"Pamiętaj wszystko, co warto pamiętać, i zapomnij wszystko, co lepiej zapomnieć".
*****
Stała sztywno, zaciskała oczy, nie chciała patrzeć. Wypełniała ją gorzka bezradność. Nade wszystko chciała wyjść. Nic tylko uciekać stąd. Jak nigdy, albo jak już dawno nie.
- Pani Krysiu, który, błagam panią, bo ja tu nie mogę dłużej zostać. Ja nie chcę patrzeć, chcę je wszystkie. A taka głupota nawet do mnie jest niepodobna. Tego się przecież nie da zrobić.
- Ano, dziecko, taki los. Skoro ludzie mogą być nikomu niepotrzebni, to trudno, żeby koty wszystkie były czyjeś. I nie mów do mnie na pani. Krysia lepiej mówić.
- Tylko głupio tak na "ty"...
- Jeśli ci głupio, to mów "babciu". To tak by było trochę, jakbym miała wymarzoną wnuczkę.
Idalia się zaczerwieniła, gwałtownie, mocno. Spuściła wzrok.
- Pani babciu, na litość, wybieraj! - jęknęła w desperacji.
Krysia się uśmiechnęła.
- Podejdź, popatrz i weź na ręce, to musi być twój wybór, Idalko, to gorzej niż mąż, bo męża zawsze możesz odprawić z kwitkiem. Kot będzie z tobą do końca jego lub twoich dni. Poważna sprawa.
Idalia głęboko odetchnęła, na odwagę. Potoczyła niepewnym wzrokiem po zwierzętach i bez namysłu, ostrożnie i delikatnie wzięła kotka na ręce.
Stworzonko było czarne, w zasadzie w całości. Czarne jak święta ziemia turecka i noc czarna w jednym. Może za bardzo depresyjnie? Skądże znowu. Oczka cudnie zielone, jaśniejące, ciepłe i mądre niemal jak ludzkie.
Obejrzała kotka z każdej strony, znosił cierpliwie lekarską przenikliwość. Następnie postawiła malucha na ramieniu. Uciekniesz, to się żegnamy, pomyślała. Kompletnie widać nie znała kocich zwyczajów, bo nie pytając nikogo o pozwolenie, futrzak ufnie oparł pyszczek o jej policzek, po czym wtulił w szyję lekarki mniej więcej połowę kotka. Tylko ogon puścił gdzieś luzem wzdłuż nowej właścicielki, a w zasadzie to, co przy dobrym zaopatrzeniu miseczki stanie się prawdziwą chlubą i wizytówką kota, obecnie przypominało jednak bardziej sznurówkę.
Idalia stała i cieszyła się chwilą. Z trudem kryła wzruszenie.
- No i po co ja ci tutaj jestem, Idusiu, sam cię wybrał. Przepadłaś. Odkąd cię znam, nie byłaś taka rozpromieniona.
- Przynoszący szczęście czarny kot czarownicy - zaśmiała się Ida złośliwie. - Lepiej trafić nie mogłam. Myśli babcia, że mnie polubi?
"Dziwna, czy ona nic nie rozumie?" - pomyślał kotek. I na dowód, że już od dawna przecież lubi, tylko ta pani kazała tyle na siebie czekać, wtulił się w nią cały, wróć, niecały, łapki się nie pomieściły. Zdarza się najlepszym. No, teraz chyba zrozumiała.
Lekarka z czułością wzięła kotka w obie dłonie, podrapała za uchem.
- No, czas do domu, czas najwyższy. Założę się, że jesteś, Szczepanku, tak samo głodny jak ja.
*
Dzwonek do drzwi zadzwonił dokładnie w chwili, kiedy Agata starannie rozprowadzała tusz na rzęsach. Z wrażenia omal nie wbiła sobie szczoteczki prosto w oko. Ścierając pospiesznie smugi z policzka, pobiegła otworzyć.
- Wybacz, że tak wcześnie, nie lubię się spóźniać, a akurat nie było korków, prowadź do kuchni, ciężkie to jednak - wyrzekła Idalia jednym tchem.
Agata się roześmiała.
- No tak, czego innego mogłam się spodziewać. Ja nie mam nawet skończonego makijażu, a ty jak zwykle pełna elegancja. Zawstydzasz mnie i tyle.
Prawda, Idalia miała na sobie klasyczną, prostą, czarną sukienkę, na szyi wisiorek z niewielkim kamyczkiem mieniącym się wszystkimi odcieniami czerwieni, a na nogach obłędne, czerwone szpilki, na których poruszała się z ogromną wprawą. Rozpuszczone włosy swobodnie spływały jej na ramiona. Wyglądała zjawiskowo.
- Makijaż? Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. No i masz rację, trochę przesadziłam, więc, jeśli nie zrobi ci to większej różnicy... - szybkimi ruchami zrzuciła szpilki. - Możesz przestać się wstydzić.
W kuchni psychiatra przystąpiła do rozpakowywania torby. Spojrzała z triumfem na stojącą na stole butelkę wina.
- No, zgadłam, że alkoholem zajmiesz się ty. Więc mam dla ciebie dwa warianty, niekoniecznie alternatywne, jednak proponowałabym stosować rozłącznie.
Agata patrzyła na koleżankę dość głupio, a na pewno nierozumiejąco.
- Pierwszy - wyjęła z trudem pudełko z ciastem. - Żadne tam sery, bo jeśli mam się już upić, to chociaż z korzyścią. Pyszne, gwarantuję. I drugi, jeśli jednak jesteś z tych dbających o linię - wyjęła pudełko sałatki. - Wybredni goście mojego męża nigdy nie narzekali, da się więc zjeść.
Internistka zaszokowana chwyciła się kuchennego stołu i bezmyślnie zagapiła na ciasto.
- Wiedziałam, że coś nie wyjdzie, nie tolerujesz glutenu?
- Co? Nie, coś ty, po prostu nigdy nie wspominałaś, że masz męża.
- Bo nie mam - towar deficytowy, dzisiaj jest, jutro go nie ma.
- Ale miałaś!
- Każdy popełnia błędy. Żeby wykluczyć twoje następne pytanie i dać spokój jałowym dyskusjom o byłym życiu: tak, ze związku zaistniało dziecko, Agatka Cichocka, której odejście z tego świata przyczyniło się do rozpadu pożycia. Oszczędź mi więcej pytań i chodźmy się spokojnie upić.
*
Wino płynęło wartkim strumieniem. Ilości jeszcze z zawartością strumienia konkurować nie mogły, ale wszystko w swoim czasie. Agacie szkliły się oczy, zwykle blade policzki Idalii były już mocno rumiane.
- No, to ja ci doleję, a ty mi powiedz, dlaczego mi powiedziałaś, co powiedziałaś.
Idalia nie protestowała.
- To chyba logiczne.
- Nie bardzo.
- Też jesteś Agatka. Chyba dlatego od początku mnie rozczulasz i pozwoliłam ci się zbliżyć. Poza tym dobrze bym się czuła, gdyby moja wyrosła podobna do ciebie.
- Jaka?
- Wrażliwa, cierpliwa, uczciwa i jeszcze kilka trudnych słów, które stan prawie upojenia mi wypłukał z głowy, ale już niekoniecznie do rymu.
Oczy Agaty zaszkliły się bardziej.
- Skąd ty masz tyle siły...
- Dolej mi, to może ci powiem.
Tym razem Agata nie protestowała.
- Z wiary. Najpierw miałam siłę, bo wierzyłam, że wygramy. Białaczka. U małych dzieci wyjątkowo trudny przeciwnik. Bardzo długa i smutna historia. Potem miałam siłę, bo poza mną cierpiał jeszcze Wiktor. Wierzyłam, że wspólne cierpienie pozwoli nam się jakoś otrząsnąć, zjednoczy nas. Zjednoczył się tylko on, z pielęgniarką, cieleśnie, bo duchowo to ona chyba nie umie.
Idalia przerwała, oparła policzek na dłoni, zastanawiała się nad dalszymi słowami, podjęła po dłuższej chwili.
- A dzisiaj nie mam Agatki dwa lata, tyle samo, ile miałam i nadal wierzę, równie mocno i równie głupio jak w poprzednich przypadkach. Na przykład w to, że nie byłaby dumna, gdybym się tak po prostu poddała rozpaczy. Głupio, żeby dorosła matka była mniej dzielna niż maleńka dziewczynka, było nie było straszny obciach.
Znowu zapanowała cisza.
- A czasami nie wierzę. I wtedy słucham ludzi. Długo, uważnie, cierpliwie. Mówią o lęku, demonach, samotności, beznadziei i przejmującym smutku. A później jakoś tak przychodzi mi do głowy, że przecież nie mam znowu najgorzej. Jestem zdrowa, żyję, więcej - panuję nad swoim życiem, myślami, czynami. Kiedyś może nawet mi przejdzie unikanie ludzi i nie będę do końca życia sama, wystarczy, że włożę w to trochę wysiłku. Czego trzeba więcej?
- Ja chciałam się poddać tylko dlatego, że ktoś mnie zgwałcił. Sens mi gdzieś zginął. Głupio, nie?
- Nie. Każdy ma czasem dość swojego życia. Nie znam nikogo, kto by nie miał. Sztuka to mieć dość i się temu uczuciu nie poddać, walczyć, a kiedy już jednak się poddasz, nie myśl sobie, też miałam taki czas, podnieść się wbrew wszystkiemu. Zebrać wszystkie siły i iść dalej, nawet bez celu, byle iść, do przodu, mimo wszystko. A cel zawsze po drodze się znajdzie. Sama widzisz, jesteś biegła w sztuce. Czułam, kogo wybieram.
Uśmiechnęła się, dolewając Agacie.
- Ale jednak ostatecznie się nie poddałaś. Bo?
- Nie poddałam się dla i z. Dla jednego fajnego Marka i z miłości do tegoż.
- Było warto, przyznaj uczciwie.
- Zapytaj mnie o to za kilka lat.
- Niedowiarek. Jesteś do mnie bardziej podobna niż myślałam. Nie płacz, zjedz ciasteczko. Dobrze ci zrobi. Marek się spisze, czuję to, a ja mam intuicję nie z tego świata. Jestem straszna wiedźma. Taka wiedźma, co wie.
- A jak się przytulę do wiedźmy, to zostanę zamieniona w żabę? - spytała Agata przez łzy.
- Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
Agata zaryzykowała. Wiedźma niezdarnie odwzajemniła uścisk. Zrobiło się ciepło, intymnie, bezpiecznie.
- Strasznie się cieszę, że chcesz mnie lubić - Woźnicka popatrzyła w znacznie już zamglone oczy Idalii - I że mogę o tym wszystkim wiedzieć. Jak mi będzie bardzo trudno, to pomyślę o tobie. I zrobi się lżej.
- Nie myśl tyle, to szkodzi zdrowiu. Lepiej po prostu zadzwoń.
- A ty też zadzwonisz?
- Pewnie nie. Jeszcze nie. Ale przytulę się do kota. Skoro już tyle o mnie wiesz, może zechcesz go poznać? Jesteśmy z sobą od dzisiaj.
- Z ochotą i radością.
- To dzwoń po taksówkę. Zbieramy się.
- Ale że teraz?
- Później to my raczej nie wstaniemy, a ja mam naprawdę niezwykle duże i wygodne łóżko. Zostało mi po mężu. Dostaniesz nawet własną kołdrę.
- Ach, skąd wiedziałaś, co mnie przekona - Agata mrugnęła do Cichockiej.
Dzielnie ruszyły do sprzątania. Wężykiem.
- Siła grawitacji jest niezwykle pociągająca. Gorzej będzie, jak obie damy się uwieść - śmiała się Idalia.
- Byle nie z tymi kieliszkami w objęciach, twoja sukienka, a zresztą, nawet jeśli...
- Kto nie ryzykuje, nie pije szampana - krzyknęły jednocześnie i w ataku śmiechu padły na łóżko, kieliszki przezornie zostawiając na stole.
Nie wyobrażam sobie wizyty w schronisku dla zwierząt, nie potrafiłabym patrzeć na te wszystkie kulące się wokół kłębki nieszczęścia mając świadomość, że wolno mi wybrać tylko jednego. Bo na jakiej podstawie dokonać wyboru, dlaczego jeden kot zasłużył na lepszy los niż sto pozostałych. Wszak nie futrzaków wina, że jeden czarny, drugi bury, jeden od ludzi stroni, drugi do nich lgnie. Uwaga o niepotrzebnych ludziach myślę, że nietrafiona - każdy chyba ma kogoś, a przynajmniej mieć powinien, dla kogo jest niezastąpiony, jedyny w swoim rodzaju. Lecz ludzie w całej swojej głupocie nie mówią i nie okazują tego sobie nawzajem, dlatego czasem ktoś może się właśnie tak poczuć - jak kot w schronisku. Wygląda na to, że pani sąsiadka miała na myśli siebie, choć Idalka mogła to opacznie zrozumieć. W każdym razie dobrze, że nawiązała się między nimi międzypokoleniowa nić porozumienia, może wyniknąć z tego całkiem ładna przyjaźń. Pani Krysia będzie miała na kogo liczyć, gdy zacznie niedomagać, a młoda doktor zyska osobę z życiowym doświadczeniem, do której będzie mogła się zwrócić o radę. Przeciwstawienie wyboru kota wyborowi męża udało Ci się wprost wyśmienicie :) Wszystkie koty mają działanie antydepresyjne, nawet te najczarniejsze z czarnych. Sierściuch przesłodki, ale końcowy komentarz Idalii ("Chodź do domu, bo jestem głodna)" zabrzmiał co najmniej tak, jakby Szczepanek przeznaczony był na kolację w ramach głównego dania :)
OdpowiedzUsuńIdalia z wyglądu jakoś podejrzanie przypomina pewną wiedźmińską czarodziejkę, choć ta druga bardziej upodobała sobie fiolety, niż czerwienie. Agata zapewne nie spodziewała się, że istnieje ktokolwiek taki, kto gdzieś przychodzi na czas. Nic zresztą dziwnego, mało kto ma AŻ takie podejście do punktualności (tak, to jest aluzja). Wreszcie uchyliłaś zasłonę tajemnicy otaczającą przeszłość Idalii. I, zupełnie nieświadomie, udało Ci się wykreować bohaterkę całkiem podobną do tej z "Czarownicy" Klejzerowicz. Myślę, że taka chwila szczerości dobrze im zrobi, szczególnie, że zamierzają już za chwilę zapić smutki. Wspaniale, że wynikła z tego tak poważna i głęboka rozmowa. Zaufały sobie nawzajem i myślę, że nie będą tego żałować. Każda pozwoliła drugiej zbliżyć się do siebie tak bardzo, jak dawno nikomu innemu, dzięki czemu obydwie zyskały przyjaźń i poczucie, że na tym świecie jest ktoś, do kogo mogą w każdej chwili przyjść czy zadzwonić. Piękne i wzmacniające. Oby więcej takiego ciepła między ludźmi, gotowości do pokonywania własnych barier i budowania tego, co zbudowania jest warte.
Ponadto uważam ów odcinek za jeden z najlepszych dotychczasowych i gratuluję żywych i barwnych postaci. Z niecierpliwością czekam na za tydzień :)
Pozdrawiam, Kaja.
Trudno dokonać wyboru przy każdej adopcji, kiedy oczekujących domu wielu, a chętnych ciągle zbyt mało.
UsuńZdziwiłabyś się, jak wielu jest na świecie ludzi nikomu niepotrzebnych i przez wszystkich zapomnianych. I dorosłych, i dzieci. Jeśli nie miałaś okazji takich ludzi spotkać, to tylko się cieszyć, że los cię oszczędził. Nie jest to przyjemny widok, a już na pewno nie jest przyjemna świadomość, jak niewiele można z tym zrobić.
Spokojnie, kolacja ze Szczepanka nigdy nie dojdzie do skutku, a ty jak zwykle nadinterpretujesz. :P
Ta druga upodobała sobie czerń i biel. A Idalia to ani nie ten wygląd, ani nie charakter, bynajmniej. Choć gdyby udało mi się stworzyć ją podobnie barwną, byłabym z siebie niezwykle dumna, nie zaprzeczę.
Dziękuję za docenienie - jestem, byłam, będę punktualna. :) Polecam brać przykład. :P
Niestety nic nie wiem o pani, o której wspominasz, ani o jej książce, ale jeśli warto, kto wie? Może kiedyś zapoznam się z twórczością.
cieszę się, że podoba ci się nie tylko każdy odcinek, ale i te, które mnie się podobają. :D I że nie czuć, że coraz mniej na to pisanie mam czasu, ale polubiłam się z bohaterami i szkoda mi ich zostawiać.
Buziaki!
Ależ spotkałam takich ludzi! I zdziwiłabyś się, jak niewiele trzeba, by coś z tym zrobić. Wystarczy patrzeć uważnie i otworzyć swe serce. I o nich pamiętać i sprawić, żeby poczuli się potrzebni :)
UsuńSzczepanek w sosie własnym, pyszności. Tylko nasze dwie doktor muszą uważać, by później przy pacjentach nie wykrztuszać kłaczków :)
Jako postaci barwnej i chaotycznej punktualność mi nie przystoi, wybacz :P
Książki nie polecam, ale i nie odradzam. Niezła historia, tylko język bez rewelacji i mało prawdopodobna fabuła.
Podoba mi się każdy odcinek, gdyż wiernym czytelnikiem jestę, a Ty całkiem niezłym autorę :P
Czasem to nie wystarczy. Nie sztuka potrzebować ich od święta, a żeby na zawsze, trzeba wiele wysiłku.
UsuńTo ja muszę uważać przy twoich komentarzach, żeby nie zakrztusić się kawą. :) Taki wieczny kłaczek. :P
Ty to jesteś postać chaotyczna i jeszcze chaotyczna. :)
Staram się być, ale do doskonałości ciągle mi daleko. :)
Myślę, że potrzebowanie na zawsze nie wymaga aż tak wiele wysiłku, już nie mówiąc o tym, że zwykle nie wynika z postanowienia, a z emocji i uczuć.
UsuńHm, kawa z kłaczkami, ciekawa perspektywa :) Takie futrzaste, rozmokłe, pyszności! Tylko w którąż stronę taki pójść powinien - na zewnątrz, czy do środka - oto jest pytanie :)
Ja nie jestem postacią chaotyczną, ja jestem chaosem w najczystszej postaci :D
Doskonałość jest nieosiągalna, a poza tym nudna, więc obniż progi wymagań względem siebie :)
A jednak, dałaś się przekonać, żeby opisać moment wybierania futrzaka. :) Bardzo się cieszę, jeden z najlepszych odcinków w całym opowiadaniu. Tak ciężko jest się zdecydować na jednego kotka, skoro widzi się ich aż tyle. Idalii pogratulować lależy, udało jej się za pierwszym razem wybrać to właściwe zwierzątko. W końcu będzie miała do kogo się wtulić w chwilach zwiątpienia, kotek zawsze pocieszy. :)
OdpowiedzUsuńPani Babcia jest genialna, skąd ty ją wzięłaś, to ja nie wiem. Mimo różnicy wieków kobiety zbliżają się do siebie. A to dobrze dla nich, taka wzajemna przyjaźń też im się przyda. Pani Krysia jest równie dużym samotnikiem jak i nasza Idalia. :)
Rąbek tajemnicy widzę zostaje odsłaniany stopniowo i powoli. Zaczynamy poznawać przeszłość pełnej tajemnic Idalii. Pokazałaś jak cenna jest dla niej znajomość z Agatą. W końcu zamiast sama wznieść toast za pomyślność sprawy słusznej, udała się do najbliższego przyjaciela. :D
Tajemnice zaczynają się powoli rozjaśniać, ale tajemnicze telefony wciąż nie wyjaśnione. Czekam z niecierpliwością. :)
Pani doktor należy pogratulować wprawy, kolejny zastrzyk zaaplikowany z wielką wprawą. :) Miłego dnia!
KR
Cieszę się, że się podoba. Przekonaliście mnie, że wybór opisać warto. :) Czasem ulegam sugestiom.
UsuńWino od wieków dobrze robi zwierzeniom.
Mnie aż trudno uwierzyć, że nie domyślasz się, o co chodzi z telefonami, ale to pocieszające, warto powoli wyjaśniać.
Służba dobrego nastroju na cały tydzień działa prężnie. :) Polecam się. Pozdrawiam!
Ja się zgadzam z przedmówcami, to jest jeden z lepszych odcinków tego opowiadania - było i wesoło i wzruszająco, ach więcej takich, więcej :)
OdpowiedzUsuńW schronisku byłam - raz - nigdy więcej nie pojadę, to masakra jakaś, te wszystkie psy i koty w boksach, proszące żeby je wziąć, strasznie smutne...
Ale Szczepan ma swój dom, ma kochaną Idalię, a Idalia ma kota, panią Krysię i Agatę - coraz więcej wokół niej i coraz lepiej :)
Bardzo wieczór pań mi się spodobał - czyli Dziecko było, umarło z powodu strasznej choroby, to takie smutne, a jednocześnie jestem pełna podziwu dla Idalii, że ma tyle siły, przecież to nie takie proste żyć normalnie po utracie kogoś kochanego...
Dobrze, że panie sobie ufają, ich trudne przejścia tylko je do siebie zbliżają. Mam nadzieję, że na jednym wieczorze się nie skończy - tylko żeby mi Szczepana nie spiły... :)
Pozdrawiam :* - ela_k
Mnie się tylko niektóre podobają, a ten tak, coś w tym musi więc być. :)
UsuńJa nie byłam, ale inni byli, wystarczą mi opowieści.
Szczepan będzie najszczęśliwszym czarnym kotem na świecie, już ja mu to zapewnię.
Życie w ogóle nie jest proste, po każdej stracie, ale to chyba oznacza człowieczeństwo, że ktoś żyje w naszej pamięci, a my staramy się iść do przodu, nie przynosząc mu wstydu i wierząc, że jest gdzieś w lepszym świecie i nad nami czuwa. Albo przynajmniej ma już święty spokój. :)
Spokojnie, Szczepana najwyżej mlekiem. :)
Zapraszam w kolejny poniedziałek. :*
Czytając opis adopcji, doszczętnie przypomniałam sobie jak to było z moją kotką. Te wszystkie małe i odrobinę większe oczka, wpatrujące się w ciebie z nadzieją, ale równocześnie zrozumieniem. To straszne uczucie, dokonywać wyboru mając świadomość, że uszczęśliwić można tylko jednego spośród bardzo, bardzo wielu. Jeden osobnik, dla którego życie stoi otworem, właśnie zaczyna się na nowo i pozostałe, które kolejny już raz z kolei przeżywają tę samo rozczarowanie. Tak to już niestety jest. Potrzebujących za dużo, a chętnych do pomocy wciąż za mało. W tym wszystkim najbardziej liczy się jednak ten, maleńki, a równocześnioe wielki gest niosący za sobą radość szczęście i satysfakcję, że podarowało się komuś całkiem nową odsłonę tego, co widział do tej pory..
OdpowiedzUsuńCzerwonaPomadkaa
Prawda, moja też jest szczęśliwą znajdą. I czasem się tylko zastanawiam, czy to aby nie jest odwrotnie, że to ona uszczęśliwia mnie, a nie ja ją. Życia sobie w każdym razie bez niej nie wyobrażam. :) Fajnie, że wpadasz. :)
UsuńCzytam, i czekam na kolejne.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest jednym z niewielu, które czytam, które ma bohatera nie związanego z fabułą serialu. To jednak przyciąga uwagę. No i Agata, którą lubiłam na samym początku. A teraz miewam mieszane uczucia co do jej osoby. Troszkę mi brakuję Hany i Piotra, lecz przeżyję, przecież co za dużo to niezdrowo.
Kot ze schroniska - uczucie, dla mnie nieznane. Nigdy nie byłam w schronisku dla kotów.
Pozdrawiam
Fantastycznie, że czytasz. :) I że podoba ci się rozwój opowiadania w stronę innych bohaterów. :) Zapraszam jak zwykle ponownie.
Usuń