poniedziałek, 27 kwietnia 2015

33.

"Pozwól mi nie prosić, bym unikał niebezpieczeństw, lecz bym bez lęku mierzył się z nimi".

*****

Tosia siedziała przy stole, z roztargnieniem grzebiąc łyżką w talerzu z zupą. Piotr siedząc naprzeciwko niej powoli tracił cierpliwość.
- Powtarzam ci trzeci raz, kończ tę zupę, bo nie zdążymy.
- Przecież jem - mała z ociąganiem włożyła łyżkę do ust. Długo przeżuwała.
- Tośka! - Piotr ostatecznie nie wytrzymał. - Jesz tę zupę od pół godziny! Spieszymy się na basen, a musimy jeszcze zabrać Zuzię, bo jej mama nie może jechać i nas poprosiła, o czym powiedziałem ci dziesięć minut temu!
- To nie będę jeść! - rzuciła łyżkę na stół. - A na basen nie jadę bez mamy! Zawsze jeżdżę z mamą, nie chcę z tobą! - w oczach dziewczynki zalśniły łzy. Dzielnie starała się jednak nie rozpłakać.
- No szlag mnie zaraz przecież trafi, posłuchaj mnie - w Piotrze narastała furia. - Może mama pozwala ci na strojenie fochów przy byle okazji i ma czas to znosić, ale ja takiego zachowania tolerować nie zamierzam. Śniadania nie zjadłaś, odpuściłem ci. Kanapki w śniadaniówce są nietknięte. A teraz grymasisz przy obiedzie. Daję ci pięć minut, bo w tym domu nikt nie wyrzuca jedzenia! Zabieraj się do tego! I wiesz, że z mamą jechać nie możesz.
- Nie zjem! Możesz mnie zbić! - głos dziewczynki zadrżał lekko, ale mówiła stanowczym tonem.
- O czym ty mówisz?! W życiu cię nie uderzyłem i nie zamierzam!
Do kuchni weszła zaalarmowana krzykami Hana.
- Czy wyście powariowali z tymi wrzaskami? Co tu się dzieje? Obudzicie Sarę. Usypiałam ją przez godzinę. Jest nieznośna, bo zaczyna ząbkować, przecież wiecie. O co chodzi tym razem?
Spojrzała przelotnie na wściekłą twarz męża i smutną przybranego dziecka.
- Nic nie zjadła od rana - westchnął z rezygnacją mężczyzna. - Odkąd zadzwoniła do niej Magda i powiedziała, że nie wraca, zachowuje się nie do zniesienia. Nie je, zgubiła szkolne kapcie i pyskuje do nauczycielki, nasłuchałem się dzisiaj za wszystkie czasy!
Popatrzył na prawie nietknięty talerz córki i dodał ostrym tonem:
- Dopóki to nie zniknie, nie wstaniesz od stołu. A jeśli będzie trzeba wychodzić na basen, za który ci z mamą płacimy mnóstwo pieniędzy, zjesz po powrocie, nawet zimne, koniec dyskusji.
Córka i ojciec wstali równocześnie.
- Po co mam jeść, skoro i tak nikt mnie nie kocha i nie chce! Nawet mama nie dotrzymuje słowa, a ty na mnie tylko umiesz krzyczeć! I w ogóle się o mnie nie martwisz! - wrzasnęła dziewczynka, przypadkiem przewracając krzesło. Zanosząc się płaczem, pobiegła do swojego pokoju, z całej siły zatrzaskując drzwi. Wstrząśnięty Piotr usłyszał tylko, jak rzuca się na łóżko i głośno płacze w poduszkę.
Mężczyzna nalał sobie szklankę wody i wychylił duszkiem, próbując ochłonąć.
- Czasem mam wrażenie, że się do tej roli kompletnie nie nadaję, Hana, zrozum, puściły mi nerwy, smarkula dzisiaj po prostu przegina!
- A może to ty dzisiaj jesteś wyjątkowo poirytowany? - kobieta objęła męża czule. - Uspokój się, trochę wyluzuj, co? Wiesz, z jakiego powodu nie je, rozmawiałeś z nią o tym?
Pogłaskała go po włosach, a on wtulił twarz w jej szyję.
- Kiedy miałem z nią rozmawiać, od rana biegam jak nienormalny między szpitalem a szkołą, a teraz jeszcze ten basen. Magda miała wrócić wczoraj, przedłużyli jej delegację, zadzwoniła, uprzedziła Tosię. A ona się ciska, jakby miała z nami źle i to była jakaś życiowa tragedia.
Usłyszeli skrzypienie drzwi i ostentacyjne wysiąkiwanie nosa.
- Pewnie po prostu tęskni za matką. Dzieci nie lubią nagłych zmian i zwrotów akcji, chcą mieć uporządkowany świat. A ona została dłużej u nas bez planu, nie wie, kiedy matka do niej wróci i to, co zwykle robiła z nią, musi robić z tobą. Jest zdenerwowana i zdezorientowana nową sytuacją, w czym ty jej nie pomagasz, wulkanie - mocno go przytuliła. - A z Magdą pogadaj, że po prostu następnym razem nie może się zgodzić na przedłużenie wyjazdu, bo to źle wpływa na dziecko, w końcu dom to jest dom - kontynuowała Hana, umyślnie głośniej niż trzeba.
Pocałowała męża w usta, uśmiechając się do niego ciepło.
- Duzi faceci też muszą mieć uporządkowany świat, jak widać na załączonym obrazku.
Z czułością zwichrzył jej włosy.
- Ech, co ja bym bez ciebie... bez was zrobił!
- Eksplodowałbyś. Najwyżej po tygodniu - roześmiała się kobieta.
- Mama obiecała, że wróci w niedzielę wieczorem, że wyjeżdża tylko na weekend - usłyszeli za sobą cichy głos Antosi, odwrócili się do niej pospiesznie. Cel został osiągnięty, słyszała całą rozmowę. - I przez to jestem wkurzona i smutna. Bo jej na mnie nie zależy.
Dziewczynka wyszła co prawda z pokoju, ale stała smutna, ze spuszczonymi ramionami i zapłakaną buzią; instynktownie jednocześnie przygarnęli dziecko do siebie i mocno przytulili.
- I cały żołądek mi się ścisnął ze strachu, bo nie wiem kiedy mama wraca, dlatego nie mogę jeść. Przepraszam.
- Kocham cię, ty mała, pyskata, włochata i uszata małpeczko - Piotr łaskotał córkę, całując ją w policzki i główkę. - I nawet kiedy mama jest na końcu świata, na mnie zawsze możesz liczyć i nic złego ci się przy mnie nie stanie. Pamiętaj o tym. I nigdy więcej się nie bój.
- Też cię kocham, jak na mnie nie wrzeszczysz - dziewczynka ze śmiechem wtuliła się w ojca. - A u was też mam dom, nie martwcie się, wiem o tym. Czasem tylko panikuję, bo trudno mieć dwa domy.
- I zamiast mi powiedzieć, że tęsknisz za mamą i domem, zgrywasz fochy, wy, kobiety, jesteście dla nas facetów za bardzo skomplikowane. A ja nie umiem czytać w twoich myślach. Chociaż szkoda.
- Tato, a jeśli to jednak prawda? Jeśli mama już nie wróci do mnie? I tylko tak mówi, że musiała dłużej zostać?
- Antośka, no coś ty, przecież mama cię kocha jak nikogo na świecie. Nie mogłaby żyć bez ciebie.
- Tak to już jest, że czasami plany się zmieniają, wypada coś nieprzewidzianego, na co nie mamy wpływu - wtrąciła się Hana, z rozczuleniem patrząc na męża i córkę.
-Jasna cholera, nasz basen - zreflektował się Piotr.
Hana i Tosia się roześmiały.
- Duzi faceci nie powinni mówić brzydkich słów - dziewczynka chwyciła tatę za nos. - Uważaj, bo on nie tylko od kłamstw może urosnąć.
Mężczyzna pospiesznie wybrał numer.
- Mam absolutnie genialny pomysł! - wykrzyknęła nagle lekarka. - Zadzwoń tam i przełóż na późniejszą godzinę, Sarenka się obudzi i pojedziemy z wami.
- Naprawdę? Sara wejdzie do basenu? - rozpromieniła się Tosia. - Przecież ona nie umie pływać!
- Pierwszy raz w życiu, zobaczymy, czy jej się spodoba. Ale jedziemy z wami pod jednym warunkiem.
- No dobra, zjem ten obiad. Jestem głodna jak wilk!
- Chodź, podgrzeję ci. A na wilka na pewno pomoże deser-niespodzianka.

*

- Natka, masz gości - Wiktoria weszła do sali i przysiadła na krześle, od razu przechodząc do sedna. - Tato i babcia. Chcesz się z nimi widzieć?
- Babcia? Z nim... - dziewczyna zacisnęła zęby.
- Jest trzeźwy, sprawdziłam - powiedziała cicho lekarka.
- Skąd pani wie, że pije?
- Kuba się wygadał.
- I mimo to nie zadzwoniła pani do opieki społecznej?
Consalida długo milczała.
- Czasem najprostsze rozwiązania wcale nie są dobre. A gniew zawsze jest złym doradcą, to akurat wiem z własnego doświadczenia.
Wstała.
- Pamiętaj o tym, kiedy będziesz z nim rozmawiać.

*

Natalia bardzo starała się posłuchać dobrej rady, z całych sił próbowała zapanować nad gniewem - nie wyszło. Nawet najcierpliwszy człowiek świata czasem bywa u kresu wytrzymałości.
- O, babcia, miło że wpadłaś - powiedziała gorzko, z wyrzutem. - Niech się zastanowię, gdzie ja cię ostatnio widziałam... jakoś na pogrzebie mamy, dwa lata temu. Potem słuch o tobie zaginął. Przypomniałaś sobie o wnukach? Zaszczyt to dla nas!
- Dziecko, ja cię tak strasznie przepraszam, wybacz mi, jeśli potrafisz... - kobieta trzęsła się od tłumionego płaczu.
- Co mam wybaczyć! Że przez dwa lata nawet nie zadzwoniłaś? Że w ogóle się nami nie interesujesz, czy że zostawiłaś nas z ojcem pijakiem, myśląc tylko o tym, jak tobie jest ciężko? - z oczu dziewczyny sypały się iskry, była wściekła.
- Straciłam jedyne dziecko...
- Co ty powiesz, a ja straciłam matkę! - Natalka wybuchnęła płaczem, nie mogła już powstrzymać emocji. - Zostałam z ojcem, dla którego liczy się tylko wóda i z maluchem, który co noc sika do łóżka, bo nie wytrzymuje sytuacji w domu! Byłam ze wszystkim sama! Musiałam nauczyć się gotować i tak ułożyć dzień, żeby ogarnąć dom, siebie i Kubę, jak myślisz, która z nas miała ciężej, która z nas jest dorosła i odpowiedzialna?
Dziewczyna ukryła twarz w dłoniach.
- Gdyby nie strach, że nas rozdzielą, już dawno poszłabym do tej opieki społecznej, bo ja już nie mam siły! Co się tak na mnie gapicie! Zrobię to, pójdę i powiem jak jest, nie rozdzielą nas! A ja chcę być jeszcze dzieckiem!
- To wszystko moja wina - niespodziewanie odezwał się ojciec nastolatki, ciężko usiadł na krześle, cały się trząsł. - Po śmierci mamy wszystko straciło dla mnie sens. Ten ból mnie obezwładnił. A teraz już nad tym nie panuję... Dlatego jest tu babcia.
- Nie rozumiem - zdziwiła się Natalia.
- Chcę przestać pić.
- Tato! Nie rozśmieszaj mnie! Mówisz tak co tydzień od dwóch lat!
Mężczyzna wyjął z kieszeni jednorazowy alkomat, dmuchnął weń energicznie.
- Jestem trzeźwy, odkąd uświadomiłem sobie, że mogłem cię stracić - trzęsącą dłonią pokazał dziewczynie wynik pomiaru. - Przyszedłem się tylko pożegnać. I zostawić was babci.
- Jak to? - wyszeptała nastolatka.
- Od dzisiaj przez kilka tygodni będę na odwyku.
- A co potem?
- Kiedy wyjdę ze szpitala, zgłoszę się na terapię. Będę potrzebował waszego wsparcia, bez niego na pewno wrócę do picia. Wiem - powstrzymał otwierającą usta córkę. - Nie zasługuję na szansę, ale proszę o nią ostatni raz. Jeśli teraz mi się nie uda, sam oddam was do rodziny zastępczej.
- Zrobię wszystko, żeby zasłużyć na twoje wybaczenie - wtrąciła się babcia, wycierając oczy.
Podeszli do drzwi.
- Dajcie mi trochę czasu - poprosiła cicho Natalia. - Muszę sobie to wszystko przemyśleć. Na razie nie umiem wam wybaczyć, bo żeby to zrobić, muszę wyzbyć się mojego gniewu, on doradza nienawiść - teraz wiem to już z własnego doświadczenia.

poniedziałek, 20 kwietnia 2015

32.

"Jeżeli umiesz zmusić serce, nerwy, siły, by nie zawiodły, choćbyś od dawna czuł ich wyczerpanie, byleby wytrwać, gdy poza wolą nic już nie mówi o wytrwaniu - jesteś człowiekiem".

*****

- Ja w ogóle nie rozumiem, co ty mi chcesz powiedzieć, że co... - ręce Idalii trzęsły się tak bardzo, że musiała spleść palce i mocno wbić dłonie w kolana.
- Uspokój się, twój stres w niczym nie pomoże - Wiktor za wszelką cenę starał się zgubić jadący za nimi samochód. Kluczył bocznymi uliczkami, niespodziewanie zmieniał pas ruchu, co i rusz zajeżdżał komuś drogę, wszystko, żeby tylko pozbyć się śledzącego. Po kilkunastu minutach się powiodło.
- Że drugi raz bez prawa i pozwolenia rozwalasz moje życie! Ja się na to nie zgadzam! Rozumiesz? - zacisnęła dłonie w pięści, wymachując nimi przed oczami mężczyzny. - Gdzie ty mnie w ogóle wieziesz? O nic mnie nie pytasz! Nie masz pojęcia, co ja przeżywam od tylu tygodni... Nie masz do niczego prawa...
Wiktor czekał cierpliwie, aż kobieta choć częściowo wyrzuci z siebie nagromadzone przez prześladowcę emocje. W końcu bez sił opadła na siedzenie, zamykając oczy. Resztę drogi przebyli w milczeniu.
- Jesteśmy pod moim domem. Tylko tutaj możemy spokojnie porozmawiać.
Ida teatralnie, ze złością, rzuciła ramionami.
- Bardzo ciekawa teoria, że twój dom to jedyne spokojne miejsce tego świata. Nie mogę się zdecydować, czy bardziej egoistyczna, czy naciągana. No i skąd pewność, że zechcę tu pozostać?
Wściekła wysiadła z samochodu, były mąż, zupełnie spokojny, tuż za nią. Stanęła niepewnie na żwirowej ścieżce prowadzącej do domu. Mężczyzna podszedł do niej, zbyt blisko.
- Śledzi cię regularnie, twój adres zna. Nie masz do mnie nawet tej odrobiny zaufania, żeby wejść ze mną do domu? - zapytał ze smutkiem.
- Chyba nie pytasz poważnie? Nie rozśmieszaj mnie! - nakręcała się na nowo. - Przywozisz mnie do swojego domu, nieświadomie znowu, a przynajmniej tak twierdzisz, robiąc mi z życia piekło. I pieprzysz brednie o zaufaniu. Zaufanie miałam do ciebie, kiedy spokojnie wchodząc do własnego domu, znalazłam cię w łóżku z jakąś dziwką. Wtedy byłam pełna zaufania. Aż do omdlenia ci ufałam! I kochałam cię, jeśli wiesz, co to znaczy. Dbałam o ciebie jak umiałam najlepiej po śmierci naszej córki. Tylko ty trzymałeś mnie przy życiu, dla ciebie wstawałam z łóżka, ignorując własną rozpacz, nie myśląc o własnym bólu! Bo ty również cierpiałeś! Odpłaciłeś mi, godziwie!
Psychiatra obronnym gestem objęła się ramionami, nagle zdziwiona słonymi łzami znów cicho spływającymi po policzkach. Wbrew jej woli, jakby należały do kogoś obcego, z kim ona nie ma nic wspólnego.
- Bardzo cię przepraszam... długotrwały stres... zwykle sobie radzę... nie powinnam tyle gadać... trochę nie wyrabiam... wezmę urlop... pozbieram się... - Mówiła, mówiła, mówiła, usiłując odzyskać kontrolę nad sytuacją, w rzeczywistości tracąc ją zupełnie.
Wstrząśnięty Wiktor otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Zrezygnował. Objął kobietę delikatnie, oczekując na silny protest. Nie doczekał się, wtedy mocno ją do siebie przytulił, uspokajająco gładząc długie włosy brunetki, w jego oczach lśniły łzy.
- Idalia, tylko nic nie mów, nie przerywaj mi, błagam... Co zrobisz, kiedy ci powiem, że popełniłem największy błąd życia. Nie płacz. Już dobrze, już wszystko będzie dobrze. Nigdy więcej nie pozwolę zrobić ci krzywdy. I nie musisz mi wierzyć, udowodnię to, będę udowadniał każdego dnia!
Delikatnie całował jej załzawione oczy, policzki, usta. Kobieta odsunęła się na odległość ramienia, spazmatycznie łapiąc oddech.
- Wiktor, co ty robisz... co JA robię... co się dzieje! Robimy widowisko... życiowy sztorm... kataklizm! Mój honor, ludzie patrzą... a zresztą, czy to nie wszystko jedno... - uśmiechnęła się przez łzy, zaskoczona, przejęta i pierwszy raz od śmierci córeczki - naprawdę spokojna.
Wiktor stanowczo objął ją ramieniem, jakby nigdy nie chciał już wypuścić, i mówiąc niemal na jednym oddechu, prowadził do domu.
- Zawiodłem, poddałem się. Nie mogłem tego znieść. Tych godzin, które spędzałaś w szpitalu przy łóżeczku Agatki, tego twojego szukania ratunku, kiedy już było wiadomo, że nam się nie uda wygrać, tej twojej nadziei do końca, a potem twoich pustych oczu, automatycznych ruchów, bezbarwnego tonu. Ja po prostu nie mogłem tego znieść... - otarł oczy wierzchem dłoni, delikatnie sadzając Idę na kanapie. Odetchnął głęboko i ciągnął dalej, jakby na czas, jakby zaraz oczy żony miały odwrócić się od jego oczu na zawsze.
- Założyła się z koleżankami, że przystojny ginekolog będzie jej. Wykorzystała moją chwilę słabości. Zostawiłem portfel w pokoju lekarskim, przywiozła go. Nie pamiętam nawet, jak to się stało. Nie znałem jej imienia! Mam w głowie pustkę, wyłączyłem umysł, odtąd śnią mi się ciągle twoje zrozpaczone, niedowierzające oczy. Idalia, niczego w życiu nie żałuję tak bardzo, jak tej jednej godziny. Oddałbym wszystko, żeby cofnąć czas.
Zapanowała cisza. W piersi Wiktora tłukło się serce. Idalii brakowało tchu.
- Drogi Boże - krzyknęła z rozpaczą. - Przecież my się spotkaliśmy zupełnie w innym celu... Przecież... ten pieprznięty stalker... Proszę cię! Muszę się natychmiast napić, potrzebuję mocnego drinka, zanim kompletnie przestanę rozumieć rzeczywistość. Nie! - gwałtownie zamachała rękami. - Nic nie mów, zlituj się nade mną, teraz ani słowa więcej!
*

Wychowawczyni stała przy tablicy. Była wyraźnie przybita, usta zacisnęła w wąską kreskę. Nie wiedziała, jak zacząć.
- Na pewno wiecie już, że Natalia Wiśniewska miała bardzo poważny wypadek...
W klasie panowała niezwykła cisza, wiele spojrzeń wbiło się w twarz kobiety. Uczniowie nie śmieli głębiej odetchnąć. Tylko Ola, czerwona, dziwnie zażenowana, patrzyła w blat ławki, Iza gwałtownym kaszlem usiłowała rozluźnić ściśnięte gardło, a Patrycja nerwowo kreśliła po zeszycie.
- Krótko z nią rozmawiałam. Ma złamaną rękę, kilka żeber i jest bardzo mocno potłuczona. Nikt nie wie, jak do tego doszło. Nieprędko będzie mogła do nas wrócić. A kiedy to się stanie, nie będzie mogła pisać. Proszę was, żebyście jakoś pomogli nadrobić Natalce zaległości. Wierzę, że mogę na was liczyć.
Z ulgą usiadła przy biurku.
- Mogę kserować jej notatki - zgłosiła się, wstając, Julia, najlepsza uczennica w klasie. - Mój tata pracuje w banku, kilkadziesiąt kartek nie zrobi tam większej różnicy. Tylko ona bardzo daleko mieszka...
- Mieszka blisko mnie - wstał z kolei Adam, wkładając ręce do kieszeni, rzucił niby od niechcenia. - Pięć minut mnie nie zbawi, mogę zanosić.
Iza zebrała wszystkie siły, podniosła się gwałtownie, omal nie przewracając krzesła.
- A my... - odchrząknęła, spojrzała na Olę i Patrycję. - My będziemy kilka razy w tygodniu odwiedzać ją w szpitalu. Jakby czegoś potrzebowała, w końcu to laska z naszej klasy... no nie...
Dziewczyny z aprobatą pokiwały głowami.
Wzruszona nauczycielka uśmiechnęła się ciepło do uczniów.
- Jestem z was naprawdę dumna!

*

- Przepraszam - Agata zatrzymała idącą korytarzem pielęgniarkę. - Pojawił się wreszcie ten ojciec potrąconej nastolatki?
- Nikogo nie było poza nauczycielką. Doktor Consalida zaczyna tracić cierpliwość - odpowiedziała konfidencjonalnie.
- Doktor Consalida traci cierpliwość kilka razy na godzinę, dzięki - uśmiechnęła się Woźnicka, chcąc wejść do pokoju lekarskiego.
Drogę zastąpiły jej trzy młode dziewczyny.
- Sorry - wysoka nastolatka trąciła ją lekko. - My chciałybyśmy zobaczyć Natalię. Jesteśmy z jej klasy.
- Zaprowadzę was, miło, że wpadłyście. Nie będzie myśleć o bólu. Tylko nie męczcie jej długo, jest bardzo osłabiona, na pogaduchy przyjdzie czas, okej?
- Spoko, niedługo spadamy.
Ruszyły do sali raźnym krokiem.

*

Stały nad śpiącą koleżanką, nie wiedząc co powiedzieć ani zrobić. Rzeczywiście wyglądała bardzo źle, nauczycielka nie przesadzała. Pierwszy raz w życiu naprawdę się za siebie wstydziły. Poczuły się nieswojo i podle. Gdy sobie to uświadomiły, Natalia otworzyła oczy. Nie zdołała ukryć zdziwienia.
- Siemka - powiedziała Ola drżącym głosem, ściskając w dłoniach telefon. - Przyszłam cię przeprosić. To wszystko wyszło nie tak. To był mój pomysł... Nie przyszło mi do głowy że... - głos odmówił jej posłuszeństwa.
- No nie bardzo - Iza patrzyła na swoje buty. - Ja też chciałam wykorzystać okazję, żeby nie zakuwać. To tak samo moja wina... Nie ogarniam matmy, bałam się, że będę mieć poprawkę, ojciec by mnie chyba zabił. Ale gadałam z Julką. Już zaczęłyśmy się z nią uczyć, wszystkie, sorry, Natka.
Patrycja gwałtownym ruchem rozłożyła kurtkę na łóżku, po czym wysypała na nią zawartość swojej torby.
- Możesz sobie zatrzymać - rzuciła torbę na łóżko. - Stara bez gadania da mi na każdą, byle była markowa, jej córka musi trzymać poziom - prychnęła lekceważąco. - Za to nawet najebana jak twój ojciec na filmiku, nigdy nie powiedziała mi, że mnie kocha. Ogarniasz? Twój stary ma problem, ale przynajmniej cię zauważa. Ona zostawia mi żarcie w mikrofalówce i mnóstwo kasy. Czasem wolałabym się zamienić... - ze złością uderzyła pięścią jednej dłoni w wewnętrzną stronę drugiej, zacisnęła zęby.
- Nie ma o czym mówić, wyliżę się - powiedziała cicho Natalia, mocno poruszona wyznaniami koleżanek.
Wzruszone nastolatki w milczeniu chłonęły chwilę szczerości, ogromne kamienie spadły z czterech serc. Pierwsza pozbierała się Patrycja.
- No, a za to szarpanie... niech będzie moja strata, jak ci się zrobi lepiej, możesz walnąć mnie gipsem - usiadła na łóżku.
Dziewczyny wybuchnęły dzikim śmiechem.
- Filmik skasowałam, zapytaj dziewczyn, jeśli nie wierzysz, i nie wrzuciłabym go przecież na tego Fejsa, ja tak tylko głupio gadam - dosiadła się Ola.
- A ja ci udowodnię - również Iza kucnęła przy Natalii, na łóżku zabrakło już dla niej miejsca. - Że nie jestem taka głupia, na jaką wyglądam i przejdę w tym roku z tej cholernej matmy.
- Nie wierzę! - wykrzyknęły jednocześnie Ola i Patrycja.
- A ja wierzę - uśmiechnęła się Natalia. - Bo jej pomogę.
- Dobra, koniec imprezy - do sali weszła Uśmiechnięta Agata. - Natalka, badamy się i zmieniamy opatrunki. A wy nie siadajcie na pościeli. Bo taka ruda lekarka, która właśnie tu idzie, strasznie szybko się wkurza.

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

31.

"Więc przytul się do mnie... Tylko czułość idzie do nieba".

*****

Idalia czekała, grzejąc lodowate dłonie na filiżance kawy. Drugiej już kawy. Po pierwsze z powodu wyschniętego na wiór ze stresu gardła, po drugie ze względu na nieprzespaną noc. Zaczynała mieć naprawdę dość. Bezradności, strachu, a nade wszystko - czekania.
Przez pierwszych pięć minut było jej przykro - jedyny raz od wielu lat poprosiła Wiktora o punktualność wierząc, że wychwyci w słowach stanowczy ładunek konieczności. Zawiodła się i tym razem.
W kolejnych pięciu minutach buzowała w niej wściekłość. Nagłe zrozumienie mocno piekło pod powiekami. W tym związku to ona szanowała, ona pocieszała i ona doceniała. W tym związku to ona wiecznie trwała... sama.
W ostatnich pięciu minutach wyczekiwania nastąpiło spektakularne wejście. wysoki, przystojny brunet rozglądał się niecierpliwie, próbując dostrzec byłą żonę.
"Ech, podły losie" - pomyślała złośliwie. - "Nawet teraz, kiedy już nic nas nie łączy mnie nie zauważa".
Wstała i z westchnieniem pomachała ręką. Nie zdążyła z powrotem usiąść. Znalazła się w niedźwiedzim uścisku mężowskich ramion.
"Zmieniłeś perfumy i większość kosmetyków, nie służy ci ta zmiana" - pomyślała, krzywiąc się paskudnie, umknęło to uwadze mężczyzny.
Usiadł na sofie obok niej, nie, jak się spodziewała i chciała, naprzeciwko.
Z uprzejmym uśmiechem poprosił kelnerkę o kawę, dla niego i dla, tu wymownie spojrzał na lekarkę, "pięknej kobiety". Idalia komplement zignorowała, dłuższą chwilę poświęcając myśli, jaka dawka kofeiny jest jej w stanie poważnie zagrozić. Doszła do wniosku, że to jeszcze nie ta.
Wiktor zmierzył byłą żonę wzrokiem od stóp do głów, oceniając, zadrżała pod tym spojrzeniem.
- Złagodniałaś, zmizerniałaś i schudłaś - powiedział po prostu.
- Jednym słowem ocena wypadła niekorzystnie, przejdźmy więc do rzeczy - zaśmiała się nerwowo.
- Jak zawsze interpretujesz moje słowa po swojemu i jak często - niewłaściwie - w jego głosie usłyszała wyrzut, zignorowała to wzruszeniem ramion.
- Wiktor - popatrzyła mu głęboko w oczy, nie wytrzymał jej spojrzenia, spuścił wzrok, jednak ona nadal patrzyła, jeszcze intensywniej. - Teraz nie ma to już żadnego znaczenia.
Wyciągnęła telefon. Niespodziewanie zadrżały jej usta, a w oczach pojawiły się łzy. "Panuj nad sobą, kobieto, to być może jest twój przeciwnik" - próbowała się przywołać do porządku. Ale było za późno. Dostrzegła ciężar tego spotkania i ostateczność chwili, w której dowie się, czy prześladuje ją najdroższa kiedyś osoba. Poczuła się zupełnie przygnieciona.
Łzy strumieniami płynęły po policzkach Idalii, końca nie było widać. Zażenowany Wiktor wziął rękę kobiety w swoje dłonie. Nie wyrwała się, nagle zaskoczona tak dobrze znanym i pamiętanym dotykiem, nie do pomylenia z żadnym innym. Bezradnie wskazała głową telefon.
Wiktor czytał esemesy, przeglądał listę połączeń, bladł i czerwieniał na przemian, i wciąż trzymał jej dłoń, grzejąc sztywne z zimna palce ciepłem swoich.
- Kto to jest? - zapytał bezbarwnym tonem, bardzo cicho.
- Nie wiem. Ciągle ten sam numer. Pacjenci nie mają mojej prywatnej komórki. A wszyscy, których znam, zarzekają się, że to nie oni, zostałeś mi tylko ty - otarła oczy wierzchem dłoni i wbiła w niego wzrok, tym razem wytrzymał spojrzenie.
- Chyba nie myślisz? Nie sądzisz?...
- Wiktor, ja już nie wiem, co myśleć, dłużej tego nie wytrzymam, rozumiesz? Widzisz pory, o jakich ten telefon dzwoni? Widzisz treść tych wiadomości? Dociera to do ciebie? - z trudem panowała nad głosem. - Na policji mnie wyśmieją, bo raz - numer na pewno jest na kartę, dwa - facet mi miłość wyznaje, a ja narzekam, zamiast lecieć za mąż.
Pochyliła się w stronę męża, jej twarz znalazła się kilka centymetrów od jego twarzy.
- Popatrz mi w oczy i przysięgnij na pamięć Agatki, że to nie ty! - warknęła stanowczo.
- Przysięgam - odpowiedział, patrząc bez mrugnięcia prosto w jej oczy.
Lekarka ukryła twarz w dłoniach, siedziała w bezruchu.
- Idalka? - Wiktor patrzył na nią z troską. Imię zabrzmiało w jego ustach jak dawniej, ciepło, miękko i bezpiecznie. Udała, że tego nie słyszy. Nie zareagowała. Na jej policzkach jednak wykwitł zdradliwy rumieniec. Na szczęście Wiktor nie mógł tego widzieć.
- Z pewnością da się to jakoś wyjaśnić. Trzeba tylko trochę czasu - próbował pocieszać.
Zignorowała jego słowa, wyprostowała się nagle i znów stanowczo na niego spojrzała.
- Przysięgnij, że nikomu nie podawałeś mojego numeru.
Mężczyzna milczał, potraktował pytanie poważnie, długo się zastanawiał, w końcu zbladł gwałtownie.
- O jasna cholera! Wiem, kto to może być! Zbieraj się!
Pospiesznie pomagając założyć lekarce płaszcz, rzucił banknot na stolik. Trzymając się mocno za ręce, wypadli z kawiarni. Biegnąc do samochodu, Idalia odrzucała do tyłu szybko nasiąkające deszczem włosy.
Biegli bez tchu, patrząc pod nogi i śmiejąc się jak szaleni, ona dlatego, że wreszcie pojawiła się nadzieja na zakończenie tego koszmaru, on - bo zrozumiał, dlaczego mimo ogromnego wysiłku nie był dotąd szczęśliwy.
Odjechali z piskiem opon. Pochłonięci rozmową nie zauważyli samochodu, który ruszył ich śladem.

*
- A co ty tu robisz? - zaskoczona Wiktoria stanęła w progu sali Natalii.
- To zależy - niewyraźnie, z pełnymi ustami odpowiedział Kuba. - Teraz jem kanapkę, Natalka mi dała, ona nie jest głodna, a zaraz będę dalej rysował smoka, no chyba że Natalka się obudzi, to będę odrabiał lekcje.
- Aha - powiedziała kobieta w zamyśleniu, uśmiechając się mimo woli.
Przelotnie spojrzała na śpiącą dziewczynę. Była bardzo blada i potłuczona, ale spała spokojnie, nabierając sił. "Miałaś dużo szczęścia, mała" - przeszło lekarce przez myśl. - "Jakakolwiek by nie była przyczyna twojego wtargnięcia na jezdnię, mogło się skończyć tragicznie".
Z ulgą przysunęła sobie krzesło bliżej dziecka. Spojrzała mu przez ramię na kartkę.
- Fajny ten smok. Tylko po co mu są aż cztery głowy? Chyba nie bardzo rozumiem.
- To logiczne - Maluch wzruszył ramionami. - Nie będzie przecież ciągle odwracał jednej. Musi zauważyć każdą zdobycz do upolowania. A poza tym te przednie mają dwa razy większy zasięg widzenia. Zwłaszcza, kiedy smok frunie.
- Masz rację, logiczne - potwierdziła poważnie. - Tylko wiesz... już jest trochę późno. Natalia nie mówiła ci, o której przyjdzie po ciebie tata? Powinieneś zbierać się powoli do domu.
- Nie musiała mówić, tata nie przyjdzie, zostaję tutaj - chłopczyk w roztargnieniu włożył kredkę do buzi.
- Rozumiem, że martwisz się o siostrę. Ale nią zaopiekujemy się my. Niedługo poczuje się lepiej i zostaną jej same siniaki. No i gips, pewnie nawet pozwoli ci coś na nim narysować.
- Serio?
- Słowo! Ja proponuję tego smoka. Wygląda super.
Buzia Kuby zajaśniała, Consalida uważnie na niego popatrzyła.
- Ale teraz musisz się wyspać w swoim łóżeczku, jutro rano szkoła. No i szpital to nie jest miejsce dla maluchów.
- Nie jestem maluch, tylko Jakub! - obruszył się gwałtownie. - A tata i tak nie przyjdzie, bo jest w pracy!
- Przez cały dzień?
- No, i nawet w nocy.
Wiktoria przetarła dłońmi zmęczoną twarz. Chłopiec tymczasem wyciągnął z plecaka małą poduszkę i starannie ułożył ją na łóżku obok siostry. Delikatnie, żeby przypadkiem jej nie obudzić nieoczekiwanym ruchem.
- Pani nie musi się mną zajmować, Natka mówi, że ja zawsze jestem grzeczny, nawet za bardzo - powiedział cicho. - I jutro sam pójdę do szkoły, bo nie wolno mieć zaległości, nie będę się bał, jestem już duży.
- I zawsze nosisz ze sobą w tornistrze poduszkę? - rudowłosa nie mogła powstrzymać pytania.
- Pewnie, nieraz się już przydała, kiedy musieliśmy szybko uciekać - zasłonił usta dłonią, orientując się z przerażeniem, że powiedział coś, czego mówić nie powinien.
Wiktorię zamurowało, posmutniała. Pierwszy raz od bardzo dawna zabrakło jej słów.
- Wiesz co? Myślę, że się pomyliłam - wcale nie jesteś maluch - powiedziała przez ściśnięte gardło.
Nie było reakcji. Wiki wstała.
- Mam propozycję, kanapkę już zjadłeś, ale przydałoby się ją czymś popić, nic tu nie macie, co powiesz na soczek? A może i jest szansa na batonik, skoro już jesteś taki grzeczny...
- Chciałbym się zgodzić, ale nie mogę.
- Dlaczego? Ja stawiam.
- Natalia mówi, że najpierw obowiązki, potem przyjemności, a ja jeszcze nie odrobiłem lekcji, bo tego zadania nie umiem.
- A myślisz, że ja sobie poradzę?
- Jasne - roześmiał się Kubuś. - Przecież to jest dla maluchów. A pani już jest dorosła.
- Tak myślałam - kucnęła, obejmując go ramieniem. - Ale czasem trzeba poznać wspaniałego malucha, żeby się w tej swojej dorosłości trochę upewnić. A najbardziej w tym, jak odróżnić, co bez wątpienia jest dobre, a co bezwzględnie złe.
- Nie rozumiem, ale widzę, że chce się pani do mnie przytulić - nie ma sprawy.
I objęli się. Mocno, kojąco i czule.

poniedziałek, 6 kwietnia 2015

30.

"Wierzyć - to znaczy nawet nie pytać, jak długo jeszcze mamy iść po ciemku".

*****

Agata wsiadła do samochodu i zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Brakowało jej doby, nie opuszczała jej przez to frustracja. Włączyła silnik i z piskiem opon ruszyła z parkingu.
Niemal w tym samym momencie zaczęła hamować, z przerażeniem uświadamiając sobie, że w pośpiechu nie zapięła pasów. Gwałtownie poleciała do przodu, poczuła chrupnięcie w karku. Na szczęście nie bolało.
Wszystkiemu winna była dobiegająca do pojazdu, wymachując z rozpaczą rękami, Idalia.
Otworzyła drzwi i z gracją wskoczyła na miejsce pasażera, próbując złapać oddech.
- Wiedziałam, że zdążę, ale przez chwilę każdy ma prawo mieć wątpliwości, dzień dobry.
- Czy ty zwariowałaś, życie ci niemiłe? Omal nie dostałam zawału!
- Ostatnio nieszczególnie, no, jedziemy.
- Słucham?
- Jedziemy do Hany, ty i ja, podać ci adres?
- Idalia, ja mam pustą lodówkę i za dwie godziny dyżur na izbie, nigdzie nie jadę!
- Okej, proszę.
Kobieta zastanawiała się przez chwilę.
- Nie ma mowy. Tak łatwo nie będzie, musisz załatwić to sama, ale cię odwiozę, skoro już tu jesteś - ruszyła. - I wiem, że sobie poradzisz. Jestem tego pewna.
- Spanikuję.
- Nie dopuszczę do tego.
- A jak ci zrobię zakupy?
- Nie.
- A jak pyszne ciasto upiekę?
- Ciasto powinnam dostawać co tydzień - w nagrodę za cierpliwość do ciebie - internistka uśmiechnęła się szeroko. - Zrobi ci się lepiej jak powiem, że po tej nocy... no wiesz... pierwsza dowiedziała się Hana?
- Nieznacznie.
- No, to komu w drogę, temu Aviomarin, myślami jestem z tobą - uścisnęła zimną dłoń koleżanki. - Swoją drogą - niezbyt lubię twojego męża, skoro nawet rozmowa o nim tyle cię kosztuje.
Milczały długo, patrząc sobie w oczy, bardzo długo.
- Zapłaciłam już swoją cenę, wygórowaną, nie dopłacę więcej - odpowiedziała psychiatra stanowczo, wysiadając z samochodu pod blokiem Hany.

*


W drzwiach powitała ją młoda matka, bardzo zdziwiona niecodziennym widokiem.
- Idalia, wejdź, proszę. Ojej, nadal umiesz zaskakiwać.
- I nadal nie chcę ci przeszkadzać.
- Nie będziesz, na dowód mogę prasować ubranka, kiedy sobie porozmawiamy.
Przez twarz Cichockiej przemknął cień uśmiechu.
- Tak, w tej sytuacji na pewno poczuję się lepiej - rzekła z ironią. - Zresztą - już chyba gorzej być nie może. Nie zaprzątaj sobie głowy.
- Coś się stało? Napijesz się kawy?
- Szklankę wody poproszę.
Hana prośbę spełniła, Idalia wypiła duszkiem.
W salonie usiadła niepewnie na brzegu krzesła.
- Nie będę się rozwlekać, masz małe dziecko, które zaraz będzie cię potrzebowało, zobacz sama.
Młoda mama odłożyła dopiero wzięte do rąk żelazko. Ida z wahaniem podała jej telefon.
- Mam czytać twoje SMS-y?
- Proszę.
- "Jesteś moją miłością, niedługo już zawsze będziemy razem". "Odbierz ten telefon, nie wolno ci mnie ignorować". "Jesteś taka piękna, dobra i spokojna, Bóg nas sobie przeznaczył". "Powinnaś być mi wdzięczna, że wybrałem właśnie ciebie, nikt nigdy tak cię nie pokocha, a ty nie odbierasz" - czytała na głos, a z każdą następną wiadomością oczy coraz bardziej rozszerzały jej się ze zdziwienia.
Z wrażenia usiadła na sofie. Prasowanie szybko zostało zapomniane.
- Podejrzewam, że to Wiktor, nie mam żadnego innego pomysłu, jego komórka, którą znam, nie odpowiada, jesteś jedyną osobą mogącą mi pomóc. Wiem, że może on nie chce, żebym cokolwiek o nim wiedziała, ale ja mam już tego dość, nie jestem w stanie wytrzymać ciągłych wiadomości i niezliczonej ilości połączeń o każdej porze dnia i nocy. I wiem, że nie powinnam cię prosić, ale naprawdę nie mam innego wyjścia - ton Idalii wyrażał tylko jedno uczucie - totalną bezradność.
- Drogi Boże, to jakiś koszmar! Nie mogę uwierzyć, że to on - Hana wychodziła z szoku.
- Ja też.
- Oczywiście, jasne - przeglądała kontakty we własnym telefonie. - Jeśli tylko mogę pomóc to wyjaśnić - chwyciła długopis.
- Nie - powstrzymała ją Cichocka, podrywając się z miejsca. - Zadzwoń i przełącz na głośnik, jeśli to nie problem - rozpoczęła nerwowy marsz po pokoju, od drzwi do okna, od okna do drzwi.
Ginekolog wybrała numer, odchrząknęła.
- Nie wierzę, piękna doktor Goldberg, i niestety tak samo jak piękna - zajęta - po drugiej stronie, bez wstępów odezwał się męski głos.
- A ty jak zwykle stały i niezmienny w czarowaniu mnie i nie tylko, witaj.
- Jakież to dobre duchy cię do mnie sprowadzają, obmyślasz rozwód?
- Wręcz przeciwnie, chcę pogadać o twoim - lekarka przejęła ironiczny ton. - Jest ze mną doktor Idalia.
Zapanowała kompletna cisza.
- Nie rozumiem - rozmówca stracił w jednej chwili pewność siebie. - Skąd znasz Idę i dlaczego się ze mną wspólnie kontaktujecie?
- Bo muszę się z tobą spotkać. Jak najszybciej. Odmowy nie przyjmuję do wiadomości - powiedziała Cichocka głucho.
- Co się stało? Masz jakieś kłopoty? - spytał Wiktor poważnie.
- Wyznacz termin, inaczej ty będziesz je miał.
- Idalia, nic nie rozumiem i nie podoba mi się twój ton.
- Kiedy i gdzie?! - warknęła kobieta, patrząc na ginekolog przepraszająco.
- W czwartek o siedemnastej w naszej dawnej kawiarni. Mam nadzieję, że nie stało się nic złego.
- To się jeszcze okaże - odpowiedziała psychiatra ze smutkiem. - Choć ten raz bądź punktualnie.

*

- Co mamy? - Agata podbiegła do wchodzących na oddział ratowników.

- Natalia Wiśniewska, piętnaście lat. Wbiegła niespodziewanie na ulicę, kierowca nie zdążył zahamować. W karetce na kilka minut straciła przytomność, mocno poturbowana, oddech płytki, tachykardia.
- Dobra, przejmujemy - ucięła Wiki.
Dziewczyna była trupio blada, oddychała z trudem i cicho pojękiwała. Cała się trzęsła. Agata spokojnie badała palpacyjnie jej brzuch.
- Krew na badania podstawowe, grupa i krzyżówka - instruowała pielęgniarkę. - Spokojnie, dziewczyno. Już będzie dobrze, tylko się nie ruszaj, bo sobie zaszkodzisz.
- Odbierzcie Kubusia, błagam! - krzyczała niewyraźnie wypowiadając słowa Natalia, wijąc się z bólu.
- złamania żeber i ręka do poskładania - znaczy masz robotę - zerknęła ciepło na Consalidę. - Ale najpierw daj mi się wykazać. Tk głowy, to samo jamy brzusznej i jeszcze USG. Podejrzewam wstrząśnienie mózgu i muszę wykluczyć krwotok wewnętrzny, szybko oceniamy rozległość urazów, na co czekacie!
- Kubuś, musicie go odebrać! - Natalia wpadła w histerię. - On nie ma nikogo!
- Co się dzieje? - internistka pochyliła się nad dziewczyną, pielęgniarka niecierpliwie czekała, aby ją zabrać na badania.
- Ktoś musi odebrać ze szkoły Kubę, mojego siedmioletniego brata, tata nie może, bo... bo on jest w pracy, nie mamy matki. On sam nie trafi do domu!
- W porządku, podaj adres, ktoś po niego pojedzie. A do taty i tak trzeba będzie zadzwonić.
Natalia adres podała, po czym obficie zwymiotowała na podłogę.
- Dość gadania, ruszać się, byle sprawnie! - zakomenderowała stanowczo Wiktoria. - Odbierzemy brata, a ty teraz musisz pomyśleć o sobie.
- Lepiej późno, niż wcale - jęknęła Agata, wzdychając ciężko. - Dzieciaki, co wy macie za pomysły!