poniedziałek, 5 września 2016

105.



„Najgorszy jest lęk przed czymś, czego nie można nazwać”.

*****

Melania z rozpaczą w oczach stała nad otwartą walizką. Taki widok zastała Idalia, kiedy weszła do pokoju z dzieckiem w ramionach.
- Odbijamy, Jeremku, szczęście ty moje, bo mamusia ma tylko jeden kręgosłup i to pozostawiający wiele do życzenia.
Zmierzyła siostrę karcącym spojrzeniem.
- Melka, a ty co, na pogrzeb się wybierasz, że prawie płaczesz nad tymi ciuchami?
- Nie no, do Krzysia, tylko ja nie wiem czy to wszystko jest możliwe, nie wiem już nic…
- Melucie, włożyć co twoje, zamknąć, wyjść i żyć szczęśliwie. Całkiem możliwe, a nawet proste.
- Nie zgrywaj się, Iduś.
- No to co jest takie niemożliwe? Słucham – Ida prychnęła po kociemu.
- Bo czy to warto…
- A! Tu cię mam, to już zupełnie inna kwestia – Jeremi odbił po obfitym mlecznym posiłku, rozglądając się ciekawie dookoła. Ida poprawiła syna na rękach, spacerując w zamyśleniu na niewielkiej przestrzeni.
- Nigdy do końca nie wiesz, czy warto – uśmiechnęła się blado do Melanii.
- To skąd ty wiedziałaś? Że Wiktor to na pewno ten, że powinnaś w to iść na całość, bo się opłaca?
- Nie wiedziałam, nawet teraz nie wiem.
Melania bezradnie rozłożyła ręce.
- Jeśli go kochasz, wchodź w to, na całość i bez zastanowienia. Tylko wtedy przekonasz się, czy warto. Wiktor wiele razy mnie zawiódł, ale i wspomógł tyle samo, dlatego nadal tego chcę i o to dbam. Ale dla ciebie to jeszcze za wcześnie.
- To znaczy?
- Wszystkie ważne, wiążące decyzje. Przyjdzie na nie czas. Teraz sobie pomieszkajcie, wyczujcie się bez obowiązku. Zawsze zresztą możesz się wyprowadzić. Jesteś dorosła.
- To prawda – Melania odetchnęła nieco.
- No i druga rzecz – macie klapki na oczach, jesteście sobą zauroczeni. Nie ma się do czego spieszyć, jak poznacie swoje charaktery, czas wam wszystko zweryfikuje, czy chcecie w to brnąć dalej. Teraz po prostu żyj, ciesz się tym, na wątpliwości przyjdzie jeszcze pora, wierz mi.
- Jesteś tą wybitną kopią, zawsze to mówiłam. I strasznie cię kocham – Melania przytuliła siostrę czule, jednocześnie całując śpiącego noworodka w główkę.
- Następnym razem po prostu powiedz, że chcesz pogadać, będzie prościej, no, zamykaj tę walizkę! –Ida uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Wiesz, może ty masz rację… – ożywiła się pianistka.
- Z czym tym razem?
- Może to naprawdę mój czas na szczęście. Zaryzykuję, inaczej przecież nie mogę się o tym przekonać. A do stracenia w obu wypadkach mam wiele.
Podniosła się, stanowczym ruchem zapinając walizkę.

*

Ewa leżała na łóżku, próbując czytać. Jednak łzy w oczach zamazywały jej litery. Zamiast Słowa pisanego w świadomości miała tylko dwa wyrazy z własnych myśli – rak i wyrok.
Do Sali weszła pielęgniarka.
- Pani Ewo, na korytarzu czeka narzeczony, może…
- Ile razy mam powtarzać, że nie chcę nikogo widzieć… żebyście wreszcie zrozumieli…
Pielęgniarka chciała spróbować zaprotestować, ale rozmyśliła się. Skinęła głową i szybko wyszła, żeby przekazać przejętemu chłopakowi smutną wieść.
Pani Aniela nigdy nie miała zwyczaju wtrącania się w cudze sprawy, ale zawsze musi być ten pierwszy raz – pomyślała nagle, sama zaskoczona własną decyzją.
Rozkaszlała się gwałtownie. Dziewczyna natychmiast wstała, podchodząc do niej wystraszona.
- Może ja zawołam lekarza? Albo jakoś pomogę?
Pani Aniela nie przestawała kaszleć.
- Chcesz pomóc, dziecko?
- Oczywiście!
- To przysuń sobie krzesło i usiądź.
Dziewczyna patrzyła na staruszkę zdziwiona. Niepewnie spełniła prośbę.
- Nic mi nie jest. Jak mawia mój wnuk Antek – ściemniam.
- Aha – uśmiechnęła się mimowolnie.
- Nie mam zwyczaju wtrącać się do czyjegoś losu ani wkładać kija w mrowisko. W młodości miałam do tego dosyć okazji. Powstanie, później komuna. Znudziło mi się, bardzo lubię moje spokojne życie. Ale to nie znaczy, że pozwolę pięknej młodej kobiecie zmarnować swoje.
- Chce mnie pani przekonywać, że warto walczyć? – spytała znudzona.
- A po co ja mam cię przekonywać, przecież ty to sama wiesz… masz tylko lekki kryzys.
Dziewczyna się rozpłakała.
- Tak pani myśli?
- Jestem pewna. Piękna i młoda kobieta, pozwolisz, że się powtórzę. W moim wieku już można. A za drzwiami czeka na ciebie osoba, która chce wiązać z tobą przyszłość mimo tego, jak sobie teraz myślisz, wyroku. Wniosek nasuwa się sam, to mądry młody człowiek i naprawdę cię kocha. Czy to nie dostateczny powód, żeby trochę się postarać?
Dziewczyna wycierała gwałtownie spływające po policzkach łzy
- Ale jaką ja będę kobietą bez piersi…
- Zupełnie zwyczajną. Inne kobiety, które przez to przeszły, skierują cię do najlepszych specjalistów z dziedziny protetyki piersi, a gromadkę waszych przyszłych dzieciaków wykarmisz butelką, od tego jeszcze nikt nie umarł. Ja od powstania żyję bez nogi, a mój Jasio mnie chciał, i to jak jeszcze, mimo że wtedy nie było takich wspaniałych i wygodnych protez, a kobiet czekających na dobrego męża aż nadto.
Ewa uśmiechnęła się nieśmiało.
- Ale najpierw to ty sama we własnej głowie i sercu musisz się przekonać, że kochasz swoje życie i na tę całą przyszłość sobie pozwolić. Bo przecież nikt nie dał nam gwarancji, że zawsze będzie łatwo, prawda?
- Nie wiem, co powiedzieć…
- To najlepiej nic nie mów, połóż się, porządnie wyśpij i wszystko przemyśl.
Dziewczyna wstała.
- Aha, no i powiedz temu twojemu umiłowanemu, że potrzebujesz trochę czasu, jak każdy człowiek w twojej sytuacji, ale to nie zmienia faktu, że jest dla ciebie najważniejszy.
- To mogę zrobić – powiedziała cicho. – A co do tej walki…
- Nie nakazuj sobie niczego. Po prostu się zastanów.
- Zawsze wiedziałam, że moja nieżyjąca już babcia była z niezwykle mądrego pokolenia – rzuciła Ewa z wdzięcznością, przykrywając się szczelnie cienką szpitalną kołdrą. – Chciałabym bardzo…
- Podziękujesz mi, jak to moje gadanie się na coś przyda.
Ewa nie zdążyła zaprotestować, ponieważ do Sali weszła hałaśliwa i roześmiana gromadka dzieci i wnuków pani Anieli.

*

Hana zaparkowała samochód przed blokiem, ale wysiąść nie miała siły. Oparła dłonie i czoło na kierownicy i gorzko się rozpłakała. Dręczyła ją własna niemoc, te wszystkie ambitne plany, nieporozumienia z mężem i cała masa innych trosk dnia codziennego. Z jednej strony chciała żyć spokojnie i szczęśliwie, z drugiej – bolało nieprzejednanie Piotra, a jej bardzo trudno było przyjąć porażkę własnej kariery zawodowej i poświęcić się dla rodziny.
Niespodziewanie ktoś zapukał w szybę samochodu.
Podniosła załzawioną twarz, a jej wzrok natychmiast napotkał oczy Piotra.
Mężczyzna usiadł na miejscu pasażera z córeczką na kolanach.
- Mama, karmiliśmy kaczki! – ekscytowała się Sara, nie zauważając jeszcze napięcia rodziców.
- Bardzo się cieszę, kruszynko – przełożyła córkę na własne kolana i mocno do siebie przytuliła, czerpiąc otuchę z obecności dziecka.
- Nie płacz, mamusiu, bo ja też będę płakała.
Proste i wzruszające wyznanie ukochanej trzylatki pozwoliło jej złapać oddech. Spojrzała na męża odważniej.
- Dajmy temu spokój, proszę. Wolę nic nie zmieniać, skoro mamy patrzeć na siebie wilkiem i prawie nie rozmawiać.
- Długo myślałem – westchnął Gawryło.
- Nie zgadzasz się, przecież wiem, Piotr.
- Nie przerywaj, to nie jest dla mnie łatwe.
Uśmiechnęła się do niego ciepło.
- Zabierz Sarę i wyjedźcie beze mnie. Ja spróbuję pozamykać tu trochę spraw, może na odległość poszukam tam u was pracy, bez żadnej protekcji. Jeśli szczęście nam dopisze, przyjadę, jeśli nie, jakoś przetrwam ten staż bez was.
- Piotr… ale przecież ja…
Rozdzwoniła się komórka lekarki, dając jej czas na pozbieranie myśli.
- Tak, słucham?
Bladła coraz bardziej z każdym usłyszanym słowem. Nie wiedziała jeszcze, że całą jej rodzinę czeka drastyczna zmiana postanowień i planów.

4 komentarze:

  1. jaki cudowny prezent - po takim ciężkim czasie <3
    prezent na wieczór

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzy ostatnie części, baaardzo długo musiałaś czekać, ale w końcu skończyłam, ulga i smutek jednocześnie. :)

      Usuń
  2. O Jezu, jaka prawdziwa ta scena Idalii i Melanii. Skądś znam te klapki na oczach, to drżenie, czy się uda i to zastanawianie się, czy warto. Ale ja mogę powiedzieć, że tak, że każdy zasługuje na swoją odrobinę szczęścia i jak nie spróbuje, będzie żałował do końca życia. A co Radwan, to Radwan, on Melanii nie skrzywdzi :D
    Pani Aniela ma sporo racji. Ale Ewa potrzebuje czasu, to dla niej nowa sytuacja, dla niej i dla niego.
    Oj... lecę czytać, bo mnie zastanawia, co to za drastyczna zmiana...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Siostry zawsze chcą dla siebie najlepiej. :)

      Usuń