poniedziałek, 9 listopada 2015

62.



"Na nasze drogi; na to kolebanie,
na każdą zimę - siłę daj nam Panie.
Na każdą biedę i na wieść niechcianą,
na moją młodość całą rozedrganą,
na mój niepokój; duszy dojrzewanie,
na każdą zimę siłę daj mi Panie.
Oj, żebym ja tak w lustro popatrzała,
w sobie, nie w ludziach, słabość znajdowała,
oj, żebym ja tę słabość zrozumiała,
oj, żebym siebie samą szanowała.
Na mój niepokój; duszy dojrzewanie,
na każdą zimę - siłę daj mi Panie".

*****

 - Słucham, czego właściwie ode mnie oczekujesz? W formie skróconej, jeśli możliwe.
- Idalia, nie zaczynajmy w taki sposób - zmieszała się rudowłosa. - I bez twojej ironii jest mi nielekko.
- Jeśli o mnie chodzi, możemy nie zaczynać w ogóle, bo o ile prawidłowo wnioskuję, jesteśmy dorosłymi kobietami, a to co robisz ze swoim życiem nie jest moją sprawą. Nie obchodzi mnie. W ogóle cię nie znam, żeby móc lub chcieć oceniać, ani, wybacz szczerość - nie lubię - żeby pouczać lub doradzać. No więc co nam pozostaje?
Wstała, podeszła do okna i wpatrzyła się w dal. Oparła obie dłonie na parapecie. Mocno mrugała powiekami, aby odpędzić napierający coraz dokuczliwiej ból głowy, pomagało niewiele.
- Chciałam cię o coś poprosić - Consalida podeszła do lekarki, próbując napotkać jej spojrzenie, bez rezultatu.
- Jak się domyślam, żebym o tym co zaszło nikomu nie mówiła. Odpowiedź brzmi - nie powiem. Powody przedstawiłam ci niedawno. Nie musisz dziękować.
- Czy "nikomu" dotyczy też Agaty?
W Idę jakby piorun strzelił, słowo "Agata" podziałało na nią jak czerwona płachta na byka. Spojrzała na chirurg z lodowatą wściekłością w zielonych oczach.
- Nie wymawiaj przy mnie jej imienia.
- Nie rozumiem - zmieszała się po raz kolejny.
- To, widzisz, bardzo szkoda. Już kilka razy pytała mnie, czy spotykam cię w szpitalu, czy u ciebie wszystko w porządku. Nie odbierasz od niej, nie oddzwaniasz. A pewnie na przykład chciałaby ci powiedzieć, że strasznie się boi, bo czeka na wyniki parametrów nerkowych, od których zależy jej powrót do ukochanego zawodu. Agacie, bądź pewna, zmartwień nie dołożę. Ma ich dość.
Wiktoria nieoczekiwanie się uśmiechnęła.
- Strasznie się cieszę, że cię ma. Gdyby nie dobre wychowanie, z ochotą wydrapałabyś mi oczy w jej obronie. Mogę być o nią spokojna.
- A czy ona może być spokojna o ciebie?
Pytanie padło tak niespodziewanie, że Wiki musiała usiąść. Ukryła twarz w dłoniach. Cichocka usiadła naprzeciwko.
- Zawaliłam, wiem - powiedziała zrezygnowana ruda. - Wszystko, co mogłam.
- To teraz odwal, nic prostszego na świecie.
Ida poczuła na sobie sceptyczny wzrok. Machnęła ręką, ignorując to. Niewzruszona kontynuowała:
- A przede wszystkim doceń, co masz, bo bardzo łatwo możesz to stracić. I bardzo długo żałować.
- Co niby takiego mam? Co jest tak ważne?
- A nie wiem, mogę tylko przypuszczać, powiem ci za to chętnie, czego nie masz.
Consalida spojrzała pytająco.
- Prawa do krzywdzenia innych, a zwłaszcza siebie, bo trochę szkoda życia.
tym razem chirurg roześmiała się jawnie i szczerze.
- Jestem w stanie zrozumieć, dlaczego Agata cię uwielbia. Niesamowita z ciebie postać.
- A ja nie jestem - Idalia nie chciała mówić o sobie.
Milczały. Po chwili Consalida wyciągnęła rękę, chcąc położyć ją na ramieniu Idy. Tamta w ostatniej chwili powstrzymała się przed odepchnięciem gestu.
- To może poprzypuszczasz jeszcze, co takiego mam?
- Jeszcze raz powtarzam. Nie wiem, widzę tylko, czego nie masz.
- I co takiego widzisz?
- Nie masz pewności, przez co nie umiesz przyjąć darowanej ci miłości. Każdej - dodała dobitnie.
Wiktoria milczała.
- Nie masz czasu, przez co odrzucasz bezcenny dar przyjaźni. Przypomnij sobie, jeśli zapomniałaś, że Agata nie należy do osób bez potrzeby oceniających innych i jej nie odpychaj.
Idalia podeszła do drzwi. trudno było o bardziej precyzyjny znak, że rozmowa jest skończona.
- No a jeśli miałabym ryzykować z tym, co na pewno masz -prawo do popełniania błędów. Bo to ludzkie, naturalne prawo. Ale błędy niosą z sobą konsekwencje. Wyciągnij wnioski sama. I poszukaj w sobie odwagi - do właściwej decyzji i udźwignięcia tych konsekwencji. Nie ty pierwsza i nie ostatnia, błądzić jest rzeczą ludzką. Ale kłamać - podłą. Jeśli nie wierzysz, spytaj Wiktora, szpitalne plotki na temat przyczyn rozpadu naszego małżeństwa na pewno cię nie ominęły - twarz Idalii wykrzywił nieładny uśmiech.
Wiktoria była wzruszona, gula w gardle wciąż rosła i nie pozwalała jej wykrztusić słowa.
- Dziękuję, Idalia - powiedziała w końcu, szczerze przygarniając do siebie drobną lekarkę, nadal niechętną uściskom. - Bardzo pomogłaś, zapamiętam tę lekcję.
- No, poszła mi stąd nareszcie - Idalia zręcznie wywinęła się z uścisku, otwierając drzwi. Ale wprawne oko chirurga dostrzegło w jej oczach iskierki rozbawienia, a na wargach cień uśmiechu.
Wiki przytrzymała drzwi, pytając szeptem:
- Dlaczego mu wybaczyłaś?
- No tego to już byś mogła się sama domyślić - bo go kocham. Ponad własną dumę.

*

- Zróbmy łapką "pa, pa" - poinstruowała opiekunka.
Sara ochoczo wykonała polecenie, machając obiema łapkami.
Państwo Gawryło rozpłynęli się w uśmiechu.
- To my teraz przygotujemy sobie równie pyszną kolację, co prawda nie tak romantyczną jak wasza, ale jakoś to przeżyjemy, życzymy rodzicom miłego wieczoru - Kasia uśmiechnęła się do Sary, sadzając ją na krzesełku do karmienia i odwracając jej uwagę od wychodzących z kuchni opiekunów.
Roześmiani małżonkowie jak dzieciaki pobiegli do samochodu, Piotr pilotem otworzył zamki.
- Dajmy temu spokój - przystanęła Hana. - To niedaleko, powietrze takie rześkie. Chodźmy po prostu na spacer.
- Chyba zwariowałaś. Zamarzniesz w tej cieniutkiej sukience - zaprotestował Gawryło, otrząsając się teatralnie.
- Zawsze to kolejny powód, żeby się do ciebie przytulić. Skąd wiesz, może właśnie o to mi chodzi, a ty mnie przejrzałeś.
Z takim argumentem nie było ani sensu, ani tym bardziej chęci dyskutować. Piotr zamknął samochód i wziął żonę za rękę.
Szli w milczeniu, specjalnie wolno, bo nie potrzebowali ani nic mówić, ani nigdzie się spieszyć. Wszystko dookoła nich, w tym również oni sami, byli sobie dobrze znani, we właściwym miejscu, czasie i porządku. Niczego nie trzeba było tłumaczyć, pozostało się zwyczajnie cieszyć trwającą wciąż jeszcze chwilą. I patrzeć, zachłannie pochłaniać się wzrokiem, dostrzegać.
Ona widziała na jego twarzy siłę na kolejne dni, ale i nowe oznaki zmęczenia, on dostrzegał w jej oczach dręczącą troskę o jutro i spokojną pewność raz podjętych decyzji. Razem widzieli wszechświat. Istniejący za ich sprawą i tylko dla nich.
Pochłonięci wzajemną obecnością, omal nie minęli drzwi restauracji.

*

Kiedy wymienili zwyczajowe uprzejmości, usiedli przy stoliku i kelner przyjął wreszcie ich zamówienie, Piotr podał żonie kieliszek z winem.
- To jak zwykle - uśmiechnął się rozbrajająco. - Za nas.
- Żebyśmy nigdy nie zgubili tego, co jest naprawdę ważne - dodała Hana.
Spełnili toast.
Znów między nimi zapadła cisza, ale tym razem Gawryło ją przerwał:
- O czym myślisz?
- Na przykład, że zawsze o tym marzyłam - położyła dłoń na jego dłoni, spletli palce.
- A konkretnie?
- Żeby umieć z kimś tak swobodnie milczeć. Tracić czas niepostrzeżenie, czerpiąc siłę z czyjejś obecności. I tak nieskończenie długo.
- Ja nawet bałem się marzyć, ciągle szukałem, spieszyłem się do byle czego, goniłem nie wiadomo za czym. A wszystko było na wyciągnięcie ręki.
- Znalazłeś już wszystko?
- Pewnie nie, ale wystarczy. Piękna żona i zdrowa córka. Nie można chcieć od życia zbyt wiele.
- Bo?
- Można stracić wszystko.
- A czego byś jeszcze chciał?
- Żebyśmy wybudowali dom z dala od zgiełku miasta, żeby Sara biegała po własnym ogrodzie i miała z kim po nim biegać.
- Pomarzyć zawsze można - roześmiała się Goldberg. - Na dom nie mamy pieniędzy, a o dziecku nawet nie wspominaj. Do końca życia mam dość zachodzenia w ciążę. Wyliczania dni, hormonów i nadziei. Nie będę twoim spełnieniem marzeń.
- Już jesteś, ukochana racjonalistko. Ale zobaczysz, zbuduję ci kiedyś dom, jeszcze się zdziwisz.
Kelner przyniósł zamówione dania. Podziękowali skinieniem głowy. Kiedy się oddalił, ginekolog przechyliła się przez stół i pocałowała męża w usta.
- Wolę nasze małe mieszkanko, niż zapracowanego frustrata, który nie ma dla mnie ani chwili. Smacznego. Jestem okropnie głodna.
Skupieni na posiłku i pochłonięci rozmową, dosyć późno zauważyli zamieszanie. Mężczyzna w średnim wieku upadł na podłogę. Miotając się i głośno jęcząc, przyciskał dłonie do brzucha. Towarzysząca mu kobieta nie była zdolna do podjęcia żadnej racjonalnej decyzji. Pochylona nad mężczyzną krzyczała rozdzierająco.
- O nie, tylko nie to - jęknęła Hana. - Nie dzisiaj. Mówiłam: iść na spacer.
- Ten zawód nie wybiera, kochanie, wezwij karetkę. Pójdę go zbadać. Wygląda mi to na ostry brzuch. Nie ma czasu do stracenia.

15 komentarzy:

  1. Najbardziej w tej scenie chyba rusza mnie właśnie rozmowa między Idalią i Wiktorią. Wiki przyłapana ostatnio na gorącym uczynku, teraz musi się bronić rękami i nogami. Ida zaś nie tylko jest surowym sędzią, choć na taką chce wyglądać na początku, ale pragnie pomóc Wiktorii poukładać sobie życie. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić żadnej porażki Idalii, dla niej samej musiałoby to być olbrzymim wstrząsem. Te wszystkie rozmowy prowadzi tak naturalnie, jest w swoim żywiole. Co będzie dalej, trudno powiedzieć, lecz na pewno można się spodziewać efektów nawet tak krótkiej rozmowy jak ta.
    Piotr z Haną po rozłące widzę wciąż szczęśliwi razem. Troche czasu musiało upłynąć, żeby zaufali opiekunce do tego stopnia i powieżyli jej dziecko w sytuacji, gdy oni chcą wyjść na wspólną kolacje. Dobrze to o nich świadczy, później nawet nieco dłuższa rozłąka z Sarą nie będzie stanowić problemu. Moment zakończenia jak zwykle wybrany doskonale, pozostawiasz czytelników w napięciu na cały tydzień. Coś czuję, że to wstęp do kolejnego wątku z pacjentem... :)
    Na nadchodzący tydzień, a raczej już nadeszły, buziaki wielkie. Żeby ta boląca, dała sobie w końcu spokój, a autorzy idiotycznych tekstów, przestali się zajmować pisaniem czegokolwiek. ;)
    :***/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Idy to wszystko nie dotyczy, a została postawiona w niezręcznej sytuacji, ale jej natura daje o sobie znać, specjalistka od zagubienia. :) Fajnie, że cię rusza. :-)
      Byłaby wstrząsem, bo jest perfekcjonistką, przynajmniej chce nią być.
      Dalej będzie Adam albo Tomek, bo myślę, że to Wiktorii wystarczyło, co się przydarzyło, nie można dłużej odkładać decyzji.
      Właściwie odczuwasz. ;)
      A od HaPi jak zwykle sypnęłam cukrem, cóż ja z nimi mam. :P
      Wieczna propaganda szczęśliwości. :-)
      Boląca wczoraj i dzisiaj miewa się grzecznie, a idiotyczne teksty mamy zdaje się już za sobą, ku dobremu! :-*

      Usuń
  2. Właśnie tego było im trzeba. Takiej odskoczni od rzeczywistości. Szkoda tylko, że tak perfidnie ta chwila została przerwana. Ale mimo wwszystko dobrze, że chociaż toast wznieść zdążyli.
    Sara świetnie dogaduje się że swoją opiekunką. To musi być cudowna kobieta.
    Tak jak Ida, która Wiktoria stawia w niełatwej sytuacji. Przychodzi do niej jak do przyjaciela, a oczekuje terapełckiej (jest takie słowo?) rozmowy, a chwilę później jest zupełnie odwrotnie.
    Cieszę się, że rozszerzasz jej wątek, i miałaś rację. Nieźle pogubiona. Mam tylko nadzieję, że szybko da radę się odnaleźć.
    A Agaty to mi Żal, i jako przyjaciółki, i jako lekarza i ogólnie jako człowieka. Biedaczka tyle musi się nacierpiec, za swoje dobre uczynki. A Wiki to mogłaby jej chociaż głupiego SMSa wysłać.
    Buziaki:-*
    CzerwonaPomadkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, mnie też by się taka kolacyjka przydała. :-) Może być bez spaceru.
      Córka swoich rodziców. ;-)
      Oj, w niełatwej. Ja, jeśli mam być szczera, na miejscu Idalii, wysłałabym Wikę do diabła, ale nie jestem Idalią na szczęście.
      Wiki zawsze da radę, rozszerzam, choć sama jeszcze niedawno byłam przeciwna, ale to jest jednak niegłupi wątek w serialu, oczywiście ja tam za bardzo się inspirować nie chcę, bo rozwiązania scenarzystów już nie są tak znowu niegłupie.
      No, Wiki mogłaby sobie o niej przypomnieć, dobrze by jej zrobiła rozmowa z przyjacielem.
      :-*

      Usuń
  3. Najpierw cytat: rozwalił mnie totalnie, jest doskonale dobrany, mało tego, ja go skądś znam, nie wiem skąd i nie potrafię sobie przypomnieeeeć! Co za cholerne uczucieee!
    Ale ruszył mnie straszliwie!
    Tak, mnie też żal Agaty, ona się na pewno martwi o Wiki! Mało tego, ma mnóstwo własnych problemów i zmartwień i wsparcie przyjaciółki jest jej potrzebne nawet wtedy, gdy Wiki ma własne problemy (w które się sama władowała)
    Zgodzę się z Idalią, że błądzić jest rzeczą ludzką, a każdy, bez względu na wszystko powinien potem skutki ponosić, bo uciec to każdy potrafi! Musi Wiki pogadać z Adamem, nie ma innego wyjścia, nawet jeśli on będzie milczał. A tekst "zawaliłam", "to odwal" - jest dla mnie w tej części najlepszy :)
    Jak ładnie Sara rodziców żegna, a im się chwila relaksu i odpoczynku przyda. :)
    No nieee, tak zakończyć? I ja mam teraz czekać? Tohańba!
    Nie było Szczepana, ale wybaczam ci! :)
    Ooooch i zapomniałam napisać, że podoba mi się spokojna reakcja Hany na tekst Piotra o ewentualnym rodzeństwie dla Sary! Mądra kobieta to jest :)
    Buziaki - ela_k :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że cytat dobrany.
      Tym razem znam źródło - Kapela Hanki Wójciak - "Zima".
      Niezwykle mi trafił, że tak powiem, w czas.
      Jakże to częste, że przygnieceni własnymi problemami zapominamy o troskach naszych bliskich, obyśmy tak nigdy.
      Tekst jakoś się zrobił. A Wiki nie tylko z Adamem musi chyba pogadać. Ja już widzę przynajmniej trzy osoby w kolejce. :D
      Tak, przy małym dziecku każda taka chwila na wagę złota.
      No, trzeba poczekać. :-)
      Hana wie, czego chce, a przy okazji i czego nie chce. :-*

      Usuń
  4. Czytając publikowane przez Ciebie cytaty, żałuję prawie za każdym razem, że nie dopisujesz czyje to słowa. Nie wiem, czy dużo by mi to dało, ale może. Wiem też, że nie zawsze zna się autora, ale jak się już zna to czemu nie.
    Relacja Idalii i Wiktorii i ta sytuacja jest dla mnie niezrozumiała. Nie rozumiem, po co ich wątek jeszcze te fragmenty o Agacie. Nie lubię ingerencji w relacje i przyjaźnie osób trzecich, nawet jeżeli jest to przyjaciółka jednej ze stron. Tak się nie robi. A mam wrażenie, że Idalia nie ma prawa pouczać, nic nie powinna mówić. I może Ty to jakoś przekazujesz, że nie można, ale do mnie jakoś super nie dotarło. Dodatkowo tylko wkurzyło. Może po dluższym przemyśleniu zmienie zdanie i znajdę sens tego spotkania. Na razie nie dostrzegam.
    A Hana i Piotr - końcówka - mistrzostwo. A jak chodzi o drugie dziecko myślę, że zmięknie. I jednak spełni marzenie męża.

    Pozdrawiam... .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Źródło cytatu tym razem znam - Kapela Hanki Wójciak - "Zima".
      Nie dopisuję, bo unikam zbędnego tekstu, w postach chcę mieć wyłącznie cytat i treść opowiadania, tak jest od początku i pozostanie do końca. Dlatego też na przykład w komentarzach mówię, że się cieszę, kiedy jesteście, a nie pod albo przed tekstem. :-)
      O czyichś poglądach trudno, a o gustach jak wiadomo się nie dyskutuje, widocznie ty nie lubisz nadmiernego psychologizowania. :-) Dlatego ten wątek ci się nie podoba. :-) Istnieje też opcja, że z nim tym razem przesadziłam, ale tu już wchodzimy w te nieszczęsne gusta. :-) Doceniam otwartość i konstruktywną krytykę, bez niej takie pisanie byłoby bez sensu.
      Przez pacjenta romantyzm kolacyjki znowu prysł. :-) Jestem zbyt praktyczna. :-) A te sceny i tak już przesładzam, tak mi ich uszczęśliwianie ciągle w głowie, byle nie wychodziło na siłę. :-)
      Buziaki. :-*

      Usuń
    2. Wydaję mi się, że to nie jest wina psychologizowania. Po prostu Wiktoria. To co wyrabia w serialu drażni mnie to jej wątek w twoim opowiadaniu też ukuł mnie w oczy. A jak chodzi o wątki psychologiczne to jak najbardziej moja bajka. Narkomania, bulimia, anoreksja, próby samobójcze, niewidomi, osoby z depresją, jakieś problemy rodzinne i inne sytuacje, które opisywane są w książkach - jak najbardziej.
      To wina Wiktorii - tak to zostawmy.
      W najbliższym otoczeniu nie mam lekarzy, ale zawsze wyobrażałam sobie, że gdybym była dzieckiem lekarzy. To idę sobie plażą - i na pewno jest tam gdzieś przypadkowy pacjent. Idę na zakupy - zapewne ktoś zemdleję. I to co ty napisałaś po prostu dla mnie i moich wyobrażeń jest bardzo realne.
      Poprzedni komentarz nie był krytyką do ciebie - nie mogę krytykować cię za pomysł rozdzielania włosa na czworo przez twoją bohaterkę. To ty jej nadajesz cechy ja tylko czytam. Po prostu wyraziłam swoje zdanie na temat.
      I kończę, bo się chyba zaplączę we włąsnych zeznaniach.
      Mam prawo nie lubić jakiś cech twoich bohaterów, a Ty masz prawo nadawać im takie cechy jakie chcesz.

      Buziaki... .

      Ja nadal czekam na zmysłową scenę dla plus 18 :P twojego autorstwa

      Usuń
    3. Taaak, to co ona robi w serialu mnie też doprowadza do zgrzytu, jeśli cię to pocieszy, u mnie będzie rozsądniejsza. :-)
      Znajomi lekarze pod tym względem mają naprawdę ciężkie życie, do tego stopnia, że pani w sklepie, kasując koleżance zakupy, opowiada objawy męża i prosi o diagnozę, można mieć dość. Zwłaszcza jak się pacjenta nie widziało na oczy. :-) Z przyjemnością czytam przez ciebie wyrażane opinie. :)
      A krytyka mnie się nie tyczy, a tekstu, a to jak najbardziej dopuszczalne.
      W tej scenie 18+ mogłabym się pogrążyć. :D Ostatecznie i nieodwracalnie. :D

      Usuń
    4. Ja się nie poddam - będę ci "wiercić" dziurę w brzuchu do skutku! :P
      Przecież to dla ciebie byłoby jedno z nowych doświadczeń - a sama mówisz, że krytyka jest potrzebna, więc musisz pokazać się też z takiej strony! Najwyżej usuniesz :D

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Atmosfera napięcia panowała podczas rozmowy Idalii z Wiktorią. Zastanawiam się, czemu Idalia nie lubi Wiki. Znaczy domyślam się, że to przez to, że trochę o Agacie zapomniała i że życie sobie komplikuje, ale czy to wystarczający powód, żeby nawet o tym powiedzieć? Widać tak i nie krytykuję jej, to dobrze, że jest szczera, że jasno postawiła sytuację, a Wiktoria to dobrze przyjęła, ba, nawet coś z tego spotkania wyniosła.
    Scena romantyczna piękna, ale powiem Ci, że czułam, że tak będzie :D Przypomniał mi się odcinek z serialu, gdzie Agata i Szczepan byli na plaży i tam zasłabła kobieta. Takie życie lekarza ;)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem czego, pewnie nie nawet przez Tę Agatę. Czasem nie lubimy kogoś po prostu, nie wzbudza naszej sympatii. Ja osobiście wolałabym się zaprzyjaźnić z kimś takim stonowanym jak Agata, niż temperamentnym jak Wiktoria. Bo jej dla mnie trochę za pełno, wolę spokojniejsze osobowości. :-) Może Idalia ma tak samo? :D Nie każdy lubi tak silne temperamenty.
      Jak powiedział Piotr - ten zawód nie wybiera. :-) A już mi brakowało pacjenta. ;)
      :-*

      Usuń
  7. 20 tysięcy wyświetleń!
    Tym co piszą i tym co tylko czytają. Bez was tego bloga by nie było.
    Jesteście wspaniali - dziękuję! :***

    OdpowiedzUsuń