"Jedyny sposób,
żeby uwolnić się od pokusy, to jej ulec".
*****
- Co z Anastazją, jak ona się czuje? - przerażony mąż kobiety z trudem nad sobą panował. - Wracam do domu, sąsiadka dopiero mi o wszystkim powiedziała.
- Zapraszam do gabinetu - Woźnicka nawet nie siliła się na uśmiech. Jeśli było coś, czego nienawidziła bardziej od śmierci pacjenta, to właśnie informowania rodziny.
- Mogę ją zobaczyć? - mężczyzna niedbale usiadł na krześle, jak najszybciej chciał przystąpić do działania. Siedzenie i czekanie nie miało dla niego sensu.
Agata nieprofesjonalnie przekładała leżące na biurku dokumenty, nie mogąc wykrztusić słowa. Mimo że robiła to już wielokrotnie, autentyczna troska w oczach tego człowieka ją sparaliżowała. Nie miała pojęcia, jak może zareagować i co ona mogłaby zrobić, żeby złagodzić jego ból. Odetchnęła głęboko i hardo spojrzała mu prosto w oczy.
- We troje lekarzy robiliśmy wszystko, co w naszej mocy, żeby uratować Anastazję, niestety nie udało nam się tego dokonać. Chcę, żeby pan wiedział, że jest mi naprawdę przykro. Jeśli mogę coś dla pana zrobić, proszę powiedzieć...
I po wszystkim. Teraz zostały już tylko konsekwencje, jakie niesie z sobą rujnowany właśnie spokój. Agata nerwowo czekała na reakcję. Spodziewała się wyrzutów, krzyku, niedowierzania, a nawet poważnych oskarżeń o zaniedbanie. Pomyliła się.
Mężczyzna przez chwilę przyswajał otrzymaną informację, po czym po prostu wybuchnął płaczem. Żałosnym, rozdzierającym serce i ani trochę niemęskim.
*
Martyna mocno przycisnęła palcami powieki. Okropnie rozbolała ją głowa. Zdecydowanie chciała już znaleźć się w domu. Głośna klubowa muzyka bez przerwy tłukąca się po uszach zaczęła ją irytować, a światła kompletnie oślepiały. W hałaśliwym tłumie ludzi nie mogła jednak wypatrzyć Radka. Zauważyła za to znajomych, z którymi tu przyszli oblewać maturę - Klaudię i Szymona, którzy najwyraźniej bawili się świetnie i bynajmniej nie mieli dosyć. Ledwo już trzymając się na nogach, tylko udawali taniec, pospiesznie i coraz śmielej się obmacując.
Martynie zrobiło się niedobrze. Mimo to wlała w siebie duszkiem resztę drinka. Musiała koniecznie ochłonąć, a nade wszystko stąd spadać. Coś szło nie tak. Jeszcze wczoraj Szymon utrzymywał, że jest na zabój zakochany w obecnej zresztą tutaj Julce, której również nigdzie nie widziała.
Nie ma Julii, nie ma Radka, w myślach nastolatki natychmiast pojawił się niepokój. Szybko wyparła podejrzenia, na pewno nakręca się, patrząc na tamtych liżących się już bez obciachu idiotów. Klaudia zawsze była jak chorągiewka na wietrze, przed przyjaźnią z nią Martyna wielokrotnie ostrzegała Julę, ale żeby Szymon? Dziewczyna poczuła, że zaraz zwymiotuje, z trudem przecisnęła się przez napierający na nią tłum, podążając w stronę toalet.
*
- Patrz i potępiaj, Martynko.
Ironiczny uśmiech ukochanego chłopaka nieco poprawił nastrój blondynki.
- To się urządziłaś, dziewczyno, nie ma co.
Julka próbowała coś powiedzieć, ale kolejny atak torsji to uniemożliwił. Martyna postanowiła póki co oszczędzić jej szczegółów związanych ze sposobem spędzania czasu, jaki w ten wieczór wybrał jej chłopak. Radek trzymał mocno ciągle wymiotującą koleżankę.
- No powiedz, że jesteś ze mnie dumna, bo tak ładnie ratuję twoją przyjaciółkę.
- Najbardziej podziwiam twoją skromność - posłała mu buziaka.
- Ale obawiam się, że oblewanie matury trochę nam nie wyszło i to koniec imprezy.
- Właściwie się obawiasz. Robi się żałośnie. Trzeba się zmywać póki czas - spojrzała na niego znacząco, zrozumiał.
- To ja idę ich pozbierać, a wy chyba sobie poradzicie.
Pospiesznie, już do granic zirytowany, opuścił damską toaletę.
Julia z trudem trzymała się na nogach, ale wymiotować przestała.
- Mogłabyś się zastanowić, rozumiem Klaudia, ale ty? Uchlewasz się jak pierwszy raz pijąca gimnazjalistka. Wstyd mi za ciebie, Julka.
- Odezwała się święta, tobie się to nigdy nie zdarzyło?
- Wyobraź sobie, że nie! - warknęła Martyna. - Ja przyszłam wypić parę drinków i potańczyć, ale jak widać źle wybrałam towarzystwo.
- Tak, trzeba było iść na dancing dla siedemdziesięciolatków - Julia ponownie schyliła się nad umywalką.
- To znak, że powinnaś się zamknąć, bo pierwszy raz od dawna nie chce mi się z tobą gadać.
Nerwowo wzięła Julię za rękę i podtrzymując mocno, poprowadziła do wyjścia.
Przed klubem Radek i Szymon kłócili się zawzięcie i widowiskowo.
- To, co robisz, człowieku, jest totalnie żałosne, a przynajmniej nie fair - Radek w porę zauważył Julkę, która rezygnując z pomocy Martyny uwiesiła się na Szymonie. Ten skrzywił się znacząco. Klaudia uwiesiła się na nim z drugiej strony, idiotycznie chichocząc. Kiedy Szymon próbował strząsnąć ją z siebie, pocałowała go w usta.
- Hej! Co ty odpierdalasz! - krzyknęła histerycznie Julia.
- Zmieniam jego upodobania, Julcia, ale to miło, że wpadłaś.
Radek w ostatniej chwili chwycił nabuzowaną adrenaliną koleżankę, dzięki czemu Klaudia z miejsca nie zarobiła w twarz.
- Proponuję skończyć tę szopkę, wzywam wszystkim taksówkę! A swoje idiotyczne kwestie przynależności i upodobań wyjaśnijcie z łaski swojej nie przy ludziach i na trzeźwo - Martyna wyraźnie miała dość.
- Odpuściłabyś, gdybym ja zrobiła ci coś takiego? - histeryzowała Julka, z nienawiścią patrząc na uśmiechniętą Klaudię.
- Nie wiem jak wy, ale ja i Klaudia dopiero zaczynamy imprezę i zamierzamy się dzisiaj naprawdę zabawić, tyle miesięcy kucia trzeba nieźle z siebie wytrząsnąć - Szymon, władczo zagarniając dziewczynę, skierował się do czarnego BMW i spektakularnie otworzył zamki pilotem.
- Chyba nie zamierzasz prowadzić, stary! Na mózg ci padło? Ogarniasz w ogóle, ile wódy w siebie wlałeś? - Rogalski tracił cierpliwość.
- Prawdziwy facet, Radeczku, w każdej sytuacji jest w stanie prowadzić swój samochód! Ale ty o tym już zapomniałeś przy tej swojej zakonnicy. Nieźle cię ustawiła. Niedługo polecisz przed ołtarz, koniecznie nietknięty.
- Zwłaszcza, jak to auto ojca! - krzyknęła piskliwie Julka. - A jego kierowca jest zwykłym chujem! - nie wytrzymała, a z jej oczu popłynęły strumienie łez, szybko ją trzeźwiąc.
Podjechała taksówka. Radek dał kierowcy znak ręką, żeby chwilę poczekał. Klaudia i Szymon wsiedli do samochodu, wkładając kluczyki do stacyjki.
- Przestań szpanować, Szymon. Narobisz sobie bydła. Rozwalisz ojcu brykę - Radek spróbował po raz ostatni.
- To chyba już nie jest twoja sprawa, wsiadaj, Jula! Nie traktuj wszystkiego tak serio! Zabawimy się tylko! - włączył radio, podkręcając maksymalnie głośność.
- Byłabyś głupia, jedź z nami - Martyna objęła opiekuńczo koleżankę, wyciągając z torebki chusteczki.
Szymon nie doczekawszy się reakcji ruszył z piskiem opon, otwierając okna.
- Co za palant - Radek zacisnął wojowniczo pięści.
- Odpuść - rzekła Martyna zmęczonym głosem. - Chcą się pozabijać, ich rzecz.
- Tak? A jak się im naprawdę coś stanie, nie będziesz miała wyrzutów sumienia?
- To co, mam na nich nasłać policję? - zirytowała się.
- Dajcie spokój - wtrąciła się Julia. - Czeka na was taksówka. Jedźcie do domu, impreza skończona. Ja zostaję.
- Co? - zdziwili się jednocześnie.
- Muszę odreagować! Upiję się, potańczę z byle kim, a jutro pomyślę! Restart, i to, kurwa, absolutny!
- Zwariowałaś? Przestań, jutro osobiście się z tobą upiję, ale teraz jedź z nami, Jula, wystarczy ci na dzisiaj wrażeń.
- Ja już podjęłam decyzję -Julka odwróciła się i odeszła, nie patrząc na przyjaciół. A Martynie zachciało się płakać.
*
- Nie zachowuj się jak jego niańka, Radek! Przestań do nich wydzwaniać - krzyczała wściekle zmęczona Martyna. - Nie nauczą się ponosić konsekwencji swoich czynów, jak będziesz im ciągle chronił dupę.
- Pewnie, lepiej żebym za kilka dni stał przy ich trumnach! Świat, Martyna, nie jest czarno-biały, a ludzie nie są albo tylko dobrzy i nieomylni, albo z gruntu źli! Nie odbierają.
- Bo pewnie mają teraz do roboty przyjemniejsze rzeczy, a ty zakładasz najgorsze - dziewczyna trochę się uspokoiła.
Agata i Marek, świeżo rozbudzeni, trąc zmęczone oczy, wyszli z sypialni.
- Oj, widzę, że matura poszła lepiej niż jej świętowanie - rzucił zgryźliwie kardiolog.
- Daj dzieciakom spokój, docierają się, ja za to może dotrę po jakąś kawę, skoro już zbiorowo się w tym domu nie śpi.
- Żeby to jeszcze chodziło o nas - powiedziała smutno dziewczyna. - Mam wrażenie, że my jesteśmy z jakiejś innej planety. Bo mamy swoje cele, marzenia i zależy nam na sobie.
- Poważna sprawa znaczy. Trochę się rozbudzimy i opowiadajcie. Może akurat coś poradzimy.
- Tatuś uważa, że na głupotę nie ma lekarstwa i chyba ma rację, chcąc nie chcąc - powiedział chłopak, kolejny raz wybierając numer Szymona.
Nagle w jego dłoniach rozdzwonił się telefon.
- Halo - rzucił nerwowo, widząc obcy numer.
Słowa po drugiej stronie sprawiły, że miał serdecznie dosyć tego dnia.