"Płynąc z falą,
dopiero z czasem dostrzeżesz morze".
*****
- Pokaż mi twoje najdroższe cudo - Agata ostrożnie objęła przyjaciółkę. - dumna mamusiu, całkiem nieźle wyglądasz, jak na pierwsze tygodnie z noworodkiem - zagadywała własne wzruszenie. - Cześć, Melania... Co ona taka markotna?
- Wyglądam nieźle, odpowiadając na twój słodki słowotok, bo szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko. A ja jestem matką najszczęśliwszą na świecie, mało co jest w stanie to zmienić. Problemy wszak są po to, żeby się z nimi mierzyć. A Melanii nie wiem co jest, odkąd wróciła z twojej misji jakoś posmutniała. Chodź, tylko cicho, bo Jeremi śpi, a zanim wstanie, chcę się napić tego marnego, rozpuszczalnego substytutu kawy - Idalia prychnęła lekceważąco na samą myśl.
Weszły do pachnącego noworodkiem dziecinnego pokoju. Rozpromieniona Rogalska wpatrzyła się z uwielbieniem w spokojnie śpiącego syna przyjaciółki. Nie powstrzymując odruchu, podeszła i delikatnie pocałowała go w ciepłą główkę, wdychając zapach dziecka.
- Ale ty zachwycająco pachniesz, śpij spokojnie, malutki - wzruszenie ścisnęło jej gardło. Szybko wyprostowała się i wyszła, starając się nad sobą zapanować.
W kuchni Idalia robiła kawę i kroiła ciasto. Znowu nie tłumiąc instynktu, kobieta mocno przytuliła młodą mamę.
- Doczekałaś się - wytarła nieposłuszne oczy. - Spełniło się twoje marzenie. Tyle dobrych myśli kierowanych w twoją stronę przyniosło rezultat.
Idalia odstawiła czajnik, oparła się o stół i uśmiechnęła ciepło, uważnie patrząc blondynce w oczy.
- I możesz być ze mnie dumna, nie jestem aż tak nadopiekuńcza, jakby się mogło wydawać. Staram się nad sobą panować. Tylko czasem w panice biegnę sprawdzać, czy oddycha. I tłumię chęć trzymania go cały czas w zasięgu wzroku. Doceń przeciwnika, moja droga!
- Doceniam, doceniam - pogłaskała ją po ramieniu. - A jeszcze bardziej docenię, jak wyjdziesz bez niego z domu, zostawiając pisklę pod troskliwą opieką tatusia.
- O nie, jeszcze nie jestem gotowa.
- Przyjdzie i na to czas, dam znać, jak siedzenie z dzieckiem w domu zacznie iść ci na głowę.
Rogalska spojrzała badawczo w stronę pokoju.
- Melanio, przyzywam cię, czemu siedzisz tak smętnie i gardzisz naszym doborowym towarzystwem?
- A bo to wszystko jest bez sensu - rzuciła Melania, wchodząc do kuchni i biorąc do ust naraz pół kawałka sernika.
- Artystka - rzuciła ironicznie Ida, uśmiechając się pobłażliwie.
- A co konkretnie nie posiada sensu, gdybyś mogła nieco bardziej szczegółowo? - drążyła internistka.
- Najbardziej szczegółowo. Życie.
- I wszystko jasne - znów wtrąciła Idalia. - Melka, wywnętrz się, kobieto. Kto sprawił ci przykrość? Pójdę i zabiję! Radwan?
- Nie! - krzyknęła bliźniaczka zdecydowanie za głośno. Zreflektowały ją dopiero palce na ustach przyjaciółek. - Krzysztof jest... on jest... w porządku - zaczerwieniła się po czubki uszu. - Ta twoja pacjentka mnie dobiła - wskazała gestem Agatę. - Wychowała syna jak najlepiej umiała, każdy z nas przecież kocha swoje dziecko, a teraz umiera na raka i nie chce słyszeć nawet o tym, żeby go choćby zawiadomić. I co, o pogrzebie doniosą mu obcy ludzie?
- Jeśli takie ma życzenie i sposób na ostatnie miesiące życia, że wybiera samotność, jej wola, świata nie zbawisz, Melusia - odrzekła Idalia spokojnie, pochłaniając sernik.
- Gówno tam, a nie wola, czy uwierzysz, że ktoś naprawdę chce umierać w samotności?
- Ja nie uwierzę, siostrzyczko, ale każdy ma takie życie, na jakie zasłużył. I nam się do niego nie wolno wtrącać. Zrobiłaś, co do ciebie należało. I jak ją znam, Agatka też. Próbowałyście ją przekonać, żeby skontaktowała się z synem. Skoro z jakichś sobie znanych powodów nie może lub nie chce tego zrobić, uszanujcie to. I ja naprawdę wiem, że chcecie dobrze. Ale nic na siłę, dziewczynki, to nigdy nie przynosi nic dobrego. Mądre przysłowie mówi, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane.
- Masz rację - rzekła cicho Melania. - Trudno mi się po prostu patrzy na ludzkie nieszczęście.
- A my tak dzień w dzień - westchnęła Agata.
- Prawidłowe masz odruchy, siostrzyś, nie wyzbywaj się ich. Zawsze żeby pomóc drugiemu człowiekowi trzeba zrobić, ile się da. Ale nigdy na siłę.
- To prawda, sama bym nie chciała, żeby ktoś ustawiał mi świat. Dzięki, mądrzejsza kopio - poczochrała włosy siostry.
Ida Przytuliła ją czule.
- No to ja powoli się ogarniam, Idalia, pożyczysz coś ekstra? - Nowicka się speszyła.
- Mela, moja szafa jest do twojej dyspozycji, powtarzam ci to od wczoraj, baw się dobrze.
- I pozdrów Krzysia - dorzuciła Agata wesoło.
- Skąd...
- Nie jesteśmy ani dziećmi, ani znowu jakieś głupie, niech wam szczęście sprzyja, naprawdę pasujesz do doktorka po przejściach.
- A propos dzieci, Jeremi zaraz podniesie wrzask, moja mleczarnia informuje o tym niezawodnie. Więc koniec dyskusji, moje drogie panie.
Agata nie zdążyła porządnie się zdziwić, ponieważ niemal natychmiast rozległ się płacz chłopca.
*
- Posiedź tu chwilkę, Aluś, mama zaraz wróci - kobieta pospiesznie wyrzucała z torby na puste krzesło obok synka sok, słodycze, kredki i kolorowanki. Oraz ukochany samochodzik.
- Nie chcę, bolą mnie nóżki - chłopiec się rozpłakał. - Chcę do ciebie na ręce!
- Aleksander! Zrób chociaż raz bez gadania, o co proszę!
- Maaamaaa - Histeryzował mały.
- Pani naprawdę chce go zostawić samego w poczekalni? - spytała zdziwiona pielęgniarka.
- A czy mam go posadzić obok siebie na fotelu ginekologicznym?
Kłótnię w zarodku zdusiło otwarcie drzwi gabinetu przez Hanę.
- Zapraszam, pani Sylwio.
Pacjentka rzuciła niespokojnie okiem na synka.
-Zajmę się nim - załagodziła pielęgniarka.
- Czemu zawdzięczam tak nagłą wizytę? - spytała Hana, myjąc ręce.
W oczach Sylwii zalśniły łzy.
- Pani doktor, ja chyba nie dałam rady - wyszeptała, krzywiąc się. - Chociaż starałam się jak mogłam.
- Nadal nie rozumiem - dopytywała Goldberg cierpliwie.
- Hania od rana pcha się na świat. Mam skurcze, raz słabsze, raz mocniejsze, ale regularne.
Lekarka nie zmieniła wyrazu twarzy, spokojnie przystąpiła do badania.
- Zrobimy KTG i wszystko się wyjaśni. Szyjka rzeczywiście nie jest zamknięta - westchnęła ze smutkiem. - Dlatego najprawdopodobniej na jakiś czas będzie pani musiała zostać w szpitalu, to dwudziesty szósty tydzień, o przychodzeniu Hani na świat nie ma nawet mowy. Proszę się spokojnie zastanowić i znaleźć kogoś do opieki nad Alusiem. Resztą zajmiemy się my. Teraz poleży pani na KTG.
Sylwia Wiśniewska cicho się rozpłakała, nie zmieniając pozycji.
- Stres zaszkodzi dziecku, bardzo proszę... Od razu zgłosiła się pani do mnie, jestem prawie pewna, że uda się zahamować skurcze.
- To wszystko moja wina! Pani doktor, ale ja naprawdę nie mam go z kim zostawić! Czy pani myśli, że gdybym miała jakiś wybór, narażałabym tak bardzo Hanię?
Ginekolog podłączyła urządzenie i ciszę wypełnił równy rytm serca małej dziewczynki. Hana mimowolnie się uśmiechnęła.
- Jakieś koleżanki, rodzina? - wymieniała powoli, spokojnie obserwując pojawiające się skurcze.
- Mieszkam w Warszawie od roku. Znałam tu tylko mojego męża. I koleżanki z pracy, z którymi znajomość kończy się na "cześć". Kiedy biegnie się po dziecko do żłobka na złamanie karku, nie myśli się o zawieraniu znajomości.
- Przepraszam za niedyskrecję, ale w takim razie co z mężem?
- Od czterech miesięcy, dwóch tygodni i trzech dni jestem samotną matką Alka i Hani. Mąż siedzi za granicą. Nie dba już o to, jak nam się żyje, że za chwilę urodzi mu się córka nie ma żadnego pojęcia. Rano odwożę synka do żłobka na osiem godzin i jak wariatka gnam do marketu, jestem kasjerką, pani doktor, bo inaczej nie miałabym co dać dziecku jeść. Od czterech miesięcy tak się miotam, a im bardziej próbuję, żeby wszystko się jakoś poukładało, tym gorzej mi to idzie - znowu zalała się łzami.
Hana po prostu podała jej chusteczkę.
- Porozmawiamy, zastanowię się, jak mogę pomóc, ale najpierw położę panią na oddziale i podam leki.
Z korytarza dobiegł histeryczny płacz dziecka.
- Co z Aleksandrem?
- Nie wiem - rzekła Hana niepewnie. - Na razie będzie przy pani na oddziale, a wieczorem... wieczorem - zobaczymy.
- Bardzo pani dziękuję - kobieta otarła załzawioną twarz. - Już się uspokajam, zrobię wszystko, co trzeba, niech tylko Hanusi nic się nie stanie. Błagam panią, proszę powstrzymać ten koszmar.
Och, dodaję drugi raz, bo mi internet szwankuje!
OdpowiedzUsuńTaki noworodek to musi być ogromne szczęście!
Mnie nie dziwi, ani wzruszenie Agatki, ani lekka nadgorliwość Idalki, jejku obie są w tym wszystkim takie prawdziwe! Uwielbiam je i żal mnie straszny ściska na myśl, że to koniec niedługo...
Melania niech idzie na randkę z Radwanem, fajny z niego facet :P
To prawda, życia nikomu na siłę nie zmeinimy, nie poukładamy, nie możemy się wtrącać, jeśli ktoś opowiada, ale rady nie oczekuje.
No i co to za facet z tego męża sylwii, jak to wszystko ma być, czemu ten świat jest pełen takich nieodpowiedzialnych ludzi, facetów i kobiet? A kto cierpi najmocniej? No kto? Dzieci!
Ech! podłe życie jest czasami!
Niech się Hanka na świat jeszcze nie pcha!
Mnie jednak bardzo radwanowa scenka ciekawi. aj bardzo :)
Buziaki :*********
Super.
OdpowiedzUsuńNext ?
OdpowiedzUsuń