poniedziałek, 23 listopada 2015

64.

"To nie żadna sztuka kochać człowieka w nieszczęściu. Dopiero w szarym codziennym życiu miłość wystawiona jest na prawdziwą próbę".

*****

- Hej wszystkim.
Wiktoria Consalida, zmęczona kilkugodzinną operacją, weszła do lekarskiego. Jedyną osobą, jaką tam zastała była Agata. Jeszcze bardziej pogorszyło to nastrój lekarki. Nie chciała dzisiaj spotykać przyjaciółki. Nie była gotowa na szczerą rozmowę. Przez cały dzień starannie jej unikała, widocznie jednak konfrontacja była nieunikniona.
Agata Woźnicka siedziała na kanapie z kubkiem kawy w dłoniach. Miała zamknięte oczy, Wiktoria pomyślała, że śpi. Nalawszy kawę dla siebie, ostrożnie usiadła obok. Wtedy blondynka powoli uchyliła powieki. Skrzywiła się, biorąc do ust łyk zimnej kawy. Przeciągnęła się niedbale. Przez chwilę kobiety obserwowały się w milczeniu. Żadna nie wiedziała, co powiedzieć.
- Co tam? - zapytała w końcu internistka, żeby jakoś zacząć rozmowę.
- Zastanawiam się, co się z nami porobiło. No i trochę blado wyglądasz - Wiktoria poszła na całość.
- Odzwyczaiłam się od tego kieratu, muszę na nowo przywyknąć - uśmiechnęła się lekko. - A co do nas... mam dość. Po prostu. Miotam się, gonię ślepymi uliczkami, ciskam w ciebie niepotrzebnie gromy. Nie umiem na to wszystko spojrzeć racjonalnie. Za bardzo chcę, żebyś była szczęśliwa. A przynajmniej zadowolona ze swojego życia i decyzji. Widocznie bardziej nawet niż ty.
Gwałtownie odstawiła kubek, podjęła z mocą:
- Bo mi po prostu na tobie zależy, rozumiesz to? I w dupie mam, czy będziesz z Adamem, Tomkiem czy sama, masz być szczęśliwa, zasługujesz na to - dokończyła prawie krzycząc.
Consalida była zaskoczona i wzruszona. Mocno przytuliła się do przyjaciółki. Wreszcie poczuła ulgę. Nagle znalazła w sobie siłę, żeby wyznać jej wszystko, co ją dręczyło.
- To trzymaj się lepiej mocno: Adam pocałował mnie niedawno, tu, w tym pokoju, pocałunek był niezwykle jednoznaczny. Uświadomił przez to sobie i mnie, że po prostu się kochamy i nic nie możemy na to poradzić. I prędzej świat się skończy, niż przestaniemy się kochać.
Woźnicka zrobiła wielkie oczy. Nie powiedziała jednak ani słowa, czekając na dalszy ciąg opowieści.
- Od tej chwili myślę wyłącznie o nim. O tym, że w tej jednej minucie czułam się szczęśliwsza niż przez ostatnich kilka lat. W trakcie nakryła nas Idalia. Ona po prostu ma talent do zjawiania się w miejscach, w których coś się święci.
Woźnicka otworzyła usta, żeby coś powiedzieć.
- Poprosiłam ją, żeby nic ci nie mówiła, chociaż bez zaufania, ale jak widać w nią jak w studnię, nie miej jej za złe. Zrobiła wszystko jak trzeba, a przy okazji bardzo mi pomogła. Choć nadal jej nie lubię za tę jej głupią wyniosłość.
- W jakim sensie pomogła?
- Uświadomiła mi bardzo prostą rzecz, której dotąd starałam się nie zauważać. Że w obecnej sytuacji wszyscy troje jesteśmy nieszczęśliwi. I o ile własne nieszczęście mogłabym jakoś przełknąć, o tyle potrójnej dawki żaden organizm nie wytrzyma.
Agata wstrzymała oddech w oczekiwaniu.
- No i podjęłam decyzję. I naprawdę, niezależnie od tego, co się teraz stanie, czuję się lepiej. Mam to już za sobą i jedno wiem na pewno - gorzej nie będzie. Teraz już to wszystko nie zależy tylko ode mnie.
- I co zdecydowałaś? -spytała, chociaż bała się usłyszeć odpowiedź.
- Sprawdziłam grafik. Jutro oboje mamy wolny wieczór. Usiądę z Tomaszem i spróbujemy spokojnie porozmawiać. Niezależnie od wyniku tej rozmowy, w przyszłym tygodniu składam pozew o rozwód.
- Odważnie, bardzo. A Adam?
- Adama do tego nie mieszajmy. Spróbuj wbrew wszystkiemu rozdzielić te sprawy. To że nie kocham Tomasza, nie ma z Adamem nic wspólnego, to zupełnie odrębna kwestia. Od początku miałaś rację, tylko ja jak ostatnia idiotka nie chciałam tego dostrzec. Egoistycznie chodziło mi o stabilizację, o jego opiekuńcze ramiona i pracę od godziny do godziny. Żeby był jakiś powód do wracania w domowe ognisko.
- No i co się z tym wszystkim stało?
- To co widać - stabilizacja jest przereklamowana, z opiekuńczych ramion sama się wyswobadzam, bo mnie tłamszą, a od godziny do godziny to raczej nie na tym stanowisku. Słowem - klapa.
- Wybacz natręctwo - a Adam?
- Jeśli pytasz, czy rzucę się mu teraz z zachwytem w ramiona, bo nareszcie będziemy mogli być razem - odpowiedź brzmi nie. Rozwiedziemy się z Tomkiem dlatego, że do siebie nie pasujemy, a nie dla Adama. Przy Adamie stabilizacja mi nie grozi, opiekuńcze ramiona tylko wtedy, kiedy nie będziemy zawaleni robotą, a znając nasze zamiłowanie do nadgodzin widywalibyśmy się raz na tydzień, niezależnie od stopnia zaawansowania związku, nie uważasz, że to lekko z deszczu pod rynnę?
- Uważam - odpowiedziała Agata, nieoczekiwanie zanosząc się śmiechem aż do łez.
Przecierając dłonią załzawione oczy, powiedziała:
- No po prostu patrzysz na świat przez różowe okulary, trochę wiary w niego, serio. A jeśli będzie się dla ciebie starał? Nosił cię na rękach? Zmieni dla ciebie swoje kawalerskie zwyczaje?
- To znaczy, że naprawdę mu na mnie zależy i będę musiała przemyśleć sprawę. Ale wiesz co w tym wszystkim jest najwspanialsze? Że to się stanie dopiero za jakiś czas, a ja ostatnio zaczynam szanować potęgę upływającego czasu.
- Niezależnie, czy to zasługa Idy, czasu, czy po prostu nie możesz sama ze sobą wytrzymać, jestem z ciebie dumna. I możesz na mnie liczyć, nawet jak czasami gadam głupoty.
- A ty na mnie, nawet jak nie mam siły napisać smsa, bo musiałabym skłamać, a ty kłamstwo umiesz wyczuć nawet w kilku słowach.
- To co, zajrzę jeszcze do pacjenta i idziemy do domu?
- No chyba zwariowałaś. Idziemy na dobre wino. Dzwoń do Mareczka, że kolację dzisiaj je sam.

*

- Agata, zaczekaj!
Marsz na internę przerwał Agacie Gawryło. Uśmiechnęła się na powitanie.
- Co z tym pacjentem z restauracji?
Do windy szli razem, już znacznie wolniej.
- Muchomor sromotnikowy we wdzięcznym  podarunku od sąsiadki i jej męża, niedoświadczonych grzybiarzy. Prosto z lasu, w sosie własnym grzybowym, tudzież własnoręcznym. Mówi ci to coś?
- O cholera. Co z wątrobą?
- Regeneruje się, powoli, ale dość skutecznie. Człowiek walczy z toksyną, podaliśmy leki, czekamy. Jego dziecko naprowadziło nas na trop grzybów jeszcze przed wynikami, uratowało mu życie. Na szczęście sam chłopiec grzybów nie lubi. Gdybyśmy w porę nie znaleźli toksyny, sam wiesz.
- Nawet przeszczep.
- Którego by nie doczekał.
- Sporo szczęścia.
- Na pewno więcej niż rozumu, wiesz co, przepraszam cię, ale muszę...
Nie skończyła. Obok windy stał Olivier i z zadowoleniem na buzi charakterystycznym dla dobrze wykonanego zadania naciskał guziki.
- Oto właśnie nasz bohater. A co ty tu robisz sam? Gdzie jest mama?
- U Roberta.
- No dobrze, tobie do taty wejść nie wolno, ale tego, co teraz robisz też ci nie wolno. Winda jeździ niepotrzebnie, kiedy ją wzywasz i przez to ci, którzy by chcieli nie mogą nią pojechać.
- To nie jest mój tata. Mama kazała czekać. A ja bym chciał tym pojechać.
- To posłuchaj mamy, usiądź grzecznie i czekaj. Bo windą się bawić nie wolno. I jeździć dzieciom bez opieki też nie. To jest bardzo niebezpieczne.
- Kiedy mama wróci, na pewno się przejedziecie - załagodził sprawę Piotr.
Maluch z naburmuszoną miną podbiegł do krzesła, klapnął na nie ciężko, na drugim kładąc nogi.
Agata nie miała na perswazję ani siły, ani ochoty.
- Mama zaraz wróci, wytrzymaj grzecznie.
- Cześć - rzuciła Wiki w stronę Piotra, podbiegając do lekarzy.
Ze zniecierpliwieniem spojrzała na Woźnicką.
- No na co czekasz? Leć się przebrać, zadzwoniłam już po taksówkę.
- Jeszcze pacjent.
- Daj spokój, ktoś przejął dyżur. Skończyłaś, to uciekaj - trzeźwo zauważył Piotr.
- Mądre słowa, doktorze - roześmiała się Wiktoria. - Ale ona jak zwykle.
- No niech wam już będzie, to lecę.
Consalida dotknęła ramienia Gawryły.
- A ja mam do ciebie sprawę - chodźmy szybko do mojego gabinetu, Agata, widzimy się tutaj za pięć minut!

*

Kiedy Woźnicka wróciła, przyjaciółki jeszcze nie było, za to niezłe zamieszanie. Piotr mocno poczerwieniał z wściekłości.
- Co jest? - spytała szybko.
- Nawet mnie nie denerwuj, poszedłem podpisać Wiki dokument, gówniarz został sam.
- Agata, idziemy - zmaterializowała się Wiki. - Co się stało?
- No jedyne, co stać się mogło - Piotr szalał. - Dzieciak wszedł do windy i cholera wie, co tam narobił, w każdym razie winda nie ruszy, drzwi się nie otworzą, a on bez nikogo siedzi w środku. Po prostu się zaciął.
- Nie ogarniam matki - zirytowała się Wiki.
- Czułam, że to się tak skończy - powiedziała ze smutkiem blondynka. - Ile może potrwać wyciągnięcie go stamtąd?
- Nawet godzinę. A ja nie odmówię sobie zaszczytu powiadomienia matki tego dziecka o zajściu. Bo to jest nie do pomyślenia!
Pewnym krokiem Gawryło ruszył na internę.
- Ojciec swojej córki - uśmiechnęła się Agata. - To zmienia podejście.
W tej chwili do uszu kobiet dotarł rozdzierający serce dziecięcy wrzask, który nie zapowiadał niczego dobrego.

12 komentarzy:

  1. Decyzja o szczerej, poważnej rozmowie była chyba jedyną dobrą w skutkach. Przyjaźń Agaty z Wiktorią została mocno nadszarpnięta przez wydarzenia ostatniego czasu, a przecież obie kobiety bardzo się potrzebują wzajemnie. Wiktoria na szczęście wykazała się rozsądkiem. Prawdę powiedziawszy nie spodziewałem się, że tak szybko to nastąpi. Może jestem w tym momencie wredny, ale, co tu dużo mówić, zaplątała się mocno w tym całym, możnaby powiedzieć, trójkącie. Z pewnością podjęcie decyzji wiele ją kosztowało, realizacja będzie jeszcze trudniejsza. O rozmowie z Tomaszem nie wspomnę, to dopiero będzie skomplikowane.
    Lampka wina po takich zwierzeniach jak najbardziej wskazana. Szkoda jedynie, że Oliwierek zakłócił porządek rzeczy i teraz, miast jechać do restauracji odpocząć, trzeba będzie dzieciaka wyjmować z windy. Wątek z dzieciakiem może jeszcze się ciekawie rozwinąć- skoro pan Robert nie jest jego ojcem, w tym momencie otwierasz sobie wiele dróg, którymi to historia potoczyć się może. Ale to dobrze, łatwiej będzie o jakąś koncepcje.
    Zastanawiam się, jak lekarze poradzą sobie z opornym dzieciakiem. Wychowania brakuje mu z całą pewnością, matka jest zajęta pilnowaniem męża, no a dziecko w tym wieku, rzecz to oczywista, samo sobą się nie zajmie. Od Ciebie tylko zależy, co zrobisz dalej z tym wszystkim. Ciekawie będzie. :)
    Oby tak dalej, nie trać zapału. Jeszcze wiele może się wydarzyć. :)
    Buziaki olbrzymie, na nadchodzący tydzień i za weekend! :**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Życie jest skomplikowane, a Wiktoria zrozumiała, że samemu walczyć z tymi jego komplikacjami to jak walka z wiatrakami.
      Panie doktor pójdą zapić smutki, spokojnie, kto inny będzie słodkiego dzidziusia wyjmował, pewnie jakaś ochrona albo inni specjaliści od takich sytuacji. :)
      Coś tam już w ich sprawie sobie powoli kombinuję. Jaka szkoda, że samo się nie napisze. Ciekawe, czy przewidzisz.
      Z zapałem różnie bywa, ale skoro się wyrabiam tydzień w tydzień, chyba jest nieźle.
      Za weekend sympatyczny również dziękuję. :***

      Usuń
  2. Witaj w ten piękny poniedziałek. Fakt, że wyszło słońce na ten ziemiański padół jest cudem w końcu po tylu ponurych dniach. Tą całą częścią powodujesz, że on jest jeszcze szczególniejszy i zyskujący już od poranka.
    Relacja Agaty i Wiktorii zmierza ku dobremu zakończeniu. To dobrze! To co nie zabija to umacnia nawet przyjaźń. Taka nauka i taka szkoła, na pewno im się przydała. Wiktorii rozmyślenia i wysunięte wnioski na temat Tomasz i Adama, według są na miejscu i są prawdziwe. Nie wiem dlaczego z tyłu głowy mam myśl, że z rozwodem będzie problem. Nie mogę sobie wyobrazić, że Tomasz bez problemu zgadza się podpisać pozew. Nie wiem co masz w dalszych planach, ale kiedyś opisywałaś, bardzo dawno temu, rozmowy, i spotkania Wiktorii z Piotrem. Może w sytuacji rozwodu do tego powrócisz?
    A no i jeden z najważniejszych momentów, ucieczka chłopca. Nie lubię takich dzieci, które nie słuchają, ale z drugiej strony szpitalna nuda, brak poczucia nad sobą kontroli - nie ma się co dziwić dziecku.
    Reakcja Piotra taka naturalna. I przez tę sytuację przed oczami mam fragment odcinka z dzieckiem, które podczas operacji wyłączyło prąd.
    Pozdrawiam i przesyłam mnóstwo uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Bardzo miłe słowa.
      Nie możesz, bo w serialu idiotycznie demonizują takiego fajnego ciepłego misia, jakim on jest, nie wiem, kompletnie mi ten aktor nie pasuje na tyrana.
      Co do dalszego ciągu zobaczymy, jak to powychodzi, na razie niesprecyzowane plany. Może być i Piotr. :)
      Ilu ludzi, tyle charakterów, u dzieci też się sprawdza ten schemat. :)
      Też mi się ten odcinek skojarzył, choć to było niesamowicie nieprawdopodobne w realu. A ja jednak jestem strasznie racjonalna i nawet za bardzo nie mogę na bohaterów będących lekarzami za dużo nieszczęść zsyłać. Bo prawdziwi ludzie tak nie mają. Nie umiem płynąć jak scenarzyści. :D
      Pozdrawiam. :)

      Usuń
  3. Rozmowa była potrzebna zarówno Wiki, jak i Agacie. Pewnie się męczyły tą całą sytuacją i brakiem porozumienia. Takie rozmowy nigdy proste nie są, ale przecież każdy człowiek jak się wygada, wyrzuci z siebie wszystkie żale i pretensje, to od razu mu lepiej.
    Powiem tyle, że żal mi jest Wiki, pogubiła się straszliwie (i chociaż mnie zdenerwowała swoim zachowaniem względem agaty), to jednak jest tylko człowiekiem, który ma prawo do błędów. No i brawa za to, że nie chce w Adama ramiona się ładować. To nie byłoby dobre. Nie tak to powinno wyglądać. Musi teraz zająć się sobą, wszystko sobie w głowie poukładać i chociaż to może brzmi egoistycznie, to jednak tak musi być.
    Olivierek to niezły łobuziak, robić nie wolno, ale on i tak zrobi. Mamusia też niezła! Skoro dziecko nie może zostać w domu bez opieki, to czemu nie załatwi mu opiekunki? No tak! Po co! Niech się samo sobą zajmie, a potem problem! Bo ona sobie musi mężusia pilnować. Niech się nie boi, nigdzie jej nie ucieknie!
    Za to teraz Olivier pewnie przerażony, sama bym była, nie lubię wind, miejmy nadzieję, że szybko go wyciągną... Piotrowi się nie dziwię, ludzie, którzy mają dzieci, dużo bardziej przeżywają takie sytuacje.
    Buziaki - ela_k :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że im nawet bardzo siebie brakowało, bo chociaż Aga ma Idę, ona ma jednak zupełnie inny charakter niż Wika. No i nie da się jednego człowieka bliskiego zastąpić drugim ot tak.
      Zawsze ją miałam za inteligentną babkę, gdyby się władowała, byłaby gówniarą po prostu.
      Jeśli nie ułoży się z sobą, nie będzie w stanie stworzyć żadnej dobrej relacji, masz rację.
      Totalny kosmos, zamiast spokój w szpitalu jest dzieciak w windzie. Rodzice bywają przeróżni.
      Dziecko w panice, zakazują, ja i tak zrobię, ale potem konsekwencje przerastają, od tego właśnie powinni być dorośli, dzieci nie umieją przewidywać.
      :*

      Usuń
  4. Widać zasada, że jak człowiek cały dzień biega, to w końcu chwilę wolnego wybiega, się sprawdza. Cud, nie spodziewałam się, że zajrzę przed północą, a tu proszę taka niespodzianka :-)
    Na poważne rozmowy człowiek z reguły nie jest gotowy, ale najlepiej zaczynać od czegoś zwykłego, tak jak to zrobiła Agata. Takie „co tam” nieco rozluźnia atmosferę, a z z pozoru prostego pytania, można powoli przejść do sedna sprawy.
    Jakże się cieszę, że Wiktoria doszła właśnie do takich wniosków. Odnalazła siebie w tym całym zamęcie i teraz teoretycznie powinno być już z górki, ale praktyka podpowiada mi, że dla niej schody dopiero się zaczynają, ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć i B, w przeciwnym razie to słowa rzucone na wiatr, a Wiki przecież takich nie wypowiada.
    Dobrze, że dziewczyny się pogodziły i na nowo znalazły wspólny język, choć ten dystans między nimi, była taki... ekscytujący? Taki dziwny, ale fajny. Mam nadzieję, że dobrze mnie zrozumiesz :-)
    Winko dobre na wszystko! I choć alkohol ponoć problemów nie rozwiązuje, to woda też przecież tego nie robi, więc co komu szkodzi?
    Relacja między sąsiadami, jak widzę nadzwyczaj wyniosła :-) Lubić się muszą nieprzeciętnie :-)
    A Olivier to mnie wnerwia jak mało kto. Pomijając fakt, że towarzystwo dzieci bynajmniej nie służy mi, to jego chyba sprowadziłoby mnie na złą drogę z użyciem ostrych narzędzi. Wyszarpać tętnice normalnie, to mało.
    A dziś mam zły humorek, to może dlatego :-)
    Nie, humor nie ma z tym nic wspólnego. To po prostu mało.
    Buziaki :-*
    CzerwonaPomadkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tak, sprawdzone. ;)
      Prawda - najtrudniej zrobić pierwszy krok, potem już jakoś leci, byle nie po trupach. :)
      Naładowało się, teraz trzeba udźwignąć.
      Dystans jeszcze może bywać, w końcu niełatwo jest odzyskać czyjeś zaufanie.
      Haha, z wodą mistrzowskie, powtórzę sobie to w Sylwestra. :D
      No, trafił się wyjątkowo słodki dzieciaczek. :P
      :* Życząc dzisiaj lepszego nastroju!

      Usuń
  5. No nareszcie porozmawiały! Brawo, tak się sprawy załatwia. I do tego jeszcze wino na ostateczne zażegnanie konfliktu :) Lepiej być nie może ;)
    A dziecko niech wyje, powyje i przestanie :) Może się czegoś nauczy. Albo matkę nauczy. Choć ja w jego wieku rozumiałam, jak ktoś mi czegoś zabraniał, więc niech się wiekiem potem nie wykręca, nawet nieświadomie ;)
    Aaach, jak mogłabym zapomnieć! Wiki rozwodzi się z Tomaszem! No lepszej wiadomości być nie mogło! Cudownie!
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wino dobre na wszystko. :) Ostatecznie wyżalą się dziewczyny.
      Ja w jego wieku zostawałam sama w domu, bo nie było innego wyjścia i żyję, mam się dobrze, dom stoi. A współczesnych dzieci bym nie zostawiła samych w tym wieku za nic, pokolenie się zmieniło, czasy się zmieniły. To już zupełnie niepodobne nam dzieci.
      No i jesteś chyba pierwszą osobą cieszącą się rozwodem. :*

      Usuń
  6. Ostatnia scena z tym dzieckiem bardzo przypomniała mi akcje z serialu, w której to równieź mały chłopiec wtargnął na sale operacyjną i odłączył Hane od rurek ;D no i myślę, że tak jak w ndinz, tak i tu, ta historia skonczy się dobrze dla wszystkich ;)
    A Wiktoria.. w końcu zaczęła rozsądnie gadac ;D

    aLex.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, to była straszliwie niewiarygodna akcja, ale może się kojarzyć. :D
      Rozsądek Wiki cieszy wszystkich.
      Cóż byśmy zrobili bez szczęśliwych zakończeń. :)
      :*

      Usuń