"Urodzić się
znaczy tyle, co dostać cały świat w prezencie".
*****
Usiadła naprzeciwko podejrzanego, starając się wyrzucić z głowy wszystkie myśli, opinie i uprzedzenia z nim związane. Odsunąć emocje.
- Okej, to najwyższy czas, żebyśmy sobie trochę porozmawiali, zacznijmy od rzeczy najprostszych. Imię i nazwisko.
Milczenie. Bezruch.
- Czego w pytaniu nie zrozumiałeś? - spytała bezbarwnym tonem.
Nie dostrzegła żadnej zmiany, nawet drgnienia mięśnia na twarzy, ruchu powieką. Ściana, mur. Znów odetchnęła głęboko.
- To jeszcze raz. Tym razem nie marnuj mojego czasu i się wysil: imię i nazwisko, miejsce zamieszkania, data urodzenia.
Mężczyzna popatrzył Basi w oczy niemal nieruchomym, świdrującym wzrokiem, zadrżała pod tym spojrzeniem. Szybko się jednak zmitygowała.
- Jak ona się czuje?
Pytanie padło w chwili, kiedy chciała zadać własne.
- Nie takie było pytanie.
- Nie mogę zapytać, jak się czuje kobieta, którą kocham?
- Którą ty co, przepraszam, robisz? - nie mogła powstrzymać ironii.
- Ona jest na mnie teraz trochę zła. Nie odbiera moich telefonów, a poza tym mnie zatrzymaliście, to chyba mam prawo wiedzieć, jak się czuje...
- Słucham? - gapiła się na człowieka przed sobą szeroko otwartymi oczami. Nie wierzyła, że to się dzieje naprawdę. Wstała. Choć wiedziała, że lepiej byłoby siedzieć, nie górować wzrostem, adrenalina buzowała w niej z całą mocą.
- Czy ty w ogóle masz świadomość tego, co jej zrobiłeś?
- Tak nie miało być. Przypadek.
- A jak miało być? Miała umrzeć, tylko ręka ci się omsknęła? Za słabo uderzyłeś?
- O czym pani mówi? Przecież ja ją kocham.
- Posłuchaj mnie, bo nie zamierzam powtarzać: po pierwsze, według zeznań Idalii prawie się nie znacie. Spotkaliście się kilka razy w szpitalu, wymieniliście pozdrowienia, raz w życiu, na własne nieszczęście, z tobą rozmawiała. Moje pytanie brzmi: dlaczego? Z jakiego powodu omal nie zakatowałeś obcej ci kobiety? Odpowiedź chcę usłyszeć teraz. Inaczej przysięgam ci, zrobię wszystko co umiem, a wiele umiem, żeby nie wybronił cię z tego żaden biegły psychiatra i żebyś otrzymał najwyższy możliwy w tych okolicznościach wymiar kary.
- Ale o jakiej karze pani mówi! Idalia jest sensem mojego życia. Bez niej moje dni były puste, bezbarwne, nic nie miało znaczenia! - jego oczy niezdrowo błyszczały. Nakręcał się coraz bardziej. - Oddycham dzięki jej istnieniu. Bez niej nie chcę żyć. I jeśli będę tego bardzo chciał, ona nie będzie umiała żyć beze mnie. Już niedługo tak się stanie. Ale taki ktoś jak pani nie jest w stanie zrozumieć naszej miłości.
Basia ze świstem wciągnęła powietrze do płuc. Chciała mu przerwać, ale jej się nie udało, słowa płynęły dalej.
- To wszystko jej wina, gdyby nie jej bezmyślność i nieposłuszeństwo nigdy by do tego nie doszło. Ona po prostu popełniła błąd. Dlatego to wszystko się tak nieprzyjemnie skończyło. Ostrzegałem ją rzetelnie. Moja kobieta nie może obejmować się z innym mężczyzną. Jak pani poczułaby się na moim miejscu?
- Człowieku! Otrząśnij się! - Basia nie wytrzymała, podniosła głos. - To jest obca ci kobieta, którą ty za samo jej istnienie zatłukłeś prawie na śmierć! Ona nawet nie pamięta, jak wyglądasz! Gdzie jest ta jej wina? Ekspedientkę w sklepie uderzysz, bo popatrzyła na ciebie nieprzyjaźnie? Czy ty w ogóle rozumiesz, co ja do ciebie mówię?
- To pani nie rozumie, o czym ja mówię. W naszym związku zawsze stawialiśmy na uczciwe zasady. A ona się z tym człowiekiem publicznie obściskiwała. Ale poniosła zasłużoną karę i teraz już wszystko jest w porządku. W końcu zrozumie, że tak musiało się stać i odbierze telefon. A wtedy wszystko powoli odbudujemy. Przekonam ją, że tak musiało być. Teraz pewnie sądzi, że potraktowałem ją niesprawiedliwie. To prawda, trochę się uniosłem.
Storosz z całej siły trzasnęła pięścią w stół.
- Dość tego pierdolenia! Spójrz, jak wygląda prawda, tylko przypatrz się dobrze, bo to twoja jedyna szansa!
Na biurku położyła zdjęcie skatowanej kobiety. Nie była to fotografia Idalii, a zdjęcie z internetu. Zresztą przy tej rozległości obrażeń trudno było rozpoznać jakiekolwiek charakterystyczne dla osoby cechy. Zgadzał się tylko kolor włosów. Szybko zabrała odbitkę, kiedy spojrzał. Chodziło o utrwalenie pod jego powiekami migawki koszmaru. O wrażenie masakry, które wywoła wyrzuty sumienia, a może nawet skruchę lub żal.
- Czy tak twoim zdaniem przejawia się miłość? Tak traktuje się ukochaną, nawet jeśli jest urojona? Naprawdę tak kochasz?
- Gdyby mnie posłuchała, dzisiaj byłaby zdrowa. Już mówiłem - zniecierpliwił się wyraźnie. - Ma pani jeszcze jakieś pytania?
- Jedno. Ty ani trochę nie żałujesz faktu, jak niewyobrażalny i niepotrzebny zadałeś ból niewinnej kobiecie?
- Ile razy mam jeszcze powtórzyć: Idalia nie jest niewinna.
- Zrobię wszystko, żeby ktoś w więzieniu codziennie udowadniał ci twoją niewinność, skurwielu. Tak samo gorliwie jak ty jej "winę".
Wstała i wyszła, nieco mocniej niż trzeba zamykając drzwi. Wracając do Adama cała trzęsła się z obrzydzenia. Nie mogła wyrzucić z głowy łagodnego, ciepłego uśmiechu Idalii i jej uważnego, inteligentnego spojrzenia, które natychmiast przywodziło wrażenie, że jest się naprawdę słuchanym, że cała jej uwaga jest oddana rozmówcy i liczy się dla niej jego każde słowo. Poczuła niemal fizyczny ból współodczuwania. Niespodziewanie przyszło jej na myśl, że przemoc psychiczną da się porównać z najgorszą, jaką można wyrządzić kobiecie - z okrucieństwem gwałtu.
*
Coś bardzo gwałtownie wyrwało Agatę ze snu. W pierwszej chwili nie mogła sobie uświadomić, co to było. Z trudem uchyliła zapuchnięte powieki. Spojrzała na telefon z nieprzyjemną myślą, jakby położyła się zaledwie przed kilkoma minutami. Pomyliła się nieznacznie. Zasnęła dwie godziny temu. Otępienie natychmiast przerodziło się w złość. Z trudem zwlokła się z łóżka. Głośna muzyka wwiercała się w jej mózg, oznajmiając początek silnej migreny, a krzyki nadal narastały. Ustaliła, że dobiegają z pokoju Adama.
"Żeby nie powiedzieć jak zwykle" - pomyślała zgryźliwie. "Ale tym razem pożałuje".
Nie tracąc czasu na pukanie, z rozmachem otworzyła drzwi pokoju chirurga. Muzyka ogłuszyła ją do tego stopnia, że się zachwiała.
- Wyłącz to w tej chwili - powiedziała po prostu, wskazując głośniki. Adam nawet jej nie zauważył. Stał odwrócony tyłem, wściekle wymachując rękami w kierunku Przemka.
Adrenalina uderzyła blondynce do głowy.
- Halo!!! - wrzasnęła na całe gardło. - WYŁĄCZ TO! Inaczej poleci przez okno! Natychmiast!
Odwrócił się raptownie, a widząc minę koleżanki i malującą się w jej oczach furię, powoli, niedbałym krokiem podszedł do komputera.
- Zrobię to dla ciebie, moja droga, po starej znajomości.
- Adam, nie wkurzaj mnie, dobra? Czy moglibyście mi wyjaśnić, co się tutaj dzieje?
- Nic - odpowiedzieli nadzwyczaj zgodnym chórem.
- Po prostu rozmawiamy - oznajmił Przemek.
- Fascynujące - ironizowała Agata, siadając na łóżku kolegi, bo nagle powróciło zmęczenie i zbiło ją z nóg. - Adam, miałam zapieprz na izbie, przyjęłam 40 osób w ciągu jednej nocy, kładę się do łóżka, ledwie zamykam oczy, a ty mi ryjesz mózg muzyką rozpuszczoną na cały regulator, czy to jest w porządku? Tak, wiem, masz wolne, ale wyobraź sobie, inni harują. I czasami muszą odpoczywać, czyli spać w dzień. Tyle w temacie.
Z dezaprobatą wzruszyła ramionami.
- Dobrze, że przyszłaś - Zapała usiadł obok internistki. - Od godziny nie chce tego wyłączyć, nie mogę uspokoić wyjącej wniebogłosy Frańki, a jak cudem jakimś zasypia, to ten kretyn ją budzi muzyką, więc stoję tutaj i na niego wrzeszczę, bo żadne normalne metody nie działają, sorry, Agata.
- Muzyka będzie grać tak głośno, jak mi się spodoba, bo skoro ja nie mogę w nocy spać, nikt inny spał nie będzie. I tyle w temacie.
Odwrócił się do komputera i uruchomił portal społecznościowy dając do zrozumienia, że to koniec dyskusji.
- Ale że o co chodzi... bo ja tu chyba czegoś nie ogarniam - Agata potarła dłonią twarz.
- Twojemu empatycznemu koledze chodzi o to, że Frania płacze drugą noc z rzędu, idą jej trzonowce, to płacze. Nie ma w tym niczego niezwykłego - wyjaśnił Zapała.
- Nie, chodzi o to, że to jest hotel rezydentów, stażystów i lekarzy. O nic innego.
- Ale Przemek jest lekarzem - zdziwiła się lekarka.
- Nie, Agatko, Przemka dawno temu zwolniła Wiktoria, lekarzem w szpitalu jest jego kobieta, która raz tu mieszka, a raz się wyprowadza, zależy od dnia jej cyklu hormonalnego. Aktualnie się wyprowadziła i ja uważam, że w związku z tym jakże doniosłym wydarzeniem on powinien pójść w jej ślady. Mimo że miejsca mamy dużo.
- No tak, nic tu po mnie - Przemek ruszył do drzwi.
- Przemo! Zaczekaj! - Agata wstała.
Zapała trzasnął drzwiami pokoju.
- Adam, chyba trochę przeginasz - kobieta usiadła z powrotem.
- Nie przeginam, ja po prostu notorycznie nie dosypiam przez wrzeszczące po nocach dziecko. Ręce mi już latają od nadużywania kofeiny. Gdyby leczył ludzi, musiałbym się z tym pogodzić albo się wyprowadzić, jeśli by mi przeszkadzało, ale jeśli nie leczy w naszym szpitalu, uważam, że powinien stąd spadać.
- Istnieje jeszcze coś takiego jak sytuacje losowe, wiesz?
- Dobra, dobra, nie udawaj świętej, bo sama nie dosypiasz i nie wierzę, że ci to obojętne. Ty po prostu nigdy nie znajdziesz w sobie odwagi, żeby mu o tym powiedzieć.
- Adam!
- Niedługo ci kosmetyków braknie na ukrywanie makijażem worów pod oczami. A jak kiedyś zrobisz ze zmęczenia krzywdę komuś, za kogo jesteś odpowiedzialna, winna będziesz ty, nie on, przemyśl to. I naucz się być szczera sama ze sobą. Dobrze ci to zrobi.
Ostentacyjnie się od niej odwrócił.
Wyszła z ciężkim sercem. W kuchni Zapała wrzucał do torby puszki z mlekiem i butelki.
- Przemek, daj spokój, ja jestem po twojej stronie.
- Dzięki, jak zwykle jesteś kochana, ale on ma rację.
- Zostań. Przynajmniej na jakiś czas. Dokąd pójdziecie?
- Coś wymyślimy. Nie martw się o nas.
Na pożegnanie cmoknął wmurowaną w podłogę Agatę w policzek, po czym pospiesznie wybiegł z kuchni.