poniedziałek, 7 grudnia 2015

66.



"Jedna z najokrutniejszych lekcji życia: To, co się liczy dla nas, nie musi się liczyć dla innych, nawet jeżeli jesteśmy sobie bliscy.
Nasza prawda bywa dla nich kłamstwem".

*****

- Nareszcie jesteś. Czekam z kolacją od godziny - Wiktoria zwróciła się do Tomasza.
- A to jakaś zmiana. Zwykle to ja czekam. Z kolacją, bez kolacji, godzinę, kilka godzin.
- Tomek, proszę... - spojrzała na niego błagalnie. - Nie zaczynajmy znowu.
- Ty zaczęłaś, jak widzę na całego. Wino, wystawna kolacja, będziemy udawać szczęśliwe małżeństwo? Nie bawię się w to, jestem wykończony.
- Też jestem wykończona. Przede wszystkim tym, co się z nami dzieje, więc będziemy rozmawiać. Usiądź, proszę.
- No tak, została jeszcze opcja poważnej rozmowy. Szkoda tylko, że od tych naszych rozmów nic się nie zmienia - usiadł niechętnie, przyjmując z jej rąk kieliszek wina. - Słucham, o co chodzi tym razem?
"I już, teraz, tak po prostu mam powiedzieć, że między nami wszystko skończone?" - pomyślała Wiktoria, wpadając w panikę. "Kilkoma słowami wszystko przekreślić?"
Siedziała zdruzgotana, wpatrując się w zawartość kieliszka. Gardło ścisnęło jej się tak mocno, że nie mogła wykrztusić słowa, przepłukała je winem. Teraz albo nigdy.
- Nie myślałam, że kiedyś będę musiała to powiedzieć, ale muszę. Dłużej tego nie zniosę. Nie mogę dłużej z tobą być, nie kocham cię - wyrzuciła jednym tchem.
Tomasz milczał. Jego twarz zmieniła się w kamienną maskę bez żadnego wyrazu.
- chcesz odejść? Tak po prostu się rozwieść? - nieco za mocno odstawił kieliszek. - A teraz mamy jeść, bo stygnie, taki jest kolejny punkt programu?
Nie odpowiedziała, próbowała się nie rozpaść.
- Przykro mi, chociaż pewnie w to nie uwierzysz, naprawdę byłeś dla mnie ważny.
- Ale on okazał się ważniejszy. Od początku chodziło wyłącznie o niego. Podchodził cię, omamiał, no i w końcu odniósł sukces.
- Nie chodzi o Adama...
- Kogo ty chcesz oszukać, siebie czy mnie? Cokolwiek bym teraz powiedział - i tak nie ma to żadnego znaczenia. Zawsze kochałaś jego. Nie rozumiem tylko, dlaczego mimo to zdecydowałaś się za mnie wyjść. I pewnie nie zrozumiem, może tak już musi być. Rzecz w tym, że gdyby się wokół ciebie nie kręcił, pewnie by nam się udało. Przywykłabyś do naszego życia. Może mielibyśmy dziecko. Nawet nie mam do ciebie szczególnego żalu... - zamilkł gwałtownie, w jego oczach pojawiły się łzy. - Bo nadal cię kocham. Wiesz co się jedynie zmieniło? Mam swoją godność i nie zamierzam jej tracić. Tylko ona mi została.
- Może rzeczywiście to nie był dobry pomysł - wykrztusiła Consalida, zaczynając zbierać naczynia ze stołu.
- Nie kłopocz się, ja posprzątam, ty zajmij się tym, co istotne - spakuj swoje rzeczy. Te najpotrzebniejsze, po resztę wrócisz później.
- Słucham?
- Taksówkę wezwę ci za jakieś pół godziny, chwilę przecież to zajmie.
- Tomek... ale ja...
- Nie masz dokąd pójść? Ja dałem ci wszystko, co tylko dać mogłem. Nie przyjęłaś. O resztę niech pomartwi się Adam.

*

- Iduś, czy ty kompletnie oszalałaś? - Agata podała przyjaciółce kubek zielonej herbaty. - Mam nadzieję, że smaczna, przecież wiesz, że ja nie lubię, nie umiem tego parzyć.
- Dziękuję. Na pewno pyszna. Dlaczego niby miałabym szaleć? - Idalia rozsiadła się wygodnie w gabinecie Woźnickiej.
- Jak ty sobie to wyobrażasz? Co chcesz powiedzieć tej matce i na jakiej podstawie? W ogóle jesteś pewna swoich przypuszczeń?
- Gdybym była pewna, nie byłyby przypuszczeniami.
- No tak, niezaprzeczalna logika.
- Dziecko potrzebuje mojej pomocy. Nie wiem, co zrobi matka. Ja w każdym razie zrobię wszystko, żeby dostał najlepszą opiekę. To mój obowiązek. Z obserwacji dziecka, nawet tak powierzchownych , jasno wynika problem. Jeśli kobieta nie przyjmie do wiadomości...
- A nie przyjmie, możesz być pewna, kilka razy z nią rozmawiałam, to jest osoba głucha na wszelkie argumenty.
- No to znowu czeka mnie wizyta w sądzie. W sumie dawno nie byłam.
- Czasem mi ręce przy tobie opadają. W porządku. Wypij herbatę, ja kończę wypis dla Roberta...
Z korytarza jednocześnie dobiegł dziecięcy sprzeciw i pukanie do drzwi.
- No, zdaje się, że o wilku mowa. Proszę! - Agata westchnęła głęboko, wypełniając z nagle większym zaangażowaniem rubryki na karcie wypisu.
- Ile można czekać na ten wypis! Olivierku, uspokój się wreszcie!!  - wrzasnęła matka, ciągnąc za rękę wyrywającego jej się z całej siły syna.
- Ja nie chcę już tu być! - krzyknął Olivier, ostatecznie się wyrywając i gnając na drugi koniec pomieszczenia.
Idalia się uśmiechnęła, Agata bardzo mocno zapragnęła końca dyżuru.
Brunetka wstała, zdejmując z przegubu zegarek, podała go dziecku, jednocześnie porywając je w ramiona, unikając tym samym uderzenia głową w brzuch.
- Cześć, smyku, jak zwykle pełen jesteś energii, co? Idziecie z panią doktor Woźnicką na batona z automatu, ja rozmawiam z mamusią, macie na to 10 minut, odliczasz na moim zegarku, ja ci włączę start. Kiedy czas upłynie, wracacie tutaj, zabieracie tatę Roberta i szczęśliwie cali i zdrowi jedziecie do domu, umowa stoi?
- Tak! - wrzasnął Olivier prosto do ucha lekarki, przytulając się do niej całą powierzchnią ciała, z wyjątkiem lewej ręki, którą energicznie pociągnął za jej warkocz.
Agata nie mogła powstrzymać uśmiechu. Chłopiec zeskoczył z rąk Cichockiej, podbiegł do internistki , ufnie biorąc ją za rękę.
- No to co, startujemy, Olivier?
- Tak! Masz mówić do mnie Oliś! Będę mógł sobie wziąć takiego batonika, jakiego chcę?
- Tak jest, Oliś! - rozpromieniła się blondynka, wychodząc, energicznie pociągana już za obie dłonie. Idalia wystartowała zegarek, ciepło patrząc na Agatę.
- Żałuję, że nie możesz spojrzeć teraz w lustro - powiedziała poważnie. - Może coś w końcu by do ciebie dotarło.

*

- Proszę usiąść - weszły do gabinetu psychiatry. Lekarka zamknęła drzwi.
- Ja nie mam czasu, mąż na mnie czeka! Czego pani ode mnie chce?! Chcę wracać do domu! - ton matki chłopca przejawiał wyłącznie wrogość.
Idalia usiadła naprzeciwko kobiety, próbując spojrzeć w jej rozbiegane oczy. Z szuflady wyjęła płytę DVD i kolorowankę. Położyła przedmioty przed rozmówczynią. Tamta się skrzywiła.
- Przede wszystkim Olivier na panią czeka - na pani reakcję i pomoc. Czeka już bardzo długo, dłużej nie powinien - powiedziała cicho, lecz stanowczo.
- O czym pani, do cholery, mówi?!
- Ciągły krzyk, agresja, silna nadpobudliwość ruchowa.
- Każdy chłopak jest ruchliwy. Co pani wymyśla!
- Całkowity brak koncentracji albo bardzo utrudniona mimo starań dziecka - wzięła do ręki płytę. - Próbowaliśmy obejrzeć jedną bajkę, każda bajka na tej płycie trwa siedem minut, jest bardzo kolorowa i przyciąga uwagę, a dzieci zwykle zajmuje telewizja. Synek nie zdołał się skoncentrować nawet do połowy.
- Bo nie miał ochoty oglądać!
- Kolorował obrazek, poprosiłam o jeden - otworzyła kolorowankę. - Bardzo się starał, zaczął kilka rysunków, mimo że mocno się angażował, żadnego nie skończył.
Wzięła głęboki oddech.
- Wstępna diagnoza brzmi - zespół nadpobudliwości psychoruchowej - ADHD. Olivier krzyczy o pomoc, proszę dać mu szansę. Jest mu pani najbliższa, tylko w pani rękach leży jego przyszłość.
Kobieta wstała, zamierzając rzucić się na Idalię, buzowała agresją, lekarka przewidująco się odsunęła.
- Pani oszalała, co pani insynuuje! Pozwę panią do sądu! Niech pani nie robi z mojego dziecka wariata! Jest głośny i ruchliwy, jak każdy chłopiec! Poza tym to nie pani sprawa!
- Synek nie jest wariatem, tylko dzieckiem o szczególnych potrzebach, z których pierwszą jest dalsza profesjonalna diagnostyka. I jeśli pani mu jej nie zapewni, w tej chwili pójdziemy do dyrektora szpitala, a jeśli okaże się to konieczne także do sądu. Zauważyłam problem i na pewno tej sprawy nie zostawię, dla mnie znaczenie priorytetowe ma dobro dziecka, to mój obowiązek.
Kobieta nie spodziewała się takiej riposty. Opadła z niej cała złość. Oszołomiona ciężko usiadła na krześle. Idalia stanęła przed nią z uśmiechem.
- Macie ogromne szczęście, Oliś ma dopiero pięć lat, przy odroczeniu obowiązku za dwa lata pójdzie do szkoły, to dużo czasu. Przy zastosowaniu odpowiedniej terapii i leków może za jakiś czas mieć szansę całkowicie zapomnieć o chorobie albo zdecydowanie ograniczyć skutki deficytu uwagi. Będzie lepiej się uczył. Przestaniecie słyszeć, że jest niegrzeczny, że nie może usiedzieć na tyłku.
Kobieta się zaczerwieniła. Idalia podała jej wizytówkę.
-Moja znajoma wspaniale wyprowadza z zaburzenia dzieci z ADHD. Pomoże wam, oczywiście na mnie też możecie liczyć. Ochronimy pani żywe srebro przed nim samym i niesprawiedliwą krytyką innych, wszystko się ułoży, bo bardzo wcześnie zaczynamy. Mały jest tego wart.
- Co ja mam robić... jak Robert się dowie... on już i tak za nim nie przepada - wykrztusiła, zaciskając usta.
- Bo nie rozumie zachowania waszego synka, przez co odbiera je jako celowo złośliwe, teraz wszystko się zmieni.
Jak wichura do gabinetu wpadli zgrzana Agata i uszczęśliwiony Olivier.
- Mama! Skończył się czas! Mam dwa, dostałem dwa batoniki! - oczy mu jaśniały, ubrudzona czekoladą buzia była rozpromieniona w uśmiechu. - Obiecałaś! Jedziemy do domu! A ja byłem bardzo grzeczny.
- Prawda - potwierdziła zmęczona Woźnicka.
- Jedziecie, mama już wstaje - Ida uścisnęła dłoń kobiety. - Pamięta wszystko, co powiedziałam, dzwoni do mojej koleżanki, a przede wszystkim jest dobrej myśli. Przy odrobinie miłości i ogromie pracy możemy wygrać dla niego piękne, szczęśliwe życie.
- Prawda - znów wtrąciła się Agata. - Mój brat dorósł z tym, ma swoją firmę, wspaniale, z ogromną energią, której często mu zazdroszczę, zarządza pracownikami.
Kobieta wstała.
- Idziemy do taty. Teraz my potrzebujemy jego opieki.

12 komentarzy:

  1. No tak... trudne rozmowy zawsze wywołują w nas bardzo duży wahlarz emocji. Wiktoria, jak widać, nie mogła sobie z nimi wszystkimi poradzić czemu trudno się dziwić w zasadzie. Sama nie wie jeszcze jak silne relacje łączą ją z Adamem, a małżeństwo definitywnie się nie układa. Pytanie, czy nawet jeśli rozwiedzie się z Tomkiem, a będzie chciała czegoś więcej od Adama, czy znajdą na to czas? Lubię Wiki i bynajmniej nic do niej nie mam, lecz, nie wiem zupełnie dlaczego, mam wrażenie że i ten związek może się nie udać, no ale może się mylę... :)
    Idalia jest po prostu rewelacyjna. Pełen profesjonalizm, spokój i opanowanie- wszystko co konieczne. Nawet taką osobę jak matka Oliwierka postawiła do pionu kilkoma dobrze dobranymi słowami. To jest dopiero sztuka. Dzieciak ewidentnie krzyczał do całego świata, prosząc o pomoc. Dopiero w szpitalu ją uzyskał. Gdyby nie choroba ojczyma, nie miałby niestety dobrego dzieciństwa a później, w dorosłym życiu, nie odnalazłby się. Szkoda tylko, że wątek cały jest już skończony i to my sami musimy się domyślać, co działo się dalej. Czy matka poradzi sobie z brzemieniem? Czy ojczym zaakceptuje nową sytuacje i jakoś się do niej ustosunkuje? Mój sceptycyzm pozwala mi wątpić. Być może zbyt dużo go we mnie, ale co poradzę. ;)
    W podziękowaniu za wspaniały początek dnia i jeszcze wspanialszy weekend buziaki ogromne! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie, pewnie dowiesz się niedługo, jak tam związki Wiki. :) Wszelakie.
      Bo Ida umie nie oceniać, słucha, co się do niej mówi, niełatwo czasem matce zaakceptować trudną rzeczywistość, ale kiedy ktoś wyciąga do ciebie pomocną dłoń, od razu zmienia się punkt widzenia. No i kocha dzieci. :)
      Specjalnie dla ciebie (jeśli nie zapomnę, a pewnie zapomnę) można kiedyś zrobić jakieś odwiedzinki lub "przypadkowe" spotkanie na ulicy, żebyś wiedział, jak mały i mama sobie radzą. Nawet jeśli ojczym nie stanąłby na wysokości zadania, a powinien, jeśli kocha matkę chłopca, to maluch ma mamę, która kocha go bez wątpienia, jeśli nie jest zagubiona w trudnej, bądź co bądź, sytuacji, bo każda matka, przynajmniej w teorii powinna kochać swoje dziecko i chcieć jego dobra. Co do ojczyma, trudno mi cokolwiek powiedzieć. Jedno wiem na pewno, niełatwo pewnie ludziom w nowych związkach jest pokochać czyjeś dziecko, a wypadałoby, jeśli planujemy wspólne życie.
      Weekend był wspaniały, tydzień również jest, choć ciężki. :D Nie wyrabiam, nie ogarniam. :* No i mam nadzieję, że jak już napiszę tę kolejną część (drogi Boże, nie mam ani słowa), będę mogła cię zapytać: a dobrze mi poszło? Kochani są, przyznasz. :D Żałuj, że nie siedziałeś z nami przy stole!

      Usuń
  2. Nie spodziewałam się, że Wiktoria tak szybko zamieni swoje przemyślenia w czyny. Wydaję mi się, że ciężko podjąć taką decyzję. Zawsze znajdą się plusy i minusy sytuacji, w której się znajdujemy. A kiedy nie jesteśmy czegoś pewni, tak na sto procent, w tedy nawet na siłę wynajdujemy, może nawet wymyślamy kolejne argumenty przemawiające, że jeszcze spróbujemy, że jeszcze damy szanse. To chyba dobry krok Wiktorii. Aranżacja kolacji - dostrzegam Twoje dopracowanie, jako autora - potrzebna, pokazuje, że bohaterka dbała o szczegóły, że myślała, jak przekazać te, jak nie patrzyć, złą wiadomość dla drugiej strony. Reakcja Tomasza - taka naturalna. Nie drażni mnie fakt, że dał jej tylko te trzydzieści minut. Przecież jest rozżalony, sam twierdzi, że ją kocha i tą swoją decyzją pokazuje, że tak jest nadal. Poruszenie kwestii Adama na miejscu. Dobrze, że Wiktoria nie wdawała się w szczegóły swoich planów. Dobrze, że zaniemówiła.
    Sytuacja Oliviera. Z tej części pamiętam wiele, dużo zostanie. Kiedyś moja nauczycielka fizyki i mama dwóch dziewczynek powiedziała, że ADHD to jest takie wymyślone, że to jest wina pozwalania na ciągłe ogladanie telewizji, korzystanie z komputerów, tabletów. Fakt, że dzieci więcej czasu spędzają w domach, a nie na podwórkach, placach zabaw powoduje, że nie mają gdzie spożytkować swojej energii. Myślę, że miała dużo racji, ale to nie znaczy, że wykasowałam z głowy fakt tej choroby. Jednak zmiany w wychowywaniu na pewno w jakiś sposób powodują tę chorobę.
    A i między wierszami fakt, że Agacie do twarzy z dzieckiem, jest świetny. Może kiedyś sama na to wpadnie.
    Pozdrawiam
    PS. Dzisiaj bez słońca za oknem :/ Nie można mieć wszystkiego, zawsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W jej wypadku już chyba nie ma na co czekać, sama widziałaś, że nawet u mnie sporo to trwało. :) Pogubiła się dziewczyna, doszła do tak newralgicznego punktu, że teraz już wóz albo przewóz. :D I oby nie raz na wozie, a raz pod. ;)
      Szkoda, że starania Wiktorii nie zostały docenione, bo fakt, chciała, może nieudolnie, ale jednak złagodzić atmosferę i ciężar tej wiadomości.
      Ja też się nie dziwię takiej reakcji Tomka, jak niby się zachować, z jednej strony kocha, z drugiej czuje obezwładniający ból, z trzeciej wręcz nie może na nią patrzeć, kiedy tak wymyka mu się z rąk, a on jednak nadal kocha, nadal próbowałby... ciężkie to.
      Lubię Wiki i byłabym podła wobec niej, poruszając szczegółowo kwestię Adama, co za dużo dla biednego Tomka to niezdrowo. :)
      Zmiany pokoleniowe są jednym z argumentów, fakt, ale wierz mi, że jeśli to jest ADHD, a nie tylko nadmiar energii, to jest jazda bez trzymanki, wiem co mówię, takie dzieci są nie do upilnowania. W ciągłym ruchu, do zwariowania. Nie jestem fanką, niesamowicie męczące to jest. Podziwiam szczerze wszystkich rodziców chorych na to zaburzenie dzieci. Ja bym miała po kilku dniach serdecznie dosyć. Odetchnąć można tylko, kiedy żywe srebro śpi.
      No nie wiem, czy jeszcze na moim blogu, ale pewnie wpadnie. :)
      Minus pięć za oknem rano nie nastrajało mnie dzisiaj specjalnie pozytywnie do wyjścia z domu. :)
      :*

      Usuń
  3. Miałam w zamiarze napisać dłuugi komentarz - nie wiem, czy dzisiaj uda mi się taki napisać, ale się postaram.
    Lubię wiki, mam jakąś słabość do tej postaci, co nie oznacza, że wielbię wszystkie jej decyzje. No i hm, trochę rozumiem ją, a trochę jego.
    Wiki - jak dla mnie - przegięła z kolacją, poza tym, wychodzi na to, że Agata jednak rację miała (racjonalne myślenie górą). Po co było się tak spieszyć? Wiem, wiem, stabilizacja w życiu jest bardzo ważna, ale chyba nie za wszelką cenę... No i Tomek, chyba mógł też poczekać, nie wierzę, że nie widział wątpliwości Wiktorii. Ach, pogubili się oboje.
    Chociaż nie zgodzę się z tym, że może kiedyś by się do tego życia przyzwyczaili, no i że to Adama wina. A nawet jeśli by się przyzwyczaili, to nie wyobrażam sobie takiego zimnego związku.
    A Tomaszowi się nie dziwię, że kazał się Wiki spakować. Nie mogłabym z kimś, kto właśnie mi wyznał, że mnie nie kocha, spędzić choćby chwili pod jednym dachem, niech się Wiki temu nie dziwi.
    Och! Olivierek mnie rozkłada na łopatki. Diagnoza, chyba każdej choroby, czy zaburzenia, nie jest prosta dla członków rodziny. Ale Idusia to profesjonalistka!
    Dobrze, że przekonała mamę, to znaczy, oby, oby, bo ja wierzę, że jednak jakoś dadzą radę, a jak robert się do olisia nie przekona, to chyba znaczy, że ten związek nie ma sensu. Trzeba przyjąć wszystko z dobrodziejstwem inwentarza.
    No to się rozpisałam :) buziaki :* - ela_k
    ps: czyżby tym doskonałym kolegą/koleżanką po fachu była Karolina Rybicka? :)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwielbiam twoje długie komentarze!
      I tak ma być, racja jak zwykle pośrodku. :)
      Agatka zawsze myśli racjonalnie, dla niej świat jest racjonalny, haha, no i prawie zawsze ma rację.
      Wzięli byka za rogi i masz. ;) Żadne z nich nie lubi zawieszenia.
      Pierwszą lepszą do obwiniania osobą dla Tomka jest Adam, kozioł ofiarny, bo widział, że coś tam między nimi niewypowiedzianego jest, tego wypowiedzianego dobrze, że nie widział, brawo Idalia. Bo tak dobrze mogłoby się to ich rozstanie wtedy nie skończyć. Choć kto wie, co tam jeszcze im życie przyniesie.
      Pociesza się jak umie, a gdyby, gdyby, tylko że na gdyby nie można wiele zbudować.
      To prawda, dlatego to jest takie trudne, przyjąć chorobę dziecka jest bardzo trudno, a co dopiero nie swojego.
      :*
      Jeśli tylko zajmuje się dziećmi, chętnie Karola, ale pod jednym warunkiem, że Ida zatańczy na jej weselu lub zostanie czyjąś chrzestną. :D

      Usuń
  4. Zachowanie Tomka jest dla mnie na wyrost chronioną męską dumą. Fakt, skoro Wiki nigdy go nie kochała, to niepotrzebnie robiła mu nadzieje i się z nim wiązała. Ale zawsze mogło być gorzej. Mogła go zdradzać, oszukiwać, zwodzić. A ona prosto i szczerze powiedziała o swoich uczuciach. Osobiście cenię takie zachowanie, dlatego jestem bardziej po jej stronie.
    Pięknie poprowadzona rozmowa z matką. Może coś do kobiety dotrze. A aluzja Idy w stosunku do Agaty genialna ;)
    Też, tak jak Ela, pomyślałam o Rybickiej :D Tylko że w Eli opowiadaniu ona się dziećmi, oprócz onkologii, nie zajmuje :D
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerość warta doceniania, fakt, ale trudno ją docenić po takim paśmie złych decyzji.
      Ja chyba nie umiem tym razem po żadnej się określić w pełni.
      No, niech ta Agata się nie wzbrania, dzieci są przyszłością świata. ;)
      O jaka szkoda, Karolina byłaby w sam raz. ;) Ciepła, spokojna i mega sympatyczna. ;)
      :*

      Usuń
    2. Zawsze można się dokształcić ;D I dziećmi też się zająć :)

      Usuń
    3. To już w Eli cała nadzieja, czy Karolina się dokształci. :D

      Usuń
  5. Tomek miał prawo zachować się tak, jak się zachował. Nie chcę oczywiście usprawiedliwiać żadnej że stron, ale każde z nich przeszło swoje w tej relacji i każde z nich właśnie to uważa za najgorsze. Wiktoria niepewność i uczucie nieszczęścia, a Tomek świadomość nieodwzajemnionej miłości. I jeszcze do tego wszystkiego Adam. Taki zainteresowany ale jednak obojętny, w sytuacji.
    Wiki wraca do życia, powoli. Cieszę się że wszystko tak zdecydowanie i pewnie porządkuje. Niejeden by stchórzył i zrezygnował z rozwodu, woląc żyć dalej oszukujac druga osobę i siebie zarazem. Niby taka prosta decyzja, a trzeba nielada odwgi, aby ją podjąć.
    Postawa Idali godna podziwu. To się nazywa lekarz z powołania, a nie jakichś tam innych powodów. Żeby tak każdy taki był.
    I jeszcze jej genialna umiejętność rozmowy z drugim człowiekiem. Kim by nie był ona zawsze znajdzie sposób by do niego dotrzeć. No, psychiatra w końcu :-)
    Buziaki:-*
    CzerwonaPomadkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiki podjęła decyzję, brawo Wiki, a Tomek musi z tym żyć, cóż dla niego pozostało.
      Oj taaak, straszliwie irytuje mnie ludzka niepewność i męczenie się z sobą, bo a nuż się ułoży samo.
      Taki to już ma zawód. :)
      :*

      Usuń