"Ponieważ
rozpacz przypływa i odpływa, zdarzają się też chwile, kiedy się wycofuje i
człowiek odkrywa, że przecież znajduje się na lądzie i może powinien
rozprostować nogi i wybrać się na spacer".
*****
Agata Woźnicka, jak najciszej umiała, wyśliznęła się z
łóżka. Brakowało jej tchu. Serce waliło tak mocno, jakby zaraz miało wyskoczyć
z piersi. Równie cicho otworzyła szufladę komody i wyciągnęła z niej niewielkie
pudełko. Przyciskając je mocno do siebie, z absurdalną obawą, przecież śpiący
spokojnie Marek nie mógł go podświadomie zobaczyć, szybko wyszła z pokoju.
Spanikowana rozejrzała się dokoła, jakby zaraz miała zostać przyłapana na
niewybaczalnym przewinieniu. Ręce drżały jej tak mocno, że z trudem zamknęła za
sobą drzwi łazienki.
*
- Agata - wymruczał Marek, powoli otwierając oczy. Ukochanej
nie było obok niego. Natychmiast się zaniepokoił. "Głupi frajer
jesteś" - skarcił się w myślach.
Odkąd każdej nocy i we wszystkie dni była na wyciągnięcie
ręki, instynktownie chciał ją chronić, co, o czym dobrze wiedział, niezmiernie
działało jej na nerwy. Ale nic nie umiał na to poradzić, nie chciał się z nią
już nigdy rozstawać. Na myśl, że kiedy zupełnie wydobrzeje, wróci do hotelu i
znów stanie się niezależna i odległa, zaczynało go mdlić. Postanowił zrobić
wszystko, żeby przekonać Agatę, że to, że są najbliżej jak tylko być można i
się potrzebują, jest właściwe, naturalne i bezpieczne. Tak jest im od zawsze
pisane.
W mieszkaniu panowała nienaturalna cisza. Natychmiast
wyskoczył z łóżka, postanawiając poszukać ukochanej. Usłyszał szmer lejącej się
z kranu wody. Syn nie wstawał tak wcześnie, to musiała być ona.
Zapukał w drzwi łazienki.
- Napijesz się kawy, ranny ptaszku?
- Poproszę - odpowiedziała drżącym głosem.
Słysząc, że płacze, wpadł niemal w panikę.
- Otwórz - rzekł stanowczo. - Co ci jest? Źle się czujesz?
- Zaraz wychodzę.
- Otwórz teraz.
Spełniła prośbę.
Stała przy umywalce, kompletnie już ubrana i uczesana. Łzy
na jej twarzy mieszały się z wodą. Uniósł wysoko brwi na widok leżącego na
pralce testu ciążowego. Podniósł przedmiot do światła, wynik był negatywny.
Położył jej dłonie na ramionach.
- A nawet gdybyśmy spodziewali się dziecka, co takiego by
się stało, zawaliłby się świat?
Nie odpowiedziała. Nadal wstrząsał nią płacz. Czuł, że znowu
zamknęła się przed nim na głucho. Nie chciał tego, ale zdenerwował się.
Zakręcił wodę, chwycił ją w ramiona i posadził na pralce, żeby mieć jej oczy na
wysokości swojej twarzy.
Mimo że czuł, iż stoi nad nią jak kat, stał nadal, czekał.
Źle go zrozumiała.
- Marek, to przez tę infekcję, nie mam okresu, wszystko mi
się poprzestawiało i tak się wystraszyłam - tłumaczyła łzawo, drżącym głosem. -
Ale to nie to, na szczęście to nie to.
- Rozumiem, jesteś poukładana w każdym względzie, nie
znosisz niespodzianek i za to też cię
kocham - głaszcząc jej twarz, wycierał łzy. - Ale co takiego by się stało? Ja
bardzo chcę mieć z tobą dzieci. Byłabyś ciepłą, cudowną mamą.
- Co by się stało? Koniec świata! Nie rozumiesz tego? Ja nie
chcę mieć dzieci. Nie teraz, nie wiem czy w ogóle kiedyś, nie czuję tego, to
nie jest dobry czas - skrzywiła się, ukryła twarz w dłoniach. - I to naprawdę
nie chodzi o ciebie.
- Na dzieci nigdy nie jest właściwy czas - burknął w
odpowiedzi.
Milczała, więc kontynuował:
- Agatka, na pewnym etapie życia po prostu dzieci się ma.
Nadają naszemu życiu sens, sprawiają, że nie żyjemy tylko dla siebie. Uczymy
się kochać kogoś bez względu na wszystko. Przekazujemy im to, co sami o życiu
wiemy.
Teraz Agata się zdenerwowała. Zeskoczyła z pralki. Pędem
wybiegła z łazienki. Jej oczy rzucały iskry.
- I się poświęcamy! Wspaniała teoria! - krzyczała bez
opamiętania. - Moje gratulacje! Tylko że właśnie teoria! Jak ty sobie to
wyobrażasz? Że przepraszam pacjenta i biegnę wymiotować, po czym jakby nigdy
nic wracam? Że robię dwunastki z brzuchem do ziemi? Że wstaję nocami, kołyszę
do rana dziecko, a potem biegnę radośnie do pracy zrobić komuś krzywdę? Że moje
dziecko jest szczęśliwe, kiedy go nie tulę na dobranoc, bo mam noc na izbie,
kiedy mnie nie widzi na dzień dobry, bo mam dyżur na internie? A ty nie lepiej,
kardiochirurgu, bez którego wali się szpital! Odpowiedź jest stała i
niezmienna, a brzmi: nie. Bo ja, Marek, albo coś robię dobrze i angażuję się w
to na sto, albo w ogóle. A dobrą matką, czułą, troskliwą i dobrym lekarzem na
etacie być się po prostu nie da.
Tym razem nie wytrzymał i Rogalski.
- Zaraz, zaraz, po prostu powiedz to otwarcie, chodzi ci o
to, że ja nie jestem dobrym ojcem, o to chodzi, tak?
- Nic nie sugeruję, nie mam prawa cię oceniać - dodała już ciszej,
zwykłym tonem. - Ale nie jestem pewna, czy masz pojęcie, gdzie jest teraz twój
syn.
- Śpi, a gdzie ma być?
- No nie wiem, gdzie ma być, ale zapewniam cię, że nie śpi,
a przynajmniej nie w swoim łóżku.
- O cholera - zmartwił się mężczyzna. Oczy mu posmutniały.
Na ten widok Woźnicka złagodniała, złość uleciała z niej
natychmiast. Miała ochotę wyciągnąć rękę, pocieszającym gestem pogładzić jego
policzek. Ale się powstrzymała, sama nie wiedziała dlaczego. I w tym momencie
ktoś przekręcił klucz w zamku.
- O, Agata. I tata - powiedział Radek, patrząc na nich
zdziwiony. - Widzisz to? - zwrócił się do Martyny. - Wojna światów. Ooo, gdyby
te spojrzenia mogły zabić. A ja już myślałem, że są idealni.
- Nie ma ideałów, ale ci dwoje są całkiem blisko. A żeby tak
zostało potrzebna jest... - wymownie spojrzała na nieco zdezorientowanych
dorosłych. - Herbata. Zawsze dobra na wszystko. Ja zrobię.
- chłopie, gdzieś ty był? - spytał Marek bezwolnie.
- Powtarzałem ci w zeszłym tygodniu, i w tym, i nawet
wczoraj - nocny maraton filmowy. A potem Mak żarcie.
- I całe szczęście - odetchnął kardiolog.
- Chłopie, całe szczęście - wtrąciła Agata z promiennym
uśmiechem.
Rogalski objął ukochaną i mocno, namiętnie pocałował.
- Ach, chyba nie powinienem na to patrzeć. Pójdę sobie może
- ironicznie rzekł nieodrodny syn swojego ojca.
- Patrz - rzuciła z kuchni Martyna, trzaskając kubkami. - I
ucz się.
Kardiolog wziął w dłonie twarz Agaty.
- Napijesz się ze mną herbaty? Obiecuję brak jakiegokolwiek
nacisku, słowo, przysięgam na to bijące dla ciebie serce! - uderzył się otwartą
dłonią w pierś.
- Wariat - uśmiechnęła się, z powrotem do niego lgnąc. - Z
niewysłowioną przyjemnością. Obiecując jeszcze sprawę dogłębnie przemyśleć.
- I już po wojnie? - Radek był zawiedziony. - Ech, zawsze
omija mnie najlepsze.
*
- Dostałaś mydełko, to teraz umyj brzuszek, skoro koniecznie
chcesz sama - Hana z uśmiechem pochyliła się nad siedzącą w wannie córeczką.
Mała z przeciągłym, głośnym piskiem zachwytu mocnymi uderzeniami rozchlapywała
wodę. Na własną twarz, na łazienkę i, rzecz oczywista, na mamę.
- Miał być brzuszek - westchnęła ginekolog, pocierając dla
przykładu dłońmi własny brzuch.
Dziewczynka z rozmysłem odwzorowała gest. Naśladownictwo -
pomyślała lekarka - pierwsza i najdoskonalsza forma zdobywania wiedzy o
świecie. Oczy zaświeciły się jej z radości.
I wtedy trzasnęły drzwi mieszkania.
- Tata! - krzyknęła Sara.
A Goldberg ze wzruszenia brakło tchu.
*
Gawryło porwał żonę w ramiona i sadzając ją sobie na
kolanach, zapadł się w miękką, wygodną kanapę. Łapczywie, jak tonący tlen,
wtłaczał w płuca jej zapach.
Uśmiechnęła się promiennie.
- Hej, kolacja, na pewno jesteś głodny po dyżurze -
próbowała się uwolnić.
- Jadłem codziennie, a do ciebie tęskniłem dwa tygodnie -
wtulił twarz w jej szyję. - Tak długie rozstanie było bardzo złym pomysłem.
- Też tak myślę, ale tylko dlatego, że było za długie,
widzisz, jak dobrze nam zrobiło? - ułożyła się wygodnie w jego ramionach,
pocałowała go delikatnie. - Wszyscy o ciebie pytali. Mama, Miri, w ogóle nie
chcieli mi wierzyć, że wszystko u nas dobrze. A ty tak rzadko dzwoniłeś.
- Nie wiedziałem, czy tego chcesz.
- Najprościej było zapytać.
- Poza tym wiesz, jak to jest, ciągle byliśmy zajęci i
byłoby naprawdę wspaniale, gdyby nie jedna kwestia.
Spojrzała pytająco.
- Tośka paplała, biegała, śmiała się, a ja tylko za tobą
tęskniłem.
Powstrzymała pocałunkiem jego dalsze słowa. Potem objął ją
mocno, przyciągnął do siebie, już nie zamierzał uwolnić z uścisku.
- No, to teraz już nawet może się skończyć świat -
powiedział cicho.
- Co? Dlaczego?
- Bo cały mój świat trzymam właśnie w ramionach.