"Jeśli będziesz
krzyczał, wielu cię usłyszy, jeśli będziesz mówił cicho, wielu cię
zrozumie".
*****
- Cóż, pani Doroto, według mnie wszystko z panią jest w najlepszym porządku - oznajmiła Hana. - Czasem w trakcie owulacji występują bóle jajników, ale nie tak silne, być może tu jest przyczyna. A może to po prostu stres?
- To możliwe, pani doktor, ja mam teraz mnóstwo stresu, te przygotowania do narodzin Szymusia mnie wykańczają, to najwspanialsze wydarzenie w moim życiu i wszystko musi być dopięte na ostatni guzik - kobieta po raz pierwszy się uśmiechnęła. - I jeszcze ten wypadek, ja nie wiem, co tej idiotce strzeliło do głowy - w oczach Doroty na moment pojawił się błysk wściekłości.
Goldberg popatrzyła uważnie na swoją pacjentkę. Pierwszy raz od dawna czuła się przy kimś tak bardzo nieswojo. Coś uparcie nie dawało jej spokoju.
- Ale to pani siostra spodziewa się synka. Nie ona powinna się martwić i troszczyć o niego?
- Wie pani, jak to jest - zbyła ją kobieta. - Najważniejsze, żeby nic mu się nie stało. Reszta nie ma znaczenia. Ja się wszystkim zajmę.
- W każdym razie zostanie pani u mnie na obserwacji do wieczora, tak na wszelki wypadek, być może przejdzie. Później przepiszę leki przeciwbólowe i wypiszemy panią do domu. Natomiast pani siostra zostanie tutaj aż do rozwiązania, dla bezpieczeństwa własnego i dziecka.
- Pani doktor, ale mnie naprawdę bardzo boli - w rozbieganych oczach kobiety jak na zawołanie pojawiły się łzy. Hana miała pewność, że są nieszczere.
- Dlatego właśnie powinna pani odpocząć w warunkach domowych. Pomyśleć chociaż przez chwilę też o sobie. Gdyby nie przechodziło przez kilka dni, wróci pani do nas i wtedy będziemy musieli poszerzyć diagnostykę, ale myślę, że nie będzie takiej potrzeby. Na razie to wszystko.
Dorota błyskawicznie wstała, podbiegła do Hany, zanim ta zdążyła cokolwiek sobie uświadomić. Mocno chwyciła ją za nadgarstek, wytrącając jej z dłoni długopis.
- A ja nalegam, żeby pani zrobiła tę diagnostykę teraz - warknęła, nie puszczając dłoni lekarki.
Goldberg, starając się nie okazać bólu i strachu, dotknęła drugą dłonią wolnej ręki Marczuk.
- Obiecuję - oznajmiła stanowczo, ale spokojnie. - Że zrobię wszystko co umiem, żeby Weronika urodziła wspaniałego, zdrowego, silnego chłopca, obu nam zależy na tym samym.
Dorota puściła ginekolog, Hana ledwie dostrzegalnie odetchnęła. Szybko, zamaszystymi ruchami, zaczęła wypisywać zalecenia. Marczuk objęła się ramionami, jakby nagle zrobiło jej się bardzo zimno. Na jej twarzy malowała się bezgraniczna rozpacz. Hana miała wrażenie, że zaraz zupełnie się załamie. Wbrew instynktowi wstała, położyła jej rękę na ramieniu.
- Pójdę teraz zbadać Szymona, a pani położy się i trochę odpocznie, to jest niezwykle ciężki dzień.
Na dźwięk imienia dziecka twarz kobiety się rozjaśniła, złagodniała.
- Przepraszam - kobieta spuściła wzrok. - Nie mam nikogo cenniejszego.
Lekarka nie zdążyła zareagować, ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę - rzuciła Hana.
Do gabinetu weszła Ola.
- Hana, jesteś potrzebna. Ta Weronika zaczęła intensywnie krwawić mimo leków. Poza tym w zapisie KTG są spadki tętna dziecka.
W tym momencie Dorota straciła równowagę, gdyby Hana natychmiast do niej nie przyskoczyła, osunęłaby się na podłogę.
- Wołaj pielęgniarki - warknęła do Oli. - A następnym razem, jak zaczniesz wygłaszać w obecności osoby trzeciej takie rewelacje, upewnij się, że nie jest przypadkiem rodziną pacjentki.
*
- Dużo lepiej dzisiaj wyglądasz. Może jesteś głodna? - Rogalski wziął Agatę za rękę.
Roześmiała się cicho, czule gładząc palcami jego dłoń.
- Marek, ja niedługo nie podniosę się o własnych siłach przy tej waszej diecie regeneracyjnej i to bynajmniej nie z powodu choroby. Naprawdę czuję się już dobrze. Możesz trochę sobie odpuścić.
- No właśnie, skoro już jesteśmy w temacie - Marek spojrzał Agacie w oczy. - Wiesz przecież, że nie poradzisz sobie sama. Nadal jesteś bardzo słaba.
- Nie poradzę? Jest Idalia, mogę liczyć na ciebie, wszystko będzie w porządku, nie zapominaj, że mieszkam w hotelu pełnym lekarzy. Nic złego się nie stanie, masz na to moje słowo.
- Nie rozumiem twojego uporu. Dlaczego nie pozwalasz mi się sobą tak po prostu zaopiekować?
- Po pierwsze, świetnie dam sobie radę, nie jestem obłożnie chora, a po drugie, nie wiedziałam, że propozycja jest nadal aktualna.
- Propozycja jest zawsze aktualna. Nic się w tej kwestii nie zmienia - delikatnie pocałował kobietę w czoło, następnie między brwiami i ostatecznie w usta.
Zarumieniła się, spoglądając na swoje dłonie.
- Chcę być blisko ciebie, czuwać nad tobą, chcę mieć z tobą dzieci. Po prostu mi na to pozwól. Wbrew pozorom to naprawdę proste.
- No, no, spokojnie, nie rozpędzaj się tak - rzuciła ironicznie, odwracając od niego wzrok.
- Agata, to jest wspaniała okazja, lepszej nie będzie, dlaczego nie możemy po prostu spróbować? Podaj mi choć jeden powód.
- Proszę bardzo - twój syn za mną nie przepada. Pod jednym dachem będzie między nami wyłącznie iskrzyć. Nie zamierzam codziennie się z nim przepychać i kłócić. Takie życie jest nie do wytrzymania.
- Mój syn jako dzielny Romeo ostatnio wyłącznie ugania się za dziewczyną, więc ten powód odpada. Jakiś inny?
- Boję się, że po prostu nam nie wyjdzie, to przecież od początku chciałeś usłyszeć. Bo mnie nigdy nie wychodzi. A jeśli teraz ciebie stracę, nie będę umiała już być szczęśliwa - wykrztusiła, a jej usta niebezpiecznie wygięły się w podkówkę. Oczy wypełniły się łzami.
Marek mocno objął ukochaną. Milczał przez chwilę, zbierając myśli.
- Uwierz w końcu, że cię kocham - powiedział, składając pocałunki na jej załzawionych policzkach. - Zrozum, że nie zapominam, jaka stała ci się krzywda. Chcę ci pomóc przestać się bać, ale musisz mi w tym pomóc. Zrobię wszystko, żebyś była bezpieczna, za każdą cenę. Zasługujesz na szczęście jak żadna inna kobieta. Dam ci tyle, ile mogę dać, musisz tylko mi zaufać. Pokonać strach.
- Marek... ja...
- Nie odpowiadaj teraz, przemyśl to. A jeśli chcesz cokolwiek robić teraz, to po prostu zaufaj, zrób to dla mnie. Jedźmy niedługo do naszego domu.
- Chcę spróbować. Naprawdę, ale pod jednym warunkiem. Właściwie pod dwoma - westchnęła jak pod olbrzymim ciężarem.
- Spełnię wszystkie.
- Zamieszkajmy razem, dopóki nie poczuję się lepiej. Postaraj się nie mieć mi tego za złe, kiedy wyzdrowieję, chcę się jeszcze raz zastanowić. Chcę mieć możliwość powrotu do siebie. Nie chciałabym, żebyś poczuł się tym urażony. Ja zrobiłam już tak wiele głupot, że każda kolejna jest mi absolutnie zbędna.
- Przyjmuję bez zastrzeżeń, jeśli tak ma być dla ciebie lepiej.
- I naprawdę się na mnie nie gniewasz?
- Daj spokój - machnął ręką. - Dla mnie liczy się tylko to, że chcesz nareszcie spróbować.
Odetchnęła z ulgą.
- A co z tym drugim warunkiem?
- Żadnych dzieci, nawet nie chcę o tym słyszeć.
- A do tego tematu wrócimy kiedy indziej. Kiedy będę miał odpowiednie warunki, żeby móc przekonać cię do zmiany zdania. Sprawię, że zmienisz je bardzo szybko.
*
- Pani Doroto - rozpromieniona Hana weszła do sali pacjentki. - Serdecznie gratuluję zdrowego siostrzeńca. Wszystko poszło dobrze, matka i dziecko są bardzo zmęczeni, ale szczęśliwi.
Kobieta leżała z zamkniętymi oczami. Nagle, zupełnie niespodziewanie dla Hany, po jej policzkach popłynęły łzy.
- Pani doktor - kobieta usiłowała się opanować. - Całe życie czekałam na ten dzień.
- Nie pozostaje nam w takim razie nic innego, jak pójść go zobaczyć.
Kobieta usiadła, wyraźnie się wahała.
- Ma pani dzieci? - zapytała nagle.
- Ponad roczną córeczkę - ginekolog natychmiast się rozpromieniła. - Bardzo wyczekaną - spojrzała uważnie w smutne oczy Doroty.
- To rozumie pani, jak boli, kiedy się ich nie ma.
Hana przez moment milczała.
- Wiem na pewno, że wiele można zrobić, żeby spełnić swoje marzenie. Również rzeczy nierozsądnych. Instynkt macierzyński ma wielką moc.
Pacjentka posmutniała.
- Wierzę, że zostanie pani jeszcze najszczęśliwszą mamą na ziemi. Ale póki co dzisiaj dla pani siostry nadszedł ten wielki dzień, chodźmy - wyciągnęła rękę.
*
Weszły na oddział, kierując się od razu do sali noworodków.
- Pani doktor - pielęgniarka dotknęła ramienia Hany. - Muszę panią prosić na chwilę.
- Za moment wracam - zostawiła Dorotę na korytarzu.
Weszły do pokoju pielęgniarek.
- Chyba mamy problem.
- Coś nie tak z Weroniką?
- Nie chce widzieć siostry.
- Jest zmęczona, przejdzie jej.
- Ale to nie wszystko. Pod żadnym pozorem nie pozwala jej zbliżyć się do dziecka.