poniedziałek, 28 marca 2016

82.



Bezsenność — choroba epok, w których ludziom każą zamykać oczy na wiele rzeczy".

*****

- Jestem - krzyknęła Tosia od progu, zrzucając z ramion zbyt ciężki plecak.
- Cieszę się niezmiernie, mam nadzieję, że głodna - Hana przytuliła dziewczynkę mocno do siebie.
- Jak wilkołak - mała ufnie do niej przylgnęła, maksymalnie przedłużając chwilę bliskości.
- Na początek zupka pomidorowa?
- Mniam!
- No i jest jeszcze niespodzianka.
- Jaka?
Hana odwróciła się, żeby wziąć z szafki kopertę, a przy okazji ukryć wahanie.
- List od mamy do ciebie.
Na twarzy Antosi pojawił się brzydki grymas.
- Wyrzuć go.
- Ale... nie przeczytasz?
- Ja mam tylko tatę. I przybraną mamę. Sara, chodź tu!
Na dźwięk swojego imienia dziewczynka wybiegła z pokoju, w którym oglądała bajkę i z impetem rzuciła się w ramiona starszej siostry.
- Idziemy myć rączki, pomogę ci.
- Taaak, myć mydełkiem i wycielać poziądnie, ty teś, mama! - Sarenka pociągnęła za bluzę stojącą w osłupieniu matkę.
- Ja umyję zaraz, kochanie - wykrztusiła w końcu. - Teraz pójdę nalać wam zupki.
Dziewczynki z głośnym piskiem na wyścigi pobiegły do łazienki, a Hana z westchnieniem weszła do kuchni. Przez chwilę trzymała w dłoniach kopertę, wahając się, czy jej nie otworzyć. Szybko napisała SMS-a do męża z informacją o reakcji córki.
"Posłuchaj jej" - przyszła natychmiastowa odpowiedź. "Wygląda na to, że jest mądrzejsza niż my".
Kręcąc głową w niedowierzaniu absurdu sytuacji, wrzuciła kopertę do kosza na śmieci.

*

- Idalia, jak tak dalej pójdzie, to się po prostu odwodnisz - zmartwiony Wiktor stał nad wymiotującą po raz kolejny żoną.
- Przynieś mi tabletki z bocznej kieszeni torebki - powiedziała słabo, podnosząc się z trudem znad ubikacji.
Ginekolog natychmiast spełnił prośbę.
- Tylko że tu nie ma żadnych...
Kiedy wrócił, w jego oczach lśniły łzy wzruszenia, a w dłoniach z czułością trzymał zdjęcie z USG.
- Widzę właśnie to twoje zatrucie, najdroższa moja. Czemu mnie wkręcałaś?
- Bo nie miałam pewności, w końcu Zdobyłam się na odwagę i Radwan zrobił mi USG.
Wiktor delikatnie wziął żonę na ręce i czule ułożył na kanapie.
- Teraz muszę o ciebie szczególnie dbać.
Uśmiechnęła się krzywo.
- A to w ogóle da się przeżyć?
- Musisz zaryzykować.
Niespodziewanie z oczu Idalii popłynęły łzy.
- Hej, Idalka, co jest? - Przytulił ją do siebie, jednocześnie próbując zajrzeć jej w twarz.
Kobieta nie mogła wykrztusić ani słowa, zanosząc się od płaczu. Wiktor głaskał jej plecy, przeczekując cierpliwie.
- Oj te koszmarne hormony, tak męczą moją logiczną do bólu żonę, no już, już dobrze. Damy sobie radę.
Po dłuższym czasie Ida wytarła twarz i wysiąkała nos.
- A poza tym strasznie się boję, znacznie bardziej niż za pierwszym razem, że coś pójdzie nie tak. Wiktor, cholera, ja nie mam dwudziestu lat.
- Pozytywne myślenie to połowa sukcesu. Tylko na to masz wpływ, Idunia, na nic więcej. Jesteś lekarzem, dobrze wiesz, że jeśli ma się coś stać, to i tak się nam przydarzy. Dlatego odganiaj takie myśli i po prostu spokojnie czekajmy.
- Prawda. Dobrze, że jesteś.
- Chodź się przytul, wszystko nam się uda, już dość było nieszczęść.
Objęli się kojąco.
- Muszę cię o coś spytać - wyszeptała lekarka.
- Słucham cię z uwagą.
- A czy my mamy w domu jakieś śledziki?
I po tym pytaniu, zupełnie już uspokojeni, wybuchnęli głośnym śmiechem.

*

- Nad czym tak dumasz, Agatko? - Radwan uśmiechnął się do koleżanki.
- Nad sensem życia.
- A to nie ma sensu. Szkoda się męczyć.
- Optymista!
- Realista.
- Brakuje ci po prostu mądrej i dobrej żony. Ot co. Od razu byś przestał wygadywać.
- A co, czyżbyś reflektowała?
- O  niee, kochany, ja już mam dobrego i mądrego prawie męża. A w dodatku, kurcze, kocham go jak diabli.
- Kto tu na co reflektuje? I kto mi poda łyk zbawienny? Może być kawy na przykład.
- Na żonę, Wikusia, chcesz się załapać? - Agata wstała, żeby nalać kawy przyjaciółce.
- Widzisz, Agu, to jest myśl. Faceci są beznadziejni, może czas coś zrewolucjonizować w tym życiu.
- O, wypraszam sobie - oburzył się Krzysztof.
- No dobra, z tobą nie jest jeszcze tak źle. Jak się czuje mama Zosi?
- Jest w ośrodku. Czuje się lepiej, ale wiecie jak to bywa z Alzheimerem. A ja nadal mam wyrzuty sumienia, że nie mogę się nią zająć.
- Logika ci szwankuje, drogi kolego, dlatego je masz - Wiktoria z radością napiła się kawy, skinieniem głowy dziękując Woźnickiej.
- To prawda - dodała internistka. - Zrobiłeś dla niej bardzo wiele. Wszyscy cię za to podziwiają. Jakbyś sobie to dalej wyobrażał. Ona potrzebuje opieki, stałej opieki, a my po prostu harujemy. Tam dostaje opiekę, jest wśród ludzi, a to na pewno jej pomaga. No i odwiedzasz Ją, kiedy tylko możesz.
- Ja to wszystko wiem, ale mimo wszystko mam wrażenie, że Zosia by tego nie aprobowała.
- Zosia by to zrozumiała, bo z pewnością cię kochała.
- A z tym - wtrąciła Consalida. - Trudno dyskutować.
- Zmieniając temat, potrzebuję waszej pomocy - ożywiła się Agata.
- Dajesz - zachęciła Wiki.
- Cały czas myślę o naszym małym chorym Krzysiu. Chciałabym zrobić co można, żeby znalazł dom, tylko że nie mam żadnego pomysłu. Ruszcie głowami.
- A co z tą jego matką nieszczęsną? - spytała rudowłosa.
- No nic, wypisała się na żądanie i zapewne poszła w tango, ale ona i tak by go nie dostała.
- Co, dojdzie do jako takiej formy i zabiorą go do domu dziecka, potem ruszy procedura adopcyjna, jeśli księżniczka ureguluje formalności. Na razie nie można nic zrobić.
- A ja myślę, że można, a nawet mam pomysł - ucieszyła się chirurg.
- Dajesz! - krzyknęli jednocześnie Agata i Krzysztof.
- Pojedźmy starym, dobrym, a przynajmniej czasem skutecznym schematem. Zróbmy o nim po prostu reportaż. Mam koleżankę dziennikarkę. Szalonego telewizora z TVP. Takie rzeczy jak czas antenowy oczywiście nie zależą od niej, ale pewnie coś wymyśli, jak ją dobrze przycisnę.
- Jesteś genialna - rozpromieniła się internistka.
- Wiem - uśmiechnęła się krzywo Wiki.
- To nie ma na co czekać, ja wracam na oddział, zobaczę, jak się trzyma mały, a ty dzwoń - zakończył rozmowę Radwan.

*

Dziennikarka miała na imię Kasia. Była dobrze po trzydziestce i tryskała energią co najmniej za dwie osoby. Stojąc nad inkubatorem, całą sobą wyrażała sprzeciw.
- Ja nie rozumiem, jak można, takie kobiety po prostu powinny iść siedzieć.
- Takie jest życie - smutno skonstatował Krzysztof. - Można tak mówić o wszystkich, którzy krzywdzą dzieci.
- Zrobię reportaż, jasne. Nie wiem czy to puszczą, ale postaram się. To kwestia społeczna, takie zwykle dosyć chętnie przechodzą. A nawet jeśli nie, to albo komuś sprzedam, albo puści to mój znajomy, który ma dosyć nośną telewizję internetową. Do tego portale społecznościowe i powinien być odzew. Dzisiejszy świat to internet.
- Dzięki, Kasia, jesteś wielka - Wiki uścisnęła dłoń koleżanki.
- Podziękujesz mi, jak to wyjdzie. A wyjdzie, bo to nie do pomyślenia, żeby taki człowieczek już na początku swojej drogi miał tak przechlapane.
- A ja mam wątpliwości - zakwestionowała sprawę Agata. - Czy ty się skoncentrujesz na dziecku? Na jego dobru, czy zrobisz to, co robi większość dziennikarzy?
- Nie rozumiem.
- Kasiu, Agata ma wątpliwości, czy nie jesteś czasem hieną.
- I ma rację - wtrącił się także Radwan. - Powiedzieliśmy ci, co stało się z pierwszym dzieckiem tej matki. Jeśli zaczniesz ją szykanować w telewizji, fakty z jej życia wyjdą na światło dzienne. Zaczniesz jej szukać do wywiadu z uporem godnym lepszej sprawy, to...
- Nie będzie kwestia dobra chłopca, a przy okazji Tretter wyleje nas z roboty - skonstatowała trzeźwo Agata.
- Hej! - zdenerwowała się Wiktoria. - Za kogo wy mnie macie.
- Spokojnie, macie rację - uśmiechnęła się dziennikarka. - Wiktoria, twoi znajomi nie mają pojęcia, jaką robię telewizję. Mają prawo we mnie wątpić. Umówmy się po waszej pracy. Pokażę wam kilka swoich reportaży.
- Nie gniewaj się - Załagodził Radwan. - Nam chodzi o dziecko, nie o tanią sensację.
- I to rozumiem - uspokoiła się Agata. - Za to teraz z czystym sumieniem możemy się umówić na kawę. Szybką, ale zawsze.

poniedziałek, 21 marca 2016

81.



"Świadomość, że wiesz czego chcesz, zawsze daje siłę i wolność".

*****

- Hej - Hana otworzyła zaspane oczy.
- Śpij, do mojego budzika jeszcze pół godziny. Dzieci śpią.
- W sam raz żeby z tobą pogadać. Co się dzieje, Piotr?
- Nie mogę spać, myślę o tym wszystkim - wyszeptał. - Jak my sobie teraz poradzimy? Jak rozdzielimy obowiązki?
- Nie przewiduj i nie zastanawiaj się. Żyjmy z dnia na dzień, a w końcu się przyzwyczaimy. To nam wszystkim wyjdzie na dobre. Częściej będzie w domu opiekunka. Jakoś damy radę.
Usłyszeli, że Tosia weszła do łazienki. Jej wymuszany kaszel było słychać w całym domu. Piotr jeszcze bardziej posmutniał.
- Jak mam przejść nad tym do porządku, kiedy ona znowu wymiotuje? Jak, kiedy ty będziesz nie z własnej woli wychowywać moje dziecko?
- Udaje. Dobrze o tym wiesz. I tak samo czujesz, że kocham ją jak Sarę.
Mężczyzna westchnął.
- Co ja mam robić, Hana?
- Udawajmy, że się nie domyślamy. To chyba na razie najlepsza strategia. Zostawmy ją może dzisiaj w domu. Ja nie mam dyżuru, posiedzę z nią, dam jej ile mogę bliskości. Przeczekamy, z czasem się uspokoi.
- Pogadam z Idalią. Może coś podpowie.
Pocałowała męża.
- I w ten sposób, z chwili na chwilę, przeżyjemy dzisiejszy dzień. Chyba nieźle, jak na całkowity brak planu, prawda?
- Zawsze jest nieźle, kiedy ty przy mnie jesteś, tej prawdy wolę się uchwycić i trzymać. Robi się znacznie lepiej.
- A do budzika jeszcze tyyyle czasu.
- Powiedz tylko słowo, a sprawię, że minie nam w sekundę.
- Czytasz w moich myślach. Oswójmy trochę tę szarą rzeczywistość, zanim będę musiała robić śniadanie dziewczynkom. - odrzekła Hana, zachłannie tuląc się do męża.

*

- Dzięki, że po mnie przyjechałaś, naprawdę marnie się czuję i to nie tylko przez wyjazd Melki, byłabym dzisiaj zagrożeniem na drodze, a dyżur nie zaczeka - Idalia, siedząc w samochodzie Agaty, oddychała głęboko. - Poprosiłabym Wiktora, ale dopiero skończył nockę.
- Przestań się tłumaczyć. Źle wyglądasz. Jesteś aż zielona. A dla mnie to przecież nie problem. Przynajmniej mam chwilę, żeby z tobą pogadać.
- Po prostu kręci mi się w głowie.
- Po prostu czy nadzwyczajnie?
Idalia nie odpowiedziała.
- Ida!
- No co Ida, co Ida. Jestem głupia, wiem, ale boję się sprawdzić.
- Moja ty ulubiona ofermo. Dojeżdżamy, ogarniamy pacjentów i w pierwszej przerwie gnasz do Radwana. Już ja ci to załatwię. Nawet zaraz trafi się okazja, bo mamy znaną już całemu szpitalowi wspólną pacjentkę.

*

- Cześć dziewczyny - Radwan powitał koleżanki w pokoju lekarskim. - Agatko, co tam z moją "ulubioną" pacjentką?
- Daj spokój, rozwala mi porządek na oddziale, Cały czas się awanturuje, pielęgniarki chodzą do niej tylko kiedy muszą. A niestety muszą często po cięciu. No i jadą już społeczni. Może czegoś ciekawego się dowiemy.
- Nie ma się co dziwić, silny syndrom odstawienia. Kilka razy już tam byłem i powtarzałem jej, że ze względu na cięcie i swój własny kręgosłup powinna przez te godziny spokojnie leżeć, a to mniej więcej znaczy w bezruchu i w jednej pozycji, jeśli nie chce zostać kaleką, ale są rzeczy ważne i priorytety. W tym wypadku ponad wszystko jest alkohol.
- Podaję jej kroplówki, nic więcej zrobić nie mogę. Powiedz mi lepiej co z maluchem? Chociaż obawiam się że wolałabym tego nie wiedzieć.
- No co. Wyciągnąłem chłopca z zaniżoną masą urodzeniową. I powoli trzeźwieje, też jest syndrom odstawienia jawny, badań krwi nie oszukasz. Chociaż w tym wypadku chciałbym. FAS widoczne nawet w wyglądzie dziecka. Oddechowo mały jest zupełnie niegotowy.
- To jakiś koszmar. Oczywiście z nią nie zostanie? Widziała go?
- Trafi do jakiejś placówki opiekuńczej. A potem, jeśli będzie miał szczęście i znajdą się ludzie, którzy zechcą go pokochać, do rodziny zastępczej, rodzinnego domu dziecka a może nawet do adopcji. Nie widziała syna i wolałbym, żeby nie zobaczyła.
- Optymista - wtrąciła się Idalia. - Zdrowemu dziecku, ale dużemu trudno jest znaleźć rodzinę. A co dopiero dziecku z FAS. Wszyscy by chcieli piękne i zdrowe niemowlęta bez skazy, a najlepiej jeszcze noworodki.
- To prawda, ale miejmy nadzieję - westchnął Radwan. - Dopiero się urodził, od razu zacznie się jego leczenie i rehabilitacja.
- To na pewno ułatwi mu start - podsumowała Agata. - Ale trochę nie ma się tym ludziom co dziwić. Latami marzą o własnym, a potem dostają cudze, to chcieliby chociaż zdrowe. A wybór mają jaki? Zwykle źle prowadzone ciąże, nieznane historie chorobowe rodziców. Podczas gdy oni biologicznemu nieba by przychylili i meldowali się u ginekologa najlepiej co tydzień. Wcale nie jest łatwo pokochać i wychować cudze dziecko, tak myślę. Ja nie wiem, czy bym umiała. Dość mocno wierze w genetykę.
- Może tyle pesymizmu we mnie dlatego, że moi znajomi zaadoptowali pozornie zdrowe dziecko. I teraz nie mają czasu żeby je wychowywać - dodała Ida.
- Dlaczego? - zapytali jednocześnie Agata i Krzysztof.
- Bo po czasie wyszło, że nieprawidłowo rośnie. I teraz się zaharowują, żeby podawać młodemu hormon wzrostu. A to nie jest tania zabawa. Kilkanaście tysięcy miesięcznie. Pracują, żeby ich było na to stać, na ten właśnie lepszy start. I mogą wychować bandytę, bo nie mają dla niego zupełnie czasu. Ale co mają robić? Cały czas są na świeczniku, bo przecież to rodzice adopcyjni, trzeba ich ciągle kontrolować, czy małemu niczego nie brakuje, czy w domu aby ojciec po pracy nie pije piwa, a sąsiedzi nie mówią źle o rodzinie. Paranoja.
- Przestańmy o tym gadać, bo zaczynam mieć ochotę na urlop - Agata podniosła ręce w geście bezradności. - Krzyś, chciałabym go zobaczyć.
- Jasne, przyjdź do mnie na oddział.
- A poza tym mam do ciebie prośbę, a właściwie Idalia ma. Jeśli masz jeszcze chwilę.
- Aga, daj spokój, zrobię beta HCG.
- Zabawna jesteś, z twoim cykorem? O ile cię znam, podejrzewasz coś co najmniej od dwóch tygodni. I ona ma, wystaw sobie, męża ginekologa - roześmiała się Woźnicka. - Lekarzu, idź do lekarza!
Cichocka się zaczerwieniła.
- USG odpowie ci na wszystkie pytania - uśmiechnął się Krzysztof. - Służę pomocą.
- A ja czekam na te najlepsze wieści, no, raz, raz!
Idalia wstając przytrzymała się przyjaciółki, żeby opanować zawrót głowy.

*

- I co, opowiadaj! - Woźnicka niecierpliwie zajrzała w oczy lekarki. Ida stała sztywno z grobową miną.
Rozpromieniony Radwan odpowiedział za nią.
- Sześciotygodniowa, zdrowa kropeczka. Widzieliśmy piękny pulsujący punkcik. Serce ma jak dzwon. A koleżanka ma skierowanie na wszystkie niezbędne badania. I jeśli chce prowadzić ciążę u mnie, widzimy się za dwa tygodnie.
- Fantastycznie! Wreszcie się doczekaliście! Musisz dzisiaj koniecznie powiedzieć Wiktorowi. Hej, co jest, nie cieszysz się?
Lekarka nie zmieniła wyrazu twarzy.
- Jeszcze za wcześnie na radość, wszystko może się zdarzyć.
- Oszalałaś? Z ciążą wszystko w porządku, widziałaś bijące serce!
- Agata, daj jej się oswoić. To zupełnie naturalna reakcja. Poza tym Ida ma rację, wiele jeszcze może się zmienić - wyciągnął rękę i uspokajająco położył ją na ramieniu psychiatry. - Odpoczywaj ile możesz i bądź dobrej myśli, a wszystko się ułoży. Powoli aż do szczęśliwego finału. A na mdłości imbir lub migdały. No i woda i herbatniki przed wstaniem z łóżka.
- Dziękuję ci. Jeśli to dla ciebie nie problem, zostań ze mną do końca.
- To dla mnie ogromna przyjemność. Znam plotki jak i ty znasz. Powiedzmy sobie wprost, mamy takie nasze małe porozumienie dusz osieroconych rodziców. I słowo honoru - zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby zadbać o was jak najlepiej i żeby ten finał był dla ciebie jednym z najpiękniejszych dni życia.
Agata wzięła w swoje dłonie ręce przyjaciółki.
- I tego się odtąd trzymasz. Musowo. Bo nic złego stać się nie może. Karta nie świnia, odwrócić się musi.
Roześmiali się z żartu, pełni radości i nadziei wywołanej rozpoczynającym się życiem ludzkim.

*

- Cześć, silny chłopaku - Agata i Krzysztof stanęli nad inkubatorem. - Taki jesteś malutki i smutny. Jakoś to będzie, w życiu zawsze jakoś tam jest. Tylko się nie poddawaj.
Radwana silnym wzruszeniem napełniło zaangażowanie koleżanki z interny. Cieszył go fakt, że nie tylko on ciągle myśli o małym niechcianym chłopcu.
- Nie mogę tego wszystkiego zrozumieć, wiesz?
- Bo tego nie da się ogarnąć, Agata, nie da się pojąć świadomie robionej krzywdy bezbronnemu.
- Wiesz co powiedziała kobieta z opieki społecznej?
- Pewnie nie chcę wiedzieć.
- Ale ci powiem, bo nie mam siły nieść tego sama. To dziecko miało zostać od niej zabrane zaraz po urodzeniu. Bezdyskusyjnie. Bo jej pierwsza dwuletnia córeczka zginęła w tragicznych okolicznościach. Matka i ojciec zachlali, zostawili otwarte okno. Dziewczynka wypadła z trzeciego piętra.
- Z jednej strony radość Idalii, z drugiej strony to. Parszywy świat. Tylko dzieci nadają mu sens.
- Dlatego musimy wymyślić mu imię.
- Masz jakieś propozycje?
- Dla mnie sprawa jest oczywista i to jest Krzyś.
Radwan położył delikatnie dłoń na rączce dziecka. Uśmiechnął się do niego.
- Cześć Krzychu, damy radę. Ja ci to obiecuję. Słowo doktora!

poniedziałek, 14 marca 2016

80.

"- Zastanów się, czy na pewno warto tak ryzykować.
- Nie martw się , wiem że warto. Czy czułaś kiedyś patrząc komuś w oczy, że czujesz się we właściwym miejscu , w domu?"

*****


Telefon zadzwonił akurat w momencie, kiedy Piotr wychodził spod prysznica. Na myśl o tym, że to znowu szpital, ogarnęło go zniechęcenie, do dyżuru miał jeszcze dwie godziny.
- Podaj mi, proszę. To pewnie coś ważnego!
Hana wślizgnęła się do łazienki. Na widok tak dobrze znajomego ciała męża na jej twarzy pojawił się uśmiech, a w sercu rozlało ciepło. Wręczyła mu telefon. Numer był nieznany.
- Gawryło.
- Wybaczcie mi, jeśli potraficie, ale nie umiem zmienić swojej decyzji - głos Magdy był przytłumiony przez ruch uliczny.
- Gdzie jesteś? Co ty wyprawiasz!
- Zaopiekujcie się Tosią. Z wami będzie jej lepiej. Ja wyjeżdżam za granicę.
- Czy ty wiesz, że ona tęskni, płacze, źle sypia?
- Muszę to zrobić. Muszę i chcę.
- To jest twoja córka, do cholery!
- Tak moja jak i twoja. Mnie też należy się trochę szczęścia.
- Kogo ty krzywdzisz, pomyśl, kogo!
Piotr usłyszał jeszcze w tle ponaglający męski głos. Połączenie zostało przerwane.
Stał zdruzgotany, niezdolny do żadnego ruchu. Nie mógł uwierzyć i nie wierzył. A woda z jego ciała jakby nigdy nic spływała na łazienkowe kafelki.

*

- Pomogę ci - rozczochrana Melania weszła do kuchni, w której Cichocka przygotowywała obiad.
- Nie ma potrzeby, zrób nam herbaty. Mam nadzieję, że wypoczęłaś. Wyglądasz znacznie lepiej.
- Tak, nie pamiętam, kiedy ostatnim razem tyle spałam. Sporo gram, ciągle jestem w trasie.
- Za dużo pracujesz, Melusia.
- Mówi ta, z którą nie mogę spokojnie usiąść, bo wiecznie ma dyżur. A co ja mam innego robić? Ty masz chociaż Wiktora. Ja tylko muzykę. Nie czuję potrzeby siedzenia w pustym domu.
- A nie przyszło ci do głowy, że właśnie dlatego masz pusty dom?
- Jakoś nie.
- Otacza cię przecież mnóstwo ludzi, muzycy, dyrygenci, sami artyści.
- Z których ego albo nie da się wytrzymać, albo dla odmiany są interesowni. Chcą, żebym grała z nimi recitale lub załatwiła im jakiś koncert, czy choćby miejsce w orkiestrze. To jest trudne środowisko.
- Ale jeśli praca pochłania cię bez reszty, nigdy nie ułożysz sobie życia. Ciągle będziesz sama, a to smutna perspektywa. Coś o tym wiem.
- Może właśnie to jest mi pisane. Nie zmienimy swojego losu samą tylko chęcią.
- A ja uważam, że szczęściu trzeba dopomóc, ty nawet nie próbujesz.
- O przepraszam, ja w życiu wszystko mam poukładane i do bólu oczywiste.
Oczy Idy zapłonęły.
- Możesz nie zaczynać tej rozmowy od nowa?
W spojrzeniu siostry lekarka natychmiast ujrzała blask swojej własnej furii. Odłożyła nóż.
- Okej - Melania gwałtownie postawiła na stole parujące kubki. - Nadal opieraj swoje życie na żalu. Z pewnością daleko zajdziesz! Cholernie jesteś uparta! Niczego cię nie nauczyły lata, w których do mnie tęskniłaś?
- To ja do ciebie przyjechałam, przypominam ci, nie ty do mnie.
- Dlatego wiem, że możesz to zrobić. Bo jesteś mądra i odważna.
Znowu jednocześnie złagodniały nieco.
- Czy chociaż raz pomyślałaś o tym, że ja po prostu nie chcę jej więcej widzieć? Że swoje zadanie już spełniła, urodziła mnie. Na nic poza tym nie miała ochoty! - Idalia napiła się gorącej herbaty, żeby ukryć ból.
- A czy ty myślisz o tym, co się z tobą stanie, kiedy będzie już za późno nie tylko na wybaczenie, ale zwłaszcza na rozmowę? Sumienie, Ida, nie da ci normalnie żyć! Czy ty chciałabyś, żeby twoja córka cię nienawidziła?
Idalia wstała, ogarnięta dziką furią.
- Mojej córki w to nie mieszaj. W temacie naszej matki nie waż się nawet o niej wspominać. Ja nigdy nie byłabym matką faworyzującą jedno, a jawnie odpychającą drugie dziecko. Niezależnie od okoliczności. I życie bym mogła oddać, gdyby ktoś dał mi szansę cofnięcia czasu i moja córka mogłaby żyć szczęśliwa, chociaż beze mnie. To chyba odpowiadałoby twojej matce, prawda? Mimo że z tobą była bliżej, jest wieczną egoistką. I nie ma pojęcia co to miłość macierzyńska, wierz mi na słowo. Wiem, co mówię.
Całkowicie zapominając o jedzeniu, wyszła z kuchni. Melania natychmiast za nią pobiegła, chwytając ją za rękę.
- Przepraszam.
Idalia się zatrzymała, ale nadal targały nią intensywne emocje.
- Potrzebuję czasu, żeby nauczyć się na nowo ciebie rozumieć bez słów - powiedziała Mela cicho. - Jesteśmy już dorosłe, nowe i inne, kształtowane przez różne doświadczenia. I mam gdzieś naszą matkę, jeśli to spotkanie ma zrobić ci krzywdę.
- Masz rację, Melania. I to nie chodzi o gniew. Ja po prostu chcę wiedzieć dlaczego. Ale ani nie mam siły, ani nie jestem na to gotowa. Boję się, że kiedy spojrzę jej w oczy, mój do niej żal zamieni się w czystą nienawiść.
- To nie takie proste. A ty pod tym względem ani trochę się nie zmieniłaś, zawsze dbasz przede wszystkim o innych i wiem, że nie jesteś zdolna do nienawiści. Nie odpychaj tego po prostu. Daj sobie taką ilość czasu, jaką potrzebujesz, ale myśl o tym. Wracaj do tego.
Idalia z westchnieniem i bez przekonania kiwnęła głową.
- To co, dostanę obiadek? Czy dopadnie mnie życie artysty - biednie, głodno i w beznadziei?
- Przecież wiesz - kąciki ust Idalii uniosły się w uśmiechu.
Melania spontanicznie przytuliła siostrę.
- Nie gniewaj się na twojego jedynego sobowtóra, bo mi będzie smutno. No i ja kompletnie nie umiem gotować.
- Gniewać się na ciebie? Niewykonalne.
- I wiesz, chcę już ciągle być blisko ciebie. Bo jakoś łatwiej mieć siostrę niż nie mieć. I taka fajna ta Warszawa. Może by mi tu dali robotę, jak myślisz? I w ogóle, strasznie, niewyobrażalnie mocno cię kocham!
- Mój cudowny wariacie - Ida szczerze odwzajemniła uścisk. - Takiej mi ciebie brakowało.
- Mogłabym zobaczyć twoją córeczkę? Jeśli tego nie chcesz...
- Daj spokój. Dolna szuflada w sypialni. Tam są wszystkie albumy.

*


- Ale Wiki, o co ci chodzi? Ja cię tylko zapraszam na imprezę. Nie do łóżka. Rozerwiesz się, będzie sporo ludzi. Prawie wszystkich znasz. Zawsze to jakaś odmiana między dyżurami - przekonywał uparcie Adam.
- O nic mi nie chodzi, po prostu nie mam ochoty nigdzie iść. To wszystko - Consalida podniosła znad papierów zmęczony wzrok.
- Kłamiesz. To o mnie chodzi.
- Wyobraź sobie, że nie we wszystkim, co dotyczy mojego życia ty grasz główną rolę.
- Sama się oszukujesz. Zrezygnowałaś z małżeństwa i po prostu teraz nie chcesz się ze mną pokazywać. Unikasz mnie, żeby nikomu nie przyszło do głowy, że zrobiłaś to ze względu na mnie. Przesadzasz, Wiki. Ludzie i tak będą gadać. A przed prawdą nigdy nie uciekniesz.
- Wiesz co? Specjalizacje chyba pomyliłeś. Powinieneś się zamienić z Idalią - rzuciła sarkastycznie.
Adam nie zdążył zripostować.
- Karetka! - padło z korytarza.
Wybiegli jednocześnie.
- Trzydzieści lat i trzy promile - westchnął ratownik. - Opatrzyliśmy ranę na głowie, ale oczywiście zróbcie tomografię. Ja idę czyścić zarzyganą karetkę.
Jak na komendę kobieta ponownie zaczęła wymiotować.
- Podaliśmy elektrolity i próbowaliśmy ją nawodnić, widzicie dlaczego, ale prawie nie kontaktuje mimo to. Ja nie chcę nikogo oceniać, ale to jest nie do pomyślenia.
- Raczej nie ona pierwsza i nie ostatnia. Halo! Słyszy mnie pani? - krzyknęła Wiktoria, potrząsając pacjentkę za ramię.
- Spierdalaj - padła trzeźwa i naturalna odpowiedź.
Wiki spojrzała na pielęgniarkę.
- Coś czuję, że pierwsza życiodajna dawka leków będzie podana koniecznie domięśniowo.
Pielęgniarka się uśmiechnęła.
Adam i ratownik przenosili pacjentkę na szpitalną kozetkę.
- Nie - Wiki była wstrząśnięta. - Powiedzcie mi, że mi się tylko wydaje.
- To właśnie miałem na myśli. Nie wydaje się pani doktor - podał lekarce torebkę pacjentki - W środku jest karta ciąży. Dawno nieuzupełniana, ale jadąc tutaj policzyliśmy z ciekawości. Wypadałby trzydziesty drugi tydzień. Jeśli dziecko żyje rzecz jasna.
Przez chwilę wśród personelu panowała głucha cisza, przerywana tylko wymiotami pacjentki.
- Kogo z ginekologów dzisiaj mamy, pani Kasiu? - spytał w końcu Adam.
- Jest doktor Radwan.
- To proszę tu przysłać i uprzedzić co go czeka.
- Jak Radwan zbada dziecko, wyślijmy ją na internę - zaproponowała Wiktoria.
- Oszalałaś? Ciężarną?
- Naprawdę chcesz robić aż taką sensację wśród tych nabuzowanych hormonami kobiet, które albo rodzą albo właśnie urodziły? Ewentualnie na patologii ciąży, gdzie kobiety modlą się o to, żeby wytrzymać w ciąży choćby jeszcze jeden dzień?
- Może masz rację. Ale to nie przejdzie. Widać, że słabo znasz Radwana.
- To znaczy co?
- Jak zobaczy stan matki, natychmiast rozwiąże ciążę, wszędzie temu dziecku będzie lepiej, niż w alkoholowych wodach płodowych.
- Okej, pewnie masz rację, ułatw mu sprawę i przyspiesz decyzję, zbadaj panią. Ostatnio świetnie znasz się na kobietach.

poniedziałek, 7 marca 2016

79.



"Gdy słowa już daremne, myśli daremne, a wyobraźni nie chce się już wyobrażać, jeszcze tylko muzyka. Jeszcze tylko muzyka na ten świat, na to życie".

*****

Drzwi otworzyły się, kiedy Agata wyjęła klucze z torebki.
- Idalia! Już jesteś! A ja przyszłam nakarmić Szczepana.
- Idalia aktualnie pod prysznicem, ale zapraszam - Melania przepuściła lekarkę w drzwiach.
- Ale jak to... Co...
- Ano tak - z wnętrza domu wyłonił się Wiktor. - Czary-mary, sobowtóry - uścisnął Agatę i pomógł jej, ciągle dosyć oszołomionej, zdjąć płaszcz. - Pani doktor podyżurowo blada, nie stresujmy jej dodatkowo.
- Racja, zróbmy kawy w celu leczniczym - mrugnęła Melania, po czym zniknęła w kuchni.
Szczepan przybiegł galopem i miauknąwszy radośnie, otarł się o nogi internistki.
- Kocie, może ty mi coś wyjaśnisz? - jęknęła skołowana Agata.
- Już gnam się tłumaczyć, ale pretensje raczej należy mieć genetyczne - Idalia wyszła z łazienki, poprawiając na głowie turban z ręcznika. - Melania, moja utalentowana siostra. Ta zdecydowanie lepsza kopia.
- I ja nic o niej dotąd nie wiedziałam?
- Bo życie jest bardzo skomplikowane, Agatko - uzupełnił ginekolog. - Ja poznałem ją wczoraj.
- Iduś, ty kompletny oszołomie - lekarka zbierała się jak potrafiła. - Ukrywasz przed światem tak bliską osobę? Co mnie z tobą jeszcze czeka?
- Nikogo nie ukrywam. Właśnie się na nowo znalazłyśmy. A czeka cię ze mną mnóstwo przygód.
- A że trochę nam znajdowanie się zajęło, cóż, problemy na łączach zdarzają się nawet u bliźniąt. Mela Nowicka - brunetka wyciągnęła rękę do Agaty.
- Agata Woźnicka. Miło cię poznać, choć prędzej przewidziałabym trzęsienie ziemi.
- Mam nadzieję, że nie zabraknie cię wieczorem. Od razu widać, że jesteś dla Idy ważna. Serdecznie zapraszam, zrobię, co w mojej mocy, żeby to nie był stracony czas.
Woźnicka spojrzała pytająco, nic nie rozumiejąc.
- Pij kawę - Ida podała jej parujący kubek. - Melut, idź się ogarniaj i załatwiaj te wasze artystyczne sprawy. I nie świruj ze specjalnymi zaproszeniami do pierwszych rzędów, bo mam dość brania mnie za ciebie. A ja pogadam z Agatą i wszystko jej wytłumaczę. Potrzebuje lekkiego wprowadzenia w temat. Koncertu też.
- W porządku, Ida, pamiętaj tylko o naszej rozmowie. Bardzo chcę potem do niej wrócić.
- Ale ja nie chcę. Nie ma żadnej rozmowy. Dla mnie temat matki przestał istnieć z dniem opuszczenia domu rodzinnego.
- Ale ona...
- Dyskusja skończona! - rzuciła psychiatra ostro, zbyt ostro, wprawiając Woźnicką w kompletną konsternację.

*

- Ciociu, możemy jeszcze coli? - wrzasnęła Kornelia, otwierając drzwi swojego pokoju.
- Możecie, ale pamiętaj, że w przyszłym tygodniu możesz o coli zapomnieć. I weź jakieś słodycze. Jak święto, to święto.
- Dobrze się czujesz? Niczego ci nie potrzeba?
- Tak, jestem tylko trochę zmęczona. Nie martw się, kochanie.
Zuzia leżała na kanapie, obłożona książkami, w większości kryminałami i czasopismami o wychowywaniu dzieci.
- Nic jej nie jest. Hana też dużo leżała, jak była w ciąży - Tosia nalała napoju do szklanek. - A teraz Sara trochę ryczy, jak jej na coś nie pozwalam, ale ogólnie jest fajna i słodka.
Dziewczynki, biorąc jeszcze chipsy, wróciły do pokoju.
- I nie boisz się, że rodzice będą kochać małą bardziej niż ciebie?
- Coś ty, to głupie i dziecinne. Dorośli się nad tym nie zastanawiają - dziewczynka z upodobaniem napiła się coli. - To tak jakbym ja miała myśleć, czy bardziej kocham mamę, czy tatę. Każde kocham inaczej, ale tak samo. Oni też tak mają. Wiadomo, że Sarenka potrzebuje więcej ich czasu i uwagi, bo jest maluchem, ale jak im przy niej pomagam, to potem więcej czasu mają dla mnie. Hana też.
- A kochasz Hanę?
- Bardzo. Czasem nawet bardziej niż mamę, to pewnie jest złe, ale taka jest prawda. Hana nigdy by mnie nie zostawiła. Ona strasznie kocha dzieci, bo jedno jej dziecko kiedyś umarło w brzuchu. Była wtedy bardzo smutna i pomagało jej to, że ja z nią byłam.
- To tak jak dziecko cioci Zuzi. Dlatego teraz musi leżeć i tak bardzo kocha mnie. Szkoda, że nasze mamy nie straciły dzieci. Może wtedy by kochały nas tak bardzo, jak my za nimi tęsknimy.
-Ale szkoda, że niedługo przyjdzie po mnie tata. Chciałabym jeszcze zobaczyć twój komputer i książki. No i myślałam, że pójdziemy na spacer.
- To przyjdziesz drugi raz. I jeszcze następny.
- O nie, teraz ty do mnie, musisz poznać Sarę, polubisz ją.
- No dobra, to dotrzymaj słowa.
- A mogę najpierw mieć do ciebie prośbę?
- Jaką?
- Chciałabym zadzwonić z twojego telefonu.
- Spoko - dziewczynka przygotowała urządzenie do połączenia, a syntezator mowy znowu zaciekawił Tosię. Córka Piotra Podyktowała numer. Niestety - po drugiej stronie nikt się nie zgłosił.
- Niech zgadnę, dzwonimy do twojej mamy.
W oczach Tosi zalśniły łzy.
- Tak, myślałam, że nie odbiera tylko z mojego numeru.
- To smutne. Ten świat czasami jest bardzo zły. Ale raczej zawsze się jakoś układa. Zobaczysz, będzie dobrze, a teraz już o tym nie myśl i dotrzymaj słowa. Chcę posłuchać twojego o mnie opowiadania.

*

- Czuję się strasznie nieswojo, nie mogłaś mnie uprzedzić? - Agata piorunowała wzrokiem przyjaciółkę.
- Daj spokój, wyglądasz naprawdę dobrze, siedzimy z tyłu, a poza tym zaraz i tak będzie widać wyłącznie muzyków. Szkoda tylko, że faceci nie mogą tu z nami być.
- I że ja nie bardzo znam się na muzyce klasycznej, nie mylić z nie lubię.
- Nie musisz, a nawet nie powinnaś się znać. Tu chodzi o Melanię. Ona ma to coś. Sama usłyszysz. Poza tym grają chwytliwy materiał. I koncert Beethovena. A potem zobaczymy. Jeśli zwyczaje jej się nie zmieniły, kiedy przetrwamy cały ten szał gratulacji, zachwytów i kwiatów, będzie strasznie głodna.
Umilkły, ponieważ na scenie pojawiła się pianistka wraz z orkiestrą. Natychmiast zostali powitani gromkimi oklaskami. Lekarki z podziwem popatrzyły na Melanię w klasycznej czarnej sukience, uśmiechającą się nieśmiało do publiczności.
Natomiast kiedy usiadła do instrumentu, patrzyła już wyłącznie w nuty, z rzadka zerkając na muzyków, cała stała się dźwiękiem. Wzrok u wszystkich zebranych przestał pełnić rolę wiodącą.
Agata z miejsca, zupełnie nieświadomie, zamknęła oczy i stała się podziwem. Orkiestra grała poprawnie, dosyć wiernie trzymając się partytury, od czasu do czasu pozwalając sobie na odstępstwa i uśmiech w stronę słuchacza, co dodało wykonaniu smaku i brawury. Melania była niezrównana, wyraźnie w swoim żywiole. Wkładała w dźwięk całą radość i nadzieję związaną ze spotkaniem siostry, całą energię ostatnich dni, a czerpać z jej kojącej pogody ducha mogli wszyscy, nieoczekiwanie wypełniając dusze spokojem. Lekarka zapragnęła częściej w ten sposób odpoczywać. Czuła, jak z jej ciała i duszy znika całe związane z pracą napięcie, jak odpływa od niej stres i niepokój. Wrażenie było niemal metafizyczne. Pianistka grała pewnie, lekko i płynnie, jakby od tego występu zależało jej życie. Cierpliwie prowadziła szlakiem nadzwyczajnego piękna wszystkich tych, którzy chcieli za nią iść.
Internistka dostrzegła kątem oka, że po policzkach Idalii płyną łzy. Na myśl o tęsknocie, jaką ta musiała czuć za bliźniaczką przez pół życia, zdecydowała się ich nie powstrzymywać. Piękno muzyki przynosi także oczyszczenie.
Kiedy koncert dobiegł końca i trwała owacja na stojąco, Woźnicka poczuła rozczarowanie. Chciała, by te niezwykłe chwilę trwały znacznie dłużej.
- Nie ma słów, żeby to opisać - ekscytowała się rozpromieniona, patrząc na wycierającą jeszcze oczy Cichocką. - Ona jest z innej planety.
- Zawsze taka była. To jest dar, albo się go ma, albo jest się zwykłym rzemieślnikiem. Wierzysz już teraz, że to lepsza kopia?
- Z całym do ciebie szacunkiem. Chodź, koniecznie muszę ją uściskać! Nie będę z nią teraz umiała normalnie rozmawiać!
- Tylko jej nie chwal. Bardzo tego nie lubi. A poza tym zacznie ci wymieniać, co poszło źle. A to może potrwać - dodała z ironią.
- Potrwać to może ta cała szopka. Nie mamy opcji się do niej dobić.
- Spokojnie. Jest zdrowa na umyśle, przynajmniej kiedyś była.
- To znaczy co?
- Da ludziom chwilę, a jak zacznie się robić naprawdę gorąco, wyjdzie do nas tylnym wyjściem. Samozachwyt źle wpływa na muzyka. Na szczęście ona szybko miewa dość.
- Ja bym nie miała - roześmiała się Agata. - Tak ciężko pracuje, tyle poświęca, należy jej się.
- Miałabyś. To wbrew pozorom bardzo męczące. I wymagające. Kiedy wszyscy mają cię niemal za boginię, a ty jesteś zwykłym człowiekiem, bardzo trudno to unieść. Przynajmniej moja siostra tak ma.
- Co mam? - spytała Melania, otulając się płaszczem w obronie przed zimnym wiatrem.
- Niesamowity talent. Naprawdę, ogromny szacunek. I ja chcę jeszcze raz - podziw wypełniał Agatę bez reszty.
- Daj spokój. Na razie to mam ogromny apetyt.
- No przyjmij komplementy z godnością, potworze, w końcu to od mojej Agu. Może być pizza? Prawdziwa włoska i pyszna.
- Musi. Inaczej umrę z głodu. A komplementy źle mi robią na muzykę. Mam od nich jeszcze większą tremę. Ciągle mi się wydaje, że tego nie udźwignę.
- Nie rozumiem.
- I nie zrozumiesz. To są artyści. Ciągłe skrajności.
- Muzyka jest ciągłym poszukiwaniem. Właściwego brzmienia i odpowiedniego przekazu w sobie. Inaczej to tylko dźwięki.
- Nadal nie rozumiem.
- Na nasze szczęście, Agu, my tego rozumieć nie musimy, wystarczy, że będziemy chronić ten klejnot.
- Czy to znaczy, siostrzyś, że stawiasz mi kolację?
- Sama widzisz, tak zdolna, jak wredna. Znaczy normalna. Zgadłaś, małpiszonie!