"Tylko przez
płacz można być z kimś razem, gdy się jest na wieki osobno".
*****
- Bardzo proszę - pani Maria postawiła przed Magdaleną parujący talerz. - Domowa, pożywna jajecznica. Pani doktor nigdy nie narzeka. I rzecz jasna nie odmawia.
- No i się wydało - Agata parsknęła śmiechem. - Gdyby tak nigdy pani nie odmawiać, można raz na zawsze pożegnać się z figurą. I zdrowymi nawykami żywieniowymi.
- Oj tam, od mojego jeszcze nikt nie umarł. A od tego zdrowego to tylko blade coraz bardziej jesteście. A kto jest potrzebny pacjentom bardziej niż zdrowi lekarze?
- Poddaję się. Na to nie znajdę argumentów. Mimo wszystko dzisiaj soczek. Jestem po śniadaniu.
- No, nareszcie nie tylko kawa, dobrze, witaminy pani doktor potrzebne w każdych ilościach, zaraz przyniosę.
Chwilę później przed lekarką zmaterializowała się pełna po brzegi szklanka soku.
- Anioł, nie kobieta - Agata mrugnęła do rozmówczyni pochłaniającej jajecznicę. - Tylko diabelnie rozgadany. Ale fakt pozostaje faktem, dba o nas jak najprawdziwsza babcia.
- Ach, gotuje naprawdę anielsko. Wspaniale, że przy trudnym charakterze pracy macie tutaj swojską, domową atmosferę.
- Tak, to bardzo pomaga się zdystansować, przez chwilę o niczym nie myśleć.
- I w dodatku się udziela - kobieta odetchnęła z ulgą. - Dawno nie czułam się tak zrelaksowana. Wiem, brzmi to paradoksalnie w sytuacji, kiedy mój ojciec walczy z zapaleniem płuc na szpitalnym łóżku. Ale taka jest prawda.
Przez chwilę trwały w ciszy.
- Wiesz, że nie jestem w stanie sobie przypomnieć, kiedy ostatnio usiadłam w spokoju choćby na kilka minut? Że o przespanej nocy nie wspomnę...
- Ale jak to, nikt nie pomaga ci w opiece nad tatą? - zdziwiła się Agata.
- Ech, gdyby to było takie proste...
- Tak, też nie jestem fanką prostych rozwiązań, ale tutaj chyba nie ma mowy o żadnym innym. To nie jest przeziębienie.
- Nigdy bym nie podejrzewała, że nas to spotka. On zawsze dużo czytał, nawet pisywał zabawne wierszyki, którymi później przy każdej okazji obdarowywał rodzinę i przyjaciół. A podobno ludzi aktywnych umysłowo dotyka to rzadziej. Nauka jest zawodna.
- Na pewno nie jest ci lekko - w oczach lekarki odmalowało się współczucie.
- Zaczęło się niewinnie. Umawialiśmy się z tatą na obiad, przychodzimy, a jego nie ma w domu. Innym razem wpadamy bez zapowiedzi, a taty również nie ma, tylko drzwi są otwarte. Prosił mnie, żebym kupiła mu mleko, a kiedy je przynosiłam, wmawiał mi, że nie słucham, co do mnie mówi, bo on chciał maślankę. Tak długo, aż sama zaczynałam wierzyć, że się przesłyszałam.
Zgarbiła się nad stołem.
- Takie banały, a wywołują w twojej głowie nieokreślony niepokój. Robisz wszystko, żeby go zignorować, ale on do ciebie powraca. Coś ciągle ci umyka.
- Aż w końcu pewnego dnia poszłaś do lekarza...
- A gdzie tam. Oszukiwałam, siebie, jego, mojego męża. Że przecież w wieku taty takie rzeczy się zdarzają. Przestałam sobie wpierać, kiedy przez kilka godzin zwracał się do mnie imieniem mojej matki. Nie żyje, odkąd skończyłam 10 lat. Prawie jej nie pamiętam, znam ją tylko ze zdjęć i opowieści. Tato zawsze wychowywał mnie sam. Był wspaniałym ojcem - w kąciku oka Magdaleny pojawiła się łza, starła ją szybko wierzchem dłoni. - I to mnie zmotywowało, że dał mi od siebie tak wiele, a ja nie mam odwagi, żeby zmierzyć się z bolesną rzeczywistością.
- Niełatwo o taką odwagę, ta choroba jest wyjątkowo okrutna.
- Trudno o bardziej trafne określenie. Po licznych badaniach od dwóch lat mamy diagnozę. No i wraz z nią zaczęły się prawdziwe schody. Na początku, pomijając wieczne zapominanie, było całkiem nieźle. Ale odkąd postawił czajnik bezprzewodowy na gazie, a ja ze sklepu wróciłam, kiedy dym już był po kuchenny sufit, zatrudniłam pielęgniarkę. Kuchnię wietrzyłam pół dnia - roześmiała się gorzko.
- Kiedy z nim siedzi, możesz odpocząć.
- Nie żartuj. Siedzi z nim tylko, kiedy idę do pracy. A jej pensja pochłania trzy czwarte mojej, nauczycielskiej. Ale przynajmniej mogę wyjść do ludzi, nie wariuję. Szkoda tylko, że tato największą aktywność przejawia nocami, albo odczuwa silny niepokój, przez co później w pracy jestem nieprzytomna. Nie wiem, jak długo jeszcze będą to tolerować. Ale przecież zupełnie nie o to chodzi.
- A o co?
- Cały ten koszmar rujnuje mi małżeństwo. Zawsze byliśmy z Robertem zgodni, jasne, zdarzało nam się pokłócić, ale w końcu dochodziliśmy do porozumienia. W kwestii mojego ojca jest nieugięty. Uważa, że za dużo na siebie biorę, że powinnam oddać go do domu opieki i codziennie odwiedzać, jeśli sobie tego życzę, ale zrezygnować z jego pobytu w domu. I to jest kwestia, której on nigdy nie zrozumie. Starych drzew się nie przesadza, a najbliżsi ludzie to nie przedmioty, z którymi robi się cokolwiek, kiedy się psują.
- Magda, zupełnie inny wydźwięk ma oddanie kogoś do ośrodka z przyczyn finansowych lub z powodu bezradności, a inny, gdy ci na kimś nie zależy. Przemyśl to spokojnie, masz czas. Twój tato za jakiś czas nie odczuje różnicy, a ty przy ciągłym zmęczeniu się rozchorujesz. Smutne, ale prawdziwe.
- Nie masz racji! Jestem mu to winna! Jego też nikt nie pytał, kiedy zmarła moja matka, czy życzy sobie zostać sam z dzieckiem i czy sobie poradzi! Nie mam prawa zrobić tego człowiekowi, który poświęcił mi całe życie, dla mnie zrezygnował niemal ze wszystkiego, rozumiesz?
- Staram się zrozumieć. Ale rozumiem też to, że mąż się o ciebie martwi, kiedy nie dosypiasz, nie dojadasz i nie stać cię na nic poza pielęgniarką. To cię wykańcza, a on nie chce dopuścić do kolejnej tragedii w waszej rodzinie.
- To potrwa tylko kilka lat. A jeśli najbliższy mi człowiek tego nie rozumie, to nie wiem, czy powinnam go tak nazywać.
- Kilka bardzo trudnych i przytłaczających lat.
Zadzwonił telefon Agaty.
- Halo, jasne, już idę.
Podniosła się.
- Bardzo przepraszam, muszę iść. Ale nie zostawię cię z tym tak. Coś wymyślę, nie ma sytuacji bez wyjścia.
- Daj spokój, i tak bardzo pomogłaś. Była mi potrzebna ta rozmowa. Zadzwonię do niego. Dzwonił już kilka razy, a ja nie odebrałam. Byłam wściekła.
- Koniecznie.
Kobieta w pośpiechu szukała czegoś w torebce, podała Agacie zdjęcie.
- Co to jest?
- Przeczytaj, dostałam to od taty trzy lata temu na urodziny - na twarzy Magdaleny pojawił się szeroki uśmiech.
Na zdjęciu widniał tort ociekający czekoladą. Z rozjaśnionymi oczami Woźnicka przeczytała na głos znajdujący się na cieście wierszyk pana Stanisława:
Na zły humor, kiepską radę
zjedz, Magdusiu, czekoladę
ona dzionek ci rozjaśni
drogę wskaże też w świat baśni
I gdy patrzysz dziś na zdjęcie
to wspomnienie po prezencie.
Wiedz, choć to pociecha płocha
jest ktoś, kto cię zawsze kocha.
Daty na torcie Agata nie była w stanie przeczytać, rozmazały jej ją łzy nagłego wzruszenia.
*
- No dobra, to ty czy ja? - podkomisarz Barbara Storosz stała przed swoim szefem z rękami wspartymi na biodrach, zaciętą miną i oczekiwaniem w oczach. Przede wszystkim z oczekiwaniem.
- Ty, i wcale nie dlatego, że ja bym go chyba zabił samym tylko wzrokiem - komisarz Adam Zawada ledwie dostrzegalnie się uśmiechnął. Mimo wielu lat wspólnej pracy nadal ujmował go zapał tej małej.
- To w takim razie dlaczego? To jest interesujące - skrzywiła się.
- Jesteś kobietą. Wczujesz się w sytuację Cichockiej bez większego problemu, dociśniesz go do muru.
- Chyba że wcześniej dam mu w ryj. Z wrażenia.
- Nie zrobisz tego.
- Ciekawe dlaczego?!
- Bo dziewczynkom nie wypada.
Mrugnęli do siebie z rozbawieniem. Baśka odetchnęła, wyciągając w górę kciuk w geście zwycięstwa. Powoli spłynął na nią spokój, siła oraz stalowa determinacja. Ufała Adamowi jak mało komu na świecie. Od wielu lat byli prawdziwymi partnerami, jeszcze nigdy jej nie zawiódł, a okazji przy nad wyraz skomplikowanym charakterze ich pracy bywało mnóstwo. Ale on zawsze wiedział co, jak i kiedy robić, a co najważniejsze i nieczęste - prawie nigdy się nie mylił. Ona z kolei miała niezawodną intuicję, której nigdy nie lekceważył.
Wzięła z biurka teczkę z aktami sprawy, po czym jeszcze raz odetchnąwszy głęboko, skierowała się do pokoju przesłuchań.
Jak zwykle zaskakująca, oczywiście. Nie sądziłem, że sprawa pana Stanisława ucichnie, ale takoż nie sądziłem, że takie duże znaczenie zyska sprawa. Agata sama powinna być psychologiem, nie każdy lekarz umiałby przeprowadzić tak trudną rozmowę z córką pacjenta. Zrozumieć sytuację kogoś takiego wcale nie jest łatwo, tymbardziej, że przywiązanie córki do ojca jest zaskakujące. Bardzo liczę na to, że przez to przywiązanie jej relacje z mężem nie pogorszą się jeszcze bardziej. Faceci jednak są dziwni i mówi to facet, co najlepsze. :) Choć w tym konkretnym przypadku wina leży po obu stronach moim zdaniem. Magda też powinna z Robertem porozmawiać i dokładnie wyjaśnić mu sytuacje, a nie ignorować go. Jak Robert musi się czuć, gdy Magda idzie do ojca i nawet nie odbiera od niego telefonów? Rozumiem oczywiście panikę, ale jeśli mąż jest najbliższą dla niej osobą, powinni mieć z sobą lepszy kontakt.
OdpowiedzUsuńChwila grozy powoli nadchodzi. Oczywiście nie odmówisz sobie tej przyjemności poprowadzenia przesłuchania, prawda? Z niecierpliwością będę oczekiwał tego momentu. Baśka się pewnie powstrzyma przed wyrażaniem własnych emocji, ale co powie sprawca? Jeśli powie im, że Wiktor nasłał na niego ludzi, którzy go pobili, może być bardzo nieciekawa sytuacja. Idalia straci go poraz kolejny, a przecież spokój i obecność drugiej osoby jest jej teraz bardzo potrzebna. Niestety Szczepan, pomimo swoich wszystkich wspaniałych cech, może okazać się niewystarczającym towarzystwem. Ukrzywdzić nie wolno, mojej ulubionej chyba bohaterki! :)
Miłego dzionka. Dziś piszę z wieelkim opóźnieniem, ale to przez wczorajsze wrażenia. Buziaki!
Nareszcie nadszedł czas na bliższe poznanie wątku pacjenta.
UsuńAgatce chyba wystarczy interna.
Błędy, błędy, tak to już bywa, że trudne sytuacje psują relacje między ludźmi. Nawet najbardziej zgodnymi, nikt nie mówił, że będzie łatwo, a szkoda. A może nie?
Prawda to, wina zdecydowanie jest po obu stronach, Magda nie umie odczytać jego troski, a on nie umie zrozumieć siły przywiązania dziecka do jedynego rodzica i tego, że Magda zwyczajnie nie radzi sobie z sytuacją. Spadło to na nią i trochę przygniotło.
Oczywiście, że przesłuchania sobie nie odmówię.
Wczorajsze wrażenia zapadną w pamięć na baardzo długo.
:*
Agata ma coś w sobie, skoro ludzie zaledwie z nią usiądą, zaczynają się jej zwierzać. Potrafi otwierać serca, a to rzadka i cenna umiejętność. Poza tym, zawsze jest gotowa poświęcić swój czas tym, którzy potrzebują, aby ktoś ich wysłuchał. Fakt – aktywność intelektualna chroni przed zachorowaniem i opóźnia postępowanie choroby, jednak nie zawsze się to sprawdza, czego doskonałym przykładem jest Terry Pratechett , który pisał niemalże do momentu, aż przegrał walkę z Alzheimerem. Z wiekiem sprawność umysłowa słabnie, lecz trzeba pozostać wyczulonym na pewne sygnały zwiastujące odbieganie od normy. Zaskakujące, że Magdalena zachowała niewiele wspomnień o matce, wszak dziesięciolatka jest na tyle zdolna do świadomego przeżywania, by rejestrować i zachowywać wspomnienia z ważnych wydarzeń w swoim życiu. Zwykle ta choroba nie jest tak trudna do wykrycia, aby potrzeba było aż dwóch lat. Przeciwnie – da się bardzo łatwo wychwycić symptomy przeprowadzając testy, ale dopóki nie zaczęłam pracować z pacjentami, sama nie wiedziałam, że to takie proste. Im bliżej córka była z chorującym ojcem, tym teraz trudniej jest jej patrzeć, jak stopniowo się oddala i zasklepia we mgle własnego umysłu. Zawsze łatwiej się opiekować osobą, z którą nie jesteśmy blisko związani emocjonalnie. W jednym momencie, gdy mowa o nocnej aktywności, dialog wygląda tak, jakbyś koniecznie chciała wspomnieć o możliwych objawach, ale to zapewne z myślą o czytelnikach nie do końca zorientowanych w temacie, zatem warto docenić przekazywane przez Ciebie treści merytoryczne. Dla męża Magdaleny sytuacja jest równie trudna, lecz w zupełnie inny sposób, a mianowicie jego żona poświęca cały swój wolny czas osobie praktycznie dla niego obcej. Bardzo na tym cierpi ich poczucie wzajemnej bliskości, szczególnie, kiedy żona zaczyna czuć z jego strony niezrozumienie dla własnego zaangażowania. Tłumaczenie, że ojciec nie odczuje różnicy, w przypadku tej choroby jest bardzo złudne, ale o tym chyba już pisałam pod poprzednim odcinkiem, a nie chciałabym się powtarzać. Tych kilka lat, które stoją przed Magdą i Robertem, z pewnością okaże się ciężką próbą dla ich małżeństwa. Przeuroczy wierszyk pan Stanisław ułożył dla swojej córki. Zupełnie, jakby nadal była małą dziewczynką. I pewnie właśnie tak ją postrzegał, jak zresztą większość ojców. Niezmiernie wzruszające. Szczególnie w takich okolicznościach. A ja chciałabym dostać na urodziny tort dostatecznej wielkości, by móc na nim zmieścić ośmiowersowy wierszyk :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że podejrzanego równie dobrze mogliby przesłuchać wspólnie, Adam i Basia. Wprowadziłoby to równowagę pomiędzy kobiecą empatią względem ofiary, a męskim gniewem. Zdecydowanie bardziej jednak podobają mi się wątki medyczno – obyczajowe, niż kryminalne. Cała historia stalkera była interesująca w momencie, kiedy się działa, ale chyba jednak ze względu na aspekt psychologiczny, który potrafisz uchwycić mistrzowsko.
Mam nadzieję, że w kolejnym odcinku pociągniesz dalej wątek pana Stanisława i jego rodziny. Nie miałabym nic przeciwko, aby wprowadzić ich do grona głównych bohaterów, lecz pewnie to już zbyt wielkie wymaganie. Nie powstrzymuję się przed sugestią tylko dlatego, że kolejną część już masz, więc nie mam wpływu na to, co się w niej znajdzie.
Pozdrowienia i moc porannych buziaków! ;*
Kaja.
Oj ma, nie widać tego? Idź do pierwszego lepszego szpitala, często można tam spotkać lekarzy, którzy nawet się nie zdążą odezwać, a już masz do nich zaufanie, taka od nich bije pewność, spokój i ciepło.
UsuńSzkoda tylko, że w realu lekarze tyle czasu dla pacjentów nie mają, cóż, trzeba się jakoś pocieszać nierealem.
Właśnie u pisarza sprawdziła się teoria, że aktywność intelektualna opóźnia postępowanie choroby, miał ogromne szczęście. Wyjątek od reguły. Oby więcej takich! Pod wpływem trudnej dla dziecka sytuacji, jaką niewątpliwie jest śmierć matki, może nie pamiętać zbyt wiele na zasadzie traumy, tylko mgliście. Osobiście nie jestem w stanie powiedzieć jako dorosła osoba, co dokładnie robiłam mając dziesięć lat, kim się otaczałam, jaki stosunek miałam do różnych osób itd. Tylko bardzo ogólnie. Przeciwnie jest ze wspomnieniami z późniejszego okresu.
Polecałabym czytać ze zrozumieniem, Magda mówi, że postawioną diagnozę mają od dwóch lat. A nie, że przez ten czas ojciec był diagnozowany.
Żeby zauważyć symptomy tej choroby, nie trzeba być specjalistą.
Tak, chodziło mi o nieobznajomionych z medycyną czytelników, nie każdy ma świadomość, na czym ta choroba w praktyce polega i nie zna dobrze jej objawów, przez co trudno mu uświadomić sobie, że opiekująca się córka napotyka na wiele trudności, które ścinają z nóg. jakich byśmy nie podejrzewali.
A ja mimo wszystko pozostanę przy swoim zdaniu - że zwłaszcza na ostatnim etapie choroby wielkiej różnicy dla pacjenta nie ma. Zwłaszcza gdyby go codziennie odwiedzać.
Poetki ze mnie nie będzie, wierszyk więc taki sobie. :) Ale że lepszego nie będzie, cieszę się, że ci się podoba. :)
Zmniejszymy literki i droga wolna. :) Acz na to, że ciut za długi może być wpadłam już po publikacji.
Niestety muszę cię rozczarować, to już koniec wątku pacjenta, z wyjątkiem luźnych o nich wspomnień, także wątek kryminalny będzie się jeszcze przewijać. Ale mam nadzieję, że spodobają ci się inne wątki. :)
:* Miło, że tym razem w poniedziałek!
Mnóstwo znam takich lekarzy. Ale zdarzali się i tacy, o których słyszałam wiele dobrych słów, natomiast ja sama nie potrafiłam się do nich przekonać. W drugą stronę rzadziej, ale też bywało.
UsuńPisarz wcześnie umarł, ale też miał agresywniejszą postać choroby. Jeśli zaczyna się przed sześćdziesiątym rokiem życia, postępuje szybciej i jest mniej podatna na leczenie.
Myślę, że jeśli dziecko wcześnie traci matkę, to zachowuje o niej wiele wspomnień. Ja pamiętam mnóstwo codziennych historii związanych z moją babcią, pomimo że nie miałam nawet czterech lat, gdy umarła. Ale domyślam się, że u każdego to działa inaczej. Niektórzy świadomie starają się odsuwać wspomnienia, bo pamięć o dobrych chwilach jest dla nich zbyt bolesna, taki zabieg adaptacyjny.
Wybacz, rzeczywiście nieuważnie przeczytałam. Zwracam honor :)
Pewnie nawet znając mechanizmy choroby nie mamy pojęcia o wielu trudnościach, które napotykają rodziny. W zaawansowanej fazie choroby nie chodzi o odwiedzanie, bo pacjent zwykle już nie poznaje ludzi, ale właśnie o miejsca. Starsi ludzie zwykle od wielu lat mieszkają w tym samym miejscu, bywa nawet, że od młodości. I to znane miejsca stają się jedynym gwarantem poczucia bezpieczeństwa. Uwierz, to udowodnione.
Czekam na inne pacjentowe historie. Bo domyślam się, że skoro ten już dokończony, to powstają inni do kolejnych odcinków :)
Postaram się bardziej pilnować dni tygodnia :*
Chodziło o drugą opcję, a skoro udowodnione - pozostaje mi uwierzyć. :)
UsuńTwoje opowiadanie przypomniało mi, że już dziś poniedziałek, naprawdę wyleciało mi to z głowy. Tak, to już jest, kiedy wyjątkowo nie ma się nic w planach...leniwy początek tygodnia...
OdpowiedzUsuńTaka domowa atmosfera, w miejscu pracy, bo niekoniecznie musi to być szpital, faktycznie często jest zbawieniem. Można się chwilę odprężyć, porozmyślać, oderwać od, w wielu przypadkach męczącego ośmiogodzinnego, trybu pracy. Żeby to wszędzie, było tak jak w naszym kochanym serialu, świat stałby się o niebo lepszy...
To wcale nie brzmi dziwnie. To normalne, że Magda chce choć na chwilę oderwać się, od nieprzyjaznego dnia, i nie ma znaczenia, że jej ojciec leży w szpitalu. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji, więc mogę być nieobiektywna, ale na mój gust to całkowicie naturalne, szczególnie, że przyjazne ognisko szpitalnego bufetu jej to ułatwia...
Ta choroba z reguły tak się zaczyna. Niewinne luki w pamięci, które w starszym wieku są uważane za normę, choć każdemu niezależnie od daty urodzenia, czasem coś się wymknie. Zapominanie, jest częścią ludzkiej natury, nawet jeśli, ktoś zaskakuje swoją pamięcią... Zapominanie o spotkaniu, o istotnych faktach, niedawno przebytej rozmowy... Takie, pozornie błahe rzeczy, na które ludzie, często niestety nie zwracają uwagi. Potem dochodzi nierozpoznawanie osób, samego siebie... Nawet sobie nie wyobrażam jak to jest, nie wiedzieć kim się jest... Coś strasznego... I właśnie wtedy rodzina chorego orientuje się, że coś jest nie tak, ale jest już niestety za późno, bo choroba zaszła za daleko. Jest zbyt rozwinięta, aby móc z nią skutecznie walczyć, co możliwe jest na samym początku. Wiem, oczywiście, że całkowite wyleczenie graniczy z cudem. Nie powiem, że jest niemożliwe, bo takiej rzeczy po prostu nie ma, ale jest bardzo mało prawdopodobne. Z jakichś tam, artykułów, badań, książek, nie wiem co tam jeszcze ciekawego w życiu czytałam, wynika, że przy wczesnym rozpoznaniu, udaje się złagodzić skutki choroby, nawet o kilkanaście, czy kilkadziesiąt lat....
Dobra, nie wgłębiam się w temat, bo za chwilę zrobię doktorat i habilitację za jednym zamachem, a przypadkowo zostanę profesorem i to jeszcze zwyczajnym...hehe... Mnie by tam taki przypadek nie przeszkadzał, ale na dzień dzisiejszy wolałabym jednak, nie... Może jutro...?
Oszukiwanie się, w kwestii własnego zdrowia, oszukiwanie innych, że jest w porządku... Tak, znam to na własnym przykładzie...
Jestem osobą, która musi dosłownie umierać, żeby przyznać, że cokolwiek jest nie tak jak powinno, więc doskonale wiem jak to wygląda...
Nie chodzi mi akurat o schorzenie poruszane w opowiadaniu, ale istnieje przecież niezliczona ilość innych doskwierających nam dolegliwości...
Magda, ma rację, mąż Magdy, ma rację i Agata też ma rację... Może wyjątkowo, czy też nie, nie będę roztrząsać tego tematu... Powiem tylko, że znów dzielę swoje zdanie i wczuwam się w sytuację każdego z nich, z osobna...
Ooo, jakże słodki wierszyk, chyba pierwszy raz (oprócz chwili, kiedy zorientowałam się, że jest poniedziałek, a ja nie muszę nic robić) się uśmiechnęłam... Dobrze zaczynać dzień z twoimi opowiadaniami...
O znów powrót policjantów, z tego co pamiętam, dawno nie było o nich mowy... Stęskniłam się :-)
Zaufanie, między partnerami, w tej pracy, to podstawa, bez tego ani rusz...
Trochę dobrego humoru na koniec, ale nie zdziwiłabym się gdyby Baśka porządnie przywaliła przesłuchiwanemu...
Buziaczki :-*
CzerwonaPomadkaa
Tak, czas biegnie nieubłagany.
UsuńOj tak, i jak drastycznie spadłby poziom stresu u pracowników. :)
Każdy by chciał choć na chwilę wyrzucić z głowy trudną sytuację.
Choroba koszmarna.
Stałabym się przyczyną twojej habilitacji, czemu nie. :)
Zwykle nie chcemy martwić bliskich.
Ach, wszyscy doceniają mój wysiłek związany z wierszykiem, czuję się fajna. :D
Fajnie, że jesteś, buziaki. :*
Jezu ile emocji!
OdpowiedzUsuńZacznę od Magdy i jej taty. Miałam ostatnio podobną sytuację z moją babcią, niestety, to, że często nie ma nas w domu i zwyczajnie nie radziliśmy sobie z opieką nad nią zadecydowało, że zajmuje się nią teraz drugi jej syn, a my ją odwiedzamy. Dlatego jestem w stanie zrozumieć męża Magdy, zwyczajnie boi się o żonę, która sama może się rozchorować przez to wszystko, przecież zwyczajnie może jej siąść psychika... Opieka nad starszą osobą, która cię nie poznaje wcale nie jest prosta.
Z drugiej strony rozumiem też Magdę, to jasne, że kocha ojca, że chciałaby dla niego jak najlepiej.
Wierszyk jest piękny... wzruszyłam się... zzwłaszcza, że wiem już teraz, kto jest autorem...
Nie dziwię się Basi, że dałaby chętnie w ryj temu idiocie stalkerowi, jednak sądzę, że to taka policjantka, która nie zrobiłaby czegoś takiego, emocje emocjami, a praca pracą :)
Buziaki i czekam na przesłuchanie :* - ela_k
ps: skandalicznie krótki ten rozdział!!!!
Ja tak jak Pomadka rozumiem wszystkich. Każdy ma tu swoje racje, dlatego ta sytuacja jest taka skomplikowana.
UsuńDziękuję, dziękuję, ale mimo wszystko pozostanę przy prozie. A wiesz, że byłaś inspiracją z miastem i ciastem? Gdyby nie ty, coś takiego do głowy by mi nie wpadło i nie męczyłabym się z czekoladą, haha.
Mało któremu nawet serialowemu policjantowi aż tak puszczają nerwy, acz bym jej się nie zdziwiła, bo sytuacja jest wyjątkowo groteskowa.
Następny będzie minimalnie dłuższy, buziaki!
Uff, nareszcie mam chwilkę, egzaminy napisane (ale czy zaliczone? któż to wie!), to mogę w spokoju oddać się przyjemnościom :)
OdpowiedzUsuńNa swoich studiach miałam masę wykładów o Alzheimerze. Najciekawsze były te, które mieliśmy z neurologiem. Ale też najsmutniejsze i najstraszniejsze. To okropna choroba. Niszczy najważniejszy organ - mózg. A dla otoczenia i bliskich to prawdziwa trauma. Świetnie oddałaś w wypowiedzi Magdy specyfikę tej choroby. Widać, że się przygotowałaś :)
A Agata to taka dobra dusza. Do tańca i do różańca ;)
O, Basia i jej intuicja ;) Ciekawe jak przebiegnie przesłuchanie, ale coś czuję, że będzie ostro :)
Buziaki ;*
Na pewno zaliczone, wierzę w ciebie!
UsuńDzięki. Prawda, jedna z najgorszych, jakie można sobie wyobrazić.
Dowiesz się już w przyszłym tygodniu. :*
szkoda, że znowu nie ma o Hanie i Piotrze. Jednak ich uwielbiam najbardziej :D ale całe opowiadanie jak zawsze majstersztyk ;d moglabys pisac ksiażki :P
OdpowiedzUsuńNie wiem czy zauważyłas, ale u mnie pojawilo się nowe opowiadanie.
Zapraszam :)
http://opowiadaniabyalex.blogspot.com/
Dziękuję! :)
Usuń