"- Zastanów się, czy na pewno warto tak ryzykować.
- Nie martw się , wiem że warto. Czy czułaś kiedyś patrząc komuś w oczy, że czujesz się we właściwym miejscu , w domu?"
*****
Telefon zadzwonił akurat w momencie, kiedy Piotr wychodził spod prysznica. Na myśl o tym, że to znowu szpital, ogarnęło go zniechęcenie, do dyżuru miał jeszcze dwie godziny.
- Podaj mi, proszę. To pewnie coś ważnego!
Hana wślizgnęła się do łazienki. Na widok tak dobrze znajomego ciała męża na jej twarzy pojawił się uśmiech, a w sercu rozlało ciepło. Wręczyła mu telefon. Numer był nieznany.
- Gawryło.
- Wybaczcie mi, jeśli potraficie, ale nie umiem zmienić swojej decyzji - głos Magdy był przytłumiony przez ruch uliczny.
- Gdzie jesteś? Co ty wyprawiasz!
- Zaopiekujcie się Tosią. Z wami będzie jej lepiej. Ja wyjeżdżam za granicę.
- Czy ty wiesz, że ona tęskni, płacze, źle sypia?
- Muszę to zrobić. Muszę i chcę.
- To jest twoja córka, do cholery!
- Tak moja jak i twoja. Mnie też należy się trochę szczęścia.
- Kogo ty krzywdzisz, pomyśl, kogo!
Piotr usłyszał jeszcze w tle ponaglający męski głos. Połączenie zostało przerwane.
Stał zdruzgotany, niezdolny do żadnego ruchu. Nie mógł uwierzyć i nie wierzył. A woda z jego ciała jakby nigdy nic spływała na łazienkowe kafelki.
*
- Pomogę ci - rozczochrana Melania weszła do kuchni, w której Cichocka przygotowywała obiad.
- Nie ma potrzeby, zrób nam herbaty. Mam nadzieję, że wypoczęłaś. Wyglądasz znacznie lepiej.
- Tak, nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tyle spałam. Sporo gram, ciągle jestem w trasie.
- Za dużo pracujesz, Melusia.
- Mówi ta, z którą nie mogę spokojnie usiąść, bo wiecznie ma dyżur. A co ja mam innego robić? Ty masz chociaż Wiktora. Ja tylko muzykę. Nie czuję potrzeby siedzenia w pustym domu.
- A nie przyszło ci do głowy, że właśnie dlatego masz pusty dom?
- Jakoś nie.
- Otacza cię przecież mnóstwo ludzi, muzycy, dyrygenci, sami artyści.
- Z których ego albo nie da się wytrzymać, albo dla odmiany są interesowni. Chcą, żebym grała z nimi recitale lub załatwiła im jakiś koncert, czy choćby miejsce w orkiestrze. To jest trudne środowisko.
- Ale jeśli praca pochłania cię bez reszty, nigdy nie ułożysz sobie życia. Ciągle będziesz sama, a to smutna perspektywa. Coś o tym wiem.
- Może właśnie to jest mi pisane. Nie zmienimy swojego losu samą tylko chęcią.
- A ja uważam, że szczęściu trzeba dopomóc, ty nawet nie próbujesz.
- O przepraszam, ja w życiu wszystko mam poukładane i do bólu oczywiste.
Oczy Idy zapłonęły.
- Możesz nie zaczynać tej rozmowy od nowa?
W spojrzeniu siostry lekarka natychmiast ujrzała blask swojej własnej furii. Odłożyła nóż.
- Okej - Melania gwałtownie postawiła na stole parujące kubki. - Nadal opieraj swoje życie na żalu. Z pewnością daleko zajdziesz! Cholernie jesteś uparta! Niczego cię nie nauczyły lata, w których do mnie tęskniłaś?
- To ja do ciebie przyjechałam, przypominam ci, nie ty do mnie.
- Dlatego wiem, że możesz to zrobić. Bo jesteś mądra i odważna.
Znowu jednocześnie złagodniały nieco.
- Czy chociaż raz pomyślałaś o tym, że ja po prostu nie chcę jej więcej widzieć? Że swoje zadanie już spełniła, urodziła mnie. Na nic poza tym nie miała ochoty! - Idalia napiła się gorącej herbaty, żeby ukryć ból.
- A czy ty myślisz o tym, co się z tobą stanie, kiedy będzie już za późno nie tylko na wybaczenie, ale zwłaszcza na rozmowę? Sumienie, Ida, nie da ci normalnie żyć! Czy ty chciałabyś, żeby twoja córka cię nienawidziła?
Idalia wstała, ogarnięta dziką furią.
- Mojej córki w to nie mieszaj. W temacie naszej matki nie waż się nawet o niej wspominać. Ja nigdy nie byłabym matką faworyzującą jedno, a jawnie odpychającą drugie dziecko. Niezależnie od okoliczności. I życie bym mogła oddać, gdyby ktoś dał mi szansę cofnięcia czasu i moja córka mogłaby żyć szczęśliwa, chociaż beze mnie. To chyba odpowiadałoby twojej matce, prawda? Mimo że z tobą była bliżej, jest wieczną egoistką. I nie ma pojęcia co to miłość macierzyńska, wierz mi na słowo. Wiem, co mówię.
Całkowicie zapominając o jedzeniu, wyszła z kuchni. Melania natychmiast za nią pobiegła, chwytając ją za rękę.
- Przepraszam.
Idalia się zatrzymała, ale nadal targały nią intensywne emocje.
- Potrzebuję czasu, żeby nauczyć się na nowo ciebie rozumieć bez słów - powiedziała Mela cicho. - Jesteśmy już dorosłe, nowe i inne, kształtowane przez różne doświadczenia. I mam gdzieś naszą matkę, jeśli to spotkanie ma zrobić ci krzywdę.
- Masz rację, Melania. I to nie chodzi o gniew. Ja po prostu chcę wiedzieć dlaczego. Ale ani nie mam siły, ani nie jestem na to gotowa. Boję się, że kiedy spojrzę jej w oczy, mój do niej żal zamieni się w czystą nienawiść.
- To nie takie proste. A ty pod tym względem ani trochę się nie zmieniłaś, zawsze dbasz przede wszystkim o innych i wiem, że nie jesteś zdolna do nienawiści. Nie odpychaj tego po prostu. Daj sobie taką ilość czasu, jaką potrzebujesz, ale myśl o tym. Wracaj do tego.
Idalia z westchnieniem i bez przekonania kiwnęła głową.
- To co, dostanę obiadek? Czy dopadnie mnie życie artysty - biednie, głodno i w beznadziei?
- Przecież wiesz - kąciki ust Idalii uniosły się w uśmiechu.
Melania spontanicznie przytuliła siostrę.
- Nie gniewaj się na twojego jedynego sobowtóra, bo mi będzie smutno. No i ja kompletnie nie umiem gotować.
- Gniewać się na ciebie? Niewykonalne.
- I wiesz, chcę już ciągle być blisko ciebie. Bo jakoś łatwiej mieć siostrę niż nie mieć. I taka fajna ta Warszawa. Może by mi tu dali robotę, jak myślisz? I w ogóle, strasznie, niewyobrażalnie mocno cię kocham!
- Mój cudowny wariacie - Ida szczerze odwzajemniła uścisk. - Takiej mi ciebie brakowało.
- Mogłabym zobaczyć twoją córeczkę? Jeśli tego nie chcesz...
- Daj spokój. Dolna szuflada w sypialni. Tam są wszystkie albumy.
*
- Ale Wiki, o co ci chodzi? Ja cię tylko zapraszam na imprezę. Nie do łóżka. Rozerwiesz się, będzie sporo ludzi. Prawie wszystkich znasz. Zawsze to jakaś odmiana między dyżurami - przekonywał uparcie Adam.
- O nic mi nie chodzi, po prostu nie mam ochoty nigdzie iść. To wszystko - Consalida podniosła znad papierów zmęczony wzrok.
- Kłamiesz. To o mnie chodzi.
- Wyobraź sobie, że nie we wszystkim, co dotyczy mojego życia ty grasz główną rolę.
- Sama się oszukujesz. Zrezygnowałaś z małżeństwa i po prostu teraz nie chcesz się ze mną pokazywać. Unikasz mnie, żeby nikomu nie przyszło do głowy, że zrobiłaś to ze względu na mnie. Przesadzasz, Wiki. Ludzie i tak będą gadać. A przed prawdą nigdy nie uciekniesz.
- Wiesz co? Specjalizacje chyba pomyliłeś. Powinieneś się zamienić z Idalią - rzuciła sarkastycznie.
Adam nie zdążył zripostować.
- Karetka! - padło z korytarza.
Wybiegli jednocześnie.
- Trzydzieści lat i trzy promile - westchnął ratownik. - Opatrzyliśmy ranę na głowie, ale oczywiście zróbcie tomografię. Ja idę czyścić zarzyganą karetkę.
Jak na komendę kobieta ponownie zaczęła wymiotować.
- Podaliśmy elektrolity i próbowaliśmy ją nawodnić, widzicie dlaczego, ale prawie nie kontaktuje mimo to. Ja nie chcę nikogo oceniać, ale to jest nie do pomyślenia.
- Raczej nie ona pierwsza i nie ostatnia. Halo! Słyszy mnie pani? - krzyknęła Wiktoria, potrząsając pacjentkę za ramię.
- Spierdalaj - padła trzeźwa i naturalna odpowiedź.
Wiki spojrzała na pielęgniarkę.
- Coś czuję, że pierwsza życiodajna dawka leków będzie podana koniecznie domięśniowo.
Pielęgniarka się uśmiechnęła.
Adam i ratownik przenosili pacjentkę na szpitalną kozetkę.
- Nie - Wiki była wstrząśnięta. - Powiedzcie mi, że mi się tylko wydaje.
- To właśnie miałem na myśli. Nie wydaje się pani doktor - podał lekarce torebkę pacjentki - W środku jest karta ciąży. Dawno nieuzupełniana, ale jadąc tutaj policzyliśmy z ciekawości. Wypadałby trzydziesty drugi tydzień. Jeśli dziecko żyje rzecz jasna.
Przez chwilę wśród personelu panowała głucha cisza, przerywana tylko wymiotami pacjentki.
- Kogo z ginekologów dzisiaj mamy, pani Kasiu? - spytał w końcu Adam.
- Jest doktor Radwan.
- To proszę tu przysłać i uprzedzić co go czeka.
- Jak Radwan zbada dziecko, wyślijmy ją na internę - zaproponowała Wiktoria.
- Oszalałaś? Ciężarną?
- Naprawdę chcesz robić aż taką sensację wśród tych nabuzowanych hormonami kobiet, które albo rodzą albo właśnie urodziły? Ewentualnie na patologii ciąży, gdzie kobiety modlą się o to, żeby wytrzymać w ciąży choćby jeszcze jeden dzień?
- Może masz rację. Ale to nie przejdzie. Widać, że słabo znasz Radwana.
- To znaczy co?
- Jak zobaczy stan matki, natychmiast rozwiąże ciążę, wszędzie temu dziecku będzie lepiej, niż w alkoholowych wodach płodowych.
- Okej, pewnie masz rację, ułatw mu sprawę i przyspiesz decyzję, zbadaj panią. Ostatnio świetnie znasz się na kobietach.
Huraaaa! Huraaa! Jestem pierwszaa!
OdpowiedzUsuńNie powinnam się tak radować, wszak tematy poważne…
Od początku.
Może mogłabym zrozumieć Magdę, naprawdę, gdyby nie powiedziała tego tekstu o tym, że to także córka Piotra, że ona też chce mieć trochę szczęścia. Znaczy co? Tośka nie była jej szczęściem? Nigdy jej nie zrozumiem, mało tego, ostatecznie ją znielubiłam!
Jak teraz powiedzieć o tym dziecku? Które mimo wszystko kocha i tęskni?
Teraz siostry. Super długa i fajna ta scenka!
Staram się zrozumieć i jedną i drugą. No bo faktycznie, kiedyś może być za późno. A znając Idalię, jej wrażliwość, to będzie tak, że jeśli kiedyś matka umrze, a ona chociaż z nią nie porozmawia, to będzie tego żałować do końca życia.
Nikt nie każe się z nią godzić i kochać, wystarczy, że z nią porozmawia. Będzie mogła ocenić, czy się zmieniła, czy nie.
A ostatnia scena mną wstrząsnęła… Wiki jak zawsze, cięta riposta (mooja ruda kochana), ma dużo racji w tym, że najlepiej dać kobietę na internę.
Tylko co z dzidziusiem? Jezu, aż nie chcę myśleć, bo znam niestety dzieci, których rodzice w ciąży, delikatnie mówiąc, nie wylewali za kołnierz…
Ach, teraz nie będę się mogła doczekać (zabij Magdę, zrób to, a ja napiszę zgrabną sprawę, w której oskarżę piotra) ;)
Buziaki :* - Ela_k
Jesteś, jesteś, blogger płata figle.
UsuńNie każda matka jak widać jest zdolna do poświęceń. Magda uznała, że skoro ona tyle czasu wychowywała Tosię sama, teraz jego kolej. Nie rozumiem, ale ludzie bywają różni. Niektórym pada na głowę aż tak, że miłość przygodna staje się sensem, a córka odchodzi na dalszy plan.
Nie wiem, jak bym się zachowała na miejscu Hany i Piotra.
Bo obie mają rację, nic w życiu nie przedstawia się czarno-biało.
Haha, aż tak cięta na Magdę jeszcze nie jestem, ale kto wie, kto wie. Tylko jak ja bym mogła moją Yennefer. :D
:**
Nie no, to się nie mieści w głowie! A niech spada ta Magda cała na drzewo! Co ona myśli, że jest pępkiem wszechświata? A nie jest! Jest za to całym światem dla Tosi i to jest najbardziej frustrujące. Mam nadzieję, że mała z pomocą i miłością Hany i Piotra dojdzie do siebie, a ta idiotka nie pokaże się więcej na oczy, ot co!
OdpowiedzUsuńDObrze, że dochodzi między bliźniaczkami do takich rozmów - to oczyszczające. I tez uważam podobnie jak Melania - Idalia nie powinna odrzucać od siebie myśli o spotkaniu z matką. Gdy będzie za późno, może tego bardzo żałować.
Och, Adam! Ja tam z nim na koniec świata poszła! A ta na impreze iść nie chce :D Oj, ale zmieni jej się, zmieni :) Musi :)
Co do sceny z pacjentką... Miałam ostatnio na zajęciach o dzieciach z FAS. Nie jestem w stanie zrozumieć, jak dorosła kobieta może świadomie własne dziecko krzywdzić, jednocześnie skazując je na ciężkie życie.
Buziaki :*
Straszne to o tyle, że znam takie sytuacje ze swojego otoczenia.
UsuńRzadko niestety w życiu tak bywa, że tego typu związki trwają długo.
Mela ma wobec siostry jak najlepsze intencje i sporo racji. ;)
Zobaczymy, co tam Wiki postanowi w kwestii Adama.
Pacjentki decyzje godne najwyższej pogardy i trudno o jakieś usprawiedliwienie.
:*
Genialność, jak zawsze! :) To tak tytułem wstępu.
OdpowiedzUsuńCzyżby wątek Magdy się właśnie zakończył dokumentnie? Wysłałaś ją daleko, żeby nie robiła kłopotu? Bardzo ciekawa sprawa, liczę na to, że jednak nie dasz jej zniszczyć życia. :P
Ach ci nasi artyści, tak trudno z nimi współpracować. Wydawać by się mogło, że nie będzie żadnych problemów- artysta to taki człowiek zamknięty w tym swoim muzycznym świecie, a jednak nie. Widać od razu, że biografie czytałaś- wspaniale odwzorowana Melania. Gdybym wiedział, że to tylko wytwór Twojej wyobraźni, bardzo chciałbym ją poznać. ;)
Kobieta w ciąży i pije do tego, jedna wielka masakra! Nie mogę pojąć, jak można doprowadzić się do takiego stanu. Rozszarpać tylko taką idiotke! Liczę na to, że doktor Radwan stanie na wysokości zadania i uratuje przynajmniej dzieciaka.
Pozytywne zmęczenie dzisiaj z rana. Buziaki! :***
P.S. Komentarz dodany dzisiaj z racji na to, że w poniedziałek rano głupie bloggery nie chciały mi pozwolić. :>
Dzięki. ;* Choć nie zawsze. Za dobrze by mi było.
UsuńMagda z pewnością jeszcze kiedyś powróci, a to tylko dlatego, że życie nie bywa takie proste i nieskomplikowane, a rodzaj ludzki jest wyposażony w sumienie, z którym ona aktualnie ma problem. :D
I wytwór i nie wytwór pewnie chciałbyś poznać, bo ja bardzo. Ech, te niedoścignione marzenia. <3
Radwan to Radwan. :) Damy Hanie odpocząć.
Bloggery w ogóle blokowały ruch wszystkim, aż mi smutno było, że nie napiszecie drugi raz.
Odpoczywaj weekendowo, bo ja już rutynowo muszę pisać, choć w tym tygodniu z dość sporą przyjemnością. :)
Witaj, kolejny raz poruszasz trudne tematy. To się ceni. Nie wiem co ze mną się stało, ale jakoś tak ta pijąca kobieta w ciąży na końcu, spowodowała, że trochę rozumiem Magdę. Wiem, teraz większość nie zrozumie mnie. Po kolei. Rozdział przeczytałam rano w poniedziałek. I delikatnie mówiąc zatkało mnie. Nie wiedziałam kolejny raz, czy mi się rozdział podobał, czy nie. Miałam malarstwo. Stałam przy sztaludze i zastanawiałam się nad Twoim opowiadaniem. I? I po analizie stwierdziłam, że jesteś genialna.
OdpowiedzUsuńKlamrowa budowa rozdziału to chyba jest coś co lubię najbardziej. Czy to w opowiadaniach, czy to w książkach. Ja po tym dostrzegam dopracowanie. Rozpoczynamy rozdział kobietą, która odtrąciła swoje najukochańsze dziecko. Zostawiła je ojcu, nie pytając ani dziecka ani mężczyzny o zgodę. Egoistka? Diabeł wcielony? Zło chodzące? To pewnie jedne z delikatniejszych obelg, które padłyby z wielu ust, oceniających kobietę, ludzi.
Później mamy siostrzyczki. Relacje między nimi się poprawiają. Jedna chce zostać bliżej drugiej. Czego chcieć więcej? Może tylko tego, aby we dwie były szczęśliwe. Nawet tylko na swój znany sposób, ale zadowolone z życia, które przeżywają. Mam nadzieję, że nie będą długo czekać na dobre życie prywatne. Jedna i druga musi się nim zająć na poważnie.
No i koniec. Adam i Wiktoria. Wielkie zaskoczenie, chociażby dla mnie. Po pierwszych zdaniach, zastanawiałam się po co Ty ich tam jeszcze upchnęłaś. No i po co? Nie za dużo tego wszystkiego? Jednak czytając dalej okazało się, że wszystko jest na miarę, wszystko pasuje. Mamy drugą kobietę? Kolejna, która krzywdzi dziecko. Znowu można się zastanowić co za matka, co za kobieta, co za idiotka.
Tylko ja widzę to na dwa sposoby.
Matka krzywdząca dziecko. Pewnik. Jedna i druga. Tylko Tosia miała możliwość zapamiętania mamy z tej dobrej strony. Ma pewnie dużo wspomnień. Jest jej żal, że odeszła. A to drugie dziecko, jeżeli przeżyję, to będzie się tułało od domu dziecka do domu dziecka i jeszcze pewnie rodziny zastępcze. Można porównywać matki, można porównywać sytuację dzieci. A jeszcze można zastanowić się, co spowodowało, że dwie kobiety się złamały. Kto i jaką krzywdę musiał wyrządzić im, aby one same krzywdziły dla siebie najdroższe osoby? Co kierowało obiema kobietami? Czy ktoś im pomoże? Czy ktoś ich będzie wspierał? Czy kiedyś dostaną drugą szansę? I czy będą potrafiły docenić to, że ktoś podarował im tę szansę?
PS. Moje przemyślenia na dowód tego, że najbardziej lubię powieści i opowiadania, które maja puentę i skłaniają do refleksji. Jesteś bardzo dobrym autorem.
Pozdrawiam
Nudno by było dla mnie za prosto. ;)
UsuńJa cię doskonale rozumiem i byłam ciekawa, czy ktoś na to wpadnie, co dokładnie chciałam przekazać. Ty wpadłaś częściowo, a trochę też dointerpretowałaś po swojemu, wyprzedzając moje myśli. :)
Chodziło dokładnie o ten kontrast. O pokazanie - w sytuacji kiedy wszyscy potępiamy Magdę - kto naprawdę jest godny potępienia, a wręcz pogardy. Bo to co robi pacjentka zasługuje na takie właśnie mocne słowa. Przy tym postawa Magdy to nic. A do tego efekt postępowania tego typu matek po czasie widoczny w postawie Idalii. Która czuje się na tyle skrzywdzona, że nie chce zaryzykować spotkania ze swoją matką, narażając własne sumienie na ciężkie przejścia.
Co by nie mówić, jestem pod wrażeniem twojej przenikliwości w rozumowaniu. :) W końcu też artystka. :)
Tego też jakoś tam udało mi się po części dotknąć, że nie powinniśmy nikogo oceniać, choć to trudne, z góry oceniamy pacjentkę i nikt nie chce słuchać jej usprawiedliwień. Bo to zrozumiałe, krzywdzi bezbronnego. Ale jednak jakieś pewnie motywy ma, które jej postępowanie wywołują, a dla nas są nieusprawiedliwiające.
Dziękuję! :*