poniedziałek, 11 kwietnia 2016

84.



"Czuję, że biorę oddech za oddechem.
Jednym z tych oddechów jesteś ty".

*****

- No widzisz Szczepanku, znowu siedzimy sami. Pan w pracy, a nam smutno.
Kot spojrzał na Idalię mądrym wzrokiem i zwinnie wskoczył na jej kolana.
- Pieszczot się zachciało, co? Bo micha od dawna już pełna - pogłaskała z czułością mruczące zwierzątko. - Jak ja mogłam bez ciebie żyć, strasznie się przyzwyczaiłam. Kawę przynajmniej jest z kim wypić z rana - napiła się gorącego napoju. - No i porozmawiać oczywiście.
Zwierzak zwinął się w kłębek i ułożył wygodnie do snu, przymykając zielone oczy.
Ida westchnęła, nagle dziwnie spokojna. Uśmiechnęła się do siebie i kota.
- Tyle u nas ostatnio dobrego, futrzaste moje kochanie, że aż się boję, że jeśli runie, to z niezłym hukiem.
Kot nie odpowiedział, nie uważając tego za stosowne. Czarne myśli jego pani na przemian pojawiały się i znikały - norma.
- Wiktor jest mężem na medal, mam nadzieję, że i ja żoną. Melutka codziennie dzwoni w przerwach od zapracowywania się na śmierć. Swoją drogą, kocie, ciekawi mnie, czy to wpływ matki czy samotność. Ale może kiedyś się dowiem. No i w naszym życiu niebawem zaistnieje ktoś jeszcze, to znaczy już istnieje, tylko bardzo nieśmiało. A ja taka jestem głupia, że nie umiem się na razie mocno związać z tą myślą. Dobrze by było, gdybyś się nim opiekował.
Futrzak wyciągnął się na długość kolan psychiatry, układając łeb na przednich łapach w lwiej pozie.
- Rozumiem, że jesteśmy umówieni - z uśmiechem podrapała go za uchem. - No to teraz musisz mi wybaczyć przymusowy transport na własne legowisko, ale kawy został ostatni łyk i pacjenci czekają.
Idąc do łazienki, zobaczyła jeszcze odprowadzający ją tęskny wzrok ponownie zasypiającego przyjaciela.

*

- Agata! - Idalia zawołała jak zwykle gdzieś pędzącą koleżankę.
- Nie mogę tak bardzo jak chcę!
- Minuta, powiedz mi tylko, co z tym maluchem, co z Radwanem o niego walczycie?
- Wypisany, przyszli rodzice co dzień go odwiedzają, a nieubłagane procedury trwają.
- Czyli ku dobremu, bardzo mnie to cieszy.
- Muszą to wygrać. A teraz ja naprawdę muszę biec.
- Idalia - tym razem wzywającą stała się Hana, co nieco zdziwiło Cichocką. Nie miała z koleżanką szczególnie zażyłych stosunków. Zdecydowanie częściej rozmawiała z jej mężem.
- Co tam? - spytała dosyć niepewnie. Nadal trudno podejmowało jej się rozmowy z dalszymi znajomymi.
- Serdecznie, z całego serca ci gratuluję.
Psychiatra oblała się rumieńcem.
- Przecież nic nie widać.
- To zależy, jak kto patrzy. Ja ciążę rozpoznaję instynktownie. A ty instynktownie chronisz brzuch. Wypatrujesz potencjalnego zagrożenia.
- Być może - spięła się Ida.
Hana dotknęła ramienia kobiety w uspokajającym geście.
- Wszystko będzie dobrze. Nie bój się, na początek podaruj mu swój spokój. Piękny początek. Wiem, że to niełatwe, ale bardzo ważne.
Idalii zakręciło się w głowie, w oczach stanęły łzy. Hana delikatnie posadziła ją na krześle.
- Tylko że ja to wszystko już przeszłam, nawet więcej, dwa piękne lata, a potem był koniec. I jeśli teraz...
- Nic się teraz nie stanie. Takie tragedie nie dotykają dwa razy. Tylko musisz w to uwierzyć - podała jej chusteczki. - Ono czuje twój stres, on jest zagrożeniem.
- Wybacz - zawstydziła się.
- Rozumiem i hormony i strach. Ciąża z Sarą była dla mnie drogą przez mękę po wcześniejszym poronieniu. Dlatego przykro mi, że twój strach potrwa dłużej. I dlatego tak obcesowo mieszam się w twoje sprawy.
- Hana, a jeśli ja się nie nadaję? Ja o nim nawet nie myślę, łapię się na wyrzucaniu go z głowy, boję się oswoić, przywiązać - wyrzuciła niespodziewanie dla samej siebie.
- Zdziwiłabym się, gdyby było inaczej. Pozwól działać czasowi. Idalia, najpierw zobaczysz je na USG, potem poczujesz jego ruchy, a potem z każdym dniem będziesz zakochiwać się bez pamięci, aż minie ten graniczny czas. Może już wtedy wcale tego nie zauważysz.
Jednocześnie zadzwonił telefon Idalii i pielęgniarka poprosiła Hanę na izbę. Obie zignorowały wezwania.
- Dziękuję ci, postaram się. Nastawienie to podobno połowa sukcesu.
- I wszystko siedzi w naszej głowie, nikt nie wie tego lepiej od ciebie.
Odeszły, nieśmiało uśmiechając się do siebie. Idalia w jednej chwili zrozumiała, dlaczego mądry i ambitny Piotr wybrał na żonę akurat niepozorną ginekolog.

*

- Co się dzieje? Pacjentka przełożyła spotkanie, dlatego nie ma mnie na oddziale - Cichocka zwróciła się do pielęgniarki.
- W gabinecie czeka na panią doktor siostra, wnioskując z jej nastroju, to coś poważnego.
Idalia zbladła. Zapomniała o podziękowaniu. Biegnąc rozpaczliwie korytarzem, w głowie miała wszelkie koszmary świata.
- Melania! - nic więcej nie zdołała wykrztusić.
Pianistka tarła oczy przemoczoną chusteczką, która nie była już w stanie wchłonąć ani jednej łzy.
- No powiedz! - krzyknęła Ida panicznie.
- Matka miała wypadek. Prowadziła po pijanemu. Ja nie wiem dlaczego. Idalia, ona jest nieprzytomna. Podejrzewają jakiegoś krwiaka, czy coś, ja nie wiem, co mam robić.
Psychiatra przez chwilę stała w bezruchu z nieruchomą twarzą. Później nie mogła zrozumieć, dlaczego nie udało jej się nad sobą zapanować. Przecież była w tym mistrzynią.
- Pan Bóg nie rychliwy, ale sprawiedliwy - powiedziała bezbarwnym tonem.
A w następnej chwili Melania z całej siły uderzyła ją otwartą dłonią w twarz.

*

- Idioci! Mordercy! Konowały! Zróbcie coś! Bo umrę tutaj, ale stracicie prawo do wykonywania zawodu! - Hana stała w drzwiach gabinetu, z każdym słowem czerwonej z wściekłości pacjentki szerzej otwierając oczy ze zdziwienia.
- Dzień dobry, Hana Goldberg...
- Wszyscy jesteście niedouczeni!
- Ola, wyjdźmy, proszę zostać z panią - zwróciła się do nieźle wystraszonej pielęgniarki.
Spanikowana doktor Pietrzak posłusznie wykonała polecenie.
- O co chodzi, konkrety.
- Hana, ja naprawdę.
- Konkrety!
- Wbiegła tu. Nie z karetki, z ulicy. Krwawiła z dróg rodnych. Narobiła zamieszania, że poronienie. Ósmy tydzień. Wszyscy zareagowali.
- Co dalej?
- Zbadałam ją natychmiast. I nie ma mowy o ciąży. I wtedy wpadła w szał, rzuciła się na mnie.
- Jesteś pewna?
- Jak najbardziej tak, macica nawet nie jest rozpulchniona, ani śladu pęcherzyka. A krwawi torbiel na jajniku. Chciałam przystąpić do leczenia. Ale ona mi wmawia, że ciąża i macha przed nosem pozytywnym testem.
- Wiesz, że w takiej sytuacji wychodzi test fałszywie pozytywny.
- To dlaczego ludzie je robią? Dlaczego nie idą do lekarza lub chociaż kontrolują przyrost gonadotropiny...
- Ola, samej ciężko byłoby ci uwierzyć, że pozytywny test nie oznacza ciąży. Że to nie dziecko, a hormony mieszają. Porozmawiam z nią, ale boję się, że nie obejdzie się bez Trettera. A ty zanim zaczniesz oceniać, czasem spróbuj postawić się na czyimś miejscu. To bardzo nieprzyjaźnie się nazywa, ale ma ogromny sens. A mam na myśli czynnik ludzki.

*

- No co, pani też? Pani też będzie mi wmawiać? - pacjentka tarła zapłakane oczy, nie mogąc jeszcze wybrać pomiędzy rozpaczą a wściekłością.
- Pani Anastazjo, mnie jest po prostu bardzo przykro, to wszystko. Tak jak pani byłabym bardzo rozczarowana. Niestety takie sytuacje się zdarzają.
- Zdarzają! Wy się po prostu pomyliliście! Ja mam test - wybuchając płaczem, po raz kolejny zasłoniła się przedmiotem jak tarczą.
- Powalczymy o tę wymarzoną ciążę razem, ale najpierw leczenie - powiedziała ciepło. - Chciałabym panią zbadać po raz drugi, podać leki. Zapanować nad krwawieniem.
- Jakie leczenie! Ja robiłam wszystkie możliwe badania prywatnie! Nic mi nie jest! Od pięciu lat się staramy! Ja wzięłam kredyt, rozumie pani? Bo mnie nie stać na to wszystko, ja w sklepie tylko sprzedaję. Męża namówiłam na badania, jest zdrowy, to ze mną jest coś nie tak, a wy lekarze nic nie chcecie zrobić. Ja chcę mieć jedno zdrowe dziecko, tylko tyle!
Gwałtownie podniosła koszulkę, pokazując Hanie pokryty bliznami od igieł brzuch.
- Wie pani ile było tych zastrzyków? Wytrzymałaby to pani? A teraz mówicie, że to nie była ciąża! Już od momentu każdej owulacji, bo po teście byłoby za późno na reakcję, za późno dla mojego dziecka!
- Proszę mnie posłuchać, przynieść wszystkie wyniki.
- Ja pójdę do innego lekarza, do prawdziwego szpitala! A was oskarżę, że przez wasze niedopatrzenie straciłam dziecko.
Hana usiadła i przestała przekonywać, spokojnie czekała, aż pacjentka trochę ochłonie.
Ku jej zdziwieniu wszystko nie odbyło się standardowo. Pacjentka wytarła nos, szybko pozbierała swoje rzeczy i lekko się zataczając wyszła, mocno trzaskając drzwiami zamiast pożegnania.
Goldberg ukryła twarz w dłoniach. Aż do końca dnia niepokoiło ją złe przeczucie. Nie umiała wyrzucić z myśli pełnych obłędu oczu kobiety nawet kładąc się spać.

4 komentarze:

  1. Jezus Maria! Ty naprawdę chcesz, żebym dostała jakiejś ciężkiej przypadłości!
    Siedzę, po ohydnej kanapce, no i rozmyślam, rozmyślam nad siostrami!
    Już było normalnie, już dobrze i co teraz? A co, jak one się nie pogodzą?
    Ja oszaleję normalnie!
    Ale, ale, zacznę od Szczepanka, malutkie moje, jakie on ma podobne zachowanie do znanej nam cudownej, futrzastej kulki!
    I pije kawę z panią, ach, wspaniałości!
    Mądry kociak! Takiego mieć, to skarb!
    Bardzo podobała mi się rozmowa z Haną. Nie dziwi, że Idalia się boi, ale Hana ma dużo racji, może właśnie przez ten spokój Hany Idalii się udzieli? NO niee, ale jak, skoro tu takie zawirowania!
    Chyba spowodowały to trochę hormony u Idy, że powiedziała to, co powiedziała, a u Melanii stres i szok! No przecież się kochają, przecież nie mogą tak… ja tego nie przeżyję!
    A pacjentka mnie trochę przeraziła… (jest Anastazja) ;D – czuję, że z tego będą jeszcze kłopoty i to poważne.
    Dobrze, że nawiązałaś do malutkiego Krzysia, wszystko idzie ku dobremu, oby tak dalej ;)
    Buuuziaaakiii!!!! Jeśli kolejna część będzie taka emocjonująca, to dostanę chyba jakiegoś zawału! I mnie będzie 21s wiozła na sygnale! – Ela_k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ty możesz jeść ohydne kanapki i po co. ;)
      W serialu muszą się pogodzić. :D
      No i coś się dzieje. ;)
      Moja bohaterka musi mieć coś ze mnie, to ma - kota. ;)
      Emocje, ot i wszystko. Ale co padło to padło, pytanie co dalej. :D
      Dobrze przeczuwasz.
      Dla Wiktorka nawet zawał niestraszny. <3
      :*

      Usuń
  2. No tak mnie rozczuliła scenka z kotem, że ojeju <3
    Fajnie by było, jakby Hana z Idalią zbliżyły się do siebie. Obie doświadczone przez los, mogłyby być nieocenionym wsparciem, jedna dla drugiej.
    Scena z bliźniaczkami w fotel mnie wbiła. Idalia nie powinna mówić tego, co jednak z jej ust padło i choć zgadzam się z nią w stu procentach, to jednak w takim momencie mówić tego nie powinna. Ale Melania też zbyt agresywnie zareagowała. Bez wątpienie i u jednej i u drugiej górę wzięły emocje, mam nadzieję, że szybko ochłoną i na spokojnie ze sobą porozmawiają.
    Krzyś mały na pewno będzie miał piękne życie :)
    A pacjentka zwiastuje niemałe kłopoty, ciekawi mnie jak to się rozwinie.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wspaniale. <3 Polubiłabyś w takim razie mojego.
      Trochę czasu jeszcze mam, wszystkich mogę pozbliżać. :D
      Ech, ileż to razy najpierw coś mówimy, a potem tego po wielokroć żałujemy.
      Na szczęście mimo braku czasu na pisanie w ogóle, mam jeszcze 5 miesięcy, żeby pozapętlać i porozwiązywać życie tym swoim i nieswoim bohaterom.
      :*

      Usuń