoś z zewnątrz może być niejasne, dopóki tego wprost nie napiszę. Niezwykle cenna uwaga!
      Bezpowrotna utrata zaufania - mimo miłości, mimo zaangażowania. Ukrycie przed kimś najbliższym siostry bliźniaczki nie jest jednak równoznaczne z ukryciem na przykład alkoholizmu rodzica (nie umniejszam wagi alkoholizmu). Chodzi mi po prostu o to, że z mojej perspektywy na miejscu Wiktora po dowiedzeniu się czegoś takiego, nigdy nie mogłabym w stu procentach już komuś zaufać. Patrząc na bliską mi osobę już zawsze dręczyła by mnie myśl, czy na pewno wiem już wszystko? Co stoi między nami? Co jeszcze przede mną ukrywa? Tylko że z tekstu to faktycznie nie wynika. Strzał w dziesiątkę, powinnam większą wagę przywiązywać do opisów, co nie ma racji bytu przy takiej ilości tekstu tygodniowo. :)
      Wiktor poszedł na spacer, nieco Ochłonął. Jedzie z Idą do rodziny nawet dla niego niespodziewanie. Idalię rusza jego postawa i postanawia opowiedzieć swoją historię czyimś głosem, chcąc wyzbyć się własnych emocji. Początkowo myśli o siostrze, a ostatecznie stwierdza, że zrobi to sąsiadka, każdy, byle nie ona, żeby uniknąć uprzedzeń i zbędnego żalu.
      Zaistniała szybka decyzja, skoro jedzie, wspiera, znaczy zasługuje na tę wiedzę, niech więc ją otrzyma.
      Uściski i czekam na kolejne wnioski. Niesamowicie cenna dla autora tekstu jest twoja krytyka. :* Jak również nieatakujący sposób jej wyrażania, to lubię. :)

      Usuń
    2. Twoje opowiadanie jest bardzo wciągające i nie nazwałabym go w żadnym wypadku, ale to normalne, że własną twórczość ciężko się czyta, bo zaraz widzisz, że coś byś napisała inaczej, a tu przecież są ludzie i czytają :P

      No, jeśli kciuki mi pomogą, to już od października będę studiować. Na razie gap year i poprawa matury :)

      Mi też zdarzało się prowadzić blogi, takie z opowiadaniami również, ale zacząć a kontynuować to dwie różne sprawy. Dlatego tym bardziej Cię podziwiam ;)

      Jeżeli to, co byś napisała, byłoby dobre, to zapewniam Cię, znalazłby się ktoś, kto by to chętnie wydał, poprawiając uprzednio niewielkie błędy. Może kiedyś warto by było spróbować, jeszcze nie raz to pewnie usłyszysz/przeczytasz, ale oczywiście decyzja jest Twoja :)

      Dzięki, teraz już wszystko jest jasne :). To jedyna taka nieścisłość, jaką zauważyłam, poza tym jest naprawdę dobrze!

      Kurcze, i teraz po raz pierwszy dosięga mnie problem oczekiwania na kolejny rozdział, ale cóż, jakoś się dożyje do poniedziałku... :)

      Usuń
    3. Koniecznie w takim razie, nawet jeśli już nie będzie bloga, a nie będzie, bo piszę do września, musisz mi dać znać, czy się udało. :) Bo mi nie da to spokoju. :) Jakaś wymarzona specjalizacja? Wiem, wiem, zbyt wcześnie na takie pytania. :)

      Usuń
    4. Właściwie interesuje mnie wszystko poza dermatologią i ortopedią, więc to bardzo otwarta sprawa. Myślę, że przed jakimikolwiek praktykami nie bardzo mogę powiedzieć, że cokolwiek chciałabym robić, ale póki co kręci anestezjologia. Chętnie dam znać, chociaż sama o momencie otrzymania tej wiadomości myśleć nie mogę póki co... ;)

      A masz już pomysł, jak to wszystko skończysz, czy tak sobie po prostu założyłaś, że do wtedy to zamkniesz? I czy myślisz o pisaniu czegoś innego w przyszłości?

      Usuń
    5. Ooo, doktor śpiwór/dusiciel zawsze spoko. :) Swoją drogą ja nie wiem kto te ksywy wymyśla, w ostatecznym rozrachunku chcąc mieć super stosunki z anestezjologiem i maksymalne do niego zaufanie, ale przyjęło się. :) Ja mam doświadczenia różne - w większości w porządku, raz zafundował mi traumę (kłótnia z rurką), w zasadzie żadna to jego wina, bo nie przypuszczał, że przed wielkim dniem tak mnie wygłodzą i leki się w organizmie rozłożą tak fajnie, iż wcale mi się nie będzie spieszyło na właściwą stronę mocy. :P Ale usłużna maszyna potrafi nieźle wystraszyć, kiedy postanawia wtłoczyć trochę tlenu akurat w momencie, w którym ty masz ochotę na wydech. :) I jak tu komuś dać znać, że nie żeby coś, ale się dusisz. :) Ból każdy przy tej panice to jest pikuś, uau. Nie piszę się na takie żarty drugi raz. :)Ale liczy się finał zabawy, a ostatecznie wszystko skończyło się dobrze. Doktor dusiciel również nadal trwa i dusi. :) Ja to jednak jestem okropna, ze wszystkiego się podle nabijam. :D Taki niereformowalny charakter. I jeszcze innych straszę, no zła kobieta. :P Ale gwarantuję ci, wolałabym wiedzieć, że istnieje taka opcja niż przerabiać od razu ćwiczenia praktyczne. :P
      Bardzo rozsądnie do tego podchodzisz. Lata studiów mogą wiele zmienić.
      Postanowiłam sobie, że piszę równo dwa lata od 15 września 2014. Wystarczy, potem pomysły mogą być gorsze albo nawet ich brak i zrobi się słabo, a co za dużo to niezdrowo.
      Czy będę pisać dalej? Pewnie będę, od czasów podstawówki zakładam blogi, które trwają jakiś czas, falami to do mnie napływa, ale wraca jak bumerang. Więc stawiam że wytrzymam rok-dwa najdłużej i znowu wrócę do kolejnego pomysłu. :) Ale raczej już nie żadne fan fiction.
      Co do wyników - doskonale to rozumiem, ja przed wynikami własnego dyplomu nie mogłam tych wyników sprawdzić, irracjonalnie czułam, że nie dałam rady, co nie miało żadnych podstaw, zawsze byłam systematyczna i niezła, trudno było wrzucić mi na jakiś większy luz, nie mogłam po prostu tego nie zdać. :) Ale kwestia pewności siebie to jest koszmarna kwestia. :)

      Usuń
  7. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń