poniedziałek, 8 sierpnia 2016

101.




"Jest taka miłość, która nie umiera, choć zakochani od siebie odejdą".

*****

- Dlaczego urlopy tak szybko się kończą - westchnęła w przestrzeń Agata znad kubka miętowej herbaty.
- Urlop? A co to takiego? Ja chyba już zapomniałam. Zastanawiam się, jak długo tak jeszcze pociągnę - Wiktoria witała kawą - dzień i dyżur. - Opowiedz chociaż, jak się bawiliście?
- Lepiej nie pytaj - zawadiacko mrugnęła Rogalska. - Tego wprost się nie da opisać - na jej twarzy pojawił się rozmarzony uśmiech. - Dlatego właśnie mi tak szkoda.
- A ta herbatka miętowa to co, przepraszam? - Consalida zlustrowała uważnie postać przyjaciółki.
- Nie, nie - blondynka zamachała rękami. - Nie to, oszalałaś? Faza po prostu, w zeszłym tygodniu ciągle jadłam żelki. Teraz herbata.
- Już ja wiem, czym się kończą takie "fazy". Ale rozumiem, nie masz pewności.
Adam wbiegł do lekarskiego, pomachał kobietom z uśmiechem i czym prędzej wybiegł.
- Czy mnie wzrok nie myli? Adam się uśmiecha, ty się uśmiechasz? - Agata była szczerze zdziwiona. - Nie warczycie na siebie jak wściekłe psy?
- Tak wyszło, spotkaliśmy się, pogadaliśmy. Trochę wyjaśniliśmy, rozsupłaliśmy nasze stosunki. No i Adam zostanie. Na to wygląda.
- No nareszcie zmądrzeliście! - Rogalska pociągnęła kolejny łyk herbaty. - Już myślałam, że nie dożyję tego pięknego dnia.
- Mniejsza o nas. W weekend koniecznie umawiamy się na wino, mam straszne zaległości w pani życiu, pani doktor. O, przepraszam, na soczek.
- Wiki, ja nie jestem w ciąży, kto jak kto, ale chyba ja powinnam o tym wiedzieć lepiej.
- Nawet jeśli nie jesteś, to niedługo będziesz, wspomnisz moje słowa.
- Póki co to już powinnam być w przychodni. Chociaż Bóg świadkiem, okropnie jej nie lubię.
Wstała niechętnie, dopijając herbatę.
- Ale spotkanie obowiązkowe - dodała, wychodząc.

*

W przychodni jak zwykle zastała Agatę kolejka. Powitały ją zarówno przyjazne uśmiechy jak i pomruki niezadowolenia.
- Zaraz poproszę - powiedziała możliwie w tej sytuacji przyjaznym tonem. Weszła do gabinetu i zamknęła za sobą drzwi.
- Zaraz, zaraz, człowiek by tu umarł i znikąd pomocy, czekać każą, bo co, bo nie masz pieniędzy, żeby im kieszenie napychać! - pani Rozalia zwyczajowo rozpętywała korytarzową aferę.
- Dałaby pani spokój... Jest pani niesprawiedliwa dla tej dziewczyny... - zganiła ją Pani Jadwiga. - Nieraz tu bywam i widzę, że dwoi się i troi.
Rozalia nie zdążyła zripostować, ponieważ lekarka z obawą uchyliła drzwi. Nie wymieniła żadnego nazwiska, gdyż do gabinetu jak taran wtoczyła się Rozalia. Internistka Mrugnęła porozumiewawczo do pozostałych pacjentów. Zrozumieli bez szemrania, że najlepiej tajfun przeczekać.

*

- Pani Staromłyńska, zapraszam - Agata z westchnieniem ulgi powitała kolejną pacjentkę, słusznie przeczuwając, że tę najbardziej roszczeniową ma na dzisiaj za sobą.
Starsza kobieta podniosła się z trudem. Gdyby nie siedzący nieopodal mężczyzna, upadłaby na podłogę, podtrzymał ją w ostatniej chwili, mocno chwytając za ramię, z trudem starała się utrzymać kruchą równowagę, a jej twarz wykrzywił grymas bólu.
- Proszę mi wybaczyć - rzucił mężczyzna nieśmiało.
- Dziękuję, bardzo pan uprzejmy - oczy pani Jadwigi na moment pojaśniały. Wymienili uśmiechy, po czym staruszka z trudem powlokła się do gabinetu.
- Pani Jadziu, witam, proszę siadać - ciepło uśmiechnęła się lekarka
Jadwiga usiadła, z trudem łapiąc oddech, co zasmuciło Agatę.
- Nadal mnie pani nie posłuchała - próbowała nadać głosowi ton przygany, ale wybrzmiał tylko smutek. - Już ostatnio prosiłam, żeby poszukała pani kogoś do pomocy, dzisiaj czuje się pani znacznie gorzej i jak wnioskuję, nadal jest pani sama.
- A kogo tu szukać, pani doktor, ile człowiek może, to jakoś sobie próbuje radzić sam, nie chce być ciężarem - jej piękną kiedyś twarz znowu wykrzywił szpecący grymas.
- Nie można tak, pani Jadwigo, rak kości to nie grypa. Honor obiadu nie ugotuje.
- Ale też żaden powód do dumy.
- Nie ze swojej winy jest pani chora. Może opieka społeczna, sąsiadka, hospicjum na pobyt dzienny, proszę panią! Nie można tak unosić się honorem. Niedługo już naprawdę nie poradzi sobie pani sama. To okropne, wiem, ale taka jest prawda. Może ma pani dzieci?
Przez chwilę panowało milczenie.
- Syn jest w stanach. Nie zamierzam go niepokoić, to tysiące kilometrów, a on ma już swoje życie - odrzekła dumnie. - I tak dobrze, że od czasu do czasu pieniądze wysyła, bo te wszystkie lekarstwa kosztują, pani doktor, a z nauczycielskiej emerytury w chorobie nielekko się żyje.
- Ale ma prawo wiedzieć, na pewno jest pani wdzięczny za wychowanie i nie wybaczyłby sobie...
- Razem z pieniędzmi przysyła na święta kartki z wypisanymi już komputerowo, kupionymi życzeniami. Każdy jest tak wdzięczny, jak chce być. I jak, niestety, został wychowany. Ale takie rzeczy dostrzega się po fakcie.
Rogalska posmutniała jeszcze bardziej.
- Kiedy ostatnio pani jadła ciepły obiad? - zapytała wprost.
- Dawno temu, dlatego właśnie do pani przyszłam. Boli mnie, pani doktor, nie do zniesienia, proszę coś z tym zrobić, to sobie chętnie obiad ugotuję. Ale do żadnego szpitala nie zamierzam iść. Chcę umrzeć we własnym domu, wśród ukochanych płyt i książek.
Agata poderwała się gwałtownie.
- Nie ma mowy, ja tego tak nie zostawię, najłatwiej jest siedzieć i liczyć na to, że ktoś inny coś zrobi. Proszę tu chwilę zaczekać.

*

- To Melania Nowicka, siostra mojej serdecznej przyjaciółki. Na moją prośbę pomoże pani we wszystkim - przedstawiła blondynka. - Nie będę więcej patrzeć na krzywdę dobrej, cichej kobiety.
Szybko wypisała recepty i zalecenia.
- Wypisałam, co mogłam. Trochę pomoże, ale pani najlepiej wie jak jest...
- I tak dziękuję - w oczach kobiety zalśniły łzy wzruszenia. - Dobre ciasto upiekę... jakoś odwdzięczę się paniom...
- I ja dziękuję, Melucie - Rogalska mocno uścisnęła kobietę.
- Z przyjemnością wpadłam do szpitala - Melania się zaczerwieniła. - A poza tym przyjaciele Idy są moimi przyjaciółmi. Czekamy na ciebie wieczorem. Jeremiś w końcu musi poznać drugą po mnie ukochaną ciocię.
Wstała, powoli pomagając to samo zrobić chorej kobiecie.

*

Wygodnie usadziła panią Jadwigę w samochodzie, odpaliła silnik, a widząc, że staruszka drży, podkręciła ogrzewanie.
- Zawiozę panią do domu, a sama pojadę na zakupy i do apteki...
- Pojadę z tobą, dziecko, już i tak dość kłopotów narobiłam. Najwyżej po prostu trochę się zdrzemnę, dobrze mi tutaj. Jak już dawno nie. I nie pani, tylko Jadzia.
- Melania, bardzo mi miło.
- Straszliwie uparta ta młoda lekarka, dobry z niej człowiek. I ty tak chętnie zgodziłaś się pomóc, wzruszające. W moim wieku już mało powodów jest do wzruszeń. Rodzice byliby z ciebie dumni.
Nowicka przyhamowała w oczekiwaniu na zmianę świateł i szybko otarła załzawione oczy wierzchem dłoni.
- Dobrze to słyszeć, niedawno pożegnałam mamę, która poświęciła mi całe życie, kochając bez opamiętania i krzywdząc po drodze wielu ludzi. Czasem potrzebuję się upewnić, że podjęła dobrą decyzję. Inwestując wyłącznie we mnie.
- Taka desperacja w miłości bywa zabójcza, mało kto wie o tym tak dobrze jak ja - odrzekła Jadwiga cicho. - Może celowo nie skrzywdziłam, ale uszczęśliwić też się nie pozwoliłam. Kiedy Wojtuś, mój syn, miał rok, mąż zginął w wypadku. Nigdy już nikogo nie pokochałam, całą swoją miłość przelałam na synka. Chciałam zastąpić mu matkę i ojca. Uczyłam matematyki w szkole, dawałam korepetycje, a kiedy tylko kończyłam pracę, natychmiast biegłam do syna.
- Idealna mama - skomentowała brunetka, parkując auto.
- Raczej ślepa uliczka - Jadzia westchnęła smutno. - Wszystkie pieniądze wydawałam na jego zachcianki. On miał się tylko uczyć, za obowiązki domowe i wszystko inne odpowiedzialna byłam ja. W średniej szkole nie umiał nawet chleba masłem posmarować, ale przecież od tego miał mnie. Mój syn i obowiązki? To nie mieściło mi się w głowie. Za późno zrozumiałam, jaką zrobiłam mu krzywdę.
Melania słuchała, nie chcąc uronić ani słowa.
- Nie ma zbyt wiele do opowiedzenia. Spotkał dziewczynę, skończył studia, jak chciałam. Ale ja nie wyobrażałam sobie dziewczyny w życiu syna. Za głupia, za brzydka dla mojego idealnego Wojtka. Nie wytrzymał tego. Zaraz po studiach wyjechał do stanów. Zostawiając i mnie, i Kasię. Ona do teraz udaje, że nie widzi mnie na ulicy, obwinia mnie za to i chyba ma rację.
- A Wojtek? Przecież już wszystko zrozumiałaś, każdy z nas popełnia błędy!
- A Wojtek jest dokładnie tym, na kogo go wychowałam z takim zaangażowaniem. Egoistą. Wysyła pieniądze, kiedy sobie przypomni, kartki i zdjęcia z popularnych plaż całego świata, za każdym razem z inną kobietą. Przecież jest panem swojego życia, od zawsze przyzwyczajonym do posiadania. I rzeczy i ludzi. To osiągnęłam swoją zaborczą miłością. Zniechęciłam do siebie na zawsze własne dziecko i otaczających mnie ludzi, bo poza synem nikt się dla mnie nie liczył. No i mam za swoje.
Melania spojrzała w oczy Jadwigi.
- Dlatego teraz z całym zaangażowaniem, jakie posiadasz, musisz postarać się go odzyskać, powiedz mu o chorobie, niech przyjedzie, choćby z litości, a ty mu udowodnisz, ile warta jest twoja miłość. Wiele zrobiłaś źle, ale kochasz prawdziwie i tylko to ma znaczenie. Mnie udało się naprawić relacje z siostrą mimo kilkunastu lat rozłąki. Wierzę, że i wam się uda.
- Idź już, dziecko, na te zakupy, nie wszystko można w życiu naprawić samymi intencjami.
- Ale trzeba próbować!
- Ja już nie mam czasu na próby - wyszeptała i zapadła w drzemkę.

7 komentarzy:

  1. Super. :-) :-) :-) :-) :-) :-)
    Next ?

    OdpowiedzUsuń
  2. Boże - jak smutno, jak strasznie, że to wszystko jest tak dziwnie urządzone... Miłość może jednak być uczuciem strasznym...
    Ale, ale po kolei:
    najpierw Wiki i Agatka, niechaj wreszcie to winko wypiją :) a Agata ma fazy na miętowe herbatki zupełnie jak ja u ciebie :)
    Żelki też jem, nawet teraz ;D
    Straszne bywa życie, ale niestety jakie to prawdziwe, dostajemy od Boga taki dar, malutkiego człowieka, a tu jego wychowanie nie jest takie proste, bo przecież nigdy nie wiemy, kogo wychowamy, bo sami wiemy najlepiej, co dla naszego dziecka dobre, nie słuchając rad, a potem... Potem dostajemy kartkę ze stanów...
    Dobrze, że jest Melania, chociaż to ostatnie chwile w życiu staruszki to powinna je godnie przeżyć, umrzeć tak, jak chce, w swoim domu, swoim łóżku, a jeśli tylko Melania z nią będzie, może będzie jej chociaż trochę lepiej...
    Och, smutno, smutno, ale... czasami tak właśnie być musi...
    Czekam na kolejną ze łzami, że to niebawem koniec... :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana, smacznych żelków, ja po koncercie okropną fazę złapałam na te jogurtowe! A herbatkę mam nadal, choć nieco inną, zapraszam więc. :) Życie jest czasem głupio urządzone, a wszystko się kiedyś musi skończyć. :**

      Usuń
  3. No, nareszcie! Fajnie się czytało, ale trochę mało. Bardzo ciekawy wątek z panią Jadzią - mam nadzieje na ciąg dalszy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak zwykle, kochana, jak zwykle, trzy strony. :)

      Usuń
  4. kiedy będzie cos o hapi ?

    OdpowiedzUsuń