"Kobieta jest
najsłabsza, gdy kocha, a najsilniejsza, gdy jest kochana".
*****
- O, hej, kończysz już na dzisiaj? - Wiktoria rozczesywała
włosy po dyżurze, próbując je ujarzmić, pozytywnych skutków póki co nie można
było zaobserwować.
- Nie, to dopiero początek przygody, nocka - Agata zarzucała na ramiona nieznacznie tylko wymięty fartuch. - Co bym nie robiła, to nigdy nie chce na mnie leżeć. Jakiś koszmar!
- Bo wiesz, poza tobą musi się zmieścić w tym fartuchu jeszcze twoje ego - ironizowała Consalida.
- Jasne - zaśmiała się Agata. - A kwestia rozmiaru to zawsze kwestia sporna. To zacznijmy pracę starym zwyczajem od przerwy, może kawki na koniec dnia?
- Nie, muszę jechać do domu - zgarbiła się, westchnęła. - I tak już robię nadgodziny.
- Domyślam się, tylko dziwić nie przestaję.
- A co cię tak dziwi?
- Że jakoś nie wybiegasz stąd w podskokach, wolność, swoboda, te sprawy. To ja tu mogę spędzać trzy czwarte życia, w moim pokoiku jeszcze nikt stęskniony nie czeka. No dobra, może książki.
- To może wreszcie powinnaś się bardziej postarać, żeby czekał, przyspieszyć bieg wydarzeń, przestać traktować Marka zachowawczo?
Woźnicka natychmiast spoważniała.
- Myślisz, że naprawdę warto się spieszyć, jest do czego? Przed nami całe życie, a ja już nie zamierzam kolejny raz układać go od nowa. Kiepsko, widzisz, znoszę ból, duszy zwłaszcza. I nie lubię rozczarowań. A ty w nagrodę za pośpiech siedzisz tutaj zgnębiona, i?
- I już się nie spieszę.
- Nie wiem, czy chcę pytać. Ale zapytam, bo cię kocham.
- Czasami lepiej nie mówić. Bo od mówienia głupie pomysły przychodzą do głowy.
- Wiesz, gdzie mnie szukać.
- Przede wszystkim powinnam poszukać siebie, i tego, czego naprawdę chcę. Reszta znajdzie się sama, twoje wsparcie też.
- Nie układa się wam? Czy tylko tobie?
- Układa.
- Ale?
- Mimo że go kocham, miewam dni, kiedy czuję, jakby był moim ojcem, najwyżej starszym bratem. I są takie dni, że wolałabym zostać tutaj. A kiedy Adam...
- Nie, nie, nie! - krzyknęła Agata rozpaczliwie, uciszając ją gestem. - Nie chcę wiedzieć, co Adam! Rozumiesz to?
- Przepraszam - Wiktoria wstała, podeszła do drzwi, Agata do niej podbiegła. Mocno chwyciła ją za rękę.
- Bo kiedy powiesz mi co Adam, ja będę musiała powiedzieć, że ostrzegałam. A nawet, że "a nie mówiłam". A tego ci nie powiem, nigdy! Bo żeby to powiedzieć, musiałabym stracić szacunek. A ja Nie pamiętam prawie życia, w którym cię nie znałam. Jesteś mi bliska i dałabym sobie dla ciebie wyrwać kawałek serca. Dlatego nie oczekuj ode mnie, że będziesz mi opowiadać o Adamie, a ja zechce tego słuchać. Patrzeć na to, jak najbliższa osoba się pogrąża i niszczy kolejnym błędem coś, do czego jeszcze nie dawno usilnie mnie przekonywała.
- Agata...
- Wiki, długo rozmawiałyśmy przed ślubem. Ostrzegałam, przekonywałam, tłumaczyłam i analizowałam za ciebie to, co sama w teorii wiesz lepiej. Ale dlatego, że mimo tylu wątpliwości zdecydowałaś się podjąć ryzyko, nigdy nie poprę, że nagle - hop - zwrot akcji - chcesz skrzywdzić niewinnego człowieka, a we mnie szukasz taniego rozgrzeszenia czy prawa do niego. Jeśli kolejny raz namieszasz sobie w głowie, ja nie będę umiała patrzeć na ciebie jak zwykle. A być może też nie będę chciała. Marsz do domu, natychmiast!
Wiktoria objęła Agatę. Mocniej niż by wypadało.
- Wiesz, że jesteś bardzo mądrym misiem?
- Wiesz, że czasem cie nie lubię? - Agata zacisnęła usta, nie odwzajemniła też uścisku.
- I wiesz, za co ja najbardziej cię kocham i szanuję? Za to, że nigdy nie oceniasz, nie paplasz komunałów na prawo i lewo. Patrzysz sobie na to, co cię otacza i siedzisz cichutko, czekasz na rozwój akcji z zawsze wyciągniętą pomocną dłonią. A kiedy już coś powiesz, to bez nagany i dezaprobaty, ale tak, że daje do myślenia aż boli.
- I co wymyśliłaś? - spytała internistka cierpko.
- Że skoro nie mogę ci powiedzieć, że go nie kocham i mi z nim źle, to znaczy że po prostu za mało się znamy.
- To biegnij kłusem go poznawać - lekarka nareszcie się uśmiechnęła. - I pozwól się wreszcie porozpieszczać, za mnie też.
- Przyjazd tu po mnie wpisuje się w konwencję rozpieszczania?
- Jak najbardziej.
- To dzwonię.
- Nie, to dopiero początek przygody, nocka - Agata zarzucała na ramiona nieznacznie tylko wymięty fartuch. - Co bym nie robiła, to nigdy nie chce na mnie leżeć. Jakiś koszmar!
- Bo wiesz, poza tobą musi się zmieścić w tym fartuchu jeszcze twoje ego - ironizowała Consalida.
- Jasne - zaśmiała się Agata. - A kwestia rozmiaru to zawsze kwestia sporna. To zacznijmy pracę starym zwyczajem od przerwy, może kawki na koniec dnia?
- Nie, muszę jechać do domu - zgarbiła się, westchnęła. - I tak już robię nadgodziny.
- Domyślam się, tylko dziwić nie przestaję.
- A co cię tak dziwi?
- Że jakoś nie wybiegasz stąd w podskokach, wolność, swoboda, te sprawy. To ja tu mogę spędzać trzy czwarte życia, w moim pokoiku jeszcze nikt stęskniony nie czeka. No dobra, może książki.
- To może wreszcie powinnaś się bardziej postarać, żeby czekał, przyspieszyć bieg wydarzeń, przestać traktować Marka zachowawczo?
Woźnicka natychmiast spoważniała.
- Myślisz, że naprawdę warto się spieszyć, jest do czego? Przed nami całe życie, a ja już nie zamierzam kolejny raz układać go od nowa. Kiepsko, widzisz, znoszę ból, duszy zwłaszcza. I nie lubię rozczarowań. A ty w nagrodę za pośpiech siedzisz tutaj zgnębiona, i?
- I już się nie spieszę.
- Nie wiem, czy chcę pytać. Ale zapytam, bo cię kocham.
- Czasami lepiej nie mówić. Bo od mówienia głupie pomysły przychodzą do głowy.
- Wiesz, gdzie mnie szukać.
- Przede wszystkim powinnam poszukać siebie, i tego, czego naprawdę chcę. Reszta znajdzie się sama, twoje wsparcie też.
- Nie układa się wam? Czy tylko tobie?
- Układa.
- Ale?
- Mimo że go kocham, miewam dni, kiedy czuję, jakby był moim ojcem, najwyżej starszym bratem. I są takie dni, że wolałabym zostać tutaj. A kiedy Adam...
- Nie, nie, nie! - krzyknęła Agata rozpaczliwie, uciszając ją gestem. - Nie chcę wiedzieć, co Adam! Rozumiesz to?
- Przepraszam - Wiktoria wstała, podeszła do drzwi, Agata do niej podbiegła. Mocno chwyciła ją za rękę.
- Bo kiedy powiesz mi co Adam, ja będę musiała powiedzieć, że ostrzegałam. A nawet, że "a nie mówiłam". A tego ci nie powiem, nigdy! Bo żeby to powiedzieć, musiałabym stracić szacunek. A ja Nie pamiętam prawie życia, w którym cię nie znałam. Jesteś mi bliska i dałabym sobie dla ciebie wyrwać kawałek serca. Dlatego nie oczekuj ode mnie, że będziesz mi opowiadać o Adamie, a ja zechce tego słuchać. Patrzeć na to, jak najbliższa osoba się pogrąża i niszczy kolejnym błędem coś, do czego jeszcze nie dawno usilnie mnie przekonywała.
- Agata...
- Wiki, długo rozmawiałyśmy przed ślubem. Ostrzegałam, przekonywałam, tłumaczyłam i analizowałam za ciebie to, co sama w teorii wiesz lepiej. Ale dlatego, że mimo tylu wątpliwości zdecydowałaś się podjąć ryzyko, nigdy nie poprę, że nagle - hop - zwrot akcji - chcesz skrzywdzić niewinnego człowieka, a we mnie szukasz taniego rozgrzeszenia czy prawa do niego. Jeśli kolejny raz namieszasz sobie w głowie, ja nie będę umiała patrzeć na ciebie jak zwykle. A być może też nie będę chciała. Marsz do domu, natychmiast!
Wiktoria objęła Agatę. Mocniej niż by wypadało.
- Wiesz, że jesteś bardzo mądrym misiem?
- Wiesz, że czasem cie nie lubię? - Agata zacisnęła usta, nie odwzajemniła też uścisku.
- I wiesz, za co ja najbardziej cię kocham i szanuję? Za to, że nigdy nie oceniasz, nie paplasz komunałów na prawo i lewo. Patrzysz sobie na to, co cię otacza i siedzisz cichutko, czekasz na rozwój akcji z zawsze wyciągniętą pomocną dłonią. A kiedy już coś powiesz, to bez nagany i dezaprobaty, ale tak, że daje do myślenia aż boli.
- I co wymyśliłaś? - spytała internistka cierpko.
- Że skoro nie mogę ci powiedzieć, że go nie kocham i mi z nim źle, to znaczy że po prostu za mało się znamy.
- To biegnij kłusem go poznawać - lekarka nareszcie się uśmiechnęła. - I pozwól się wreszcie porozpieszczać, za mnie też.
- Przyjazd tu po mnie wpisuje się w konwencję rozpieszczania?
- Jak najbardziej.
- To dzwonię.
*
- Ale gdyby się coś działo, cokolwiek, natychmiast do mnie
zadzwonisz? Albo najlepiej do Hany, bo ona rzadziej operuje, tak? - Piotr ze
zbolałą miną patrzył uważnie w oczy Kasi - opiekunki. Dziewczyna siedziała obok
Sary na podłodze. Obie w skupieniu układały piankowe klocki. Sara nieustannie
zamieniając pokój w plac budowy, Kasia nieprzerwanie do niej mówiąc. Ku radości
Hany - ciekawie i sensownie.
Rodzice dziewczynki natomiast stali nad ich głowami mocno zgnębieni. Zostać w domu nie mogli, wyjść za to nijak nie mieli odwagi.
- Tylko koniecznie pamiętaj o godzinach posiłków i snu - wtrąciła stanowczo Hana. - Ona jest do takiego rytmu dnia, jaki ci opisałam mocno przyzwyczajona. Nie powinniśmy zmieniać jej dobrych nawyków.
Kasia wstała, rozkładając ręce w geście bezradności. Sara natychmiast krzyknęła niezadowolona, bo nie godzi się przerywać zabawy w najlepszym momencie.
- Poczekaj, maluszku, koniecznie musimy uspokoić twoich rodziców. Zróbmy tak: - dziewczyna uśmiechnęła się z pobłażaniem do spanikowanych Gawryłów. - W każdej wolnej chwili dzwońcie do nas i pytajcie o wszystko. A my z Sarenką opowiemy wam szczerze jak na spowiedzi, co aktualnie robimy. No i w skrytości ducha będziemy liczyć na to, że kiedyś wam przejdzie ta panika.
- To jest bardzo dobra propozycja - odetchnął Piotr.
- Wspaniały pomysł - wykrzyknęła z ulgą Hana.
- A teraz nie chcę was poganiać, ale z tego co mi mówiliście, zaraz się spóźnicie do pracy.
Piotr spojrzał na zegarek.
- Cholera, Hana, mamy 15 minut!
Jak oparzeni wybiegli do przedpokoju, opiekunka zaś za nimi.
- Kluczyki - podała przedmiot Piotrowi, rozczulona stosunkami, jakie panują w rodzinie jej nowych pracodawców.
Rodzice dziewczynki natomiast stali nad ich głowami mocno zgnębieni. Zostać w domu nie mogli, wyjść za to nijak nie mieli odwagi.
- Tylko koniecznie pamiętaj o godzinach posiłków i snu - wtrąciła stanowczo Hana. - Ona jest do takiego rytmu dnia, jaki ci opisałam mocno przyzwyczajona. Nie powinniśmy zmieniać jej dobrych nawyków.
Kasia wstała, rozkładając ręce w geście bezradności. Sara natychmiast krzyknęła niezadowolona, bo nie godzi się przerywać zabawy w najlepszym momencie.
- Poczekaj, maluszku, koniecznie musimy uspokoić twoich rodziców. Zróbmy tak: - dziewczyna uśmiechnęła się z pobłażaniem do spanikowanych Gawryłów. - W każdej wolnej chwili dzwońcie do nas i pytajcie o wszystko. A my z Sarenką opowiemy wam szczerze jak na spowiedzi, co aktualnie robimy. No i w skrytości ducha będziemy liczyć na to, że kiedyś wam przejdzie ta panika.
- To jest bardzo dobra propozycja - odetchnął Piotr.
- Wspaniały pomysł - wykrzyknęła z ulgą Hana.
- A teraz nie chcę was poganiać, ale z tego co mi mówiliście, zaraz się spóźnicie do pracy.
Piotr spojrzał na zegarek.
- Cholera, Hana, mamy 15 minut!
Jak oparzeni wybiegli do przedpokoju, opiekunka zaś za nimi.
- Kluczyki - podała przedmiot Piotrowi, rozczulona stosunkami, jakie panują w rodzinie jej nowych pracodawców.
*
Hana pierwszy raz od wielu miesięcy weszła do pokoju lekarskiego. Sprawiło jej to niewysłowioną przyjemność. Pędem chciała biec na oddział, żeby zapoznać się z pacjentkami. Nastrój psuła jej tylko myśl o pozostawionej w domu Sarze. Piotr czuł się podobnie. Co jakiś czas rzucał niespokojne spojrzenia na wyświetlacz telefonu.
- To jak, które z nas pierwsze dzwoni? - roześmiała się.
- Jesteśmy nienormalni, musimy wyluzować, bo wychowamy to dziecko na wariata - odrzekł Piotr z westchnieniem.
- Okej, to ty zadzwoń, ale dopiero za godzinę. Już, do pracy, żeby nie myśleć. No i z każdym dniem będzie łatwiej.
W tej chwili w drzwiach stanął Tretter.
- Z ogromną przyjemnością witam panią doktor z powrotem!
Hana uścisnęła szefa serdecznie.
- Ja wracam do was z niemniejszą. Właśnie zamierzałam iść się przywitać.
- Nie chcę oczywiście zadzierać z panem doktorem, dlatego powiem ci tylko, że służy ci macierzyństwo, wyglądasz kwitnąco.
- Nie, szefie - wtrącił się Piotr. - Jej służy małżeństwo.
Roześmiali się wszyscy. W tym momencie do lekarskiego wbiegła Agata, niemal wpadając na Stefana.
- Przepraszam, potrzebuję ginekologa na izbie, a jak zwykle ich nie ma tam, gdzie powinni być, nie widzieliście?
- Do usług - zgłosiła gotowość Hana.
Na widok koleżanki internistka stanęła jak wryta.
- Boże, jak ten czas leci, Hana! - podeszła szybko, żeby uścisnąć lekarkę - Co tam u małej?
- Cześć - powiedziała ginekolog ciepło. - Wyglądasz na bardzo zmęczoną, widać, że mnie tu brakuje, nie ma kto was wyganiać do domu. Mała zdrowa i śliczna.
- Standard, ale niesamowicie się cieszę, że już jesteś, to co, od razu na głębinę, pomożesz mi?
Ginekolog stanowczo kiwnęła głową, odwracając się do wyjścia.
- Agata, a ty już przypadkiem nie skończyłaś dyżuru? - spytał podejrzliwie dyrektor.
- Jednorazowa akcja, szefie.
- Ech, co ja z wami mam, wszyscy się...
- Przepracowujemy, tak, chodźmy, Hana, im szybciej załatwimy sprawę, tym szybciej pójdę spać. Ale wygląda to nie najlepiej.
*
- Pani Kamilo, teraz jest z nami najlepszy ginekolog na
świecie, a to znak, że nie ma strachu, wszystko będzie dobrze - Agata
pocieszająco uśmiechnęła się do sztywno leżącej na kozetce kobiety. Hana
spojrzała prosto w jej przerażone oczy. Spokojnie usiadła na krześle. Woźnicka
przeszła do rzeczy.
- Pani Kamila Jagodzka, 27 lat, pierwsza ciąża, trzydziesty drugi tydzień ciąży bliźniaczej. Cztery tygodnie temu była już naszym gościem z silnymi skurczami, pomógł fenoterol.
- A w 24 tygodniu założono mi coś, co ma powstrzymać skurcze szyjki macicy, czy coś takiego - uzupełniła cicho Kamila. Cała drżała, zaciskała dłonie.
Hana usiadła na brzegu kozetki.
- Spokojnie, bardzo dobrze, że to zrobiono. Pessar, to taki krążek, który ma zapobiegać skracaniu się szyjki macicy, a więc zmniejszać prawdopodobieństwo przedwczesnego porodu, czy ciąża poza tym jednym epizodem była powikłana?
- Nie, miałam brać leki rozkurczowe. Było dobrze. A teraz mam skurcze, znowu, silniejsze, co pięć minut. Od rana. Moje córeczki są za małe, żeby przychodzić na świat, mąż jest za granicą... - w oczach Jagodzkiej zalśniły łzy.
Goldberg pospiesznie przeglądała kartę, niecierpliwie szukając jakiejś informacji.
- Pani Kamilo, proszę głęboko oddychać, ja wiem, łatwo się mówi, ale musi się pani uspokoić. Dla dobra dziewczynek, one wyczuwają pani stres. Przede wszystkim zrobimy USG, żeby zobaczyć, jak się mają.
Pielęgniarka ostrożnie pomogła Kamili wstać, w tym momencie, ku rozpaczy wszystkich, gwałtownie odeszły jej wody.
- Pani Kamila Jagodzka, 27 lat, pierwsza ciąża, trzydziesty drugi tydzień ciąży bliźniaczej. Cztery tygodnie temu była już naszym gościem z silnymi skurczami, pomógł fenoterol.
- A w 24 tygodniu założono mi coś, co ma powstrzymać skurcze szyjki macicy, czy coś takiego - uzupełniła cicho Kamila. Cała drżała, zaciskała dłonie.
Hana usiadła na brzegu kozetki.
- Spokojnie, bardzo dobrze, że to zrobiono. Pessar, to taki krążek, który ma zapobiegać skracaniu się szyjki macicy, a więc zmniejszać prawdopodobieństwo przedwczesnego porodu, czy ciąża poza tym jednym epizodem była powikłana?
- Nie, miałam brać leki rozkurczowe. Było dobrze. A teraz mam skurcze, znowu, silniejsze, co pięć minut. Od rana. Moje córeczki są za małe, żeby przychodzić na świat, mąż jest za granicą... - w oczach Jagodzkiej zalśniły łzy.
Goldberg pospiesznie przeglądała kartę, niecierpliwie szukając jakiejś informacji.
- Pani Kamilo, proszę głęboko oddychać, ja wiem, łatwo się mówi, ale musi się pani uspokoić. Dla dobra dziewczynek, one wyczuwają pani stres. Przede wszystkim zrobimy USG, żeby zobaczyć, jak się mają.
Pielęgniarka ostrożnie pomogła Kamili wstać, w tym momencie, ku rozpaczy wszystkich, gwałtownie odeszły jej wody.