poniedziałek, 9 lutego 2015

22.

"- Boję się, że kiedy będziemy od siebie na wyciągnięcie ręki, wszystko się zepsuje. Nie będę już dla ciebie świętem, tylko codziennością. Niezmiernie trudno zachwycać się codziennością".

*****

- Wiktoria, chcesz kawy?
Woźnicka stała przed drzwiami pokoju przyjaciółki i mocowała się z klamką, próbując je choćby rozewrzeć. Mimo że nie były zamknięte na klucz, nie wiedzieć czemu stawiały opór.
- Zawsze, Agu, ale na razie tu nie wejdziesz.
- Nie chcą mnie, mnie nie chcą? Ta zniewaga krwi wymaga!
- Pożądają cię wręcz.
Agata zaniosła się śmiechem.
- A diabli by to - zza drzwi rozległ się potężny huk. - Pożądają to chyba jednak złe słowo. Może podążają? O, może być, podąż po tę kawę, a tym czasem ja - huk rozległ się ponownie, teraz jakby zwiększając natężenie. - A niechby to jasny szlag trafił wreszcie!
Przekleństw, które padły potem, Agata już nie usłyszała.

- No, koniecznie już musisz mi otworzyć.
Tym razem oprócz lekarki przed drzwiami znalazła się spoczywająca w jej objęciach taca, a na niej, nieco chybotliwa, zawartość: talerz ciastek, dzbanek kawy i dwa kubki (kto by pił kawę w filiżankach).
Wiktoria drzwi otworzyła, Agata też otworzyła, niezwykle szeroko - oczy ze zdziwienia, a stan zawartości tacy z nieznacznie chybotliwego zmienił się w poważnie rozchwiany.
- Co ty tu robisz? Że już, że teraz? Że tak nagle, naprawdę i ostatecznie serio?
Tacę uratowała Wiktoria, przyjaciółki nie zdążyła. Woźnicka w kompletnym oszołomieniu potknęła się o znajdujące się naprzeciwko niej wyładowane po brzegi pudełko i ciężko klapnęła na leżący dokładnie za nią atlas anatomiczny.
- Wyprowadzam się, a za tydzień wychodzę za mąż. Naprawdę i ostatecznie serio.
- Zaraz, zaraz, po kolei - internistka starała się wyjść z szoku. Wychodzenie rozpoczęła od wyjęcia spod tyłka atlasu anatomii. Raz dlatego, że jakby nie patrzeć trochę profanacja przysiadać, dwa, ponieważ do najwygodniejszych siedzisk jednak nie należał.
- Powiedziałaś mi kiedyś, że zarezerwował datę w urzędzie, bez informowania cię o tym. Innym razem mi powiedziałaś, że on to cię owszem, kocha, ale ty podchodzisz do tego raczej na chłodno. Bez emocji, a przynajmniej bez sprecyzowanych. A teraz mi powiedziałaś, co mi powiedziałaś?
- Że się zdecydowałam. Nie martw się, jemu nie zapomniałam o tym powiedzieć.
- Nic z tego nie rozumiem.
- Po prostu, skoro już zarezerwował tę datę, uznałam to za znak.
- Że co ty do mnie mówisz?
- Powiedziałam mu, że zawsze, jeśli do tego czasu zmienię zdanie, możemy się wycofać. No i niech ta data zostanie. Zdania nie zmieniłam.
- A gdzie są twoje emocje?
- Lubię, kiedy na mnie czeka. Jego obecność mnie uspokaja. Na jego widok ogarnia mnie taka jakaś... ogromna czułość...
- Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, ale co bardziej rozmiłowani mogą to samo powiedzieć na przykład o swoim kocie. Czeka, roztkliwia, uspokaja.
- Nie powiem ci, że go kocham. Nie licz na to.
- A mimo to za niego wyjdziesz.
- Tak, bo daje mi stabilizację, poczucie bezpieczeństwa, ja potrzebuję bezpieczeństwa, Agata. Potrzebuję opuszczając mury szpitala przestać udowadniać, innym, a zwłaszcza sobie, że jestem czegoś warta i na coś zasługuję.
- Możesz unieszczęśliwić człowieka.
- Dopiero, kiedy się sobie znudzimy.
- Wika, rutyna jest potworem.
- Oswajalnym.
- Mam ci znaczy życzyć szczęścia? U boku poukładanego Tomasza?
- Znaczy.
Kobiety wstały i w całym tym ogromnym pobojowisku mocno, niezwykle mocno się objęły.
- Wierzę, że wiesz, co robisz. Akceptuję twoją decyzję. Bądź z nim szczęśliwa. Stabilnie szczęśliwa. Kto wie, może właśnie to jest twoja droga. Może tego ciągle szukałaś?
Popatrzyła prosto w zielone oczy Wiktorii. Rudowłosa nie spuściła wzroku.
- Wiesz, czego bym chciała?
- Tego samego dla siebie i Marka.
- Niezupełnie, nomen omen, pudło, chciałabym, żebyś za rok o tej samej porze, ale koniecznie w innej scenerii, powiedziała mi: tak, Aga, kocham go. Nad życie.
- Niech się spełni - głos Wiktorii drgnął nieco. W jej oczach pojawił się błysk.
- No i jeszcze czegoś.
Chirurg spojrzała pytająco.
- Żeby czasem w tym twoim nowym, pięknym domu znalazło się dla mnie trochę miejsca pod twoim nowym, pięknym łóżkiem. Bo już za tobą tęsknię.
- Mój dom i moje miejsce pod łóżkiem stoi zawsze dla ciebie otworem. I pajęczynką.
A po chwili płakały już obie, tonąc w uściskach i łzach. Z wiarą, że decyzje czasem bywają słuszne, nadzieją, że wszystko się jakoś ułoży i miłością, tą ich - siostrzaną, niezawodną i nade wszystko pewną.

*

Idalia zaparkowała samochód przed blokiem, zgasiła silnik i ostatecznie opadła z sił.

Była zmęczona, zmęczeniem, które uwielbiała. Odbierającym siły, odganiającym myśli, dobrze jej znanym zmęczeniem. Wskazującym drogę w każdy kolejny dzień, cóż, że niezwykle podobny do poprzedniego. Ale czy powtarzalność jest znowu aż taka zła?
I siedziała tak, długo, może nawet zbyt długo, tempo wpatrując się w ciemność za szybą. Prawda, że uspokojone było dzisiaj jej życie, ale próżno rozglądała się w nim za choćby odrobiną sensu, poczuciem celu i wartości podejmowanych działań. Choć nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, już nie była taka pewna prawidłowości swoich jeszcze niedawno jedynie słusznych wyborów. Czegoś jej brakowało. Mocno, dokuczliwie za czymś tęskniła. Za czym, wolała się nie zastanawiać. Wybrała drogę, a czas, jak to czas, rzadko bywa ludzkim sprzymierzeńcem, nie ułatwiał i jej. Płynął, nieubłagany i nieczuły, ciągle zbyt prędko.
Obecnie życie, swoim zwyczajem, toczyło się dalej, a Idalia, jak każdy z nas, musiała mu sprostać. Jak umiała.
Wyciągnęła więc kluczyki ze stacyjki już sprawnym, pewnym ruchem i szybko wysiadła we wszechogarniającą ciemność. Późne powroty, pomyślała wbiegając po schodach, też mają swoje zalety, przynajmniej nikt człowieka nie zaczepia. Wkrótce, wkładając klucz do zamka przekonała się, że w tej kwestii pomyliła się na pewno.
- Pani doktor - usłyszała konfidencjonalny szept.
Wzdrygnęła się lekko, a zaraz potem uderzyła we włącznik na ścianie. Na klatce rozbłysło światło, przed Idą, naprzeciwko, stała sąsiadka. Z naprzeciwka.
- Niech pani na chwilę do mnie zajdzie.
- Pani Krysiu, późno już, jutro przyjdę pomóc w czym trzeba.
- Tyle że to jest, pani doktor, strasznie ważne.
Ida wzięła głęboki oddech i z ociąganiem przekroczyła próg mieszkania staruszki. Jeszcze dobrze nie zamknęła za sobą drzwi, a już o nogi otarła jej się kotka Zuzia.
- Cześć, koteczku.
Lekarka schyliła się, delikatnym gestem pogłaskała lśniące futerko i podrapała zwierzaka za uchem.
- No ja mówię pani doktor już któryś raz, a jak ja mówię, to ja wiem, Zuzinka panią lubi, a jak ona kogoś lubi, znaczy dobry człowiek jest. I kotek by się pani przydał, przynajmniej by do pustego domu nie wracała i sama jak ten pies, bez obrazy, nie była na świecie. Sami to, pani doktor, mogą być starzy, jak ja, a nie piękna i młoda kobieta, jeszcze po szkołach.
Idalia uśmiechnęła się mimo woli.
- Rozważę kwestię kotka, obiecuję, tylko czy on by chciał sam w domu całymi dniami siedzieć?
- A chciałby, bo wierny by był i kochałby panią bez warunków, jak to ludzie się od zwierząt uczyć kochać powinni.
- W czym mogę pomóc? - Ida pospiesznie przeszła do rzeczy.
- Ano ja dla pani coś mam.
- Dla mnie?
- Nie ode mnie, nie tym razem znaczy. Bo to było tak: wracam ja dzisiaj ze sklepu, ledwo ciężkie siatki niosę...
- W zeszłym tygodniu, przynosząc zakupy, prosiłam panią, żeby mi pani mówiła, kiedy czegoś potrzebuje, ja bym kupiła przecież.
- Ano wiem, ale wtedy obiad bym jadła na kolację. Poza tym kto by tam głowę pani doktor mną zawracał. Już i tak pani dla mnie dobra jak córka.
- Prosiłam panią.
- No dobrze już, dobrze, nie w tym przecież rzecz.
Idalia westchnęła.
- Słucham.
- I jak już blisko naszych drzwi byłam, to słyszę - dobija się ktoś do pani. Stoi i raz to dzwoni, raz to puka, a i jeszcze się dziwi, że mu nikt nie otwiera. Co on to, pytam go, nie wie, ile to lekarze pracy mają, żeby ludzkie życie i zdrowie utrzymywać? A on do mnie, że kwiaty dla pani ma dostarczyć, bo on jest, znaczy praca jego taka, poczta kwiatowa.
- Słucham?
- A niech pani doktor tyle nie słucha, tylko patrzy.
Rzeczywiście, na stole stał kosz pełen czerwonych róż. Łącznie było ich około pięćdziesięciu.
- No, ale że pani doktor się nie pochwaliła, jaki to kawaler się o panią uprzejmy stara, to ja się powinnam na panią tu i teraz obrazić, na śmierć!
Ida zaskoczona wpatrywała się w kwiaty, kompletnie nie mogąc zrozumieć, co się właściwie dzieje.
- Ale nikt się o mnie nie stara, pani Krysiu, on, ta poczta znaczy, nie powiedział od kogo? - Idalia w oszołomieniu przejęła sposób wyrażania pani Krystyny.
- Nic a nic, a pytałam, może mi pani wierzyć, ale tam pod kwiatuszkami coś jest, koperta jakby. Wszystkiego się pani na pewno dowie, bo ja cudzej korespondencji nie otwieram.
Idalia automatycznymi ruchami wzięła kosz w obie dłonie i skierowała się do drzwi.
- Dziękuję pani, jutro przyjdę po listę zakupów.
- A to tak łatwo nie ma, że dziękuję i już, bo ja obiadek dla pani doktor mam, jadła pani dzisiaj obiadek?

*
Ida obiadek zjadła ze smakiem, choć lekko drżącą dłonią. Teraz, siedząc już we własnej kuchni, bezmyślnie gapiła się na leżącą na stole kopertę. Starała się zmusić do jej otwarcia, choćby i siłą woli.
- Nikt już nigdy nie sprawi - powiedziała na głos, wkładając w te słowa wszystkie siły i całą pewność. - że będę się bać.
Kopertę otworzyła.
W środku znajdowała się biała kartka, na której drukowanymi literami był wypisany krótki tekst: "Te kwiaty są po to, żebyś mnie pamiętała, bo ja nigdy o tobie nie zapomnę. Idalia - z języka greckiego oznacza "widzę słońce", czy może być piękniejszy widok? Mam nadzieję, że lubisz czerwone róże".
- A idź do najpodlejszych diabłów, pieprzony psychopato!
Mimo chęci, uchem terapeuty, wysłyszała w swoim głosie histerię. Pierwszą rzeczą, którą zrobiła, zupełnie nieterapeutyczną, był mocny zamach, aż zabolało ją w barku, po czym misternie skomponowany bukiet rozprysł się na ścianie, wprawiony w ruch całą siłą jej drobnego ciała. Nie umiem panować nad złością, pomyślała przelotnie. Drugą, również nieprofesjonalną rzeczą było rzucenie się na łóżko i gorzki, długi i rozpaczliwy płacz, aż zabrakło jej i tchu, i łez. Jeśli płacz oczyszcza, Idalia była tej nocy nieskazitelnie czysta, czysta niemal jak łza.

18 komentarzy:

  1. Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić picie kawy w filiżankach mieszkając pod jednym dachem. Nawet będąc u kogoś w odwiedzinach obecnie rzadko się do zdarza. Pozostawmy zatem ten jakże wytworny sposób podawania kawy reklamom tudzież romantycznym komediom :)

    O tajemniczym narzeczonym Wiktorii wiem niewiele i zapewne nie jest to skutkiem nieuważnego czytania. Trudno powiedzieć, czy robi słusznie – kierując się lękiem przed samotnością rzeczywiście może tego człowieka unieszczęśliwić. Szkoda mi, że się wyprowadza z zacisznej, rezydenckiej norki, mieli tam miłą, przyjazną atmosferę. No i przykre, że względem owego Tomasza, z którym za chwilę ma związać swoje losy, nie żywi bardziej płomiennych uczuć, co byłoby zupełnie zrozumiałe, wręcz naturalne na takim etapie związku. Rutyna niekoniecznie musi być potworem, rutyna, a raczej codzienność, dzielona z ukochanym człowiekiem, może być piękna. Budzić się co rano i widzieć wpatrzone w siebie rozmiłowane oczy, czekać na kogoś z kolacją, oddychać szeptem, by go przypadkiem nie obudzić. Razem przechodzić zwycięsko przez sztormy i burze, celebrować każde pojednanie. Wspólna rutyna, rutyna miłości – to jedna z wielu twarzy szczęścia. Nie wydaje mi się jednak, niestety, aby Wiktoria, aby ktokolwiek, mógł to osiągnąć wiążąc się jedynie celem zapewnienia sobie poczucia bezpieczeństwa, stałości i czyjejś obecności, w takim układzie wystarczy kot, pies, czy świnka morska. Chociaż … może niekoniecznie Wika rzetelnie relacjonuje Agacie swoje uczucia. Może trudno jej mówić, że kocha, może dla niej miłość to właśnie wspólne budowanie, a nie wielkie słowa. Może nawet przed samą sobą trudno jest jej powiedzieć „kocham go”. Cóż, okaże się pewnie już wkrótce. Mam nadzieję, że i Agata z Markiem wkrótce uczynią krok w przód, a tym dwojgu, z kolei, wróżę dużo szczęścia.

    Ah, jak wiele miłości w tym odcinku – wszak ta łącząca Agę z Wiką też jest piękna i absolutnie niepowtarzalna. Kto wie, czy nie najtrwalsza ze wszystkich.

    Biedna, biedna Idalia! Jak każdy z nas ponosi konsekwencje swoich życiowych wyborów, lecz u niej wygląda to na jakiś emocjonalny impas. Aż by się miało ochotę ją przytulić, zaparzyć herbatę. Pracą próbuje wypełnić pustkę, odegnać swoje wewnętrzne demony. Strasznie przykre, kiedy ludzie poza wykonywanym zawodem nie mają niczego innego. Oj, kotek zdecydowanie by się przydał Idalce. Zawsze to lepiej, niż wracać do pustego mieszkania. Dobrze, że ma tak dobrą, troskliwą sąsiadkę. I że potrafi te gesty sympatii przyjmować. Zwykła rozmowa o niczym też czasem wiele znaczy, chodzi o sam fakt interakcji z drugim człowiekiem. Obecnie takie relacje sąsiedzkie to rzadkość, najczęściej ludzie mieszkając obok siebie latami zupełnie nic o sobie nie wiedzą. Ten bukiet róż wygląda mi jakoś niepokojąco. Jak gdyby zawierał zawoalowaną groźbę. A jednak, miałam rację! Domyślam się, że gnębicielem jest pan były mąż, którego odesłała do stu diabłów. Szkoda jej, bardzo szkoda. Żeby chociaż miała przyjaciółkę, kogoś, do kogo mogłaby zadzwonić, żeby nie spędzać tego strasznego wieczoru samotnie … Niezwykle poruszająca serce scena. Doskonalisz się nie tylko stylistycznie, ale i pod względem fabularnym – każdy odcinek jest ciekawszy od poprzedniego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dach czy nie dach, komu by się chciało do tych filiżanek ciągle dolewać. ^^
      Jak poza tym, że czytać, co mnie ogromnie cieszy, zaczniesz też oglądać, z pewnością dowiesz się o nim znacznie więcej. A słuszność lub nie pozostawiam jej samej i scenarzystom, choć tutaj pewnie akurat zdarzy się jak zwykle - nie skorzystam z ich pomysłu i wymyślę mojej Wiktorii zupełnie inną historię, ale czas pokaże, ja też nie jestem na bieżąco. :)
      Moja droga K, nie żeby coś, ale twój komentarz jest bardziej serialowy niż mój tekst, czy to aby nie ma we mnie wzbudzić zazdrości? :>
      Miłość jest piękna, dlatego będzie jej dużo, wszędzie i możliwie bez zbędnego patosu, choć to mi ostatnio osiągnąć coraz trudniej. Bo świat jakiś zimny, to trzeba się grzać choćby i grafomanią. :D
      Idalkę też chciałam przytulić, jednocześnie jednak ciesząc się, że robi mi się coraz bardziej "żywa". Kotka przemyśli, tak mi się coś czuje. :)
      Dziękuję za komplementy, zaszczyt to dla mnie, kłaniamy się nisko - ja i klawiatura. :)
      Prosiłabym o podpis, bo mimo że ciebie poznam po stylu komentarza, robi się tłoczno. Wolałabym się nie zastanawiać.
      Zapraszam na kolejną część, pora dowolna, niekoniecznie piąta rano. :D To nie zając, nie ucieknie.

      Usuń
    2. Przy najbliższej okazji ugoszczę Cię kawą podaną w FILIŻANCE. I bynajmniej nie zamierzam do niej dolewać, wszak trzeba po studencku - oszczędnie :)

      Wymyślaj własną, bo idzie Ci coraz lepiej, im bardziej odbiega od fabuły zaprojektowanej przez scenarzystów, tym lepiej :)

      Bynajmniej nie zazdrość chciałam wzbudzić, nawet mi myśl taka do głowy nie przyszła. Starałam się jedynie wyrazić swą myśl w sposób dostatecznie wyczerpujący.

      Niech jest dużo miłości, dużo szczęścia, nie tylko w opowiadaniu, ale i w życiu, z patosem i bez patosu, oby prawdziwie i pełnie. Grzejmy świat ciepłem słów i ciepłem dłoni, a chociażby ciepłem uśmiechu przesłanego nieznajomemu mijanemu na ulicy :)

      Kotek już jest zaplanowany, coś tak czuję. Czuję ponadto, że owo przeczucie mnie nie myli :) Idalka coraz lepiej wykreowana, o ile początkowo nie byłam do niej przekonana, teraz coraz bardziej ją lubię.

      Poznasz mnie nie tylko po stylu, ale i po tym, że zawsze będę PIERWSZA :)

      Ale dobrze, uczynię Ci ten zaszczyt i się podpiszę.

      Z poważaniem, Kajka

      Usuń
    3. Przy najbliższej okazji przywiozę własną, nieoszczędną kawę, o smaku.... kawy. :d
      Cieszę się, że Idusia została przyjęta w twe łaski. :D
      Pierwszą tu być niełatwo, przez taką jedną, co to niemal zawsze pędzi na złamanie karku. :D

      Usuń
    4. Przy najbliższej okazji zrobię Ci TAKĄ kawę, po której serce Ci stanie, a podam w filiżance tej, w której dotychczas zwykłam serwować zupę :P
      Jeszcze się z tym łamaniem karku przekonamy za tydzień :D

      Usuń
    5. Budzik nastawić - żadna sztuka, uważaj, żeby nie zaspał. xD

      Usuń
  2. kiedy bedzie czesc z hana i piotrem?

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też Hany i Piotra zabrakło, ale przecież nie może być o nich w każdym odcinku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrócą, już niedługo, spokojnie. :)
      I również witam serdecznie, im nas więcej, tym weselej. :)

      Usuń
    2. Witasz serdecznie mnie po raz drugi, przykro mi, jeśli to dla Ciebie rozczarowanie :)

      K.

      Usuń
    3. Niełatwo mnie rozczarować. :)
      Podpisy mają magiczną moc. :)
      Zawsze wiadomo, kto jest kto.

      Usuń
  4. O nie!
    W kolejnym tygodniu to ja będę pierwsza :P
    Już się o to postaram :)
    Dzisiaj posesyjne odpoczywanie i dlatego tak późno :)
    Mi też żal, że Wiki się wyprowadza, zgadzam się z Agatą, mogą wpaść w rutynę, taką złą rutynę...
    Ponadto, jakoś tak czuję, że niestety, ale Wiki jest troszeczkę egoistyczna, bo ona potrzebuje poczucia stabilności, poczucia bezpieczeństwa, fajnie, rozumiem, każdy potrzebuje, ale jednak, czy zastanowiła się, co potrzebuje on?
    Choć, jeśli dobrze zrozumiałam, powiedziała Tomaszowi o wszystkim, no i on to akceptuje, to może jednak się im uda, bardzo bym chciała, żeby tak było, bo Wiki to taka dobra dusza jest mimo tego, że udaje twardzielkę :)
    Nie, nie, nigdy nie sugeruj się serialem, twoje scenariusze o wiele, wiele, wiele lepsze :)
    Nawet mi nie brakowało tak mocno Hany i Piotra, w końcu to nie tylko o nich opowiadanie :)
    Idalię od początku uwielbiałam, żal, że takie ma samotne życie, ale ma dobrą, miłą panią Krysię (swoją drogą styl jej wypowiedzi jest tak realny) :)
    I co to za pogróżki... nie podoba mi się to, chciałabym, żeby się zaprzyjaźniła z kimś i mogła spędzać wieczory nie tylko samotnie...
    Hmmmm a kota może nazwać Szczepan, to się z Zuzią zaprzyjaźni :)))
    Pozdrawiam - ela_k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lol, za kota Szczepana cię uwielbiam, jeśli tylko wymyślę temu akurat imieniu jakąś fajną genezę, kota Szczepana masz jak w banku. :D
      A ty pierwsza czy ostatnia, ważne że wierna. :*
      Pani Krysia jest realna, oj tak. :D

      Usuń
  5. Ja dziś z dużym opóźnieniem piszę, niestety. A to wszystko przez raptem pięć godzin snu, musisz mi wybaczyć.

    Jak zawsze, nie zawiodłaś moich oczekiwań. Im głębiej wsiąkam w historię tym bardziej się wczówam, wszystkie te postacie są takie żywe. Za każdym razem zaskoczyć potrafisz- to zwrotem akcji, innym razem zaś poczuciem humoru, smajla miałem mocnego. Wydawałoby się, że już mnie nic nie potrafi zaskoczyć. A jednak- i wczoraj i dziś także, niewiarygodne.
    Historia Wiki jakże wzruszająca. Taka przyjaźń w dzisiejszych czasach należy do rzadkości, oby tak dobrze dalej im się układało. A jej uczucia względem przyszłego małżonka myślę, że prędzej czy później staną się cieplejsze.
    Idalia wiecznie tajemnicza postać, równie zaskakująca jak autorka. Potrzebuje przyjaciela, a choćby kotka. :)
    Mówisz, że podpisy mile widziane? Niech CI będzie- podpiszę się mało oryginalnie- K. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczam opóźnienie, ja dzisiaj też po nocy mało sennej.
      Postaram się nie zawieść i dalej, bo ja nadal pogląd swój podtrzymuję - wena nie istnieje, dla chcącego nic trudnego itd. :D
      Dobrze po ciężkiej nocy mieć z rana, zwłaszcza późnego, trochę uśmiechu.
      Ach, ten alfabet nasz pełen jest liter, nie tylko ta jedna, częstujcie się bez skrępowania. Wszystkie wyglądają ładnie. :D

      Usuń
  6. kiedy next?????????????????????

    OdpowiedzUsuń