Bezsenność — choroba
epok, w których ludziom każą zamykać oczy na wiele rzeczy".
*****
- Jestem - krzyknęła Tosia od progu, zrzucając z ramion zbyt ciężki plecak.
- Cieszę się niezmiernie, mam nadzieję, że głodna - Hana przytuliła dziewczynkę mocno do siebie.
- Jak wilkołak - mała ufnie do niej przylgnęła, maksymalnie przedłużając chwilę bliskości.
- Na początek zupka pomidorowa?
- Mniam!
- No i jest jeszcze niespodzianka.
- Jaka?
Hana odwróciła się, żeby wziąć z szafki kopertę, a przy okazji ukryć wahanie.
- List od mamy do ciebie.
Na twarzy Antosi pojawił się brzydki grymas.
- Wyrzuć go.
- Ale... nie przeczytasz?
- Ja mam tylko tatę. I przybraną mamę. Sara, chodź tu!
Na dźwięk swojego imienia dziewczynka wybiegła z pokoju, w którym oglądała bajkę i z impetem rzuciła się w ramiona starszej siostry.
- Idziemy myć rączki, pomogę ci.
- Taaak, myć mydełkiem i wycielać poziądnie, ty teś, mama! - Sarenka pociągnęła za bluzę stojącą w osłupieniu matkę.
- Ja umyję zaraz, kochanie - wykrztusiła w końcu. - Teraz pójdę nalać wam zupki.
Dziewczynki z głośnym piskiem na wyścigi pobiegły do łazienki, a Hana z westchnieniem weszła do kuchni. Przez chwilę trzymała w dłoniach kopertę, wahając się, czy jej nie otworzyć. Szybko napisała SMS-a do męża z informacją o reakcji córki.
"Posłuchaj jej" - przyszła natychmiastowa odpowiedź. "Wygląda na to, że jest mądrzejsza niż my".
Kręcąc głową w niedowierzaniu absurdu sytuacji, wrzuciła kopertę do kosza na śmieci.
*
- Idalia, jak tak dalej pójdzie, to się po prostu odwodnisz - zmartwiony Wiktor stał nad wymiotującą po raz kolejny żoną.
- Przynieś mi tabletki z bocznej kieszeni torebki - powiedziała słabo, podnosząc się z trudem znad ubikacji.
Ginekolog natychmiast spełnił prośbę.
- Tylko że tu nie ma żadnych...
Kiedy wrócił, w jego oczach lśniły łzy wzruszenia, a w dłoniach z czułością trzymał zdjęcie z USG.
- Widzę właśnie to twoje zatrucie, najdroższa moja. Czemu mnie wkręcałaś?
- Bo nie miałam pewności, w końcu Zdobyłam się na odwagę i Radwan zrobił mi USG.
Wiktor delikatnie wziął żonę na ręce i czule ułożył na kanapie.
- Teraz muszę o ciebie szczególnie dbać.
Uśmiechnęła się krzywo.
- A to w ogóle da się przeżyć?
- Musisz zaryzykować.
Niespodziewanie z oczu Idalii popłynęły łzy.
- Hej, Idalka, co jest? - Przytulił ją do siebie, jednocześnie próbując zajrzeć jej w twarz.
Kobieta nie mogła wykrztusić ani słowa, zanosząc się od płaczu. Wiktor głaskał jej plecy, przeczekując cierpliwie.
- Oj te koszmarne hormony, tak męczą moją logiczną do bólu żonę, no już, już dobrze. Damy sobie radę.
Po dłuższym czasie Ida wytarła twarz i wysiąkała nos.
- A poza tym strasznie się boję, znacznie bardziej niż za pierwszym razem, że coś pójdzie nie tak. Wiktor, cholera, ja nie mam dwudziestu lat.
- Pozytywne myślenie to połowa sukcesu. Tylko na to masz wpływ, Idunia, na nic więcej. Jesteś lekarzem, dobrze wiesz, że jeśli ma się coś stać, to i tak się nam przydarzy. Dlatego odganiaj takie myśli i po prostu spokojnie czekajmy.
- Prawda. Dobrze, że jesteś.
- Chodź się przytul, wszystko nam się uda, już dość było nieszczęść.
Objęli się kojąco.
- Muszę cię o coś spytać - wyszeptała lekarka.
- Słucham cię z uwagą.
- A czy my mamy w domu jakieś śledziki?
I po tym pytaniu, zupełnie już uspokojeni, wybuchnęli głośnym śmiechem.
*
- Nad czym tak dumasz, Agatko? - Radwan uśmiechnął się do koleżanki.
- Nad sensem życia.
- A to nie ma sensu. Szkoda się męczyć.
- Optymista!
- Realista.
- Brakuje ci po prostu mądrej i dobrej żony. Ot co. Od razu byś przestał wygadywać.
- A co, czyżbyś reflektowała?
- O niee, kochany, ja już mam dobrego i mądrego prawie męża. A w dodatku, kurcze, kocham go jak diabli.
- Kto tu na co reflektuje? I kto mi poda łyk zbawienny? Może być kawy na przykład.
- Na żonę, Wikusia, chcesz się załapać? - Agata wstała, żeby nalać kawy przyjaciółce.
- Widzisz, Agu, to jest myśl. Faceci są beznadziejni, może czas coś zrewolucjonizować w tym życiu.
- O, wypraszam sobie - oburzył się Krzysztof.
- No dobra, z tobą nie jest jeszcze tak źle. Jak się czuje mama Zosi?
- Jest w ośrodku. Czuje się lepiej, ale wiecie jak to bywa z Alzheimerem. A ja nadal mam wyrzuty sumienia, że nie mogę się nią zająć.
- Logika ci szwankuje, drogi kolego, dlatego je masz - Wiktoria z radością napiła się kawy, skinieniem głowy dziękując Woźnickiej.
- To prawda - dodała internistka. - Zrobiłeś dla niej bardzo wiele. Wszyscy cię za to podziwiają. Jakbyś sobie to dalej wyobrażał. Ona potrzebuje opieki, stałej opieki, a my po prostu harujemy. Tam dostaje opiekę, jest wśród ludzi, a to na pewno jej pomaga. No i odwiedzasz Ją, kiedy tylko możesz.
- Ja to wszystko wiem, ale mimo wszystko mam wrażenie, że Zosia by tego nie aprobowała.
- Zosia by to zrozumiała, bo z pewnością cię kochała.
- A z tym - wtrąciła Consalida. - Trudno dyskutować.
- Zmieniając temat, potrzebuję waszej pomocy - ożywiła się Agata.
- Dajesz - zachęciła Wiki.
- Cały czas myślę o naszym małym chorym Krzysiu. Chciałabym zrobić co można, żeby znalazł dom, tylko że nie mam żadnego pomysłu. Ruszcie głowami.
- A co z tą jego matką nieszczęsną? - spytała rudowłosa.
- No nic, wypisała się na żądanie i zapewne poszła w tango, ale ona i tak by go nie dostała.
- Co, dojdzie do jako takiej formy i zabiorą go do domu dziecka, potem ruszy procedura adopcyjna, jeśli księżniczka ureguluje formalności. Na razie nie można nic zrobić.
- A ja myślę, że można, a nawet mam pomysł - ucieszyła się chirurg.
- Dajesz! - krzyknęli jednocześnie Agata i Krzysztof.
- Pojedźmy starym, dobrym, a przynajmniej czasem skutecznym schematem. Zróbmy o nim po prostu reportaż. Mam koleżankę dziennikarkę. Szalonego telewizora z TVP. Takie rzeczy jak czas antenowy oczywiście nie zależą od niej, ale pewnie coś wymyśli, jak ją dobrze przycisnę.
- Jesteś genialna - rozpromieniła się internistka.
- Wiem - uśmiechnęła się krzywo Wiki.
- To nie ma na co czekać, ja wracam na oddział, zobaczę, jak się trzyma mały, a ty dzwoń - zakończył rozmowę Radwan.
*
Dziennikarka miała na imię Kasia. Była dobrze po trzydziestce i tryskała energią co najmniej za dwie osoby. Stojąc nad inkubatorem, całą sobą wyrażała sprzeciw.
- Ja nie rozumiem, jak można, takie kobiety po prostu powinny iść siedzieć.
- Takie jest życie - smutno skonstatował Krzysztof. - Można tak mówić o wszystkich, którzy krzywdzą dzieci.
- Zrobię reportaż, jasne. Nie wiem czy to puszczą, ale postaram się. To kwestia społeczna, takie zwykle dosyć chętnie przechodzą. A nawet jeśli nie, to albo komuś sprzedam, albo puści to mój znajomy, który ma dosyć nośną telewizję internetową. Do tego portale społecznościowe i powinien być odzew. Dzisiejszy świat to internet.
- Dzięki, Kasia, jesteś wielka - Wiki uścisnęła dłoń koleżanki.
- Podziękujesz mi, jak to wyjdzie. A wyjdzie, bo to nie do pomyślenia, żeby taki człowieczek już na początku swojej drogi miał tak przechlapane.
- A ja mam wątpliwości - zakwestionowała sprawę Agata. - Czy ty się skoncentrujesz na dziecku? Na jego dobru, czy zrobisz to, co robi większość dziennikarzy?
- Nie rozumiem.
- Kasiu, Agata ma wątpliwości, czy nie jesteś czasem hieną.
- I ma rację - wtrącił się także Radwan. - Powiedzieliśmy ci, co stało się z pierwszym dzieckiem tej matki. Jeśli zaczniesz ją szykanować w telewizji, fakty z jej życia wyjdą na światło dzienne. Zaczniesz jej szukać do wywiadu z uporem godnym lepszej sprawy, to...
- Nie będzie kwestia dobra chłopca, a przy okazji Tretter wyleje nas z roboty - skonstatowała trzeźwo Agata.
- Hej! - zdenerwowała się Wiktoria. - Za kogo wy mnie macie.
- Spokojnie, macie rację - uśmiechnęła się dziennikarka. - Wiktoria, twoi znajomi nie mają pojęcia, jaką robię telewizję. Mają prawo we mnie wątpić. Umówmy się po waszej pracy. Pokażę wam kilka swoich reportaży.
- Nie gniewaj się - Załagodził Radwan. - Nam chodzi o dziecko, nie o tanią sensację.
- I to rozumiem - uspokoiła się Agata. - Za to teraz z czystym sumieniem możemy się umówić na kawę. Szybką, ale zawsze.