poniedziałek, 21 marca 2016

81.



"Świadomość, że wiesz czego chcesz, zawsze daje siłę i wolność".

*****

- Hej - Hana otworzyła zaspane oczy.
- Śpij, do mojego budzika jeszcze pół godziny. Dzieci śpią.
- W sam raz żeby z tobą pogadać. Co się dzieje, Piotr?
- Nie mogę spać, myślę o tym wszystkim - wyszeptał. - Jak my sobie teraz poradzimy? Jak rozdzielimy obowiązki?
- Nie przewiduj i nie zastanawiaj się. Żyjmy z dnia na dzień, a w końcu się przyzwyczaimy. To nam wszystkim wyjdzie na dobre. Częściej będzie w domu opiekunka. Jakoś damy radę.
Usłyszeli, że Tosia weszła do łazienki. Jej wymuszany kaszel było słychać w całym domu. Piotr jeszcze bardziej posmutniał.
- Jak mam przejść nad tym do porządku, kiedy ona znowu wymiotuje? Jak, kiedy ty będziesz nie z własnej woli wychowywać moje dziecko?
- Udaje. Dobrze o tym wiesz. I tak samo czujesz, że kocham ją jak Sarę.
Mężczyzna westchnął.
- Co ja mam robić, Hana?
- Udawajmy, że się nie domyślamy. To chyba na razie najlepsza strategia. Zostawmy ją może dzisiaj w domu. Ja nie mam dyżuru, posiedzę z nią, dam jej ile mogę bliskości. Przeczekamy, z czasem się uspokoi.
- Pogadam z Idalią. Może coś podpowie.
Pocałowała męża.
- I w ten sposób, z chwili na chwilę, przeżyjemy dzisiejszy dzień. Chyba nieźle, jak na całkowity brak planu, prawda?
- Zawsze jest nieźle, kiedy ty przy mnie jesteś, tej prawdy wolę się uchwycić i trzymać. Robi się znacznie lepiej.
- A do budzika jeszcze tyyyle czasu.
- Powiedz tylko słowo, a sprawię, że minie nam w sekundę.
- Czytasz w moich myślach. Oswójmy trochę tę szarą rzeczywistość, zanim będę musiała robić śniadanie dziewczynkom. - odrzekła Hana, zachłannie tuląc się do męża.

*

- Dzięki, że po mnie przyjechałaś, naprawdę marnie się czuję i to nie tylko przez wyjazd Melki, byłabym dzisiaj zagrożeniem na drodze, a dyżur nie zaczeka - Idalia, siedząc w samochodzie Agaty, oddychała głęboko. - Poprosiłabym Wiktora, ale dopiero skończył nockę.
- Przestań się tłumaczyć. Źle wyglądasz. Jesteś aż zielona. A dla mnie to przecież nie problem. Przynajmniej mam chwilę, żeby z tobą pogadać.
- Po prostu kręci mi się w głowie.
- Po prostu czy nadzwyczajnie?
Idalia nie odpowiedziała.
- Ida!
- No co Ida, co Ida. Jestem głupia, wiem, ale boję się sprawdzić.
- Moja ty ulubiona ofermo. Dojeżdżamy, ogarniamy pacjentów i w pierwszej przerwie gnasz do Radwana. Już ja ci to załatwię. Nawet zaraz trafi się okazja, bo mamy znaną już całemu szpitalowi wspólną pacjentkę.

*

- Cześć dziewczyny - Radwan powitał koleżanki w pokoju lekarskim. - Agatko, co tam z moją "ulubioną" pacjentką?
- Daj spokój, rozwala mi porządek na oddziale, Cały czas się awanturuje, pielęgniarki chodzą do niej tylko kiedy muszą. A niestety muszą często po cięciu. No i jadą już społeczni. Może czegoś ciekawego się dowiemy.
- Nie ma się co dziwić, silny syndrom odstawienia. Kilka razy już tam byłem i powtarzałem jej, że ze względu na cięcie i swój własny kręgosłup powinna przez te godziny spokojnie leżeć, a to mniej więcej znaczy w bezruchu i w jednej pozycji, jeśli nie chce zostać kaleką, ale są rzeczy ważne i priorytety. W tym wypadku ponad wszystko jest alkohol.
- Podaję jej kroplówki, nic więcej zrobić nie mogę. Powiedz mi lepiej co z maluchem? Chociaż obawiam się że wolałabym tego nie wiedzieć.
- No co. Wyciągnąłem chłopca z zaniżoną masą urodzeniową. I powoli trzeźwieje, też jest syndrom odstawienia jawny, badań krwi nie oszukasz. Chociaż w tym wypadku chciałbym. FAS widoczne nawet w wyglądzie dziecka. Oddechowo mały jest zupełnie niegotowy.
- To jakiś koszmar. Oczywiście z nią nie zostanie? Widziała go?
- Trafi do jakiejś placówki opiekuńczej. A potem, jeśli będzie miał szczęście i znajdą się ludzie, którzy zechcą go pokochać, do rodziny zastępczej, rodzinnego domu dziecka a może nawet do adopcji. Nie widziała syna i wolałbym, żeby nie zobaczyła.
- Optymista - wtrąciła się Idalia. - Zdrowemu dziecku, ale dużemu trudno jest znaleźć rodzinę. A co dopiero dziecku z FAS. Wszyscy by chcieli piękne i zdrowe niemowlęta bez skazy, a najlepiej jeszcze noworodki.
- To prawda, ale miejmy nadzieję - westchnął Radwan. - Dopiero się urodził, od razu zacznie się jego leczenie i rehabilitacja.
- To na pewno ułatwi mu start - podsumowała Agata. - Ale trochę nie ma się tym ludziom co dziwić. Latami marzą o własnym, a potem dostają cudze, to chcieliby chociaż zdrowe. A wybór mają jaki? Zwykle źle prowadzone ciąże, nieznane historie chorobowe rodziców. Podczas gdy oni biologicznemu nieba by przychylili i meldowali się u ginekologa najlepiej co tydzień. Wcale nie jest łatwo pokochać i wychować cudze dziecko, tak myślę. Ja nie wiem, czy bym umiała. Dość mocno wierze w genetykę.
- Może tyle pesymizmu we mnie dlatego, że moi znajomi zaadoptowali pozornie zdrowe dziecko. I teraz nie mają czasu żeby je wychowywać - dodała Ida.
- Dlaczego? - zapytali jednocześnie Agata i Krzysztof.
- Bo po czasie wyszło, że nieprawidłowo rośnie. I teraz się zaharowują, żeby podawać młodemu hormon wzrostu. A to nie jest tania zabawa. Kilkanaście tysięcy miesięcznie. Pracują, żeby ich było na to stać, na ten właśnie lepszy start. I mogą wychować bandytę, bo nie mają dla niego zupełnie czasu. Ale co mają robić? Cały czas są na świeczniku, bo przecież to rodzice adopcyjni, trzeba ich ciągle kontrolować, czy małemu niczego nie brakuje, czy w domu aby ojciec po pracy nie pije piwa, a sąsiedzi nie mówią źle o rodzinie. Paranoja.
- Przestańmy o tym gadać, bo zaczynam mieć ochotę na urlop - Agata podniosła ręce w geście bezradności. - Krzyś, chciałabym go zobaczyć.
- Jasne, przyjdź do mnie na oddział.
- A poza tym mam do ciebie prośbę, a właściwie Idalia ma. Jeśli masz jeszcze chwilę.
- Aga, daj spokój, zrobię beta HCG.
- Zabawna jesteś, z twoim cykorem? O ile cię znam, podejrzewasz coś co najmniej od dwóch tygodni. I ona ma, wystaw sobie, męża ginekologa - roześmiała się Woźnicka. - Lekarzu, idź do lekarza!
Cichocka się zaczerwieniła.
- USG odpowie ci na wszystkie pytania - uśmiechnął się Krzysztof. - Służę pomocą.
- A ja czekam na te najlepsze wieści, no, raz, raz!
Idalia wstając przytrzymała się przyjaciółki, żeby opanować zawrót głowy.

*

- I co, opowiadaj! - Woźnicka niecierpliwie zajrzała w oczy lekarki. Ida stała sztywno z grobową miną.
Rozpromieniony Radwan odpowiedział za nią.
- Sześciotygodniowa, zdrowa kropeczka. Widzieliśmy piękny pulsujący punkcik. Serce ma jak dzwon. A koleżanka ma skierowanie na wszystkie niezbędne badania. I jeśli chce prowadzić ciążę u mnie, widzimy się za dwa tygodnie.
- Fantastycznie! Wreszcie się doczekaliście! Musisz dzisiaj koniecznie powiedzieć Wiktorowi. Hej, co jest, nie cieszysz się?
Lekarka nie zmieniła wyrazu twarzy.
- Jeszcze za wcześnie na radość, wszystko może się zdarzyć.
- Oszalałaś? Z ciążą wszystko w porządku, widziałaś bijące serce!
- Agata, daj jej się oswoić. To zupełnie naturalna reakcja. Poza tym Ida ma rację, wiele jeszcze może się zmienić - wyciągnął rękę i uspokajająco położył ją na ramieniu psychiatry. - Odpoczywaj ile możesz i bądź dobrej myśli, a wszystko się ułoży. Powoli aż do szczęśliwego finału. A na mdłości imbir lub migdały. No i woda i herbatniki przed wstaniem z łóżka.
- Dziękuję ci. Jeśli to dla ciebie nie problem, zostań ze mną do końca.
- To dla mnie ogromna przyjemność. Znam plotki jak i ty znasz. Powiedzmy sobie wprost, mamy takie nasze małe porozumienie dusz osieroconych rodziców. I słowo honoru - zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zadbać o was jak najlepiej i żeby ten finał był dla ciebie jednym z najpiękniejszych dni życia.
Agata wzięła w swoje dłonie ręce przyjaciółki.
- I tego się odtąd trzymasz. Musowo. Bo nic złego stać się nie może. Karta nie świnia, odwrócić się musi.
Roześmiali się z żartu, pełni radości i nadziei wywołanej rozpoczynającym się życiem ludzkim.

*

- Cześć, silny chłopaku - Agata i Krzysztof stanęli nad inkubatorem. - Taki jesteś malutki i smutny. Jakoś to będzie, w życiu zawsze jakoś tam jest. Tylko się nie poddawaj.
Radwana silnym wzruszeniem napełniło zaangażowanie koleżanki z interny. Cieszył go fakt, że nie tylko on ciągle myśli o małym niechcianym chłopcu.
- Nie mogę tego wszystkiego zrozumieć, wiesz?
- Bo tego nie da się ogarnąć, Agata, nie da się pojąć świadomie robionej krzywdy bezbronnemu.
- Wiesz co powiedziała kobieta z opieki społecznej?
- Pewnie nie chcę wiedzieć.
- Ale ci powiem, bo nie mam siły nieść tego sama. To dziecko miało zostać od niej zabrane zaraz po urodzeniu. Bezdyskusyjnie. Bo jej pierwsza dwuletnia córeczka zginęła w tragicznych okolicznościach. Matka i ojciec zachlali, zostawili otwarte okno. Dziewczynka wypadła z trzeciego piętra.
- Z jednej strony radość Idalii, z drugiej strony to. Parszywy świat. Tylko dzieci nadają mu sens.
- Dlatego musimy wymyślić mu imię.
- Masz jakieś propozycje?
- Dla mnie sprawa jest oczywista i to jest Krzyś.
Radwan położył delikatnie dłoń na rączce dziecka. Uśmiechnął się do niego.
- Cześć Krzychu, damy radę. Ja ci to obiecuję. Słowo doktora!

11 komentarzy:

  1. Hmm... uda się dzisiaj dodać komentarz o czasie? Bardzo jestem ciekaw. Warto by było, co by nie mówić. Zapomnieć zawsze można.
    Hana, jak to dobra matka, przejmuje się wszystkim. Mimo iż Tosia nie jest jej córką tak właściwie, to chciałaby dla niej jak najlepiej niezależnie od wszystkiego. Z Magdą nie wiadomo co się dzieje, na szczęście dziecko nie jest porzucone na pastwe losu.
    Ach ta nasza Idalia, ulubiona bohaterka większości z nas. Cieszę się jej szczęściem, należało jej się coś od życia w końcu po tym wszystkim, co jej życie zgotowało. Żeby teraz jeszcze wszystko się ułożyło, będzie pełnia szczęścia.
    Maluszek opuszczony pewnie trafi gdzieś, nie wiadomo gdzie, aczkolwiek pewne jest, że w szpitalu wszyscy zrobią co w ich mocy, żeby trafił dobrze. Bardzo dobrze pokazałaś problem niechcianych dzieci, które są zdrowe i trafiają do rodzin zastępczych albo adopcji, a dzieci tych rodziców, którzy tak bardzo się starają, nie zawsze są zdrowe. Bardzo to przykre, ale niestety prawdziwe. Smutna rzeczywistość, co tu wiele mówić.
    Na szczęście ten tydzień bynajmniej do smutnych nie będzie należał. W którymś radiu jest program "byle do piątku". My możemy teraz mówić- byle do środy. :D
    Buziaki! :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postawa prawdziwej matki, chcieć dobrze dla każdego dziecka.
      Magda pewnie jeszcze powróci w wielkim stylu.
      No, niełatwo jest stworzyć człowieka.
      Życie bywa przewrotne.
      Środa była że ach! :*
      Dbaj o kolce!

      Usuń
  2. Aaaaaaa! Boże, jakoś smutno mi się zrobiło!!!!
    Najpierw Hana i Piotr! Nadal żal mi Tosi! Żal straszliwie! Ale Hana, to taka trochę moja Zuzka!
    Nie pozwoli zrobić krzywdy dziecku! Może właśnie tak najlepiej? Żyć z dnia na dzień, bez planu, bez zastanawiania się, co będzie! No bo przecież co da roztrząsanie? Nic, a brutalna prawda jest taka, że żyć dalej trzeba!
    Huraaaa! Idalia w ciąży!!!! Jaka to super nowina!
    Pocieszająca po intensywnym weekendzie na uczelni!
    Och, nie dziwi mnie reakcja i „grobowa mina” lekarki! Po tym, co przeszła, sama bym bała się cieszyć!
    Cieszy mnie, że przybliżyłaś postać Radwana. Wydaje się bardzo sympatyczny i do rzeczy!
    A na matkę… podobnie jak na Magdę… brak mi słów! Ludzie latami czekają na dziecko, a ona?
    Co zrobiła swojemu maluszkowi? Takich ludzi powinno się sterylizować! Przysięgam, że jak słyszę o czymś takim, to szlag mnie trafia!
    Krzyś! Bardzo ładnie! A może adoptuje go Agata? Może poczuje instynkt macierzyński do maluszka?
    Buuuziaki!!!! Ach, ciekawi mnie, co będzie dalej z chłopczykiem! :* - Ela_k

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obie takie ciepłe i prorodzinne, prawda.
      Dokładnie. Najlepiej powoli, z dnia na dzień, kolei życia i tak nie przewidzisz.
      Doczekali się.
      Na radość Idy też przyjdzie czas.
      Ja jak na razie jakoś go lubię.
      To smutne i podłe, krzywda małego człowieka prześladująca go całe życie.
      Oooo, to już by było za bardzo serialowo i za mało prawdopodobnie. Buziaki. :*

      Usuń
  3. Jak mi się ten rozdział podoba, nawet nie wiesz jak bardzo! Jest taki twój! Taki za starych dobrych czasów. Jak miło mi, że mogę powiedzieć, że mi się podoba, że jestem tego pewna. Wielka radość.
    Wymierzony, wyważony, dobrze okrojony, opisany, dialogi - cudo. I Idalka. Wszystko pięknie ładnie.
    PS. Zaczynam tęsknić za Radkiem :P
    PS2. W poniedziałek świąteczny bierzesz wolne od opowiadania? Wolę wiedzieć prędzej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję. <3
      Radek za jakiś czas się pojawi.
      Nigdy nie biorę wolnego, aż do końca. :*

      Usuń
    2. To czekam na jutro :)

      Usuń
  4. Ojeju, jeju! Gdybym podejrzewała, że tyle wzruszeń będzie, to bym wszystkie studenckie sprawy rzuciła i wcześniej przeczytała! Ale, jak to się mówi, lepiej późno, niż wcale :)
    Dobrze, że Piotr ma takie wsparcie w Hanie. Dla niej to na pewno nie jest łatwa sytuacja, ale najważniejsze, żeby trzymali się razem :)
    Będzie dzidzia! Jak fajnie, oby bez zbędnych komplikacji, już się dość Idalia z Wiktorem nacierpieli. I całkowicie rozumiem jej reakcję i to, że nie tryska radością. Przyjdzie na to czas.
    A scena przy inkubatorze... Cudo! Łzy w oczach mam normalnie. A jak słyszę lub czytam słowo "FAS" - mam ciarki. Tak dużo na studiach o tym miałam, jestem przerażona. Serio. Najbardziej tym, że matki robią to dzieciom, że to nie jest genetyka, coś niezależnie od człowieka się rozwijającego. Straszne.
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i lepiej późno niż w ogóle. :)
      Ściskam świątecznie znad sernika. :*

      Usuń
  5. Ja tu nadal jestem i zawsze w ten poniedziałek przeczytam między jedną a drugą sprawą, tylko na komentarz już jakoś ani odpowiedniego momentu, ani odpowiednich słów... :)
    Bardzo podoba mi się wątek noworodka, ciekawa jestem jak on się rozwinie. Z tą adopcją tylko aż mi się smutno zrobiło, bo to nie tak, że jak się adoptuje dziecko, to socjalni zawsze patrzą na ręce. Osobiście znam dziewczynę, która jako kilkumiesięczne niemowlę trafiła do rodziców adopcyjnych, a teraz w tej rodzinie ma przemoc i niestety dokładny system sprawdzania, czy rodzice nadają się do przyjęcia i tak już na starcie skrzywdzonego dziecka okazał się nieskuteczny, a poza kilkoma wizytami na samym początku, nikt się losem adoptowanej nie zainteresował.
    Trochę nie zrozumiałam, czy Tosia wymusza wymioty, czy tylko udaje, że to robi? Może po prostu głupia jestem, albo czytałam zbyt nieuważnie :P
    Dziękuję za rozdział, jak zwykle za krótki, bo Ciebie można czytać i czytać, czekam na następny! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszy mnie to niezmiernie, wiadomo, są rzeczy ważne i priorytety, a doba jak zwykle za krótka.
      Nie zawsze, jak ze wszystkim. Albo nadmierna kontrola bez potrzeby, albo znów niedopatrzenia. Tyle się słyszy o zabieraniu dzieci z niby to sprawdzonych rodzin. Ale i kontrole nadmierne się zdarzają, zwłaszcza kiedy rodzice biorą dzieci niepełnosprawne. To akurat przykład moich znajomych. Zawsze lepiej w tę stronę, niż rodziny, które biorą dzieci tylko dla pieniędzy.
      Kwestia przemocy w rodzinie to w ogóle czasem kwestia nie do przejścia. Niby dziecko chce się wyrwać, bo źle się dzieje, a ostatecznie i tak wszystkiemu zaprzecza, bo uznaje, że lepsza najgorsza matka niż nieznane. Kolejny przykład z mojego otoczenia. I taka etykietka, że dom dziecka to najgorsze miejsce świata, ech to życie.
      Wymusza, czyli w zasadzie udaje. ;)
      Buziaaaki i miło że znajdujesz czas. :) Jeszcze troszkę. :)

      Usuń