"Bo jestem jakby
na baterię, na ciepło, na wzrok, na uśmiech, na magię słów".
*****
- Budzimy się, królewno, jesteśmy na miejscu.
Agata z trudem otworzyła oczy, spojrzała nieprzytomnie.
Idalia wzięła przyjaciółkę za rękę, grzała jak piec. Przeszył ją dreszcz
niepokoju.
- Temperatura nie spada mimo leków. Martwię się o ciebie.
Jak się czujesz?
- Coraz gorzej, w głowie mi wiruje. Przekażę tylko
pacjentów. Dzięki, że jesteś, nie dałabym rady sama. Coś jest ze mną cholernie
nie tak.
- Grypa jest z tobą. Daj spokój - po tym wszystkim, co dla
mnie zrobiłaś w ostatnim czasie, nie mogłabym być gdzie indziej. Chodź,
załatwmy to szybko.
*
Internistka szła powoli szpitalnym korytarzem, szukając
dyżurującego kolegi. Z kontrolowanego chaosu i bieganiny wywnioskowała, że coś
się stało. Natknęła się na Wiktorię.
- Agata, jesteś, dzięki Bogu, był wypadek komunikacyjny i
jest masakra. Nie wychodzimy z sali operacyjnej. Na izbie zostawiłam faceta z
bólem zamostkowym, jeśli zaraz ktoś się nim nie zajmie, albo zaskarży szpital,
albo trafi go szlag, szykuj cierpliwość. Dzięki. Masz u mnie piwo.
- Wiki, ale ja...
Koleżanki już nie było.
- Agata, nie! - zaprotestowała Cichocka.
- Napisz mi to podanie, ja podpiszę, błagam, tylko ten jeden
pacjent. Sama widzisz, co tu się dzieje. Kto jak nie ja.
Idalia westchnęła z rezygnacją, postanawiając spełnić prośbę
koleżanki.
*
Woźnicka zlała twarz zimną wodą, wypróbowała przed lustrem
uprzejmy uśmiech, wyszedł zmęczony, ale od biedy mogło być. Zebrała wszystkie
siły.
- Dzień dobry, Agata Woźnicka, internista, zbadam pana,
dobrze?
- Nareszcie, człowiek by tu umarł, a nikt by się nie
pofatygował.
- Jak się pan nazywa i co panu dolega?
- A ja całe życie na was pracuję, podatki moje to wasze
pensje, nigdy nie chodzę do lekarza, a jak raz przyszedłem, bo się czuję
parszywie, to mnie traktują jak psa! - pacjent oddychał z trudem.
- Proszę odpowiadać na moje pytania, im szybciej się dowiem,
z czym pan przyszedł, tym szybciej panu pomogę - lekarka patrzyła spokojnie,
żadne obraźliwe narzekania nie robiły już na niej wrażenia, przyzwyczaiła się
dawno temu.
- Mariusz Łęczek, duszno mi i coś mnie tak w klatce gniecie,
aż mi tu promieniuje, do ręki. I tak mi serce szybko bije jak nigdy, bo się
zdenerwowałem tymi waszymi lekarzami. Nie przechodzi ani trochę. W głowie mi
się kręci. Ale to przez tych waszych lekarzy, tak się guzdrzą, czeka człowiek i
czeka, jak przyszedłem, nie było jeszcze tak źle!
- Rozpoznano u pana miażdżycę? Zdarzał się już taki ból
wcześniej?
- Jakąś tam miażdżycę tak, ale ja nie mam czasu po lekarzach
chodzić, boleć mnie tak nie bolało. Myśli pani, że jak człowiek ma rodzinę na
utrzymaniu i własną firmę, to ma czas na cackanie się ze sobą?
- Proszę teraz nic nie mówić.
- Tak, nawet odezwać się nie wolno, bo wielka pani doktor!
Głupka chce zrobić z przyzwoitego człowieka.
- Chcę pana osłuchać, nie mogę tego zrobić, kiedy pan mówi.
Pacjent zamilkł, Agata podziękowała za to opatrzności, bo ostatnią rzeczą, na
jaką miała ochotę, było użeranie się z obrażonym na cały świat mężczyzną.
- Panie Mariuszu, trochę pan u nas zabawi, proszę zostać w
takiej półleżącej pozycji, teraz podamy tlen i zrobimy wkłucie, Asia,
monitorujemy ciśnienie, podłączamy EKG. Pacjent już się przestaje denerwować,
zajmujemy się panem porządnie, wszystko będzie dobrze, umowa stoi?
- No niech będzie, jak już tu pani jest.
- A zaraz będzie mój starszy i mądrzejszy kolega. Jest pan
uczulony na aspirynę?
- Nie.
- Asia, proszę cię na chwilę.
Odeszły na bok, pielęgniarka czekała na dalsze instrukcje,
internistka musiała usiąść.
- Krew na podstawowe, plus troponiny i CK-MB,
nitrogliceryna, aspiryna, beta blokery dożylnie.
- Zawał?
- Nie da się ukryć.
- Ja wydzwonię hemodynamikę, gdzieś go muszą wziąć, a ty
poszukaj Witka lub Zuzę, niech go przejmą, mnie przejęła grypa.
- Dużo zdrowia pani doktor.
- Przyda się.
*
- Szefie, dyrektor wybaczy, ale ja się muszę oddelegować -
Agata, zataczając się, weszła do gabinetu Trettera. Nic więcej powiedzieć nie
zdążyła, nagle poczuła, że osuwa się na podłogę i nie może złapać tchu.
*
Na OIOM-ie Van Graaf spokojnie regulował respirator Agaty.
Kobieta miała oczy szeroko otwarte z przerażenia.
- Agatko, wszystko będzie dobrze, wiesz przecież, jesteś
lekarzem. Na początku to zawsze groźnie wygląda, ale już działamy, spokojnie.
Odpowiedz "tak" lub "nie", czy oddawałaś dzisiaj mocz?
Pokręciła głową, patrzyła pytająco, niczego nie mogła
zrozumieć. Drżały jej usta, dużym wysiłkiem woli powstrzymywała łzy.
Anestezjolog dotknął jej dłoni.
- Zaraz wracam, spokojnie.
Na zewnątrz Tretter stał jak sparaliżowany, Idalia trzęsąc
się, chodziła tam i z powrotem.
- Wezwijcie kogoś z interny dla potwierdzenia diagnozy.
Podajemy płyny. Ostra niewydolność oddechowa. Natychmiast krew na posiew i CRP
na cito, mocznik, kreatynina, RTG płuc i gazometria. Podejrzewam też ostrą
niewydolność nerek, oddechowo się nie zapowiada nadal, więc zostaje u mnie.
Dopóki nie przyjdą wyniki, antybiotyk o szerokim spektrum działania. Módlcie
się, żeby nie była lekooporna. No i wkroczyłbym z hemodializą, jeśli te nerki.
W tym momencie podbiegła do nich Zuza.
- Co z Agatą?! Wszyscy byliśmy przy tym cholernym wypadku!
- Radziłbym się opanować, pani doktor - skarcił ją Van Graaf.
- Ona jest już tak przerażona, że my koniecznie musimy zachować spokój. Proszę
potwierdzić moją diagnozę i wrócić tutaj.
- Ruud, co twoim zdaniem jej jest? - dyrektor nie wytrzymał.
- Grozi jej niewydolność wielonarządowa.
*
Zuza odsłoniła kołdrę Agaty w kompletnej ciszy. Kiedy
zobaczyła na jej rękach i tułowiu mocno zaczerwienioną wysypkę, głośno
wciągnęła powietrze. Agata się rozpłakała.
Zuzie zabrakło słów, szybko wybiegła z sali.
- Posocznica - bardziej stwierdził niż zapytał anestezjolog.
- Tak, sepsa, badania to ostatecznie potwierdzą -
odpowiedziała cicho. Idalia się rozszlochała, Tretter opiekuńczym gestem objął
ją ramieniem.
- Boże, to wyglądało na zwykłą infekcję, przecież bym
zareagowała - psychiatra była wstrząśnięta.
- Często na początku tak wygląda - powiedziała Zuza.
- Ale skąd to u niej?
- Wystarczy, że jakiś pacjent na nią kichnął - uzupełnił
anestezjolog. - Przeniosło się drogą kropelkową, a układ odpornościowy tym
razem sobie nie poradził i doszło do ogólnego zakażenia organizmu, w szpitalu
to mogło się przytrafić każdemu z nas. Czekamy na wyniki, tyle możemy. Potrzeba
jej teraz dużo siły i naszych dobrych myśli.
Wszyscy stali przez chwilę w ciszy, analizując jego słowa,
pierwsza działać postanowiła Idalia.
*
- Malutkie moje stworzonko - głaskała wystraszoną Agatę po
rozpalonej twarzy. - Wiesz, że jesteś bardzo silna? Niczym się nie przejmuj,
Marek już jedzie, a ty ze wszystkim sobie poradzisz. Przecież mnie tak nie
zostawisz, skoro już mnie masz, co?
Agata z trudem się uśmiechnęła.
W tej chwili do sali jak wicher wpadła Consalida,
natychmiast, mimo kabli, zagarniając przyjaciółkę w ramiona.
- Gówniarzu mój najdroższy, kochany - mocno tuliła ją do
siebie, trzęsły jej się ręce. - Co ty mi wyprawiasz? Przecież wiesz, że ja
cholernie nie lubię niespodzianek.
Oddychała szybko. Tak bardzo, niewyobrażalnie chciało jej
się płakać. Agata uspokajająco dotknęła jej włosów. Opanowała się z największym
trudem.
- Pamiętaj, że umowa ze studiów nadal aktualna, nigdy,
choćby nie wiem co, się nie poddajemy, a to jest tylko kolejna runda, tak?
Zamiast odpowiedzi zapiszczała aparatura. Agacie gwałtownie
spadła saturacja. Van Graaf natychmiast zmaterializował się przy łóżku,
oszczędnym gestem każąc wyjść obu kobietom.
*
Psychiatra opadła na krzesło śmiertelnie zmęczona, Wiktoria
nie dała jej odetchnąć.
- Ja tego nie jestem w stanie zrozumieć! Kobieto, byłaś z
nią od rana i nie zauważyłaś, że cholernie źle się dzieje? Jak to jest możliwe!
- nie była w stanie dłużej nad sobą panować.
- Nie, to przecież ja wrzuciłam jej pacjenta, kiedy tylko
pojawiła mi się przed oczami, mimo że przyszła do szpitala tylko po to, żeby
zawiadomić o swojej chorobie.
Consalida szybko opadła z sił.
- Sorry, Ida, poniosło mnie - Wiki objęła się ramionami. -
Ja po prostu znam ją tak długo, że nie wyobrażam sobie bez niej życia. Jej
zwyczajowy uśmiech i mądra, dystansująca ironia często ratują mnie przed
kompletną katastrofą.
- Mnie też - odpowiedziała Ida cicho, a po policzkach
spłynęły jej łzy. - Jeszcze jakiś czas temu gdyby nie ona, dałabym się życiu
nieodwracalnie pokonać.
Wstała stanowczo, wzięła Wiki za rękę.
- Nie stracimy jej, rozumiesz? Ja już w życiu tak wiele
straciłam, że jej mi los nie odbierze, to by było za bardzo niesprawiedliwe.
Przebiegający pędem obok Rogalski nawet ich nie zauważył.
- Kochanie moje, jak ja mogłem tego nie zauważyć, zostawić
cię samą - z oczu Marka popłynęły łzy. - ale już przy tobie jestem i nie
zostaniesz sama ani na chwilę, słyszysz mnie? Wszystko będzie dobrze. Razem z
tym wygramy.
Agata nie odpowiedziała, nie otworzyła oczu, nie zareagowała
w żaden widoczny sposób.
- Od niedawna jest nieprzytomna. Stan krytyczny, najbliższe
godziny zdecydują - poinformował profesjonalnym tonem Van Graaf. - Należy być
dobrej myśli.
Marek spojrzał na niego nieprzytomnie.
- Nic nie należy. Bo to ja należę do niej. Jeśli jej się coś
stanie, moje dalsze życie straci sens. Rozumiesz to? Kochałeś kogoś tak kiedyś?
Ruud jak zwykle powściągliwy nie odpowiedział. Zawstydzony
tym wyznaniem zapatrzył się na parametry.
Marek głaskał mokre od potu włosy kobiety.
- Na nic nie nalegam, bądź jaka chcesz i gdzie masz ochotę,
tylko bądź, o to cię proszę.
Jedyną reakcją na jego słowa był monotonny szum
respiratora