"Błędy - powiedział z wysiłkiem - też się dla mnie liczą. Nie wykreślam ich ani z życia, ani z pamięci".
*****
Głośne pukanie do drzwi wyrwało Marka z bynajmniej nie fascynującego świata kart pacjentów. Boleśnie niewypełnionych kart.
- Ile ja ci razy mówiłem, synu, żebyś brał klucze, kiedy wychodzisz z domu - marudził idąc do drzwi.
- Gdybym je miała, tato, wzięłabym z rozkoszą, a z jeszcze większą zrobiła z nich użytek - w drzwiach stała rozpromieniona Agata.
- Hej, nie spodziewałem się ciebie tu dzisiaj. Tym bardziej się cieszę - zwichrzył jej włosy.
- Ano widzisz, Wiki zamieniła się na dyżur, a skoro ty dzisiaj toniesz w papierach, pomyślałam, że czemu miałbyś nie odsunąć utonięcia do jutra.
- Już dosłownie nie wiem, co piszę, przyda mi się przerwa.
- Każda wymówka jest dobra, ale popieram - przytuliła się do niego mocno.
- Czego się napijesz?
- Najchętniej świeżego powietrza, chodźmy na spacer.
- Zimno jest.
- E tam, zaledwie rześko, i piękny śnieg, no chodź, staruszku.
- Oczywiście, jak sobie życzysz, moja pani.
- Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę, że tak będzie wszystko po mojej myśli.
- Zacznij wierzyć, a przekonasz się.
Szli powoli, trzymając się za ręce, śnieg skrzypiał pod ich butami. Wiatr czerwienił policzki. I nade wszystko było im dobrze. Iść obok siebie, razem oddychać i milczeć też wspólnie.
- Chciałabym mieć pewność, że tak będzie już zawsze. Albo przynajmniej długo. Nieskończenie długo.
- Jak?
- Że za dziesięć lat też będziesz tak szedł obok mnie, myślał o niebieskich migdałach, że będziesz taki zrelaksowany, a ja nie będę się już musiała w nikim więcej zakochiwać.
- Nie będziesz musiała.
- Dorocie też tak mówiłeś?
- Agata.
- No co Agata.
- Nie bądź wredna, nie jesteśmy tu z sobą po to, żeby jedno drugiemu próbowało dokopać.
- To rozmawiaj ze mną poważnie. Nie próbuję być wredna. Ciągle się biję z myślami. Ciągle zastanawiam się, co będzie, jeśli nam nie wyjdzie.
- To może załóż, że jednak nam wyjdzie.
- Z Dorotą też zakładałeś, że wyjdzie, a teraz nawet "cześć" nie umiecie sobie powiedzieć bez agresji.
- Uwzięłaś się. Komplikujesz, mieszasz siebie z czymś, co w ogóle cię nie dotyczy.
- Z Dorotą?
- Irytujesz mnie.
- Marek! Do cholery! Chcę wiedzieć, na czym stoję. Rozwaliłeś sobie rodzinę, podobno nie dla mnie, ale gdyby mnie w pobliżu nie było, pewnie dłużej byś analizował, czy na pewno warto to robić. I jeszcze się dziwisz, że się zastanawiam, czy za dziesięć lat nie rozwalisz w ten sam sposób naszej rodziny?
- Myślisz o mnie wyłącznie w samych superlatywach, dzięki, cenne. Jeszcze niczego ci nie obiecałem, a ty już masz pewność, że nie dotrzymam słowa.
- Bo kiedy mi obiecasz - Agata zatrzymała się, włożyła ręce do kieszeni kurtki, stanęła na przeciwko Marka i spojrzała mu w oczy. - I nie dotrzymasz obietnicy, ja nie pójdę w twoje ślady, ja kolejny raz nie spróbuję.
Patrzyli na siebie w milczeniu, Agata spokojnie, Marek z rozdrażnieniem. Pierwsza wzrok spuściła Agata.
- Ja dotąd poważnie się nie wiązałam. Nie wiem, na czym polega taka obietnica. Zawsze myślałam, że ślub jest przypieczętowaniem. Że jest pewnością, raz na zawsze danym słowem. a skoro nie jest, to co nim jest?
- Wspólne staranie się o to uczucie. I o codzienność.
- Nie staraliście się?
- Bardzo krótko.
- Kilkanaście lat, po prostu milisekunda.
- Mieliśmy takie same priorytety. I tak samo ustawione.
- To dlaczego nie wyszło?
- Bo pierwszym, Agatko, była praca, a drugim dziecko. Dla nas nam już priorytetów nie zostało.
- I to jest ten błąd, na którym się nauczyłeś?
- Dobrze kombinujesz.
Agata przetarła dłonią ośnieżoną twarz mężczyzny.
- A jeśli mimo twoich starań ja też popełnię ten błąd?
- Powiem ci o tym. A potem zdecydujesz, co z tym dalej robić, ale wierzę, że mimo wszystko nauczysz się na moim. Znacznie mniej bolesna byłaby to lekcja.
- Ale skoro tak, to dlaczego tyle czasu ciągnęliście tę farsę?
- Dla kogo.
- Czy ty naprawdę myślałeś, że Radek nie widzi i nie czuje przepaści między wami?
- Naprawdę. To w końcu był priorytet drugiej kategorii, pierwszy mi zajmował większość życia.
- A teraz?
- Teraz jestem obciążony workiem doświadczeń. Jeśli dołożę więcej negatywnych, nie udźwignę.
- A Radek?
- Jest dla mnie drugi po tobie. Prawie dorosły. Na razie jeszcze za bardzo smarkaty, żeby zrozumieć, że ludziom czasem nie wychodzi. Dlatego mam nadzieję, że ty postarasz się mimo wszystko zrozumieć jego i dać mu czas na zaakceptowanie nowej sytuacji.
- Nie muszę się starać, ja go rozumiem, moi rodzice się rozwiedli i buntowałam się dokładnie tak jak on, tylko mocniej. zrozumiałam ich dopiero, jak mi nie wyszło z pierwszym chłopakiem. Ale to zupełnie inna historia.
- Ja wiem, że on zrozumie, mimo wszechobecnej pracy trochę go znam.
- Cóż... To co chciałbyś mi obiecać, skoro już jestem priorytetem?
- Szczerość. Tylko tyle.
- I to nam wystarczy?
- Gdybym był szczery z Dorotą, rozwiedlibyśmy się po roku i Radek miałby dwoje szczęśliwych rodziców mieszkających osobno, dla których priorytetem byłby on. Jeśli zabraknie nam szczerości, nic nie zostanie, a z nią możemy odbudować wszystko.
- W takim razie przyjmij również moją. A póki co popatrz, co tam się dzieje.
- Zbiegowisko jakieś, i chyba na ziemi leży człowiek, chodź, sprawdzimy to. Może potrzebna jest pomoc.
Podeszli, a tłumek gapiów natychmiast się rozstąpił, na ziemi rzeczywiście leżał nastolatek, wszyscy patrzyli, nikt nie zamierzał reagować.
- Jesteśmy lekarzami, co tu się stało? - Marek od razu przeszedł do rzeczy.
Z grupki wystąpiła starsza kobieta. Podeszła do Agaty.
- Pani, naćpany jaki, albo co, wiadomo to teraz? A człowiek by się litować chciał nad takimi.
- To ulitowała się pani - Agata się zirytowała. - Jest przytomny?
- A bo to ja wiem, ja mam sprawdzać? Jeszcze mnie od tych jemu podobnych wyzwie.
- Proszę się odsunąć, wszyscy, natychmiast! Karetki oczywiście nikt z Państwa nie wezwał?
Agata trzęsła się ze złości. Nikt jej nie odpowiedział, ale ludzie posłusznie się odsunęli. Oboje szybko uklękli przy chłopaku na śniegu i rozpięli mu kurtkę, szukając obrażeń i pobieżnie go badając. Marek sprawnie przeszukał jego plecak.
- Marek, dzieciak ma drgawki i rozszerzone źrenice, może rzeczywiście jakieś prochy.
-Pudło, pani doktor, hipoglikemia, ma w plecaku glukometr.
- A na ciele pompę. To mu z jakiegoś powodu nie zadziałała, hej, dzieciaku, słyszysz mnie?
- Gdzie ja jestem?
- Aktualnie w śniegu na ulicy, jak masz na imię? Dlaczego pompa nie podała ci dostatecznej ilości insuliny?
- Patryk, zawaliłem.
Chłopak zamknął oczy i osunął się z powrotem na ziemię.
- Mierzymy mu, dawaj ten glukometr. Umiesz ogarnąć taką pompę? A zwykłej insuliny w tym plecaku przypadkiem nie ma?
- Przepraszam - młoda dziewczyna chwyciła Agatę za ramię. - Słyszałam o hipoglikemii, moja mama ma cukrzycę, pobiegłam tu do sklepu za rogiem, zrobili gorącą herbatę, słodką.
- Dzięki, dziewczyno, jako jedyna zdałaś egzamin dojrzałości. Patryk, siadaj, chłopie.
Marek powoli podał chłopakowi kubek, Patryk pił małymi łykami i wyraźnie przychodził do siebie.
Kiedy był już w stanie wstać i usiąść na ławce, dokonali spokojnie pomiaru cukru.
- No, powoli rośnie, 70 jednostek, gdzieś ty się, chłopaku, tak urządził! - Marek był zirytowany.
- Moja wina, trochę zawaliłem. Poszliśmy z chłopakami na łyżwy, spontan, dużo wysiłku, żadnego posiłku. Chciałem raz zrobić coś jak wszyscy. No i zupełnie zapomniałem i o zmierzeniu tego cukru, i o przestawieniu pompy na więcej jednostek. Uratowaliście mi życie, dzięki. Próbowałem tym ludziom coś tłumaczyć, ale nie chcieli mnie słuchać, gdyby nie wy, byłoby ze mną krucho. Pewnie myśleli, że popiłem z kolegami. Standardowo.
- Żeby tylko, jesteś przecież ta dzisiejsza młodzież - Agata uśmiechnęła się do Patryka ciepło.
- Nie ma to jak mieć fart i trafić na dwójkę lekarzy. Nie zapomnę wam tego.
- Nie zapomnij to ty dbać o swoje zdrowie, dzieciaku, z cukrzycą można normalnie żyć, jak wszyscy, ale tylko wtedy, kiedy się o niej pamięta. Gdybyś zwiększył insulinę, albo coś zjadł, nie odczułbyś tego wysiłku.
- Jasne, nauczyłem się na błędzie, zapamiętam.
- No, na szczęście na tym błędzie my się akurat uczyć nie musimy.
Lekarze spojrzeli na siebie czule.
- Nie rozumiem.
- Nie musisz, zupełnie nie musisz - Agata się roześmiała. - Pomóc ci wrócić do domu?
- No co pani, i tak już mam totalny obciach. Dam radę.
- To w takim razie uważaj na siebie, a my uciekamy do domu, teraz nasza kolej na gorącą, słodką herbatę.
- Ile ja ci razy mówiłem, synu, żebyś brał klucze, kiedy wychodzisz z domu - marudził idąc do drzwi.
- Gdybym je miała, tato, wzięłabym z rozkoszą, a z jeszcze większą zrobiła z nich użytek - w drzwiach stała rozpromieniona Agata.
- Hej, nie spodziewałem się ciebie tu dzisiaj. Tym bardziej się cieszę - zwichrzył jej włosy.
- Ano widzisz, Wiki zamieniła się na dyżur, a skoro ty dzisiaj toniesz w papierach, pomyślałam, że czemu miałbyś nie odsunąć utonięcia do jutra.
- Już dosłownie nie wiem, co piszę, przyda mi się przerwa.
- Każda wymówka jest dobra, ale popieram - przytuliła się do niego mocno.
- Czego się napijesz?
- Najchętniej świeżego powietrza, chodźmy na spacer.
- Zimno jest.
- E tam, zaledwie rześko, i piękny śnieg, no chodź, staruszku.
- Oczywiście, jak sobie życzysz, moja pani.
- Uważaj, bo jeszcze ci uwierzę, że tak będzie wszystko po mojej myśli.
- Zacznij wierzyć, a przekonasz się.
Szli powoli, trzymając się za ręce, śnieg skrzypiał pod ich butami. Wiatr czerwienił policzki. I nade wszystko było im dobrze. Iść obok siebie, razem oddychać i milczeć też wspólnie.
- Chciałabym mieć pewność, że tak będzie już zawsze. Albo przynajmniej długo. Nieskończenie długo.
- Jak?
- Że za dziesięć lat też będziesz tak szedł obok mnie, myślał o niebieskich migdałach, że będziesz taki zrelaksowany, a ja nie będę się już musiała w nikim więcej zakochiwać.
- Nie będziesz musiała.
- Dorocie też tak mówiłeś?
- Agata.
- No co Agata.
- Nie bądź wredna, nie jesteśmy tu z sobą po to, żeby jedno drugiemu próbowało dokopać.
- To rozmawiaj ze mną poważnie. Nie próbuję być wredna. Ciągle się biję z myślami. Ciągle zastanawiam się, co będzie, jeśli nam nie wyjdzie.
- To może załóż, że jednak nam wyjdzie.
- Z Dorotą też zakładałeś, że wyjdzie, a teraz nawet "cześć" nie umiecie sobie powiedzieć bez agresji.
- Uwzięłaś się. Komplikujesz, mieszasz siebie z czymś, co w ogóle cię nie dotyczy.
- Z Dorotą?
- Irytujesz mnie.
- Marek! Do cholery! Chcę wiedzieć, na czym stoję. Rozwaliłeś sobie rodzinę, podobno nie dla mnie, ale gdyby mnie w pobliżu nie było, pewnie dłużej byś analizował, czy na pewno warto to robić. I jeszcze się dziwisz, że się zastanawiam, czy za dziesięć lat nie rozwalisz w ten sam sposób naszej rodziny?
- Myślisz o mnie wyłącznie w samych superlatywach, dzięki, cenne. Jeszcze niczego ci nie obiecałem, a ty już masz pewność, że nie dotrzymam słowa.
- Bo kiedy mi obiecasz - Agata zatrzymała się, włożyła ręce do kieszeni kurtki, stanęła na przeciwko Marka i spojrzała mu w oczy. - I nie dotrzymasz obietnicy, ja nie pójdę w twoje ślady, ja kolejny raz nie spróbuję.
Patrzyli na siebie w milczeniu, Agata spokojnie, Marek z rozdrażnieniem. Pierwsza wzrok spuściła Agata.
- Ja dotąd poważnie się nie wiązałam. Nie wiem, na czym polega taka obietnica. Zawsze myślałam, że ślub jest przypieczętowaniem. Że jest pewnością, raz na zawsze danym słowem. a skoro nie jest, to co nim jest?
- Wspólne staranie się o to uczucie. I o codzienność.
- Nie staraliście się?
- Bardzo krótko.
- Kilkanaście lat, po prostu milisekunda.
- Mieliśmy takie same priorytety. I tak samo ustawione.
- To dlaczego nie wyszło?
- Bo pierwszym, Agatko, była praca, a drugim dziecko. Dla nas nam już priorytetów nie zostało.
- I to jest ten błąd, na którym się nauczyłeś?
- Dobrze kombinujesz.
Agata przetarła dłonią ośnieżoną twarz mężczyzny.
- A jeśli mimo twoich starań ja też popełnię ten błąd?
- Powiem ci o tym. A potem zdecydujesz, co z tym dalej robić, ale wierzę, że mimo wszystko nauczysz się na moim. Znacznie mniej bolesna byłaby to lekcja.
- Ale skoro tak, to dlaczego tyle czasu ciągnęliście tę farsę?
- Dla kogo.
- Czy ty naprawdę myślałeś, że Radek nie widzi i nie czuje przepaści między wami?
- Naprawdę. To w końcu był priorytet drugiej kategorii, pierwszy mi zajmował większość życia.
- A teraz?
- Teraz jestem obciążony workiem doświadczeń. Jeśli dołożę więcej negatywnych, nie udźwignę.
- A Radek?
- Jest dla mnie drugi po tobie. Prawie dorosły. Na razie jeszcze za bardzo smarkaty, żeby zrozumieć, że ludziom czasem nie wychodzi. Dlatego mam nadzieję, że ty postarasz się mimo wszystko zrozumieć jego i dać mu czas na zaakceptowanie nowej sytuacji.
- Nie muszę się starać, ja go rozumiem, moi rodzice się rozwiedli i buntowałam się dokładnie tak jak on, tylko mocniej. zrozumiałam ich dopiero, jak mi nie wyszło z pierwszym chłopakiem. Ale to zupełnie inna historia.
- Ja wiem, że on zrozumie, mimo wszechobecnej pracy trochę go znam.
- Cóż... To co chciałbyś mi obiecać, skoro już jestem priorytetem?
- Szczerość. Tylko tyle.
- I to nam wystarczy?
- Gdybym był szczery z Dorotą, rozwiedlibyśmy się po roku i Radek miałby dwoje szczęśliwych rodziców mieszkających osobno, dla których priorytetem byłby on. Jeśli zabraknie nam szczerości, nic nie zostanie, a z nią możemy odbudować wszystko.
- W takim razie przyjmij również moją. A póki co popatrz, co tam się dzieje.
- Zbiegowisko jakieś, i chyba na ziemi leży człowiek, chodź, sprawdzimy to. Może potrzebna jest pomoc.
Podeszli, a tłumek gapiów natychmiast się rozstąpił, na ziemi rzeczywiście leżał nastolatek, wszyscy patrzyli, nikt nie zamierzał reagować.
- Jesteśmy lekarzami, co tu się stało? - Marek od razu przeszedł do rzeczy.
Z grupki wystąpiła starsza kobieta. Podeszła do Agaty.
- Pani, naćpany jaki, albo co, wiadomo to teraz? A człowiek by się litować chciał nad takimi.
- To ulitowała się pani - Agata się zirytowała. - Jest przytomny?
- A bo to ja wiem, ja mam sprawdzać? Jeszcze mnie od tych jemu podobnych wyzwie.
- Proszę się odsunąć, wszyscy, natychmiast! Karetki oczywiście nikt z Państwa nie wezwał?
Agata trzęsła się ze złości. Nikt jej nie odpowiedział, ale ludzie posłusznie się odsunęli. Oboje szybko uklękli przy chłopaku na śniegu i rozpięli mu kurtkę, szukając obrażeń i pobieżnie go badając. Marek sprawnie przeszukał jego plecak.
- Marek, dzieciak ma drgawki i rozszerzone źrenice, może rzeczywiście jakieś prochy.
-Pudło, pani doktor, hipoglikemia, ma w plecaku glukometr.
- A na ciele pompę. To mu z jakiegoś powodu nie zadziałała, hej, dzieciaku, słyszysz mnie?
- Gdzie ja jestem?
- Aktualnie w śniegu na ulicy, jak masz na imię? Dlaczego pompa nie podała ci dostatecznej ilości insuliny?
- Patryk, zawaliłem.
Chłopak zamknął oczy i osunął się z powrotem na ziemię.
- Mierzymy mu, dawaj ten glukometr. Umiesz ogarnąć taką pompę? A zwykłej insuliny w tym plecaku przypadkiem nie ma?
- Przepraszam - młoda dziewczyna chwyciła Agatę za ramię. - Słyszałam o hipoglikemii, moja mama ma cukrzycę, pobiegłam tu do sklepu za rogiem, zrobili gorącą herbatę, słodką.
- Dzięki, dziewczyno, jako jedyna zdałaś egzamin dojrzałości. Patryk, siadaj, chłopie.
Marek powoli podał chłopakowi kubek, Patryk pił małymi łykami i wyraźnie przychodził do siebie.
Kiedy był już w stanie wstać i usiąść na ławce, dokonali spokojnie pomiaru cukru.
- No, powoli rośnie, 70 jednostek, gdzieś ty się, chłopaku, tak urządził! - Marek był zirytowany.
- Moja wina, trochę zawaliłem. Poszliśmy z chłopakami na łyżwy, spontan, dużo wysiłku, żadnego posiłku. Chciałem raz zrobić coś jak wszyscy. No i zupełnie zapomniałem i o zmierzeniu tego cukru, i o przestawieniu pompy na więcej jednostek. Uratowaliście mi życie, dzięki. Próbowałem tym ludziom coś tłumaczyć, ale nie chcieli mnie słuchać, gdyby nie wy, byłoby ze mną krucho. Pewnie myśleli, że popiłem z kolegami. Standardowo.
- Żeby tylko, jesteś przecież ta dzisiejsza młodzież - Agata uśmiechnęła się do Patryka ciepło.
- Nie ma to jak mieć fart i trafić na dwójkę lekarzy. Nie zapomnę wam tego.
- Nie zapomnij to ty dbać o swoje zdrowie, dzieciaku, z cukrzycą można normalnie żyć, jak wszyscy, ale tylko wtedy, kiedy się o niej pamięta. Gdybyś zwiększył insulinę, albo coś zjadł, nie odczułbyś tego wysiłku.
- Jasne, nauczyłem się na błędzie, zapamiętam.
- No, na szczęście na tym błędzie my się akurat uczyć nie musimy.
Lekarze spojrzeli na siebie czule.
- Nie rozumiem.
- Nie musisz, zupełnie nie musisz - Agata się roześmiała. - Pomóc ci wrócić do domu?
- No co pani, i tak już mam totalny obciach. Dam radę.
- To w takim razie uważaj na siebie, a my uciekamy do domu, teraz nasza kolej na gorącą, słodką herbatę.
Czytając wymianę zdań Marka i Agaty już się wystraszyłam, że się pokłócą, no ale na szczęście są mądrzy i to była szczera wymiana zdań.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony rozumiem Agatę, że się boi, bo się poważnie nie wiązała, ale z drugiej myślę, że Marek to mądry facet i gdyby było coś nie tak, to na pewno by jej o tym powiedział.
No i akurat z tym sie zgodzę, szczerość w związku to podstawa!
Oczywiście, jak nastolatek leży na ziemi to naćpany, pijany i "ta dzisiejsza młodzież". Jak mnie takie podejście irytuje! Nienawidzę uogólnień!!!!
Dobrze, że trafił na Agatę i Marka i że pomogła ta dziewczyna i słodka herbata.
Czekam na ciąg dalszy - ela_k :)
Chciałam ich trochę ostrzej "powymieniać" zdaniem, ale stwierdziłam, że jednak dwie godziny to za mało na napisanie odpowiednio mocnej kłótni, a że nie mam ostatnimi czasy więcej... :)
UsuńPodobno dwoje ludzi mądrych, inteligentnych, zawsze się umie porozumieć. Na razie trzymam się tego podobno.
A reakcje uliczne są niestety straszne, nawet gdyby był naćpany, to zawsze żywy człowiek jest lepszy od człowieka martwego.
Pozdrawiam cię i już biegnę z odkładanym długo rewanżem.
No no, ładny zwrot akcji. Czegoś takiego się nie spodziewałem. :)
OdpowiedzUsuńŻeby tylko Marek z Agatą wyciągnęli coś z tego i dogadali się dobrze.
Nie zapomnij tylko o Hanie i Magdzie, ciekawym jak się na tym froncie sytuacja rozwinie. :D
P.S. Miało już nie być kodów. Blee!
Kody to jest niezła udręka, ale niech cię to nie zniechęca.
UsuńZwrot akcji wyszedł tak jakoś sam z siebie.
Pozdrawiam z podziwem, że jednak ci się chce przebijać. :*
Ciekawą taktykę przyjęła Agata - przychodzi pomóc w uzupełnianiu papierów, po czym proponuje spacer. Tak to już jest z kobietami :) Wspaniale, że Agata nareszcie odnalazła swoje szczęście, niech czerpie z niego pełnymi garściami. Szkoda tylko, że ciągle jest w niej ta niepewność, że nie potrafi przyjąć za fakt, że jest i będzie dla Marka kimś wyjątkowym. Niestety, takimi wątpliwościami można nadać goryczy niejednej wspaniałej chwili. I zupełnie niepotrzebnie porównuje się do Doroty, choć pewnie nie potrafi nad tym zapanować. Może dochodzi jeszcze jakieś nieuświadomione poczucie winy, z powodu tego, że Marek rozbił swoją dawną rodzinę. I jednocześnie zrzuca na Marka bardzo dużą odpowiedzialność - jeśli się nie uda, drugi raz nie spróbuję. Przykre, gdy priorytetem staje się praca, dziecko, a to, co łączy dwoje ludzi, niegdyś sobie najbliższych, zostaje zepchnięte na drugi plan. To bardzo ważne, by wspólnie dbać o codzienność, zwłaszcza że nie wymaga to przecież żadnego wysiłku - przelotny uśmiech, miłe słowo. Podoba mi się założenie Marka "Powiem ci o tym". Gdy coś zaczyna się psuć, trzeba koniecznie o tym rozmawiać, zanim rozpryśnie się na miliony kawałków. Trwanie ze sobą w atmosferze przesiąkniętej emocjami ze względu na "dobro" dziecka, jest skrajnie nieodpowiedzialne. Czymś takim można mu jedynie zaszkodzić. Marek i Magda znacznie lepiej by zrobili, gdyby szczerze porozmawiali z chłopcem i rozstali się zanim narosło między nimi tyle nienawiści i wzajemnego żalu. Budowanie relacji z Radkiem nie będzie łatwym zadaniem dla Agaty, prawdopodobnie chłopak postrzega ją teraz jako tę, która ukradła mu ojca. Mądre słowa "szczerością można odbudować wszystko". Oby tylko kiedyś, w przyszłości, gdy już nie będzie tylko dobrze i pięknie, ale wkradną się też rutyna i drobne, codzienne pretensje, udało im się dotrzymać słowa danego sobie w ten piękny, mroźny wieczór.
OdpowiedzUsuńWidząc leżącego człowieka ludzie od razu zakładają, że narkoman, ewentualnie pijany - jakież to prawdziwe. No i psychologia tłumu - wszyscy patrzą, nikt nie wzywa pomocy, nie próbuje pomóc. Na szczęście zwykle w takich zbiegowiskach znajdzie się choć jedna, dwie rozsądne osoby, potrafiące się wyłamać. O, a i tutaj znalazła się mądra dziewczyna. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło, choć, nie ukrywam, pojawia się pewne rozczarowanie, że akcja z pacjentem zakończyła się tak szybko. I że odcinek krótki, ale tu nie będę narzekać, zważywszy na to, jak bardzo jesteś ostatnio zawalona pracą :)
Pozdrawiam i mam nadzieję, że za tydzień będzie dłużej :*
Do szczęścia Agaty pewnie jeszcze daleka droga, dobra droga, miejmy nadzieję.
UsuńTaka już domena związków z bagażem.
Dbanie o codzienność jest właśnie bardzo trudne, dlatego ludzie tak często z niego rezygnują usprawiedliwiając się przed sobą bądź czym.
Postaram się o długość następnej części. :)
Lepiej się nie usprawiedliwiać, a po protu być. Choć to czasem trudne i boli. I nieraz pojawia się pytanie: "czy warto", nieraz ma się ochotę odsunąć, stworzyć dystans, podczas gdy odpowiedź jest tylko jedna: "warto". A więc niech im się wiedzie :)
UsuńNiech im. :)
OdpowiedzUsuńdlaczego dodajesz tylko w poniedziaki? pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBo tak jest wygodnie zgromadzić wszystkich w jednym miejscu i czasie i przy okazji wszyscy wiedzą, kiedy kolejna część. Również pozdrawiam i zapraszam jutro. :)
Usuń