poniedziałek, 4 stycznia 2016

70.

"Kiedy go dotykała, nie mogła do niego mówić, kiedy go kochała, nie mogła od niego odejść, kiedy mówiła, nie mogła słuchać, kiedy walczyła, nie mogła wygrać".

*****

Idalia wbrew woli płakała. Łzy strumieniami spływały po jej policzkach. Im rozsądniej powtarzała sobie w myślach, że za wszelką cenę musi nad sobą zapanować, tym trudniej przychodziła jej realizacja tego postanowienia. Wszystko przemyślała, było doskonale zracjonalizowane: to musi potrwać, czuje się podle nie pierwszy i nie ostatni raz, a Wiktor nie pochwaliłby jej zachowania, jej smutek wywołałby w nim niepotrzebny niepokój. Więcej - sama przed sobą czuła się śmieszna. Ale mimo to mocno bolało, tęsknota za niespełnionym marzeniem w jednej chwili całkowicie przesłoniła jej świat. Zniweczyła misternie przemyślany plan.
Odkręciła wodę w umywalce, zlała zaczerwienioną twarz i oczy nieprzyjemnie zimnym strumieniem, wytarła ją mocno ręcznikiem i stojąc przed lustrem ubrała w uśmiech - niepewny i niezbyt szczery, ale to przecież jakiś początek.
Powtórzyła sobie kolejny raz, że nie takie sztormy przetrwała, na pewno nie da za wygraną. Zmusi los, przeznaczenie czy Boga, ktokolwiek tą ludzką drogą dowodzi, do realizacji jej planów. Pewnego dnia będą szczęśliwi.
Wyprostowała się i jednym oszczędnym gestem wrzuciła do kosza na śmieci negatywny test ciążowy, krzywiąc się przy tym z obrzydzenia. Wiktor nie ma prawa wiedzieć, pomyślała z przekonaniem, zapanowując nad własną niemocą.
Nie ma takiej możliwości, ona nigdy się nie podda!
A pierwszym krokiem do zrealizowania celu będzie życie w taki sposób, jakby nic się nie wydarzyło. Punkt pierwszy - rodzinne szczęście, starannie chronione i z niemal macierzyńską czułością pielęgnowane. Nawet, jeśli na razie we dwoje.
Postanowiła zacząć natychmiast. Uśmiechając się do postaci w lustrze, tym razem już jak najbardziej szczerze i życzliwie, wyszła z łazienki, żeby takim samym uśmiechem obdarzyć męża. I przygotować dla niego śniadanie.


*

- Nigdy na to nie pozwolę! Rozumiesz to? To jest moja córka, jest dla mnie najważniejsza na świecie, ona tu nie zostanie! - Magda trzęsła się jak w febrze, całkowite zawładnięcie nią przez histerię było tylko kwestią czasu. Niedługiego czasu.
- Jest tak samo moja jak twoja - odrzekł spokojnie Piotr. - Dobrze wiesz, że ma prawo być z każdym z nas. A swoim zachowaniem na pewno jej nie pomagasz, wręcz mnie upewniasz, że powinna zostać z nami.
- Ale ja ją kocham - Magda zgięła się wpół, jakby pod ostatecznym ciosem. Łzy odebrały jej oddech.
Hana poczuła, że dłużej nie zniesie tej druzgocącej sceny i musi interweniować. Podeszła i mocno przytuliła rozpaczającą kobietę.
- Jakbyś ty się czuła, gdyby twoje dziecko tak powiedziało, że nie chce z tobą zostać, wrócić do domu, który mu z trudem tworzysz?! - gorzko płakała w ramionach lekarki.
- Czułabym się podle bezużyteczna, zupełnie tak jak ty. Ale Piotr ma rację. Tosia powinna z nami na razie pomieszkać.
- A co ze mną, co ja mam zrobić?
- Spokojnie poczekać. Otoczymy ją opieką, zejdzie z niej to napięcie, spróbujemy dyskretnie ją wypytać, o co w tym wszystkim naprawdę chodzi. Ty porozmawiaj poważnie ze swoim partnerem, tak będzie najlepiej. Gwarantuję ci, że jeśli teraz spełnisz jej prośbę, będziesz codziennie do niej dzwonić i ją odwiedzać, za chwilę odpuści ona. To twoja córeczka, jesteś dla niej najbliższa na świecie. To tylko zwyczajny kryzys, zatęskni, zobaczysz.
Matka Tosi uspokajała się w milczeniu.
- Nie wytrzymam tego - wyszeptała zgnębiona.
- Poradzisz sobie, możesz na nas liczyć - wtrącił się Piotr pragmatycznie. - Ona na pewno, kiedy trochę ochłonie, powie nam, dlaczego właściwie odstawia cyrk.
- Piotr, to nie jest cyrk - zaprzeczyła zdecydowanie Hana. - Waszej małej źle dzieje się w domu. Znam Tośkę, nie jest histeryczką. I to powinien być teraz twój cel - spojrzała na matkę dziewczynki. - Ustalić przyczynę ucieczki.
- Chcę się z nią pożegnać - Magda z trudem, ale jednak się opanowała.
- Jasne, chodź - Piotr troskliwie, po przyjacielsku wziął ją za rękę.
Cicho weszli do pokoju, mała leżała twarzą do ściany, miała zamknięte oczy, ale po nierównym oddechu łatwo wywnioskowali udawany sen. Piotr gestem nakazał Magdzie nie pokazywać, że o tym wie. Zostawił je same.
Matka przyklęknęła obok łóżka jedynego dziecka.
- Pamiętaj, skarbie, że bardzo cię kocham. Nade wszystko i wszystkich, nikt na świecie nie jest dla mnie tak ważny jak ty. Nawet, kiedy nie umiem tego okazać, a ty mi nie wierzysz.
Nie doczekała się reakcji.
Wstała, z czułością całując dziecko w policzek.
Odwróciła się do wyjścia.
- To wyrzuć go z naszego domu, on nie kocha ani ciebie, ani mnie - padły ciche i stanowcze słowa.
Magdzie brakło tchu. Przez chwilę stała z dłonią na klamce, próbując udźwignąć powagę tych słów. Ale było dużo za wcześnie. To nie był właściwy czas ani na odpowiednią reakcję, ani na wiążące decyzje. Poczuła tylko chłód traconego poczucia bezpieczeństwa. Zaciskając powieki, żeby powstrzymać podchodzące znów do gardła łzy, cicho wyszła, zamykając za sobą drzwi.
A poduszka z Kubusiem Puchatkiem szybko namokła dziecięcymi łzami i przytłaczającą samotnością, zwykle omijającą dzieci, taką przeznaczoną wyłącznie dla dorosłych.

*

- Cześć - Agata weszła do gabinetu Wiktorii. - Jaki dyżur?
- Nie najgorszy, ale na tym niewygodnym łóżku w hotelu lekarzy jakoś nie mogę się wyspać. A ty?
- A ja w silnych ramionach wysypiam się, wystaw sobie, doskonale. Za to o ciebie się trochę martwię. I to nie z powodu niewygód łóżkowych.
- A jakich? - uśmiechnęła się rudowłosa.
- Małżeńskich - Woźnicka spoważniała. - Wiki, co jest z wami? Już po świętach, a wy szopki odstawiacie.
- A co ma być, pozew złożony, czekamy na rozprawę, z domu mnie wyrzucił. Unikamy się.
- To wiem. Ale reszta?
- Jaka reszta? Agata! W ogóle ze sobą nie rozmawiamy. Kiedy mnie mija na korytarzu, mam wrażenie, że z trudem powstrzymuje odruch trzaśnięcia mnie w twarz.
- I jak sobie to dalej wyobrażasz? Pracujecie obok siebie, będziecie wzajemnie konsultować sobie pacjentów. Zamierzasz żyć z nim w tak napiętych stosunkach?
- A co mam zrobić twoim zdaniem - mam go na kolanach przepraszać, że nam wygasło domowe ognisko? Nie rozśmieszaj mnie! Bo to słaby żart.
- A nie prościej byłoby po prostu usiąść z nim i mu za wszystko podziękować?
- O czym ty do mnie właściwie teraz mówisz?
- Za to, że się tobą zaopiekował, kiedy było ci źle i byłaś zrozpaczona samotnością - kontynuowała niezrażona internistka. - Nie widzisz tego? Naprawdę? Że złamałaś mu serce? Że to jest dobry facet, tylko po prostu nudny i przewidywalny? Wysoką cenę zapłacił za swój dobry charakter. Nie doliczaj mu za to, że zakochałaś się, wróć, od początku kochałaś kogoś innego. Nie przyszło ci do głowy, że łatwiej mu będzie wszystko sobie ułożyć i wybaczyć, a przynajmniej spróbować, kiedy dowie się, że się nim nie zabawiłaś, tylko po prostu wam nie wyszło? Co przecież tak często się zdarza! Że tak samo jak on się starałaś, chciałaś i naprawdę przedtem i teraz nic nie łączyło cię z Adamem!
- Ale ja to wszystko mu już mówiłam, Aga...
- Jasne, w nerwach, przy rozstaniu, pakując walizkę. Wiki, przemyśl to spokojnie, ja nie będę ci układać życia, bo nie taka moja rola. Ale na jego miejscu poczułabym się lepiej ze świadomością, że po tobie to nie spłynęło i że chcesz ułożyć te puzzle. Ani ty, ani on nie zasługujecie na wzajemną nienawiść i jesteście to w stanie przepracować. Tylko musicie dać sobie czas na ochłonięcie.
- Żeby to było takie proste.
- To jest łatwiejsze niż myślisz, wiem, co mówię. A wiesz dlaczego? Bo on cię naprawdę kocha, a ty w to wchodziłaś ze szczerymi intencjami.
- Z tobą od razu wydaje się mniej skomplikowane. Wpadnij wieczorem.
- Nie ma mowy, siedzę tu dzisiaj do późna, a teraz już muszę uciekać na oddział. Życzę rozsądku. W ilościach hurtowych - posłała jej buziaka, robiąc groźną minę. - Ale jeszcze tu wrócę i wtedy chcę usłyszeć o postępach w sprawie.
- Agatka - życiowa optymistka.
- Gdzie tam, ja po prostu na maksa w ciebie wierzę.

*

W drodze na oddział lekarce przeszkodził świdrujący krzyk. Gwałtownie przyspieszyła.
Nie musiała pytać, co się stało. Na noszach pogotowia leżał mężczyzna. W jego brzuchu tkwił nóż, wbity niemal po trzonek. Krew była wszędzie. Na podłodze, ścianach, ratownikach. Agacie zrobiło się niedobrze, choć zwykle panowała nad takimi odruchami. Zasłoniła usta dłonią.
Nie wiele myśląc, pobiegła z powrotem do Wiktorii. Operacja na ostro była tak pewna, jak ich niedawna rozmowa.

10 komentarzy:

  1. Nawet gdybyś nie wspomniała, że w tym tygodniu jakoś krócej, da się to odczuć. Szybko przeminęło, herbatki do połowy nawet wypić nie zdołałem. ;)
    Spokojnie, powoli. W końcu im się uda. Widać starają się dzielnie, ale to tak nie przychodzi od razu. Jeślli z jednym dzieckiem się udało, w końcu uda się i z drugim.
    Ten partner Magdy też mi się nie podobał od samego początku. Jest jakiś taki... za bardzo wyidealizowany przez nią, a przez to staje się mało realny. Już sama ucieczka Tosi świadczyć może o tym, że jednak coś w domu jest nie w porządku.
    A Wiki, poukłada sobie w końcu te relacje? Musi to być dla niej bardzo trudne, choć uważam, że życie w niezgodzie jest jeszcze gorsze. Zawsze byłem zwolennikiem rozmów i wyjaśniania wszystkiego od a do zet,niestety często nie da się liczyć na zrozumienie tej drugiej strony. Wyjaśniać sobie można do woli. Emocje są jednak emocjami, a pod ich wpływem człowiek nie myśli racjonalnie.
    Wierzę jednak, że w końcu nastanie ten dzień, kiedy Wiktoria z Adamem będą w stanie minąć się na korytarzu i uśmiechnąć się do siebie.
    Na temat pacjenta na razie się nie wypowiadam, straszny widok. Nie wiem jak możesz być tak okrutna i kazać mu leżeć z nożem w brzuchu przez cały tydzień. O aż taką wredote Cię nie podejrzewałem. xD
    Buziaki, ciężki tydzień. Walczymy dzielnie! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Minimalnie krócej, ale limit zachowany. :)
      Oj taak, pozostaje mieć taką nadzieję, choć życie pisze przeróżne scenariusze. Tak wiele czynników na to wpływa, że mogą sobie poczekać zdrowo.
      Jest nie w porządku, nie żeby jakaś wielka tragedia, ale dzieci mają inne doświadczenia niż dorośli, wszystko głębiej przeżywają, biorą do siebie. A nade wszystko mają instynkt.
      Wiki da rade, szkoda tylko, że to Agata musi jej przypominać o traktowaniu człowieka jak człowieka.
      Z Tomeczkiem, z Adamem to Wiki mija i uśmiecha się aż miło. :P
      :)))) Toś wymyślił. :D
      Ano ciężki, zwłaszcza ten finał tygodnia, ale jaka będzie satysfakcja!
      :*:*

      Usuń
  2. Tydzień rozpoczęty z dobrym opowiadaniem, to tydzień rozpoczęty niczym z dobrą książką :-)
    Biedna Idalia. Ja ją tak uwielbiam, a ty przyprawiasz ją o łezki. Oj, ty zła :-)
    Jak to ktoś kiedyś powiedział: Nie od razu Kraków zbudowano. (To na pewno był Kraków?) I choć,wcale nie miał na myśli przeżyć psychiatry, tym zdaniem można by opisać wiele życiowych sytuacji, które niestety cierpliwości i siły, a przede wszystkim wiary wymagają. Podobno wiara czyni cuda, chociaż mnie to tam nie bardzo przekonuje.
    Idalia musi czuć się naprawdę podle, ale nie powinna się obwiniać, widocznie to nie był odpowiedni czas.
    Tak, Tosia zdecydowanie nie jest histeryczką. Właściwie jej charakter porównałabym poniekąd do Hany. Tylko poniekąd.
    Mała naprawdę musiała mieć jakiś poważny powód, decydując się na ucieczkę z domu. Wydaje mi się, to być ostatecznym rozwiązaniem, młodego człowieka, aby uświadomić rodzicom, że dzieje się coś, co dziać się nie powinno.
    Muszę przyznać, że choć zdaję sobie sprawę, że Magda jest osobą dość nerwową, nie sądziłam, że zachowa się tak agresywnie. Dobrze, że Hana potrafi uspokoić każdą sytuację, bo obawiam się, że matka Tosi mogłaby stopniowo wpadać w coraz większy szał, a w skutkach zrobiłaby coś, czego by bardzo żałowała.
    Nie ma się jednak co dziwić, jej zdenerwowaniu. Trzeba byłoby być oazą spokoju, aby takie wieści przyjąć spokojnie. A ludzi będących nadzwyczaj spokojnymi, coraz bardziej brakuje.
    Postąpili w mądry sposób. Skoro Tosia chce zostać z ojcem, powinna zostać. Jeśli zatęskni, to wróci, a jeśli nie, co mało prawdopodobne, bo w końcu nadal jest jeszcze dzieckiem, a z matką spędzała praktycznie cały swój czas, to wtedy będą zastanawiać się co zrobić w takiej sytuacji.
    Z tym, że Tomasz jest facetem nudnym i przewidywalnym, jak najbardziej się zgadzam. Ja na miejscu Wiktorii, pomijając już brak uczucia z jej strony, chyba bym z takim Tomaszem nie wytrzymała. Oczywiście, że jest zły też powiedzieć nie można. Przecież kochać jest rzeczą ludzką. I to, że ta miłość czasem nie wychodzi, a uczucie do drugiej osoby na jakiś czas jeszcze pozostaje też.
    Wiktoria zdecydowanie powinna zawrzeć rozejm z Tomaszem, ale żeby to jeszcze było takie proste. Czy on w ogóle będzie chciał jej słuchać? Przynajmniej na początku, na pewno będzie im trudno dojść do porozumienia w rozmowie. O ile do owej rozmowy dojdzie.
    No, pacjent z nożem w brzuchu. Tego tu jeszcze nie było, ale to dobrze, będzie ciekawiej.
    Buziaki:-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło. :)
      Ano biedna, ja bym chyba równie niecierpliwie czekała na tę życiową rolę.
      Kraków, Kraków, przynajmniej u nas w Krakowie tak twierdzą. ;)
      Najważniejsze w sytuacji Idy to się nie nakręcać, a to naprawdę łatwe nie jest, kiedy bardzo czegoś pragniemy i wyczekujemy.
      O, ciekawe porównanie. :)
      Zwłaszcza tak młodego, bo Tośka jednak jest młodszą nastolatką.
      Nie ma się co dziwić, matka, dziecko ma dla niej wartość priorytetową, a odstawia takie numery. No i Magda zdezorientowana sytuacją, córka lgnie do Piotra, a Magda mimo wszystko jest przyzwyczajona radzić sobie w życiu sama.
      Ja nie mam nic przeciwko nudnym facetom, ale sama też raczej bym na takiego nie spoglądała życzliwiej. Ludzie którzy mnie otaczają, muszą mnie inspirować, uczyć życia, tak już po prostu mam, choć może brzmieć egoistycznie, ale z takimi czuję się najlepiej.
      :**

      Usuń
  3. Dlaczego od poniedziałku, do poniedziałku to tak długo? Tyle czekania na chwilę przyjemności. Ale warto czekać. Niezmiennie mnie zaskakujesz zwrotami akcji i to jest świetne. Czas już na swoja powieść - pomysłów z pewnością Ci nie zabraknie. Uściski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana. <3 Jakże ty we mnie wierzysz z tą powieścią. :) Pomysły może i by się znalazły, ale przeprowadzić książkę od początku do końca, stworzyć żywych bohaterów, wyrazistych, to nie taka prosta sprawa.
      Ściskam!

      Usuń
  4. Oj, straszliwie mi żal malutkiej Tosi (ja ją naprawdę z Nelą moją zaprzyjaźnię), widać, że dziewczynka ma problem, a po słowach, które wypowiedziała do matki mogę wnioskować, że była świadkiem czegoś, czego widzieć nie powinna… Oj, pogmatwałaś, ale to dobrze, bo ja tak lubię się domyślać. I chociaż nie wiem, co zaplanowałaś dla Tośki, to jednak twierdzę, że już jesteś mistrzem, bo zgubiłam się w moich wnioskach, nie wiem, co myśleć, a to dobrze o autorze świadczy.
    Moja smutna, kochana Idalka!!!!
    To normalne, że muszą poczekać, że to nie jest tak hop i już! Chociaż ja wiem, że ona sobie z tego zdaje sprawę, tylko pragnienie u niej jest takie silne, że nie może się z tym pogodzić. Rozumiem ją! Rozumiem i miałabym ochotę przytulić!
    Szczerze mówiąc, z moim charakterem to byłabym zła na Agatę za taką pogadankę, ale tylko początkowo, bo wiem, że ona chce dobrze. No więc pewnie najpierw bym eksplodowała, a potem przemyślała i stwierdziła, że ona ma rację. No bo ma, tylko to nie takie proste pogadać z kimś, komu się, no właśnie, złamało serce, kto cię kochał, a tobie się tylko wydawało, że czujesz to samo.
    Swoją drogą, znowu malutka dygresja, mnie by się nie chciało nikogo po twarzy trzaskać, ja na widok mojego byłego pewnie bym zwymiotowała ;D
    No dobra, nawet jeżeli Wiki zechce pogadać z Tomaszem, to kurcze, niewiadomo, czy on jej w ogóle będzie chciał wysłuchać. Nie chodzi nawet o męską dumę, tylko o zwyczajny żal… Zaplątali się oboje i strasznie mi ich szkoda. Ale naprawdę, ja za nudnego Tomaszka też bym mogła wyjść, bo wydaje się normalnym, fajnym facetem.
    Aaaaach! Nóż w brzuchu! Cudo! Lubię tak krwawo!!!!
    Może zemrze i moi będą go na sekcje wieźli?
    Buziaki – Ela_k :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. Obym tylko ja się we wnioskach nie zgubiła. :)
      Idalii się dzieciątko należy jak mało komu, ale życie czasem bywa przewrotne i nie słucha naszych próśb.
      Ja bym zła nie była, raczej rozczarowana samą sobą.
      Oj, twojemu to by się należało.
      Ale pacjentowi życzysz, ty niedobra. :D
      Buziaaaki. :*

      Usuń
  5. Nigdy nie przepadałam za serialową Tosią. Ta Twoja jednak mnie przekonała :) Może dlatego, że ewidentnie coś złego się dzieje, a ja bardzo nie lubię, jak dzieci cierpią. Podejrzewam, co się może dziać, ale zachowam to dla siebie, bo coś czuję, że i tak mnie mocno zaskoczysz :)
    Tak mi szkoda Idalii! Ale wierzę w nią, kto jak nie ona ma sobie dać radę? Nie wiem tylko, czy dobrze robi nie mówiąc nic Wiktorowi... Ale zobaczymy, jak to się rozwinie :)
    Agata dobrze prawi Wiktorii. Szczera rozmowa to podstawa, myślę, że Tomasz na to zasługuje, mimo że nudny :)
    A ten nóż w brzuchu! Jakoś od razu w głowie pojawia mi się sformułowanie "nóż w sercu", a to bynajmniej inna sprawa :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wspaniale, że lubisz Tosię. Krzywdzone dzieci to zawsze bolesny temat. A Idalia pewnie nie najlepiej wybrała, bo rozmowa zawsze jest lepsza od trzymania w sobie, ale ona już taka jest. :*

      Usuń