poniedziałek, 17 listopada 2014

10.

"Kiedy płaczesz, i ja płaczę, a gdy ty cierpisz, ja też cierpię. I wspólnie spróbujemy powstrzymać potoki łez i zwątpienie, by dalej brnąć po wyboistych ścieżkach życia."

*****

Piotr, proszę cię, odbierz ten telefon" - myślała Hana, niespokojnie przechadzając się przed szpitalem. "Odbierz, odbierz, odbierz".
Niestety po drugiej stronie nikt nie podnosił słuchawki. Usiadła więc na pobliskiej ławce i zalała się niekontrolowanym potokiem łez. Tak żałosny widok  spostrzegła wychodząca ze szpitala Wiki. Natychmiast podbiegła do koleżanki z przerażeniem w oczach.
- Boże, Hana, co jest, jak ci pomóc?
Hana kręciła tylko głową, nie mogąc dojść do siebie ani wykrztusić słowa. W końcu jednak udało jej się wziąć głębszy oddech.
- Nic, Wiki, nic, koszmarne hormony. Teraz one rządzą moim życiem.
- No tak - stwierdziła chirurg wątpiąco. - Tak jak i ten telefon, który w niedźwiedzim uścisku zaraz pożegna się z istnieniem.
Po policzkach ginekolog znowu popłynęły łzy.
- Bo faceci to idioci, wszyscy bez wyjątku - ukryła twarz w chusteczce. - A jak spotkasz Piotra, to sama go zabij, zanim ja to zrobię, bo u mnie śmierć będzie powolna i w męczarniach. Nie przejmuj się mną, naprawdę. Dla mnie teraz każde nieporozumienie to trzecia wojna światowa. Jutro będę pytać, o co mi właściwie chodziło - z trudem upozorowała uśmiech.
- Nie przekonałaś mnie, ale jak chcesz, w każdym razie - uważaj na siebie, a jak spotkam tego złego faceta... - wykonała dłonią gest strzału z pistoletu.
Hana tak samo gwałtownie jak przedtem płakać, teraz zaczęła się śmiać.
 - Okej, okej, wierzę w hormony - Wiki bezradnie rozłożyła ręce, odchodząc roześmiana i machając koleżance na pożegnanie.
*
- Hana - do lekarki podeszła zdyszana Agata. - Co z tym psychologiem? Dzisiaj wieczorem po Zosię przyjeżdża babcia...
- Nie teraz! - odwarknęła kobieta.
- No dobra - internistkę mocno zdziwił ton koleżanki, ale wzruszyła tylko bezradnie ramionami.
- Zadzwoń... potem.
Hana wyminęła ją nie zaszczycając ani jednym spojrzeniem. Szybkim krokiem szła na ginekologię.
*
- Jesteś nareszcie. Myślałem, że od rana będziesz warować pod drzwiami, a tu piętnaście minut spóźnienia. Nie wierzę.
 - Darek, poczekajmy jeszcze chwilę, proszę - ton Hany był błagalny, z rozpaczą zerkała ciągle na telefon, dłonie ze stresu miała mokre od potu.
 - Coś nie tak?
- Nie, po prostu poczekajmy.
- A, rozumiem, nie ma pana taty. Korki?
- Szczerze mówiąc - nie odbiera.
- Zróbmy tak: umówmy się, że przedłużymy badanie, jeśli przyjdzie. To wszystko będzie długo trwać, więc zacznijmy, zdąży.
Hana westchnęła zrezygnowana i przystąpili do badania.
- Dokonaj wszystkich pomiarów, płeć zostawmy na koniec, dla taty. Przesuwaj mi obraz, nie chcę wiedzieć bez niego.
- Zrozumiałe. Wydarzenie na skalę życiową, że go tu jeszcze nie ma to dziwne.
- Nie, nie mogę po prostu wytrzymać, czemu jego nie ma, kiedy mógłby patrzeć, jak jego... dziecko ziewa. Moje maleńkie szczęście!
- Już pani wie, pani doktor, nic się przed panią nie da ukryć. Taki los ginekologa. Ale ja jestem pod wrażeniem, pani córka już w życiu płodowym jest małą kokietką, o, proszę, jak urzekająco ssie palec.
- Moja cudowna dziewczynka! Boże, Darek, to jest jakiś trzeci wymiar, takie szczęście dla wybranych. I że właśnie ja je mam.
- Zasługujesz jak mało kto. Bardzo się cieszę razem z tobą, przecież mnie znasz. Powoli kończymy, wszystko gra, reszta to nasze zachwyty, Piotr może żałować. Główka poprzecznie i obwód w porządku, kręgosłup, przepona, narządy wewnętrzne, kość udowa zmierzona, nie będziesz mieć kolosa, łatwo ci będzie ją urodzić. Nie powinna przy porodzie przekroczyć 3500 g.
- Plus granica błędu USG 500 g, to cztery kilo, co to jest dla mnie, mały pikuś.
- śmiej się, śmiej, jak do trzech i pół mała dobije, masz u mnie własnoręcznie upieczone ciasto. Słowo ginekologa.
- Córcia, rośniemy, rośniemy, nie możesz mi tego zrobić, obie bardzo chcemy spróbować ciasta pana doktora. Własnoręcznego.
- Zobaczymy, co powiesz przy porodzie, jak ci tak rzeczywiście urośnie. 
- Cóż ja mogę - lekarka poczerwieniała. - Wskoczyło, to i wyjść jakoś musi. Dziękuję ci za wszystko, dzisiaj mam wolne, uciekam, wstąpię jeszcze tylko dać Agacie numer do psychologa dziecięcego, bo odkładam i odkładam...
- Hana - Wójcik zatrzymał ją w pół słowa. - Może mu coś wypadło, takie rzeczy się zdarzają. Wszystko ci wyjaśni.
- Dareczku, ty go w ramach męskiej solidarności nie tłumacz. Dyżuru dzisiaj nie ma, kiedy ja wychodziłam, już go nie było i nawet nie może odebrać telefonu, dzisiaj mieliśmy poznać jej płeć, on może być tylko tutaj, jestem tak wściekła, tak niesamowicie rozżalona, że mnie roznosi. Tym razem nie hormony są tego przyczyną.
- Nie zapominaj, my jesteśmy tylko facetami.
- Będzie ciężko, chyba nie da rady, spokojnego oddziału - uścisnęła lekarza na pożegnanie.
*
Piotr bębnił wściekle palcami w deskę rozdzielczą. Wszechobecne warszawskie korki doprowadzały go do szału, a już i tak był zirytowany. W połowie drogi do Tosi uświadomił sobie, że telefon został w kuchni na stole, przez co gdyby z Haną coś było nie tak, nawet nie zdoła się dowiedzieć. Minęła dziewiętnasta, a w domu powinien być już od kilku godzin. Chciał zabrać córeczkę do kina, ale oczywiście kiedy przyszedł mała nie była gotowa. Potem Magda zasypała go stosem swoich zwykłych zarzutów. Nie liczył już nawet na fakt, że kiedyś pogodzi się z jego nowym małżeństwem i spróbuje ułożyć swoje życie. Ostatecznie zorganizował dziecku wypad na plac zabaw i wizytę w McDonald's. Wprost wymarzona i niezwykle wychowawcza forma spędzania czasu. Na szczęście mała nie wyglądała na rozczarowaną. Potem Magda siłą wymusiła na nich, że skoro już wrócili później niż mieli, a Piotr nie ma dyżuru, to nie zrobi mu różnicy, jeśli pójdzie z małą do sklepu i zrobią zakupy, które następnie pomoże jej przynieść do domu, bo ona wszystkiego jako matka nie będzie robić sama. Ustąpił tym razem - dla świętego spokoju. Podejrzewał jednak, że żona jest już jego nieobecnością mocno zaniepokojona. Z ulgą wysiadł z auta ciesząc się w duchu, że ten ciężki dzień wreszcie dobiega końca.
*
W domu panowała cisza. Zmartwił się trochę, że żona znowu tak wcześnie zasnęła mimo piątego już miesiąca ciąży. Ostatnio było dobrze, żadnego powodu do niepokoju czy strachu, ciąża przebiegała zupełnie fizjologicznie. Wczesny wieczór to jeszcze nie jej pora na odpoczynek. ostrożnie zajrzał do sypialni. Hana leżała na łóżku przykryta kocem po samą szyję, oczy miała otwarte, nie zamierzała spać, twarz zaczerwienioną od płaczu.
- Hej - pocałował ją w rozpalony policzek. - Już jestem, przepraszam za ten telefon, rano wszystko w biegu, następnego razu nie będzie. Płakałaś? No coś ty! Jest okej!
Hana się nie odezwała, nawet na niego nie spojrzała.
- Obrażalska moja, dasz spokój?
- Idź do kuchni i spójrz w kalendarz - jej ton był lodowaty do tego stopnia, że Piotr nie oponował.
Na kartce przedstawiającej kończący się właśnie dzień czerwonym długopisem kobieta napisała swoim wyraźnym, kaligraficznym pismem dwa słowa: USG połówkowe. Mężczyzna złapał się za głowę z wrażenia.
- Możesz nie uwierzyć, ale byłem przekonany, że to jutro, ja nie wiem, jak to możliwe. Pomyliłem po prostu dni w tym codziennym zakręceniu. Strasznie cię przepraszam. Jak było?
- Od tygodnia nie gadamy o niczym innym.
- No właśnie dlatego, przecież nie wyszło tak specjalnie, hej, chciałem tam być.
- Nic do mnie teraz nie mów.
- Ale daj sobie wytłumaczyć coś! Potem Magda mnie zatrzymała.
To wyprowadziło lekarkę z równowagi ostatecznie. Gwałtownie poderwała się na nogi, nie umiała już nad sobą zapanować.
- Co ty do mnie mówisz, człowieku! Nie ma takiej rzeczy, takiego wyjaśnienia! Nic nie mogło cię powstrzymać przed pójściem tam ze mną. Wiesz dobrze, jak bardzo się boję o nie, jak uważam na wszystko co robię i w pracy i w domu. Jak bardzo chcę już mieć tę ciążę za sobą. Jak mogłeś mi to zrobić! - głos kobiety histerycznie falował.
- Każdemu się może zdarzyć, Hana, opanuj się. Wiele kobiet chodzi w pojedynkę na takie badania. Poza tym mogłaś przełożyć na jutro i byłoby po sprawie, a nie teraz wrzeszczysz na mnie, czasu nie cofnę, tak?
Kobieta opadła z sił.
- Nie mogłam. Ale ty mnie w ogóle nie rozumiesz. Kompletnie.
- Mam na głowie szpital, córkę, ciebie, pomagam ci w domu. Przesadzasz trochę, nakręcasz to.
- Mnie masz na głowie? A nie uważasz, że powinieneś mieć nas?
- O co ci znowu chodzi? Na litość boską...
- O zaufanie - Hana była już spokojna, jej ton zrezygnowany, rozpaczliwie smutny. - Zawiodłeś mnie Piotr, pozwoliłeś, żeby zawładnął mną strach, żebym została sama bez żadnego ważnego powodu. W tej chwili cię po prostu nienawidzę. Może jutro mi przejdzie, ale dzisiaj tak jest. Nie nosisz telefonu, nie wracasz na czas, a ja usiłuję nie zwariować, przypominając sobie czas, kiedy James nie wracał do domu na noce. Potem dziwisz się, że mam koszmary. Narażasz moje kruche poczucie bezpieczeństwa, to że od roku przekonuje siebie mniej lub bardziej skutecznie, że to wszystko, co przeszłam, to zamknięty rozdział. Że ty nade mną czuwasz i nie jestem już ze wszystkim sama. Mogę być spokojna, szczęśliwa,  Co masz twoim zdaniem zrobić, zdradzić mnie, żeby się liczyło? Żeby stało się na tyle ważną sprawą, na którą nie wystarczy przepraszam? Kiedy zwrócisz uwagę? Kiedy przestanę według ciebie przesadzać?
- Nie rozumiem cię. Wyolbrzymiasz, wzbudzasz we mnie poczucie winy, jakbym zrobił ci straszne świństwo. A to jest tylko pomyłka, nic więcej. Niezamierzona w dodatku.
- Właśnie to jest największy problem naszego małżeństwa, że ty mnie nie rozumiesz. Dla ciebie to tylko badanie, ja, gdyby coś nie poszło w jego trakcie, rozsypałabym się na kawałki. Chciałam trzymać cię za rękę, chciałam, żebyś razem ze mną poznał płeć twojego dziecka, chciałam zobaczyć, jak śmieją ci się oczy, kazałam Wójcikowi czekać na ciebie, chciałam, żebyś się wzruszył jak ostatnim razem. Był przy mnie, a nie ciągle obok mnie.
łzy popłynęły z oczu kobiety. Wysiąkała nos, zmęczona opadła na łóżko.
- Nie tłumacz się już, po prostu zastanów, przemyśl i broń Boże nic do mnie już dzisiaj nie mów. Może jutro, może za tydzień będę skłonna do wybaczenia tego, zapomnienia i do przemyślenia twoich racji. Dzisiaj chcę zostać sama, pójść spać, jutro iść do pracy i za tobą zatęsknić.
Mężczyzna położył się obok żony i ostrożnie dotknął jej ramienia.
- Nie wiedziałem, że to dla ciebie jest aż takie ważne. Porozmawiamy jak ochłoniemy, w tym akurat masz rację. Tylko się znowu nie zamykaj, wolę jak na mnie krzyczysz, nawet aż tak bardzo.
Odsłonił koszulkę Hany i pocałował brzuch.
- To kim jesteś, moje maleństwo?
Hana leżała milcząca, z zamkniętymi oczami. W końcu jednak nie wytrzymała.  Dłoń Piotra głaszcząca jej zaokrąglony brzuch działała na nią kojąco.
- Dziewczynką - odpowiedziała po prostu.
- Moja maleńka księżniczka. Tata nie pozwoli, żeby tobie i mamie stała się odtąd jakakolwiek krzywda. Przekonaj o tym mamę - ostatnie słowa wypowiedział szeptem.
Potem wstał i wyszedł do łazienki. Zasypiając, zmęczona wrażeniami dnia i płaczem Hana słyszała już tylko cichy szum prysznica.

4 komentarze:

  1. Nareszcie zadowalająca długość :)
    Fajna rozmowa między Wiki a Haną, nie myślałam, że one tak będą potrafiły (nie wiem dlaczego u mnie takie obawy)
    No i z jednej strony rozumiem, hormony, te wahania nastrojów... ale kurcze. Piotr tego nie chciał, Hana moim zdaniem troszeczkę wyolbrzymia. On nie jest Jamesem, ja wiem, łatwo się mówi, ale bycie z nim powinno ją nauczyć, że Piotr jest zupełnie innym facetem.
    Jednak córeczka, jeśli odziedziczy charrakterek po mamusi, to będzie miał piotr wybuchowo :)
    A Hana niech się nie martwi, każde kolejne badanie na pewno piotr spędzi z nią, przecież każdy wie jaka jest Mgda, zaborcza i zrobi wszystko, żeby popsuć Hanie humor...
    Czekam do kolejnego poniedziałku i liczę na równie dłuuuugą część - ela :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, z tymi długościami to różnie bywa, ale prawda, teraz jakieś dłuższe części wychodzą, jeśli chce się umieścić w jednej kilka scenek.
      Hana ma w sobie zakorzenionych wiele obaw i ciążowych, i życiowych, miejmy nadzieję, że z czasem się rozwieją. A Wiki jest idealną partnerką do rozmów z humorem. :) Dobrze się pisze z nią dialogi.
      Pozdrawiam cię!

      Usuń
  2. Hana robi się coraz wrażliwsza, widać że Piotr już nie nadąża za jej rozszalałymi hormonami. Z drugiej strony - oboje mają swoją rację i trudno ująć się jednoznacznie za którymkolwiek z nich, bowiem zrozumiałe są zarówno emocje młodej matki związane z doniosłymi chwilami rodzinnego życia, jak również przeciwności losowe, którym sprostać musiał jej nieszczęsny młody mężczyzna. Najważniejsze jednak, że w tym wszystkim są na tyle otwarci na siebie nawzajem, by przejść zwycięsko przez takie małe, prywatne końce świata :)

    K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. bo takie już to życie jest, że nigdy nic nie jest jednoznaczne, czarne lub białe, sporo kolorów ma ten świat. :)

      Usuń