poniedziałek, 15 czerwca 2015

40.



"Bycie szczęśliwym nie znaczy, że wszystko jest perfekcyjne. Oznacza, że zdecydowałeś patrzeć poza niedoskonałości".

*****

- No i co? - Piotr pogłaskał ciepłą główkę córki, wkładając małą do łóżeczka. - Sprawiasz wrażenie, Sarenko, jakby wcale nie chciało ci się spać.
- Aggghhh - padła natychmiastowa odpowiedź, której towarzyszyło zaplucie dłoni taty.
- No i nastąpił teraz konflikt interesów. Bo widzisz, mnie się chce.
Hana, wchodząc, zaśmiała się cicho.
- Nie idzie wam?
- Idzie. Tylko wolno - lekarz ziewnął rozdzierająco.
- Od dawna ci mówię, że musisz wreszcie zaakceptować rzeczywistość - dotknęła jego ramion, zaczynając masować pospinane mięśnie. - Nasze dziecko nie zasypia przed dwudziestą drugą. Ale dzisiaj ci nie odpuszczę. Wczoraj ja z nią walczyłam.
- Okej. A jakby się ta akceptacja miała objawiać, tak na przykład?
Podeszła do córki.
- Na przykład dziecko wygodnie się ułoży - poprawiła Sarę na poduszce i otuliła kołdrą, którą panienka Gawryło niemal w tej samej chwili ponownie rozkopała.
Tym razem Piotr się zaśmiał.
- Świetnie ci idzie - rzucił kpiąco.
- No, w każdym razie może jej poczytaj. Głos tatusia na pewno ją wyciszy. A ja zrobię kolację, wezmę prysznic i może nawet uda mi się przeczytać z pięć stron książki!
Na znak, że akceptuje propozycję mamy, dziewczynka zapiszczała.
- Dobra, ale zostań, Hana.
- Dasz radę, wierzę w ciebie - zwichrzyła włosy męża.
- Nie o to chodzi.
Spojrzała pytająco.
- Cały dzień was nie widziałem. Nie po to pędzę na złamanie karku, żeby spędzać wieczór bez ciebie.
- W zasadzie dlaczego nie, mogę i ja posłuchać - z uśmiechem wróciła do masażu.
- W takich doskonale sprzyjających okolicznościach - Piotr westchnął z zadowoleniem. - To ja mogę czytać nawet książkę telefoniczną.
- Tylko spróbuj - otrzymał kuksańca w bok.
Rozpoczęło się czytanie. Po kilkunastu minutach Hana usiadła, wsłuchana w niski, ciepły i kojący głos najbliższej osoby. Piotr natomiast niespodziewanie wczuł się w wierszyk. Cieszył się ulotną chwilą beztroski, jaka na co dzień darowana jest tylko dzieciom. Chłonął ten czas całym sobą, żeby wystarczyło go na trudne jutro, nerwowy tydzień, męczący miesiąc. Opiekuńczym gestem pogładził córkę po pleckach, patrząc w jej nadal szeroko otwarte oczy.
- No śpij, wszystkie małe skrzaty już śpią. Albo jeszcze słuchaj tego, dalej jest dobre: "Abecadło z pieca spadło,
O ziemię się hukło,
Rozsypało się po kątach,
Strasznie się potłukło:
I - zgubiło kropeczkę,
H - złamało kładeczkę,
B - zbiło sobie brzuszki,
A - zwichnęło nóżki,
Mała zamknęła oczy.
- Jejku, strasznie to jakieś drastyczne jest, nie? Ale podobno nie będziesz pamiętać, to dalej...
I Piotr czytał dalej, patrząc jednym okiem w roześmiane, czułe i ciepłe oczy Hany. Wyciągając do niej ręce i przytulając do siebie zorientował się, że córka już śpi. Otulił ją na powrót kołdrą, Ginekolog pocałowała dziecko w czoło. Wyszli.
- Ale macie zjawiskowe te wierszyki, koniecznie muszę nadrobić zaległości! To co, przeczytasz, co było dalej?
- Zwariowałaś chyba - cmoknął żonę w głowę.
- No co!
- Czytajcie sobie same jutro. Ja cały dzień czekam na to, żeby spędzić z tobą choć chwilę.
- A kolacja?
- Poczeka.
- Nic nie będzie czekało, bo noc nas zastanie, chodź do kuchni.
- Jesteś prawdziwą panią tego domu.
- Ale że co masz na myśli?
- Tam mam nieustanny stres, ludzką rozpacz, ciągłą krew, ciągłe skargi, a tu mam po prostu dom, tylko to się liczy. I to wszystko, co tu, tworzysz dla mnie ty. I tu jestem naprawdę potrzebny. Zawsze może nam być tak nudno, zwyczajnie i spokojnie.
- Dobrze, że to mówisz.
- Chcę was chronić. I ten nasz dom.
Kobieta poważnie spojrzała na męża.
- Wspaniale jest czuć, że jest się pod ochroną. Tym bardziej się boję, co los nam przyniesie.
- A co miałby przynieść? Nie rozumiem.
- Przemo i Ola tego nie przetrwali.
- Nadal nie rozumiem.
- Zapomniałeś? Przecież w przyszłym miesiącu wracam do pracy.

*

- Zwariowałabym z taką świadomością, rozumiesz - Wiki, pociągając z kubka duży łyk gorącej kawy, zwróciła się do Adama. - W jednej chwili jesteś zdrowy, energiczny, możesz nad wszystkim panować, nawet, jeśli z powodu wieku wszystko robisz mniej sprawnie. A w drugiej nie umiesz znaleźć drogi do własnego mieszkania i nie poznajesz własnego dziecka. I to zaledwie w kilka lat, które dla ciebie są jak kilka tygodni. Jesteś w stanie to sobie wyobrazić?
- Nie jestem. Ja bym po prostu nie chciał tak żyć. We wszystkim zależeć od innych. Kiedy jem, kiedy śpię, kiedy oglądam telewizję. Do dupy takie życie.
- I co byś niby zrobił? Zabiłbyś się?
- A nawet choćby! Ale na pewno wyniósł się z życia moich bliskich. No co, haruję całe życie, może będzie mnie stać na dom opieki.
- Bo to jest taaakie proste, jasne.
- Jasne. Nie mógłbym być dla ciebie takim ciężarem.
Wiktoria odwróciła wzrok udając, że nie zrozumiała aluzji.
- O czym się mówi? - do lekarskiego weszła z kitlem w dłoniach promieniejąca Agata, natychmiast wyjmując kubek dla siebie.
- No, no, nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie. Coś mi się czuje, że noc koleżanka miała obfitą we wrażenia, wnioskując po tym, kogo zastałem rano w kuchni. Smakowało śniadanko? - zakpił Adam.
- Ja się do twoich nocy nie mieszam, odczep się - lekarka uśmiechnęła się do Wiktorii.
- Oj, coś mnie ominęło? - rozpromieniła się Consalida.
- Ale daj mi szansę! Agatko! Ja też umiem zrobić obiadek - Krajewski wykonał gest, jakby chciał ją objąć, wzdrygnęła się.
- A daj spokój z tym błaznem - burknęła, czerwieniąc się mimowolnie. - Szuka sobie wrogów!
Chirurg zarechotał.
- Kolacja ze śniadaniem pani doktor Woźnickiej. Niesamowita rzecz, Wiki.
Wiktoria się roześmiała. Spojrzała na Adama figlarnie.
- Panie doktorze, jakby ci to powiedzieć, okaż takt. To jest takie skomplikowane posunięcie polegające na tym, że jak wiesz, że czegoś mówić nie wypada, to tego nie mówisz, rozumiesz?
- Na przykład tego, że twój Tomasz jest ciepłą kluchą? A od skomplikowanych posunięć to ja jestem akurat specjalistą. Słowo honoru.
- Przede wszystkim jednak jesteś palantem - powiedziała Agata spokojnie. - Wiki, co tam było z moim pacjentem? Zuza coś mi próbowała powiedzieć.
Wiki nie chciała odpuścić, poczerwieniała ze złości.
- Wiesz co, czasem mam wrażenie, że jesteś większym...
- O nie! Rozejm, rozejm natychmiast! - krzyczała Agata. - Moja noc to moja sprawa, Tomek Wiki to jej Mąż. I święto.
- Tak - niespodziewanie odpuścił Adam, widząc zaciętość w oczach Wiktorii. - A mówimy o twoim Alzheimerze, którego od rana żadne z nas nie może zbadać. Jakiś chirurg powinien obejrzeć jego rękę.
- W takim razie ja spróbuję go namówić - wstała, nalewając kawy do drugiego kubka.
- Co, chcesz przekupić dziadziusia napojem bogów? - znowu zadrwił Adam.
- Z tobą musiałabym się znacznie bardziej wysilić, wiem.
- Podejrzewam - zakpiła Wiktoria. - Że w ulubionym sporcie pana doktora my jesteśmy zbyt mało doświadczone.
- Pozostaje mi tylko życzyć panu doktorowi powodzenia w maratonie - rzuciła internistka wychodząc.
Adam spojrzał smutno na rudowłosą, tym razem zdecydował się milczeć.

*

Po wejściu na salę Agata usłyszała chrapliwy, płytki oddech pacjenta. Natychmiast zorientowała się, że saturacja spada.
- Dzień dobry, jak się pan dzisiaj czuje? - powiedziała spokojnie, jakby nic się nie stało, uśmiechnęła się do staruszka. Leżał w bezruchu z zamkniętymi oczami, nie odpowiedział. Prawdopodobnie spał. Był bardzo osłabiony.
- Z trudem pan oddycha, dlatego teraz podamy tlen, a że dobra maska nigdy nie jest zła, zaraz będzie lepiej. Zapewniam. W ogóle nie ma się czego bać.
Razem z pielęgniarką przystąpiła do pomocy pacjentowi, który tym razem nie miał siły protestować. Sprawnie wykorzystując okazję, osłuchała go i poprosiła przyjaciółkę o obejrzenie jego ręki. Na szczęście okazała się tylko stłuczona, wystarczył zimny okład i opatrunek. W kilka minut skończyły, pozwalając pacjentowi znowu zasnąć i w spokoju dochodzić do zdrowia.
Siedząca przy łóżku córka z roztargnieniem tarła zapuchnięte oczy. Nie wchodząc lekarzom w drogę przyglądała się całemu zajściu. Wyprostowała obolałe plecy. Krzesło było tak samo twarde jak w nocy.
- Napije się pani kawy? Podobno siedzi tu pani od wczoraj - Agata podała kobiecie kubek, który ta przyjęła z wdzięcznością. Ze swoim w dłoniach usiadła na drugim krześle. - Byłaby gorąca, ale tato ma priorytet. Zdążyła trochę wystygnąć.
- Dziękuję. Nawet o tym nie pomyślałam.
- No i wypadałoby coś dzisiaj zjeść, ale w tej sprawie zapraszam do bufetu. Nasza pani Maria na pewno chętnie nas ugości. Proszę nie kazać się namawiać.
- Może później. Na razie kawa wystarczy, nie chcę zostawiać taty samego. On bardzo źle znosi nowe otoczenie. Łatwo wpada w panikę.
- Rozumiem - tłumaczyła lekarka cierpliwie. - Ale pan Stanisław jest tutaj pod naszą opieką, pani ma okazję trochę odetchnąć. Naprawdę nic mu tu nie grozi.
- Ma pani rację. Siły przydadzą mi się później znacznie bardziej, ale to już przyzwyczajenie - Magdalena lekko się uśmiechnęła.
- Skąd ja to znam. Patrzę na panią jak we własne lustro. Nikt nie zrobi wszystkiego lepiej ode mnie.
- Magda - kobieta wyciągnęła rękę.
- Agata - uścisnęły sobie dłonie. - To co, pora zmienić przyzwyczajenia. Chodźmy!

14 komentarzy:

  1. Ostatnie sceny pełne wzruszeń, tym razem większa różnorodność. Pierwsza, jakby kontynuowała tradycje rozpoczętą w uprzednim tygodniu. Hana z Piotrem, odkąd Sara przyszła na świat, ciągle mnie jakoś tak rozczulają. Prawdziwe i stabilne uczucie, które obojgu przynosi tak wiele spokoju i radości z życia. Córeczka to istny słodziak, jest pod tak dobrą opieką, że nawet włos jej z głowy nie spadnie. :) A Piotr to powinien się wierszyków na pamięć uczyć, co to za czytanie z książki. :p
    Czasami, patrząc na wykreowanego przez Ciebie Adama cieszę się, że nie oglądam serialu. Człowiek ten wzbudza we mnie jakąś irracjonalną antypatie, której sam nie jestem w stanie zrozumieć. Może kwestia tego, że nie trawie takich ludzi, a ich życiowe podejście wcale a wcale do mnie nie przemawia. No ale cóż tam, dziewczyny pięknie sobie poradziły z natrętem. :)
    Magda- świetny przykład na to, jak dorosłe już dziecko silną miłością darzy rodzica. Pan Stanisław powinien być z niej dumny. Myślę, że z ręką niebawem będzie wszystko w porządku i oboje wrócą szczęśliwi do domu. Opieka nad tak chorym człowiekiem nie może być łatwa, tymbardziej podziwiam za wszystko. :)
    Tę część traktuję jako okres przejściowy. Uspokajasz akcje, żebyśmy nie wiedzieli, czego się spodziewać. ALe coś czuje, że niebawem wydarzy się wiele. ;)
    Jak zawsze, nie zawiodłaś moich oczekiwań. Zastrzyk planowy był. :)
    Miłego dzionka, pomimo ciężkiej nocy. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No mnie też jakoś rozczulają, dlatego wychodzą takie przesłodzone sceny. :P Ale nic na to nie mogę poradzić, wyczekali się na tę małą, obojgu im na sobie zależy, cóż tu pisać. Ale spokojnie, niedługo pojawi się ich pracowe życie, a córka odejdzie na dalszy plan siłą rzeczy. Tego mi zawsze w serialu brakowało, takiego zwyczajnego małżeństwa, z zawirowaniami, ale takimi, które na bieżąco jednak rozwiązują i które związku nie niszczą, choć im też szykuję pewne próby. A książeczki na pamięć w swoim czasie, na razie ma za krótki rodzicielski staż. :)
      Adam jest twardziel i pozorant, co niestety oznacza, że teksty bardzo w jego stylu. A dziewczyny zawsze z nim dawały radę. Zgrywa się i tyle.
      Z panem Stanisławem i Magdalenką to jeszcze nie koniec historii, pojawią się za tydzień.
      Trochę ochłonąć trzeba po Idaliowych przejściach.
      Buziaki!
      Strasznie miło, że znowu jesteś z samego rana!

      Usuń
  2. Jakoś tak dziś nie mogłam się przemóc do czytania. Cały czas po głowie krążyły mi kolejne rzeczy do zrobienia, ale w końcu kilkoma głębszymi oddechami oderwałam się na chwilę...
    Ach, tak się wczułam w wierszyk, czytany przez Piotra, że aż przed oczami przeleciały mi beztroskie czasy dzieciństwa, a tekst wierszyka niemal w całości zawitał w mojej głowie.
    Cóż, mogę powiedzieć o tej scenie? Oczywiście, jak zwykle nieziemsko mi się spodobała, bo to przecież najbardziej pasująca do siebie para z serialu. Jak zazwyczaj, widziałam tam pewnego rodzaju tęsknotę, szczerość, i oczywiście bezgraniczną miłość. Sarenka przejawia aspekty mojego dziecięcego stylu życia, bowiem ja zawsze czuwałam w nocy, a dzień był porą słodkiego leniuchowania i spania. Do dziś mi z resztą to zostało, ale brakuje już tych godzin spędzanych na zabawie.
    Wątek Krajewskiego zaczyna się rozwijać, a zarazem do opowiadania coraz większymi krokami wchodzi również Wiktoria. Rozmowa jak najbardziej wesoła, w pozytywnym aspekcie, choć towarzyszyły jej, raczej przyjazne, docinki. Jak ja lubię takie aluzję, a szczególnie śmiech, kiedy ktoś czegoś nie zrozumie. Wszystko zaczyna mnie coraz bardziej intrygować...
    Wstyd się przyznać, ale przez inne czytane opowiadania o podobnej tematyce, z głowy całkowicie wyleciała mi sprawa chorego na Alzheimera staruszka. Na szczęście pamięć szybko mnie oświeciła i nie musiałam wracać do poprzednich odcinków...
    Lecę do kolejnych spraw...
    Buziaczki :-*
    CzerwonaPomadkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak mam z pisaniem, ciągle jest coś do zrobienia, a jak się już siądzie, nie wiadomo od czego zacząć i jak skupić myśli.
      Tak, w głośnym czytaniu i książkami uczeniu dzieci świata jest niesamowita magia. :) A Sara ma charakter. :) Choć w jej wieku takie czytanie to przede wszystkim dla słyszenia głosu rodzica.
      No, Adam, chcąc nie chcąc wkradł mi się w historię i występuje coraz częściej. Ale to dlatego, że za dużo się zrobiło tych kryształowych facetów.
      Powodzenia w ujarzmianiu zagonienia!
      :*

      Usuń
  3. Od samego rana, gdy tylko przeczytałam rozdział, postanowiłam, że coś napiszę. W końcu przekroczyłaś czterdziestkę, już za nie długo pięćdziesiąty rozdział opowiadania. Jak ten czas szybko leci?
    Rozdział mi się bardzo podobał. Początek - majstersztyk - dla fana tej pary. Aż żal się czuję, że tego w serialu się nie zobaczy - szkoda, wielka szkoda. Na prawdę szczęśliwa rodzina nie jest komercyjna? Na prawdę ludzie wolą oglądać kłótnie, rozstania, zdrady i kolejne romanse? Chyba jestem z innej epoki. Popatrzyłabym na taką scenę, przypomniałabym sobie chwilę, gdy tata mi czytał książki. Oczywiście byłam starsza - tych niemowlęcych momentów nie pamiętam. Przecież jest tyle punktów zaczepienia, tyle scen dla wątku rodzinnego. Cóż będę musiała żyć i znaleźć nowego bohatera, którego polubię podobną siłą, by trzymał mnie przy oglądaniu serialu, jeżeli pojawią się odcinki pokroju jubileuszowego.
    Mam nadzieję, że po rozpieszczasz mnie jeszcze takimi scenami. I mam malutką nadzieję, że chociaż u ciebie powrót kobiety do pracy po urlopie macierzyńskim nie skończy się awanturą? Mam swoją wizję, więc mam nadzieję, że twoją nie jest kłótnia.
    Wiktoria i Adam i jeszcze Agata - uwielbiam taką wymianę zdań. A mając na uwadze, że chyba jednak mam jakieś zalążki wredoty, fakt, że przy takich potyczkach słownych gubią się faceci, sprawia mi największą przyjemność.
    Kolejny pacjent, nowa rodzina, nowa historia, - to jest na plus. Chyba jesteś pierwszym autorem opowiadania, który tak dba o wątek pacjenta. Bardzo to lubię, ponieważ kojarzy mi się ze starym, dobrym na dobre i na złe. Kiedyś było więcej pacjentowych wątków. A teraz jest to różnie.
    Ostatnia scena - spoufalenie się lekarza z rodziną pacjenta - może realne, a może za życzliwe, a może tak powinno być.

    Pozdrawiam
    PS. Właśnie uświadomiłam sobie, że jeżeli Idalia będzie z Wiktorem to chyba będzie za cukrowo, za bardzo spokojnie. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czas (równo 9 miesięcy, godziny temu poświęcone), 40 opowiadań, prawie 9 tysięcy wyświetleń, niezliczona ilość komentarzy i niezwykle wysoki poziom waszych wypowiedzi - słowem jesteście niesamowici, a ja chyba nigdy nie zrozumiem, jak to się dzieje nadal i tak szybko samo jakoś stało. I jak bardzo to motywuje, żeby nie napisać, że to już koniec. Trudno sobie wyobrazić tydzień bez pisania, poniedziałek bez waszego odbioru. WIELKIE dzięki!:) Nigdy bym się tego nie spodziewała, że konwencja bloga się przyjmie i zrobi się tutaj tak sympatycznie.
      A wracając do sedna: tak, racja zupełna, gdyby wrzucili zwyczajne, kochające się małżeństwo, oglądalność by im spadła. :P I wychodzi na to, że takie nie istnieją, bo się ich nie pokazuje w serialach, a przecież cała masa jest takich zwyczajnych rodzin, które ja zamierzam propagować. Jasne, będzie między nimi lepiej lub gorzej, ale z każdej sytuacji istnieje wyjście, jeśli chce się je znaleźć. Coś pięknego patrzeć, jak rośnie stworzony przez dwoje ludzi człowiek i powoli zaczyna łapać, o co w tym życiu chodzi i nabierać własnego charakteru. Szkoda w ogóle, że wątek tego małżeństwa całkowicie zniknął. Stąd nie zniknie, potrzebuję ginekologa w opowiadaniach. :)
      Ja lubię Agatkę za charakter i postawę, Wiki, ale raczej bez Adama. Falkowicza za tekściory, które czasem wkładają w jego usta, część naprawdę na niezłym poziomie, bawią nieziemsko. Nie umiem napisać lepszych. To mi na razie do oglądania wystarcza, mam też sporo postaci, których nie lubię. Ale nade wszystko lubię wątki pacjentów. Dlatego nie wyobrażam sobie własnego bloga bez ludzkich historii, bo ile można pisać o prywatnym życiu bohaterów, w końcu się z tego robi totalna nuda. Pacjenci wprowadzają powiew świeżości.
      Ciekawe, jaka jest twoja wizja. Wątek Hany i Piotra będzie oczywiście nadal kontynuowany, pewnie co jakiś czas, ale równorzędnie z innymi.
      Też lubię takie przekomarzanki i w serialu, więc blog bez nich nie mógłby istnieć.
      Pacjentów nigdy nie zabraknie, bo ciągnie mnie do ludzkich historii i emocji od zawsze.
      Szczerze? Spoufalenie się miało w zasadzie przede wszystkim jeden, prozaiczny cel - nie pisać setki razy słowa pani. :)))
      Buziaki!

      Usuń
  4. Uwielbiam Adama! Tego serialowego, ale Twojego również. Właściwie różnicy między nimi nie ma. Tak bardzo kibicuję mu w zdobywaniu Wiki. Bo ten Tomasz to taki dziwny. Trochę kluchowaty, trochę zaborczy... Niech się Adam szybko nie poddaje ;)
    Nie wydaje mi się, żeby miłość Hany i Piotra miała nie przetrwac z powodu jej powrotu do pracy. Ola i Przemek sa mlodzi, w dodatku wcale się nie kochali, to i nic dziwnego że stało się tak jak się stało.
    A Agata to ideał lekarza. Żeński ideał :)
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, bardzo mnie cieszy, że ktoś lubi Adama. :)
      Hana i Piotr już nie z takimi przeszkodami dawali radę, a Ola i Przemek byli od początku na klęskę skazani.
      Agatka jest jedyna w swoim rodzaju. Buziaki. :*

      Usuń
  5. Boże, wzruszyłaś mnie pierwszą sceną, ten wierszyk, malutka Sara, kochające się małżeństwo...
    Wydaje mi się, że oni to tak trochę jak moja Zuzia i Szczepan, przetrwają mimo wszystko :)
    Ja też jestem za propagowaniem szczęśliwych rodzin i mam nadzieję, że będę czytać kiedyś mojemu dziecku wierszyki i książeczki, a potem będzie czytało chętnie samo.
    Adam, Adam, dziwny z niego facet. Z jednej strony jest mi go szkoda, bo kocha Wiki, ale z drugiej, cholera, czy on nie może się zachować jak mężczyzna z honorem??Czasami wydaje mi się, że on to robi dla zgrywy, że naprawdę w głębi duszy jest mądrym i ciepłym facetem, ale nie potrafi i nie chce tego pokazać.
    A ostatnia scena, taka normalna, ciepła, żeby wszyscy lekarze byli tacy jak wiki i agata, to by naprawdę było lepiej pacjentom i ich rodzinom.
    Pozdrawiam i czekam do kolejnego poniedziałku - ela_k :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Będzie chętnie czytało swoim dzieciom. To propagujemy, ja Haną i Piotrem, a ty Zuzią i Szczepanem. Szczęśliwe rodziny i szczęśliwe dzieci! :)
      Robi to dla zgrywy, to jasne, ale ja nie lubię tego typu facetów. Bo prawdziwy facet, moja droga, jak wiesz, nie potrzebuje się zgrywać. O!
      Buziaki!

      Usuń
  6. Skoro mała i tak ma nie pamiętać tego, co jej czytano do snu, równie dobrze rodzice mogliby się zrelaksować przy najnowszej powieści Deavera. Choć to chyba nie do końca tak działa, niektórzy naukowcy upierają się, że na dziecko podświadomie wpływają słowa słyszane jeszcze w okresie prenatalnym, na długo przed tym, zanim zacznie rozumieć mowę. Ostatnio w jakimś markecie zajrzałam do książeczki z wierszykiem Brzechwy i było tam o kijankach, które wkładały sukienki z morskiej pianki. Tak naiwne, że aż boli. Hana i Piotr stworzyli dobry dom, skoro może im w nim być nudno, bezpiecznie i spokojnie. Taki prawdziwy azyl. Szczególnie w momencie, gdy wykonywany zawód wiąże się z bezustannym stresem. Na pewno jest łatwiej, kiedy kobieta stróżuje domowemu ognisku, jednak jestem pewna, że powrót Hany do pracy niczego im nie zaburzy. Oboje za bardzo dbają, zbyt wielce sobie cenią to wszystko, co zbudowali, by mogli dopuścić do jakiejkolwiek skazy na wspólnym szczęściu. I choć życie pisze różne scenariusze, to jednak myślę, że autorka zbyt dobrze życzy tym dwojgu, aby móc postawić na ich drodze niemożliwe do przebycia przeszkody.

    Nikt nie chciałby żyć w rzeczywistości osoby, która wskutek choroby traci swoją tożsamość. Z każdym dniem coraz trudniej uchwycić fakty, bliskie twarze stają się obce. No i żadnej możliwości decydowania o sobie samym, chyba że we wczesnej fazie choroby. Alzheimer wiąże się też z bardzo złą tolerancją na zmianę miejsca, przez co osoby oddane przez swoje rodziny do domu opieki nieraz umierają wkrótce po tym. Sytuacja wydaje się patowa z każdej strony, szczególnie ze świadomością, że będzie tylko gorzej. Agata swoją radością ukazuje kontrast między skrajną rozpaczą końca, a rodzącym się szczęściem, początkiem i kresem drogi. Smutny jest moment uświadomienia sobie w tak jasny sposób tej nierównowagi, która jednocześnie stanowi naturalną kolej losu. Trudne musi być dla Adama, że Wiktoria poślubiła innego mężczyznę. To chyba jakiś wątek serialowy bardziej, bo ja średnio jestem w temacie, jeśli o tego pierwszego chodzi, a opowiadanie przecież czytam bardzo uważnie.

    Agata jak zwykle gotowa, by otoczyć każdego opieką. Szkoda, że w rzeczywistym życiu lekarze nie mają dość czasu, by poza zaopiekowaniem się pacjentem, móc jeszcze poświęcić chwilę na ludzką i wspierającą rozmowę z rodziną. A co do córki, mam nadzieję, że napiszesz więcej o tym, jak sobie radzi, czy ma w kimś wsparcie – ogólnie, że pokażesz większą część ich codziennego życia i problemów. Ale do niczego nie namawiam i decyzję pozostawiam Tobie. Chętnie też poczytałabym o Przemku, dawno go nie było w sposób bezpośredni.

    Tym razem znowu spóźniona, więc tym bardziej przesyłam tysiące buziaków.

    Kaja

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj tam od razu! Niech wracają do pięknych książek dziecięcych, a nie tak. :)
      Naiwne, kijanki w sukienkach z morskiej pianki? Nie znamy się od dzisiaj! Super to jest! :)))))
      Wielu już dobre domy tworzyło, niestety nietrwałe.
      Jest już napisana kolejna część wyjaśniająca sytuację rodzinną pacjenta.
      Buziaki!

      Usuń
  7. Dziękuję, zapraszam w przyszłym tygodniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Wow zapraszam też do mnie na amnezja-fada.blogspot.com na opowiadanie o Falkowiczu ;)

    OdpowiedzUsuń