"Trzy rzeczy zostały z raju: gwiazdy, kwiaty i oczy
dziecka."
*****
- O, jak tu coś pięknie pachnie - Przemek wszedł do kuchni
rezydentów z promiennym uśmiechem na ustach. Od razu porwał ze stojącego na
stole słoika konserwowego ogórka, po czym schrupał go natychmiast.
- Hej - pisnęła stojąca przy gotującym się jedzeniu Agata -
Skoro już i tak zjesz połowę mojego obiadu, to chociaż nie podjadaj przed, bo
oberwiesz.
Przemek mimo gróźb sięgnął po następne warzywo.
- No, zabieraj Te łapy!
- Co tu się dzieje? -
do kuchni weszła Wiki. - O, obiadek.
- O, nie - krzyknęli jednocześnie Przemo i Aga.
- Nie dostanę obiadku? - wygięła usta w podkówkę.
Agata Zrobiła nieprzejednaną minę.
- Oczywiście, że dostaniesz, ty akurat zasłużyłaś, ale
przestańcie mi wszyscy przeszkadzać i dajcie skończyć.
- Ja przeszkadzam? Mnie tu nie ma - chirurg po raz kolejny
wyciągnął rękę w stronę słoika.
- Wika, zrób mu coś!
- Facecie, ogarnij się. Kiedy kobieta stoi przy garach, nie
należy jej dekoncentrować, im szybciej się tego nauczysz, tym lepiej dla
ciebie. No i tym większa szansa, że też dostaniesz obiad.
- Aga, świetnie wyglądasz przy garach, jak to możliwe, że
żaden gość tego jeszcze nie docenia, co? - pociągnął ją za kucyka.
- A ty będziesz świetnie wyglądał przy zmywaniu, skoro już
dzisiaj działa tu stołówka - odparowała
internistka.
Zdziwienie w oczach Przemka rozśmieszyło kobiety.
- Ma rację, mistrzu wyszukanych komplementów - zaśmiała się
Wiki.
- Spokojnie, ja jeszcze nie skończyłem, bo do pełni
szczęścia brakuje ci tego - Przemek podszedł do odwróconej w stronę kuchenki
dziewczyny i opierając się o nią nonszalancko, przewiązał jej w talii fartuszek
kuchenny.
Agata nagle odwróciła się w jego stronę, wypuszczając z rąk
łyżkę.
- Nie dotykaj mnie!
Zabrzmiało to tak rozpaczliwie, że się zawstydziła. Speszona
pochyliła się, żeby podnieść przedmiot z podłogi.
- Hej, no daj spokój, co ja takiego zrobiłem? Naprawdę
ładnie wyglądasz. Przecież nie zamierzam cię zgwałcić! Ostatnio nic ci nie
można powiedzieć, bo wszystko jest źle, nawet rozbawić się ciebie nie da!
Agata zakryła usta dłonią i pędem wypadła z kuchni.
Przyjaciele słyszeli już tylko, jak męczy ją silny i długi atak wymiotów.
- Stary, jak cię lubię! - Wiki zaczęła ratować przypalający
się obiad.
- I to oczywiście jest moja wina, nic nie mów Wiki, tylko
się nie odzywaj - Przemek uniósł ręce w obronnym geście.
- Nie twoja, przypadek.
- A co, jest w ciąży, Hana rozsiewa wirusa?
- Dobrze by było. A właściwie nie, byłoby cholernie
niedobrze. Daj jej po prostu spokój na razie i nie wracajmy do tego, okej?
- Jesteście gorsze niż moja Ola, a naprawdę myślałem, że
gorzej trafić się nie da.
- O, czyżby spięcia na damsko-męskiej linii?
- Lepiej nie gadać.
- Nakryj do stołu, chyba gotowe.
- Dla niej też?
- Tak, Dla Agaty też - Wiki nie chciała kryć sarkazmu.
*
- Otwieraj, Aga, nie ma czasu - Wiktoria stała pod drzwiami
lekko zirytowana.
W końcu ujrzała w nich trupio bladą twarz koleżanki.
- Nie jestem głodna, nie dociera?
- Jesteś, a jak nawet nie, to będziesz. A potem, kiedy już
zjesz, spokojnie, jakby nic nie zaszło wszyscy troje zbierzemy się do pracy.
- Męczysz.
- To był przypadek, nie zapominaj o tym, że zabroniłaś
komukolwiek mówić.
- To nie powiedziałaś mu teraz?
- Za kogo ty mnie masz?
- Wiki, jejku, dzięki, zrozum, ja naprawdę nie chcę się tym
chwalić. Próbuję normalnie żyć, staram się, ale ciągle coś się pieprzy.
- To teraz my wpieprzymy, pyszny obiadek, no, chodź. A potem
robota, dyżurek jest dobry na wszystko - zanuciła rudowłosa na melodię
starszych panów.
- Dyżurek to jest klinek na splinek - zawtórowała jej Agata.
-Na brzydki bliźniego uczynek - zaśpiewały już razem.
Do stołu poszły zaśmiewając się tak, jakby naprawdę nic się
nie stało. Wieczór dopiero się zaczynał.
*
- Herbatka, proszę bardzo - Przemek postawił kubek przed
Agatą. Kobieta złapała jego rękę w locie i przytrzymała kurczowo.
- Przepraszam. Bardzo przepraszam.
- Nie ma sprawy. Zresztą i ja trochę przegiąłem. To był
mocno szczeniacki tekst.
- Jest za co, moje życie jest ostatnio totalną porażką, a ja
dalej zniechęcam do siebie wszystkich bliskich mi ludzi. Jakbym mało miała
samotności i wrogów w tym szpitalu.
- Rozumiem cię, też to kiedyś...
- Ratunku! Pomocy! Moje dziecko! Niech mi ktoś pomoże!
Lekarze równocześnie wybiegli na korytarz. Stała tam
ciężarna kobieta i na oko ośmioletnia dziewczynka. Obie zanosiły się od płaczu.
- Spokojnie, co się stało? - Agata starała się powstrzymać
panikę. - Co dolega małej?
- Nie, to nie o Zosię chodzi, Mam silne skurcze, a to
dopiero trzydziesty tydzień. Co będzie, jak moje dziecko się teraz urodzi, jest
takie maleńkie! Niech pani coś zrobi! Błagam! Tak strasznie mnie boli...
- Wezwij ginekologa, Hana powinna dzisiaj być - rzuciła
koledze przez ramię. - A tobie zaraz zorganizujemy jakieś ciekawe zajęcie, ale
najpierw zajmiemy się twoją mamą, okej? - Ostatnie słowa skierowała do
wystraszonego dziecka.
Mała posłusznie kiwnęła głową i usiadła na krześle. Nerwowo
obgryzała paznokcie.
- Zaraz będzie ginekolog, a póki co proszę się położyć i
opowiedzieć, co się właściwie stało.
- Czy to ważne? Ratujcie moje dziecko!
Agata zmarszczyła brwi.
- Teraz podłączymy panią pod KTG, proszę w tym czasie
zorganizować kogoś do opieki nad dzieckiem. Nie sądzę, żeby udało się wam
dzisiaj razem wrócić do domu.
- Zosia nie ma z kim zostać, jesteśmy same. A pani ma mi
udzielić pomocy - twarz kobiety wykrzywił grymas bólu.
- Jestem, co się dzieje? - na izbę weszła Hana.
- Trzydziesty tydzień ciąży, silne skurcze, niczego więcej
nie udało mi się dowiedzieć - popatrzyła z rezygnacją na siedzące w kącie
dziecko - plus dziewczynka, którą nie ma się kto zająć.
- Jak to nie ma kto? A ty? Zbadam matkę, ty zabierz gdzieś
małą, póki nie ma tu masakry nocnej izby przyjęć - uśmiechnęła się do lekarki
pokrzepiająco.
Internistka kucnęła przy małej. Dziecko siedziało z nisko
opuszczoną głową i łzami w oczach.
- Zosiu, twoja mama będzie teraz badana przez tamtą panią, a
my nie będziemy im przeszkadzać, chodź ze mną.
Zosia z ociąganiem podreptała za Agatą. Była mocno
wystraszona.
- Co będzie z mamy dzidziusiem? Czy on jej umrze?
- Mamy? Z twoim bratem lub siostrą chyba, co? Pewnie będzie
dobrze. Jest jeszcze za malutki, żeby przychodzić na świat, ale pani doktor
poda twojej mamie leki i one mam nadzieję zatrzymają poród.
- Wolałabym, żeby umarł. Jestem przez to bardzo zła, prawda?
Nie polubi mnie pani?
Lekarkę zamurowało.
- Na pewno tak nie myślisz - wykrztusiła z trudem. - Wiesz
co? Mam tu schowane coś specjalnego. Jak mam długi, ciężki dyżur, albo jestem
bardzo smutna, tak jak ty teraz, to często mi pomaga.
Dziewczynka spojrzała na lekarkę zaciekawiona.
- I pani mi to da?
- Z przyjemnością.
Kobieta otworzyła szufladę biurka i ich oczom ukazały się
różne rodzaje saszetek z gorącą czekoladą. Zosia się uśmiechnęła.
- Proszę bardzo, wybieraj.
- A która jest pani ulubiona?
- Wiśniowa albo mleczna. Nigdy nie mogę zdecydować.
- To ja chcę mleczną. Tatuś mi często kupował taką normalną
mleczną czekoladę.
- Nie ma sprawy, posiedź tu chwilę, a ja w tym czasie
wyczaruję mleko, bo przecież pysznej czekolady nie zalewa się wodą, prawda?
- Nigdy nie piłam prawdziwej czekolady.
- Tym bardziej potrzebujemy mleka - Agata szybko wyszła, a
po chwili wróciła z kartonem z lodówki. Niestety do przygotowania go musiała im
wystarczyć mikrofalówka.
- No, to zaraz będzie gotowa. Słuchaj Zosiu, może znasz
numer telefonu twojego taty? Ktoś musi tutaj po ciebie przyjechać.
- Mój tata umarł.
Agata posmutniała.
- Bardzo mi przykro. Naprawdę.
- Wszystkim jest przykro, mnie też, tylko nie mamie. I to
przeze mnie ten dzidziuś umrze, tak jak tata umarł przez niego!
Dziewczynka się rozpłakała.
- Chodź do mnie, kochanie.
Mała wdrapała się internistce na kolana i mocno przytuliła
głowę do jej serca. Kobietę ogarnął ten specyficzny rodzaj czułości, jaki umie
wywołać tylko uścisk dziecka. Spłynął na nią spokój, już dawno tak dobrze się
nie czuła. Wszystkie jej problemy, wątpliwości, cała gorycz i smutek gdzieś
zniknęły. Były nieważne wobec dramatu małej dziewczynki.
- Opowiesz mi, co się stało? - odgarnęła dziecku włosy z
twarzy i jeszcze mocniej je przytuliła.
- Babcia powiedziała, że tatuś umarł przez dzidziusia - mała
wytarła oczy rączkami. - Myśleli, że ja śpię. Ale nie spałam, chciało mi się
pić. Wstałam i poszłam do kuchni, to znaczy chciałam iść. Stałam na schodach,
stamtąd wszystko słychać, co się dzieje w kuchni, i słyszałam, jak mama płacze,
a babcia jest zdenerwowana. Kłóciły się. Nie wiem o co. Chciałam z powrotem iść
do łóżka, bo nie chciały na pewno, żebym to słyszała, ale zacięły mi się nogi,
bo zrobiło mi się bardzo smutno, mówiły cicho, ale były bardzo na siebie złe.
Pewnie jak tatuś nie żyje, już się nie lubią? I to dlatego?
- Na pewno się lubią, po prostu wszystkim jest wam bardzo
trudno teraz. Niełatwo jest kogoś stracić, nawet dorosłym.
- No i wtedy babcia powiedziała, że przez tego bachora, tak
źli ludzie mówią o dzieciach w telewizji, jej syn umarł, bo jak był wypadek
samochodowy, to tatuś osłonił własnym ciałem mamę. I jego już nie ma, a mama
jest i głupie dziecko!
Dziewczynka kurczowo objęła Agatę trzęsąc się ze strachu.
- Zosieńko, twoja babcia nie miała racji. Ja jestem lekarzem
i wiem o tym na pewno. Samochodem pewnie kierował twój tatuś, a mama siedziała
na miejscu pasażera. Zwykle jest tak, że kiedy auto wpada w poślizg,
najbardziej poszkodowany jest kierowca. Pasażerowi grozi mniejsze
niebezpieczeństwo. Rzadko jest inaczej.
- Wolałabym, żeby umarła mama. Ona teraz kocha tylko tamto
dziecko! Mnie już nie chce. Albo żebym ja umarła zamiast taty.
- Dlaczego tak myślisz? To na pewno nie jest prawda!
- Kupuje mu łóżeczko, wózek, ubrania i wszystko, a mnie już
nie potrzebuje.
- Maluszku - oczy lekarki zaszły mgłą. - jeśli na świat ma
przyjść dziecko, wszyscy się tak zachowują. Musi mieć małe ubranka, bo urodzi
się za małe na inne. Musi mieć gdzie spać, w czym chodzić na spacer.
Niebezpiecznie byłoby, kiedy małe dziecko spałoby w dużym łóżku, a na spacer
nie może chodzić tylko na rękach, bo twoja mamusia nie mogłaby go tyle dźwigać.
- Przeze mnie się to wszystko stało. Teraz mama już na pewno
zawiezie mnie na wakacje do babci i już nigdy po mnie nie wróci. A pani nie
chciałaby mieć córeczki? Może mogłaby mnie pani wziąć od mamy? Ja już będę
grzeczna, obiecuję! Tylko mama jak się dowie, że ja to wszystko wiem i dlatego
tak zrobiłam, będzie wściekła.
- Dlaczego przez ciebie? - kobieta była wstrząśnięta i zła
na matkę dziewczynki. Nie mogła pojąć, jak ona mogła doprowadzić własne dziecko
do tak silnego poczucia winy i odpowiedzialności.
- Bo mieliśmy jechać na cmentarz, do nowego domu taty.
Kupiłam już nawet kwiaty dla niego, ale najpierw mama chciała jechać do
lekarza, żeby zobaczyć, co u tego dzidziusia. I jak już byłam ubrana, miałyśmy
wychodzić, to mama stojąc w drzwiach mojego pokoju powiedziała, że jutro
pojedziemy do taty, bo ona się źle czuje i nie może dzisiaj. I ja wtedy
zrobiłam się wściekła! Podbiegłam do mamy i mocno ją popchnęłam i z całej siły
uderzyłam ją głową w brzuch. Nie spadła ze schodów, ale uderzyła się o podłogę,
bo się przewróciła.
Agata była blada jak ściana.
- Źle zrobiłaś, ale twoja mama też nie jest bez winy.
Wiedziała, jak bardzo ci na tym zależy.
- Głupia jestem. Ale chciałam tak strasznie dać kwiaty tacie.
A tak naprawdę mamę też kocham i nie chciałam tego zrobić, wierzy mi pani,
prawda?
- Napij się czekolady, ciepła jest najlepsza. Pomyślimy, co
zrobić, żeby to wszystko jakoś naprawić.
W tym momencie bez pukania weszła Hana.
- O, przepraszam, to ja wam nie będę przeszkadzać w
przytulasach - uśmiechnęła się ciepło do małej. - Przytulajcie się mocno, to
jest wam obu teraz potrzebne.
- Dlaczego obu? -
spytała Zosia.
- Zostań - zezwoliła Agata - My też cię potrzebujemy.
Hana przysunęła do nich swoje krzesło.
- Dlatego - wyjaśniła Agata - Bo mnie też ktoś skrzywdził i
też teraz jestem taka zagubiona i smutna jak ty. Nawet nie wiesz, jak bardzo mi
pomogłaś.
- To ja cię mogę tak długo przytulać, aż zapomnisz - Zosia
objęła lekarkę za szyję.
- No widzisz? Nie masz wyjścia, musisz zapomnieć raz-dwa -
Hana się roześmiała.
- Pani też będzie mieć dziecko - stwierdziła pewnie mała.
- Tak, będę - Hana się zarumieniła.
- I Hana też dla niego wszystko kupuje, żeby niczego mu nie
brakowało na tym naszym skomplikowanym świecie - wtrąciła się Agata. - Pij
czekoladę do końca, a my sobie z panią doktor pójdziemy porozmawiać, o tym jak
czuje się twoja mama, dobra? Zaraz do ciebie tu wracam.
Wyszły, zamykając za sobą drzwi i oddalając się z zasięgu
słuchu dziecka.
- Niedobrze, Hana, co z tą matką?
- Podałam jej kroplówkę z Fenoterolem, Kilka razy w ciągu
nocy będę robić KTG. Po dziecko musi ktoś przyjechać, szybko jej nie wypuszczę.
Na razie skurcze osłabły, ale wszystko może się zmienić z chwili na chwilę.
Rano coś więcej ci powiem.
- Nie wiem, czy to dla ciebie ważne, ale to mała uderzyła ją
głową w brzuch. Kobieta się przewróciła.
- Nic mi nie powiedziała - Hana była mocno zaskoczona.
- Chroniła dziecko, co byś ty zrobiła na jej miejscu? Umarł
jej mąż, miały jechać na cmentarz, matka się źle poczuła i odmówiła jej tego.
Mała się wkurzyła i masz. Potrzebuję namiary na jakiegoś dobrego psychologa
dziecięcego. To nie jest normalne. Poza tym dziecko ma silne poczucie winy
przez kogoś wkręcone.
- No dobra, znajdę kogoś. I pogadam z tą matką. Dzieciak
musi przechodzić piekło. Ale nie wiem, chyba trzeba wezwać pogotowie
opiekuńcze. Kobieta mówi, że nikogo tu w mieście nie mają. Jej matka oddalona o
200 kilometrów, druga matka jeszcze dalej. Zadzwoni do nich, ale nie ma co z
nią zrobić dzisiaj.
- Wezmę ją do nas. Jeśli matka wyrazi zgodę, młoda mnie
lubi, przekona ją.
- Naprawdę tego chcesz?
- Jasne, to fajny dzieciak. Poza tym to ja więcej jej
zawdzięczam jak dotychczas.
- Okej, to do pracy. Wiesz, że ja też bym ją wzięła. Ale tym
razem do ciebie należy ten zaszczyt. Zastąpię cię na izbie.
No ja się agacie nie dziwię, że tak reaguje na mężczyzn, nawet na przyjaciół, minie z pewnością sporo czasu, zanim uda się jej normalnie podchodzić do facetów.
OdpowiedzUsuńAle na szczęście ma Wiki, niezawodną przyjaciółkę. Może z trochę ciętym językiem czasami, ale jest, a to najważniejsze :)
Boże! Biedna ta Zosia! Przez tę scenkę si popłakałam... zwłaszcza o tekście z przytulasami...
To prawda, dzieci pomagają nam uporać się z problemami, są takim lekiem, często nieświadomym... oooch więcej scen z udziałem Zosi! Dobrze, że trafiła na Agatę, a jej mama na Hanę!
Mam nadzieję, że będzie więcej scen z pacjentami w ogóle. Szpital w końcu to szpital. ;)
UsuńBardzo się cieszę, że podoba ci się pierwsza mała prawie pacjentka. :)
A Agacie krzywdy zrobić nie damy, przynajmniej na razie. ;)
"przynajmniej na razie" - później za to jej tak dowalimy, że już się nie podniesie :)))
UsuńK.
UsuńNie no, chyba chociaż trochę ją lubimy, damy jej żyć. :D
UsuńKomentarz Przemka na zachowanie Agaty był wyjątkowo nie na miejscu - ot, taka typowa męska wrażliwość. Całe szczęście, że Wiki w porę rozładowała atmosferę, nie dopuszczając do tego, przy przyjaciółka przepłakała samotnie resztę wieczoru. Swoją drogą, fajnie się dobrała ta trójka - lekko złośliwa i cyniczna Wiktoria, delikatna Agata, no i Przemek, jako męski pierwiastek w tym damskim gronie.
OdpowiedzUsuńMała Zosia trafiła w dobre ręce w tej całej trudnej sytuacji. Dziewczynka w ogóle nie miała prawa usłyszeć tego, co dorośli mówili na temat jej śmierci jej ojca, teraz już do końca życia zostanie w niej żal do młodszego dziecka. Całe szczęście, że Agata potrafiła jej rozsądnie wytłumaczyć fakt, że to nie ona spowodowała problemy swojej matki. No i doktor zachowała się naprawdę szlachetnie, zabierając maluta do siebie. Miejmy nadzieję, że pomogą sobie nawzajem uleczyć poharatane dusze.
K.
Dlatego z uporem maniaka nie oddaję Przemka Oli i go nie "wyprowadzam" z hotelu rezydentów, zdecydowanie bardziej tutaj mi się przydaje.
UsuńZosia świętuje triumfy. ;) Fajnie, że pacjenci się przyjmują.