"Moje życie to
ring - codzienna walka z samym sobą".
*****
Agata jak wryta przystanęła na środku szpitalnego korytarza.
- A co ty tu robisz? - spytała zaskoczona, patrząc na
Idalię.
- Czekam na ciebie - otworzyła drzwi swojego gabinetu i
gestem zaprosiła Woźnicką do środka.
Internistka serdecznie uścisnęła przyjaciółkę.
- Przecież miałaś odpoczywać.
- Co nie przeszkadza się upewnić, że dobrze sobie radzisz.
Umieram z ciekawości i braku kofeiny. Robię kawę, a ty opowiadaj.
- Nie ma wiele do powiedzenia. Właśnie zaczynam, wyniki w
porządku, muszę jeszcze brać leki, ale to formalność, Tretter uspokojony
zezwolił - twarz Agaty rozjaśnił szeroki uśmiech. - Wszystko jest tak, jak być
powinno. Czego chcieć więcej?
- Wiedziałam, że tak będzie. Widzisz, jak dużo daje
nastawienie?
- No to żeby już tak to zakończenie zupełnie uszczęśliwić,
zapraszam cię do nas na przyjemny wieczór. Z tą wyjątkową osobą rzecz jasna.
- A wiesz? Chętnie wpadniemy. Wiktor już kilka razy chciał
bliżej poznać Marka, ale ciągle nie było okazji. Skoro taka propozycja,
rozumiem, że się u niego zadomowiłaś?
- Na to wygląda. Okazję stwarzamy w sobotę, bez odwrotu. A
co z jego zadomowieniem u ciebie?
- Chciałaś powiedzieć u nas. No i ciasto piekę ja - Idalia
pojaśniała.
- To właśnie zamierzałam usłyszeć.
- Cóż, trochę cię już znam.
- A propos - Woźnicka się zamyśliła. - Bardzo ci dziękuję,
nie przeszłabym tego wszystkiego bez twojego wsparcia, gdyby nie ty...
- Daj spokój - Ida machnęła ręką lekceważąco.
Nagle drzwi się otworzyły i do gabinetu wpadła zdyszana
Wiktoria.
- To może ona? - spytała Ida ze śmiechem.
- Cały problem polega na tym, że już nie - odpowiedziała
stanowczo internistka.
- Nigdy nie mów nigdy - Idalia była równie stanowcza. -
Pamiętaj, że ludzie są tylko ludźmi.
Blondynka się wyprostowała, uniosła ramiona. Wiktoria
przygarnęła internistkę do siebie. Nie odwzajemniła uścisku.
- Nie mogłam cię znaleźć. Przepraszam, bardzo - powiedziała
ruda cicho, z bliska spoglądając Agacie w twarz.
- I już? - spytała zirytowana Woźnicka, odsuwając się. Jej
twarz pozostała bez wyrazu.
- Jak się czujesz?
- Domyślam się, że lepiej niż ty - rzekła ironicznie.
Idalia wstała, chcąc zostawić kobiety same.
- Zostań - rzuciła ostro Woźnicka. - Chcę wypić z tobą kawę
przed dyżurem. A Wiktoria niech wykorzysta ten czas na zastanowienie. Temat
rozmyślań? Ależ proszę - dlaczego Adam na pytanie o Wiktorię milczy zawzięcie i
ucieka wzrokiem. Drugi wątek? Dlaczego spotkany na parkingu Tomek wie o życiu
Wiktorii jeszcze mniej niż ja. A o przepraszam porozmawiamy później.
- Znaczy co? Mam cię błagać o wybaczenie? - Wiktoria wzruszyła
ramionami.
Oczy internistki pociemniały ze złości.
- Masz przy mnie być, nie na słowo. A przy okazji przestać
rujnować wszystko wokół, jeśli łaska.
- O przepraszam, to nie ja układam sobie życie z żonatymi
facetami, rujnując im rodziny.
Agata poczuła się dotknięta do żywego. Jej riposta jednak
nie wybrzmiała, ponieważ do gabinetu pospiesznie weszła pielęgniarka.
- Miło panią widzieć z powrotem - uśmiechnęła się ciepło do
Agaty. - Doktor Gawryło jak najszybciej prosi na izbę. Tak na dobry początek
dyżuru.
- I to jest w tej chwili najlepszy pomysł! Już idę,
dziękuję.
Zmierzyła Consalidę smutnym spojrzeniem.
- Za godzinę powinnam być wolna na internie. Może do tego
czasu zdążysz się nad wszystkim zastanowić.
Odwracając się, podeszła do Idy, cmoknęła ją w policzek.
- Jedź ostrożnie - powiedziała z troską. - I myśl nad
pysznościami do kawy - mrugnęła zawadiacko.
*
- Cześć, co mamy tym razem? - Agata zwróciła się do
pochylonego nad pacjentem Piotra. Zajęty badaniem nie odpowiedział od razu.
Widząc na izbie także Hanę, zdziwiła się nietypową sytuacją.
- Ginekolog do pana pacjenta?
Goldberg rozłożyła ręce w geście rezygnacji.
- Pan pacjent do pierwszej od kilku miesięcy romantycznej
kolacji ginekologa. Karetka przywiozła go z tej samej restauracji, w której
byliśmy. Piotr podejrzewał ostry brzuch, ale wygląda na silne zatrucie. Goście
wpadli w panikę, w zasadzie nikt nie skończył posiłku, a dziennikarze szybko
lokalowi nie odpuszczą - zrelacjonowała wydarzenia.
- Raczej nie w tym rzecz - powiedziała Agata w zamyśleniu. -
Minęło zbyt mało czasu jak na tak silne objawy - ze współczuciem patrzyła na
wciąż wymiotującego pacjenta. - No chyba że jadł tam coś naprawdę egzotycznego
i cholernie toksycznego. Ale do zatrucia najprawdopodobniej nie doszło w waszej
restauracji, tylko znacznie wcześniej. Mnie niezwykle interesuje substancja
toksyczna, którą się tak skutecznie uraczył.
Poklepała Hanę pocieszająco po ramieniu. W tym czasie Piotr
skończył badanie i odsunął się, robiąc jej miejsce.
- Pacjent internistyczny - zwróciła się do Hany. - Piotr
wróci na noc do domu. W pełni sił - mrugnęła znacząco. - Bo nawet gdybyśmy
potrzebowali chirurga, dzisiaj jest Wiki.
Hana nie próbowała powstrzymać uśmiechu.
- Nic tu po mnie - Piotr uśmiechnął się do Woźnickiej. - Ale
jest niepokojąco. Wygląda na klasyczne zatrucie, tylko o bardzo silnym
przebiegu. Wymioty, biegunka, chwilowa utrata przytomności, ale to raczej z
bólu lub odwodnienia. Zostawiam pana Roberta w twoich rękach.
Pochylił się nad nią, dodając ciszej:
- Nic konkretnego nie udało mi się ustalić. Facet
straszliwie się z sobą cacka i panikuje. To jakiś nieziemsko bogaty typ. Tylko
stanowczość może cię uratować. A jak przyjedzie ta jego żona, a już jedzie, bo
wróciła do domu po dziecko, to ja ci tej nocy szczerze współczuję.
- Jestem świeżo po urlopie, energii mam za dwoje. Dzięki -
popatrzyła na nich przenikliwie. - Nie muszę chyba dodawać, że wam życzę
niezwykle przyjemnego wieczoru.
Kiedy wymioty na chwilę się uspokoiły, Woźnicka przystąpiła
do badania pacjenta. Nagle wstrzymała oddech, poważnie zaniepokojona. Postarała
się o neutralny ton.
- Spokojnie, panie Robercie, teraz już tylko ku lepszemu,
podamy kroplówkę... a pan się dobrze zastanowi, co pan ostatnio jadł i wymieni
mi pan wszystko, rozpoczynając od dwóch dni wstecz... proszę mi powiedzieć, czy
przechodził pan ostatnio żółtaczkę?
- Nie - odpowiedział mężczyzna słabo, wstrząsany kolejnym
atakiem torsji. - Poza tą kolacją nie jadłem niczego na mieście.
Agata przywołała gestem pielęgniarkę.
- Zażółcenie skóry świadczy o uszkodzeniu wątroby, nie ma na
co czekać. Natychmiast robimy płukanie żołądka. Potem podajemy albuminy.
Oczywiście wszystkie badania podstawowe, próby wątrobowe. I koniecznie treść
wymiocin na toksykologię. O ile nie jest za późno.
*
- Co z moim mężem? Ratujcie go! Na co pani czeka?
Patrząc na krótką spódniczkę i agresywny makijaż
niecierpliwiącej się kobiety, Agata w duchu podziękowała Piotrowi za
ostrzeżenie. Czuła, że stoi przed nią najgorszy rodzaj rodziny pacjenta -
roszczeniowy i wszystkowiedzący.
- Aktualnie szukamy przyczyny jego złego samopoczucia.
Zapraszam panią do gabinetu, tam spokojnie porozmawiamy. Nie praktykuję na
korytarzu.
Kobieta nie ruszyła się z miejsca. Za to jej towarzysz - jak
najbardziej. Na oko pięcioletni chłopiec z rozmachem kopał w stojące w
poczekalni krzesło, raz jedną, raz drugą nogą.
- Chcę pograć na twojej komórce, teraz! - mocno pociągnął
matkę za rękę.
Internistka pomyślała, że to nie dzieje się naprawdę.
Zupełnie mimo woli pobłogosławiła negatywny test ciążowy.
Kobieta, jakby przyzwyczajona, zignorowała dziecko.
- Porozmawiamy tutaj, zacznijmy od tego, co mu jest?
Dlaczego jeszcze tego nie wiecie?
- To bardzo poważne zatrucie pokarmowe, naszym
najważniejszym celem teraz jest znalezienie toksyny uszkadzającej wątrobę i
zregenerowanie narządu - mówiła akademickim, nieco znudzonym tonem. Miała
nieodparte wrażenie, że kobieta i tak jej nie słucha. - Muszę wiedzieć, czym
pani zdaniem zatruł się mąż. Tylko w ten sposób może mu pani pomóc.
- Chcę go zobaczyć - kategorycznie powiedziała kobieta,
dowodząc tym samym słuszności rozumowania Woźnickiej - rzeczywiście nie
słuchała.
- Chcę batonika i colę - równocześnie wyrzekł jej syn, dla
odmiany kopiąc w ścianę i rzucając z całej siły na krzesło zdjętą właśnie kurtkę.
- Teraz!
Lekarka pomyślała, że nie bardzo się zdziwi, kiedy w
następnej kolejności kopnie matkę. Jednocześnie nabrała ochoty na usadzenie
dziecka na krześle, najlepiej do końca rozmowy, jeśli trzeba, również przemocą.
- Wykluczone przez najbliższych kilka godzin - powiedziała
ostro. - Czy w domu mogło być do jedzenia coś nieświeżego? Proszę się dobrze
zastanowić.
- Proszę pani, wszystko, co jemy pochodzi z ekologicznego
gospodarstwa. Moja rodzina nie żywi się byle czym.
- A ja coś widziałem, ale nie powiem - wtrącił się syn,
przetrząsając torebkę matki w poszukiwaniu komórki lub batonika.
- Olivierku, daj mi spokojnie porozmawiać z panią, jesteś
przecież dużym chłopcem, troszkę cierpliwości...
Agata nie wytrzymała, przewróciła oczami, nie miała żadnego
pomysłu, jak dotrzeć do dziecka, chwyciła się więc najprostszego rozwiązania.
- Widziałeś kiedyś coś takiego? - zwróciła się do Oliviera,
pokazując stetoskop.
- Każdy lekarz to ma.
- A słyszałeś dzięki temu swoje serce?
Pokręcił głową. Natychmiast wyciągnął rękę jak po swoją
własność, gdyby Agata nie była przygotowana, wyszarpnąłby przedmiot z jej
dłoni.
- Najpierw powiesz, co widziałeś, potem posłuchasz - miała
nadzieję, że jej ton nie pozostawia miejsca dalszej dyskusji.
Niespodziewanie chłopiec do niej podbiegł, wziął ją za rękę,
spojrzał poważnie w oczy.
- Mama poszła do fryzjera. A sąsiadka przyniosła grzyby z
lasu. Robert zrobił sos. I go zjadł.
- Amanityna... Kto jeszcze jadł ten sos? - Agata zbladła.
- Mamy nie było, a ja nie lubię - skrzywił się z obrzydzeniem.
- Jesteś bohaterem, łobuzie - nieoczekiwanie dla samej
siebie porwała małego w ramiona. - My idziemy słuchać serduszka, a mama dzwoni
do sąsiada. Musi się tu natychmiast zjawić, jeśli to możliwe z grzybami.
Jakkolwiek rzadko mi się to zdarza tak, tym razem, zaniemówiłem z wrażenia po tej części. Końcówka rodem z najlepszej książki, jaką mógłbym czytać. Majstersztyk! :)
OdpowiedzUsuńNo, ale może wróćmy wpierw do początków. Agatka wraca do pracy, całe szczęście. Tyle czasu się o nią wszyscy martwiliśmy, choroba wyglądała bardzo poważnie. Teraz tylko nie przemęczać się za nadto w pracy i jakoś się wszystko ułoży. Z wiktorią na pewno muszą się w końcu porozumieć, ich wzajemne relacje nie wyglądają w tym momencie najlepiej. Zastanawiam się, kiedy Wiki sięgnie po rozum do głowy. Czas ku temu najwyższy, zdaje się.
Pacjentunio to bardzo ciekawy przypadek Zarówno z punktu widzenia osobowości jak też czysto medycznego spojrzenia. Samo już zatrucie jest sprawą bardzo poważną, nie wiadomo jeszcze czym konkretnie zostało ono wywołane. Przynajmniej udało się ustalić cokolwiek, rozwiązane po mistrzowsku, jak już wspomniałem wcześniej. Zanim jednak pacjent wyzdrowieje, wiele wody w rzekach upłynie, a problemów będzie z nim i jego żoną całe mnóstwo. To akurat jest pewne. :)
Buziaki, na cały nadchodzący tydzień. Należą się, zdecydowanie! :**
Dzięki! Miło czytać, zważywszy, że mi się część w całości nie podoba. :D Jesienne zniechęcenie.
UsuńAgatka szczęśliwa na swoim miejscu, a dziewczynom obu przydałby się niezły powiew szczerości.
Mam nadzieję, że mimo wszystko zastrzyk energii na tydzień jest. :-) Prawda, z pacjentem to jeszcze nie koniec. :***
Pacjenci to zawsze najbardziej emocjonujący wątek.
OdpowiedzUsuńGrzyby, no tak. I niby wszyscy wiemy co z nimi i jak, że niebezpieczne jak się nie zna, ale i tak bez opamiętania je chapsamy. Podobnie jak dopalacze, ostatnimi czasy.
Ta rodzinka jakaś dziwna. Mąż najważniejszy, panikujemy, krzyczymy, ale spokojnie słuchać lekarza i udzielać informacji nie będziemy. Bo po co? Przecież powinien raz zerknąć na pacjenta i wiedzieć, że zajadal grzyby. Mało tego powinien jeszcze z automatu wiedzieć jakie.
Dzieciak wyraźnie pobudzony, zbyt aktywny, a matka ewidentnie nie potrafi, a może nie chcę nad nim zapanować. Tego powód, mam nadzieję poznamy. Prawda?
Agata to chyba anioł. Zainteresować tak agresywne dziecko, to trzeba mieć jakiś dar. Może Olivier, dzieki niej zostanie wspaniałym lekarzem? Ale mimo wszystko nadal nie wyobrażam sobie jej z brzuszkiem. Oj nie!
A o Wiktori to już sama nie wiem co myśleć...
Buziaki:-*
CzerwonaPomadkaa
Też najlepiej pisze mi się medycynę, więc cieszy, że tobie czyta. :-) Chociaż staram się wybierać raczej często spotykane diagnozy, które mogą się nam w życiu do czegoś przydać.
UsuńDopalacze to masakra, a obcych grzybów niepewnych ja się bardzo boję i nawet ostatnio na ofiarowane przez babcię spoglądałam podejrzliwie, takie skrzywienie. :P Osobiście jako typowy mieszkaniec miasta bez lasu w pobliżu ani trochę się nie znam i nie zbieram. Ani nie praktykuję jakiegoś kupowania przy drodze czy coś.
Ano dziwna, przypadek dosyć niedobranych ludzi. Plus, że to jeszcze nie koniec moich na nich pomysłów.
Prawda. :-)
Brzuszek Agaty na razie odszedł w niepamięć, co do przyszłości małego to z taką energią raczej jakimś głównodowodzącym. :)
Wiki musi nad sobą trochę popracować. :) Możliwie szybko.
:-*
Ostatnio nawet rozmawiałam ze znajomymi o tym, że kłótnie są wtedy, gdy jedna osoba nie potrafi z drugą dojść do kompromisu, albo wtedy, gdy jedna osoba wie, że coś jest ewidentnie jej winą, ale oczywiście się do tego nie przyzna, to co wtedy robi? Oczywiście atakuje i rani drugą osobę.
OdpowiedzUsuńI wiki właśnie to zrobiła. I nie, absolutnie jej nie usprawiedliwiam, bo o ile w poprzednich częściach było mi jej żal, o tyle w tej mnie wkurzyła!
Widać, że ewidentnie sobie nie radzi ze swoimi emocjami fakt, ale kurcze, czy od razu trzeba w taki sposób do Agaty, która zawsze, ale to zawsze z nią była?
Muszą pogadać, oj muszą, bez rozmowy do niczego nie dojdą!
Swoją drogą tekst o błaganiu o wybaczenie też jest w gruncie rzeczy wredny, bo to totalnie nie o to chodzi!
A Idalka niechaj piecze ciasto (byle bez kakaowych dodatków) - to może się załapię ;D
Co za rodzinka: rządząca żonka, zaszczuty mąż i nadpobudliwe, rozpieszczone dziecko, dla którego najlepszym zajęciem jest komórka, no bo przecież mamusia jest zapewne tak zajęta, że nie ma dla potomka czasu. No i to imię, wymyślne, jak na taką rodzinkę!
Ach, ty jesteś znawczynią w tej kwesti bez dwóch zdań!
Dobrze, że Agata jakoś okiełznała malca, szkoda, że nie okiełznała jego matki, ale z tej kobiety to chyba nic już nie będzie! W jej głowie zostanie pustostan i echo!
No, mnie się część podobała! Na zakwasy baaardzo dobrze poczytać coś dobrego!
Buziaki :* - ela_k
W samoobronie często ranimy. Kiedy czujemy się skrzywdzeni i kimś zawiedzeni, jak w przypadku Agaty, również. Jej właśnie chyba skończyła się cierpliwość, a Wiktoria za daleko trochę już zabrnęła we własnym sosie i bólu.
UsuńMnie jej nie jest żal. Bardziej Agaty, która chce być i wspierać, a nie może oczekiwać na wzajemność, mimo że tak jak piszesz zawsze była obok, kiedy należało. Ale ludzka cierpliwość ma pewne granice. Nie fair natomiast jest z jej strony nie wybuch złości, a epatowanie przywiązaniem do Idalii i tym samym mieszanie jej w sprawę, która z nią nie ma nic wspólnego. Bo się nie wygadała.
Tekstów wrednych jest wiele z obu stron.
Często najpierw mówimy, potem myślimy.
Może ja też jakieś upiekę na poprawę nastroju? Problem w tym, że o ile z gotowaniem nie mam problemu, o tyle pieczenie nie jest moją najmocniejszą stroną.
Kto upiecze serniczek autorce? :(
Ela, bez kakao!
Dziękuję!
:-*
Jakoś tak strasznie żal zrobiło mi się Wiktorii. Może jest pogubiona, może faktycznie sobie nie radzi. Jedno jest pewne- przyjaciele musza ze sobą rozmawiać, wyjaśniać. Nie uważam, że ta niemiła rozmowa była tylko z winy Wiki, Agata pierwsza zaczęła dolewać oliwy do ognia. Fakt, ma żal do Consalidy, ale czy to jest powód, aby tak ze sobą rozmawiać? I jeszcze pokazywać, w jak dobrych relacjach jest z Idą. Nie pochwalam ani Agaty ani Wiktorii. Tak się po prostu nie postępuje, kiedy jest się z kimś w zażyłej relacji.
OdpowiedzUsuńWieczór Hany i Piotra uratowany :)
A pacjentka do uduszenia normalnie ;D Dobrze chociaż, że ten dzieciak okropnie się zachowujący, na coś się przydał. Niezły początek pracy ma Woźnicka :)
Buziaki :*
Mnie Wiki nie żal, ale sama prawda przez ciebie przemawia, rozmowa, rozmowa i jeszcze raz rozmowa! Podstawą każdej relacji, nawet jeśli do znudzenia powtarza się komuś to samo.
UsuńI tu masz rację, cieszy mnie, że widzisz, że i Agata nie jest bez winy. Cały problem w tej relacji, czy ona jeszcze jest zażyła?
Ano, uratowany, oby go w PEŁNI wykorzystali. Kto wie, może Hana da się namówić na rodzeństwo dla Sarenki? :)
Jak to mówią - służba nie drużba. :D
Buziaki. :*
Męczą mnie dialogi i sytuacja z Wiktorią. Nie będę o tym pisać, bo ostatnio to wałkowałyśmy. Nie mam ochoty na nadinterpretacje tej wymiany zdań i sytuacji jaka została opisana, ponieważ to ja mogę się pogrążyć. Czasami mam wrażenie, że ja za mało czaso poświęcam dla moich przyjaciół, A przy poniedziałku nie chcę robić sobie analizy psychologicznej. /chociaż by się przydała.
OdpowiedzUsuńZa to ten dialog wygrywa dzisiejszy rozdział:
- Ginekolog do pana pacjenta?
Goldberg rozłożyła ręce w geście rezygnacji.
- Pan pacjent do pierwszej od kilku miesięcy romantycznej kolacji ginekologa. Karetka przywiozła go z tej samej restauracji, w której byliśmy.
<Swietne to jest.
Pozdrawiam.
Ja w tym względzie, przyjaciół w sensie, powiem tyle - staram się starać. :-) Jednego sobie nie mogę zarzucić na pewno - zawsze mogą na mnie liczyć w potrzebie, jak i ja na nich. I to jedna z większych moich życiowych wygranych. :-)
UsuńOd początku bloga podobały się dialogi, więc cieszy, że świetne według ciebie słowa wkładam Hanie prosto w usta. :D Choć wiem, że co bym nie napisała, ty po prostu uwielbiasz HaPi. :D Spokojnie, w najbliższym czasie poróżnić ich nie zamierzam. :)
Dobrze, że tak piszesz, to pozwala zebrać siły i radość do kolejnej części. Bo jak dla mnie, wiem, bywam krytyczna, cała część jest do wyrzucenia, ogarnęło mnie totalne jakieś zniechęcenie tym, że ciągle mam tekstu na styk i ledwie wyrabiam czasowo. :/ Gdyby chociaż mieć dwa tygodnie do przodu, z drugiej strony - nic na siłę, bo na ilość to się romanse pisze. ;P No i tak to jest, tak źle, i tak byle jak. :**
To dobrze o Tobie świadczy, że Twoi przyjaciele mogą na Tobie polegać. Dobrze mieć takich przyjaciół.
UsuńJa również się staram, tylko czasami łapię się na myśli, że chciałabym bardziej, lepiej, a nie zawsze można. Powód, bo odległość, bo brak czasu, bo mamy swoje życie, swoje obowiązki. Staram się spotykać, dbać, dzwonić, dopytywać, i potrzymać na duchu, kiedy trzeba. I cieszę się, że też mogę na nich polegać.
Dialogi podobają mi się od pierwszego rozdziału, i nie tylko Hany i Piotra. Bywam obiektywna. Przecież nawet polubiłam Radka, Agatę z Markiem lubię od zawsze. W serialu trochę mniej. Niestety serial - jeżeli to ma być pokazanie życia, bo to serial obyczajowy, to ja się głupie. Tak nie chcę.
I chyba jednak odezwę się na temat Wiktorii. Zastanawiam się, czy "odtrącenie" jej osoby przez Agatę coś jej pomoże. Czasami kubeł zimnej wody zamiast pomóc może zaszkodzić. Mam nadzieję, że te dwie panie dojdą do porozumienia. Szkoda byłoby znajomości i przyjaźni. A każdej przyjaźni czasami jest potrzebny taki emocjonalny niepokój, aby uświadomić dwie osoby, co mogą stracić, kogo mogą stracić.
Raz w życiu porządnie w tym względzie zawaliłam, nauczyłam się na błędzie raz na zawsze.
UsuńCodzienność często przytłacza, czasem wystarczy świadomość, że po prostu gdzieś tam w gonitwie duchowo z nimi jesteś.
Bliska relacja z drugim człowiekiem zawsze ubogaca, bo prędzej lub później przychodzi taki moment życia, że bez niego ani rusz.
Starasz się być obiektywna i to widać. ;)
Z serialem i jego obyczajowością to jest problem. Przede wszystkim dlatego, że często, jak te seriale wszystkie jest mocno nieprawdopodobny, przez co i mało życiowy, z drugiej strony idzie już tak wiele lat, że scenarzystom zwyczajnie skończyły się pomysły i coraz bardziej wydziwiają. To chyba jest tak, że raz na jakiś czas jest dobry sezon, o ile mnie pamięć nie myli to dla mnie taki był 2013, bo zaczęłam oglądać po długiej przerwie, potem leci schematycznie i średnio jakościowo jakiś czas, a potem znowu jest dobry. :) Ale ja mam tak, że niektóre wątki nadal mnie ciekawią, więc na razie oglądam, tej nowej lekarki na przykład. Agaty, chociaż nie lubię Szczepana, ale ona jest urocza, Matyldy i Falko. Znanego nam trójkącika wątek oglądam bez uwagi. A cała ta sytuacja z Weroniką jest już w ogóle poniżej krytyki.
I w chyba każdej przyjaźni emocjonalny niepokój, świetne określenie swoją drogą, się zdarza. I albo rujnuje, albo umacnia.
Masz dużo racji.
UsuńOglądam z podobnych powodów.
Szczepan i Agata - ich nie lubię. Szczepan jest dla mnie za dziecinny, i nie widzę, żeby on był męskim oparciem dla kobiety.
Wiktoria, Adam i Tomasz - nie ma słów, aby opisać jak wkurzają.
Radwan - ciężko, nie lubię doszukiwać się gry w graniu aktora. Jednak może jestem po prosotu uprzedzona do Damięckiego. Dla mnie to aktor jednej twarzy. Mam na myśli serial Ndinz. W teatrze może być inny. Nie widziałam - nie oceniam.
MAtyldzia i Falkowicz - kiedyś nie lubiłam Falkowicza. A teraz czekam na odcinki z tym duetem.
Nowa lekarka - do momentu zdrady okej, a teraz nie wiem.
Taka rozpiska bohaterów - ciężko ich polubić, i czasami ciężej oglądać, ale czasem pacjenci wygrywają odcinki i w tedy się już chce.
Sezon 2013 - ja chyba też w tedy wróciłam do oglądania, ale nie jestem do końca przekonana.
:) Ja Agatę lubię, ze Szczepanem trafiłaś w samo sedno, gówniarz, a nie facet. Damięcki to dla mnie też nie jest facet, mało męski jest straszliwie. :)
UsuńI znowu mam zaleglosci z komentarzami. Przepraszam :(
OdpowiedzUsuńOczywiscie chyba już wiesz, że ta częśc mi się podobala (choc ostatnia była wspanialsza) bardzo! Choc po cichu liczylam na trochę milsze zakonczenie w domu Hany i Piotra.. no ale cóż, po cichu wciąż czekam! :D
Co do innych bohaterow, to mnie Wiktroia też denerwuje. W serialu również. Eh no ale trudno, ona taka jest..pogłubiona perfekcjonistka. No i tzreba to znieśc. Za to Idalia z pozoru fajna dziewczyna, ale czasem odnoszę wrażenie, że ona jest aż do przesady mądra, wyrozumiała, idealna. Może dlatego, że to pani psycholog, ale czasem mam dosc jej wywodów. Tak wszsytko wspaniale rozkłada na czynniki pierwsze ;D No ale cóż, może tacy ludzie naprawdę istnieją ;P
Pozdrawiam
Brak czasu, rozumiem.
UsuńDzięki. :)
Istnieją, istnieją, paru takich znam. Ale nie ma im czego zazdrościć, bo taka życiowa mądrość często okupiona jest nie tylko własnymi błędami, ale i trudnymi doświadczeniami. :) Ja bym się nie zamieniła. :)
:*