"Moje myśli
opiekują się Tobą. Niezależnie czy bez Twojej czy za Twoją zgodą".
*****
- Rozumiem waszą sytuację i oczywiście chcę pomóc- Tretter
poważnie patrzył na Ostrowską. - Ale mnie przede wszystkim zależy na
bezpieczeństwie moich ludzi. Potrzebuję od was gwarancji, że nic w tej akcji
nie grozi mojej lekarce. Inaczej nie mamy o czym mówić, ona ma leczyć ludzi,
pani komisarz.
- Aspirant - poprawiła brunetka odruchowo. - Zapewniam pana,
że są niewielkie szanse, żeby pani doktor ucierpiała podczas akcji. Jednak
stuprocentowej pewności nigdy nie mamy.
- Tłumaczyłam, dyrektorze - powiedziała zniecierpliwiona
Cichocka. - Pacjentka jest przede wszystkim zagrożeniem dla samej siebie. I
jeśli ktokolwiek może zapobiec zdarzeniom... nieprzyjemnym, jestem to ja.
- Czyli jesteś pewna? Nie bohaterujesz?
- Jak mało czego. Jadę z nimi.
- Uważaj na siebie - powiedział dyrektor ciepło. - Jesteś
jedną z moich najlepszych.
- Nie omieszkam, za dobrze mi tu u pana. No i nie zapominam
darowanych mi przysług - uśmiechnęła się, definitywnie kończąc dyskusję.
- Idalia, powtarzam po raz kolejny, szukałem lekarza.
- I dlatego nigdzie pan tego nie ogłosił i nikomu nie
powiedział, tylko zadzwonił do mnie.
- Czepiasz się szczegółów.
Skinęła na policjantkę.
- Nie, aktualnie śpieszę udowodnić, że jestem najlepsza.
Do samochodu odprowadzało je ciepłe spojrzenie Trettera.
*
Storosz wsiadła do służbowego samochodu, otrząsając się z
zimna. Podała herbatę siedzącej na miejscu pasażera Zuzannie, do Idalii
wyciągnęła rękę z kubkiem kawy.
- Adam, jedziemy - zameldowała przez radio. - Będziemy za
jakieś dwadzieścia, góra trzydzieści minut. Co z wami?
- Jesteśmy na miejscu, zwyczajny blok. W mieszkaniu nie palą
się światła. Czekamy na was, spieszcie się, czuję, że ona tam jest. Aha, nakaz
już jest gotowy.
Basia zapaliła silnik. Ruszyły szybko i pewnie. Milczały,
każda była pogrążona we własnych myślach. Storosz skupiła się na prowadzeniu,
Ostrowska siedziała zamyślona, Idalia zmęczona przysypiała.
Nagle lekarka podniosła głowę.
- A jeśli jej tam nie ma? - wypowiedziała dręczące
wszystkich pytanie.
- To będziemy postępować...
- Zgodnie z procedurami, już to raz słyszałam - przerwała
Basi nieco za ostro. - Co procedury nakazują powiedzieć matce, kiedy ktoś
ucieka z jej dzieckiem?
- Nie wiem - powiedziała Zuzia szczerze. - Ale jedno jest
pewne, jeśli temu maluchowi stanie się krzywda albo nie uda nam się odnaleźć
porywaczki, żadna z nas nie zapomni tego do końca życia.
Wypowiedziana cicho prawda uderzyła w nie z całą mocą.
Resztę drogi przebyły w całkowitym milczeniu.
*
Do wysiadających z samochodu kobiet podszedł komisarz
Zawada. Uśmiechnął się do Zuzi i Basi, do Idy wyciągnął rękę. Wymienili
stanowcze uściski.
- Witam panią doktor. Wygląda pani na zmęczoną, a to może
być ciężki dzień.
- Jestem gotowa do pracy - odpowiedziała.
- W takim razie nie ma co zwlekać. Zuzia, zostajesz z
obstawą na dole. Czekacie na sygnał.
- Ale... Adam...
- Nie będę drugi raz powtarzał.
- Kiedy się upewnimy, że ona tam jest, wezwijcie proszę
karetkę - poprosiła cicho Idalia. - Może się przydać.
*
We troje stanęli pod drzwiami mieszkania na czwartym
piętrze. Lekarka zastanowiła się, co robić dalej. Nie musiała długo myśleć,
Zawada dwoma wprawnymi ruchami wyważył drzwi. Rozbiegli się po pomieszczeniach.
Psychiatra, działając instynktownie, również. Nagle poderwał ich krzyk Basi:
- Tutaj!
To, co stało się później, wielokrotnie miało wracać w snach
do Idalii. Tak samo jak myśl, czy mogła zrobić więcej, aby zmienić bieg
wydarzeń.
- Nie podchodźcie, bo skoczę - głos Doroty był zadziwiająco
spokojny. Lekarka nienawidziła tego rodzaju opanowania, bo Oczy kobiety były całkowitym zaprzeczeniem
spokoju, widniał w nich czysty obłęd. I równie silna determinacja. Zgodnie
zatrzymali się w drzwiach, kompletnie oszołomieni z przerażenia.
Pacjentka Hany stała na parapecie. Jedną ręką przytrzymywała
dziecko, drugą, żeby nie pozostawić żadnych wątpliwości co do swoich zamiarów,
otworzyła okno.
- Żadnej policji, inaczej najpierw zrzucę jego, potem skoczę
sama, nie mam już nic do stracenia, skoro mnie znaleźliście - powiedziała po
prostu. Idalia z miejsca uwierzyła.
- Policja już wychodzi - gestem odprawiła Basię i Adama,
dając im dyskretnie do zrozumienia, że mają pozostać niewidoczni, ale nigdzie
się nie oddalać. - A ja jestem lekarzem i przyjechałam porozmawiać.
- Jakie to szlachetne.
- Bardzo, obudziłaś mnie. Skoro nie masz nic do stracenia,
co ci szkodzi. Mogę usiąść?
Nieoczekiwanie Dorota się roześmiała. Odwróciła się na
moment. Obrzuciła szybkim spojrzeniem drobną postać lekarki, jej spokojną
twarz. Rozejrzała się dokoła, upewniając, czy nikogo poza nią nie ma w
pomieszczeniu, w końcu przyzwalająco kiwnęła głową.
Cichocka nie zdążyła jeszcze wypowiedzieć ani słowa, kiedy
Szymon zapłakał w ramionach porywaczki. Kobieta automatycznymi ruchami zaczęła
go kołysać, nie przestawał krzyczeć. Jej ruchy stały się gwałtowniejsze, do
oczu napłynęły łzy.
- Zimno mu, po prostu zamknij okno, a się uspokoi - ton
Idalii był ciepły, ale stanowczy.
- Jasne, ty tylko na to czekasz, nie ma mowy! - głos jej
drżał.
- Myślisz, że po to tu przyjechałam? Nie rozśmieszaj mnie,
bo sytuacja nie nastraja do żartów. Gdyby tak było, policjanci rzuciliby cię na
ziemię, zakuli w kajdanki... umieją załatwiać takie sprawy. Ja im jestem do
tego niepotrzebna.
- To po co?
- Dla ciebie. Bo wiem, jak się teraz czujesz. Kiedyś też nie
mogłam patrzeć na ciężarne kobiety. Też miałam ochotę porywać niemowlęta z
wózków i uciekać choćby do samego diabła. Też obezwładniał mnie ból straty.
Chłopiec zawodził, kobieta zachwiała się niebezpiecznie.
Zaczęła płakać, trzęsła się z zimna i rozpaczy.
- Zdejmij bluzę i okryj dziecko - poinstruowała Ida, z
najwyższym trudem zachowując spokój.
Pacjentka automatycznie wykonała polecenie. Kiedy okryła
małego i przytuliła, trochę się uspokoił, kwilił tylko cicho.
- Wszystko się skomplikowało. Nie tak miało być, przecież
wiesz - łzy płynęły nieprzerwanym strumieniem. - Nie zrobię mu krzywdy. Tylko
ona nie miała się nim zająć. To było postanowione. Puściła się z byle kim,
przypadkiem zaszła. Ja chciałam dać mu wszystko co można, całą miłość tego
świata. Nika przez całą ciążę kompletnie o siebie nie dbała. Wyłącznie
rozpaczała po chłopaku, a dziecko traktowała jak powietrze. On miał być moim
maleńkim synkiem. Zgodziła się na opiekę, nie protestowała, a nagle po porodzie
mnie do niego nie dopuszcza. Co ty byś zrobiła na moim miejscu?
Idalia nie zdążyła odpowiedzieć. Szymon rozwrzeszczał się
ponownie. Dorota wpadła w histerię.
- Już nie ma odwrotu! To już jest koniec! Będzie mój albo
niczyj - przycisnęła dziecko do siebie. - Nikt mi go nie odbierze.
- Ale takich spraw nie załatwia się w ten sposób. Wszystko
trzeba usankcjonować prawnie. Pomyśl logicznie - powiedziałaś, że masz lepsze
warunki do wychowania dziecka. Jeśli tak jest, przyzna to każdy sąd - ton
Idalii pozostał zwyczajny, ale napięcie gwałtownie w niej narastało. Bała się,
że długo już temu nie podoła.
- Tak myślisz? - Marczuk chwyciła się jej słów jak ostatniej
deski ratunku.
- Powtarzam tylko twoje słowa. Ale tym, co teraz robisz,
przekreślasz swoje szanse. Odłóż dziecko i zejdź. Obiecuję, że nawet go nie
dotknę.
Ciągle się wahała. Ale rozpacz i napięcie zwyciężyły obawę.
Położyła dziecko na podłodze.
- Nie dotykaj go! - wrzasnęła.
- Obiecałam. Patrz na niego, ale chwyć mnie za rękę -
podeszła powoli do pacjentki. - To prawie jest koniec, wszystko zaraz będzie
dobrze.
Dorota zastanawiała się, analizowała.
Maleństwo darło się na podłodze, jak obdzierane ze skóry. I
wtedy wszystko potoczyło się bardzo szybko i zupełnie niezgodnie z planem.
Przyczyna była prozaiczna - Basi puściły nerwy.
Pędem wpadła do pokoju, rzucając się do dziecka. Lekarka nie
zdołała wydobyć nawet dźwięku. Marczuk stanęła na baczność i gwałtownie rzuciła
się w dół. Idalia instynktownie za nią. Pomyślała ze zdziwieniem, że jeśli
wyjdą z tego cało, będzie to dla niej dowód na istnienie Boga. I anioła stróża,
który przy niej wyrabia nadgodziny.
Całą siłą mięśni i woli trzymała kobietę za koszulkę, a
potem wszystko się skończyło.
Adam siłą męskich ramion pociągnął je w tył. Idalia z
impetem uderzyła o podłogę. Porywaczka bezwładnie osunęła się na lekarkę. Nie
wytrzymując dłużej napięcia, zwyczajnie zemdlała. I tego już było za wiele
także dla Cichockiej.
- Ja pierdolę, to jest po prostu niemożliwe - powiedziała
trzeźwo, jednocześnie śmiejąc się i płacząc.
A potem śmiali się już wszyscy.
Sanitariusze z karetki sprawnie podnieśli Dorotę. Zanim przełożyli
ją na nosze, zrobili zastrzyk. Obawiali się, co zrobi, kiedy odzyska
przytomność. Wyszli.
Idalia nie mogła się podnieść. Nadal leżała na podłodze,
dygocząc. Do mieszkania wbiegła Ostrowska.
- Boże, Idalia, jak ja mogłam zapomnieć, że twoje dziecko nie
żyje - rzekła Basia bez związku i się rozpłakała.
Zuzannę zamurowało w miejscu.
Na wysokości zadania stanął Zawada.
- Dzielna dziewczyna, chodź do mnie - bez trudu podniósł
drobną brunetkę z podłogi, zniknęła w jego ramionach, nie bardzo mogła ustać na
nogach. Po chwili zastanowienia, mocno, po ojcowsku przytulił ją do siebie.
- Już, już dobrze, uratowałaś jej życie. Spisałaś się!
Idalia, trzęsąc się, płakała w jego ramionach. Tarła oczy,
potwornie zażenowana, ale ani łzy nie chciały przestać płynąć, ani nie mogły
wydobyć się słowa.
Podeszła Zuzia.
- Z ogromną przyjemnością cię odwiozę.
- A może być do domu? Nie dam rady wrócić dzisiaj do
szpitala. Ta wasza robota to koszmar.
- Gdziekolwiek zechcesz - uśmiechnęła się brunetka,
wyciągając rękę do lekarki.
Trzęsącymi się dłońmi Cichocka wyjęła telefon z torebki. Z
trudem trafiając w litery, napisała do Wiktora.
"Okej, potrzebuję cię, proszę, czekaj w domu".
Ufff, Ty to umiesz wywoływać emocje. Jednym małym zdankiem: "To, co stało się później, wielokrotnie miało wracać w snach do Idalii", wywołałaś niepokój i strach jak w najlepszym horrorze....
OdpowiedzUsuńBo ja jestem strasznie wredna. Dziękuję! Ale mi miło! :-* Najlepszym dowodem uznania jest to, że zostawiasz ślad. :) Nic tak nie motywuje jak komentarze.
UsuńAch ta Baśka! W gorącej wodzie kąpana :) Dobrze, że tak to się skończyło, bo mogło o wiele gorzej. Na cholerę ona do dziecka biegła, skoro było już bezpieczne? Instynkty :)
OdpowiedzUsuńWspółczuję Idalii. Praca psychiatry/psychologa jest ciężka i wyczerpująca, ale jako tako "stateczna", jeśli wiesz, co mam na myśli. A tu okna, samobójstwa, same okropności. Na szczęście dała sobie radę :)
Buziaki :**
Najznakomitszym puszczają nerwy w takich podbramkowych sytuacjach, sama nie wiem, ile bym wytrzymała. :) Ja tam ją trochę rozumiem. Ale tylko troszeczkę. ;)
UsuńNo, Ida to jest psychiatra rodem z serialu, marny jej los. :) No dobra, trochę mnie poniosło, ale i tak wygrała moim zdaniem najlepsza wersja zdarzeń. Tylko teraz ja muszę po tym odpocząć jakąś Agatką i Markiem lub Piotrem i Haną. :D Dość mam spraw związanych z dziećmi i porwań wszelakich. :D Ciężko się to pisze.
Buziaki! :*
Kiedyś już Ci powiedziałem, że spokojnie mogłabyś książki pisać. Zbyłaś moje słowa... wtedy. Teraz powtórzę to samo, z jeszcze większą mocą. Człowiecze, ja tę całą część przeczytałem z zapartym tchem, jak niejedną genialną książkę! Tu pozostaje się tylko zachwycać i zazdrościć talętu.
OdpowiedzUsuńIdalia jak zawsze opanowana do samego końca, uwielbiam ją, co tu dużo mówić. Świetnie rozegrała wszystko, żeby każdy lekarz tak potrafił, byłoby dobrze. Postawa policji też mi się podoba, zaufali jej od samego początku wiedząc, że poradzi sobie z tym zadaniem najlepiej sama. Oni mogliby tylko zepsuć wszystko swoimi... hmm... policyjnymi procedurami. ;)
Miałaś racje, zrobiło mi się żal Doroty, mimo wszystko. Wciąż oczywiście nie umiem jej wybaczyć tego, co zrobiła, ale jakąś ciepłą myślą mogę ją obdarzyć.
W skrytości ducha liczę na to, że jeszcze nie skończyłaś wątku tych pacjentek i nie każesz się czytelnikom domyślać, co to dalej się wydarzy.
Za taki majstersztyk buziaki się należą, chyba nietylko wirtualne! :***
Dziękuję, słodziaku!
UsuńKsiążka to próżny trud, albo w połowie się pogubiłabym w bohaterach, albo i tak nikt by tego nie wydał, lepiej pozostać przy tym, co jest. :) A jak minie 15 września to się pomyśli, książka nie, ale pewnie jakieś inne opowiadania. ;) Albo kto tam wie jeszcze co.
Ale nie ma lepszego komplementu niż to, że ktoś się nie może oderwać.
Idalia i policja rodem z Kryminalnych zawsze da radę. ;) Zamysł był taki, żeby Idalii się nie udało, ale nie mogę, no nie mogę jej tego zrobić! Jeszcze nie. ;)
Ach tak, czepiam się wrednie Baśki, czepiam, ale to może dlatego, że kiedyś coś takiego od policji usłyszałam i tak mnie to wnerwiło...
A mnie jej jest straszliwie żal, jeśli kobieta jest zdolna do takiej desperacji, musi być niezwykle nieszczęśliwa. No i wszystko potoczyło się inaczej niż przewidywała, poczuła się oszukana. Ech, źle jakoś jest urządzony ten świat, ci co dzieci mieć nie powinni mają ich na pęczki, a ci, co by dla nich życie oddali, nie mogą ich mieć.
A tego jeszcze nie wiem, pewnie zostanie gdzieś tam mimochodem jeszcze wspomniane, co się stało dalej.
Haha, ja ci dam niewirtualne, zarazisz mnie choróbskiem, a ja tak dzielnie walczę. Za to ode mnie chyba nie tylko wirtualne w celach ozdrowieńczych tudzież chociaż leczniczych. ^^ :***
Haha, nie mogę się powstrzymać i muszę to powiedzieć.
UsuńPoczekaj tylko, niech choróbsko pójdzie sobie wypędzone hektolitrami herbatki z cytryną, a buziaki będą, będą.
Im szybciej sprowadzisz mi tu kogoś ze swojego zespołu najlepszych lekarzy, tym szybciej będzie po problemie. :)
Taaak, od razu najlepiej Idalia, zrobi porządek i z głową. ^^
UsuńAlbo Agatka, ostatnio na jakimś forum wyczytałam, że mogłaby grać Helenę trojańską albo Afrodytę, uśmiałam się, nie powiem. Ale fakt pozostaje faktem, lachon jest nie z tej ziemi, w dodatku naturalnie piękny, a nie jakiś tam wyphotoshopowany. :) Ujrzysz taką i już, góry przenosisz. :D
:*
Muszę to powiedzieć. Ta część mnie totalnie rozwaliła, jest genialna i pierwszy raz mam chyba tak, że nie wiem, co napisać. To znaczy jednocześnie wiem i nie wiem…
OdpowiedzUsuńI nie, nie chodzi o to, że była Zuzia (no dobra, może troszeczkę), ani nie o to, że było grono policjantów mych kochanych… Po prostu ten temat, to jak zachowała się Idalia (którą uwielbiam z każdą częścią coraz bardziej), to wszystko…
Tretter i jego obawy. Nic dziwnego, on w Leśnej Górze, to taki trochę komisarz Zawada. O wszystkich dba, wszystkich pilnuje, jest mądrym i wyrozumiałym człowiekiem.
Zuźka niech tak nie bohateruje, ciąża nie pozwala na wchodzenie do niebezpiecznych ludzi, Adam wiedział, co robi. Ona mądra kobieta jest, ale adrenaliny wtedy ma się w sobie mnóstwo.
Ach! Było tak blisko, tak blisko, żeby malutki Szymon nie trafił z powrotem do mamy… Tak się wystraszyłam czytając, że maluch płacze, a Dorota coraz bardziej zaczyna wpadać w histerię…
Idalia zachowała zimną krew, nie wiem, czy potrafiłabym tak, jak ona, chyba nie. A ona nie dość, że tyle przeżyła, straciła własne dziecko, to jeszcze teraz tak mocno zaangażowała się w pomoc Weronice, no szacunek wielki!
Nie potrafię żałować Doroty, bo jak mówi Ida, takich spraw się nie rozwiązuje w taki sposób…
I nic dziwnego, że Baśce puściły nerwy. Jest kobietą, instynkt, hormony, na szczęście nic strasznego się nie stało, chociaż zadrżałam, gdy przeczytałam zdanie o aniele Idalii…
Oj Adaś, w jego ramionach to i ja bym poczuła się pewnie, ale w domu na Idę będzie czekał Wiktor. Zuzanka pewnie odwiezie psychiatrę do domu i wszystko powoli zacznie się w pamięci zacierać.
Wiadomo, że one o tym nie zapomną, że zawsze gdzieś to w nich będzie tkwić, ale zachowały się na medal (nawet Basia, przecież jest tylko człowiekiem) ;)
No genialna część! Genialna!!!!
Buziaaaki :*** - Ela_k
Dziękuję, kochana! Tobie odebrać głos to jest już sztuka. :)
UsuńZuzia nie była wcale taka łatwa do napisania, mam nadzieję, że udało mi się trochę chociaż oddać jej charakter, zróżnicować ją od innych. Chociaż bardziej nauczyłam się tej twojej Zuzi, z obserwacji, niż tej serialowej, przyznać muszę. :) Bo twoja jest taka cieplutka.
Wszyscy Idalkę uwielbiają, dziękujemy, dziękujemy, Ida kłania się w pas. ;)
I Tretter jest jak Agata, od początku serialu jemu się charakter nie zmienia, szkoda, że jest postacią epizodyczną, bo go uwielbiam, tak jak Van Graafa na przykład. Mają potencjał. :)
Za to Wiki mnie ostatnio wkurza i chyba muszę dać temu ujście. Z fajnej dziewczyny zrobiła się znerwicowana zakrawająca już powoli na histeryczkę. :D
Nie ma mowy, że Adam czy Idalia by ją tam wpuścili, nie mieli żadnej pewności, że broni porywaczka nie ma.
Nawet Idalia miała stresu trochę.
Do końca się wahałam, aż do momentu pisania, co tu zrobić, ale jednak ich wszystkich za bardzo lubię.
Tak do końca idealnie to nie będzie, ale dowiesz się już być może niedługo, chyba, że się nie zmieści na następny Tydzień.
Nie mogłoby się w zasadzie nic stać, bo wtedy pewnie nawet w serialu Baśkę musieliby wylać, a tego nie chcemy. :)
Otóż to, każdy z nas jest tylko człowiekiem. :) To najlepsze podsumowanie. :)
Buziaki :*
Jakiś taki wyjątkowy rozdział dzisiaj. A może po prostu dzień jest wyjątkowy.
OdpowiedzUsuńCały czas trzymałaś w napięciu, że aż mi słowa z głowy pouciekały. W ogóle wszystko mi dzisiaj ucieka...
Pewnie będę wredna, zła i dziwna, ale miałam wielkĄ nadzieję na zwłoki, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. Cieszy mnie policyjny, żeby nie powiedzieć kryminalny, bo to bardziej kojarzy mi się z morderstwem, wątek.
Jak Idalia mogła mieć wątpliwości, co do istnienia Aniołów Stróżów?! Przecież Agatka jest jej Aniołkiem!
Buziaki :-*
CzerwonaPomadkaa
Zwłoki być miały, a owszem, tylko że mi nie wyszło, gdzież bym to mogła Idalce zrobić. Dzisiaj jest taki dzień dolegliwości wszelakich. A rozdział w istocie dosyć wyjątkowy, bo kryminalny bardziej niż medyczny. :)
OdpowiedzUsuńBuziaki! :*
Bardzo piękny cytat. Brzmi jak z wiersza jakiegoś i zachęca do zapoznania się z całością. No i nasuwa smutną refleksję nad tym, dlaczego ludzie odrzucają czułość i oddanie innych. Te myśli opiekuńcze.
OdpowiedzUsuńZwykle jest tak, że pacjenci psychiatryczni najbardziej zagrażają samym sobie, gdyż w gruncie rzeczy są to w większości nieszczęśliwi ludzie pokaleczeni przez los. Nawet, jeśli reagują agresją, to raczej z bezradności, poczucia zagrożenia, niż z chęci wyrządzenia komukolwiek krzywdy. Jeśli do takiego człowieka podejść z ciepłem, łagodnością i zrozumieniem, właściwie nie ma ryzyka. Idalia o tym wie, widzi w Dorocie nie niebezpiecznego szaleńca, a zdesperowaną, pogubioną istotę. Myślę, że grozi skokiem dlatego, że dotarło do niej, co zrobiła, poczuła się osaczona i przerażona. Nie chciała nikogo skrzywdzić, a teraz już zupełnie nie wie, jak to odkręcić, więc musi brnąć dalej. Aż łzy stają w oczach, kiedy Ida rozmawia z tą kobietą. Ma w sobie tyle zrozumienia i empatii. Strasznie jest nosić w sobie taki ból, takie poczucie, że utraciło się coś bezcennego i już nigdy się tego nie odzyska. Dorota ma niewielkie szanse na uzyskanie opieki nad dzieckiem. Szczerze mówiąc – żadne. Dlatego budzi we mnie wątpliwość moralną fakt, że Idalia zwodzi ją złudną nadzieją, choć może w zaistniałej sytuacji to najrozsądniejsze wyjście. Gdyby Dorocie udało się skoczyć, lekarka długo nie mogłaby sobie tego wybaczyć, nie mówiąc już o tym, co czułaby Basia. Wiadomo, można sobie tłumaczyć, racjonalizować, że to był chory człowiek, że nie można było nic zrobić. Jednak zawsze pozostaje ziarno wątpliwości. Mam wrażenie, że kusiło Cię bardziej drastyczne rozwiązanie, jednak ostatecznie nie zdołałaś się na nie zdobyć, na szczęście.
Dobrze, że Ida ma kogoś, do kogo może napisać, by na nią czekał. Właśnie kogoś takiego, kogo myśli opiekują się nią, nawet wtedy, kiedy na to nie pozwalała. Po raz kolejny pozostaje powtórzyć, że owocne czekanie daje nadzieję na to, że prawdziwej miłości się nie da tak po prostu odrzucić, bez względu na to, co się wydarzyło.
Bardzo dobry odcinek, jak dla mnie jeden z lepszych. Buziaki się należą, w szczególności za szczęśliwe zakończenie. A za piękny cytat następne ;***
Kaja
Można było - powiedzieć, co Ida powiedziała, choć moralnie wątpliwie. Masz rację. Ale ja też bym tak zrobiła. Ale kto Dorotę zrozumie lepiej niż ona. Miło, że ci się podoba! :*
Usuń