poniedziałek, 22 sierpnia 2016

103.



"Są krzywdy, których człowiek czujący swoją godność, znieść nie może".

*****

Aleksander spał spokojnie wtulony w mamę. Sylwia ogromnym wysiłkiem woli starała się uspokoić rozszalałe myśli, przestać analizować wciąż od nowa zagrożenie, na jakie naraziła córkę.
Hana weszła do sali z pogodnym uśmiechem na twarzy, przysunęła sobie do łóżka pacjentki niewygodne krzesełko.
- Pani Sylwio, jedno jest pewne, musimy coś razem wymyślić, dziecko nie może tu zostać. Takie są zasady, jeśli nie ma się kto nim zająć, opiekę przejmuje pogotowie opiekuńcze, oczywiście tylko na czas pani pobytu w szpitalu, którego ja teraz nie mogę nawet w przybliżeniu określić.
Sylwia pobladła gwałtownie.
- Ja... ja napiszę specjalne podanie do dyrektora, błagam panią, nie mam co z nim zrobić. Nie mogę go narazić na taki stres, pani doktor, to dziecko już i tak wiele przeszło z mojej winy.
Hana westchnęła.
- Naprawdę nie ma innego sposobu? Nikt nie może się nim zająć, nikt nie może przyjechać?
- Cała rodzina mnie wykluczyła. Chciałam być od wszystkich mądrzejsza. Mam za swoje - zakryła twarz rękami.
- Nic z tego nie rozumiem, nieporozumienia, pani rodzice, mąż. Jest za granicą, okej, ale to jego dzieci, ma wobec nich takie same zobowiązania jak pani.
Sylwia wyjęła z opakowania chusteczkę i otarła oczy.
- Pochodzę z małej miejscowości. W Hubercie zakochałam się na zabój, wpadliśmy. Rodzice nie mogli mi tego darować. Uznali, że nie tak byłam wychowywana. Hubert również nie był zachwycony wpadką, on jest z facetów wyznających zasadę, że to przecież kobieta powinna się zabezpieczyć, nie on. Ale starał się sprostać wymaganiom, stanął na wysokości zadania, przeprowadziłam się do Warszawy, wzięliśmy ślub cywilny, dał dziecku nazwisko, utrzymywał mnie i Alka, jakoś było, ale tylko jakoś. Żyliśmy trochę jak współlokatorzy. Ty masz robić to, a ty tamto. Tak trwaliśmy siłą przyzwyczajenia z dnia na dzień. W końcu powiedział wprost: wyjeżdżam za granicę, żeby, skoro i tak się nie kochamy, żyło nam się chociaż trochę lepiej. Na początku mocno oponowałam, bo zostawia mnie z małym dzieckiem, bo przecież jesteśmy małżeństwem. Ale właśnie, nic nas poza tym nie łączyło. Uświadomił sobie to wcześniej niż ja. Na pożegnanie zrobiłam romantyczną kolację. Trochę wypiliśmy i nas poniosło. Tak, wiem, co pani myśli, moje życie jest jednym nieprzerwanym pasmem pomyłek.
- Pani uroczego synka nigdy nie nazwałabym pomyłką. Ani tym bardziej tej małej walecznej dziewczynki. Nie mam prawa pani oceniać.
- No i podczas tej kolacji poczęła się Hania - kontynuowała Sylwia, czując ulgę, bo nareszcie mogła się komuś zwierzyć. - Następnego dnia Hubert wyjechał. Przez pierwsze tygodnie dzwonił, dwa razy wysłał pieniądze. Potem zamilkł. Nie wiem, nie mam pojęcia, czy kogoś ma. Później już tylko chaotycznie szukałam pracy, myśli pani, że łatwo doprosić się o jakiekolwiek stanowisko będąc w ciąży? Ale Hubert nie wysyłał ani grosza, przestał odbierać komórkę, listy, które wysyłałam, odsyłano mi z powrotem. W końcu przysłał kartkę ze zupełnie innego miejsca. Sucho mnie poinformował, żebym przestała się łudzić, starał się przecież jak umiał, ale zarówno ja jak i dziecko jesteśmy pomyłką i odtąd muszę radzić sobie sama. W wakacje weźmie urlop i przyjedzie dać mi rozwód. Cóż za wspaniałomyślność - nerwowo przełknęła łzy.
- To straszne! Została pani ze wszystkim sama! - Hana była wstrząśnięta.
- Życiowe, pani doktor, prawdziwe. Sama sobie na to zapracowałam, na co liczyłam, na księcia z bajki o Warszawie, który pokocha na śmierć i życie księżniczkę z wiochy? Takie rzeczy się nie zdarzają, byłam niestety za młoda i za głupia, żeby to wiedzieć. Dlatego zostałam w markecie, dźwigałam ciężkie skrzynki z towarem, narażając Hanię i samą siebie. Bo jednego mnie nauczył - godności i poczucia, że w nieszczęściu trzeba liczyć wyłącznie na siebie. Dlatego nigdy o nic nikogo już nie poproszę i dlatego zrobię, co będzie trzeba, żeby Aluś nosił moje nazwisko. Hubert da mi rozwód, a przy okazji dowie się, że ma córkę, nie będę się przed nim płaszczyła. Moja matka przez prawie trzy lata nie zainteresowała się, czy żyję i jak się mam, mimo że nie zmienił się mój numer telefonu, nie wie nawet, jakiej płci jest moje dziecko. Niezależnie od moich błędów, czy tak postępuje kochająca matka? Dlatego na wszystko, czego nam potrzeba, zapracuję własnymi rękami. Na żłobek dla dzieci, na ich byt i na skończenie moich studiów. Taki mam cel i jego się trzymam, bo nie zostało mi nic poza własną godnością. A skoro nie mogę wybrać dobra, wybieram mniejsze zło. Jeśli mojego syna nie uda się tu przemycić, wypiszę się na żądanie. Nie mam, pani doktor, innego wyjścia.
W tym momencie obudził się Aleksander, zaczynając gwałtownie kaszleć.
- Mamusiu, jestem głodny.
Hana uśmiechnęła się do Sylwii porozumiewawczo.
- Alek kaszle, nie myśli pani, że musi tu w szpitalu koniecznie! - mrugnęła do pacjentki. - Zostać poobserwowany?
Sylwia poczuła prawdziwą wdzięczność. Uścisnęła dłoń lekarki.
- Dziękuję, pani doktor, nic więcej nie mogę. Obiecuję, że pani nie pożałuje tej decyzji.
- Od dziesięciu lat moim zadaniem jest bezpieczne sprowadzanie ich na świat - wskazała brzuch pacjentki. - Nie zamierzam rezygnować ze swojego stanowiska, przepisy są sztywne, a dobro dziecka to wartość priorytetowa. Każdego dziecka.
Uśmiechnęła się do chłopczyka.
- Co powiesz na pyszną kanapkę z szynką i z serem prosto z bufetu?
Aluś ochoczo pokiwał głową, wstydliwie chowając twarz w ramionach mamy.
- Robi się - rzuciła Hana lekko, wstając z poczuciem właściwie rozwiązanego problemu.

*

Krzysztof i Melania siedzieli w samochodzie pod domem Idalii. Milczeli, dawno zbędne stały się im słowa. Ale czas mijał nieubłaganie, należało coś postanowić.
- Dziękuję za uroczy wieczór - Melania poważnie patrzyła na Radwana. - Nie wiedziałam... zapomniałam już, że mogę bawić się tak dobrze. Tylko praca i praca...
- Ja też nie sądziłem, że będę czuł się jeszcze swobodnie w towarzystwie kobiety. Chciałbym czuć się tak częściej.
Odważnie wyciągnął rękę, splótł palce z palcami brunetki, nie cofnęła dłoni, nawet nie przyszło jej to do głowy. Zaczerwieniła się tylko lekko, co tylko dodało jej uroku.
- Brzmi banalnie, wiem, ale jesteś piękna.
W głosie mężczyzny zabrzmiał szczery zachwyt.
- Kiedy umarła Zosia i nasze dziecko, rozpadł mi się świat, czułem tylko niemoc albo nienawiść. Byłem pewien, że nie zdołam już nigdy nikogo pokochać. Dzisiaj wiem, że czas leczy rany, a ona chciałaby mojego szczęścia. Co dalej, Melania?
- Nie wiem... Bóg mi światkiem - nerwowo odgarnęła z oczu niesforny kosmyk. - Ja jestem strasznie poplątana... Mam dziwną pracę, ciągle gdzieś jeżdżę. Teraz najbliższe dwa tygodnie spędzam w trasie, w sześciu polskich miastach. Nie wiem, Krzysztof. Nic już nie wiem.
- Nie zastanawiaj się, co wiesz, tylko co czujesz - podpowiedział życzliwie, obejmując ją ramieniem.
- Na wspomnienie o tobie jaśnieją mi myśli, na smsa czekam jak na cenny podarunek. Chcę z tobą rozmawiać, ugotować dla ciebie obiad - czy ja mówiłam, że nie umiem gotować?
Przerwał jej rozpromieniony, zamykając w uścisku, ich usta odnalazły się bez udziału woli.
- To jedź w tę trasę i przyjeżdżaj do mnie jak najszybciej - stwierdził po prostu, wracając z trudem do tu i teraz.
- Ale jakie wracaj, moje mieszkanie jest w Krakowie. Nie chcę siedzieć Idzie na głowie, ona ma rodzinę.
- Ale ja jej nie mam. I duże mieszkanie.
- Co ty mi właściwie proponujesz?
- Wprowadź się do mnie. Co za różnica, gdzie będziesz mieszkała na stałe, skoro i tak jesteś w rozjazdach. Bez żadnych zobowiązań, jako zwyczajna współlokatorka, wszystko przyniesie nam czas. Ja też bardzo go potrzebuję, muszę to wszystko sobie poukładać. To najlepszy układ.
- Naprawdę chcesz ze mną mieszkać?
- Jak z nikim innym na świecie. Nawet mama cię polubiła. Jesteś jedyną osobą poza mną, na którą w ogóle zwróciła uwagę. Okazałaś jej ciepło i troskę.
- Tęsknię za swoją mamą, to chyba dlatego - powiedziała zawstydzona. - Poza tym twoja teściowa jest bardzo sympatyczna. Imponuje mi, że nie zostawiłeś jej samej sobie. Prawda jest taka, że nie masz wobec niej żadnych zobowiązań.
- To matka jedynej kobiety, jaką do tej pory naprawdę kochałem. I ona traktuje cię życzliwie. Czy to naprawdę nie jest znak?
- Znak to, że fantastyczny z ciebie facet. Może to właśnie na ciebie tak długo czekałam.
Objęli się mocno, szczęśliwi i uspokojeni. Wiedzieli, że czas przeminie błyskawicznie i już niedługo, cudownym zrządzeniem losu, nie będą musieli pospiesznie rozstawać się wieczorem.

12 komentarzy:

  1. Jako że zostały do końca cztery części, jakieś życzenia co do przypadków medycznych, których nam tu zabrakło? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to cztery czesci ?!?!
      Opowiadanie jak zawsze przecudowne ;) a scena z Melką i Krzysztofem po prostu urocza ;)

      Usuń
    2. Ano tak to jakoś zleciało, aż dziwnie pisać, żeby się nie zapętlić na więcej. :) Siłą przyzwyczajenia. ;) 12 stron, muszę dobrze wymierzyć. ;)

      Usuń
    3. Nie musisz kończyć w 4 częściach ;) jak dla mnie możesz napisać kolejne 100 a i tak będzie ciekawe ;) a Idalię i Melkę kocham w twoim opowiadaniu :*

      Usuń
  2. Ja nie mogę!
    Ja mam znowu mokre oczy!
    Tak nie może być, to... te emocje...
    Mój poplątany Melutek kochany!
    Radwan jest cudownym facetem, ja go uwielbiam! Uwielbiam i taak się straszliwie cieszę!
    Niech będą szczęśliwi, bo pasują do siebie jak... kurde, no właśnie, jak co? Aaaa, tak, jak te dwie połówki owoca i jak kije do nart!
    No tak mnie ta scena ujęła, że nie wiem, co napisać o tej pierwszej, ja dzisiaj się skupię na Melanii i Krzysztofie!
    Ona potrzebuje bardzo dużo ciepła, więc lepiej, żeby on jej to dał, bo to artystka jest, jej potrzeba duuużo zrozumienia!
    Oj no ryczę, ryczę jak nienormalna, więc nie będę nawet się t rozpisywać! Powiem, że Sylwia musi ułożyć sobie życie, a ten dziad jej niechaj spada! Tylko niech go najpierw z torbami wielkimi jak u kangura puści!
    A Melania i Radwan niech będą mili dla siebie jak alpaki! :*
    ps: choroby... chcę jakiś dziwny przypadek medyczny, jakaś żarówka w ustach, albo coś połknięte, bo chyba nie było? O, a może jakieś krwawe postrzały?

    OdpowiedzUsuń
  3. <3 przychodzi mi do głowy rak piersi? Może już był?
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zastanowię się i spróbuję coś sensownego wymyślić. ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. więcej HaPi! :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moim zdaniem dziewczyny mają racje. Nie możesz tak tego zostawić. A co do przypadków. Może Agata jednak będzie w ciąży. Po za tym Gawryło powinien mieć następne dziecko

    OdpowiedzUsuń
  7. Next plissssssss

    OdpowiedzUsuń