poniedziałek, 15 sierpnia 2016

102.



"Płynąc z falą, dopiero z czasem dostrzeżesz morze".

*****

- Pokaż mi twoje najdroższe cudo - Agata ostrożnie objęła przyjaciółkę. - dumna mamusiu, całkiem nieźle wyglądasz, jak na pierwsze tygodnie z noworodkiem - zagadywała własne wzruszenie. - Cześć, Melania... Co ona taka markotna?
- Wyglądam nieźle, odpowiadając na twój słodki słowotok, bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. A ja jestem matką najszczęśliwszą na świecie, mało co jest w stanie to zmienić. Problemy wszak są po to, żeby się z nimi mierzyć. A Melanii nie wiem co jest, odkąd wróciła z twojej misji jakoś posmutniała. Chodź, tylko cicho, bo Jeremi śpi, a zanim wstanie, chcę się napić tego marnego, rozpuszczalnego substytutu kawy - Idalia prychnęła lekceważąco na samą myśl.
Weszły do pachnącego noworodkiem dziecinnego pokoju. Rozpromieniona Rogalska wpatrzyła się z uwielbieniem w spokojnie śpiącego syna przyjaciółki. Nie powstrzymując odruchu, podeszła i delikatnie pocałowała go w ciepłą główkę, wdychając zapach dziecka.
- Ale ty zachwycająco pachniesz, śpij spokojnie, malutki - wzruszenie ścisnęło jej gardło. Szybko wyprostowała się i wyszła, starając się nad sobą zapanować.
W kuchni Idalia robiła kawę i kroiła ciasto. Znowu nie tłumiąc instynktu, kobieta mocno przytuliła młodą mamę.
- Doczekałaś się - wytarła nieposłuszne oczy. - Spełniło się twoje marzenie. Tyle dobrych myśli kierowanych w twoją stronę przyniosło rezultat.
Idalia odstawiła czajnik, oparła się o stół i uśmiechnęła ciepło, uważnie patrząc blondynce w oczy.
- I możesz być ze mnie dumna, nie jestem aż tak nadopiekuńcza, jakby się mogło wydawać. Staram się nad sobą panować. Tylko czasem w panice biegnę sprawdzać, czy oddycha. I tłumię chęć trzymania go cały czas w zasięgu wzroku. Doceń przeciwnika, moja droga!
- Doceniam, doceniam - pogłaskała ją po ramieniu. - A jeszcze bardziej docenię, jak wyjdziesz bez niego z domu, zostawiając pisklę pod troskliwą opieką tatusia.
- O nie, jeszcze nie jestem gotowa.
- Przyjdzie i na to czas, dam znać, jak siedzenie z dzieckiem w domu zacznie iść ci na głowę.
Rogalska spojrzała badawczo w stronę pokoju.
- Melanio, przyzywam cię, czemu siedzisz tak smętnie i gardzisz naszym doborowym towarzystwem?
- A bo to wszystko jest bez sensu - rzuciła Melania, wchodząc do kuchni i biorąc do ust naraz pół kawałka sernika.
- Artystka - rzuciła ironicznie Ida, uśmiechając się pobłażliwie.
- A co konkretnie nie posiada sensu, gdybyś mogła nieco bardziej szczegółowo? - drążyła internistka.
- Najbardziej szczegółowo. Życie.
- I wszystko jasne - znów wtrąciła Idalia. - Melka, wywnętrz się, kobieto. Kto sprawił ci przykrość? Pójdę i zabiję! Radwan?
- Nie! - krzyknęła bliźniaczka zdecydowanie za głośno. Zreflektowały ją dopiero palce na ustach przyjaciółek. - Krzysztof jest... on jest... w porządku - zaczerwieniła się po czubki uszu. - Ta twoja pacjentka mnie dobiła - wskazała gestem Agatę. - Wychowała syna jak najlepiej umiała, każdy z nas przecież kocha swoje dziecko, a teraz umiera na raka i nie chce słyszeć nawet o tym, żeby go choćby zawiadomić. I co, o pogrzebie doniosą mu obcy ludzie?
- Jeśli takie ma życzenie i sposób na ostatnie miesiące życia, że wybiera samotność, jej wola, świata nie zbawisz, Melusia - odrzekła Idalia spokojnie, pochłaniając sernik.
- Gówno tam, a nie wola, czy uwierzysz, że ktoś naprawdę chce umierać w samotności?
- Ja nie uwierzę, siostrzyczko, ale każdy ma takie życie, na jakie zasłużył. I nam się do niego nie wolno wtrącać. Zrobiłaś, co do ciebie należało. I jak ją znam, Agatka też. Próbowałyście ją przekonać, żeby skontaktowała się z synem. Skoro z jakichś sobie znanych powodów nie może lub nie chce tego zrobić, uszanujcie to. I ja naprawdę wiem, że chcecie dobrze. Ale nic na siłę, dziewczynki, to nigdy nie przynosi nic dobrego. Mądre przysłowie mówi, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
- Masz rację - rzekła cicho Melania. - Trudno mi się po prostu patrzy na ludzkie nieszczęście.
- A my tak dzień w dzień - westchnęła Agata.
- Prawidłowe masz odruchy, siostrzyś, nie wyzbywaj się ich. Zawsze żeby pomóc drugiemu człowiekowi trzeba zrobić, ile się da. Ale nigdy na siłę.
- To prawda, sama bym nie chciała, żeby ktoś ustawiał mi świat. Dzięki, mądrzejsza kopio - poczochrała włosy siostry.
Ida Przytuliła ją czule.
- No to ja powoli się ogarniam, Idalia, pożyczysz coś ekstra? - Nowicka się speszyła.
- Mela, moja szafa jest do twojej dyspozycji, powtarzam ci to od wczoraj, baw się dobrze.
- I pozdrów Krzysia - dorzuciła Agata wesoło.
- Skąd...
- Nie jesteśmy ani dziećmi, ani znowu jakieś głupie, niech wam szczęście sprzyja, naprawdę pasujesz do doktorka po przejściach.
- A propos dzieci, Jeremi zaraz podniesie wrzask, moja mleczarnia informuje o tym niezawodnie. Więc koniec dyskusji, moje drogie panie.
Agata nie zdążyła porządnie się zdziwić, ponieważ niemal natychmiast rozległ się płacz chłopca.

*

- Posiedź tu chwilkę, Aluś, mama zaraz wróci - kobieta pospiesznie wyrzucała z torby na puste krzesło obok synka sok, słodycze, kredki i kolorowanki. Oraz ukochany samochodzik.
- Nie chcę, bolą mnie nóżki - chłopiec się rozpłakał. - Chcę do ciebie na ręce!
- Aleksander! Zrób chociaż raz bez gadania, o co proszę!
- Maaamaaa - Histeryzował mały.
- Pani naprawdę chce go zostawić samego w poczekalni? - spytała zdziwiona pielęgniarka.
- A czy mam go posadzić obok siebie na fotelu ginekologicznym?
Kłótnię w zarodku zdusiło otwarcie drzwi gabinetu przez Hanę.
- Zapraszam, pani Sylwio.
Pacjentka rzuciła niespokojnie okiem na synka.
-Zajmę się nim - załagodziła pielęgniarka.
- Czemu zawdzięczam tak nagłą wizytę? - spytała Hana, myjąc ręce.
W oczach Sylwii zalśniły łzy.
- Pani doktor, ja chyba nie dałam rady - wyszeptała, krzywiąc się. - Chociaż starałam się jak mogłam.
- Nadal nie rozumiem - dopytywała Goldberg cierpliwie.
- Hania od rana pcha się na świat. Mam skurcze, raz słabsze, raz mocniejsze, ale regularne.
Lekarka nie zmieniła wyrazu twarzy, spokojnie przystąpiła do badania.
- Zrobimy KTG i wszystko się wyjaśni. Szyjka rzeczywiście nie jest zamknięta - westchnęła ze smutkiem. - Dlatego najprawdopodobniej na jakiś czas będzie pani musiała zostać w szpitalu, to dwudziesty szósty tydzień, o przychodzeniu Hani na świat nie ma nawet mowy. Proszę się spokojnie zastanowić i znaleźć kogoś do opieki nad Alusiem. Resztą zajmiemy się my. Teraz poleży pani na KTG.
Sylwia Wiśniewska cicho się rozpłakała, nie zmieniając pozycji.
- Stres zaszkodzi dziecku, bardzo proszę... Od razu zgłosiła się pani do mnie, jestem prawie pewna, że uda się zahamować skurcze.
- To wszystko moja wina! Pani doktor, ale ja naprawdę nie mam go z kim zostawić! Czy pani myśli, że gdybym miała jakiś wybór, narażałabym tak bardzo Hanię?
Ginekolog podłączyła urządzenie i ciszę wypełnił równy rytm serca małej dziewczynki. Hana mimowolnie się uśmiechnęła.
- Jakieś koleżanki, rodzina? - wymieniała powoli, spokojnie obserwując pojawiające się skurcze.
- Mieszkam w Warszawie od roku. Znałam tu tylko mojego męża. I koleżanki z pracy, z którymi znajomość kończy się na "cześć". Kiedy biegnie się po dziecko do żłobka na złamanie karku, nie myśli się o zawieraniu znajomości.
- Przepraszam za niedyskrecję, ale w takim razie co z mężem?
- Od czterech miesięcy, dwóch tygodni i trzech dni jestem samotną matką Alka i Hani. Mąż siedzi za granicą. Nie dba już o to, jak nam się żyje, że za chwilę urodzi mu się córka nie ma żadnego pojęcia. Rano odwożę synka do żłobka na osiem godzin i jak wariatka gnam do marketu, jestem kasjerką, pani doktor, bo inaczej nie miałabym co dać dziecku jeść. Od czterech miesięcy tak się miotam, a im bardziej próbuję, żeby wszystko się jakoś poukładało, tym gorzej mi to idzie - znowu zalała się łzami.
Hana po prostu podała jej chusteczkę.
- Porozmawiamy, zastanowię się, jak mogę pomóc, ale najpierw położę panią na oddziale i podam leki.
Z korytarza dobiegł histeryczny płacz dziecka.
- Co z Aleksandrem?
- Nie wiem - rzekła Hana niepewnie. - Na razie będzie przy pani na oddziale, a wieczorem... wieczorem - zobaczymy.
- Bardzo pani dziękuję - kobieta otarła załzawioną twarz. - Już się uspokajam, zrobię wszystko, co trzeba, niech tylko Hanusi nic się nie stanie. Błagam panią, proszę powstrzymać ten koszmar.

3 komentarze:

  1. Och, dodaję drugi raz, bo mi internet szwankuje!
    Taki noworodek to musi być ogromne szczęście!
    Mnie nie dziwi, ani wzruszenie Agatki, ani lekka nadgorliwość Idalki, jejku obie są w tym wszystkim takie prawdziwe! Uwielbiam je i żal mnie straszny ściska na myśl, że to koniec niedługo...
    Melania niech idzie na randkę z Radwanem, fajny z niego facet :P
    To prawda, życia nikomu na siłę nie zmeinimy, nie poukładamy, nie możemy się wtrącać, jeśli ktoś opowiada, ale rady nie oczekuje.
    No i co to za facet z tego męża sylwii, jak to wszystko ma być, czemu ten świat jest pełen takich nieodpowiedzialnych ludzi, facetów i kobiet? A kto cierpi najmocniej? No kto? Dzieci!
    Ech! podłe życie jest czasami!
    Niech się Hanka na świat jeszcze nie pcha!
    Mnie jednak bardzo radwanowa scenka ciekawi. aj bardzo :)
    Buziaki :*********

    OdpowiedzUsuń